Kolejny dzień wojny izraelsko-irańskiej upływa w atmosferze wyczekiwania. Wszystkie oczy są zwrócone na Biały Dom, który jeszcze nie dał po sobie znać, czy podjął decyzję w sprawie potencjalnego zaangażowania się w kolejny bliskowschodni konflikt. W tle pojawia się wizja upadku Islamskiej Republiki, ale jest to wizja, na ten moment, czysto teoretyczna. Izrael nadal kontynuuje ataki, Iran natomiast wydaje się łapać zadyszkę.

Trump na rozdrożu

Donald Trump od wielu lat stara się kreować na prezydenta pokoju. W przeszłości zdarzało mu się krytykować amerykańską inwazję na Irak. To on odpowiadał również za początek rozmów z talibami. W końcu to Trump obiecywał zakończyć wojnę w Ukrainie. Obecnie przywódca Trump stoi przed dylematem, czy wplątać kraj w kolejną wojnę. Jeśli tak, to w jakim stopniu? Na ten moment widzimy sprzeczne sygnały, a wielu ekspertów uchyla się od odpowiedzi.

Ruchy wojsk opisywane przez nas we wczorajszej relacji wydają się świadczyć, że Stany Zjednoczone szykują się na intensywne walki. Niewątpliwie amerykańscy decydenci są przygotowani na ewentualność walki z Iranem, pytaniem pozostaje jednak czy sami będą chcieli je zaczynać. Istnieje wiele argumentów, które mogą odciągać Trumpa od decyzji o ataku.

Izrael na ten moment ma przewagę nad Iranem i wydaje się mieć częściową kontrolę nad przebiegiem wydarzeń. Obalanie dyktatorów mogłoby podważyć wizerunek Trumpa w oczach innych równie demokratycznych co Chamenei przywódców. Zaatakowanie Iranu to również duże ryzyko rozlania się konfliktu na inne części regionu. Iracki Kata’ib Hezbollah (niezależny od libańskiego Hezbollahu) ostrzegał, że w razie amerykańskiego ataku na Iran sam zacznie atakować amerykańskie bazy. Postawiony pod ścianą Teheran mógłby również próbować blokować cieśninę Ormuz, tym samym wprowadzając chaos na rynkach ropy i uderzając w gospodarki państw zatokowych.

Według Trumpa Iran ma nadal chcieć negocjować z USA, miał nawet zaproponować wysłanie delegacji do Białego Domu. Sam prezydent jedynie podgrzewa atmosferę, mówiąc, że jest już bardzo późno na negocjacje, i oskarżając Iran o złą wolę przed początkiem izraelskich ataków. Przypomniał również o swoim żądaniu bezwarunkowej kapitulacji Teheranu. Mimo wszystko amerykański atak nadal pozostaje niewiadomą.

Mityczna bomba

Najważniejszym argumentem świadczącym za atakami na Iran jest oczywiście kwestia programu nuklearnego, o którym jak zwykle niewiele wiadomo. Pewnym żartem obrosły już wypowiedzi izraelskich polityków, którzy średnio co kilka lat ostrzegają, że już za moment ajatollahowie pozyskają broń masowego rażenia. Nie inaczej jest w przypadku tego konfliktu.

Jak jest jednak naprawdę? Trudno ocenić. Dyrektorka Wywiadu Narodowego Stanów Zjednoczonych Tulsi Gabbard twierdzi, że Iran nie dążył aktywnie do pozyskania broni nuklearnej. Według Associated Press Donald Trump miał uznać te informacje za mało wiarygodne i wolał powierzyć swoje zaufanie Binjaminowi Netanjahu i izraelskim służbom. Faktem jest, że Gabbard ma słabość do dyktatorów. Przed objęciem obecnej funkcji była kojarzona ze wspieraniem Baszszara al-Asada.

Amerykańskiemu wywiadowi zdarzają się również wpadki, niekiedy bardzo poważne. Decyzja Trumpa zdaje się jednak bardziej wynikać z braku zaufania do własnych służb, które w jego oczach wspierały Demokratów w trakcie kampanii. Warto również pamiętać o jego narcystycznym charakterze, o którym najlepiej świadczą wpisy w mediach społecznościowych. Warto też pamiętać, że brak aktywnych działań na rzecz budowy broni nuklearnej nie oznacza braku rozwijania potencjału nuklearnego państwa.

