Polska

Mało kto wie, iż to właśnie Ju 87 rozpoczęły drugą wojnę światową w powietrzu.

Polacy w ramach przygotowań do wojny zaminowali most nad Wisłą w Tczewie, będący częścią linii kolejowej łączącej Prusy Wschodnie z Berlinem. Detonatory umieszczono w budynkach tczewskiej stacji kolejowej, stamtąd też pociągnięto do mostu przewody detonacyjne – to właśnie był cel pierwszego nalotu na Polskę. Stuki miały uniemożliwić zdalne wysadzenie mostu, by niemieccy żołnierze wiezieni do Polski pociągiem pancernym mogli opanować stację. Zadanie owo zlecono pilotom ze StG 1, którzy wcześniej, latem kilka razy pokonali po cywilnemu trasę z do Berlina tam i z powrotem w specjalnych, zapieczętowanych pociągach pasażerskich.

1 września 1939 roku o godzinie 4.26 trzy Ju 87 pod dowództwem Oberleutnanta Brunona Dilleya rozpoczęły ośmiominutowy lot do celu; każdy samolot uzbrojony był w jedną bombę 250 kg i dwie pary bomb 50 kg po skrzydłami. Pierwszy nalot największego konfliktu zbrojnego w historii sam w sobie okazał się stuprocentowym sukcesem – bomby trafiły w cel, kable łączące detonatory z ładunkami wybuchowymi zerwano. Rzeczony pociąg pancerny wyruszył jednak z opóźnieniem i polscy saperzy zdążyli wysadzić most.

Następna akcja z udziałem Stuk, nalot na krakowskie lotnisko, nie zakończył się powodzeniem. Ku zaskoczeniu niemieckich pilotów, polskich samolotów już tam nie było, czekały na rozkaz startu na lotniskach polowych. Zrzuciwszy więc bomby na puste hangary, Niemcy z I./StG 2 Immelmann zawrócili do baz. W drodze powrotnej natrafili na jedno z takich polowych lotnisk, gdzie startowała właśnie para P.11c. Prowadzący pary, kapitan pilot Mieczysław Medwecki, jeszcze na wznoszeniu wziął na cel jednego z pierwszych Ju 87, ale skoncentrowany na wrogiej maszynie, nie zauważył, że na ogon weszły mu trzy Stuki, z Leutnantem Frankiem Neubertem na czele. Skutecznie przezeń ostrzelany polski samolot eksplodował w powietrzu. Była godzina 5.15. Kapitan Medwecki stał się pierwszym polskim pilotem poległym w II wojnie światowej.

Znaczek pocztowy przedstawiający Ju 87

Znaczek pocztowy przedstawiający Ju 87

W tym samym czasie hitlerowskie „nurkacze” atakowały okręty Polskiej Marynarki Wojennej. Nie może dziwić, że do tej roli wyznaczono jednostkę przeznaczoną do bazowania na lotniskowcu – 4.(st)/TrGr 186 (łatwo zauważyć, że Trägergruppe zachowała stary, trzycyfrowy system oznaczeń). Z rana mgła uniemożliwiła nalot na Westerplatte, po południu jednak nic już nie stało na przeszkodzie nalotowi na polskie pozycje na Półwyspie Helskim. Niestety dla Niemców, Hel – w przeciwieństwie do celów w Hiszpanii – był broniony przez silną artylerię przeciwlotniczą. Nurkowali prosto w wyloty 250 luf obrony przeciwlotniczej, nie licząc broni indywidualnej żołnierzy, i przypłacili brawurę utratą dwóch maszyn. Stratę tę 4.(st)/TrGr 186 zrekompensowała sobie dwa dni później, kiedy w nalocie na port w Helu trafiła czterema bombami i zatopiła niszczyciel ORP Wicher (wówczas przekształcony już w zakotwiczoną baterię artyleryjską), a do tego ciężko uszkodziła (i tak już wcześniej uszkodzony) stawiacz min ORP Gryf, który spłonął i wkrótce osiadł na dnie.

Z atakowanych pierwszego dnia celów lądowych szczególne znaczenie zyskał Wieluń. Do dziś nie wiadomo, jak wiele osób zginęło od bomb zrzucanych przez Ju 87 należące do I./StG 76, I./StG 77 i I./StG 2 (podaje się liczby od tysiąca do ponad dwóch tysięcy, w tym ponad dwadzieścia w wyraźnie oznakowanym szpitalu). Niemcy stracili jeden bombowiec, kolejne dwa zostały uszkodzone.

Ju 87 w Polsce

Ju 87 w Polsce

Gdy w ciągu pół tygodnia od wybuchu wojny polska marynarka praktycznie przestała istnieć, a lotnictwo zostało w dużej mierze zneutralizowane, Stuki mogły skupić się na realizowaniu pierwotnie przeznaczanej im roli „latającej artylerii”, wspierającej wojska pancerne w myśl reguł Guderianowskiego Blitzkriegu. Oznaczało to konieczność podążania za wojskami lądowymi w głąb wrogiego państwa i tworzenie tam tymczasowych lotnisk polowych. Narażało to oczywiście niemieckie samoloty na ataki ze strony ukrywających się w lasach Polaków, ale nie wiadomo niczego o jakichkolwiek poważnych stratach zadanych Luftwaffe w ten sposób.

