No i to by było na tyle. Za zgodą ministra „obrony” Siergieja Szojgu (i na pewno samego Władimira Putina) Rosjanie porzucają prawobrzeżną Ukrainę – gdzie kontrolowali dotąd około 4600 kilometrów kwadratowych – i rozpoczynają oficjalny odwrót na lewy brzeg. Dowódca sił najeźdźczych Siergiej Surowikin, starając się nadać tej klęsce odpowiedni spin, przyznał, że była to niełatwa decyzja, ale jej podjęcie „ocali życie naszych żołnierzy i potencjał bojowy ugrupowania sił”.

W momencie, w którym piszemy niniejsze słowa, ta informacja ma zaledwie pół godziny. Wobec tego wciąż brakuje konkretnych informacji o przebiegu odwrotu, który przecież musiał się zacząć na długo przed jego oficjalnym ogłoszeniem. Ukraińcy, ma się rozumieć, nie zamierzają ułatwiać przeciwnikowi „ocalania potencjału bojowego” i będą korzystać ze wszystkich sposobów, aby zadać mu jak największe straty w momencie największej podatności na atak.



Początek rozkładu nastąpił wczoraj, kiedy Ukraińcy wkroczyli na obrzeża Snihuriwki, niewielkiego miasta nad Ingulcem, w obwodzie mikołajowskim, ale przy granicy z chersońskim. Dziś powiązany z Wagnerowcami kanał Telegramu GREY ZONE poinformował, że Rosjanie wycofali się ze Snihuriwki.

Jeden z naszych ulubionych analityków Rob Lee zwraca uwagę, ze ewakuacja z prawego brzegu stanowiła rozsądny krok, odkąd ukraińska kontrofensywa w obwodzie charkowskim obnażyła słabość Moskali w zakresie siły żywej – nie tyle liczby żołnierzy jako takich, ile żołnierzy wyszkolonych, umotywowanych i należycie wyposażonych. Lee sądzi, że to sam Surowikin od dłuższego czasu prosił o zgodę na odwrót.

Pogłoski o tym, że nadchodzi odwrót z Chersonia, krążyły od kilku tygodni, ale nawet zwolennicy tego scenariusza podkreślali, że Rosjanom trudno będzie się pogodzić z utratą jednego z zaledwie dwóch (obok Mariupola) dużych miast zdobytych w ciągu minionych dziewięciu miesięcy i jedynej stolicy obwodu. Nie minęło przecież nawet półtora miesiąca od łżeferendów i aneksji czterech okupowanych obwodów. Niektórzy – jak inny nasz ulubiony analityk Tom Cooper – byli przekonani, że Moskale będą się bronić w Chersoniu do ostatniego żołnierza, choćby ze względów ambicjonalnych. Stąd też dziś szybko podniosły się głosy ostrzegające, że Rosjanie wciągają nieprzyjaciela w pułapkę.

To zagrożenie wydaje się jednak czysto iluzoryczne. Jak na ruse de guerre przygotowania do rzeczywistej ewakuacji posunęły się dużo za daleko. Poza tym Surowikin i spółka nie są głupi – są zbrodniarzami, owszem, ale nie głupimi. Muszą rozumieć, że w obecnej sytuacji, zwłaszcza po ogłoszeniu ewakuacji za pośrednictwem mediów państwowych i przed kamerami, mogliby doprowadzić do zdemoralizowania żołnierzy na pierwszej linii (którzy uznaliby, że pozostawiono ich na pastwę losu) i całkowitego załamania frontu. Przy okazji zwróćmy uwagę, że przed kamerami pojawili się tylko Szojgu i Surowikin; jeśli odwrót wzbudzi furię w społeczeństwie, kozły ofiarne już zostały wyznaczone: właśnie Szojgu i Surowikin. „Dobry car” umywa ręce.

Dzisiejsze pytanie za milion dolarów mogłoby brzmieć: jak wyglądają tak naprawdę stosunki między Szojgu i jego pryncypałem? To, że Siergiej Kużugietowicz wciąż trwa na stanowisku (ba, że wciąż żyje), każe sądzić, że nie stracił jeszcze reszty zaufania. Zarazem nie ma wątpliwości, że na Kremlu trwa walka o władzę – może nawet o schedę po Putinie, ale przynajmniej o miejsce po jego prawej ręce – i że Szojgu najzupełniej otwarcie ściera się z szefem Wagnerowców i „kucharzem Putina” Jewgienijem Prigożynem oraz czeczeńskim watażką Ramzanem Kadyrowem. Pod koniec października Prigożyn bodaj po raz pierwszy otwarcie za pośrednictwem mediów skrytykował siły zbrojne (a więc i Szojgu), przeciwstawiając ich niekompetencji rzekome doświadczenie „żołnierzy” Grupy Wagnera.



Surowikin przyznał, że utrzymanie dostaw zaopatrzenia dla oddziałów na prawym brzegu było coraz bardziej utrudnione. Liczba żołnierzy, których trzeba było ewakuować, szacowana jest na 40 tysięcy, ale większość przeprawiła się na lewy brzeg już wcześniej. Świadczy o tym również iście krasnoarmiejski szaber, którego dopuszczali się okupanci w minionych kilku tygodniach. Jak pisaliśmy niedawno, obrabowano nawet chersońskie muzeum sztuk pięknych, z którego wszystkie najcenniejsze zbiory wywieziono na Krym.

Nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z ogromnym ukraińskim sukcesem, ale dopiero za kilka dni przekonamy się, czy jest to sukces całościowy. Rosjanie mogą pozostawić sobie na prawym brzegu Dniepru przyczółki „na wszelki wypadek”, na przykład w samym Chersoniu albo w Berysławiu. Oczywiście ich utrzymanie będzie syzyfową robotą, gdyż Ukraińcy będą mogli je młócić artylerią bez zagrożenia ogniem kontrbateryjnym.

