Rankiem 5 czerwca 1967 roku izraelskie bomby zaczęły wybuchać na egipskich lotniskach. Zaskoczenie było całkowite, chaos – nie do opanowania. Zaczęła się operacja „Skupienie”, a wraz z nią wojna sześciodniowa.

Równia pochyła

Istnienie Państwa Izrael od samego początku stało pod znakiem zapytania. Państwa arabskie nie pogodziły się z tym, że Żydzi wywalczyli sobie odtworzenie własnej ojczyzny, i szukały okazji, aby odwrócić niekorzystny dla nich bieg wydarzeń. Izrael jednak nie zasypiał gruszek w popiele i także szukał – sposobu na wzmocnienie swojej pozycji i zabezpieczenie przed agresją, nawet jeśli miałby sam w oczach międzynarodowej opinii publicznej postawić się w roli agresora. Takie właśnie kulisy miał kryzys sueski w 1956 roku. Izrael stanął wówczas po stronie Wielkiej Brytanii i Francji.

Dziesięć lat później nie mogło już być wątpliwości, że zbliża się kolejna wojna, tym razem poważniejsza. Już w 1964 roku trwały starcia na pograniczu syryjskim. Na równię pochyłą Bliski Wschód wkroczył jednak latem roku 1966. Starcia zarówno na ziemi, jak i w powietrzu przybrały na intensywności. Kair i Damaszek podpisały pakt obronny, mający bronić Syryjczyków przed akcjami odwetowymi ze strony Izraela, takimi jak atak na jordańską wieś Samu na Zachodnim Brzegu; była to reakcja na zamach bombowy, w którym zginęło trzech izraelskich żołnierzy.

Wiosną 1967 roku Bliski Wschód wrzał. Starcia między Syrią a Izraelem można bez mrugnięcia okiem nazwać wojną, mimo że ani jedna, ani druga strona nie rozpoczęła jeszcze zakrojonej na dużą skalę ofensywy. Regularnie zdarzało się jednak ostrzeliwanie kibuców przez artylerię i tak dobrze znane z Iraku i Afganistanu w dwudziestym pierwszym wieku podkładanie przydrożnych ładunków wybuchowych. Na przełomie marca i kwietnia liczba ataków w wykonaniu Syryjczyków przekroczyła punkt krytyczny: Izrael zdecydował się na największe jak do tej pory uderzenie odwetowe. Wojska lotnicze Izraela – Chel ha-Awir – przeprowadziły nalot na Wzgórza Golan. Było to 7 kwietnia 1967 roku.

 Operacja Skupienie. Jak zaczęła się wojna sześciodniowa

Gamal Abdel Naser i egipscy piloci myśliwcy w bazie lotniczej na Synaju; prawdopodobnie 1966 rok

W tym momencie zatrzymajmy na chwilę zegar i przyjrzyjmy się bliżej głównemu – ale bynajmniej nie jedynemu – bohaterowi dramatu, który miał się rozegrać już niebawem.

Szachak

W połowie lat 50., tuż przed kryzysem sueskim, wojska lotnicze Izraela zaczęły się przestawiać na użycie samolotów bojowych produkcji francuskiej. Najpierw były to Dassaulty Ouragany, później – Dassaulty Mystère’y IV, jeszcze później – Super Mystère’y. Gdy nadeszła pora na wykonanie kroku naprzód, ku myśliwcom nowej generacji, zdolnym rozwinąć dwukrotną prędkość dźwięku, logiczną kontynuacją francuskiego trendu było złożenie zamówienia na myśliwce Dassault Mirage III. Pierwszy kontrakt podpisano w maju 1960 roku, a do kwietnia roku następnego – jeszcze dwa, każdy na dwadzieścia cztery egzemplarze, co w sumie dało Izraelczykom siedemdziesiąt dwie maszyny – stan etatowy dla trzech eskadr.

