W sieci pojawiły się zdjęcia chińskich myśliwców wielozadaniowych J-10 w malowaniu i z oznaczeniami sił powietrznych Pakistanu. Zdaje się, że jest to jednoznaczne potwierdzenie krążących już od kilku lat pogłosek i spekulacji o zainteresowaniu Islamabadu tym samolotem. Nie jest to pierwszy przypadek przestawiania się Pakistanu na chiński sprzęt lotniczy. Żeby było jeszcze ciekawiej, myśliwce dla pakistańskiego lotnictwa wydają się reprezentować najnowszą wersję J-10C lub standard do niej zbliżony.

Zdjęcia wykonano w nieujawnionej bazie lotniczej na terenie Chin. Najprawdopodobniej jest to przyzakładowe lotnisko korporacji CAC w Chengdu, producenta J-10. Uwieczniono dwa J-10 w charakterystycznym dwubarwnym kamuflażu pakistańskiego lotnictwa i znakami przynależności państwowej. Samoloty mają numery 22-102 i 22-106. Pojawiły się także zdjęcia trzeciego samolotu w locie. Początkowo z racji ich jakości nie można było jednoznacznie stwierdzić, czy to faktycznie inna maszyna, czy też jedna z tych uchwyconych na ziemi. Lepszej jakości fotografia ujawniła jednak, iż to samolot 22-102. Mamy więc dwa myśliwce przechodzące próby gdzieś w Chinach.



Analiza zdjęć przyniosła kolejne zaskoczenie. Dysze silników wskazują na wykorzystanie chińskiej jednostki napędowej WS-10 Taihang, co wskazuje na myśliwce J-10C. To najnowsza wersja samolotu zakładów z Chengdu, która miała wejść do służby w chińskich siłach powietrznych dopiero w roku 2020. Wcześniejsze wersje wykorzystywały rosyjskie silniki AŁ-31F. Jest wątpliwe, czy Pekin zdecydował się na eksport najnowszych J-10, należy raczej oczekiwać wersji eksportowej ze zubożonym wyposażeniem. Co ciekawe, na stronie korporacji lotniczej AVIC, której częścią są zakłady CAC, już jakiś czas temu pojawił się przeznaczony na eksport myśliwiec J-10CE. Można także spotkać oznaczenie FC-20.

Wybór rodzimych silników dla wersji eksportowej jest zaskoczeniem z jednego powodu. Produkcja WS-10 ruszyła stosunkowo niedawno i nie wiadomo, czy pokrywa potrzeby chińskiego lotnictwa. Natomiast ze względów politycznych i biznesowych jest to całkowicie zasadny krok. W przypadku maszyn z rosyjskimi silnikami ich sprzedaż wymagałaby zgody Moskwy. Dzięki WS-10 Pekin ma pełną swobodę manewru.

Dziwna kolejność i wątpliwości

Pakistan od lat był wymieniany wśród potencjalnych użytkowników J-10, jednak pierwsze konkretniejsze informacje pojawiły się dopiero pod koniec ubiegłego roku. Co zaskakujące, pochodziły one nie od przedstawicieli lotnictwa czy resortu obrony, ale od ministra spraw wewnętrznych Sheikha Rasheeda Ahmeda. W trakcie konferencji prasowej 29 grudnia zapowiedział on, że myśliwce JS-10 (sic!) będą uczestniczyć w defiladzie z okazji święta niepodległości 23 marca. Minister podał, ze w przelocie weźmie udział dwadzieścia pięć samolotów. Nie ma jednak pewności, czy chodzi tylko o J-10 czy o wszystkie samoloty w ogóle.



