Przez pierwsze dwa lata II wojny światowej wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że państwa Osi zdobędą niepodzielną i nienaruszalną hegemonię w całej Eurazji. Porażka hitlerowskiej III Rzeszy w powietrznej bitwie o Brytanię trochę zachwiała tym przekonaniem, jednak wiosną 1941 roku państwa Osi pod niemiecką batutą bez większych problemów podbiły Jugosławię i Grecję, a wkrótce celem nazistowskiej agresji stało się imperium bolszewickie – Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich. Największe państwo świata, na pierwszy rzut oka niemożliwe do pokonania, w praktyce okazało się kolosem na glinianych nogach. Japonia zaś w tym samym czasie sukcesywnie łamała opór Chińczyków i umacniała swą obecność w południowo-wschodniej Azji. Doskonale jednak wiemy, że ani Niemcy, ani Japonia, ani tym bardziej Włochy nie stały się dominującymi na świecie mocarstwami. Wręcz przeciwnie, potęga III Rzeszy i Cesarstwa została słusznie i bezpardonowo złamana.

Artykuł przedstawia tło, przebieg i konsekwencje owych najważniejszych chwil II wojny światowej, które zdaniem Autora nadeszły w pierwszych dniach grudnia, kiedy sowiecka kontrofensywa pod Moskwą pchnęła Hitlera w tył, a jego azjatycki sojusznik – jak głosi cytat – „obudził śpiącego olbrzyma”. W ciągu kilkudziesięciu godzin siły lądowe Wehrmachtu poniosły pierwszą poważną klęskę (a drugą w ogóle, po bitwie o Rostów), Armia Czerwona osiągnęła pierwsze poważne zwycięstwo, a do wojny włączyła się potęga gospodarcza, która niebawem wyrosnąć miała także na czołową w skali świata potęgę militarną. Jak słusznie zauważa Craig Bellamy, „podczas drugiej wojny światowej zostały popełnione dwa wielkie błędy w ocenie, oba przez państwa Osi, oba w 1941 roku. W porównaniu z nimi blednie nawet zlekceważenie przez Stalina raportów wywiadowczych, które otrzymywał. Barbarossa była pierwszym, a Pearl Harbor drugim”1.

Czerwonobrody

Istotnie, Stalin powinien był oczekiwać niemieckiej napaści, powinien był się do niej przygotować i – będąc gotowym – z łatwością ją odeprzeć. Wywiad alarmował go bowiem na wszystkie możliwe sposoby, zamiar inwazji trudno było nazwać choćby „tajemnicą poliszynela”, bo używanie w stosunku do niego rzeczownika „tajemnica” w jakimkolwiek kontekście zakrawa na kpinę. O zbliżającym się natarciu wiedzieli wszyscy zainteresowani i praktycznie wszyscy w to wierzyli. Nie wierzył wszakże jeden, jedyny człowiek, od którego zależało przygotowanie skutecznej obrony w scentralizowanym, trzymanym stalową ręką aparacie państwowym ZSRR.

Przygotowań do operacji na tak kolosalną skalę – w operację Barbarossa bezpośrednio zaangażowano ponad trzy miliony siedemset tysięcy żołnierzy, cztery tysiące czołgów i blisko cztery i pół tysiąca samolotów bojowych2 – nijak nie dałoby się zamaskować. Dzięki przechwytywaniu i rozszyfrowywaniu niemieckich depesz wiedzieli o nich także Brytyjczycy; już 3 kwietnia Winston Churchill wysłał Stalinowi list ostrzegający o zbliżającej się inwazji3. Stalin uznawał jednak to wszystko za brutalną grę dyplomatyczną, próbę wymuszenia na nim, aby zgodził się na przykład na nowe, mniej dla Sowietów korzystne umowy o wymianie handlowej.

W przeddzień inwazji sowiecka ambasada w Berlinie odebrała depeszę z Moskwy: żądanie szybkiego wyjaśnienia odnośnie manewrów i przygotowań Wehrmachtu wzdłuż całej granicy – od Morza Bałtyckiego po Czarne. Niepodważalnym dowodem były też intensywne loty rozpoznawcze, pewnego dnia tuż przed inwazją odnotowano „co najmniej trzydzieści dziewięć naruszeń granicy państwowej ZSRR przez samoloty”4.

Nie miejsce tu i nie pora na opisywanie szczegółów niemieckiej inwazji, rozpoczętej we wczesnych godzinach rannych 22 czerwca. Dość powiedzieć, że efekty były miażdżące, zwłaszcza w rejonie Wiaźmy i Briańska, gdzie zamknięto w kotłach sześćdziesiąt cztery dywizje piechoty i jedenaście brygad pancernych. Pomimo błot i pierwszych śniegów czołgi nieubłaganie zbliżały się do Moskwy. W drugiej dekadzie października droga do rosyjskiej stolicy, według Żukowa, stała otworem5, i stolica Związku Sowieckiego prawdopodobnie nie zdołałaby się obronić. Sytuacja była krytyczna, Niemcom co prawda coraz mocniej dawały się we znaki mrozy, ale jak by na sprawę nie patrzeć – jesienią 1941 roku front zbliżał się do Moskwy, a nie do Berlina.

Tymczasem na Dalekim Wschodzie

Niemiecka napaść na Związek Sowiecki była fatalną wiadomością dla tracącego wpływy polityczne Yōsukego Matsuoki, japońskiego ministra spraw zagranicznych, który forsował plan włączenia do Osi Sowietów, aby we czwórkę – z Niemcami i Włochami – Japonia mogła się przeciwstawić mocarstwom Zachodu, powstrzymać je od interwencji na Dalekim Wschodzie. Operacja Barbarossa sprawiła oczywiście, że plany te trafiły do kosza. Pod znakiem zapytania stanął nawet japońsko-sowiecki pakt o neutralności, bodaj największy obok Paktu Trzech sukces w karierze Matsuoki. Jednakże po klęsce w krótkiej wojnie granicznej ze Związkiem Sowieckim Japonia nie tylko porzuciła plany ekspansji w kierunku północnym, ale i nabrała do Sowietów podszytego strachem szacunku, czego najlepszym dowodem było to, że Cesarska Marynarka Wojenna nie atakowała konwojów idących ze Stanów Zjednoczonych do Rosji przez Pacyfik – właśnie po to, aby uniknąć kolejnej konfrontacji z bolszewickim imperium.

