Śmierć siedmiorga pracowników organizacji humanitarnej World Central Kitchen odbiła się dziś szerokim echem praktycznie na całym świecie. Moment ten może się stać zupełnie niespodziewanym punktem zwrotnym w wojnie w Strefie Gazy. Pod względem propagandowym (czy też piarowym) trudno sobie wyobrazić, że Hamas mógłby własnymi siłami odnieść większe zwycięstwo niż to, które Cahal właśnie mu podarował na srebrnej tacy.
Premier Binjamin Netanjahu przyznał, że za tę tragedię odpowiada izraelskie wojsko, i zapowiedział przeprowadzenie szczegółowego dochodzenia. Wstępne wyniki powinny być upublicznione w ciągu kilku dni. Ale już teraz jedno nie ulega wątpliwości: to nie był przypadkowy atak. Na razie kwestią do rozstrzygnięcia pozostaje, czy Izraelczycy wiedzieli, kogo atakują. Natomiast bez wątpienia sam atak przeprowadzono rozmyślnie, z bezwzględnością typową dla nalotów mających zlikwidować wyselekcjonowany cel.
W potrójnym nalocie przeprowadzonym przez izraelski bezzałogowy aparat latający zginęli: Australijka Lalzawmi Frankcom, Brytyjczycy James Henderson, James Kirby i John Chapman, Polak Damian Soból, Palestyńczyk Sajif Ajjad Abu Taha (pracujący jako tłumacz) oraz Jacob Flickinger, legitymujący się paszportami amerykańskim i kanadyjskim. Mieli od 27 do 47 lat.
“These are the heroes of WCK. These 7 beautiful souls were killed by the IDF in a strike as they were returning from a full day's mission. Their smiles, laughter, and voices are forever embedded in our memories.” – Erin Gore, CEO. Read more: https://t.co/4f38RQ1l4I pic.twitter.com/neAsSzKVP5
— World Central Kitchen (@WCKitchen) April 2, 2024
Co wiemy o ataku
Mainstreamowym mediom udało się poskładać do kupy spójny obraz tego, co się stało, ale jak zwykle najlepszą robotę wykonał zespół Bellingcata (to są, chciałoby się powiedzieć, OSINT‑owcy przez duże „O”; kilku polskich osintowców przez małe „o” przedstawiało dziś ustalenia Bellingcata jako swoje). Z pełnymi wynikami ich dochodzenia można się zapoznać tutaj. W niniejszym artykule opiszemy je skrótowo.
Zaatakowany konwój składał się z trzech samochodów, dwóch opancerzonych i jednego nieopancerzonego. Dwa z nich nosiły wyraźne oznaczenia WCK na dachu, ale gwoli sprawiedliwości – operator UCAV-a obserwujący cel za pomocą głowicy elektrooptycznej może nie być w stanie dostrzec, co jest namalowane na dachu. Dlatego też ogromnie ważna jest tak zwana deconfliction, czyli ustalenia między podmiotami obecnymi w strefie działań bojowych (czasem nawet między walczącymi stronami) co do tego, kto i kiedy będzie przebywał w danym miejscu, tak aby zminimalizować ryzyko tragicznej pomyłki.
Według dostępnych informacji pracownicy WCK nie zaniedbali tego kluczowego dla ich bezpieczeństwa procesu. Wręcz przeciwnie – konwój poruszał się szlakiem, który miał być wyłączony spod działań bojowych jako korytarz przeznaczony między innymi do celów humanitarnych. Łączył on miejscowość Dajr al-Balah, w której znajduje się lokalna placówka i magazyn WCK, ze zbudowanym dalej na północny wschód pirsem, poprzez który do Strefy Gazy (via Cypr) dociera żywność rozprowadzana przez WCK.
#BREAKINGNEWS #OpenArms enters the port of Larnaca #Cyprus.
