Jeśli chodzi o prace związane z rozszczepianiem atomów i późniejszym wykorzystaniem zdobytej wiedzy do wytwarzania energii atomowej oraz do stworzenia najpotężniejszej broni, jaką zdołał człowiek wynaleźć, to (nie licząc bardzo wczesnego okresu tych prac w latach trzydziestych) Amerykanie zawsze byli pionierami. To oni jako pierwsi zbudowali działający reaktor jądrowy, który następnie posłużył do wytworzenia materiału niezbędnego do stworzenia pierwszych bomb atomowych, które zostały zrzucone na Japonię. Oni też jako pierwsi na świecie skonstruowali i przetestowali bombę termonuklearną oraz zastosowali reaktor jądrowy jako źródło napędu na swoich okrętów nawodnych, a szczególnie podwodnych.

Narastająca po zakończeniu drugiej wojny światowej zimna wojna wymuszała na drugim głównym mocarstwie – ZSRR – szybkie działania, które pozwoliłyby na doścignięcie lub prześcignięcie zachodniego konkurenta w tej dziedzinie. O ile od czasu opracowania amerykańskiej bomby atomowej w ramach programu Manhattan do pierwszej radzieckiej eksplozji atomowej minęły aż cztery lata, podczas których USA miały światowy monopol atomowy, to w przypadku kolejnych kroków w rozwoju wykorzystania energii jądrowej czas ten coraz bardziej się skracał. Zapewne dużą rolę w tych postępach odegrały radzieckie służby wywiadowcze dysponujące dużą siatka agentów w najbardziej tajnych miejscach zajmujących się bronią jądrową w Stanach Zjednoczonych.

K-8 na chwilę przed zatonięciem. US NAVY

K-8 na chwilę przed zatonięciem.
US NAVY

Pierwszy amerykański atomowy okręt podwodny – USS Nautilus – zwodowano w roku 1955 i chociaż przenosił uzbrojenie i był w składzie amerykańskiej floty, to zarówno on jak i następna jednostka o tym samym napędzie, USS Sea Wolf, były okrętami raczej eksperymentalnymi, a ich głównym zadaniem było zebranie doświadczeń, które miały posłużyć do budowy serii już w pełni bojowych atomowych okrętów podwodnych. Tak też się stało i w 1957 roku do produkcji seryjnej w USA weszły okręty typu Skate. Jednak już rok później na wody Oceany Arktycznego wyszedł pierwszy radziecki atomowy okręt podwodny…

Pierwsze pomysły o zastosowaniu reaktora jądrowego jako napędu dla okrętów podwodnych w ZSRR pojawiły się jeszcze przed pierwszą próbą radzieckiej bomby atomowej, bo już w roku 1948. Poszczególne zespoły konstruktorów prowadziły już wówczas szereg wstępnych prac badawczych nad takim napędem, których głównym celem było określenie rozmiarów całej instalacji, gdyż był to główny warunek, który później wpływał na wielkość całego przyszłego okrętu. Jednak z powodu priorytetu, jaki miała bomba atomowa, prace te zostały wstrzymane z polecenia Ławrientija Berii.

Do tematu powrócono w 1952 roku, kiedy to rząd ZSRR przyjął postanowienie o rozpoczęciu projektowania i budowy atomowego okrętu podwodnego. Program składał się z dwóch głównych części. Jedna kierowana była przez Władymira Pieregudowa i do niej należało zaprojektowanie samego okrętu, podczas gdy druga, pod kierownictwem Nikołaja Dolleżala, miała opracować odpowiedni reaktor. Ich prace koordynował Anatolij Aleksandrow, który tym zagadnieniem zajmował się już w latach czterdziestych.