Zdezorganizowane polskie jednostki w wielu miejscach zostały złapane w kotły, gdzie z jednej strony nie miały już znaczenia strategicznego, z drugiej jednak były cierniem stopie dla Wehrmachtu, któremu mogły skutecznie poszarpać linie zaopatrzenia. Dla przykładu, kocioł taki powstał na południe od Radomia. Zamkniętych w nim sześć dywizji powoli przebijało się w kierunku stolicy, skutecznie powstrzymując ataki niemieckich czołgów. Wezwano więc Stuki. Po bombardowaniu przeprowadzonym przez 150 maszyn z I. i II./StG 77 oraz III./StG 51 i I./StG 76 zdziesiątkowani Polacy poddali się. Zdecydowanie większe zagrożenie dla Niemców stanowiła polska Armia Poznań generała Tadeusza Kutrzeby, wówczas jeszcze praktycznie nietknięta, która starła się z 8. Armią Generalobersta Johannesa von Blaskowitza. Była to oczywiście bitwa nad Bzurą i trzeba wiedzieć, że bezustanne bombardowania prowadzone przez Stuki odegrały kluczową rolę w zapewnieniu Niemcom zwycięstwa w tej bitwie. Zaangażowano w nią tyle maszyn, że przez pewien czas „nurkacze” praktycznie nie pojawiały się nad Warszawą.

Junkers Ju 87B Stuka Picchiatello należący do włoskiej Regia Aeronautica

Junkers Ju 87B Stuka Picchiatello należący do włoskiej Regia Aeronautica

A polska stolica obfitowała w smakowite cele – przekaźniki radiowe, węzły drogowe… ale podobnie jak Hel była broniona przez silną artylerię przeciwlotniczą, ze słynnymi i bardzo skutecznymi czterdziestomilimetrowymi działami Boforsa na czele. Wspomina jeden z pilotów:

– Właśnie wyprowadziłem samolot z lotu nurkowego i po korkociągu nabierałem wysokości, kiedy polskie czterdziestomilimetrowe flaki złapały mnie w ogień krzyżowy. „Czerwone pomidory” buchające z tej niebezpiecznej broni latały wokół mojej głowy. Nagle maszyną targnął potężny wstrząs. Byłem 1200 metrów nad samym środkiem Warszawy i od razu oceniłem, że moja maszyna jest niesterowna.

Mój strzelec zgłosił, że ster wysokości został urwany i jedynie parę strzępów łopotało na wietrze.

Pilot ów zdołał ostatecznie doprowadzić samolot na znajdujące się w niemieckich rękach lotnisko na południe od stolicy, dając kolejny dowód wysokiej odporności Ju 87 na uszkodzenia. Warszawa ostatecznie upadła 27 września i pozostało już tylko kilka izolowanych ognisk oporu. Ostatnim aktem odegranym przez Stuki w kampanii w Polsce było bombardowanie Modlina, do którego zaangażowano nawet działające na wybrzeżu samoloty lotniskowcowe.

Stukawaffe utraciła w Polsce 31 maszyn, większość wskutek ognia przeciwlotniczego.

Norwegia

Na granicy niemiecko-francuskiej trwał Sitzkrieg, dziwna (a tłumacząc dosłownie z niemieckiego: siedząca) wojna. Luftwaffe wykorzystała pół roku po kampanii polskiej na wyrównanie i tak niewielkich strat oraz wyposażanie w ludzi i sprzęt nowych jednostek. O dziwo, jednostki bombowców nurkujących rozwinięto w zakresie jedynie kosmetycznym, rozbudowując eskadrę 4.(st)/TrGr 186 do stanu pełnego dywizjonu.

Hitler zwrócił żarłoczne spojrzenie ku Norwegii i przebiegającym przez Kraj Fiordów szlakom dostawy szwedzkiej rudy żelaza. Górzysty, trudno dostępny teren uniemożliwiał jednak klasyczny Blitzkrieg, nie wspominając już o trudnościach związanych z ewentualnym przetransportowaniem przez Skaggerak czy Morze Północne odpowiedniej ilości wojsk.

Ju 87B

Ju 87B

Do kampanii w Norwegii – rozpoczętej 9 kwietnia operacji Weserübung – przydzielono tylko StG 1, który na początku 1940 roku przebazowano do Koblencji i przezbrojono w Ju 87R, które w trakcie działań wojennych okazały się wręcz niezbędne.

Ich debiut nad Norwegią nie wypadł jednak zbyt okazale. Pierwszym celem była twierdza Oscarsborg (której załoga zdążyła już zatopić niemiecki ciężki krążownik Blücher), zdecydowanie nie do ruszenia przez nalot 22 bombowców nurkujących. Sukces przyszedł dopiero po południu 9 kwietnia, kiedy to po starcie już z norweskiego lotniska Stavanger-Sola ciężko uszkodzono torpedowiec Aeger, który ze zniszczoną maszynownią osiadł na mieliźnie. I./StG 1 wkrótce przebazowano w okolice Trondheim, gdzie za pas startowy służyło zamarznięte jezioro. To stamtąd startowały Stuki, które bombardowały krążownik HMS Cairo; strącony wówczas Ju 87 był pierwszym „nurkaczem” utraconym przez Luftwaffe w Norwegii. Dalsza szóstka została zniszczona kilka dni później, na ziemi, przez bomby zrzucane z brytyjskich samolotów z lotniskowców Ark Royal i Glorious.