This concludes the first joint humanitarian mission #Gaza with @WCKitchen, which has unloaded 200 tons of basic food for the population in the northern Gaza Strip
This opens the maritime humanitarian corridor… pic.twitter.com/RbPLIULV1l— Open Arms ENG (@openarms_found) March 17, 2024
Atak przeprowadzono w nocy, około godziny 21.30 czasu lokalnego, w pobliżu Dajr al-Balah. Na pojeździe, który został zniszczony jako pierwszy, widoczne uszkodzenia są stosunkowo najmniejsze. Drugi samochód zniszczono około 800 metrów dalej. Wreszcie trzeci trafiono około 1600 metrów od pierwszego, a ponieważ jest widocznie najmocniej zniszczony, prawdopodobnie to właśnie ten był nieopancerzony.
A teraz najciekawsze – już nie dzięki Belligncatowi, ale dzięki izraelskiemu dziennikowi Ha-Arec, który ustalił na podstawie nieoficjalnych informacji w resorcie obrony, że w dowództwie jednostki odpowiedzialnej za zabezpieczanie korytarza stwierdzono, iż w jednym z pojazdów konwoju jadącego do magazynu w Dajr al-Balah znajduje się uzbrojony terrorysta.
Kiedy konwój w tym samym składzie ruszył w drogę powrotną na północ, Izraelczycy byli przekonani, że podejrzany wciąż jest w jednym z samochodów. Mylili się – mężczyzna (co do którego nie ma nawet pewności, czy miał związki z terrorystami) pozostał w magazynie. Działając na podstawie błędnego przekonania, oficerowie odpowiedzialni za korytarz wydali operatorom drona rozkaz do ataku, początkowo tylko na jeden pojazd.
Atak się udał, cel został porażony. Nie wiadomo, jakiego dokładnie pocisku użyto. Bellingcat dopatruje się śladów po użyciu pocisku takiego jak Hellfire R9X, mającego stosunkowo niewielką głowicą bojową i rażącego cel – niemal zawsze człowieka – energią kinetyczną i odłamkami. Nie ma wprawdzie dowodów, że Izrael otrzymał pociski w tej wersji, ale też nic nie stoi na przeszkodzie, aby podobnie zmodyfikował rodzime Spike’i, które są już zintegrowane z UCAV-ami takimi jak Hermes 900 (na zdjęciu tytułowym).
Kilka osób wysiadło ze zniszczonego samochodu (nie wiemy niestety, ile siedziało w każdym z nich) i przesiadła się do jednego z dwóch pozostałych. Pracownicy WCK próbowali w tym momencie nawiązać kontakt ze swoim łącznikiem w Cahalu, ale kilka sekund później zniszczony został również drugi samochód. Trzeci, jadący w pewnym oddaleniu, podjechał do drugiego, aby umożliwić rannym przesiadkę. Chwilę potem został zniszczony trzecim pociskiem. Masakra dobiegła końca.
.@Hind_Gaza explains that the convoy carrying air workers back to their accommodation in Rafah involved several cars, and the cars were travelling at least 500m apart from each other pic.twitter.com/7IiBAdslkN
— Saul Staniforth (@SaulStaniforth) April 2, 2024
O przechodzeniu ludzkiego pojęcia
Ha-Arec cytuje jedno ze swoich źródeł: „To frustrujące. Robimy, co w naszej mocy, aby precyzyjnie atakować terrorystów i wykorzystywać każdą informację wywiadowczą. A w ostatecznym rozrachunku jednostki polowe postanawiają wykonywać ataki bez żadnych przygotowań w sytuacjach, które nie mają nic wspólnego z ochroną naszych sił”.
Dziś późnym wieczorem na elektronicznych łamach Ha-Arec opublikowano jeszcze jeden artykuł, opatrzony tytułem unoszącym się w oparach absurdu: „Źródła w izraelskim wojsku: Pracownicy organizacji pomocowej w Gazie zginęli, bo «oficerowie Cahalu w terenie robią, co chcą»”. Robią, co chcą. Oficerowie.