Na pierwszym planie ciężko uszkodzone niszczyciele Cassin i Downes (oba wróciły do służby na przełomie 1943 i 1944 roku), w tle lekko uszkodzony pancernik Pennsylvania. Photographer's Mate Harold Fawcett, U.S. Navy (photo 80-G-19943)

Na pierwszym planie ciężko uszkodzone niszczyciele Cassin i Downes (oba wróciły do służby na przełomie 1943 i 1944 roku), w tle lekko uszkodzony pancernik Pennsylvania. Photographer’s Mate Harold Fawcett, U.S. Navy (photo 80-G-19943)

„Opcja północna” trwała w zawieszeniu, tymczasem zaogniały się stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, które nałożyły na Japonię „prawie embargo” na dostawy ropy naftowej; prezydent Roosevelt pozwolił tylko na ograniczony eksport ropy pośledniejszego gatunku, nienadającej się do wykorzystania przez lotnictwo, ale w praktyce i z tym były problemy, gdyż administracja nie dopuściła do odmrożenia w tym celu uprzednio zamrożonych japońskich funduszy6. Tymczasem rezerwy mogły wystarczyć na mniej niż dwa lata. Rząd Fumimaro Konoego stanął pod ścianą. Chociaż sam premier, cesarz i nowy minister spraw zagranicznych Teijirō Toyoda patrzyli na wojnę niechętnie, coraz wyraźniej słychać było głosy podżegające do walki.

Na początku sierpnia, pomimo niechętnego nastawienia przedstawicieli sił zbrojnych7, wspomniana trójka podjęła misję ostatniej szansy w celu uniknięcia wojny: miało się odbyć spotkanie na szczycie z samym Franklinem Delano Rooseveltem i musiało przynieść wymierne skutki, gdyż w przeciwnym razie brak ustępstw ze strony prezydenta Stanów Zjednoczonych sam w sobie mógłby być pretekstem do rozpoczęcia wojny. Proamerykański w poglądach ambasador Kichisaburō Nomura rozpoczął zabiegi dyplomatyczne w tym celu, ale „sekretarz stanu Cordell Hull, powiadomiony o tym dzięki streszczeniom przechwytywanym przez MAGIC informacji z japońskiego wywiadu, zareagował chłodno”8, stawiając jako warunek spotkania zaprzestanie stosowania siły przez Japonię. 17 sierpnia, kiedy w Rosji dopiero co zakończyła się bitwa o Humań, w której Rosjanie stracili dwieście tysięcy ludzi, Roosevelt spotkał się wreszcie z Nomurą, lecz nie była to rozmowa napawająca ambasadora optymizmem. Prezydent domagał się bowiem zahamowania japońskiej ekspansji, delikatnie sugerując, że tą drogą Cesarstwo dotrze w końcu do wojny z USA.

Bardziej serdeczna atmosfera panowała na kolejnym spotkaniu, kiedy to Nomura wręczył Rooseveltowi odpowiedź premiera Konoego, utrzymaną w pojednawczym tonie, apelującą o spotkanie na szczycie – najlepiej na Hawajach – aby zażegnać nieporozumienia i wypracować sposób rozwiązania problemów rejonu Pacyfiku. Amerykanie wciąż jednak nie wierzyli w sens takiego spotkania, w Japonii zaś „jastrzębie” otaczające cesarza rosły w siłę i dążyła do ultimatum: szybkie porozumienie z USA albo wojna. Oczekiwano jednak zgoła absurdalnych ustępstw: Stany Zjednoczone miały porzucić Czang Kaj-szeka na pastwę losu, nie powiększać obecności wojskowej na Dalekim Wschodzie i zapewnić Cesarstwu niezbędne zasoby, w zamian za co Japonia wycofałaby się z Indochin i zagwarantowała neutralność Filipin. Ukończony 30 sierpnia dokument pod tytułem „Podstawy realizacji polityki cesarstwa” jasno dopuszczał rozpoczęcie wojny; naradę w celu jego omówienia i zatwierdzenia zaplanowano na 3 września. Na froncie wschodnim trwała wówczas bitwa o Kijów, w której Związek Sowiecki miał utracić w sumie ponad sześćset tysięcy ludzi.

Tymczasem u japońskich oficerów

Jesienią 1941 roku Cesarska Marynarka Wojenna pełną parą kontynuowała przygotowania do operacji, która miała porazić US Navy i uniemożliwić jej skuteczne działania zaczepne na Oceanie Spokojnym. Już w lutym 1941 roku admirał Isoroku Yamamoto udał się do Tarentu, aby tam na własne oczy zobaczyć skutki nalotu brytyjskich Swordfishów – torpedowych dwupłatowców, teoretycznie przestarzałych i nieprzystających do wymagań nowoczesnego pola walki – na bazę włoskiej marynarki w Tarencie; sporo uwagi poświęcił też szczątkom torped9. Za cenę dwóch samolotów Royal Navy wyłączyła z gry trzy włoskie pancerniki, w tym jeden permanentnie.

Od tej chwili Stany Zjednoczone Ameryki są w stanie wojny z Cesarstwem Japonii. Abbie Rowe, via Wikimedia Commons

Od tej chwili Stany Zjednoczone Ameryki są w stanie wojny z Cesarstwem Japonii. Abbie Rowe, via Wikimedia Commons

W styczniu 1941 roku Yamamoto otrzymał wsparcie w postaci młodego (trzydzieści sześć lat), perspektywicznie myślącego oficera: Minoru Gendy. To on, wbrew Yamamoto, słusznie twierdził, że głównym celem nalotu powinny być lotniskowce, a nie pancerniki, sprzeciwił się też zamiarowi wysyłania pilotów z misją samobójczą. I być może fakt, że wojna wybuchła dopiero w grudniu, a nie latem 1941 roku, również jest jego zasługą. Obliczył bowiem, że do akcji należy użyć około trzystu samolotów, a do tego celu Japonia potrzebowała dwóch dodatkowych lotniskowców, Shōkaku i Zuikaku weszły zaś do służby dopiero na przełomie lata i jesieni (odpowiednio 8 sierpnia i 25 września).

Kolejnym problemem, któremu zaradzono w tym okresie, była kwestia zasięgu okrętów – z wysp macierzystych do O’ahu mogły dopłynąć tylko trzy lotniskowce (dwa nowe i Kaga), rozpoczęto więc ćwiczenia w uzupełnianiu paliwa ze zbiornikowców na pełnym morzu. W czasie podróży lotniskowce miały uzupełniać paliwo raz, okręty eskorty zaś – dwa razy. Pod koniec września rozpoczęto próbne bombardowania, wykorzystując do tego makietę pancernika West Virginia oraz nowe bomby lotnicze o wagomiarze 800 kilogramów i torpedy ze specjalnymi stabilizatorami, dzięki którym miały nie zaryć w płaskim dnie hawajskiego portu.