Izraelskie lotnictwo uparło się, aby Mirage – który był pełnokrwistym myśliwcem przechwytującym – otrzymał także zdolność atakowania celów naziemnych. Był to pomysł Ezera Wezimana, w tamtym okresie dowódcy Chel ha-Awir (a w latach 90. prezydenta Izraela). Jak tłumaczy Szlomo Aloni, Weizman uważał, że kupno nowoczesnych samolotów myśliwsko-uderzeniowych pozwoli zarazem odsunąć od służy frontowej przestarzałe, łatwe do zestrzelenia szturmowce, jak i zrezygnować z osłony myśliwskiej podczas lotów na atakowanie celów naziemnych. Ostatecznie do tego celu francuskie samoloty mogły wykorzystywać parę działek kalibru 30 milimetrów i bomby o wagomiarze do 500 kilogramów. Mimo że marzenie Weizmana o stu Mirage’ach nigdy się nie ziściło, wydarzenia wojny sześciodniowej dowiodły ponad wszelką wątpliwość, że intuicja go nie zawiodła.

Pierwsze Mirage’e trafiły do Izraela, do bazy Chacor i do stacjonującej tam 101. Eskadry, 7 kwietnia 1962 roku. Nadano im lokalną nazwę Szachak – Niebo. Trzy miesiące później rozpoczęły się dostawy do drugiej eskadry: 117. Jako trzecia w kolejności otrzymała je 119. Eskadra w 1964 roku. Wszystkie trzy jednostki stanowiły elitę Chel ha-Awir. Ani razu przed wojną sześciodniową liczba pilotów latających na Szachakach nie osiągnęła setki.

Pierwsze zwycięstwo Mirage’a III nad jego najgroźniejszym przeciwnikiem – MiG-iem-21 – nastąpiło 13 lipca 1966 roku. Odniósł je Joram Agmon (starciu temu poświęciliśmy osobny artykuł: Joram Agmon – pierwszy pogromca MiG-a-21). 15 sierpnia 1966 roku zwycięstwo numer dwa Szachaka nad MiG-iem-21 zapisał sobie na konto Jehuda Koren, a 13 listopada jordański Hunter padł ofiarą myśliwca pilotowanego przez Rana Ronena. W tamtym momencie każda eskadra latająca na Mirage’ach miała na koncie po jednym zwycięstwie odniesionym przez ten właśnie samolot.

 operacja skupienie wojna sześciodniowa

Szachak numer 59. Latało na nim wielu izraelskich pilotów, którzy odnieśli za jego sterami w sumie 13 zwycięstw powietrznych
(brewbooks, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Wspomnianego wyżej 7 kwietnia 1967 roku Szachak dowiódł, ostatecznie, że był dobrym wyborem. W dużym starciu z lotnictwem syryjskim piloci wszystkich trzech eskadr strącili w sumie sześć MiG-ów-21, w tym Ronen swojego drugiego, a późniejszy czołowy as izraelski Jiftach Spektor odniósł dwa zwycięstwa, w tym jedno współdzielone z Binjaminem Romachem. Ale ten wielki sukces izraelskiego lotnictwa zarazem wprowadził cały kraj na kurs ku wojnie. Arabowie pragnęli odwetu, podobne pragnienie tliło się też w sercach radzieckich decydentów, dla których klęska MiG-ów z starciu z zachodnimi myśliwcami była bolesnym ciosem prestiżowym. Radzieccy dyplomaci w Syrii i Kairze zaczęli przekazywać informacje, że Izrael koncentruje wojska i przygotowuje się do agresji. Informacje te były nieprawdziwe. Czy była to celowa dezinformacja, mająca ostatecznie pchnąć Arabów do wojny, której i tak chcieli? Możliwe.

Wkrótce Egipt wydalił z Synaju obserwatorów ONZ, którzy znaleźli się tam w następstwie kryzysu sueskiego i dzięki którym granica izraelsko-egipska była w tym okresie stosunkowo spokojna. 30 maja król Jordanii Husajn otwarcie opowiedział się po stronie egipsko-arabskiej. 1 czerwca Egipt przerzucił do Jordanii dwa bataliony komandosów mających prowadzić sabotaż i dywersję na terytorium Izraela.

Plan

W obliczu wielokrotnej przewagi liczebnej ościennych państw arabskich – nie tylko Egiptu i Syrii, lecz także Jordanii – jasne było, że w klasycznej bitwie Izrael nie ma szans. Aby mieć szansę przetrwania, Państwo Żydowskie musiało w jakiś sposób ograniczyć tę przewagę. To zaś najskuteczniej można było osiągnąć poprzez wywalczenie panowania w powietrzu.

