Kurz po najnowszej konfrontacji Indii z Pakistanem powoli opada i można pokusić się o próbę podsumowania przebiegu wydarzeń. Warto też przeprowadzić porównanie wydarzeń ostatnich dni z poprzednimi indyjskimi nalotami na Pakistan w lutym 2019 roku. Jakie wnioski obie strony wyciągnęły z tamtych wydarzeń i jak przygotowały się do kolejnej rundy? Wreszcie trzeba pochylić się także nad użyciem przez Pakistan chińskich myśliwców J-10CE i pocisków powietrze-powietrze PL-15E.

Sześć lat temu indyjskie lotnictwo przeprowadziło naloty na obozy szkoleniowe terrorystów na terenie Pakistanu. Był to odwet za zamach terrorystyczny w kaszmirskim Pulwamie, gdzie zginęło czterdziestu czterech indyjskich policjantów. Nasi stali Czytelnicy zapewne pamiętają, że wówczas relacjonowaliśmy wydarze­nia niemal na bieżąco. Tym razem zrezygnowaliśmy z takiego podejścia. Jednym z głównych powodów była skala dezinformacji prowadzonej przez obie strony. Była ona o kilka poziomów wyższa niż w roku 2019 i prowadzona w znacznie bardziej fachowy sposób. Jednocześnie Nowe Delhi i Islamabad ograniczały rzetelne informacje w swoich komunikatach, co jedynie zagęszczało mgłę wojny.

Na początek

Zacznijmy jednak od początku. Islamscy radykałowie przeprowadzili 22 kwietnia atak terrorystyczny koło Pahalgamu w Kaszmirze. Był to pierwszy tak duży zamach od kilku lat. Inny był też dobór celów. Wcześniejsze ataki były najczęściej wymierzone w indyjskich żołnierzy, policjantów i członków formacji paramilitarnych. Pahalgam to kurort i to wypoczywający tam turyści stali się celem. Terroryści wybrali konkretną grupę – mężczyzn niemuzułmanów. Według relacji świadków pytali potencjalne ofiary o ich religię. Hinduistów mordowano na miejscu, muzułmanów testowano, każąc im recytować szahadę.

Zginęło 25 wczasowiczów (24 hinduistów i chrześcijanin) oraz jeden lokalny pracownik kurortu – muzuł­ma­nin. Rannych zostało 17 osób. Wśród ofiar śmiertelnych znalazło się dwóch oficerów indyjskich sił powietrznych i jeden marynarki wojennej, co nadało późniejszym wydarzeniom wymiaru osobistej zemsty.

Do przeprowadzenia zamachu przyznała się mało wcześniej znana grupa Front Oporu. Powstała ona w 2019 roku, gdy grupa ekstremistów opuściła inną organizację terrorys­tyczną Laszkar-i-Toiba (Armia Sprawied­li­wego). Front Oporu to kolejna grupa łącząca religijny ekstremizm z nacjonalizmem, jej celem jest przyłączenie do Pakistanu kontrolowanej przez Indie części Kaszmiru. Pod względem profilu nie wyróżnia się z całej czeredy podobnych organizacji, często tworzonych, szkolonych i wspiera­nych przez pakistański wywiad wojskowy Inter-Service Intelligence (ISI). Nie dziwi więc, że premier Indii Narendra Modi oskarżył Pakistan i zapowiedział odwet. Islamabad oskarżenia oczywiście odrzucił.

Pierwsza krew

Wydaje się, że naloty z 2019 roku były w opinii indyjskiego przywództwa na tyle skuteczne, że powtórzenie tej metody było oczywiste. Indie najwy­raź­niej czuły się na tyle pewnie, że ogłosiły z kilkudniowym wyprze­dze­niem zamiar przeprowa­dze­nia nalotów.