Tymczasem w pałacu cesarskim

Na rzeczonej naradzie Konoe i Toyoda okazali się słabymi, uległymi negocjatorami, którzy nie potrafili bronić swojej wizji polityki zagranicznej, być może ze strachu przed jeszcze poważniejszą utratą wpływów, która i tak im groziła, jeśli ich wizja polityczna miałaby stracić rację bytu. Tymczasem szefowie sztabów nalegali, aby wojna ze Stanami Zjednoczonymi rozpoczęła się jak najszybciej, bo im dłużej będzie się zwlekało, tym szanse na zwycięstwo będą mniejsze. Następnie dyskusja przeniosła się do pałacu cesarskiego. Warto szerzej przytoczyć opis spotkania Hirohito z Konoem, szefem sztabu generalnego Cesarskiej Marynarki Wojennej Nagano i szefem sztabu Armii Sugiyamą. „Hirohito zapytał o prawdopodobieństwo zwycięstwa w wypadku wojny ze Stanami Zjednoczonymi. Kiedy Sugiyama odparł, że zwycięstwo zostanie odniesione prawdopodobnie w ciągu trzech miesięcy, cesarz wpadł w złość – co było niezwykłą rzadkością. «Podczas incydentu chińskiego wojsko powiedziało mi, że możemy osiągnąć pokój natychmiast po tym, jak przeprowadzimy jedno uderzenie siłą trzech dywizji» – zaprotestował Hirohito, dodając: «Sugiyama, pan był w tym czasie ministrem armii». Sugiyama odpowiedział nieprzekonująco, że Chiny to rozległy teren i Japonia napotkała nieoczekiwane kłopoty. «A czy Ocean Spokojny nie jest jeszcze bardziej rozległy?» – zaripostował cesarz. Przypomniał szefom sztabów o swoich ostrzeżeniach z tamtego czasu, po czym spytał wprost: «Sugiyama, czy pan mnie okłamuje?». Wtedy Nagano pospieszył z pomocą zakłopotanemu koledze. Zgodził się, że zwycięstwa nie można zagwarantować ze stuprocentową pewnością”10.

7 grudnia 1941 roku, defilada na Placu Czerwonym. Obraz Konstantina Juona.

7 grudnia 1941 roku, defilada na Placu Czerwonym. Obraz Konstantina Juona.

Prawdopodobnie właśnie wtedy cesarz miał ostatnią okazję, aby monarszym autorytetem sprzeciwić się wojnie. Wszystko wskazuje na to, że Hirohito szczerze pragnął pokoju, brakowało mu wszakże energii i stanowczości, by sprzeciwić się ludziom pokroju Sugiyamy i Nagano, a jednocześnie pragnął też, aby jego państwo zdobyło pełną niezależność i pozycję mocarstwa nie tylko lokalnego, tymczasem pokój wymagałby poważnych ustępstw. W dniu 6 września, około południa, na uświęconej wiekową tradycją naradzie cesarskiej Hirohito podjął ostatnią próbę, apelując ni to do zdrowego rozsądku, ni to do poczucia lojalności wobec cesarza, przywołując słowa cesarza Meiji, wymusił na uczestnikach zebrania, nawet Nagano i Sugiyamie, aby kompromisowo przyznali, że należy dać szansę Konoemu i jego wciąż planowanemu spotkaniu na szczycie. Zarazem stało się jednak oczywiste to, co przeczuwano od dawna: jeśli negocjacje nie przyniosą zadowalającego skutku, jeśli nie przyniosą go szybko, nie będzie już człowieka zdolnego zapobiec wojnie.

Wkrótce Konoe spotkał się z ambasadorem Josephem Grewem i obiecując daleko idące ustępstwa, wręcz błagał o możliwość negocjowania bezpośrednio z Rooseveltem. Ten jednak oczekiwał uprzedniego gestu dobrej woli, najlepiej w sprawie Chin. Propozycję wycofania wszystkich wojsk z Chin w dwa lata po zakończeniu działań wojennych uznano za niewystarczającą. Szansa utrzymania pokoju uciekała, Konoe zaś musiał się mierzyć z coraz silniejszą niechęcią ze strony konkurentów politycznych. Zbliżał się termin podjęcia ostatecznej decyzji. W połowie października Fumimaro Konoe – ostatni człowiek na szczytach władzy, któremu zależało na pokoju – ustąpił ze stanowiska szefa rządu. Jego miejsce zajął gardzący poprzednikiem generał Hideki Tōjō, zaprzysięgły zwolennik rozwiązań siłowych, przeciwnik ustępstw w sprawie Chin, o którym Ian Kershaw pisze, że „był wojskowym w każdym calu, zawodowym żołnierzem, który zrobił karierę i osiągnął wysokie stanowisko w wojskowej administracji”11.

Teoretycznie – o, ironio! – ta nominacja dawała szansę na uniknięcie wojny, gdyż jako lojalny oficer, Tōjō podjąłby negocjacje z USA, gdyby tylko cesarz tak mu kazał. Sprawy zaszły jednak za daleko, a sam Tōjō po prostu zbyt długo był jastrzębiem, aby teraz zmienić się w gołąbka pokoju. Podobnie jak Konoe nie miał już pola manewru.

Tymczasem w Rosji

Kiedy upadał rząd Konoego, pękał także sowiecki opór we wspomnianych kotłach pod Wiaźmą i Briańskiem. W tzw. kotle północnym, położonym na zachód od Wiaźmy, dobiegł końca już 13 października, w kotłach na wschód i południe od Briańska krasnoarmiejcy wytrzymali do 17 i 20 października. Bitwa była już dawno wygrana, lecz opór stawiany przez otoczonych, skazanych na zagładę żołnierzy wiązał znaczne siły i spowolnił postępy Wehrmachtu, który nabrał zarazem zbytniej pewności siebie.

A wtedy właśnie należało ruszyć na Moskwę, o czym wspomniano już wyżej. Stalin i Żukow, mający świadomość krytycznego położenia, z wytęsknieniem czekali na zimę, ten pierwszy podczas spotkania z marszałkiem lotnictwa Aleksandrem Gołowanowem (Autorowi niniejszego artykułu nic nie wiadomo o jakimkolwiek pokrewieństwie) ponoć rozpaczliwie pytał rozmówcę: „Co robić? Co robić?”12. Rasputica – pora błot – była krótka i utrudniała również działania Armii Czerwonej, w tym próby otworzenia kotła briańskiego; „błoto nie tylko uniemożliwia żołnierzowi utrzymanie czystego, suchego ubrania, ale także wpływa na jego wygląd oraz przyczynia się do uczucia ogólnego dyskomfortu”13, a perspektywa śmierci w takich warunkach staje się jeszcze bardziej przerażająca, źle wpływając na morale. Tymczasem dzięki bolesnym (i krwawym) doświadczeniom z Wojny Zimowej z Finlandią Związek Sowiecki nauczył się, jak walczyć w przejmującym mrozie. Jak wyjaśnia Evan Mawdsley, „zimą 1941 roku przywódcy obydwu walczących stron mieli zupełnie odmienną perspektywę, opartą na doświadczeniach z roku 1812”14. Stalin wyraźnie chciał zadać Hitlerowi klęskę tą samą metodą, którą Kutuzow złamał potęgę napoleońskiego imperium. Skrótowo pisząc, 130 lat wcześniej sprawa rozegrała się tak: Cesarz Francuzów musiał opuścić zdobytą pięć tygodni wcześniej, strawioną pożarem Moskwę, Wielka Armia wycofywała się aż do rzeki Berezyny, gdzie w końcu, osaczona, została przez Rosjan niemal doszczętnie rozbita, a Napoleon Bonaparte już nigdy nie podniósł się po tej klęsce. Wojskom Hitlera groził podobny los. „Bezmiar Rosji nas pochłania” – pisał Gerd von Rundstedt15.