Izraelscy piloci byli świetnie wyszkoleni i – jak już dowiedli – mieli do dyspozycji pierwszorzędny sprzęt w postaci Mirage’a III. Ale przecież i tu Arabowie mogli się pochwalić ogromną przewagą liczebną (sam Egipt miał, według różnych źródeł, od ponad 300 do około 400 samolotów myśliwskich – poza MiG-ami-21 także MiG-i-17 i 19 – uderzeniowych i bombowych w linii). Nie trzeba było wielkiego stratega, żeby pojąć, iż czekanie na cios oznaczać będzie najpewniej unicestwienie Izraela. W grę wchodziło tylko uderzenie wyprzedzające, tak aby zaskoczyć lotnictwo nieprzyjaciela na ziemi, zniszczyć możliwie najwięcej samolotów i sparaliżować bazy. Obawiano się wprawdzie potępienia ze strony społeczności międzynarodowej, lecz na naradzie izraelskiego rządu minister pracy Jigal Allon, były dowódca Palmach, ukrócił te obawy lakonicznym stwierdzeniem godnym Dienekesa: „Oni potępią, a my przeżyjemy”.

 Operacja Skupienie. Jak zaczęła się wojna sześciodniowa

Egipskie Iły-28 podczas defilady nad Kairem jeszcze w latach 50.

Izraelskie lotnictwo miało do dyspozycji 250 samolotów, w większości już nienowych (65 Mirage’ów, 35 Super Mystère’ów, 35 Mystère’ów IV, 50 Ouraganów, 20 bombowców lekkich Sud Aviation Vautour i 45 samolotów szkolnych Fouga Magister). Izrael postanowił zagrać va banque: niemal wszystkie samoloty bojowe przeznaczono do ataku, o obronę własnych baz miały zadbać minimalne siły. Piloci już wcześniej – w niemal całkowitej tajemnicy – rozpoczęli ćwiczenie uderzeń na lotniska.

Izraelczycy mieli zaatakować w trzech falach. Jako najważniejsze i chronologicznie pierwsze cele wskazano bazy lotnicze leżące dalej w głąb terytorium arabskiego. Z jednej strony chodziło o mądre wykorzystanie czynnika zaskoczenia: pierwszeństwo należało dać samolotom mającym spędzić nad Egiptem najwięcej czasu, tak aby zwiększyć ich szanse na bezpieczny dolot do celu i powrót. Z drugiej zaś istotne było zniszczenie egipskiego lotnictwa bombowego. Radzieckiej produkcji Iły-28 i Tu-16 mogły łatwo dotrzeć nad izraelskie miasta i zadać ciężkie straty ludności cywilnej. Obawiano się nawet ataku z użyciem broni chemicznej. Wreszcie skupiono się na Egipcie dlatego, że był on fundamentem koalicji antyizraelskiej; istniała szansa, że wyłączenie go zniechęci do udziału w wojnie Syrię i Jordanię.

Izrael dobrze wiedział, co i gdzie będzie atakował. Po części informacje uzyskano drogą wywiadu elektronicznego, lecz Mosad nie zaniedbał swojej specjalności: osobowych źródeł informacji. Najcenniejszym okazał się niemiecki Żyd Wolfgang Lotz, który mieszkał w Egipcie, udając byłego oficera Wehrmachtu. Zanim został aresztowany i skazany na dożywocie w 1965 roku, przekazał Mosadowi ogromną ilość danych odnośnie do funkcjonowania egipskich sił zbrojnych.

Dzień uderzenia wyznaczono na 5 czerwca 1967 roku, godzinę „H” – na 7.45 czasu izraelskiego. Operacji nadano kryptonim „Skupienie” (po hebrajsku: Moked).

Druzgocący cios

Późniejszy generał brygady Amos Amir wspominał:

O godzinie 4.00 w naszym domu na osiedlu pilotów odezwał się telefon. Sięgnąłem po słuchawkę, zanim jeszcze przebrzmiał pierwszy dzwonek. „Odprawa o piątej”, oznajmił głos pod drugiej stronie. […] Wydano rozkaz, szarpiące nerwy oczekiwanie wreszcie dobiegło końca. Zaatakujemy Egipt, aby wreszcie zdjąć duszącą pętlę, którą założył naszemu krajowi na szyję.

