Wzrost napięcia wokół Ukrainy i ostentacyjne demonstrowanie przez Rosję arsenału pocisków hipersonicznych, niezależnie od ich dostępnej liczby i rzeczywistych możliwości bojowych, ponownie rozpaliły dyskusję nad skutecznymi środkami obrony przed tego typu uzbrojeniem. Temat budzi szczególnie duże zainteresowanie w Stanach Zjednoczonych, które z jednej strony nadrabiają zaległości w dziedzinie samych pocisków, z drugiej szukają sposobów na ich zwalczanie. Trzeba mieć na uwadze, że duża część medialnej burzy służy zdobyciu pieniędzy.

Na początek trzeba dokonać rozróżnienia między hipersonicznymi pociskami przeciwokrętowymi a hipersonicznymi beznapędowymi blokami bojowymi (HGV, hypersonic glide vehicle). Te pierwsze są znane już od lat 70. i są także na tyle, na ile to możliwe, dość dobrze znane US Navy. Zasadniczo zwalczanie ich leży w zasięgu możliwości posiadanych systemów z Aegis i pociskami rodziny Standard na czele. Wraz z rozwojem samych pocisków ich zwalczanie stało się trudniejsze, nie jest to jednak żadna niemożliwa do powstrzymania cudowna broń.

HGV to już inna para kaloszy. Beznapędowy blok bojowy jest trudniejszy do wykrycia, a tym samym do zestrzelenia, chociaż cały czas leży to w zasięgu obecnych możliwości technicznych. Kolejne wyzwanie to zdolność HGV do wykonywania gwałtownych (proporcjonalnie do prędkości) manewrów. Znowu jednak trzeba pamiętać, że pociski hipersoniczne poruszają się wolniej niż pociski balistyczne, których głowice również są zdolne do wykonywania manewrów.



Przewaga HGV nad rakietami balistycznymi leży w tym, że poruszają się na mniejszej wysokości, a więc często poniżej horyzontu radiolokacyjnego radarów systemów przeciwrakietowych. Krótko mówiąc, jeżeli coś trudno wykryć i śledzić, trudno to zestrzelić. Główną zaletą pocisków hipersonicznych jest, przynajmniej w teorii, krótki czas obrony na reakcję i możliwość ucieczki przed interceptorem.

Odpalenie pocisku SM-6 z niszczyciela USS John Paul Jones.
(US Navy)

Ten wątek podkreślił wiceadmirał Jon Hill, szef amerykańskiej Agencji Obrony Przeciwrakietowej (Missile Defense Agency), w wystąpieniu podczas niedawnego Sympozjum Systemów Bojowych organizowanego przez Amerykańskie Stowarzyszenie Inżynierów Marynarki Wojennej. Zdaniem admirała Hilla spośród interceptorów będących do dyspozycji sił zbrojnych USA jedynie pociski SM-6 są w stanie przechwytywać pociski hipersoniczne, a i tak okienko czasowe, które mają do dyspozycji, jest bardzo krótkie. Hill nie sprecyzował jednak, czy chodzi o pociski wersji Block I i IA, czy którejś z rozwijanych wersji.

Pierwszy na myśl przychodzi SM-6 Block IB. Pocisk tej wersji ma diametralnie się różnić od poprzedników. Gruntownie przeprojektowany kadłub ma mieścić większy silnik rakietowy. Block IB sam ma osiągać prędkości hipersoniczne, co ma zwiększyć możliwości zwalczania celów hipersonicznych. W grę może wchodzić jeszcze SM-6 Dual II, który jednak pozostaje dość tajemniczym projektem. Pocisk jest wariantem Block I lub Block IA optymalizowanym pod kątem zwalczania pocisków balistycznych.

Największe nadzieje są wiązane z pociskiem Glide Phase Interceptor (GPI, Interceptor Fazy Szybowania) wyspecjalizowanym w zwalczaniu pocisków hipersonicznych. W listopadzie ubiegłego roku kontrakty na prace w ramach wstępnej fazy projektu otrzymały Lockheed Martin, Northrop Grumman i Raytheon. Wszystkie te koncerny są zaangażowane w projekty pocisków hipersonicznych dla amerykańskich sił zbrojnych, a Raytheon jest do tego głównym wykonawcą w programie SM-6. Nie wiadomo, jakie środki przyznano w ramach fazy wstępnej, Pentagon nie ujawnił również jej zakresu. Według komunikatu Northropa Grummana prace na tym etapie mają dotyczyć zmniejszenia ryzyka technicznego, szybkiego rozwoju technologii i zademonstrowania zdolności do zwalczania celów hipersonicznych.



GPI początkowo ma być przeznaczony dla niszczycieli, chociaż zapewne można spodziewać się także powstania wersji lądowej. Sam pocisk będzie częścią szerszego systemu złożonego z konstelacji satelitów Hypersonic and Ballistic Tracking Space Sensor (HBTSS, kosmiczny czujnik śledzenia pocisków hipersonicznych i balistycznych) i systemu Ballistic Missile Defense Overhead Persistent Infrared Architecture (trwała napowietrzna architektura podczerwieni obrony przed pociskami balistycznymi), zbierającego dane z różnych rodzajów czujników, systemu dowodzenia, kontroli, zarządzania walką i łączności MDA (Command and Control, Battle Management, and Communications – C2BMC) oraz okrętów z systemem Aegis. Więcej na ten temat pisaliśmy tutaj.