Równie zagadkowe co kwestia budowy przez Iran broni nuklearnej jest sprawa znajdującego się w kraju wzbogaconego uranu. Według Teheranu zasoby te mają być bezpiecznie ukryte w podziemnych schronach. Pewności tej nie podziela dyrektor generalny Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej Rafael Grossi. Urzędnik oznajmił, że nie jest pewny, co się dzieje ze wzbogaconym w 60% irańskim uranem.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1800 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

SIERPIEŃ BEZ REKLAM GOOGLE 87%

– W czasie wojny wszystkie obiekty nuklearne są zamknięte, wszyscy nasi inspektorzy, którzy nadal są w Iranie, nie przeprowadzają inspekcji i nie występuje normalna działalność – powiedział Grossi. – Ważne jest, aby jak najszybciej powrócić do stołu dyplomatycznego, ponieważ stawka jest bardzo poważna.

Biorąc pod uwagę izraelskie ataki na instalacje nuklearne ryzyko wystąpienia jakiejś formy skażenia jest prawdopodobne. Na ten moment jednak nie pojawiły się żadne informacje na temat znaczącego wzrostu promieniowania w jakiekolwiek części Iranu.

Pahlawi wzywa do buntu

Wczoraj przemówienie wygłosił Reza Pahlawi – syn ostatniego szachinszacha Iranu Mohammada Rezy Pahlawiego. Nazwał on Chameneiego tchórzliwym szczurem i wezwał do obalenia islamskiej republiki.

– Nie bójcie się dnia po upadku Republiki Islamskiej – powiedział potomek monarchy. – Iran nie pogrąży się w wojnie domowej ani nie stanie się niestabilny. Mamy plan na przyszłość Iranu i jego rozkwit. Jesteśmy przygotowani na pierwsze sto dni po upadku, na okres przejściowy i na ustanowienie narodowego i demokratycznego rządu: przez naród irański i dla narodu irańskiego.

— Do wojska, organów ścigania, sił bezpieczeństwa i pracowników państwowych, z których wielu wysyłało mi wiadomości w ostatnich dniach, mówię, abyście się nie sprzeciwiali narodowi irańskiemu dla dobra reżimu, którego upadek już się rozpoczął i jest nieunikniony — apelował Pahlawi. – Nie poświęcajcie się dla rozpadającego się reżimu, a stając po stronie ludu, możecie uratować swoje życie. Odegrajcie historyczną rolę w przejściu z Republiki Islamskiej i weźcie udział w budowaniu przyszłości Iranu.

Nie wiadomo, czy ta przemowa jest koordynowana z jakąś siłą zewnętrzną czy stanowi własną inicjatywę emigracyjnego przywódcy. Trudno ocenić, jak duże jest poparcie dla szacha w Iranie. Część osób na pewno żywi nostalgię do starych czasów i zdaje sobie sprawę, do czego prowadzi władza ajatollahów. Warto jednak pamiętać, że Iran Pahlawich nie stanowił cukierkowego, nowoczesnego państwa, jakie możemy zobaczyć na filmach z Teheranu lat siedemdziesiątych.

Rewolucja 1979 roku nie wybuchła bez powodu, chociaż oprócz elementu islamistycznego zawierała w sobie również inne stronnictwa, między innymi demokratów skupionych wokół Mehdiego Bazargana. Terror tajnej policji SAWAK czy zwyczajna bieda pchnęły ludzi przeciwko dyktaturze. Na nieszczęście dla bardziej umiarkowanych rewolucjonistów to chomeiniści okazali się najsilniejszym stronnictwem w kraju i stopniowo przywracali tyranię w innym wydaniu.

Zastanawiające są również deklaracje o rzekomych kontaktach Pahlawiego z irańskimi mundurowymi. Niewykluczone, że istnieje część wojskowych, której nie podoba się obecna władza. Dotyczyłoby to szczególnie regularnych sił zbrojnych, które muszą walczyć o zasoby z Korpusem Strażników Rewolucji Islamskiej. Na ile jednak doniesienia te są realne? Trudno powiedzieć, jednak na ten moment warto traktować te deklaracje z rezerwą.

Z dystansem należy traktować również pewność Pahlawiego, że Iran nie pogrąży się w wojnie domowej razie upadku Islamskiej Republiki (co nadal jest dzieleniem skóry na niedźwiedziu). Jednym z komponentów Pasdaranów jest Basidż – paramilitarna organizacja, która ma liczyć ponad pół miliona członków. Dla zachodniego odbiorcy formacja ta może kojarzyć się z tłumieniem protestów w poprzednich latach. W Iranie część społeczeństwa nadal wyznaje wartości promowane przez ajatollahów. Jednocześnie geografia Iranu jest nieubłagana. Gigantyczny teren (dwa i pół raza tyle co Ukraina), na którym możemy znaleźć pustynie, ośnieżone góry czy zielone wybrzeża. Ponad 90 milionów mieszkańców. Potencjał do walki partyzanckiej jest spory, nawet jeśli miałaby toczyć się jedynie na peryferyjnych obszarach.