Rodziny pilotów zabrano poza teren baz, tak aby chronić kobiety i dzieci przed spodziewanym kontratakiem. Piloci rozpoczęli odprawę, po czym skierowali się do samolotów. Obowiązywała absolutna, bezwzględna cisza radiowa. Nie wolno było nawet wzywać pomocy w razie awarii samolotu. O 6.43 w powietrze wzniosły się szkolne Fougi Magistery 147. Eskadry, mające udawać myśliwce wykonujące rutynowy patrol. Podstęp zadziałał, czujność egipskich stacji radiolokacyjnych została uśpiona.

O starcie Szachaków 101. Eskadry wspomniany już Jiftach Spektor – także późniejszy generał brygady – opowiadał:

Punkt siódma zadziałał pierwszy dopalacz – wystartował [Dan] Sewer. Zebrał swój czterosamolotowy klucz, ruszył na południe i zniknął w oddali. To oni rozpoczynali atak. My mieliśmy przelecieć ponad Sewerem i jego kluczem w drodze do naszego celu położonego dalej w głąb Egiptu. […] Dźwignia przepustnicy do przodu, mkniemy po pasie, podwozie w górę, zbieramy się w formację i ruszamy na zachód, nad wybrzeże, nad morze. Długi odcinek pokonaliśmy na bardzo małej wysokości, nieomalże ścinając skrzydłami grzbiety fal.

Podobne sceny rozgrywały się we wszystkich bazach izraelskiego lotnictwa. Startowały Ouragany 113. Eskadry i Super Mystère’y 105. Eskadry z Chacor, Mystère’y 116. Eskadry i Mirage’e 119. Eskadry z Tel Nofu, Mirage’e 117. Eskadry, Ouragany 107. Eskadry, Vautoury 110. Eskadry i Mystère’y 109. Eskadry z Ramat Dawid, Ouragany 107. Eskadry z Lod.

Izraelski znaczek z 1962 roku ukazujący formację bombowców Vautour
(projekt: Maksym i Gawriel Szamirowie)

O godzinie 7.30 pierwsze izraelskie samoloty wlatywały już nad deltę Nilu. Jak wyjaśnia Michael Oren, Egipcjanie bynajmniej nie zlekceważyli możliwości izraelskiego ataku wyprzedzającego. Wyszli jednak z założenia, że jeśli taki atak ma nastąpić – nastąpi o świcie. Wtedy byli więc w gotowości: nad bazami krążyły myśliwce, kolejne dyżurowały w gotowości do startu. Kiedy jednak Izraelczycy się nie zjawili, myśliwce wylądowały, a piloci udali się na śniadanie. I wtedy właśnie, w porze posiłku, punktualnie o 7.45, zjawił się przeciwnik.

Izraelscy planiści mądrze rozdzielili cele pomiędzy eskadry. I tak na przykład 105. Eskadra, najliczniejsza ze wszystkich jednostek izraelskiego lotnictwa (trzydzieści dziewięć Super Mystère’ów!), miała wyznaczone bazy Abu Suweir i Kibrit w pobliżu Kanału Sueskiego oraz Inszas na północny wschód od Kairu; przez błąd pilotów formacja lecąca na Inchas zaatakowała jednak kairski port lotniczy. 101. Eskadra, mająca do dyspozycji dwadzieścia jeden Mirage’ów, została podzielona na siedem formacji, w tym dwie pary mające bronić bazy Chacor przed ewentualnym kontratakiem. Pozostałym pięciu przydzielono trzy cele: Bani Suwajf, Bir Tamada i Kair Zachód. Szczególne znaczenie miała ta ostatnia, gdyż stacjonował rdzeń sił bombowych egipskiego lotnictwa.