Ta pierwsza ewentualność wydaje się wątpliwa. Trudno spodziewać się, aby Chiny były w stanie tak szybko dostarczyć taką liczbę myśliwców, a pakistańskie lotnictwo wdrożyło je do eksploatacji. Do tego dwadzieścia pięć maszyn to bardzo nietypowa liczba. Stąd spekulacje, ze zamówienie obejmuje raczej trzydzieści sześć samolotów, co pozwoliłoby wyposażyć dwie eskadry po osiemnaście myśliwców. Dopóki Islamabad albo Pekin nie wydadzą oficjalnego komunikatu, będziemy się poruszać w sferze domysłów. Na temat ceny kontraktu obejmującego oprócz J-10 zapewne także pakiety szkoleniowy, logistyczny i uzbrojenia – tutaj najczęściej pojawiają się pociski powietrze–powietrze dalekiego zasięgu PL-15 – nikt nie ma odwagi spekulować.

Z drugiej strony pod koniec grudnia ubiegłego roku pojawiły się zdjęcia zakładów w Chengdu, na których widać dokładnie dwadzieścia pięć J-10C. Możliwe więc, że Pakistan zdecydował się na jednoczesny odbiór wszystkich samolotów skierowanych do jednej wzmocnionej eskadry. Pojawiły się nawet przypuszczenia, że jest to dopiero pierwsza transza. Równie dobrze może jednak być to oczekująca na silniki WS-10 partia myśliwców dla sił powietrznych Chin. Za taką opcją opowiedział się w rozmowie z serwisem The War Zone uznany ekspert od chińskiego lotnictwa Andreas Ruprecht.

Kolejna zagadka to dlaczego informację o pozyskaniu chińskich myśliwców ujawnił minister spraw wewnętrznych. Zdaniem Thomasa Newdicka z TWZ może to sugerować, że decyzja miała charakter polityczny i była podyktowana chęcią zrównoważenia indyjskich Rafale’i. Na tej podstawie nie da się jednak wnioskować jaki jest stosunek do J-10 ministerstwa obrony i wojskowego establishmentu.



Nowe możliwości

Rafale wydaje się kluczem do całej sprawy. Indie kupiły trzydzieści sześć francuskich myśliwców, a ich dostawy mają już wkrótce się zakończyć. W perspektywie jest zakup nawet 114 kolejnych. Już pozyskanie przez Indie samolotów rodziny Su-27 postawiło pakistańskie lotnictwo w trudnej sytuacji, a pojawienie się Rafale’i jeszcze bardziej pogłębiło dysproporcję sił. Innym sygnałem ostrzegawczym był przeprowadzony 26 lutego 2019 roku indyjski nalot na ośrodki szkoleniowe terrorystów w pobliżu Islamabadu. Wobec braku informacji trudno spekulować na temat powiązań między indyjskim atakiem a decyzją o zakupie J-10C. Daje się jednak zauważyć intensyfikację przez Chiny zabiegów marketingowych z jednej i wzrost zainteresowania Pakistanu z drugiej strony.

Kolejny fakt to trudna sytuacja sprzętowa pakistańskiego lotnictwa. Według zestawienia World Air Forces 2022 w służbie pozostaje ciągle 88 Mirage’ów III, 92 Mirage’e 5 i 141 J-7, czyli chińskich klonów MiG-a-21. Samoloty te nie przystają już do wymagań współczesnego pola walki. Większość z siedemdziesięciu pięciu F-16A–D (z których wiele pozyskano z Jordanii) reprezentuje przestarzały wariant Block 15.

Opracowany wspólnie z Chinami JF-17 również nie rozwiązuje wszystkich problemów. W założeniu miał to być relatywnie tani myśliwiec o ograniczonych możliwościach bojowych. Częściowo ma się to zmienić wraz oblataną pod koniec 2019 roku wersją Block III, która miała otrzymać nawet pewne charakterystyki stealth i bardziej zaawansowaną elektronikę znaną już z najnowszych chińskich myśliwców J-20 i J-10C właśnie.



Do tej pory pakistańskie lotnictwo otrzymało według różnych źródeł od 134 do 138 JF-17, a zamówienia obejmują kolejnych 50 maszyn. Zdaniem serwisu Defense Talks na przestrzeni obecnej dekady JF-17, docelowo modernizowane do standardu Block III, mogą stać się końmi roboczymi sił powietrznych Pakistanu, a bardziej zaawansowane J-10C zapewnią większe zdolności operacyjne. Częściowa integracja wyposażenia elektronicznego i uzbrojenia między oboma typami obniży koszty eksploatacji, ułatwi szkolenie i obsługę.