A jak wygląda sytuacja na froncie?

Dzisiaj Irańczycy wystrzelili dwie salwy rakietowe. Pierwszą odpalono czterdzieści minut po północy. Następna seria rozpoczęła się około czterdziestu minut później i spowodowała uruchomienie alarmów w centralnym Izraelu i szeregu osiedli na Zachodnim Brzegu. Podczas nocnych ataków Iran wystrzelił około trzydziestu pocisków, z których większość została przechwycona przez obronę przeciwlotniczą. Według niepotwierdzonych informacji irańskie wojsko wykorzystuje pociski hipersoniczne Fattah o zasięgu 1400 kilometrów.

Pod naporem izraelskiej kampanii lotniczej Iran odpala pociski z głębi swojego terytorium, w tym z obszaru Isfahanu, oddalonego o co najmniej 1600 kilometrów od celów. Tym samym jest zmuszony do użycia pocisków balistycznych na paliwo ciekłe. Wymagają one jednak dłuższych przygotowań przed wystrzeleniem, co sprawia, że stają się łatwiejszymi celami dla Cahalu.

Według Magen Dawid Adom na dziś nie ma na razie doniesień o uderzeniach w obszary miejskie lub o rannych w wyniku bezpośredniego irańskiego ataku rakietowego. System ostrzegania działa bardzo dobrze, a informacje o zagrożeniu podawane są niemal od razu po opuszczeniu wyrzutni przez pociski. O sporym pechu może mówić kierujący samochodem osobowym, który został ranny, gdy odłamek przechwyconego irańskiego pocisku balistycznego uderzył w jego pojazd na autostradzie w środkowym Izraelu.

Mniej optymistyczne dla Państwa Żydowskiego są informacje dziennika The Wall Street Journal, który, powołując się na anonimowego amerykańskiego urzędnika, stwierdził, że Izraelowi kończą się zapasy pocisków systemu Chec. Niedobór ten miał wzbudzić obawy co do zdolności do dalszego przechwytywania irańskich rakiet balistycznych dalekiego zasięgu. Od czasu rozpoczęcia operacji Islamska Republika Iranu wystrzeliła w kierunku Izraela ponad 370 rakiet i setki dronów. Do tej pory w Izraelu zginęły 24 osoby, a ponad 500 zostało rannych.

The Washington Post podaje – powołując się na przedstawicieli amerykańskich i izraelskich służb wywiadowczych – że według „niektórych ocen” Izrael może utrzymać obronę powietrzną przez dziesięć lub dwanaście dni przy obecnym (już zredukowanym) tempie ataków irańskich.

Cahal idzie za ciosem. Dzisiaj wieczorem generał brygady Effie Defrin powiedział, że samoloty Chejl ha-Awir przeprowadzają nową falę ataków w zachodnim Iranie, niszcząc wyrzutnie pocisków balistycznych, w tym – jak widać na wideo załączonym niżej – Emadów.

– Samoloty sił powietrznych przelatują nad miejscami startu i składowania pocisków ziemia–ziemia, atakują wszystkich próbujących wrócić i zabrać amunicję z miejsc, które były wcześniej celem ataku – oświadczył Defrin podczas konferencji prasowej. – Nasz przekaz jest jasny: jeśli spróbujecie przywrócić w tym rejonie potencjał terrorystyczny, staniecie się celem.

Minister obrony Jisrael Kac powiedział, że izraelskie samoloty zniszczyły „kwaterę główną służb bezpieczeństwa” Iranu. Poza tym izraelskie lotnictwo wojskowe punktowo niszczy miejsca składowania rakiet czy pocisków przeciwpancernych, które były przekazywane przez Siły Ghods swoim pomocnikom, w tym bojownikom Hezbollahu.

Amerykańska grupa Human Rights Activists poinformowała, że w wyniku ofensywy Izraela w Iranie zginęło co najmniej 585 osób, a 1326 zostało rannych. Teheran, chcąc ograniczyć informacje przenikające do sieci, blokuje swoim obywatelom dostęp do Internetu. Londyński organ nadzorujący działalność sieci stwierdził, że Iran znalazł się dziś w stanie „prawie całkowitego braku dostępu do Internetu”.

Agencja informacyjna Fars powiązana z irańskim Korpusem Strażników Rewolucji Islamskiej zaprzeczyła, jakoby izraelski atak lotniczy miał na celu dom ajatollaha Alego Chameneiego. Times of Israel podaje, że proces decyzyjny i funkcjonowanie najbliższego otoczenia Najwyższego Przywódcy Iranu są mocno zaburzone. Wpływ na to ma wyeliminowanie jego najbliższych doradców i kluczowych dowódców.

Siły Obronne Izraela