W roku 2019 dowództwo indyjskiego lotnictwa podeszło do sprawy bardzo kreatywnie. Po północy 26 lutego duża liczba samolotów stacjonujących w bazach w zachodniej części kraju została poderwana w powietrze. Nagły, intensywny ruch zaskoczył i zdezorientował pakistańską obronę powietrzną. W takich warunkach grupie uderzeniowej liczącej dwanaście myśliwców Mirage 2000 wspieranych przez samolot wczesnego ostrzegania i dowodzenia ERJ-145 Netra, latająca cysternę Ił-78MKI i bezzałogowiec Heron łatwiej było przeprowadzić niespodziewany atak.

Niczego takiego nie zaobserwowano w nocy 7 maja gdy ruszyła operacja „Sindoor”. Nie da się ustalić, czy powodem była zbytnia pewność siebie, czy może uznano, że Pakistańczycy nie dadzą się nabrać po raz drugi na ten sam podstęp. Na pewno pakistańskie lotnictwo było w stanie podwyższonej gotowości, tym bardziej że nalot został zapowie­dziany. Obrona powietrzna czekała i zgotowała gościom gorące powitanie.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

CZERWIEC BEZ REKLAM GOOGLE 93%

Podobnie jak w roku 2019 celem były obiekty zidentyfikowane przez indyjski wywiad jako powiązane z grupami islamistycznymi. Jak wynika z dostępnych informacji, tym razem uderzono nie w ośrodki szkoleniowe, ale szkoły koraniczne uznane za przykrywki dla kontaktów ISI z ekstremistami. Atak, nawet uzbrojeniem precyzyjnym, na cele położone na terenie miejskim zwiększa jednak ryzyko ofiar cywilnych. Pakistan chętnie to wykorzystał. Według oficjalnego komunikatu w nalocie zginęło 26 osób, a ponad 46 zostało rannych, głównie młodych kobiet i dzieci. Liczba pogrzebów z dużym udziałem wojskowych mocno podważa taką wersję wydarzeń. Z drugiej strony grupa Dżajsz-i-Muhammad przyznała, że w indyjskim nalocie zginęło dziesięciu członków rodziny jej przywódcy Masooda Azhara.

Łącznie zaatakowanych miało zostać dziewięć lokalizacji. W przeci­wień­stwie do roku 2019 nie wiemy jednak, jakich samolotów ani jakiego uzbrojenia użyto. Wówczas grupę uderzeniową tworzyły Mirage’e 2000 uzbrojone w bomby kierowane GBU-12 i Spice 2000. Osłonę zapewniało szesnaście Su-30MKI, chociaż pojawiały się też informacje o MiG-ach-29. Dzisiaj błądzimy po omacku. W doniesieniach pojawiają się bomby kierowane ASM-250 Hammer, pociski manewrujące SCALP-EG i BrahMos.

Pakistańskie wojska lotnicze powitały napastników salwą pocisków powietrze–powietrze dalekiego zasięgu. Co istotne, celowano w samoloty znajdujące się jeszcze w indyjskiej przestrzeni powietrznej. Na terenie Indii odnaleziono szczątki chińskich pocisków PL-15E i amery­kań­skich AIM-120C AMRAAM. Z kolei w Pakistanie znaleziono szczątki pocisków Python-5 i Derby-ER. Wbrew pozorom nie jest to dowód na odpa­le­nie ich przez indyjskie samoloty. Pociski obu typów stosowane są także w systemie przeciwlotniczym Spyder, używanym przez Indie.

Strona pakistańska przypisała sobie zestrzelenie aż trzech Rafale’i, jednego Su-30MKI i jednego MiG-a-29. Z kolei strona indyjska twierdzi, że zestrzeliła w walce powietrznej jednego JF-17, natomiast jeden w F-16 lub JF-17 miał zostać strącony przez obronę przeciwlotniczą. W kampa­niach dezinformacyjnych obu stron liczba zniszczonych samolotów wroga cały czas oczywiście rośnie.