W tym miejscu należy na chwilę wrócić do wyzwań stojących przed twórcami pocisków hipersonicznych, zwłaszcza wysoce manewrowych HGV. Pociski takie wymagają bardzo precyzyjnych systemów naprowadzania i sterowania, zdolnych do korygowania nawet minimalnych odchyleń. Do tego lot z bardzo wysoką prędkością w gęstszych warstwach atmosfery powoduje silne nagrzewanie się poszycia i duże obciążenie powierzchni sterowych. Krótko mówiąc: potrzebne są wysokiej jakości materiały, elektronika i wykonanie. Jak wiadomo z historii, im bardziej dana broń jest złożona, tym większe prawdopodobieństwo, że coś się popsuje, a nawet niewielka usterka może spowodować doniosłe konsekwencje.

Schemat wieloelementowej obrony przed pociskami hipersonicznymi.
(MDA)

Pójście właśnie tą drogą zalecają Tom Karako i Masao Dahlgren z think tanku Center for Strategic and International Studies. W swoim raporcie Complex Air Defense: Countering the Hypersonic Missile Threat dowodzą, że najskuteczniejsze przeciwko pociskom hipersonicznym są najprostsze rozwiązania, tanie do zastosowania, a jednocześnie zmuszające przeciwnika do wydawania niewspółmiernie dużych środków na radzenie sobie z nimi.

W rozdziale „Wykorzystanie nowych sposobów powodowania uszkodzeń” Karako i Dahlgren przedstawiają koncepcję „ogólnoobszarowych mechanizmów niszczenia” (area-wide kill mechanisms). W ogólnym zarysie chodzi o rozpylenie na trasie przelotu pocisku hipersonicznego drobnych cząsteczek prowadzących do uszkodzenia powłoki termalnej pocisku. Przy wysokich prędkościach nawet niewielkie drobiny pyłu mogą mieć energię kinetyczną pocisku karabinowego. W takich warunkach niewielkie uszkodzenia mogą przynieść poważne konsekwencje. Cząsteczki te mogą mieć charakter metaliczny lub pirotechniczny. Pozostaje jeszcze kwestia rozpylania, o której sami autorzy piszą, że opracowanie odpowiednich systemów będzie wymagać dużego wysiłku.



Analitycy nazwali swój pomysł „Flakiem 21 wieku” w nawiązaniu do niemieckiej obrony przeciwlotniczej w czasach drugiej wojny światowej (Flak, co było skrótem od Flugabwehrkanone). Działa przeciwlotnicze kalibrów 88, 105 i 128 milimetrów były w stanie postawić w powietrzu prawdziwą barierę odłamków, poważnie utrudniających działania bombowców. Warto tu przytoczyć obserwację francuskiego historyka Philippe’a Massona, który wyliczył, że alianckie lotnictwo strategiczne w latach 1942–1945 straciło więcej ludzi i samolotów niż Luftwaffe przez całą wojnę.

Amerykański bombowiec B-24 Liberator przedziera się przez strefę ostrzału artylerii przeciwlotniczej.
(US Air Force)

Pomysł nie jest nowy. Karako po raz pierwszy mówił o czymś podobnym dwa lata temu. Wówczas wskazywał jednak na odłamki z głowic nawet typowych pocisków przeciwlotniczych, jak Patriot PAC-2, izraelski Chec czy SM-6. Przypominałoby to strzelanie do pocisku hipersonicznego z shotguna. Już wówczas analityk jednak wskazywał, że najlepsze efekty przyniesie jednoczesne wykorzystanie kilku metod. W związku z tym nowe sposoby powodowania uszkodzeń nie ograniczają się do głowic odłamkowych, czy rozpylania cząsteczek.

Duże nadzieje wiązane są z bronią mikrofalową. Do tej pory traktowano ją przede wszystkim jako broń niezabijającą. Według niepotwierdzonych relacji Amerykanie mogli użyć jej w Syrii, a Chińczycy – przeciwko Indiom. Według Karako i Dahlgrena odpowiednio silna wiązka promieniowania mikrofalowego może uszkodzić układy sterowania i naprowadzania pocisku hipersonicznego. To również nie jest nowy pomysł. BAE Systems już w roku 2018 proponowało US Navy wykorzystanie zestawów o regulowanej mocy impulsu elektromagnetycznego o określonej długości fali w roli systemu obrony bezpośredniej.

Co istotne, autorzy raportu sceptycznie odnoszą się do wykorzystania broni laserowej do zwalczania pocisków hipersonicznych. Wskazują, że nawet wiązka o mocy kilkuset kilowatów może okazać się niezdolna do przebicia powłoki termalnej celu. Ich zdaniem systemy mikrofalowe mogą wręcz „usmażyć niebo”, tworząc elektromagnetyczny Flak obejmujący strefę lotu i manewrowania celu.



Ostatni z pomysłów zaproponowanych w raporcie jest najbardziej egzotyczny i potencjalnie najbardziej kosztowny – pociski z ładunkiem modułowym. Niekoniecznie chodzi tutaj o klasyczny pocisk przeciwrakietowy. Karako i Dahlgren sugerują, że wystarczy odpowiedni przyspieszacz zdolny do rozmieszczenia w strefie ataku hipersonicznego środków takich jak systemy rozpylające cząsteczki, broń mikrofalowa, intercpetory kinetyczne, ładunki odłamkowe, a nawet dodatkowe czujniki. Chodzi o stworzenie wielowarstwowej bariery, zdolnej do wyprowadzania ataków z różnych kierunków, a tym samym zmniejszających szansę na uniknięcie przechwycenia.

W teorii „ogólnoobszarowy mechanizm niszczenia” ma jeszcze jedną zaletę. Umożliwia stawianie rozległych barier niwelujących efekty ataku saturacyjnego prowadzonego z wielu kierunków. Strefa oddziaływania pozwala także na zwalczanie wszelkich nadlatujących obiektów bez konieczności odróżniania pocisków od wabików.

Zobacz też: Sukces Gripena. Brazylia zamówi dwa razy więcej F-39 (i mniej KC-390)

DARPA