Pogrążone w chaosie lotnictwo egipskie próbowało się bronić, lecz efekt był łatwy do przewidzenia. W wielu przypadkach myśliwce nie miały jak wystartować lub – jeśli nawet pas startowy nadawał się jeszcze do użytku – były rozszarpywane na strzępy pociskami z działek. Niektórym MiG-om udało się wprawdzie wznieść w powietrze, ale z takim skutkiem, że równie dobrze mogłyby zostać na ziemi. Tylko w pierwszej fali same Szachaki strąciły sześć nieprzyjacielskich maszyn.


Zainteresowanym tematem polecamy książkę:

Zakup poprzez link partnerski sprawia, że serwis Konflikty.pl otrzymuje niewielką prowizję.


Pierwsza fala operacji „Skupienie” trwała dwie godziny. Wykonano 191 samolotolotów. Według oficjalnych danych izraelskich wojsk lotniczych Egipcjanie stracili w tym okresie 186 samolotów zniszczonych na ziemi, spotyka się jednak informacje, że było ich aż 195. Sukces przerósł najśmielsze marzenia. Zapłacono za to cenę dziesięciu samolotów, w tym czterech Ouraganów i trzech Super Mystère’ów (i żadnego Mirage’a) oraz ośmiu pilotów zabitych lub wziętych do niewoli; jedną maszynę omyłkowo strąciła izraelska bateria przeciwlotnicza opodal Dimony. Izraelczycy nie powiedzieli jednak ostatniego słowa.

O godzinie 9.00 przyszła kolej na drugą falę, wymierzoną w czternaście baz lotniczych i wszystkie stacje radiolokacyjne: w trzy godziny w toku 164 samolotolotów zniszczono kolejne 107 egipskich samolotów. O ile pierwsza fala została przeprowadzona zgodnie z odgórnym planem, o tyle drugą (i kolejne) planowano elastycznie, zgodnie ze wskazywanymi na bieżąco potrzebami. Zasadniczo cele atakowane w drugiej fali można podzielić na trzy grupy: bazy drugorzędnego znaczenia, do tej pory nieatakowane, a mogące stanowić schronienie dla rozpraszanych samolotów, bazy główne już atakowane, co do których podjęto decyzję, że wskazana jest poprawka, oraz bazy położone bardzo daleko w głąb Egiptu – tak daleko, że nie dałoby się do nich dolecieć na małej wysokości.

Priorytetem było niszczenie pasów startowych. Używano do tego celu specjalnej bomby przeciwbetonowej, poprzedniczki słynnego Durandala (niektórzy autorzy bezmyślnie podają, że Durandali użyto już w czasie wojny sześciodniowej, gdy przecież wiadomo powszechnie, że bomby te wprowadzono do użytku dziesięć lat później). Dopiero po zrzucie bomb i zablokowaniu możliwości poderwania samolotów Izraelczycy rozpoczynali ostrzał z działek. W pierwszej kolejności na cel brano bombowce (jeżeli akurat stacjonowały w danej bazie), potem myśliwce (w szczególności MiG-i-21), samoloty transportowe i śmigłowce, a na koniec radary i inne wyposażenie naziemne. Według Orena w pierwszej fali dokumentnie wyeliminowano z użycia cztery bazy lotnicze na Synaju i dwie w Egipcie właściwym.

Spektor raz jeszcze, tym razem o ataku w ramach pierwszej fali na solidnie już wymłócone lotnisko Kair-Zachód, gdzie znalazł się o godzinie 8.25:

Spokojne, proste nurkowanie do chwili, gdy pas startowy wypełnił mój celownik jak długa, czarna kreska, tym szersza, im niżej byłem. Wycelowałem i na odpowiedniej wysokości delikatnie, długo wcisnąłem przycisk zwalniający bomby. […] Więcej startów dzisiaj nie będzie. A teraz precyzyjniejsza robota: moje działka. […] Lotnisko faktycznie wyglądało już jak piekło. Kłęby dymu i rzucane przez nie cienie sprawiały, że z oddali wyglądało jak mroczna dżungla. […] Ujrzałem ogon bombowca wystający ponad murem osłaniającym stanowisko postojowe. Był to Tupolew Tu-16, wielki jak Boeing 707, ale dłuższy, węższy i ciemnozielony. Przypominał jaszczurkę. […] Kiedy byłem już dość blisko, a bombowiec wypełniał całkowicie powierzchnię wiatrochronu, uraczyłem przycisk spustu długim, delikatnym naciskiem. Iskry zamigotały w centralnej części kadłuba i pomknęły na drugie skrzydło. […] Gdy przelatywałem nad bombowcem, potężna eksplozja i kłąb oleistego dymu cisnęły mnie i mojego Mirage’a w górę.