Z prawdopodobieństwem graniczą­cym z pewnością można potwierdzić utratę jednego Rafale’a. Żeby było ciekawiej – pierwszej dostarczonej jednomiejscowej maszyny tego typu (numer boczny BS 001). Innych strat nie udało się z całą pewnością potwierdzić, chociaż dość mocne poszlaki wskazują na zestrzelenie jednego Su-30MKI. W pakistańskich oficjalnych komuni­ka­tach pojawia się trwające godzinę starcie łącznie 125 samolotów, określanych jako „największa powietrzna walka manewrowa naszych czasów”. Jak na taką liczbę uczestniczących w starciu na krótkim dystansie maszyn strącenie dwóch, a nawet pięciu–siedmiu, jest mało imponującym wynikiem.

W przypadku Rafale’a za utratą maszyny przemawiają odnalezienie statecznika pionowego z numerem BS 001 i silnika M88. Drugi przypadek jest bardziej złożony. W sieci pojawiły się nagrania szczątków silnika rodziny RD-33. Faktycznie jest to jednostka napędowa stosowana w MiG-ach-29, ale trudno ocenić, czy nie jest to RD-93 stosowany w JF-17.

Dostępne informacje wskazują, że żadnej walki manewrowej nie było, a obie strony odpalały pociski na niemal maksymalnej odległości. Takie przywitanie musiało jednak być dużym zaskoczeniem dla indyjskich pilotów. Ciekawego przykładu dostarcza miejscowość Bhanuda Bidawatan, gdzie znaleziono naj­praw­do­po­dob­niej fragmenty dwóch BrahMosów. Na dostępnych materiałach widać silniki i osłony wlotów powietrza. Miejscowość leży w pobliżu bazy sił powietrznych Sirsa, gdzie stacjonuje wyposażona w Su-30MKI 15. Eskadra „Latający Lansjerzy”.

Jak wykazuje bloger Tom Cooper, tutaj zaczyna robić się ciekawie. Sirsa lezy 150 kilometrów od granicy z Pakistanem, czyli na granicy deklarowanego zasięgu PL-15E. Według Coopera prawdopodobny przebieg wydarzeń wyglądał następująco. Startujące Su-30MKI zostały wykryte przez pakistański samolot wczesnego ostrzegania, który wskazał cele myśliwcom uzbrojonym w chińskie pociski. Najwyraźniej Su-30MKI zorientowały się, że są na celowniku, jeszcze gdy wykonywały zwrot w stronę Pakistanu. Aby wymanewrować PL-15E, musiały pozbyć się wszelkiego niepotrzebnego balastu, w tym BrahMosów. Uniknięcie pocisków powietrze–powietrze na granicy ich zasięgu nie jest bardzo trudne, ale naj­praw­do­po­dob­niej nie o uzyskanie zestrzeleń chodziło. Atak BrahMosami przez samoloty z Sirsy został udaremniony.

Tutaj jednak zaczyna się kolejna niewiadoma. Według indyjskich źródeł w Sirsie nie są składowane BrahMosy. Pociski miały zostać odpalone przez Su-30MKI startujące z Ambali. Oczywiście nie wyklucza to, że samoloty z Ambali leciały nad Sirsą, albo że w ramach przygotowań do operacji BrahMosy po prostu dowieziono do Sirsy. Jedno można stwierdzić z całą pewnością: w Internecie powstało kolejne pole do sporów dla indyjskich i pakistańskich użytkowników mediów społecznościowych.

Wet za wet

Podobnie jak sześć lat temu Pakistan musiał przeprowadzić uderzenie odwetowe, żeby zachować twarz. Wówczas jednak naj­praw­do­po­dob­niej chodziło nie tyle o porażenie konkret­nych celów, ile o sprowo­ko­wa­nie indyjskiego lotnictwa do kontrakcji i przekroczenia granicy, gdzie czekałyby już gotowe do akcji pakistańskie myśliwce i obrona przeciwlotnicza. Jednak 8 maja Islamabad poinformował o zaa­ta­ko­wa­niu lotnisk i baz wojskowych w Awantipurze, Śrinagarze, Dźammu, Pathankotcie, Amritsarze, Kapurthali, Dżaland­harze, Ludhianie, Adampurze, Bhatindzie, Czandi­garhu, Nal, Falodi, Uttarlai i Bhudżu.