Armia Czerwona kontratakuje. Autor nieznany.

Armia Czerwona kontratakuje. Autor nieznany.

30 października Hitler przyjął plan okrążenia Moskwy, którą wcześniej lekceważył jak „zwykły termin geograficzny”, teraz z kolei lekceważył doniesienia wywiadu o formowanych pod Uralem nowych armiach sowieckich (oto i pozytywny dla Sowietów skutek paktu o neutralności z Japonią, pozwalającego częściowo odsłonić granice). Tego samego dnia Stalin nakazał rozpoczęcie przygotowań do odbywającej się tradycyjnie 7 listopada defilady wojskowej. „Generał Paweł Artemiew, który dowodził Moskiewskim Okręgiem Wojskowym i objął dowództwo nad moskiewską strefą obronną, kiedy 12 października zaczęła się faza krytyczna, odparł, że tego nie da się zrobić. Owszem, da się, odparł Stalin. Gdyby nastąpił niemiecki nalot lotniczy, zabitych i rannych należy szybko usunąć, dodał”16. Kiedy więc w szeregach Wehrmachtu frustracja wywołana błotem i ogromnymi przestrzeniami wypierała euforię pierwszych zwycięstw, Stalin zrobił coś, czego trudno by po nim oczekiwać – zadbał o morale armii i narodu, postanowił rozbudzić ducha walki, uciekając się do prostego (w normalnych warunkach), ale też efektownego i efektywnego sposobu17.

Natarcie na Moskwę rozpoczęto 15 listopada, zdecydowanie za późno. Nieubłagana logistyka stała się kulą u nogi Wehrmachtu, podciąganie zaopatrzenia pochłaniało coraz więcej środków. Niemniej jednak, Niemcy parli naprzód. 27 listopada sforsowali kanał Moskwa–Wołga na północ od stolicy, zdobyli też nienaruszony most w Jachromie, skąd od celu dzieliło ich ledwie sześćdziesiąt kilometrów. Oskrzydlenie Moskwy od północy stało się realną perspektywą. 1 grudnia osiągnęli Kriukowo, dokąd dojeżdżały już moskiewskie tramwaje. Dwadzieścia dwa kilometry. Oddziały motocyklowe SS dotarły do końcowego przystanku trolejbusów. Siedemnaście kilometrów od przedmieść. 35. Dywizja Piechoty podeszła jeszcze bliżej: szesnaście kilometrów. Rosjanom brakowało już miejsca, by się cofać. Ale Niemcom brakowało czasu, nadciągały krańcowe mrozy.

Nadszedł 4 grudnia. Józef Stalin powiedział, że był ów dzień dniem „najbardziej krytycznym”18 – walki osiągnęły intensywność zaskakującą nawet jak na warunki frontu wschodniego, śnieg ponoć czerniał od dymu prochowego. A mróz wciąż tężał, paliwo zamarzało, aby odpalić silniki, trzeba było je rozgrzewać ogniem. Temperatury sięgały minus czterdziestu pięciu stopni. By ratować się przed zamarznięciem, Niemcy zdzierali zimową odzież z zabitych Rosjan, a czasem nawet z jeńców. Żołnierze podchodzący od zachodu, od strony Możajska, widzieli już wieże Kremla. I stanęli w miejscu. Osiągnęli krańcowy punkt zdolności fizycznych, psychicznych i logistycznych, przekroczyli granicę wytrzymałości, spoza której żadna siła na ziemi nie była w stanie ich zawrócić. Niemalże na samym progu Kremla Wehrmacht przegrał bitwę o Moskwę. Ale Sowieci jeszcze jej nie wygrali.

Tymczasem na Pacyfiku

Jako się rzekło, działalność wywiadowcza po obu stronach barykady tak w Europie, jak i w Azji pozostawiała wiele do życzenia. Pracy wywiadu alianckiego na kierunku japońskim również można sporo zarzucić. Choć trudno w to uwierzyć, jeszcze jesienią 1941 roku Brytyjczycy nie wiedzieli praktycznie nic o legendarnym dziś japońskim myśliwcu A6M Zero, chociaż widziano go w akcji w Chinach ponad wiosną roku ubiegłego19. Można więc przypuszczać, że Amerykanie również nie mieli pojęcia, czego spodziewać się po myśliwcach pokładowych Cesarskiej Marynarki Wojennej. Lecz Amerykanie bynajmniej nie byli głupi. Po wspomnianym nalocie na Tarent amerykański sekretarz marynarki Knox stwierdził, że było to ostrzeżenie dla Pearl Harbor i że trzeba podjąć kroki w celu zabezpieczenia bazy przed niespodziewanym atakiem Japończyków – przede wszystkim zainstalować kolejne działa przeciwlotnicze i nowe radary20. Lepiej sprawili się Japończycy. Dzięki wywiadowi Genda i Yamamoto wiedzieli, że amerykańskie samoloty zasadniczo nie patrolowały północnych rejonów Hawajów, rzadko pojawiały się tam również okręty US Navy.

Teoretycznie negocjacje wciąż mogły trwać, termin ich zerwania wyznaczono na 30 listopada, toteż jeśliby się udało w tym czasie wypracować satysfakcjonujące porozumienie, udałoby się także uniknąć wojny. Lecz szans na takie porozumienie nie było. Niemniej jednak, Tōjō podejmował nieśmiałe starania, na jego polecenie udał się do Waszyngtonu Saburō Kurusu; Amerykanie przyjęli go chłodno, sekretarz stanu Hull uznał za „kłamliwego”21, a jego propozycję – za niedorzeczne ultimatum. Amerykanie wiedzieli zresztą dzięki rozszyfrowywaniu japońskich depesz (znów wywiad!), że propozycja Nomury ma taki właśnie charakter. Japończycy do samego końca utrzymywali pozory już tylko po to, aby uśpić czujność nieprzyjaciela.