Ju 87 B S1HK

Ju 87 B S1HK

Ju 87 oczywiście nie pozostały dłużne. Ich ofiarą padło wkrótce kilka małych jednostek, a następnie osiemdziesięciometrowy okręt eskortowy HMS Bittern (który co prawda nie zatonął od razu, ale uszkodzenia były na tyle poważne, że musiał go posłać na dno towarzyszący mu niszczyciel Juno{6}) oraz niszczyciele, francuski Bison (zidentyfikowany przez Niemców jako… pancernik) i brytyjski Afridi (który dopiero co podjął rozbitków z Bisona). W międzyczasie trafiła się także okazja na odegranie się na samym Ark Royalu, ale zaliczono jedynie jedno bliskie trafienie bombą pięćsetkilogramową.

8 maja po raz pierwszy lotnicy Stukawaffe zostali odznaczeni Krzyżami Rycerskimi. W gronie tym znaleźli się trzej piloci: Hauptmann Paul-Werner Hozzel, Oberleutnant Elmar Schäfer (to on właśnie wyłączył z akcji Bitterna) i Leutnant Martin Möbus, a także strzelec-obserwator, Unteroffizier Gerhard Grenzel, pierwszy w historii Luftwaffe podoficer uhonorowanym Krzyżem Rycerskim.

Walka o południową część Norwegii była już de facto skończona. Na północy jednak Alianci wciąż walczyli w rejonie kluczowego portu Narwik i położonego na południe Bodø. Prawdopodobnie właśnie tu Ju 87 po raz pierwszy trafiły na faktycznie zagrażające im wrogie myśliwce. O szczególny ból głowy przyprawił Niemców Flight LieutenantCeasar Barrand Hull, urodzony w 1913 roku w Rodezji, który latając na przemian na Hurricane’ach i dwupłatowych Gladiatorach, strącił samodzielnie sześć wrogich maszyn, w tym jednego Ju 87, który chwilę wcześniej zbombardował jego lotnisko i które to zwycięstwo Hull sam przypłacił zestrzeleniem (ale na szczęście nie utratą życia) przez słynnego nocnego asa Helmuta Lenta. Pierwszy zginął we wrześniu tego samego roku nad Londynem, drugi – w październiku 1944 roku w katastrofie na lotnisku w Paderbornie.

Junkers Ju 87

Junkers Ju 87

Straty ponoszone w walkach z brytyjskimi myśliwcami powinny były stać się dla dowódców Luftwaffe ostrzeżeniem. Kampania w Polsce pokazała bowiem, że silny ogień przeciwlotniczy to potężny wróg dla samolotów najpierw atakujących wprost ku wylotom luf, a następnie defilujących przez kilka sekund nisko nad owymi lufami, starając się nabrać prędkości. Teraz zaś wyszło na jaw w praktyce, iż nawet dwupłatowy Gloster Gladiator stanowi dla Ju 87 śmiertelne zagrożenie.

Francja

Dziwna wojna dobiegła końca, nadszedł czas, by ruszyć na zachód. I./StG 1 wciąż jednak była związana w Norwegii, co znaczyło, że w sumie w czasie tej kampanii Luftwaffe miała do dyspozycji mniej bombowców nurkujących – zarówno jeśli chodzi o liczbę eskadr, jak i samych maszyn – niż w Polsce. Zmieniono jednakże ich organizację, grupując dwie trzecie w odrębny VIII. Fliegerkorps pod dowództwem Generalmajora Wolframa Freiherra von Richthofena, tego samego, który swego czasu, gdy Udet sprowadzał do Niemiec swoje Hawki, zdecydowanie sprzeciwiał się koncepcji bombowca nurkującego.

Sposób, w jaki zrealizowano napaść na Francję, jest powszechnie znany. Wehrmacht przemaszerował przez chcące zachować neutralność Belgię i Holandię, omijając od północy potężną Linię Maginota i przygotowane do odparcia ataku wrogie siły.

Kluczową rolę w belgijskiej obronie – a więc i w niemieckich planach – odgrywał potężny fort Eben Emael, którego artyleria, ukryta w potężnych, niemal niezniszczalnych bunkrach, mogła razić cele odległe nawet o 17 kilometrów.

Długotrwałe oblężenie – a fort miał zapasy na trzy miesiące – nie wchodziło oczywiście w grę. Bombardowania Modlina i Oscarborga wykazały jednak, że Ju 87, mimo całej precyzji, jaką oferowały, samodzielnie nie są w stanie skutecznie zneutralizować takiej instalacji. Zdecydowano się więc na desant szybowcowy. Początkowo wszystko szło po myśli Niemców, niszczących kolejne bunkry specjalnymi przeciwbetonowymi minami kumulacyjnymi, ale od jednego z nich zostali odcięci celnym ogniem broni maszynowej. Znajdujące się zaś w owym bunkrze działa kalibru 75 mm ostrzeliwała łączkę, na której wkrótce lądować miały kolejne szybowce. Dowodzący akcją wezwał na pomoc wsparcie lotnicze. Wkrótce nad Eben Emael pojawiły się Stuki. Belgowie wystraszyli się celnie spadających bomb (jedna uderzyła zaledwie trzy metry od ściany bunkra) i schowali wysuwane stanowisko strzeleckie pod ziemię. Tam byli bezpieczni, ale już nie odważyli się z powrotem włączyć do walki.