Pojawiły się spekulacje, że to kolejna zagrywka propagandowa, ale już 8 maja rano Indie przeprowadziły zmasowany atak na terytorium Pakistanu przy użyciu amunicji krążącej Harop. Na liście celów znalazły się kwatera główna pakistańskich wojsk lądowych w Rawalpindi, dowództwo 30. Korpusu w Gudźranwali oraz stanowiska obrony przeciwlotniczej w Attarze, Sialkotcie, Ćakwalu, Lahaurze, Bahawalpurze, Miano, Czharze i Karaczi. Pakistańska obrona przeciwlotnicza przypisała sobie zestrzelenie tuzina Haropów, natomiast Indie ogłosiły zniszczenie stanowiska systemu średniego zasięgu HQ-9 chińskiej produkcji. Jak zwykle, rewelacji tych nie da się zweryfikować.

Sytuacja zaczęła eskalować. Ataki prowadzono nie jak wcześniej w Kaszmirze i na terenach przyległych, lecz wzdłuż całej granicy. Marynarki wojenne obu państw zaczęły prężyć muskuły na Morzu Arabskim. Atmosferę podgrzewały spekulacje o rosnącym ryzyku użycia broni jądrowej.

Kolejna wymiana ciosów nastąpiła w nocy z 9 na 10 maja. Wydaje się, że Indie otrząsnęły się z zaskoczenia i działały sprawniej. Komercyjne zdjęcia satelitarne ukazują szereg porażonych hangarów i uszkodzonych pasów startowych w pakistańskich bazach. Osobną kwestią cały czas pozostaje skuteczność tych uderzeń. strona indyjska przypisuje sobie zniszczenie w bazie Bholari pakis­tań­skiego samolotu dowodzenia i kontroli Saab 2000 Erieye. Brak jednak na to przekonujących dowodów. Jeśli pakistańskie lotnictwo poniosło jakieś straty na ziemi, to najbardziej prawdopodobnym kandydatem powinien być C-130 z bazy Nur Khan.

Finalnym aktem i ciekawostką było odpalenie przez Pakistan w stronę Nowego Delhi pocisku balistycznego Fatah-II (nie mylić z irańskim imiennikiem) w nocy z 10 na 11 maja. Pocisk miał zostać zestrzelony nad Sirsą przez system przeciwlotniczy i przeciwrakietowy S-400 Triumf. Do strącenia celu użyto podobno dwu pocisków.

Trump? Jaki Trump

10 maja obie strony ogłosiły zawie­sze­nie broni. Świat, rzecz by można, odetchnął z ulgą, mówimy wszak o konfrontacji zbrojnej dwóch mocarstw jądrowych. A chociaż eskalacja aż do tego poziomu była skrajnie nieprawdopodobna – wbrew panikarskim komunikatom mediów – nie można było jej stuprocentowo wykluczyć. Jako pierwszy o końcu poinformowały jednak nie Indie ani Pakistan, ale Stany Zjednoczone. Prezydent Donald Trump ogłosił, że rozejm zawarto po całonocnych rozmowach prowadzonych przy mediacji Stanów Zjednoczonych. Kiedy jednak zainteresowane strony również potwierdziły zakończenie starć, nie wspomniały o Trumpie ani Stanach Zjednoczonych ani słowem. Dopiero w późniejszym komunikacie premier Pakistanu Shehbaz Sharif podziękował zbiorczo przywódcom USA, Chin, Arabii Saudyjskiej i kilku innych państw.