26 listopada, kiedy Niemcy zdobywali most w Jachromie, japońska flota uderzeniowa jeszcze przed wschodem słońca opuściła Zatokę Hitokappu w Archipelagu Wysp Kurylskich, i ruszyła na wschód. Formację prowadziły niszczyciele, lotniskowce zajęły miejsce prawie na końcu szyku, w dwóch kolumnach. Duży nacisk kładziono na zachowanie tajemnicy, wprowadzono bezwzględną ciszę radiową, stosowano specjalne, wydzielające mało spalin paliwo; gdyby formację zauważono przed 6 grudnia, miałaby zawrócić do Japonii, dopiero od 6 grudnia flota miała zniszczyć takiego pechowego obserwatora i dalej realizować plan22.

Ten zaś zakładał uderzenie w dwóch falach. Pierwsza formacja miała składać się ze 189 samolotów, w tym pięćdziesięciu B5N2 uzbrojonych w bomby (pod bezpośrednim dowództwem głównodowodzącego flotą powietrzną Mitsuo Fuchidy), czterdziestu B5N2 uzbrojonych w torpedy (pod dowództwem Shigeharu Muraty), pięćdziesięciu czterech bombowców nurkujących D3A1 (pod dowództwem Kakuichiego Takahashiego) i czterdziestu pięciu myśliwców A6M2 (pod dowództwem Shigeru Itayi). Druga fala (171 maszyn, w tym żadnego samolotu uzbrojonego w torpedy, dowodzona przez Shigekazu Shimazakiego, miała uderzyć godzinę później, a tym samym pół godziny po zakończeniu ataku pierwszej fali. Fuchida miał nadzieję, że któryś z dużych okrętów spróbuje opuścić bazę. W takim wypadku wszystkie samoloty – a także czekające wokół O’ahu okręty podwodne – miały skoncentrować się na tej jednostce, aby jej wrak zablokował Pearl Harbor nawet na kilka miesięcy.

Barbeta pancernika Arizona, część pomnika stanowiącego podwodny grób ponad 1100 marynarzy. U dołu widoczne „łzy Arizony”, paliwo sączące się ze zbiorników. James G. Howes, via Wikimedia Commons

Barbeta pancernika Arizona, część pomnika stanowiącego podwodny grób ponad 1100 marynarzy. U dołu widoczne „łzy Arizony”, paliwo sączące się ze zbiorników. James G. Howes, via Wikimedia Commons

3 grudnia flota uderzeniowa przekroczyła międzynarodową linię zmiany daty. Wtedy też jej dowódcy otrzymali niezbyt pomyślną wiadomość: lotniskowiec Lexington opuścił Pearl Harbor 29 listopada, za to przebywa w niej prawdopodobnie sześć pancerników. 6 grudnia czasu hawajskiego armada była już sześćset mil od O’ahu. O godzinie wpół do dwunastej formacja weszła na kurs 180 i zwiększyła prędkość. Na maszt lotniskowca Akagi wciągnięto flagę „Z” – swoistą relikwię z czasów bitwy pod Cuszimą.

Tego samego dnia o 21.30 Roosevelt otrzymał rozszyfrowaną część japońskiej depeszy do ambasady w Waszyngtonie. Tekst stwierdzał, że nadzieja na pokój przepadła, a część, której prezydent wówczas nie dostał, zawierała nadto instrukcje, jak wręczyć wypowiedzenie wojny. Stać to się miało na pół godziny przed japońskim atakiem, tymczasem z winy japońskich szyfrantów nastąpiło ze znaczącym opóźnieniem. Niemniej jednak, komentarz Roosevelta był krótki i ze wszech miar zgodny z prawdą. „To oznacza wojnę”23. Wciąż jednak nie wiedział, czego dokładnie powinien się spodziewać, i nalot na Pearl Harbor okazał się dlań wstrząsem.

Szturm

Niemcy nie docenili przeciwnika. 4 grudnia, owego najbardziej krytycznego dnia, raport wywiadu OKH stwierdzał, że „obecnie nieprzyjaciel na froncie Grupy Armii Środek nie jest zdolny do przeprowadzenia kontrofensywy bez znaczących rezerw”24. Ale Rosjanie te rezerwy mieli, dwadzieścia siedem świeżutkich dywizji szykowało się do ataku na wyczerpanych Niemców, godzących się powoli z myślą o odwrocie. Nocą z 5 na 6 grudnia 1941 roku mróz był tak silny, że po niemieckiej stronie frontu zamarzały smary i oleje, pękały iglice w broni palnej, wieże czołgów przymarzały do kadłubów. Niemcy byli pewni, że w takich warunkach żaden sowiecki atak na większą skalę nie wchodzi w grę.

Lecz Armia Czerwona umiała współpracować z Generałem Mrozem, potrafił to również jej sprzęt. 6 grudnia rano 29. Armia zaatakowała niemiecką 9. Armię, a 30. Armia wbiła się we flankę 3. Grupy Pancernej. Po południu Rosjanie wstrzymali marsz, ale wprowadzili w niemieckich szeregach jakże pożądany chaos. Następny dzień – niedziela, 7 grudnia – miał być pogodny i przeraźliwie mroźny.

Nocą niemiecka 3. Grupa Pancerna rozpoczęła odwrót. Do świtu musiała porzucić aż piętnaście czołgów, dziewięć dział i kilkadziesiąt pojazdów kołowych, Niemcy rozciągali się coraz bardziej. Ich tropem szła tymczasem sowiecka 1. Armia Uderzeniowa. O wschodzie słońca tyraliera z okrzykiem „Urraa!” ruszyła naprzód. Do akcji weszła też 16. Armia Rokossowskiego, nacierająca w kierunku Krasnej Polany. 7 grudnia Armia Czerwona zaatakowała na całym, tysiąckilometrowej długości froncie. Naciskali nieprzyjaciela z bezlitosną konsekwencją, 8 grudnia przekroczyli już linię kolejową Klin–Kalinin i uczynili wyłom w szeregach niemieckiej 2. Armii. Wkrótce nawet Hitler zrozumiał, że trzeba pozwolić chociaż na ograniczony odwrót. Fedor von Bock nakazał swojej grupie armii cofnąć się na linię Rżew–Kursk, to jest od siedemdziesięciu do aż dwustu kilometrów od Moskwy. Miał jednak świadomość, że Sowieci mogą w każdej chwili uczynić w jego szeregach kilka wyłomów i zamknąć jego żołnierzy w kotłach. Z jednej strony wiedział więc, że musi zarządzić odwrót, z drugiej – bał się tego.

