Po oficjalnym wyborze firmy Pratt&Whitney na dostawcę silników dla F-35 GE postanowiło dalej podtrzymywać badania nad swoim silnikiem z własnych funduszy. Taka sytuacja nie mogła jednak trwać wiecznie. Rzecznik firmy stwierdził, że z biznesowego punktu widzenia dalsze inwestowanie firmowych środków w ten projekt nie ma sensu. Dla firmy nie oznacza to cięć w personelu, gdyż zwolnione zasoby ludzkie zostaną przesunięte do zadań związanych z lotnictwem cywilnym. Mówi się o około 800 osobach, które trzeba będzie zagospodarować. Gdyby jednak GE uzyskało kontrakt wiązałoby się to ze zwiększeniem zatrudnienia o około 500 osób. Warto przypomnieć, że pierwotnie rozważano dwa silniki dla F-35 co jest powszechną praktyką choćby w lotnictwie cywilnym, gdzie nabywca zazwyczaj ma możliwość wyboru samolotu z konkretna jednostka napędową. Konkurencja zawsze napędza innowacyjność i jakość. Pomimo to administracja zarówno Busha jak i Obamy uznały, że alternatywny silnik jest zbędny. W lutym bieżącego roku obcięto 450 milionów dolarów na finansowanie projektu GE przy którym firma współpracowała z Rolls-Roycem. Tym samym ponad 15 lat prac w firmie z Ohio poszło na marne. Wymagany miliard dolarów na ukończenie F136 okazał się jednak zbyt dużą sumą w dobie szalejącego kryzysu.
Źródło: seattletimes.com
Więcej lotniczych aktualności znajdziesz w portalu prowadzonym przez autora tej wiadomości. Serdecznie zapraszamy do codziennego odwiedzania portalu infolotnicze.pl |