Prace projektowe rozpoczęto od opracowania projektu okrętu, który miał się opierać na konstrukcji starszych, konwencjonalnych jednostek projektu 611. Okazało się, że takie postawienie sprawy jest błędne, ponieważ największy nawet dostępny wówczas konwencjonalny okręt podwodny jest za mały, żeby zmieścić w nim reaktor, a dodatkowo, aby spełniał postawione przed nową jednostką wymagania. A te jak na owe czasy był bardzo wyśrubowane i zakładały, że jednostka będzie miała wyporność około 2700 ton, maksymalne zanurzenie 300 metrów, prędkość maksymalną pod wodą 20 węzłów i autonomiczność 50-60 dni.

Uzbrojenie składać się mało z dwóch wyrzutni torped kalibru 533 milimetry oraz specjalnej broni ofensywnej. Miała nią być torpeda T-15 kalibru 1550 mm, o długości 24 metrów i masie 40 ton. Jej rozmiary podyktowane byłoby zastosowaniem w niej głowicy atomowej, a ówczesny poziom techniki nie pozwalał na osiągnięcie mniejszych rozmiarów urządzenia. Broń miała mieć zasięg 30 kilometrów i była przeznaczona do zwalczania wrogich okrętów, ale także celów lądowych, na przykład poprzez uderzenie w nabrzeże portowe czy inne miejsce w nadmorskim mieście.

Okręt projektu 627 na powierzchni. National Geographic

Okręt projektu 627 na powierzchni.
National Geographic

Sytuacja zmieniła się po dwóch latach od rozpoczęcia prac, kiedy to po raz pierwszy zostali o nich poinformowani przedstawiciele marynarki wojennej, którzy do tej pory w ogóle nie wiedzieli o przedsięwzięciu. Ogólnie uznali konstrukcję za obiecującą, ale nie spodobała im się koncepcja użycia okrętu na polu walki oraz dobór uzbrojenia. Postulowali zbudowanie zwykłego okrętu podwodnego, którego głównym uzbrojeniem byłyby klasyczne torpedy kalibru 533 mm i nie chcieli na nim widzieć gigantycznych T-15. Ich pomysły zostały uwzględnione i przyszłe projekty zakładały wyposażenie okrętu w osiem standardowych wyrzutni. Do tego czasu wraz z postępem prac nad reaktorem okazało się, że konieczne będzie zwiększenie rozmiarów całego okrętu, tak, że na tym etapie osiągnął on już wyporność podwodną 4500 ton.

Prace projektowe zostały ukończone i całość planów przekazano do stoczni nr 402 w Mołotowsku, które to miasto wkrótce przemianowano na Siewierodwińsk. Wybór stoczni nie był przypadkowy – były to jedne z najnowocześniejszych zakładów tego typu w ZSRR, a dodatkowo położenie znacznie utrudniało pracę zagranicznym wywiadom. Budowany okręt otrzymał oznaczenie K-3.

Stępka została położona 24 września 1955 roku, a wodowanie odbyło się 4 sierpnia 1957 roku. Jesienią tego samego roku przystąpiono do pierwszych testów na uwięzi. W międzyczasie na lądzie zbudowano stanowisko badawcze dla reaktora wraz z całym napędem.

Posłużyło ono nie tylko do testów maszyny, ale też do szkolenia załóg przyszłych atomowych okrętów podwodnych, z których wiele miało identyczne typy reaktora co K-3.

Podniesienie bandery nastąpiło 1 lipca 1958 roku, a cztery dni później okręt wyszedł w morze na testy, podczas których okazało się, że osiągane wyniki są lepsze od zakładanych. W związku z tym na początku 1959 roku jednostka została przekazana Flocie Północnej do próbnej eksploatacji.

W przeciwieństwie do Amerykanów, Rosjanie traktowali K-3 jako jednostkę nie eksperymentalną, ale w pełni bojową i przeznaczoną do seryjnej produkcji. Oznaczało to miedzy innymi, że bardziej od zachodnich konkurentów przyłożyli się do konstrukcji całego okrętu, a nie tylko nowego napędu. Wynikiem tego był fakt, że K-3 był jednostką o konstrukcji bardziej nowoczesnej niż Nautilus. Posiadał nowoczesny kadłub w kształcie kropli wody, który znacznie zmniejszał opór stawiany przez okręt, a co za tym idzie możliwe było osiąganie większych prędkości, a wytwarzany przez jednostkę hałas był mniejszy.