 operacja skupienie

Jeden z ocalałych egipskich Tu-16 w locie w 1969 roku. Obok niego amerykański F-8H Crusader z eskadry VF-13
(Naval History and Heritage Command)

Jak w praktyce wyglądały skutki izraelskiego uderzenia, pokazuje zdjęcie tytułowe niniejszego artykułu. Widać tam cztery płonące wraki MiG-ów-21 i cień rozpoznawczego Mirage’a, który wykonał tę fotografię. Jest to scena z bazy lotniczej Inszas, około sześćdziesięciu kilometrów od Kairu.

Niestety dla Izraelczyków okazało się, że ani w Ammanie, ani w Damaszku tarapaty, w których znalazł się Kraj Faraonów, nie przemówiły decydentom do rozsądku. Kiedy na froncie wschodnim i północnym również rozgorzały walki, podjęto decyzję o rozszerzeniu operacji „Skupienie” w tamtym kierunku. Trzecia i czwarta fala nie tylko dobiły lotnictwo Egipcjan, lecz także rozprawiły się z siłami powietrznymi Syrii i Jordanii, a do tego jeszcze zaatakowały jedną bazę lotnictwa irackiego.

Jako swoisty post scriptum dodać można niecodzienną i niebezpieczną przygodę, którą przeżył (cudem) generał Abd al-Hakim Amir, dowódca egipskich sił zbrojnych. Rankiem 5 czerwca wystartował on do lotu inspekcyjnego z Kairu na Synaj (warto wspomnieć, że aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, wydał rozkaz, żeby obrona przeciwlotnicza w strefie, w której będzie leciał, nie otwierała ognia, a to jeszcze bardziej pomogło Izraelczykom). Ił-14 wiozący generała znalazł się w pobliżu bazy Bir Gifgafa na Synaju akurat wtedy, kiedy atakował ją klucz Dana Sewera. Izraelski pilot ruszył w stronę transportowca, lecz po chwili jego uwagę przyciągnął MiG-21. Sewer przystąpił do ataku, a Egipcjanin, próbując wykonać unik, popełnił błąd, wpadł w korkociąg i rozbił się, w ogóle nietrafiony. Sewer chciał na powrót zająć się Iłem, lecz nie mógł go już znaleźć. Dopiero po powrocie do bazy, słuchając wyrzutów oficera wywiadu, dowiedział się, jaka ofiara mu umknęła.

Generał ocalił jednak życie tylko na kilka miesięcy. Naser obarczył go odpowiedzialnością za klęskę i jeszcze w trakcie wojny wtrącił do więzienia. Abd al-Hakim Amir popełnił samobójstwo w celi 14 września.

Wojna sześciodniowa: nokaut w pierwszej rundzie

Gdy 5 czerwca dobiegał końca, Izrael był niepodzielnym władcą przestrzeni powietrznej nad Bliskim Wschodem. W sumie Egipt stracił około trzech czwartych lotnictwa bojowego, w tym zniszczone lub poważnie uszkodzone zostało pięćdziesiąt siedem z sześćdziesięciu bombowców Tu-16 i Ił-28 oraz dziewięćdziesiąt MiG-ów-21 (łącznie od 227 do 286 samolotów i śmigłowców egipskich). Syria utraciła około połowy. Jordania – nieomalże sto procent. Irak i Liban także poniosły straty.