Hitler tymczasem nakazał „ani kroku w tył”, zmuszając swoich generałów, w tym zwłaszcza Guderiana, do niesubordynacji, jeśli ci chcieli ocalić swoich żołnierzy. W połowie grudnia kontrofensywa moskiewska dopiero się rozwijała (plany Żukowa zakładały, że do końca zimy Niemcy zostaną odepchnięci poza Smoleńsk), ale najważniejsze stało się faktem: wróg odchodził od Moskwy. Niemcy zwarli szeregi, miejscami odrywali się od formacji Armii Czerwonej (3. i 4. Grupa Pancerna przegrupowały się za rzekami Łama i Ruza), walczyli, ale cofali się. Stolica była uratowana.

Von Bock nazwał niedzielę 7 grudnia „strasznym dniem”25.

Ziemia obraca się dalej

7 grudnia około godziny szesnastej czasu lokalnego obrót planety zasłaniał Moskwie słońce, jednocześnie powoli wystawiając na jego światło pewien archipelag na Pacyfiku, stanowiący podówczas terytorium zależne Stanów Zjednoczonych Ameryki – Hawaje. Była godzina szósta rano – i wpół do drugiej nad ranem dnia następnego w Tokio – gdy wzniosły się w powietrze pierwsze z niemalże dwustu maszyn z Hinomaru na skrzydłach i kadłubach.

Należy dodać, że kilkadziesiąt minut wcześniej do rąk Harolda Starka (szefa operacji morskich) i George’a Marshalla (szefa sztabu generalnego Armii) trafiła rozszyfrowana ostatnia część wspomnianej japońskiej depeszy. Rozpoczęto wysyłanie ostrzeżeń, lecz na Hawaje nie zdołały one dotrzeć z powodu niesprzyjających warunków pogodowych26. Żaden kanał komunikacji nie okazał się na tyle odporny, by dostarczyć wiadomość na czas. Pearl Harbor zostało kompletnie zaskoczone.

Za kwadrans siódma szeregowi Lockard i Elliott, obsługujący stację radiolokacyjną na wzgórzu Opana, dostrzegli na ekranie dwa impulsy; były to samoloty rozpoznawcze z ciężkich krążowników Chikuma i Tone. Dwie minuty po siódmej impulsów było już całe mnóstwo, operatorzy radaru nie mogli jednak dodzwonić się do centrali. Gdy w końcu się udało, niejaki porucznik Tyler kazał Lockhardowi nie martwić się, gdyż miały to jakoby być amerykańskiej B-17 Flying Fortress. Impulsy zaś nieustannie się zbliżały. O wpół do ósmej dzieliło je od Pearl Harbor czterdzieści siedem mil, za dwadzieścia ósma były to już dwadzieścia dwie mile. W tym momencie zakończył się dyżur Lockharda i Elliotta.

Tymczasem japońskie samoloty okrążały O’ahu od zachodu, by wyjść na położoną po południowej stronie wyspy bazę. O 7.49, gdy zbliżały się do wybrzeża, aby przeskoczyć nad wystającym cyplem Ka’ena Point, Fuchida złamał ciszę radiową, nadając sygnał „To, to to” (od totsugeki – szturm), na co samoloty zaczęły dzielić się na uprzednio ustalone formacje. Cztery minuty później, znów nad wodą, Fuchida nadał legendarny już dziś sygnał „Tora, tora tora” (jap. Tygrys), oznaczający całkowite zaskoczenie.

Portret olejny załóg miniaturowych okrętów podwodnych utraconych w czasie operacji. Artysta nie umieścił w tym gronie jedynego spośród marynarzy, który przeżył i dostał się do niewoli. W środku widoczna Wyspa Forda. U.S. Naval History and Heritage Command

Portret olejny załóg miniaturowych okrętów podwodnych utraconych w czasie operacji. Artysta nie umieścił w tym gronie jedynego spośród marynarzy, który przeżył i dostał się do niewoli. W środku widoczna Wyspa Forda. U.S. Naval History and Heritage Command

W bazie czekający na meldunek o rzekomym zatopieniu zanurzonego okrętu podwodnego u wejścia do portu komandor Logan Carlisle Ramsey (ojciec znanego aktora, Logana Ramseya juniora) „usłyszał nagle ryk nurkującego samolotu. Poderwał się z miejsca, podszedł do okna. Był bardzo ciekawy, którego z młodych pilotów trzymają się «niesmaczne żarty». Samolot pojawił się nagle, obaj [on i oficer sztabowy – przyp. ŁG] chcieli zanotować jego numery, aby podać go w raporcie do ukarania. Nie zdążyli, ponieważ samolot zakończył nurkowanie, podciągnął do góry i oddalił się. Kiedy obaj komentowali fakt ucieczki samolotu i niemożność jego numeru, zwolniona przez niego bomba eksplodowała. Komandor zwrócił się do oficera sztabowego: «Nieważne, to był Japończyk»”. Ramsey popędził do radiostacji. Cztery minuty po drugim komunikacie Fuchidy w eter popłynął kolejny słynny komunikat: „Alarm lotniczy dla Pearl Harbor! To nie są ćwiczenia!”.

Co prawda w szeregi Japończyków wkradło się zamieszanie (prawo Murphy’ego działało już wtedy, choć jeszcze się tak nie nazywało) i niektórzy piloci przez to, że źle odczytali sygnały dawane przez Fuchidę, zachowali się podczas ataku nie tak, jak powinni, jednak nalot i tak przyniósł miażdżące skutki. Jako pierwszy cios torpedą otrzymał pancernik (a wówczas już okręt-cel) USS Utah, trafiony przez B5N z załogą w składzie Nakajima/Nakamura/Nishida. Niemal w tym samym momencie kolejna torpeda, zrzucona przez załogę Sato/Sema/Arai wyrwała dziurę w burcie krążownika Raleigh.

Trzy minuty po godzinie ósmej zaatakowano pierwszy z pełnowartościowych pancerników, USS Oklahoma. Torpeda załogi Goto/Miyajima/Meda z lotniskowca Akagi uderzyła około sześciu metrów poniżej linii wodnej, rozrywając „bąbel” przeciwtorpedowy. Za chwilę uderzyła i druga, niemal dokładnie pod drugą wieżą artylerii głównej. W jej ślad poszły zaraz kolejne, na przestrzeni czterech minut Oklahoma dostała w sumie sześcioma torpedami zrzuconymi przez B5N z Akagiego. Kolejną dołożyła załoga Yoshikawa/Koji/Maeda z Kagi, a jeszcze dwie, w już mocno przechylony pancernik – samoloty z Hiryū. Nie minął jeszcze kwadrans po ósmej, gdy Oklahoma przewróciła się na lewą burtę i oparła nadbudówką o dno zatoki. Przypadek tego okrętu doskonale ilustruje nagłość i intensywność japońskiego nalotu.