Junkers Ju 87

Junkers Ju 87

W tym samym czasie, czternaście kilometrów na północ, inne Ju 87 zniszczyły niepozorny budyneczek we wsi Lanaeken, z którego miał zostać wydany rozkaz o wysadzeniu mostów na kanale Alberta, gdyby mogły wpaść w ręce Niemców. Rozkaz ostatecznie nie padł, ale Belgowie i tak zniszczyli jeden z mostów. Pozostałe dwa próbował zniszczyć RAF, ale bez skutku. Stuki udały się zaś nad Antwerpię, by zbombardować tamtejszy port.

Tymczasem straty Stukawaffe systematycznie rosły. Już pierwszego dnia utracono kilkanaście maszyn, li tylko wskutek ognia artylerii przeciwlotniczej, ale drugiego dnia łup zebrały także myśliwce. Na wschód od Brukseli sześćdziesiąt Ju 87 zostało przechwyconych przez ledwie sześć Hurricane’ów z No. 87 Squadron. Stuki błyskawicznie uformowały koło, by móc skuteczniej się bronić, ale i tak sześć maszyn zostało utraconych. Można podejrzewać, iż Niemcy utraciliby dużo więcej maszyn, zwłaszcza Ju 87, gdyby nie chaos, abnegacja i antypatia w anglo-francuskich szeregach. W połowie czerwca owe postawy przerodziły się już w regularną panikę. Do rangi anegdoty urosła historia o tym, jak Jan Zumbach, przestrzeliwując karabiny maszynowe swojego myśliwca na końcu pasa startowego lotniska Villacoublay, przepłoszył stamtąd pilotów i mechaników, którzy usłyszawszy strzały, natychmiast poderwali wszystkie maszyny i zwiali, gdzie pieprz rośnie.

Junkers Ju 87

Junkers Ju 87

Wróćmy jednak do maja. 13 dnia tego miesiąca Wehrmacht rozpoczął szturm przez rzekę Mozę. W ciągu ledwie pięciu godzin StG 77 wykonał dwieście lotów bojowych, wspólnie z artylerią wspierając natarcie niemieckich czołgów; Mozę przekroczono w dwa dni, a 18 maja von Richthofen również został odznaczony Krzyżem Rycerskim. Czołgi Wehrmachtu parły naprzód tak szybko, że niezależnie od wszelkich starań, by korzystać z lotnisk polowych jak najbliżej linii frontu, Stuki bez przerwy operowały na granicy zasięgu i dopiero przybycie Ju 87R poprawiło sytuację. To właśnie był szczyt kariery Ju 87 jako klasycznego bombowca nurkującego, dzieca koncepcji Blitzkriegu, błyskawicznie wysyłanego wszędzie tam, gdzie akurat potrzebne było precyzyjne uderzenie we wrogi punkt oporu.

20 maja czołówki pancerne Wehrmachtu dotarły do brzegu Kanału La Manche, zamykając okrążenie wojsk alianckich w rejonie Dunkierki. Tu ponownie znaczącą rolę odegrały bombowce nurkujące, duszące w zarodku wszelkie próby przebicia się przez niemieckie linie. Przez blisko tydzień sytuacja była jednak względnie spokojna, ale kiedy wieczorem 26 mają rozpoczęła się ewakuacja wojsk alianckich z plaż Dunkierki – operacja Dynamo – piloci Stuk znów wyrabiali nadgodziny; Herrmann Göring wskazał Dunkierkę jako główny cel nalotów.

Następnego dnia ofiarą Ju 87 padła pierwsza jednostka biorąca udział w ewakuacji – duży prom parowy – ale wkrótce chmury i deszcz powstrzymały naloty na 36 godzin. Wspomina jeden z pilotów:

– Ciemne kolumny dymu wskazują nam drogę, choć to wciąż nie jest idealna pogoda dla Stuki. Wielkie kłęby chmur, sięgające niemal do samej ziemi, znacząco ograniczają widoczność. Podczas gdy staramy się w chmurach i dymie nie stracić z oczu samolotu przed nami, czerwone smugacze z lekkiej broni przeciwlotniczej wspólnie z eksplozjami pocisków z dział większego kalibru tworzą kurtynę niemal nie do przebicia. Maszyna przede mną powoli przechyla się na nos i znika w locie nurkowym. W tej chwili zauważam przerwę w chmurach i widzę pod sobą ostrogę portową, rampę załadunkową i—nie wierzę własnym oczom—przycumowany obok tłuściutki frachtowiec.

Junkers Ju 87

Junkers Ju 87

– Drążek do przodu i stare pudło staje na głowie, kiedy pędzimy wprost ku celowi. Zbliża się do mnie absolutna ściana artylerii. Kilka szybkich serii na chybił trafił z moich karabinów. Ustawiam maszynę względem celu, ostrożnie celuję i zwalniam bombę. Wyrównując lot, patrzę za siebie, by ocenić rezultat. Tam, gdzie była rampa, teraz jest rosnąca kolumna ognia i dymu.