Później, jako się rzekło, wymiana ognia została jeszcze na krótko wznowiona, ale od 11 maja na froncie trwa cisza. W poniedziałek 12 maja Trump oznajmił dziennikarzom, że Indie i Pakistan przestały walczyć, ponieważ Waszyngton zaoferował obu krajom korzystne rozwiązania handlowe. Ale dzisiaj rzecznik indyjskiego resortu spraw zagra­nicz­nych, Randhir Jaiswal, powiedział, że chociaż faktycznie odbyły się rozmowy na linii Nowe Delhi–Waszyngton, kwestia handlu i ceł w ogóle się w nich nie pojawiła. Negocjacje odbywały się dwutorowo: wiceprezydent J.D. Vance rozmawiał z premierem Narendrą Modim, a sekretarz stanu Marco Rubio – z ministrem spraw zagranicznych S. Jaishankarem.

Oprócz tego Trump oświadczył, że zaoferował Indiom i Pakistanowi gotowość do mediacji w rozmowach na temat statusu Kaszmiru, mogących potencjalnie zakończyć ten długoletni konflikt. Nowe Delhi uprzejmie podziękowało za propozycję, przypominając, że funda­men­tal­nym indyjskim założeniem odnośnie do kwestii Kaszmiru jest rozwiązanie jej w toku rozmów dwustronnych.

Wnioski? Jakie wnioski?

Biorąc pod uwagę szum medialny i akcje dezinformacyjne, trudno określić, jakie wnioski można wyciągnąć z operacji „Sindoor”. Podejdźmy zatem do sprawy z innej strony i zastanówmy się, czy w działaniach przeprowadzonych w ostatnich dniach widać jakieś wnioski z wydarzeń sprzed sześciu lat.

W roku 2019 pakistańska obrona powietrzna nie popisała się, delikatnie mówiąc. W działaniach Islamabadu w następnych latach właśnie wzmocnienie części myśliw­skiej było najbardziej widoczne. Wydaje się, że zinten­sy­fi­ko­wano prace nad JF-17 Block III. Prototyp oblatano pod koniec roku 2019. Najważniejszym atutem nowej wersji są chiński radar AESA KLJ-7A i zintegrowane z nim pociski powietrze–powietrze dalekiego zasięgu PL-15 i średniego zasięgu PL-12. Zwiększenie zdolności bojowych myśliwca w walce powietrznej na długich dystansach miało być sposobem na zniwelowanie przewagi indyjskich Su-30MKI.

JF-17 jest obecnie podstawowym myśliwcem pakistańskich sił powietrznych. Rocznik Military Balance 2025 szacuje ich liczbę na co najmniej 154, z czego Block III ma być już ponad 23 sztuki. Do najnowszego standardu ma być też modernizowana część starszych maszyn. Uzupeł­nie­niem zdolności walki na długich dystansach było pozyskanie co najmniej dwudziestu myśliwców J-10CE. Chińskie samoloty uważane są też za odpowiedź na kupno Rafale’i przez Indie. Dodajmy jeszcze, że J-10 i JF-17 z PL-15 były gwiazdami krótkiego filmiku demonstrującego potęgę powietrzną Pakistanu, opublikowanego przez władze pod koniec kwietnia.

Warto zwrócić uwagę na pewien istotny czynnik, mianowicie wzrost znaczenia Chin jako dostawcy uzbrojenia dla Pakistanu. Według ostatniej publikacji Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytut Badań nad Pokojem (SIPRI) na temat globalnego rynku uzbrojenia w latach 2020–2024 (szerzej pisaliśmy o tym tutaj) Chiny odpowiadały aż za 81% pakistańskiego importu uzbrojenia. Relacja jest oczywiście dwustronna i nad Indus trafiło aż 63% chińskiego eksportu uzbrojenia w omawianym okresie. Niemniej tak duża zależność od jednego dostawcy charak­te­rys­tyczna jest dla byłych republik radzieckich i Wietnamu, które właśnie starają się jak najszybciej zmniejszyć uzależnienie od Rosji.