Drugi istotny przykład to losy nieszczęsnego pancernika USS Arizona, zaatakowana przez B5N z Kagi uzbrojone w bomby o wagomiarze 800 kilogramów (będące, notabene, przerobionymi pociskami artyleryjskimi kalibru 410 milimetrów). Czternaście minut po ósmej jedna z tych bomb eksplodowała nad magazynem prochu pomiędzy przednimi wieżami. Sama detonacja nie dosięgła magazynu, uczynił to jednak podmuch rozgrzanego powietrza, który skorzystał z nieopatrznie otwartego szybu. Minutę później, gdy jeszcze leciały na pancernik kolejne bomby, wybuchł pożar w magazynie prochu. Arizonę ogarnęły eksplozje i płomienie.

W tym samym czasie bombowce nurkujące atakowały bazę US Navy oraz US Army Air Force Hickam, Kāneʻohe i Wheeler, niszcząc na ziemi tamtejsze samoloty. Z tej ostatniej wystartowali pierwsi amerykańscy piloci, którzy stawili czoła Japończykom: podporucznicy Kenneth Marlar Taylor i George Welch w myśliwcach P-40C. Walka ta przyniosła im zresztą także pierwsze amerykańskie zwycięstwa powietrzne w wojnie na Pacyfiku – dwa bombowce nurkujące D3A127. Warto dodać, że w tym samym czasie na Hickam z powodzeniem lądowały wspomniane wyżej, oczekiwane przez Amerykanów „Latające Fortece”. W trakcie ataku Amerykanie coraz bardziej odzyskiwali przytomność i pewność siebie. Straty japońskich sił uderzeniowych zaczęły rosnąć i wskutek tego Minoru Genda, ku wściekłości Fuchidy, odwołał planowany już kolejny nalot (III falę). Była to prawdopodobnie dobra decyzja, gdyż pierwsze dwie fale utraciły w sumie aż 29 maszyn, tymczasem trzecia fala z pewnością byłaby przez Amerykanów z niecierpliwością oczekiwana.

Straty Japończyków przedstawiały się następująco: z lotniskowca Kaga piętnaście maszyn (pięć B5N2, cztery A6M2 i sześć D3A1), z lotniskowca Shōkaku jeden D3A1, z lotniskowca Akagi pięć maszyn (jeden A6M2 i cztery D3A1), z lotniskowca Hiryū trzy maszyny (dwa D3A1 i jeden A6M2), z lotniskowca Sōryū pięć maszyn (trzy A6M2 i dwa D3A1).

Za tę cenę Cesarska Marynarka Wojenna zniszczyła permanentnie zaledwie dwa pancerniki, właśnie Arizonę i Oklahomę; chociaż tę drugą podniesiono z dna, nie wróciła już do służby i zatonęła na dobre w czasie holowania w 1947 roku. Wielokrotnie trafione bombami i torpedami West Virginia, California i Nevada wróciły do służby odpowiednio latem i w styczniu 1944 roku oraz już jesienią roku 1942. Nie zatopiono także żadnego z trzech trafionych krążowników. Życie straciło ponad dwa tysiące członków sił zbrojnych USA (w tym prawie 1200 na pokładzie Arizony).

Następnego dnia Franklin Delano Roosevelt wygłosił słynne, entuzjastycznie przyjęte przez Kongres „Przemówienie o dniu hańby”oraz ogłosił stan wojny z Japonią. W czasie formalnego głosowania przeciwko wojnie zagłosowała tylko jedna osoba: republikanka Jeannette Rankin28, pierwsza w historii kobieta zasiadająca w Kongresie USA.

I co?

Należy pamiętać, że wynik wojny nie był jeszcze w tym momencie przesądzony. Niemcy mogli przełamać sowiecką obronę w 1942 roku, również w 1942 roku Japończycy mogli w bitwie o Midway zatopić amerykańskie lotniskowce Hornet i Enterprise. Jednakże właśnie w pierwszych dniach grudnia szala zaczęła się przechylać w drugą stronę, owe dni przyniosły skutki, których nie sposób przecenić. Przede wszystkim kolosalne było znaczenie moralne zwycięstwa w bitwie moskiewskiej. Jak tłumaczy Rodric Braithwaite, „bitwa o Moskwę pokazała to, czego nie zdołała udowodnić żadna z zachodnich armii: że armię niemiecką, najlepszą i najbardziej doświadczoną na świecie, można zatrzymać i całkowicie pokonać. Mit niezwyciężoności prysł. Od tej chwili Niemcy wiedzieli to, co przeczuwali już po miesiącu od rozpoczęcia inwazji – pogardzani przez nich Rosjanie, zdezorganizowana sowiecka armia, byli w rzeczywistości groźnym, być może nawet śmiertelnym przeciwnikiem”29. Fakt, że Sowieci nie wykorzystali tego tryumfu na polu militarnym i po raz drugi stanęli pod murem w roku 1942, poniekąd traci na znaczeniu, gdyż i wtedy Armia Czerwona ostatecznie wzięła górę nad przeciwnikiem, a nie dostałaby tej szansy bez wiktorii moskiewskiej.

Jako wydarzenia ostatecznie przesądzające o klęsce Osi wskazać należałoby raczej bitwę na łuku kurskim (front wschodni), desant w Normandii (front zachodni) i bitwę na Morzu Filipińskim (Pacyfik). Po tych bitwach Niemcy i Japonia mogły już tylko przedłużać agonię, brakowało im bowiem ludzi, sprzętu i możliwości gospodarczych, by przeciwstawić się zalewowi sił nieprzyjaciela. Dość powiedzieć, że między styczniem a lipcem 1945 roku liczba samolotów japońskich w linii spadła z 4600 do 4100, podczas gdy w przypadku Amerykanów liczba ta wzrosła z osiemnastu do dwudziestu dwóch tysięcy!

Dziesiątki bombowców B-24 montowanych jednocześnie w Willow Run. Jeden z najpowszechniejszych symboli ówczesnej potęgi gospodarczej USA. Howard R. Hollem, via Wikimedia Commons

Dziesiątki bombowców B-24 montowanych jednocześnie w Willow Run. Jeden z najpowszechniejszych symboli ówczesnej potęgi gospodarczej USA. Howard R. Hollem, via Wikimedia Commons

Chodziło tu nie tylko o liczbę fabryk, ale też ich sprawność. Tradycja zapoczątkowana przez Henry’ego Forda, tradycja optymalizacji, przyniosła w czasie II wojny światowej obfity plon. W fabryce Forda Willow Run w stanie Michigan produkowano w szczytowym okresie 650 bombowców B-24 Liberator miesięcznie30, podczas gdy przed wojną za normę dla takiego samolotu uznano by jedną maszynę dziennie! Średni czas budowy niszczyciela spadł z trzynastu–czternastu miesięcy przed wojną do zaledwie pięciu w jej trakcie, podczas gdy Japonia nawet podczas wojny potrzebowała na to średnio całego roku31. Do tego Amerykanie chętnie dzielili się wytworami swojego przemysłu.