A skoro o Surowikinie mowa, odnotujmy również nagły spadek liczby ataków na ukraińskie miasta i infrastrukturę elektroenergetyczną. W statystykach za 8 listopada nie odnotowano zestrzelenia ani jednego pocisku manewrującego, toteż zmiana nie wynika z wyższej skuteczności ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Rosjanie po prostu… przestali. Czyżby po ostatniej nawale znów przetrzebili zapasy środków rażenia i musieli je teraz uzupełnić?

Aktualizacja (17.25): Najświeższe wieści z frontu sugerują, że Rosjanie, owszem, uciekają, ale nie w panice. Pierwszą linię rosyjską nie po raz pierwszy zabezpiecza eklektyczna mieszanka WDW i mobików. Ukraińcy posuwają się naprzód, ale chyba nawet pod Snihuriwką, gdzie nocą front po prostu pękł, istnieją jeszcze zorganizowane punkty oporu.

Tymczasem kolaboracyjny zastępca szefa administracji obwodu chersońskiego Kyryło Stremousow, do niedawna znany bloger i antyszczepionkowiec, zginął dziś w „wypadku” samochodowym zorganizowanym przez Ukraińców. Niektóre źródła twierdzą, że był to jawny zamach z użyciem broni automatycznej czy granatników przeciwpancernych, inne – że samochód Stremousowa został staranowany przez inny samochód.

Aktualizacja (18.20): Witalij Kim, szef administracji państwowej obwodu mikołajowskiego, ostrzega: jak Rosjanin coś mówi, to znaczy, że zrobi odwrotnie. Ale w tym wypadku ostrożność Kima jest chyba za daleko posunięta. Oczywiście wyzwolenie prawobrzeżnej części obwodu chersońskiego to nie jest kwestia godzin ani nawet dni – oczyszczanie terenu będzie trwało kilka tygodni, podobnie jak wcześniej w obwodzie charkowskim – ale nie ma wątpliwości, że Moskale się cofają.



Aktualizacja (21.25): Ukraińcy informują, że wkroczyli do wsi Prawdyne, dwadzieścia kilometrów w linii prostej od lotniska Chersoń-Czornobajiwka. Pierwsze informacje na ten temat pojawiły się jeszcze przed południem, teraz mamy potwierdzenie, które można by nazwać formalnym, ale wciąż czekamy na jednoznaczne dowody.

Aktualizacja (22.40): ZSU nacierają na trzech głównych kierunkach. Pierwszy wiedzie od Mikołajowa wprost na Chersoń, to właśnie tu znajduje się Prawdyne. Drugi kierunek to kierunek snihuriwski, a trzeci można by nazwać naddnieprzańskim. Ukraińcy napierają na wszystkich trzech odcinkach, ale oprócz tymczasowego pęknięcia w rejonie Snihuriwki nie ma informacji o załamaniu się frontu, a w niektórych wsiach okupanci podobno bronią się z wielką zaciekłością.

Aktualizacja (23.45): Generał broni w stanie spoczynku Mark Hertling w odniesieniu do komentarzy o możliwym rosyjskim podstępie zapewnia, że nie ma możliwości, aby Ukraińcy wpadli w taką pułapkę. Dzięki własnym i sojuszniczym źródłom informacji będą bowiem mogli ocenić, czy odwrót zaczął się na poważnie czy też sprawa ma jakieś drugie dno. I niezależnie od tego, czy Rosjanie uciekają naprawdę czy na niby, dla Ukrainy będzie to kolejne cenne źródło danych wywiadowczych, zwłaszcza że podczas kontrofensywy charkowskiej Moskale pokazali, iż obce im są wysokie standardy OPSEC-u.

Aktualizacja (00.20): Z oczywistych względów skupiamy się dziś na wydarzeniach wokół Chersonia. Ale nie znaczy to bynajmniej, że na innych odcinkach frontu zapanowała cisza. Na południowy zachód od Doniecka Rosjanie wciąż próbują atakować na kierunku Pawliwka–Wuhłedar, gdzie w minionych dniach ponieśli druzgocące straty. Z kolei na kierunku swatowskim (gdzie Rosjanie także zostali straszliwie wymłóceni) Ukraińcy odnotowali dziś nieznaczne postępy.

Ukraińska gwardia narodowa pochwaliła się dziś zniszczeniem trzech rosyjskich T-72 i dwóch BMP-1 w obwodzie donieckim.



Aktualizacja (01.15): Przewodniczący amerykańskiego Komitetu Połączonych Szefów Sztabów, generał Mark Milley, mówi, że wycofanie się za Dniepr może zająć kilka tygodni, ale na razie wszystko wskazuje, że odwrót naprawdę trwa. Według Milleya Rosjanie zamierzają przetrwać zimę na nowych liniach obronnych.

Aktualizacja (01.30): Benjamin Pittet (również polecamy) zwrócił uwagę na ciekawostkę, która pojawiła się na świeżych zdjęciach satelitarnych. Rosjanie budują – czy ściślej: odbudowują – sieć okopów w północnej części Krymu, tam, gdzie jeszcze na początku tego roku biegła granica między wolną Ukrainą i okupowanym półwyspem.

Aktualizacja (02.50): I na koniec takie spostrzeżenie: czołowy rosyjski propagandysta Władimir Sołowjow przyznał, że oficjalne ogłoszenie wycofania się z Chersonia odłożono w czasie po to, aby nie pomagać amerykańskiej Partii Demokratycznej w wyborach (które odbyły się 8 listopada i w których demokraci odnieśli wynik dużo lepszy, niż przewidywała większość obserwatorów sceny politycznej).

Heneralnyj sztab ZSU