Stuki zebrały obfite żniwo przy molo. Ich ofiarą padło mnóstwo małych jednostek, a także niszczyciel HMS Grenade. W związku z tym ewakuację przeniesiono całkowicie na plażę i właściwie jedynie stamtąd podejmowano uciekających żołnierzy, ale nie sprawiło to oczywiście, że Royal Navy przestała ponosić straty. Przeciwnie, tylko jednego dnia, 1 czerwca, Luftwaffe zatopiła w sumie trzydzieści jeden jednostek, w tym trzy niszczyciele, z czego jeden – HMS Keith – poprzez wrzucenie mu bomby prosto w komin. Oczywiście nie obyło się bez strat po stronie Niemców, ale dokładne liczby są niemożliwe do ustalenia.

Junkers Ju 87A

Junkers Ju 87A

Walki o Dunkierkę dobiegły końca 4 czerwca, a już następnego dnia Wehrmacht rozpoczął ofensywę mającą na celu zajęcie reszty Francji.

Bombowce von Richthofena znów miały pełne skrzydła roboty, podążając za wojskami lądowymi, likwidując wszelkie ogniska oporu i rozpraszając kolumny wrogich wojsk. Minął tydzień, a Niemcy przekroczyli Marnę, Paryż zaś ogłoszono miastem otwartym. Wojna była już przegrana, ale pojedyncze francuskie oddziały wciąż próbowały organizować kontrataki na taką skalę, na jaką było to w zasięgu ich możliwości. I tutaj to od „nurkaczy” zależało, czy Francuzi w ogóle będą mieli szansę zaatakować.

Ostatnie Stuki nad Francją utracono 18 czerwca – dwa bombowce z III./StG 51 zderzyły się w powietrzu nad Nivelles. Łącznie straty Stukawaffe od 10 maja wyniosły około 120 maszyn, średnio dwadzieścia na tydzień.

Wielka Brytania

Na początku lipca 1940 roku von Richthofen przeniósł sztab VIII. Fliegerkorpsu do Deauville w Normandii, a jego dywizjony rozlokowano wzdłuż wybrzeża Kanału La Manche. Mimo że jedna kampania dopiero co się zakończyła, przygotowania do drugiej szły pełną parą.

W tym samym okresie Ju 87 po raz pierwszy pojawiły się nad Anglią. 4 lipca ponad trzydzieści maszyn pod dowództwem Hauptmanna Antona Keila (poległego w 1941 roku na froncie wschodnim) zbombardowało port na połączonej z lądem wyspie Portland, w zachodniej części Kanału La Manche. Stuki obrały sobie za cel okręt obrony przeciwlotniczej HMS Foylebank i szybko posłały go na dno; na pokładzie poległo 176 ludzi (rekord w kategorii liczby żołnierzy zabitych w nalocie na Wyspach Brytyjskich), w tym Leading Seaman (mat) Jack Mantle, którego pośmiertnie odznaczono Krzyżem Victorii za to, iż mimo śmiertelnych ran nie opuścił posterunku i do ostatniej chwili obsługiwał działko przeciwlotnicze. Za tak duży sukces (oprócz Foylebanka zniszczono także jeden tankowiec) zapłacono utratą tylko jednego bombowca.

Junkers Ju 87

Junkers Ju 87

Kilka dni później nadszedł czas pewnych zmian strukturalnych w Stukawaffe, z których najistotniejsze było włączenie I.(St)/TrGr 186 w ramy StG 1 oraz przekształcenie I./KG 76, dotąd latającej na Do 17, w III./StG 77 wyposażoną w Ju 87B. W rozpoczynającej się właśnie Bitwie o Anglię Luftwaffe miała więc do dyspozycji jedenaście dywizjonów, ale „nurkaczy” zdolnych do służby było tylko około trzystu, mniej więcej tyle, ile w Polsce.

9 lipca RAF po raz pierwszy strącił Ju 87 nad Anglią. Był to jeden z 27 samolotów atakujących aliancki konwój opodal Portland, a autorem zestrzelenia był Flying Officer David Crook z No. 609 Squadron. Na pokładzie zniszczonego bombowca śmierć poniósł dowódca I./StG 77, Hauptmann Friedrich-Karl Freiherr von Dalwigk zu Lichtenfels, weteran kampanii w Polsce i Francji, którego pośmiertnie odznaczono Krzyżem Rycerskim i awansowano. Wyspa Portland była zresztą w tamtych dniach ulubionym celem dla Ju 87.

Drugim takim celem, stanowiącym jednak przedmiot zainteresowania nie VIII. Fliegerkorps, ale Luftflotte 2, były jednostki przepływające przez Cieśninę Kaletańską. Ze względu na niewielki dystans do pokonania – tam i z powrotem ledwie 70 kilometrów – można im było bez problemów przydzielić silne wsparcie myśliwców Bf 109, których krótki zasięg miał się w przyszłości stać jedną z przyczyn porażki Luftwaffe w bitwie o Anglię. Dzięki wsparciu Messerschmittów Stuki czasami mogły zupełnie nieniepokojone zrzucić bomby i wrócić do baz, podczas gdy RAF-owskie Hurricane’y i Spitfire’y musiały walczyć z ich osłoną. Zaliczano więc bezproblemowe zatopienia, a jedyne ponoszone wówczas straty to drobne uszkodzenia, chociaż czasami zdarzał się ranny pilot lub strzelec.