Według źródeł gazety w służbach wywiadowczych dowództwo Cahalu „dokładnie wie, co było przyczyną ataku: w Gazie każdy robi, co mu się podoba”. Dlatego też mechanizmy dbania o bezpieczeństwo cywilów, którymi chwalił się rząd Bibiego, nie działają, jak powinny. Teoretycznie są one solidne i powinny być wystarczające. Ustanowiono sposoby kontaktu za pośrednictwem oficerów łącznikowych, którzy przekazują pododdziałom bojowym informacje o miejscach, w których w danym momencie znajdują się cywile czy pracownicy organizacji pomocowych, a więc o miejscach, których nie wolno atakować. Wszystko wskazuje, że informacje te docierają do celu bez przeszkód. Ale u celu są ignorowane.
Wypadałoby zostawić to bez komentarza, ale jednak przypomnijmy inną sytuację z grudnia ubiegłego roku, kiedy trzech izraelscy zakładnicy zginęli od kul izraelskich żołnierzy. Trzej mężczyźni – zapewne korzystając z zamieszania bitewnego – zdołali się uwolnić i rzucili się do ucieczki. Przez pewien czas ukrywali się w budynku, z którego wybiegli na spotkanie żołnierzom, trzymając prowizoryczną białą flagę – kawałek płótna na kiju. Co więcej, cała trójka była naga od pasa w górę, co dowodzi zapobiegliwości i przytomności umysłu w stresującej sytuacji. Chodziło o to, aby na pierwszy rzut oka było widać, że nie mają przy sobie improwizowanych ładunków wybuchowych, które najczęściej są przytraczane do piersi.
Jeden żołnierz, gdy ujrzał wybiegających zakładników, z nieznanego powodu uznał ich za terrorystów i otworzył ogień. Nie wiadomo, czy już w tym momencie w jego ślad poszli koledzy z pododdziału. Dwaj mężczyźni zginęli na miejscu, trzeci został ranny i wbiegł z powrotem do budynku. Z ukrycia wołał o pomoc po hebrajsku. Dowódca batalionu wydał rozkaz wstrzymania ognia, ale ten albo został zignorowany, albo też nadszedł zbyt późno, gdyż trzeciego zakładnika również zastrzelono. Wiadomo, że śmiertelne strzały oddało co najmniej dwóch różnych żołnierzy.
Ofiary to Jotam Chaim (lat 28) i Alon Szamriz (26) z kibucu Kefar Aza oraz Samar Talalka (22) z kibucu Nir Am. Sposób, w jaki ich zabito, stanowił rażące naruszenie zasad otwarcia ognia nakazanych przez sztab Cahalu. To właśnie wtedy po raz pierwszy izraelska (i światowa) opinia publiczna dostała dowód, iż oficerowie izraelskich sił zbrojnych mają takie dość niezobowiązujące podejście do tych zasad.
The 3 Israeli hostages mistakenly killed by the IDF during counterterrorism operations in Gaza's Shejaiya neighborhood have been identified as 28-year-old Yotam Haim, 22-year-old Samar Fouad Talalka, and 26-year-old Alon Shamriz. ️ pic.twitter.com/jISoQslcz1
— ואחיד אלהוזייל wahid (@512WAHID) December 16, 2023
Trudno też nie podawać w wątpliwość jakości danych wywiadowczych będących do dyspozycji Cahalu. W końcu u podstaw całej tej wojny legła właśnie kompromitacja wywiadowcza. Oczywiście informacje o planach strategicznych nieprzyjaciela snutych z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem to nie to samo co informacje w czasie rzeczywistym o ruchach pojedynczych pojazdów. Ale niewykluczone, że widzimy tu dwa problemy mające fundamentalnie jedną naturę: nadmiar zaufania do zdobytych informacji.
Skutki dla Gazy
Aktualizacja (3 kwietnia, 1.15): Cywile uwięzieni obecnie w Strefie Gazy już teraz odczuwają skutki tej tragedii we własnych żołądkach. Od razu po nalocie WCK ogłosiła, że wstrzymuje działania w Strefie Gazy. „To nie jest atak tylko na WCK, to atak na organizacje humanitarne, które zjawiają się w najtrudniejszych sytuacjach, tam, gdzie używa się żywności jako broni. To niewybaczalne”, powiedziała szefowa WCK Erin Gore.
