Gdy przed kilkoma miesiącami dowiedziałem się, że wydawnictwo Replika przygotowuje się do wydania biografii Manfreda von Richthofena, przekonany byłem, że chodzi o tłumaczenie książki jakiegoś zachodniego autora. Postać Czerwonego Barona mimo upływu lat cieszy się na Zachodzie niesłabnącym zainteresowaniem, które przejawia się w kolejnych wydawnictwach i nawiązaniach w kulturze popularnej. Niemałym zaskoczeniem był fakt, że tym razem chodzi jednak o autora rodzimego, w dodatku niezwykle młodego.

Na skrzydełku obwoluty osiemnastoletnia Alicja Sułkowska przedstawia się jako miłośniczka historii XX wieku i autorka serii artykułów poświęconych lotnictwu i lotnikom, publikująca w serwisie histmag.org i prowadzi bloga Wiatr Historii. Stanowiąca jej debiut książkowy publikacja to ponad czterystustronicowy tom w twardej oprawie. Składa się z dwóch części: pierwsza to skonstruowana w porządku chronologicznym biografia niemieckiego lotnika, o wiele krótsza część druga opowiada zaś historię kolejnych pochówków Richthofena i powojenne losy rodziny, w tym brata Czerwonego Barona, Lothara (także asa myśliwskiego).

Opisano tu również sprzęt, taktykę i rozwój sił lotniczych podczas pierwszej wojny światowej oraz liczne dzieła kultury zainspirowane postacią bohatera książki. Za bardzo cenne i pomocne uznać należy dodatki w postaci wykazu miejsc stacjonowania jednostek, w których służył Richthofen, przyznanych mu odznaczeń, kalendarium jego krótkiego życia oraz listę zestrzeleń. Książkę zamyka oczywiście bibliografia i indeks wybranych haseł.

Opowieść o życiu i dokonaniach Manfreda von Richthofena, którą snuje Sułkowska, jest dynamiczna i wciągająca. Omówienie odnoszonych w krótkich odstępach czasu zwycięstw lotnika mogłoby być nużące, jednak Autorka sięga po dynamiczne opisy walk powietrznych i dykteryjki. Niżej podpisanemu najbardziej w pamięć zapadła ta o dowcipie, który Richthofen postanowił zrobić, stojąc przed własnym portretem w pewnej galerii. Zwrócił się do zwiedzającego mężczyzny z pytaniem, czy jest według niego podobny do sportretowanego lotnika, na co po chwili uzyskał odpowiedź, że o podobieństwie może zapomnieć.

Autorka niejednokrotnie daje wyraz swojemu zainteresowaniu także lotnictwem kolejnego światowego konfliktu. Z pozycji kogoś, kto sięgając po jej książkę, chciał poznać właśnie Czerwonego Barona, powiem jednak, że niektóre wątki poboczne niepotrzebnie odwracały uwagę od głównego problemu, podobnie jak liczne cytaty, niektóre bardzo długie – mam na myśli szczególnie rozdział IX „Alles kaputt!” i ss. 220–222. Z kolei rozdział XII „O Świdnicy”, mogący de facto stanowić oddzielny tekst, poważnie zaburza strukturę książki. Informacje w nim zawarte mogłyby z powodzeniem znaleźć się w rozdziale pierwszym, a więc tam, gdzie przedstawiono historię rodu von Richthofenów i najwcześniejsze lata Manfreda. Tymczasem wśród licznych i różnorodnych fotografii wypełniających trzy wklejki z papieru kredowego wyraźnie odczuwa się brak zdjęć, wspominanej wielokrotnie w tekście, willi Richthofenów w Świdnicy.

Pewną niedoskonałością rozdziału V jest nieprzedstawienie tła historycznego, a więc sytuacji na froncie wschodnim, kiedy znalazł się na nim bohater książki. Takowe tło znajdujemy, na szczęście, w kolejnych rozdziałach dotyczących frontu zachodniego.

Uważny czytelnik dostrzeże z pewnością kilka błędów merytorycznych, jednak ich waga nie powinna sprawić, że ktokolwiek uzna książkę za nieudaną. Z recenzenckiego obowiązku wynotować należy zdanie brzmiące: „Wielu pilotów wcześniej służyło w pułkach dragonów lub kawalerii” (s. 112) – dragoni byli właśnie częścią kawalerii. Max Immelmann nie „działał razem z 99. Regimentem Artylerii, obserwując jej działania” (s. 402), jak chce tego Autorka, tylko pełnił funkcję obserwatora artyleryjskiego. Dziennik Pester Lloyd mylnie nazwano austriackim (s. 283), choć był to niemieckojęzyczny dziennik węgierski, a konkretnie budapeszteński (stąd Pester). Autorka ponadto każdy szpital wojskowy nazywa lazaretem (s. 240), choć termin ten oznacza zasadniczo szpital polowy, a więc nadużyciem jest odnoszenie do go placówki położonej daleko za linią frontu.