Formalnie J-10 (oznaczenie NATO: Firebird) to wciąż stosunkowo nowa konstrukcja. Pierwszy lot nastąpił w marcu 1998 roku, a gotowość operacyjną osiągnięto w roku 2006. Dla porównania: Rafale został oblatany w 1986 roku, a pierwsze egzemplarze weszły do służby we francuskim lotnictwie morskim w roku 2001. Chińczycy nie ukrywają, że są dumni ze swojego myśliwca, i uczynili z niego symbol Sił Powietrznych ChALW. Od 2009 roku jego zespół reprezentacyjny – Grupa Pierwszy Sierpnia – lata właśnie na J-10A. Eksperci zgadzają się jednak, iż J-10 musiał powstać przy cichym wsparciu zagranicznych inżynierów i (prawdopodobnie) rządów. Wymienia się głównie Izrael i jego myśliwiec IAI Lawi, ale także państwa europejskie i wczesne etapy programu Eurofighter.

J-10A zespołu Pierwszy Sierpnia.
(Peng Chen, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Dlaczego jednak Pakistan, formalnie sojusznik Stanów Zjednoczonych decyduje się na pozyskiwanie coraz większej liczby chińskich samolotów? Odpowiedź leży w relacjach na linii Islamabad–Waszyngton, a te są coraz gorsze. Modernizacja posiadanych Fighting Falconów i utrzymanie ich w służbie stają się utrudnione za sprawą amerykańskich sankcji. Na pozyskanie nowych także nie ma co liczyć.

Pakistan okazał się bowiem niewiarygodnym sojusznikiem w wojnie z terroryzmem. W skomplikowanej regionalnej układance pakistańskie służby wspierały islamistów walczących z siłami koalicji w Afganistanie. Doprowadziło to do kilkakrotnego wstrzymywania przez Waszyngton dostaw części zamiennych, a na przełomie lat 2016 i 2017 do obłożenia sankcjami kilku pakistańskich agencji rządowych i firm.



Wraz z wyjściem z Afganistanu znaczenie Pakistanu dla USA zmalała. Co gorsze, z punktu widzenia Islamabadu, wraz z zaostrzającą się rywalizacją z Chinami dla Amerykanów najcenniejszym partnerem w regionie stały się Indie, chociaż ten związek też nie jest łatwy. W takiej sytuacji, chociaż jeszcze nie doszło do jakiekolwiek formalnego przetasowania sojuszy, Pakistan nie miał innego wyboru jak zacieśnić współpracę z Chinami nawiązaną jeszcze w latach zimnej wojny przeciwko Indiom.

Już w latach 90. Pakistan stał się jednym z głównych odbiorców chińskiego sprzętu i pośredników w jego eksporcie. W ostatnich latach proces ten się pogłębił. Na początku tego roku Pakistan zrezygnował z kupna tureckich śmigłowców bojowych T129 ATAK, ciągle dotykanych amerykańskimi sankcjami, a w ich miejsce wybrał chińskie Z-10ME, do czego przez lata namawiał Pekin.

Pojawia się pytanie, czy sukces w Pakistanie zachęci kolejne państwa do wyboru J-10. Chiny od lat promują ten samolot na rynkach międzynarodowych. Nie osiągnęły jednak sukcesu, nawet jeżeli były już sekretarz stanu USA Mike Pompeo straszył wizją irańskich J-10. Problem chińskiej zbrojeniówki leży w jej utrwalonym wizerunku jako dostawcy prostych i przede wszystkim tanich systemów. Wprawdzie w ostatnich trzech dekadach dokonała ona olbrzymiego przeskoku, jednak nadal zamówienia na zaawansowane uzbrojenie są skromne. Te segmenty rynku są zdominowane przez firmy zachodnie i rosyjskie, a jeżeli cena nie jest bardziej korzystna, decydują tradycyjne powiązania i przyzwyczajenia.

Przeczytaj też: Su-75 Checkmate promowany na targach w Dubaju

mil.ru