Analogiczną decyzję – o wstrzymaniu swojego zaangażowania w morski korytarz pomocowy – podjęły władze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. To właśnie ZEA były jednym z głównych sponsorów WCK w operacji gazańskiej, one też zajmowały się koordynacją między rządem Izraela, Hamasem i WCK (ale podkreślmy: ZEA nie miały nic wspólnego z bieżącymi kontaktami między WCK i Cahalem, odpowiadały jedynie za uzgadnianie harmonogramu i składu transportów).
Powstaje tu dodatkowy problem: jeśli nie WCK, to kto zadba o wykarmienie setek tysięcy Gazańczyków i Gazanek stojących u progu klęski głodu? Pod koniec ubiegłego miesiąca Jerozolima zakazała działalności na tym polu Agencji ONZ dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA). Stwierdzono bowiem, że niektórzy pracownicy UNRWA bezpośrednio pomagali hamasowcom w wojnie z Izraelem, między innymi przetrzymując zakładników. Niemniej, skoro agencja, która odpowiadała za dystrybucję żywności, teraz już nie może wykonywać tych zadań, jej miejsce musiał zająć ktoś inny.
Tym kimś miała być WCK, dysponująca zapleczem, personelem i doświadczeniem pozwalającym przynajmniej częściowo wypełnić lukę. Organizacja prowadziła w Strefie Gazy aż sześćdziesiąt jadłodajni i wydawała dziennie średnio około 180 tysięcy posiłków. Nie ma już praktycznie żadnego innego podmiotu, który mógłby działać na taką skalę.
DSo portu w Nikozji zawróciła wczoraj niewielka flotyllla, która miała dostarczyć do Gazy blisko 240 ton żywności. Zabici pracownicy WCK zajmowali się rozładunkiem i dystrybucją 97‑tonowego ładunku przywiezionego na barce Ares.
Aid ships with nearly 400 tons of food departed Cyprus for Gaza on a flotilla organised by the UAE and two charities @WCKitchen & the Spanish NGO @openarms_fund
– Cargo ship Jennifer is carrying 237 tons of foodstuff.
– The barge ARES(towed by Open Arms) is carrying 95 tons.… pic.twitter.com/DUVuLFEZSx
— MenchOsint (@MenchOsint) March 30, 2024
Tymczasem szef sztabu Cahalu, generał broni Herci Halewi, wystosował własne oświadczenie, w którym przeprasza za „niezamierzoną krzywdę” wyrządzoną pracownikom WCK i składa kondolencje ich krewnym i współpracownikom. Trzeba jednak zwrócić uwagę, iż w przeciwieństwie do Bibiego powstrzymał się od stwierdzenia, że „takie rzeczy zdarzają się na wojnie”.
“I want to be very clear—the strike was not carried out with the intention of harming WCK aid workers. It was a mistake that followed a misidentification—at night during a war in very complex conditions. It shouldn’t have happened.”
Watch the full statement by IDF Chief of the… pic.twitter.com/JnvoJOTVg9
— Israel Defense Forces (@IDF) April 2, 2024
Skutki dla dalszego przebiegu wojny
Aktualizacja (3 kwietnia, 2.20): To oczywiście również podpada pod nagłówek „skutki dla Gazy”, ale powyżej skupialiśmy się na tym, co to tragiczne wydarzenie oznacza dla ludności cywilnej, tu zaś przyjrzymy się reakcjom politycznym. Na początek odnotujmy wypowiedź izraelskiego ambasadora w Polsce Ja’akowa Liwnego. To już naprawdę nie zasługuje na komentarz.
