Izraelskie siły powietrzne przeprowadziły dziś po południu nalot na Al-Mazzę – połud­niowo-zachodnią dzielnicę Damasz­ku. Celem był budynek stojący tuż obok irańskiej ambasady. W nalocie zginąć miało co najmniej sześć osób, w tym generał brygady Mohammad Reza Zahedi, a prawdopodobnie także jego zastępca.

Budynek został niemal całkowicie znisz­czony. Według irańskich mediów państwowych był on domem ambasa­dora i konsulatem. Jak informuje Reuters, na miejscu wkrótce pojawili się dwaj syryjscy ministrowie: spraw wewnętrz­nych i spraw zagranicznych.

Zahedi był jednym z najwyższych rangą oficerów Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, służącym w jego elitarnym ramieniu znanym jako Siły Ghods – odpowiedzialnym za projekcję irańskiej siły za granicą. Zawiadywał działaniami Sił Ghods w Syrii i Libanie, co w praktyce, ze względu na znaczenie tego regionu, czyniło go człowiekiem numer 2 w Siłach Ghods.



Przy okazji sprostujmy informację, która pojawia się w polskich mediach – Zahedi nie był dowódcą Pasdaranów ani Sił Ghods, tę funkcję sprawują odpowiednio generał dywizji Hosejn Salami i generał brygady Ismail Ghaani. Tak się bowiem składa, że senior (tym słowem Zahedi jest określany w przekazach anglojęzycznych) nie musi znaczyć „najwyższy” ani „najstarszy”.

Mohammad Reza Zahedi.
(Ali Khara / Fars Media Corporation)

Wracając do meritum: atak na Damaszek będzie stanowić radykalną eskalację w bliskowschodnim konflikcie. Owszem, izraelskie lotnictwo regularnie bombar­duje używane przez Hezbollah – a więc bezpośrednio lub pośrednio podległe woli Teheranu – w Syrii i Libanie. Nawet w ciągu kilku ostatnich godzin Izraelczycy ostrzelali i zbombardowali między innymi dwa używane przez Hezbollah budynki w miejscowości Hanin, a izraelska artyleria zniszczyła również kilka stanowisk, z których odpalano pociski rakietowe w stronę przygranicznych kibuców.

Ale nie mieliśmy jeszcze do czynienia z operacją takiego kalibru, wymierzoną nie w szeregowych bojowników Hezbollaju, ale w ich nadzorcę, do tego w tak newralgicznym miejscu. Nie dość, że z jednej strony stoi ambasada Iranu, to jeszcze tuż obok z drugiej strony stoi ambasada Kanady. Gdyby Izraelczycy spudłowali, miałoby to opłakane kon­sek­wen­cje. Ba, od zabicia przez Amerykanów generała dywizji Ghasema Solejmaniego w Bagdadzie już ponad cztery lata temu nie było ani jednego przypadku zamachu na ludzi z absolutnej wierchuszki Pasdaranów. Porównywalna pod tym względem była jedynie likwidacja generała brygady Raziego Mousawiego. Zginął on w swoim domu pod Damaszkiem 25 grudnia ubiegłego roku.



W Teheranie z pewnością już zaczęto snuć plany odwetu. Jak podaje The Times of Israel, izraelski minister spraw zagranicznych Hosejn Amir Abdol­lahijan odbył rozmowę telefoniczną ze swoim syryjskim kolegą po fachu, podczas której obarczył Izrael odpowiedzialnością za nalot i określił go jako naruszenie wszystkich norm międzynarodowych.

Kilka godzin wcześniej dron wypuszczony przez jedną ze sterowanych przez Teheran bojówek irańskich uderzył w bazę izraelskiej marynarki wojennej w Eljacie nad Morzem Czerwonym. Wyrządził minimalne szkody, ale mało brakowało, a trafiłby w zacumowaną kilkanaście metrów obok korwetę typu Sa’ar 6. Sam fakt ataku, niezależnie od jego skutków, wzbudził konsternację w Izraelu i raz jeszcze sprowokował pytania o spolegliwość izraelskiego wielo­warst­wo­wego systemu obrony przeciw­lot­ni­czej. Rzecznik Cahalu kontradmirał Daniel Hagari oświadczył, że dron został wyprodukowany w Iranie.

Tymczasem tuż po nalocie na Damaszek szef sztabu Cahalu generał broni Herci Halewi spotkał się z szefem Dowództwa Północnego, generałem dywizji Orim Gordinem, w jego kwaterze głównej w Safedzie. Była to okazja do przed­sta­wienia nowych planów operacyjnych dla tego dowództwa, zakładających mało konkretne (przynajmniej na tyle, na ile je ujawniono) dalsze prowadzenie walki.



Aktualizacja (23.30): Według naj­now­szych informacji z Teheranu w nalocie na Damaszek zginęło co najmniej siedem osób. Nie ma już cienia wątpliwości, że zginęło dwóch generałów – Zahedi i jego zastępca Mohammad Hadż Rahimi – i pięciu oficerów Sił Ghods. Izrael, jak zwykle, nie komentuje tego typu działań swoich sił zbrojnych, ale w praktyce nikt nie ma wątpliwości, kto stoi za operacją. Oprócz Syrii i Iranu nalot potępiła także Rosja. Hezbollah już zapowiedział pomstę.