Junkers Ju 87

Junkers Ju 87

Zmiana tego stanu rzeczy nastąpiła dopiero 25 lipca, kiedy to po raz pierwszy utracono jednego dnia dwa samoloty (z II./StG 1). Wciąż jednak proporcja zysków do strat była korzystna dla Niemców. Przykładowo 27 lipca w jednym nalocie utracono jedną Stukę, w drugim zaś zatopiono niszczyciele Codrington i Wren. Dwa dni później brytyjscy piloci myśliwscy zapisali na swoje konta kolejne trzy Ju 87, ale Royal Navy utraciła niszczyciel HMS Delight.

Ostatni duży atak na konwój przyniósł zarazem szczyt kariery Stuki jako samolotu „morskiego”, jak i przedsmak upadku mitu Ju 87. 7 sierpnia konwój CW9 złożony z 29 jednostek – w tym dziewięciu eskortujących – został zaatakowany przez Schnellbooty, które zatopiły trzy statki. Następnego zaś dnia musiał stawić czoło trzem nalotom. Pierwszy został co prawda powstrzymany, a zmuszony do odwrotu StG 1 stracił dwie maszyny, lecz drugi nalot, w sile około 60 bombowców z StG 2 i StG 3, przedarł się przez myśliwce z czterech brytyjskich Squadronów i zatopił cztery jednostki za cenę trzech samolotów, nie licząc uszkodzonych. Nieźle spisała się także eskorta – Bf 110C z LG 1 i Bf 109E z JG 27 strąciły pięć Hurricane’ów. Von Richthofen nakazał dobić rozproszony konwój. Do walki ruszyły samoloty z StG 77. Atak ponownie okazał się udany, ale jedną z trzech utraconych wówczas maszyn był zestrzelony przez Hurricane’a (z bardzo zapracowanego tamtego dnia No. 145 Squadron) samolot Hauptmanna Waldemara Plewiga, dowódcę eskadry. Jest to o tyle ciekawe, że Plewig dostał się do niewoli, a wkrótce odznaczony został Krzyżem Rycerskim. Oznaczenie dostarczono więc kanałami dyplomatycznymi do obozu jenieckiego i tam mu je wręczono. A co z CW 9? Z dwudziestu statków jedynie cztery dotarły do celu nieuszkodzone. Za sukces ten zapłacono utratą dziewięciu bombowców, nie licząc uszkodzonych.

13 sierpnia naszedł „Dzień Orła” – Adlertag, kiedy to Luftwaffe rzuciła wszystkie siły przeciwko Brytyjczykom. Ciężar walk ostatecznie przeniesiono z żeglugi w Kanale – z której zwalczaniem Ju 87 radziły sobie doskonale – na lotniska RAF-u w ramach przygotowań do inwazji na Wyspy.

Planowano, że gdzieś we wrześniu będą mogły powtórzyć udane występy z Polski i Francji, ułatwiając Hitlerowi przypieczętowanie dominacji nad Europą.

I tak na przykład czterdzieści Ju 87 z IV.(St)/LG 1 pod dowództwem Hauptmanna von Brauchitscha zaatakowało lotnisko Detling w hrabstwie Kent, niszcząc 22 maszyny i zabijając 67 ludzi, w tym dowódcę bazy. Problem polegał jednak na tym, że w Detling – wbrew doniesieniom wywiadu – stacjonowały nie myśliwce, na których wyeliminowaniu zależało Niemcom, ale dwusilnikowe Avro Anson z No. 500 Squadron. Inne jednostki miały jednak mniej szczęścia i z różnych powodów nie dały rady odnaleźć wyznaczonych im celów, ale konieczność zrzucenia bomb na pola uprawne nie była aż tak straszna.

Junkers Ju 87

Junkers Ju 87

Dużo gorzej skończyła się wyprawa blisko trzydziestu Ju 87R z II./StG 2. Zaatakowane nad wybrzeżem przez Spitfire’y z No. 609 Squadron, zostały przepłoszone w zaledwie cztery minuty, a sześć bombowców nie wróciło już do Francji (brytyjscy piloci zgłaszali aż czternaście zestrzeleń). Los zrządził, że stało się to na oczach przebywającego akurat w tej okolicy premiera Winstona Churchilla.

Tego samego dnia osiemdziesiąt samolotów przynależących do Luftflotte 2 w osłonie myśliwców z JG 26, którego dowódcą już niedługo miał zostać słynny Adolf Galland. Na niemiecką wyprawę bombową czekały 42 Hurricane’y i Spitfire’y i nad brzegiem południowej Anglii, pomiędzy Dover a Folkestone, wywiązała się walka manewrowa z udziałem ponad dwustu samolotów. Zestrzelono co prawda tylko jedną Stukę, ale nalot został odparty.

Junkers Ju 87

Junkers Ju 87

Szybko stało się jasne, że unieszkodliwienie lotnisk RAF-u to zadanie dużo trudniejsze niż wspomaganie kolumn pancernych we Francji. Początkowo straty nie były duże, ale tylko przez to, iż dowódcy wypraw bombowych nie decydowali się na „łamanie” blokady postawionej przez Hurricane’y i Spitfire’y. Zmieniło się to w połowie sierpnia.