Skrajna prawica i lewica w Polsce oskarżają Izrael o umyślne morderstwo we wczorajszym ataku, w skutek którego śmierć ponieśli członkowie organizacji humanitarnej, w tym obywatel Polski. Wicemarszałek Sejmu i lider Konfederacji Krzysztof Bosak twierdzi, że Izrael popełnia…
— Amb. Yacov Livne (@YacovLivne) April 2, 2024
Szczególnie interesująca jest reakcja Amerykanów, już od dawna będących jedyną realną podporą Izraela w tej wojnie. Wprawdzie ultraprawicowe oszołomy – trudno inaczej nazwać Ben Gwira czy Smotricza – w rządzie Bibiego domagają się absolutnie bezwarunkowego poparcia, ale Netanjahu ma świadomość, że Biden i tak oferuje Izraelowi dużo, być może więcej, niż jest politycznie rozsądne. Chociaż nawet Bibi potrafi stanąć okoniem i bez mała zarzucić Bidenowi zdradę, co widzieliśmy zwłaszcza przy okazji niedawnej rezolucji RB ONZ wzywającej do zawieszenia broni.
Oświadczenie Bidena jest w tym kontekście stosunkowo mocne. Poza standardowymi formułkami o zasmuceniu i konieczności podania wyników dochodzenia do wiadomości publicznej prezydent wytyka Izraelowi, iż nie był to jednorazowy incydent, i podkreśla, że Izrael uczynił za mało w kwestii ochrony pracowników organizacji pomocowych (w toku całej wojny zginęło ich około 200, głównie Palestyńczyków), a także ochrony cywilów. Można odnieść wrażenie, iż Biden grozi Bibiemu palcem.
Tragedia pod Dajr al-Balah stała się również kolejnym jaskrawym dowodem, jak ważne w życiu są koneksje. Założyciel WCK José Andrés to nie tylko kucharz celebryta i filantrop, ale też człowiek mających wielu znajomych wśród waszyngtońskich elit. I ten stan rzeczy widać w reakcjach zaobserwowanych przez amerykańskich dziennikarzy. Na przykład serwis Politico cytuje urzędnika amerykańskiej administracji, który stwierdza, iż nalot „podkreśla niefrasobliwość Izraelczyków w stosunku zarówno do gazańskich cywilów, jak i pracowników międzynarodowych organizacji humanitarnych”.
Ten sam urzędnik stwierdził, iż nie ma wielkich nadziei na to, że dochodzenie będzie transparentne i uczciwe.
Ale jeśli ktoś liczył na to, że Waszyngton z dnia na dzień ściągnie cugle Izraelowi, to się srodze przeliczył. Inni przedstawiciele administracji Bidena, już pod nazwiskiem, starali się tonować nastroje. Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby apelował, aby zaczekać na wyniki izraelskiego dochodzenia. Z kolei sekretarz stanu Antony Blinken przekonywał, że zwrócił Izraelowi uwagę, iż musi bardziej dbać o bezpieczeństwo cywilów.
Wow, watch this exchange with Kirby.
Reporter: It wasn’t one strike, but three…workers moved the wounded to a 2nd vehicle which was struck, then a 3rd which was struck. How would 2nd & 3rd strikes on marked vehicles be a mistake?
Kirby: Why don’t we see what they [Israel] find pic.twitter.com/IJSIcAuGJB
— Assal Rad (@AssalRad) April 2, 2024
Nie będzie też wstrzymania dostaw amerykańskiej broni. Jak informuje dzisiejszy The New York Times, Biały Dom naciska na Kongres, aby ten zatwierdził sprzedaż Izraelowi pięćdziesięciu samolotów bojowych F‑15EX (wraz z zapasem amunicji i wsparciem logistycznym) za kwotę 18 miliardów dolarów. Oczywiście realizacja takiego zamówienia musiałaby zająć kilka lat, toteż nie ma ryzyka, że samoloty zostałyby użyte w wojnie w Strefie Gazy (chyba że w kolejnej wojnie). Ale samo zatwierdzenie transakcji właśnie teraz byłoby powszechnie odczytane jako gest poparcia dla Bibiego i jego rządu – i dla sposobu, w jaki walczy z Hamasem.