Jak Pakistan znalazł się w takiej sytuacji? Częściowo na własne życzenie. Amerykanie, sfrustrowani postawą sojusznika w Afganistanie, zaczęli ograniczać sprzedaż broni, odmawiać modernizacji i blokować sprzedaż uzbrojenia z innych krajów, ale zawierającego komponenty made in USA. Z tego powodu pakistańskie wojsko musiało pożegnać się z zakupem tureckich śmigłowców bojowych T129 ATAK. Kolejną cezurą był rok 2019. Pojawiły się wówczas wątpliwości, czy Islamabad mógł użyć przeciwko Indiom amerykańskiego uzbrojenia, w tym myśliwców F-16. Wreszcie Nowe Delhi jako wielki importer uzbrojenia mogło skutecznie przekonywać europejskie i rosyjskie koncerny, aby zaniechały umów z Pakistanem.

Co natomiast można powiedzieć o Indiach? Najwyraźniej walki z roku 2019 potwierdziły słuszność przy­ję­tych wcześniej założeń i związa­nych z nimi projektów moderni­za­cyj­nych, takich jak wdrażanie Rafale’i i zintegrowanego z nimi uzbrojenia ofensywnego takiego jak pociski SCALP-EG i bomby Hammer. Należy przy tym pamiętać o dużym instytucjonalnym bezwładzie w Indiach i specyficznym podejściu decydentów. Jak przypomina Tom Cooper, gdy w 2019 roku okazało się, że pakistańskie systemy walki elektronicznej skutecznie zagłuszają łączność indyjskich samolotów, Nowe Delhi zakupiło odporniejsze na zakłócenia radiostacje, ale pominęło rozwój własnych zdolności WRE.

Wydaje się, że rozbudowa zdolności zwalczania celów powietrznych przez pakistańskie lotnictwo wzmocniła pewność siebie i skłoniła Islamabad do ostrzejszej gry w roku 2025. Indyjskie lotnictwo, a także szerzej decydenci polityczni i wojskowi, sprawiło wrażenie zaskoczonego gorącym powitaniem ze strony myśliwców przeciwnika i następującą później eskalacją. Jeśli jednak wziąć pod uwagę późniejsze działania Indii, zwłaszcza naloty z nocy z 9 na 10 maja, można zaryzykować tezę, że Bhāratīya Vāyu Senā odzyskała inicjatywę i skutecznie wypełniła postawione zadania.

Tak przynajmniej wynika z dostęp­nych zdjęć satelitarnych. Materiałów dokumentujących zniszczenia i uszkodzenia na terenie indyjskich obiektów wojskowych praktycznie nie ma, za to dla pakistańskich obiektów jest ich całkiem sporo. Pekin usiłował przyjść na tym polu z pomocą sojusznikowi, ale coś nie wyszło. Zdjęcia satelitarne upublicznione przez chińską firmę MizarVision miały rzekomo przedstawiać uszkodzenia w bazie w Adampurze. Po sprawdzeniu okazało się jednak, iż uszkodzenie dachu hangaru lub magazynu jest widoczne także na zdjęciach z marca tego roku.

Fabian Hoffman z Uniwersytetu Oslo na swoim blogu Missile Matters zwraca uwagę na jeszcze jeden czynnik. Nie wiemy, jakie były rules of engagement (zasady użycia siły) wyznaczone indyjskim pilotom. Czy mogli strzelać pierwsi do samolotów przeciwnika i czy w ogóle mogli odpowiedzieć ogniem? Prowadzi to do kolejnego pytania. Jakie informacje wywiadowcze miało Nowe Delhi na temat JF-17 Block III, J-10CE i PL-15? Zagrożenie stwarzane przez pakistańskie myśliwce mogło zostać niedocenione albo zignorowane. Kolejne niewiadome to jakie cele stawiały sobie władze Pakistanu, a właściwie naczelne dowództwo.

