Jesienią ubiegłego roku świat obiegła wiadomość, że dwa wyprodukowane we Francji okręty desantowe typu Mistral zostaną sprzedane do Egiptu. Jest to pokłosie wzrastającego napięcia w Europie spowodowanego agresywną polityka rosyjską, przejawiającą się w aneksji Krymu i zapoczątkowaniu tak zwanej wojny hybrydowej we wschodniej Ukrainie. Konsekwencją tych posunięć Kremla było nałożenie na Rosję embarga przez państwa NATO i Unii Europejskiej – tym samym dostarczenie Rosji zamówionych okrętów, za które już zapłaciła, stało się problematyczne. Po miesiącach wahań, zastanawiania się i negocjacji ostatecznie stanęło na tym, że Rosja odzyskała pieniądze, a okręty sprzedano Egiptowi, lecz zapłaciła za nie Arabia Saudyjska. Pozostaje jednak pytanie, po co arabskiemu krajowi tak duże i wyspecjalizowane okręty?
Jednostki tej klasy mają zastosowanie w kilku ograniczonych przypadkach. Pierwszy to sytuacja, gdy znajdują się w posiadaniu państwa zaangażowanego na całym świecie i służą do projekcji siły lub prowadzenia rzeczywistych operacji wojskowych. Egipt takim państwem nie jest, jeśli nie cofać się do czasów najdawniejszych, wszystkie operacje wojskowe ograniczał do swojego bezpośredniego sąsiedztwa, a obecna sytuacja wewnętrzna (polityczna i ekonomiczna) również wyklucza możliwość szerszego zaangażowania się w sprawy światowe. Zresztą trudno sobie nawet wyobrazić jakiekolwiek potencjalne regiony na świecie, w których Egipt chciałby zademonstrować obecność wojskową. Można oczywiście zauważyć, że także Włochy czy Hiszpania nie angażują się samodzielnie w odległych rejonach, a jednak posiadają okręty z pokładem lotniczym, ale są one częścią NATO i Unii Europejskiej, które jednak prowadzą politykę na skalę globalną.
Drugim wypadkiem, w którym pozyskanie śmigłowcowców desantowych ma sens, jest kraj o bardzo długiej i skomplikowanej linii brzegowej. Jako przykłady mogą tu posłużyć państwa wyspiarskie – Australia, Japonia lub Tajlandia. W takiej sytuacji okręty mogą służyć do szybkiego przerzutu wojsk w zagrożony region kraju lub patrolowania rozleglej wyłącznej stery ekonomicznej na morzu. Również i ten przypadek nie dotyczy Egiptu, który jest państwem zwartym, a oddzielony od reszty kraju Półwysep Synaj da się kontrolować bez użycia tego typu jednostek.
Nie da się zaprzeczyć, że utrzymanie tak dużych okrętów pochłania znaczne sumy pieniędzy, których Egipt w nadmiarze nie ma. Świadczy o tym choćby to, że fundusze na zakup obu jednostek wyłożyła Arabia Saudyjska. Nie zmienia to jednak faktu, że w ciągu kolejnych lat na wydatki związane z funkcjonowaniem obu okrętów w służbie liniowej trzeba będzie przeznaczyć miliardy dolarów, a nie trzeba być analitykiem wywiadu, by wiedzieć, że w Egipcie znalazłoby się kilka pilniejszych wydatków niż budowa największej floty we wschodniej części Morza Śródziemnego. We wszystkich artykułach wspomina się jedynie o zakupie okrętów, ale bez śmigłowców mają one wartość niewiele większą od przerośniętych barek desantowych. Śmigłowce zostaną prawdopodobnie zakupione w Rosji, ale pochłonie to kolejne setki albo i miliardy dolarów. Jeśli dodać do tego zakup francuskiej fregaty oraz myśliwców Rafale i F-16 (a być może także MiG-29) – sytuacja wygląda, jakby Egipt czuł, że jest otoczony wrogami czyhającymi na jego bogactwa i suwerenność.
Jeśli potwierdzą się informacje o zakupie w Rosji śmigłowców Ka-52K, mogących przenosić między innymi pociski powietrze–woda Ch-35, Egipt stanie się regionalnym mocarstwem na morzu. Nie będzie oczywiście w stanie przeciwstawić się amerykańskiej czy francuskiej grupie lotniskowcowej, ale żadna inna marynarka tego regionu nie posada w chwili obecnej okrętów o porównywalnym potencjale. Otwartą kwestią pozostaje, jak ten potencjał zostanie wykorzystany. Okręty tego typu nie muszą być wykorzystane wyłącznie jako jednostki desantowe, dzięki bogatemu komponentowi lotniczemu mogą służyć jako niewielkie lotniskowce do kontrolowania znacznych akwenów, a ponadto – jako okręty dowodzenia czy jednostki szpitalne. Ale czy Egipt takich okrętów naprawdę potrzebuje?
W chwili obecnej Egipt zaangażowany jest jedynie w walkę z milicją Huti w Jemenie, gdzie współpracuje z Arabią Saudyjską i innymi państwami Zatoki Perskiej. Jak jednak widać, do tej pory radzi sobie bez użycia okrętów desantowych, więc i w przyszłości nie będą mu do tego potrzebne, tym bardziej że zanim dostarczone zostaną śmigłowce oraz przeszkolona zostanie załoga okrętów i piloci, operacja w Jemenie może się już zakończyć. Także z pozostałymi zagrożeniami (terroryści na Synaju i w Libii) można sobie poradzić, operując z dotychczasowych baz lądowych, a Mistrale nie będą stanowiły w żadnym z tych konfliktów czynnika przeważającego szalę na stronę Egiptu.