Okręt miał konstrukcje dwukadłubową, co stało się standardem dla późniejszych radzieckich jednostek tej klasy. Wyporność na powierzchni wynosiła 3118 ton, a w zanurzeniu 4750 ton. Kadłub sztywny podzielony był na dziewięć przedziałów oddzielonych od siebie wodoszczelnymi grodziami. Konstrukcja kadłuba oraz materiały zastosowane do jego budowy pozwalały na zanurzenie się okrętu na głębokość 300 metrów, to jest o 100 metrów więcej niż w przypadku amerykańskiego konkurenta.

 Okręt typu Kit w wynurzeniu. Dobrze widoczne wysunięte maszty. rusnavy.com


Okręt typu Kit w wynurzeniu. Dobrze widoczne wysunięte maszty.
rusnavy.com

Sercem jednostki był zespół napędowy składający się z dwóch reaktorów WM-A, każdy o mocy 70 MW. Ciepło pochodzące z reaktorów rozgrzewało wodę, a wydzielająca się para napędzała dwie turbiny o mocy 17 500 KM każda. Każda turbina napędzała jedną, sześciopiórową śrubę napędową. Do tego samego układu podłączone były generatory zapewniające energię elektryczną dla całego okrętu. Napęd taki pozwalał okrętowi rozwijać prędkość 23 węzłów, a w sytuacjach krytycznych nawet 30 węzłów. Teoretycznie zasięg okrętu wynosił sto tysięcy mil morskich, ale w praktyce – jak na wszystkich jednostkach atomowych – autonomiczność ograniczona była przenoszonymi zapasami żywości i wynosiła 50 dni. Na wszelki wypadek oprócz reaktora, na okręcie znajdował się także napęd klasyczny składający się z dwóch silników Diesla, o mocy 700 KM każdy. Był to jednak jedynie napęd awaryjny, a jego niewielka moc pozwalała na rozwinięcie jedynie 8 węzłów.

Uzbrojenie okrętu stanowiło osiem wyrzutni torped umieszczonych na dziobie, a jednostka ognia wynosiła 20 sztuk tych pocisków. Dane do strzelania torpedowego pochodziły z systemu Torij.

Warto zauważyć, że już w swojej pierwszej jednostce atomowej Rosjanie na poważnie podeszli do problemu wyciszenia okrętu. W tym celu reaktory i niektóre inne mechanizmy układu napędowego, które na każdym okręcie są źródłem największego hałasu, umieszczone zostały na amortyzatorach, a dodatkowo, zewnętrzną stronę kadłuba pokryto specjalną warstwą wygłuszającą. Stanowiło to duży krok naprzód w konstrukcji tego typu jednostek, jednak w trakcie użytkowania okazało się, że zabezpieczenia te sprawdzają się tylko przy niskich, co najwyżej średnich prędkościach. W takiej sytuacji wytwarzany hałas był porównywalny z konwencjonalnymi okrętami podwodnymi idącymi całą naprzód. Przy większych prędkościach hałas wytwarzany przez K-3 był znacznie większy od jednostek konwencjonalnych. Należy jednak pamiętać, że były to dopiero początki rozwoju okrętów atomowych. Postępy w tej dziedzinie w ZSRR następowały wyjątkowo szybko, a wyciszenie radzieckich okrętów późnej nigdy nie ustępowało jednostkom amerykańskim, nieraz je nawet przewyższało.