Warto zresztą dodać, że przytoczony we wstępie cytat – ten o „śpiącym olbrzymie” – przypisywany Yamamoto może wcale nie być jego autorstwa, niemniej jednak przylgnął doń już chyba na stałe, a niezależnie od tego, kto i kiedy pierwszy raz wypowiedział te słowa, przyznać trzeba, że doskonale oddają ówczesną sytuację. Japonia zaatakowała potężnego przeciwnika, nie mając na dobrą sprawę żadnego planu. Na niemalże hazardową modłę postawiono, że uda się sparaliżować Flotę Pacyfiku już 7 grudnia. Gdy to się nie powiodło, Japonia nie wiedziała, co ma dalej czynić. Trudno bowiem uznać za rozsądny ciąg dalszy atak na Półwysep Malajski, a nawet zdobywanie Filipin i wysepek na Pacyfiku. Należało w jakiś sposób wyłączyć z gry Amerykę, a nie było jak – no bo przecież inwazja lądowa nie wchodziła w grę. Stany Zjednoczone tymczasem, walcząc ramię w ramię z innymi aliantami, dokonały sztuki, która dwukrotnie nie udała się Niemcom: wygrały wojnę na dwa fronty. Wygrał ją też (na dwa fronty w sensie formalnym) Związek Sowiecki, a w drogę ku zwycięstwu ruszył właśnie w pierwszym tygodniu grudnia 1941 roku.

Bibliografia:

1. Antony Beevor, „Stalingrad”. Tłum. M. Bielewicz. Znak, 2010.
2. Craig Bellamy, „Wojna absolutna. Związek Sowiecki w II wojnie światowej”. Tłum. M. Antosiewicz, M. Habura, P. Laskowicz. Prószyński i S-ka, 2010.
3. Rodric Braithwaite, „Moskwa 1941. Największa bitwa II wojny światowej”. Tłum. M. Komorowska. Znak, 2008.
4. Norman Davies, „Europa walczy 1939–1945. Nie takie proste zwycięstwo”. Tłum. E. Tabakowska. Znak, 2008.
5. Ian Kershaw, „Punkty zwrotne. Decyzje, które zmieniły bieg drugiej wojny światowej”. Tłum. M. Romanek. Znak, 2009.
6. Ewan Mawdsley, „Wojna nazistowsko-sowiecka 1941–1945”. Tłum. T. Tesznar. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2009.
7. Andrew Nagorski, „Największa bitwa. Moskwa 1941–1942”. Tłum. K. Bażyńska-Chojnacka i P. Chojnacki. Rebis, 2008.
8. Jenny Nolan, „Willow Run and the Arsenal of Democracy”, detnews.com, 28 stycznia 1997. Dostęp: 6 grudnia 2011.
9. Richard J. Overy, „Wojna powietrzna 1939–1945”. Tłum. S. Białostocki. Bellona, 2007.
10. Bryan Perett, „Rycerze czarnego krzyża”. Tłum. J. Kotarski. Rebis, 2009.
11. Teresa Prusinowska, Mirosław Skwiot, „Pearl Harbor 1941”. AJ-Press, 1995.
12. Jacek Solarz, „Doktryny militarne XX wieku”. Avalon, 2009.
13. C.E. Wood, „Wielkie porażki militarne. Jak pogoda wpłynęła na losy wojen”. Tłum. M. Kowasz. Bellona, 2007.

Przypisy

1. C. Bellamy, „Wojna absolutna”, s. 395.

2. E. Mawdsley, „Wojna nazistowsko-sowiecka”, s. 21. Różne publikacje podają trochę odmienne liczby, wszędzie jednak zgadza się rząd wielkości, a to on jest najważniejszy dla uświadomienia sobie, z jakiej skali przedsięwzięciem mieliśmy do czynienia.

3. Ibidem, s. 39.

4. A. Beevor, „Stalingrad”, s. 13.

5. E. Mawdsley, „Wojna nazistowsko-sowiecka”, s. 126.

6. I. Kershaw („Punkty zwrotne”, s. 476) podaje, że Roosevelt „dopiero na początku września odkrył, że po 2 lipca Japonia nie dostała już żadnej ropy”.

7. Najbardziej radykalny w tym względzie szef sztabu generalnego Cesarskiej Marynarki Wojennej Osami Nagano domagał się zerwania stosunków dyplomatycznych z USA (ibidem, s. 479).

8. Ibidem, s. 480.

9. T. Prusinowska, M. Skwiot, „Pearl Harbor 1941”, s. 4.

10. I. Kershaw, „Punkty zwrotne”, s. 487.

11. Ibidem, s. 502,

12. A Nagorski, „Największa bitwa”, s. 192.

13. C. E. Wood, s. 106.

14. E. Mawdsley, „Wojna nazistowsko-sowiecka…”, s. 141.

15. A. Beevor, „Stalingrad”, s. 45.

16. C. Bellamy, op. cit., s. 370.

17. Na defiladzie zdarzył się całkiem zabawny wypadek (za: ibidem, s. 371). Jeden z czołgów KW nagle wyjechał z szyku i ruszył w niewłaściwą stronę. Inne pojechały jego śladem. Na pierwszy rzut oka, zwłaszcza oka paranoika Stalina, mogło to wyglądać na próbę zamachu stanu. Okazało się jednak, że po prostu czołg uległ awarii i odjechał na bok, aby nie tarasować drogi, a inne czołgi, zgodnie z procedurami bitewnymi, podążyły za nim, by zapewnić mu osłonę. Na szczęście skończyło się na strachu, pechowa załoga nie została ukarana.

18. Ibidem, s. 383.

19. R.J. Overy, „Wojna powietrzna…”, s. 161.

20. T. Prusinowska, M. Skwiot, op. cit., s. 4.

21. I. Kershaw, op. cit., s. 516.

22. T. Prusinowska, M. Skwiot, op. cit., s. 11–12.

23. I. Kershaw, op. cit, s. 326.

24. C. Bellamy, op. cit., s. 391–392.

25. Ibidem, s. 396.

26. I. Kershaw, op. cit., s. 527.

27. T. Prusinowska, M. Skwiot, op. cit., s. 46.

28. I. Kershaw, op. cit., s. 529.

29. R. Braithwaite, „Moskwa 1941”, s. 382.

30. J. Nolan, „Willow Run and the Arsenal of Democracy”.

31. J. Solarz, „Doktryny militarne…”, s. 349.