Szesnastego dnia tego miesiąca I. i III./StG 2 zbombardowały lotnisko w Tangmere, niszcząc większość hangarów i kilkanaście samolotów. Myśliwce RAF-u spóźniły się i nie mogły temu przeszkodzić, ale dopadły Ju 87, kiedy przegrupowywały się do lotu powrotnego. Spitfire’y związały walką osłonę myśliwską, podczas gdy Hurricane’y zajęły się bombowcami. Tym razem Stuki nie miały szans – nad lądem i nad Kanałem zestrzelono w sumie dziewięć maszyn, do czego doszło co najmniej drugie tyle uszkodzonych i należało to uznać za stosunkowo niskie straty, zważywszy na okoliczności. Wszystko wskazuje na to, że wtedy właśnie ostatecznie otworzyły się oczy decydentów Luftwaffe, a kiedy dwa dni później być może aż dziesięć Ju 87 zostało zestrzelonych na przestrzeni zaledwie pięciu minut – i nie były to jedyne straty tego dnia – los Stuki był przesądzony.

Tu dobiega końca nasza historia. Tego, że Ju 87 może jeszcze przynieść Wehrmachtowi wiele radości, dowiodła kampania w Związku Radzieckim. Ale to, jak i kampania bałkańska oraz śladowa bytność Ju 87 na froncie zachodnim po Bitwie o Anglię, to już temat na kolejną część naszej historii, która powstanie – mam nadzieję – za kilka miesięcy.

Taktyka

Ju 87 był skonstruowany specjalnie do punktowego rażenia szczególnych celów, takich jak wrogie punkty oporu czy kolumny wojsk. Był to więc samolot zupełnie niezgodny z popularną wówczas teorią Włocha Giulia Douheta (zmarłego w 1930 roku), który mówił o lotnictwie jako o środku do całkowitego zmiażdżenia przeciwnika – także na zapleczu. To on właśnie był w pewnym sensie pomysłodawcą nalotów dywanowych, które pod koniec II wojny światowej obróciły w gruzy III Rzeszę.

Bombardowano zasadniczo na trzy sposoby:

– pod kątem powyżej 60°. Rozpoczynano nurkowanie na pułapie 2000-5000 metrów, bombę zwalniano z wysokości 700-1000 metrów. Dzięki hamulcom aerodynamicznym możliwe było ograniczenie prędkości nurkowania do 450 km/h, co pozwalało obniżyć pułap wyprowadzenia z lotu nurkowego. Czasem jednak hamulce powodowały problemy, gdyż jeśli wcześniejszy samolot w szyku wypuścił je za wcześnie, następny musiał uważać, by nie wpaść na kolegę.
– pod kątem 20-50°. Rozpoczynano nurkowanie na pułapie 700-1500 metrów, bombę zwalniano z wysokości 300-600 metrów.
– z lotu poziomego. Bombę zwalniano z wysokości 100-300 metrów. Była to oczywiście zdecydowanie najrzadziej stosowana metoda.

Formacja, zbliżając się do celu, układała maszyny w linii prostej, każda za i na prawo od poprzednika. Do bombardowania każda maszyna kolejno odrywała się od szyku, wykonując charakterystyczny przewrót przez lewe skrzydło.

Ocena konstrukcji

Nie ulega wątpliwości, iż w pierwszym roku wojny Ju 87 był jednym z gwarantów sukcesu Luftwaffe, a tym samym całej hitlerowskiej machiny wojennej. Był wręcz idealny do wspierania Guderianowskiego Blitzkriegu, czym zyskał sobie wspaniałą i zasłużoną renomę, ale też to właśnie ostatecznie go zgubiło.

Junkers Ju 87 w barwach włoskich

Junkers Ju 87 w barwach włoskich

Junkers Ju 87. Dobrze widoczne charakterystyczne <i>złamane</i> skrzydła.

Junkers Ju 87. Dobrze widoczne charakterystyczne złamane skrzydła.

Największą zaletą Ju 87 – jak i każdego bombowca nurkującego – była bardzo duża precyzja bombardowania, zupełnie nieporównywalna z oferowaną przez maszyny takie jak He 111 czy Ju 88. Jednakże nieuniknioną konsekwencją sposobu, w jaki ową celność uzyskano, była także największa słabość Stuki. Maszyna w momencie wyprowadzania z lotu nurkowego była bowiem doskonale wystawiona na cel, i to z dwóch stron – wroga artyleria przeciwlotnicza miała tuż nad sobą powoli lecący samolot, a myśliwce mogły go zaatakować z góry. Niestety brak informacji o tym, ile maszyn zestrzelono w tym momencie lotu.

Ju 87 miał też szereg innych poważnych wad, już niepowiązanych bezpośrednio z jego rolą bombowca nurkującego. Przede wszystkim było to słabe uzbrojenie obronne, zaledwie pojedynczy karabin maszynowy kalibru 7,9 mm. Do tego dochodziła mała prędkość maksymalna, niepozwalająca Ju 87 uciekać przed myśliwcami, przed którymi nie miał się jak bronić.