Wyposażeniu elektronicznemu nowych jednostek nie poświęcono tyle pracy co innym podzespołom i w większości było to wyposażenie wykorzystywane na powstających w tym samym czasie albo nieco wcześniej okrętach konwencjonalnych. Podstawę stanowił sonar MG-200 Arktika. Jego uzupełnieniem był szumonamiernik Mars-16KP, stacja łączności MG-15 oraz kolejna stacja hydrolokacyjna Swiet. Wszystkie te środki były wykorzystywane w czasie działania pod wodą. Dodatkowo w czasie, gdy okręt przebywał w wynurzeniu, wykorzystane mogły być też: radar Prizma i stacja rozpoznania radiotechnicznego Nakat. Całość uzupełniona była typowymi radiostacjami obsługującymi fale KF i UKF. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, można uznać to wyposażenie za prymitywne, ale w tamtych czasach było to standardowe wyposażenie okrętów podwodnych i nieźle spełniało stawiane wymagania.

Załogę okrętu stanowiło 110 osób, które dysponowały niezłymi jak na okręty podwodne warunkami bytowymi. Z czasem stało się to stałą cechą atomowych okrętów podwodnych, że ich załogi dysponowały znacznie lepszymi warunkami socjalnymi niż ich koledzy na jednostkach konwencjonalnych. Wynikało to głównie z naturalnych, większych rozmiarów jednostek atomowych, które pozwalały na instalację większej ilości udogodnień.

Pomimo początkowego założenia, że K-3 stanowić będzie pierwszą jednostkę z całej serii, okręt w takiej konfiguracji wybudowano tylko jeden. W czasie eksploatacji zyskano wiele cennych doświadczeń, które następnie przełożyły się na zmianę projektu kolejnych, seryjnych już jednostek. Zmodernizowane okręty otrzymały oznaczenie projekt 627A Kit (wieloryb).

Załoga K-3 na Biegunie Północnym. W tle widać kiosk okrętu.

Załoga K-3 na Biegunie Północnym. W tle widać kiosk okrętu.
rusnavy.com

Modernizacja obejmowała wzmocnienie kadłuba oraz zmianę części wyposażenia elektronicznego. Okręty zostały doposażone w radar RŁK-101 Albatros, nowy system zarządzający strzelaniem torped oraz kolejną, tym razem pasywną, stację hydrolokacyjną MG-10 Kola. To były główne zmiany wprowadzone w projekcie jednostek seryjnych, ale w trakcie budowy kolejnych stopniowo wprowadzano nowinki techniczne, z których najważniejszą było chyba zamontowanie instalacji do automatycznego ładowania torped do wyrzutni. Dotychczas musieli to robić ludzie.

Okręty projektu 627A były eksploatowane bardzo intensywnie, co powodowało zwiększone zużycie materiałów i mechanizmów, a także uwidoczniło pewne niedostatki. Z powodu niskiej jakości materiałów, a także niskiej kultury technicznej monterów i załóg, często dochodziło do awarii w przedziale reaktorów, z których najczęstszą było przenikanie skażonej wody do rur pozbawionych osłony antyradiacyjnej, przez co często dochodziło do napromieniowania załogi, nawet ze skutkiem śmiertelnym. Nie wiadomo jednak dokładnie, ile było tego typu wypadków, ponieważ takie rzeczy zawsze stanowiły w ZSRR i Rosji najwyższą tajemnicę. Dochodziło także do poważniejszych wypadków, a podczas jednego z nich zatonął cały okręt – K-8. Wypadek ten został opisany poniżej.