Pojawiają się jednak głosy przewidujące, iż odczuwalne ze wszystkich stron – coraz częściej także z Waszyngtonu – naciski na Izrael, aby zgodził się na zawieszenie broni, skokowo przybiorą na sile w następstwie tej tragedii. Rzecz jasna, na rozejm musi się zgodzić także Hamas, a wszystko wskazuje, iż to właśnie hamasowcy zerwali ostatnią rundę negocjacji. Niemniej teraz, kiedy już nikt nie będzie dbał o wyżywienie ludności Gazy, przerwa w walkach może być jedynym sposobem na oddalenie powszechnej klęski głodu.
Na ulicach Jerozolimy
Trzeba też pamiętać o rosnącej presji w samym Izraelu. Jak pisaliśmy wczoraj, w Jerozolimie pod siedzibą Knesetu trwa czterodniowy maraton manifestacji, którego uczestnicy domagają się ustąpienia premiera Netanjahu i rozpisania nowych wyborów oraz zawarcia układu z Hamasem (w domyśle: za wszelką cenę), aby zapewnić wolność zakładnikom. Wśród uczestników jest między innymi były premier Ehud Barak.
אנחנו בדרך להחזיר את ישראל לפסים. 100 אלף מול הכנסת. מרגש. הכאב והזעם הולידו קפיצת מדרגה בדרך ל׳בחירות מייד!׳ ולהרחקת ׳הראש- האשם׳ מההגה. עיר אהלים צמחה מסביב למשכן. אזרחים מכל חלקי העם, והעיקר, נוכחות 24/7. לא ינצחו אותנו. אנחנו הגרעין המוביל, רבים יבואו אחרינו. ביחד, ישראל תנצח pic.twitter.com/7cI1mkJwCM
— אהוד ברק (@barak_ehud) April 1, 2024
Dziś doszło do starć z policją, kiedy kilkutysięczna grupa manifestantów usiłowała przejść pod prywatny dom Netanjahu w dzielnicy Rechawia. Serwis The Times of Israel opisuje sytuację tak: „Po napotkaniu barykad grupka manifestantów z megafonami wybiegła na czoło marszu. Udało im się pokierować dużą część tłumu okrężną drogą pod dom Netanjahu na ulicy Azza, co zaskoczyło stróżów prawa. Organizatorzy kazali uczestnikom biec jak najszybciej, aby uniknąć środków kontroli tłumu”,
Na miejscu kilka osób, w tym Ajala Mecger, synowa zakładnika Jorama Mecgera, usiadło naprzeciwko domu premiera. Policjanci odciągnęli te osoby siłą. W Izraelu wzbudziło to oburzenie; nawet wielu bardziej umiarkowanych zwolenników premiera uważa, że rodziny zakładników mają prawo stosować nadzwyczajne środki w walce o uwolnienie swoich najbliższych.
שוטרים גוררים את אילה מצגר, כלתו של יורם מצגר החטוף בעזה, במהלך הצעדה לשחרור החטופים והחלפת נתניהו ליד בית ראש הממשלה. pic.twitter.com/pN1kem4frZ
— نير حسون Nir Hasson ניר חסון (@nirhasson) April 2, 2024
Minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben Gwir, któremu podlega policja, oskarżył służbę bezpieczeństwa Szin Bet o ignorowanie niebezpieczeństwa grożącego premierowi. Z kolei minister w rządzie wojennym Beni Ganc stwierdził, że chociaż manifestacja była legalna, niedopuszczalne jest ignorowanie poleceń policji i przełamywanie barykad. „Ból jest zrozumiały, ale prawo i przepisy muszą być przestrzegane”, podkreślił Ganc.
Pojedynek retoryczny wygrała jednak Ejnaw Zangauker, matka zakładnika Matana Zangaukera, jedna z najaktywniejszych uczestniczek praktycznie każdej manifestacji. Nazwała ona Bibiego „faraonem, który ściąga na nas plagę pierworodnych”, i dodała: „póki mój Matan nie ma dnia ani nocy, ty też nie będziesz ich mieć”. Pani Zangauker do niedawna głosowała na Netanjahu i jego Likud.