Lotnictwo egipskie nie zostało wprawdzie unicestwione, ale jego możliwości ofensywne spadły praktycznie do zera. Nazajutrz egipskie Su-7 próbowały przeprowadzić nalot na izraelskie wojska lądowe w północnej części Synaju. Pięciu pilotów 101. i 119. Eskadry zapisało sobie na konto po jednym Suchoju (znalazł się w tym gronie najprzedniejszy as myśliwski izraelskiego lotnictwa Gijjora Epstein, dla którego było to pierwsze z siedemnastu zwycięstw) i atak spalił na panewce. Tymczasem decydenci syryjscy – mimo że ich siły powietrzne jeszcze mogły stanąć do walki – postanowili zrezygnować z lotniczych działań zaczepnych, a nawet z zapewniania osłony z powietrza swoim wojskom lądowym.

operacja skupienie wojna sześciodniowa

Dassault Super Mystère jako eksponat w muzeum w Chacerim
(brewbooks, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Egipscy dowódcy ponoć przez wiele godzin ukrywali ogrom poniesionych strat przed samym prezydentem Naserem. Jeszcze nie byli w stanie pogodzić się z porażką, lecz zwycięstwo wymknęło im się z rąk. Bezpośrednie zagrożenie dla egzystencji Izraela przeminęło. Spektor podsumował to następująco: „Oczywiście nasza piechota i czołgi miały przed sobą sporo roboty, ale walczyły z przeciwnikiem pozbawionym ducha walki, przeciwnikiem, którego system dowodzenia rozpadał się na wszystkich szczeblach”.

Niezależnie od odwagi i brawury Izraelczyków stwierdzić należy, że Egipcjanie do pewnego stopnia sami byli sobie winni. Zgubiły ich zaniedbania w dwóch kluczowych dziedzinach. Po pierwsze zlekceważyli kwestię nieprzerwanego dozorowania w powietrzu, jeśli nie przy wszystkich bazach, to przynajmniej przy tych kluczowych, gdzie stacjonowały bombowce. Po drugie zaś powtórzyli błąd popełniony przed ćwierćwieczem przez Amerykanów – w Pearl Harbor. Większości egipskich samolotów nie rozproszono po terenie baz ani nie skryto w schronohangarach (te w Egipcie na dobrą sprawę nie istniały), ale ustawiono je w estetycznych rządkach i półokręgach, ułatwiając pracę lotnikom Chel ha-Awir.

Izrael zapłacił stosunkowo wysoką cenę za sukces odniesiony pierwszego dnia wojny sześciodniowej. Lon Nordeen podaje, że było to dziewiętnaście samolotów: dwa Mirage’e IIIC, cztery Super Mystère’y, cztery Mystère’y IVA, cztery Ouragany, jeden Vautour i cztery Fougi Magistery. Choć było to niewiele w liczbach bezwzględnych, na tle liczebności Chel ha-Awir utrata dziewiętnastu maszyn stanowiła bolesny uszczerbek. Trzeba też pamiętać, że dla Izraela utrata statku powietrznego oznaczała w większości przypadków utratę pilota, który albo ginął, albo trafiał do niewoli. Przeciwnicy w większości byli z dala od niszczonych na ziemi samolotów.

Operacja „Skupienie” okazała się jednym z najgenialniejszych posunięć w historii lotnictwa wojskowego ery odrzutowej. Dla państw arabskich, zwłaszcza dla Egiptu, cios zadany przez samoloty z Gwiazdą Dawida na skrzydłach był paraliżujący, a dzień 5 czerwca stał się początkiem żywej legendy izraelskiego lotnictwa. Legendy trwającej po dziś dzień.

Bibliografia

Shlomo Aloni, 101 Squadron, IDF/AF in the Six Day War: Part One: Rising tension and Day One, Wings of Fame, vol. 16, ss. 138–147.
Shlomo Aloni, Arab-Israeli Air Wars 1947–82, Osprey Publishing 2001.
Shlomo Aloni, Israeli Mirage and Nesher Aces, Osprey Publishing 2004.
Amos Amir, Fire in the Sky, Pen & Sword 2005.
Krzysztof Kubiak, Łukasz Mamert Nadolski, Wojna sześciodniowa 1967. Inforteditions, 2015.
Lon Nordeen, Fighters over Israel, Guild Publishing 1991.
Michael B. Oren, Six Days of War: June 1967 and the Making of the Modern Middle East. RosettaBooks 2004.
Jiftach Spektor, Głośno i wyraźnie. Wspomnienia izraelskiego asa myśliwskiego. Przekład: Łukasz Golowanow. Replika 2015. (Książkę tę można kupić w sklepie internetowym wydawnictwa Replika).