Pomimo nowoczesności konstrukcji, z powodu szybkiego rozwoju techniki wojskowej, w latach sześćdziesiątych okręty typu Kit stały się już przestarzałe. Przyczyn takiego stanu rzeczy należy upatrywać w tym samym, co w latach pięćdziesiątych uważano za zaletę nowego okrętu – budowaniu „dwóch w jednym”, jednostki doświadczalnej i seryjnej. Nie doceniono przy tym Amerykanów, którzy po wyciągnięciu wniosków z okrętów eksperymentalnych zaczęli budować jednostki seryjne pozbawione większości wad trapiących pierwsze atomowe okręty podwodne. Od początku głośne, Kity teraz stały się jeszcze łatwiejszym celem dla sił ZOP i z taktycznego punktu widzenia, aby miały jakiekolwiek szanse powodzenia, musiały operować na drugo- czy trzeciorzędnych obszarach, co do których NATO nie przejawiało większego zainteresowania. Efektem było przeznaczenie okrętów tego typu do zadań innych niż z bojowe: szkoleniowe, badawcze… Odbywały się na nich między innymi testy nowych typów torped, sonarów i innych, nieakustycznych systemów wykrywania okrętów podwodnych. Posłużyły także za bazę do testów pierwszych pocisków manewrujących odpalanych z okrętów podwodnych.

Szczególnym przypadkiem był K-27, który posłużył do testów nowego typu reaktora jądrowego, chłodzonego ciekłym metalem. Badania były prowadzone, ponieważ sądzono, że taki napęd będzie mniejszy i prostszy w budowie. Negatywną stroną takiego napędu była konieczność specjalnego zajmowania się chłodziwem, co wymagało specjalnej instalacji przy każdym nabrzeżu, do którego przybijał okręt. Pomimo tego ograniczenia testy były kontynuowane. Po zbudowaniu jednostki okazało się, że reaktor wraz z pomocniczymi instalacjami waży o 1/5 więcej od standardowego, ale za to wymontowano z okrętu zapasowe silniki wysokoprężne oraz przebudowano nieco wnętrze kadłuba, co pozwoliło utrzymać masę na dotychczasowym poziomie. Sam kadłub także przeszedł pewne zmiany i do budowy niektórych jego fragmentów użyto stali niskomagnetycznej, przez co okręt stal się trudniej wykrywalny. Nowy napęd został uznany za perspektywiczny i zalecono dalsze badania, jednak w ciągu następnych kilku miesięcy nastąpiła sera awarii, w tym ponownie z przedostaniem się promieniowania do pomieszczeń załogi, w wyniku czego zmarło dziewięć osób. Spowodowało to zastopowanie całego programu, reaktory na K-27 wyłączono, a okręt odholowano na złomowisko na Nowej Ziemi.
Okręty typy Kit znajdowały się w służbie czynnej do lat osiemdziesiątych. Łącznie zbudowano ich piętnaście. Ich wycofywanie rozpoczęto w roku 1989, a zakończono trzy lata później.

Katastrofa K-8

Wypadek zdarzył się w roku 1970 na wodach Zatoki Biskajskiej. W marcu flota ZSRR zorganizowała wielkie manewry obejmujące wszystkie najważniejsze jednostki ze wszystkich flot. Celem ćwiczeń była symulacja morskiego pola walki w wypadku konfliktu światowego. W celu przeprowadzenia ćwiczeń do poszczególnych rejonów, w których się odbywały, wezwano wszystkie okręty znajdujące się poza macierzystymi bazami. W szczególności dotyczyło to okrętów podwodnych będących na rutynowych patrolach na wodach całego świata.
Jednym z nich był K-8 – okręt podwodny projektu 627A – który przebywał na patrolu na Morzu Śródziemnym. Ponieważ był tam już dłuższy czas, przed skierowaniem się na Atlantyk, a następnie na północ, z pokładu okrętu zaopatrzeniowego dokonano uzupełnienia prowiantu i innego zaopatrzenia. 6 kwietnia K-8 przeszedł Cieśninę Gibraltarską, a dzień później odebrał rozkazy dotyczące ćwiczeń – Okiean-70. Był to pięćdziesiąty dzień rejsu, czyli maksymalny okres, jaki był zakładany do samodzielnego przebywania na patrolu tego typu okrętu.