Fakt, że Autorka bazuje na opracowaniach anglojęzycznych (oczywiście obok niemieckojęzycznych), spowodował zapewne, że brytyjskie odznaczenie pojawia się na kartach książki jako Victoria Cross, a nie Krzyż Wiktorii (s. 115), a Holender Anton Fokker – jako Anthony Fokker (s. 377, 383, 384), przy czym tylko na s. 383 Autorka dodaje: „właściwie Anton”. Zgłosić warto także dwa zasadnicze zastrzeżenia dotyczące przypisów. Po pierwsze: treść wielu z nich należałoby włączyć do zasadniczej narracji (przyp. 123, 217, 305, 427, 623, 660, 670, 697), dzięki czemu zyskałaby ona na klarowności. Po drugie: nie zaznaczono żadnym konwencjonalnym zapisem (np. „przyp. red.”) przypisów dodanych przez redaktor wydawniczą i/lub konsultanta merytorycznego.

A jeśli już o redakcji mowa, to należy zauważyć, że do tekstu przedostały się takie nieporadności językowe jak: „wschodzący bohater” (s. 136), „rozproszenie wizerunku” (s. 407), a także błędy: „Samolot […] która leciała” (s. 245), czy (wielokrotnie powtarzane, a niepoprawne) wyrażenie „ziemia zaorana granatami” (s. 116, 275 i dalej) zamiast np. „ziemia zryta granatami”. Nie brakło pewnych uchybień typograficznych, rzucają się w oczy także o wiele istotniejsze braki formalne w postaci pominiętych umlautów w wyrazach niemieckich (niekonsekwentny jest na przykład zapis nazwiska późniejszego marszałka Rzeszy – Göring na s. 313, Goering na s. 341, Goring na s. 368), pojawiają się także drobne literówki1. Zastanawia także cytat na s. 341 – ani przed, ani po nim nie wskazano jego autora.

Na koniec jeszcze dwie uwagi techniczne (choć wielu historyków powiedziałoby pewnie, że warsztatowe). Rażący o tyle, że niejako mechanicznie powielony, jest błędny sposób informowania o autorze przekładu cytowanego fragmentu. Nazwisko tłumacza, a w 99% przypadków wskazywana jest sama Autorka, pojawia się między tytułem książki a miejscem wydania, co wprowadza w błąd, bo jest to miejsce zarezerwowane dla tłumacza danego wydania. Autorka „Złamanych Skrzydeł” nie mogła być tłumaczką na przykład książek wydanych w Niemczech przed drugą wojną światową2. Zauważyć należy przy tym, że część przypisów nie wskazuje w ogóle autora przekładu (np. przyp. 559 i 560). Druga uwaga tego rodzaju dotyczy braku konsekwencji w traktowaniu miejsc wydania przywoływanych książek: na ogół używa się tu polskiego odpowiednika (Wiedeń, Londyn), podczas gdy na przykład Kilonia nie została spolszczona (s. 434). Nawiasem mówiąc, powszechnie zaleca się podawanie miejsca wydania w języku oryginału.

Mam nadzieję, że zarówno redaktorzy z Wydawnictwa Replika, jak i Autorka, która z pewnością przeczyta te słowa, zechcą z powyższych uwag zrobić dobry użytek w kolejnych publikacjach. Na które oczywiście czekamy z niecierpliwością. Czytelników naszego portalu zapraszam tymczasem do lektury. Jeśli bowiem poznawać fascynującą postać Czerwonego Barona, to właśnie z kart całkiem sprawnie napisanej książki, której autorka uwzględniła najnowsze ustalenia historyków wielu narodowości.

Postać Richthofena ukazana została wieloaspektowo jak na kogoś, kto przeżył ledwo dwadzieścia kilka lat. Mimo iż to właśnie ścieżka wojskowej kariery lotnika jest osnową opowieści, Autorka nie pozwala ani na chwilę zapomnieć o więziach, które łączyły go z rodziną: kochającymi rodzicami, z którymi często się spotykał, czy bratem służącym w dowodzonej przez Czerwonego Barona jednostce. Brakuje być może jedynie informacji o jakichkolwiek relacjach łączących asa z kobietami. Nie brak tu wszakże cennych spostrzeżeń w zakresie tego, jak mit Richthofena władze Niemiec kształtowały jeszcze za jego życia i jak wykorzystywano go później. Spostrzeżenia te należą do najbardziej uniwersalnych i trudno oprzeć się wrażeniu, że młoda biografistka w tych zagadnieniach czuje się równie swobodnie co w historii lotnictwa.

Alicja Sułkowska – „Złamane skrzydła. Życie i sława Manfreda von Richthofena”. Replika, 2016. Stron: 472. ISBN: 978-83-7674-553-4.

Alicja Sułkowska – „Złamane skrzydła. Życie i sława Manfreda von Richthofena”. Replika, 2016. Stron: 472. ISBN: 978-83-7674-553-4.

Przypisy

1. Błąd w nazwisku Hindenburga (przyp. 429), „Szwars-Rot-Gold” (przyp. 327), „gaulejter” (s. 334), choć słowniki podpowiadają „gauleiter”.
2. Chodzi m.in. o przyp. 60: K. Richthofen, Mein Kriegstagebuch, tłum. A Sułkowska, Berlin 1937, s. 8.