Na korzyść tego samolotu przemawia zasadniczo duża wytrzymałość konstrukcji, ale przecież nawet B-17 można było zestrzelić. Poza tym Ju 87 nie był samolotem silnie opancerzonym, ale po prostu solidnie zbudowanym.

Dlaczego wady te tak późno wyszły na jaw? Przekornie powiedzieć można, że spora w tym zasługa Polaków.

Rzecz w tym, że PZL P.11c mógł osiągnąć prędkość około 375 km/h na wysokości 5000 metrów, mniej więcej równą prędkości Ju 87. W przeciwieństwie do dużo szybszego Spitfire’a, „jedenastka” nie mogła więc skutecznie ścigać Stuki; jej pilot mógł liczyć jedynie na to, że – pomijając takie wyborne okazje jak natrafienie na Ju 87 właśnie wychodzącego z nurkowania – dzięki zaskoczeniu uda mu się przytrzymać niemiecki samolot w celu na tyle długo, by zestrzelić go, zanim ucieknie. To zaś nie było łatwe, gdyż P.11 miał zaskakująco słabe uzbrojenie ofensywne, a Ju 87, jak wspomniano, z papieru nie był.

Junkers Ju 87D, od razu zwraca uwagę inny kształt osłony kabiny.

Junkers Ju 87D, od razu zwraca uwagę inny kształt osłony kabiny.

Poza tym piloci darzyli te maszyny sympatią, gdyż były dość łatwe w obsłudze i pilotażu, a do tego wychwalano je – a wraz z nimi także lotników – w nazistowskiej propagandzie, w której urósł do rangi symbolu. Z ciekawostek zaś dodać można, iż dobre radził sobie w locie ślizgowym, co było nie bez znaczenia, kiedy walczyło się nad Kanałem La Manche czy Morzem Północnym.

Trzeba przyznać, że „koniec mitu”, który nastąpił nad Anglią, nie był zupełnym końcem. Ju 87 musiał sobie bowiem wówczas radzić z zupełnie nowymi warunkami, z którymi poradzić sobie nie mógł, bo nie był do tego zaprojektowany. Dowództwo Luftwaffe najwyraźniej chciało wówczas mieć coś w rodzaju jednosilnikowego, nurkującego bombowca strategicznego, a nie można mieć pretensji do rekina, że nie umie upolować antylopy na sawannie. Okazało się, że w praktyce Stuki mogą w pełni skutecznie działać tylko wtedy, gdy wcześniej Luftwaffe udało się wywalczyć panowanie w powietrzu.

Przypisy

6. Inne źródła podają, że ten nieprzyjemny obowiązek przypadł HMS Carlisle.

Bibliografia:

1. Wiesław Bączkowski, Samolot bombowy nurkujący Junkers Ju 87 A-C Stuka, Warszawa: Wydawnictwo MON, 1990.
2. Jerzy B. Cynk, Wrzesień 1939. Siły lotnicze Polski i Niemiec, Warszawa: Wydawnictwa Komunikacji i Łączności, 1989.
3. Wiesław Dobrzycki, Historia stosunków międzynarodowych 1815-1945, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar, 2003.
4. Major-General Heinz Guderian, Achtung—Panzer! The Development of Armoured Forces, Their Tactics and Operational Potential. Londyn: Brockhampton Press, 1998.
5. Piotr Jaszczuk, Mogiła kpt. pil. Mieczysława Medweckiego. 31 października 2007. Dostęp: 1 marca 2009. http://www.wp.mil.pl/pl/artykul/3713
6. Benedykt Kempski, Samolot transportowy Junkers Ju 52/3m, Warszawa: Wydawnictwo Bellona, 1991.
7. Karen Leverington, Samoloty bojowe II wojny światowej, Warszawa: Oficyna Wydawnicza Alma-Press, 1998.
8. Hubert Mordawski, Siły powietrzne w I wojnie światowej, Wrocław: Wydawnictwo Dolnośląskie, 2008.
9. Richard J. Overy, Wojna powietrzna 1939-1945, Warszawa: Wydawnictwo Bellona, 2007.
10. Janusz Solak, Taktyka Stukasów, Pilot wojenny 3/99, s. 121-137.
11. John Weal, Junkers Ju 87 Stukageschwader 1937-1941, Londyn: Osprey Publishing, 1997.
12. Bogusław Wołoszański, Sensacje XX wieku. II wojna światowa. Warszawa: Magnum 1994.
13. Andrzej Zasieczny, Broń Wojska Polskiego 1939-1945. Lotnictwo, Marynarka Wojenna. Warszawa: Oficyna Wydawnicza Alma-Press, 2006.
14. Jan Zumbach, Ostatnia walka, Warszawa: Oficyna Wydawnicza Echo
15. Horst Zoeller, Junkers Companies, Ventures & Facilities. 6 marca 1998. Dostęp: 11 lutego 2009. http://www.geocities.com/hjunkers/ju_intl.htm
16. Horst Zoeller, Junkers K47/A48, 14 marca 2004, Dostęp: 11 lutego 2009. http://www.geocities.com/hjunkers/ju_a48_a1.htm
17. Squadron Leader Caesar Barrand Hull DFC, RAF no. 37285. 9 marca 2006. Dostęp 3 marca 2009. http://surfcity.kund.dalnet.se/commonwealth_hull.htm