Demonstracje

W Jerozolimie pod siedzibą Knesetu drugą noc z rzędu trwa manifestacja, której uczestnicy domagają się ustąpienia premiera Netanjahu i rozpisania nowych wyborów oraz zawarcia układu z Hamasem (w domyśle: za wszelką cenę), aby zapewnić wolność zakładnikom. Organizatorzy zapowiadają, że manifes­tacje będą potem trwać jeszcze kolejne dwie noce, ale nie wykluczają prze­dłu­żenia programu, jeśli pierwsze cztery dni nie przyniosą nadziei na zmiany.

Szalom Jeruszalmi w felietonie dla The Times of Israel zwraca uwagę, że „gniew wobec Netanjahu nie czeka już na koniec wojny”. Mamy do czynienia z jednymi z największych demonstracji w historii Izraela.

Przypomnijmy, że premier jest kryty­ko­wany z trzech głównych kierunków. Pierwszym jest deforma wymiaru sprawiedliwości, jawnie wzoro­wana na rozwiązaniach stoso­wa­nych w Polsce i na Węgrzech – mająca umożliwić premierowi ręczne sterowanie sądami i uniknięcie więzienia w związku z oskarżeniem o łapownictwo i defraudacje. Drugi to nie­właś­ciwe przygo­to­wanie kraju na inwazję i zawierzenie jego losów samej technice, podczas gdy żołnierze z krwi i kości bronili osadników na Zachodnim Brzegu (o czym szerzej pisaliśmy tutaj). Wreszcie trzeci to oskarżenie o celowe przeciąganie wojny w imię doraźnych machinacji politycznych.

Tak jak powiedział Jeruszalmi: wojna zjednoczyła wokół premiera nawet jego zaciekłych przeciwników, co było mu bardzo na rękę. Ale ten czas jedności wyraźnie dobiega końca. Były zastępca szefa sztabu Cahalu, a obecnie polityk Partii Pracy Jair Golan, uczestniczący w dzisiejszej manifestacji, stwierdził wprost, że obowiązkiem każdego jest walka przeciwko obecnemu rządowi. Jeszcze dwa miesiące temu takie komentarze byłyby nie do pomyślenia.



GPS

W ostatnich dniach problemy z sygnałem GPS na terytorium Libanu, zaob­ser­wo­wane już wiele tygodni temu, nasiliły się do bezprecedensowej skali. Sposób, w jaki sygnał jest zniekształcany, łudząco przypominać ma działania Rosjan nad Morzem Bałtyckim, jednak tym razem sprawcą ma być nie Rosja, ale Izrael. Protest w tej sprawie złożyły władze Libanu, które argumentują, że skala działań stanowi zagrożenie dla ruchu cywilnego.

Według części analityków wcześniejsze zakłócanie łączności miało charakter czysto defensywny – przeciw­dzia­łało atakom rakietowym Hezbollahu na północną część Izraela, przynajmniej do pewnego stopnia. Oczywiście w przy­pad­ku niekierowanych pocisków rakietowych jednym środkiem neutra­li­zacji jest obrona przeciw­lot­nicza, ale tłumienie GPS-u uniemożliwiać ma Hezbollahowi wykorzystywanie bardziej zaawan­so­wa­nych systemów uzbrojenia, głównie wszelkiej maści powietrznych bezzałogowców, w tym amunicji krążącej.

Wiele z nich wykorzystuje proste moduły łączności GNSS (Global Navigation Satellite Systems) pozwalające określić pozycję w przybliżeniu. Stanowi to alternatywę dla zdecydowanie droższych i odporniejszych na zakłócenia systemów nawigacji bezwładnościowej (INS). Proste bezzałogowce w rękach libańskich bojówek przy działaniu izraelskich syste­mów walki radio­elektro­nicznej stawały się bezużyteczne. Zresztą informacje o zintensyfikowaniu izraelskich działań WRE pojawiały się już w październiku ubieg­łego roku, tuż po ataku Hamasu i sprzymierzonych mu innych organizacji na Izrael.

W ostatnim czasie problemy z sygnałem w Libanie nasiliły się do tego stopnia, że samolot linii Turkish Airlines napotkał trudności, gdy rozpoczynał zniżanie do Bejrutu. Maszyna miała krążyć nad lotniskiem około 40 minut, po czym musiała wrócić do Turcji. W rezultacie libańska agencja lotnictwa cywilnego zaleciła liniom lotniczym korzystanie z naziemnych systemów nawigacji, które nie opierają się na GPS, a tym samym nie mogą być zakłócane przez Izraelczyków.

Libański rząd złożył skargę do Rady Bezpieczeństwa ONZ w związku z zakłócaniem GPS-u, oskarżając Jero­zo­limę o lekko­myśl­ność i zagrażanie żegludze powietrznej. Część analityków sądzi, iż nasilenie się problemów z GPS-em może zwiastować zbliżającą się inwazję izraelskich sił obronnych na Liban, której celem będzie zlikwidowanie Hezbollahu. Przypominamy, że bieżące zakłócenia można obserwować na stronie gpsjam.org. Zgodnie z informacjami z wczoraj dużymi problemami z sygnałem objęte było praktycznie całe terytorium Libanu.