K-3 na powierzchni. submarine.id.ru

K-3 na powierzchni.
submarine.id.ru

8 kwietnia o godzinie 21:30, kiedy okręt płynął na głębokości 120 metrów z prędkością 10 węzłów i znajdował się 300 mil morskich na północ od Hiszpanii, w III przedziale wybuchł pożar. Prawdopodobna jego przyczyna to zapłon urządzeń do regeneracji powietrza. Wkrótce po tym ogień pojawił się także w przedziale VII. Były to ważne przedziały, w jednym znajdowało się centrum dowodzenia, w drugim ważne urządzenia elektromechaniczne. Pomimo ognia i dymu udało się jeszcze uruchomić opróżnianie zbiorników balastowych, w wyniku czego już po sześciu minutach K-8 znalazł się na powierzchni. Wydano rozkaz wyjścia załogi na kadłub, co większość natychmiast wykonała, ale już do tego czasu około trzydziestu marynarzy zginęło od zatrucia tlenkiem węgla.

Pożar spowodował uszkodzenie instalacji elektrycznej, co pociągnęło za sobą odcięcie zasilania reaktorów, które automatycznie się wyłączyły. Nie powiodło się włączenie silników konwencjonalnych, co skutkowało całkowitym brakiem jakiegokolwiek zasilania, a co za tym idzie także i łączności. Akcja ratowania okrętu trwała całą noc i do rana udało się ewakuować pozostałych, ocalałych ludzi, a także odciąć przedziały ogarnięte pożarem od dopływu tlenu, co powinno było, jak zakładano, spowodować wygaszenie ognia.

9 kwietnia o wypadku dowiedziała się radziecka admiralicja. Na ratunek K-8 natychmiast skierowano kilka znajdujących się najbliżej jednostek.

Akcja się udała i wkrótce większość załogi została ewakuowana z okrętu na inne jednostki. Ci, którzy zostali, korzystając z aparatów tlenowych, usiłowali dokonać niezbędnych napraw, aby okręt mógł być odholowany do bazy. Przez pewien czas czynności te dawały pozytywne rezultaty i wyrównano trym okrętu, który zaczął już nabierać wody do rufowych przedziałów. Następnego dnia wyczerpały się zapasy sprężonego powietrza, co uniemożliwiło dalsze trymowanie okrętu, a także napełnianie butli aparatów tlenowych. Dodatkowo, sztormowa pogoda, uniemożliwiła dalsze holowanie okrętu. Wobec takiego obrotu spraw kapitan K-8 – Wsiewołod Biessonow – rozkazał kolejnej części załogi przejście na towarzyszące okręty, a na uszkodzonej jednostce pozostało około dwudziestu marynarzy.

Decydujący moment nadszedł rankiem, 11 kwietnia. Woda wdzierająca się do tylnych przedziałów spowodowała całkowitą utratę stateczności okrętu, który gwałtownie zaczął tonąć. Większość marynarzy będących jeszcze na pokładzie – łącznie z kapitanem – została uwięziona wewnątrz, a jedynie kilka osób przebywających akurat na kiosku zdołało wskoczyć do wody i zostali wyłowieni przez pozostałe okręty. Pomimo tego, większość z nich zmarła z powodu wyziębienia.

Łącznie w czasie katastrofy zginęły 52 osoby, to jest prawie połowa załogi. Dokładna przyczyna pożaru nie została ustalona. Okręt spoczął na głębokości 4680 metrów. Prowadzone zarówno w czasie samego wypadku, jak i po nim, badania nie wykazały skażenia promieniotwórczego.

Bibliografia:

1. A. Kiński, Okręty podwodne Rosji. Wielozadaniowe okręty podwodne, [w:] Morza, statki i okręty nr 1/97
2. A. Kiński, W. Zabłocki, Kursk i inne. Katastrofy i awarie radzieckich i rosyjskich atomowych okrętów podwodnych, [w:] Morza, statki i okręty nr 5/00
3. D. Miller, Ilustrowany przewodnik po nowoczesnych okrętach podwodnych, wyd. Bellona, Warszawa 1998