Możliwym wytłumaczeniem jest chęć stworzenia przeciwwagi dla powracającego na scenę międzynarodową szyickiego Iranu. Już konflikty w Syrii i Jemenie można częściowo traktować jako wojny zastępcze pomiędzy szyitami, których wspiera Teheran, i sunnitami popieranymi przez Rijad i jego sojuszników, w tym właśnie Kair. Przy odpowiednio skonstruowanej grupie lotniczej dwa desantowce mogą stanowić przeciwwagę i znaczącą siłę bojową na niewielkich obszarach jak Zatoka Adeńska, Morze Czerwone czy Cieśnina Ormuz, które stanowią strategiczne punkty dla marynarki irańskiej. Można sobie także wyobrazić, że znajdą one zastosowanie przy zwalczaniu piractwa w tym regionie. Piractwa, które w przyszłości może zniechęcić do korzystania z Kanału Sueskiego, tym samym zmniejszając dochody narodowe Egiptu. Wspólna z Arabią Saudyjską rywalizacja przeciwko Iranowi stanowić może wyjaśnienie zakupu tych okrętów, ale powstaje pytanie, dlaczego kupił je Egipt, a nie bezpośrednio Saudowie? Ponadto kluczowe drogi wodne w regionie można kontrolować również bez pomocy Mistrali, choćby z wykorzystaniem szybkich jednostek rakietowych, lądowych baterii pocisków przeciwokrętowych czy wreszcie samolotów i śmigłowców bazowania lądowego. Dlatego należy rozważyć także inne uzasadnienie dla tej transakcji – takie, w którym kluczowym państwem jest Rosja.
Wielokrotnie można było spotkać się z opinią, że Mistrale kupione przez Egipt wkrótce zostaną odsprzedane Rosji. Taki scenariusz jest jednak mało prawdopodobny. Mimo zacieśniającej się współpracy tych państw Egipt pozostaje uzależniony od dostaw uzbrojenia z Francji i Stanów Zjednoczonych, a tego rodzaju transakcja z pewnością skończyłaby się wstrzymaniem jakichkolwiek dalszych dostaw broni z Zachodu. Możliwe jest jednak inne rozwiązanie.
Obsługa Mistrali nie jest prostą sprawą, nawet jeśli ma się doświadczenie z okrętami klasy fregaty czy niszczyciela. Także obsługa śmigłowców pokładowych wymaga pewnej wiedzy. Rosjanie dysponują jednak załogą, która szkoliła się we Francji i przygotowywała do służby na tych jednostkach (nie wspominając już o tym, że na okrętach jest zamontowane rosyjskie wyposażenie). Jest także producentem Ka-52K i ma doświadczenia z czasów zimnej wojny, gdy radzieccy piloci walczyli w MiG-ach przeciwko izraelskiemu lotnictwu. Można sobie wyobrazić, że w zamian za rabat na zakup śmigłowców, dostawy części zamiennych, późniejsze modernizacje i szkolenie lub nawet czasowe obsadzenie niektórych stanowisk okręty posłużą do przerzutu rosyjskich oddziałów do Syrii czy w inne miejsce, będące akurat w zainteresowaniu Kremla. Ponadto w wypadku obalenia prezydenta Assada tak bliska współpraca z Egiptem może zaprocentować w postaci możliwości przeniesienia rosyjskiej bazy na Morzu Śródziemnym z syryjskiego Tartusu do Egiptu. W ten sposób Rosjanie zyskują silnego sojusznika w regionie, osłabiając dodatkowo wpływy Zachodu, a Egipt z wyposażeniem rosyjskim i zachodnim staje się regionalnym mocarstwem. W tym wypadku ponownie pojawia się kwestia wykorzystania tych okrętów do kontroli okolicznych szlaków morskich, zwłaszcza Kanału Sueskiego. W tym scenariuszu, w razie konieczności, dostęp miałby być zablokowany nie dla floty irańskiej, ale dla okrętów zachodnich. Dodatkowo nieograniczony dostęp do Mistrali dla rosyjskich inżynierów może pozwolić na szybsze skonstruowanie okrętu tej klasy w Rosji. Plan taki ogłoszono po odstąpieniu od umowy z Francją.
Jak widać, odpowiedź na tytułowe pytanie nie jest łatwa, przy jej udzielaniu obracamy się bardziej w strefie domysłów i przypuszczeń, a nie faktów. Egipt nie ma militarnej potrzeby, właściwych warunków geograficznych, rozbudowanej polityki zagranicznej ani pieniędzy, by dało się z całym przekonaniem stwierdzić, że Mistrale były mu potrzebne. Zakup uzbrojenia za miliard dolarów nigdy jednak nie jest transakcją czysto handlową. Ma równie istotny wymiar polityczny. Nie wiemy jeszcze, co się wydarzy, ale po osiągnięciu przez oba okręty gotowości operacyjnej układ sił w regionie ulegnie zmianie, a ich wykorzystanie w różnych układach koalicyjnych (z Zachodem, z Rosją czy z państwami arabskimi) może istotnie wpłynąć na sytuację międzynarodową na Bliskim Wschodzie.