J-10 i Rafale

Od momentu zakupu przez Indie Rafale’i Chiny mają obsesję na punkcie francuskiego myśliwca. Gdy więc pojawiły się doniesienia o zestrzeleniu przez J-10 jednego albo i trzech samolotów tego typu, nad Indusem i Jangcy wybuchła euforia. Chińskie media piszą o „historycznym momencie”, jednym z ważniejszych „od czasu wojen opiumowych”. Oto bowiem chiński myśliwiec zestrzelił myśliwiec produkcji zachodniej, zupełnie pomijając, że do takich wydarzeń dochodziło już wcześniej podczas wojny wietnamskiej. Natomiast w Pakistanie wojsko niemal ogłosiło święto narodowe.

Z pewnością taki sukces, jeżeli zestrze­le­nie należy zapisać rzeczywiście na konto J-10CE, mile łechce chińskie ego. Lata prac i wydane miliardy przyniosły wymierny efekt. Można ogłosić, że dorównano Zachodowi, zadekla­ro­wać, że „Tajwan zadrżał ze strachu”. Kurs akcji korporacji lotniczej AVIC na giełdach w Szanghaju i Hongkongu wyskoczyły w górę (a kurs akcji Dassault Aviation zanurkował). Reklama dźwignią handlu, więc sukces bojowy własnego sprzętu będzie można spróbować przekuć w kolejne kontrakty i poszerzyć udziały w rynku, głównie podbierając je Rosji.

Nic nie ujmując J-10CE i PL-15, samolot i pocisk przeszły debiut bojowy. Czy ewentualny sukces jest li tylko zasługą talentu i ciężkiej pracy chińskich inżynierów? Wróćmy do bitwy powietrznej z wczesnych godzin 7 maja. Przypomnijmy, że walkę toczono na maksymalnych dystansach i mamy jedno pewne i jedno prawdopodobne zestrzelenie. Nie wiemy też, ile indyjskich samolotów zostało uszkodzonych i jak bardzo. Ile PL-15 odpalono? Jeśli kilkanaście, można mówić o dużym sukcesie, jeżeli kilkadziesiąt, to już gorzej.

Wróćmy na chwilę do Toma Coopera, który przytacza jeszcze jeden, mało znany, fakt. Pakistańscy piloci stanowią istotną grupę w siłach powietrznych Kataru, kolejnego użytkownika Rafale’i. Byłoby co najmniej dziwne, gdyby ISI nie pozyskało tą drogą informacji o mocnych i słabych stronach francuskiego samolotu, a następnie nie wykorzystało tej wiedzy. Przynajmniej część tych danych mogła zostać udostępniona Chinom. Trzeba też pamiętać, że Rafale nie jest maszyną piątej generacji zaprojektowaną pod kątem ograniczenia wykrywalności. Wszystkie samoloty czwartej generacji i generacji 4,5 są w warunkach nowoczesnego konfliktu bardziej narażone niż F-35 czy J-20, szczególnie jeśli tworzą trzon grupy uderzeniowej.

Jest też kwestia obrony przeciw­lot­ni­czej. W Indiach S-400 i rodzimy system Akash są wychwalane pod niebiosa jako niezwykle skuteczne narzędzie ograniczające swobodę działania pakistańskiego lotnictwa i za skuteczne zwalczanie środków napadu powietrz­nego. Nawet podchodząc do tych opinii z dużą dozą uzasadnio­nego sceptycyzmu, musimy pamiętać o podkreślonej już małej ilości materiałów dokumentują­cych zniszczenia po stronie indyjskiej. Tego samego nie można powiedzieć o stronie pakistańskiej.

Tutaj dochodzimy do kluczowego punktu. Trzon obrony przeciwlot­ni­czej Pakistanu stanowią eksportowe wersje chińskich systemów HQ-9, HQ-16 i HQ-7, będącego notabene kopią francus­kiego Crotale’a, który także znajduje się w pakistańskim arsenale. Czyżby zatem dostarczona przez Pekin obrona przeciwlotnicza nie stanęła na wysokości zadania? To jedna z możliwości. Inna jest taka, że Pakistan zdecydował się używać tych systemów w ograniczonym zakresie, aby Indie nie zdobyły zbyt wielu informacji na temat ich działania.

Indian Air Force (GODL-India)