Kurz po spektakularnym ataku ukraińskiego wywiadu na rosyjskie bazy lotnicze opadł. Pojawiło się wiele nowych informacji na temat samej operacji „Pajęczyna”, a także strat, które ponieśli Rosjanie. Atak zwrócił też uwagę wielu decydentów na całym świecie na problem zabezpieczenia infrastruktury baz lotniczych przed podobnymi uderzeniami. Największe poruszenie, zaraz po samej Rosji, wywołał w Stanach Zjednoczonych, gdzie eksperci podkreślają, że wiele baz – często zlokalizowanych w obszarach o znaczeniu strategicznym – nie dysponuje hangarami ani schronohangarami, a duża część statków powietrznych przechowywana jest na otwartej płycie postojowej.

Zresztą problem takiego przechowywania samolotów nie dotyczy wyłącznie Stanów Zjednoczonych. Podobne dyskusje rozgorzały również w Europie, a także w polskiej przestrzeni publicznej. Warto zauważyć, że celem podobnych ataków mogą stać się również inne obiekty infrastrukturalne, takie jak węzły kolejowe, porty morskie, a także szeroko pojęta infrastruktura krytyczna.

Rosyjskie lotnictwo strategiczne pokąsane

W ramach operacji o kryptonimie „Pajęczyna” 117 dronów FPV z przymocowanymi ładunkami wybuchowymi wypuszczanych z mobilnych platform startowych zaatakowały cztery bazy lotnicze w głębi Federacji Rosyjskiej: Oleniegorsk-Wysokij (Ołenja) w obwodzie murmań­skim, około 2 tysięcy kilometrów od granicy z Ukrainą; Biełaja, w rejonie usolskim obwodu irkuckiego, aż 4700 kilometrów od granicy; Riazań-Diagilewo w obwodzie riazańskim, około 700 kilometrów od granicy; oraz Iwanowo-Siewiernyj w obwodzie iwanowskim, 900 kilometrów od granicy ukraińskiej.

Na teren Federacji Rosyjskiej drony wjechały na naczepach samochodów ciężarowych. Na naczepach osadzono zmodyfikowane kontenery i domy modułowe, w których ulokowano drewniane skrzynie z bezzałogowcami. Samochód ciężarowy, nie wzbudzając większych podejrzeń, mógł z łatwością przejechać tysiące kilometrów i stanąć stosunkowo blisko kluczowych baz lotniczych.

W dniach poprzedzających atak na lotnisku Biełaja zidentyfikowano obecność między innymi trzydziestu dziewięciu bombowców Tu-22M3, trzydziestu myśliwców przechwytujących MiG-31 (w różnych wersjach), sześciu nosicieli pocisków manewrujących Tu-95MS i kilku samolotów transportowych. Z kolei na lotnisku Olenja zaobserwowano około czterdziestu Tu-22M3 i jedenaście Tu-95MS.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

LIPIEC BEZ REKLAM GOOGLE 87%

Początkowo Służba Bezpieczeństwa Ukrainy informowała o porażeniu około czterdziestu rosyjskich samolotów. Z czasem okazało się, że liczba porażonych samolotów jest zdecydowanie mniejsza, jednak wciąż dotkliwa dla rosyjskich sił powietrznych. Już pierwszego dnia potwierdzono zniszczenie przynajmniej dwóch Tu-95MS i jednego transportowego Ana-12. W późniejszym czasie Ukraińcy ogłosili zniszczenie co najmniej trzynastu samolotów.

Z pomocą w oszacowaniu faktycznych strat przyszły zdjęcia satelitarne i zobrazowania wykonane przez satelity z radarem SAR (Synthetic Aperture Radar). Największych zniszczeń dokonano w Ołenji. Dzięki zdjęciom satelitarnym i nagraniom z dronów FPV potwierdzono zniszczenie trzech Tu-95MS i jednego Ana-12. Na lotnisku Biełaja Ukraińcom udało się zniszczyć trzy Tu-95MS i cztery Tu-22M3. Część Tu-95MS miała podwieszone pociski manewrujące Ch-101, co sugerowało ich rychły start do uderzenia na Ukrainę.

W Diagilewie nie udało się uszkodzić żadnego samolotu, a w Iwanowie porażono dwa samoloty wczesnego ostrzegania i kontroli A-50. Te jednak były już wycofane ze służby, i to naj­praw­do­po­dob­niej od dłuższego czasu. Miały zdemontowane silniki i zniszczone owiewki anteny radaru talerzowego.

Dzięki nagraniom z kamer bezzałogowców można zauważyć, że Ukraińcy próbowali zniszczyć również Tu-22M3. Na nagraniach wyraźnie widać ślady po wybuchach na kadłubach. A chociaż nie doszło do spektakularnej eksplozji i pożaru, wybuch drona mógł uszkodzić elektronikę lub inne kluczowe systemy, na przykład hydraulikę, albo elementy strukturalne płatowca. Dlatego Amerykanie szacują, że łączna liczba zniszczonych i uszkodzonych maszyn może wynosić około dwudziestu. Należy też pamiętać, że Tu-95MS i Tu-22M nie są produkowane od przynajmniej ćwierćwiecza, co utrudni, a nawet uniemożliwi, naprawę uszkodzonych egzemplarzy.

Z oficjalnego materiału wideo z ataku na lotniska widać, że atak prowadzono falami. Kiedy jedne drony dolatywały nad bazy, widoczne były już słupy dymu z płonących rosyjskich maszyn. Mogło wynikać to z faktu, że wykorzystywano lokalne łącza internetowe, które cechowało się ograniczoną przepustowością. Nie było więc możliwe od razu przeprowadzić zmasowany atak całym rojem. Dodatkowo, wbrew doniesieniom o użyciu AI, drony były najpewniej sterowane ręcznie, a operatorzy na trasie dolotu musieli zmagać się z wiatrami bocznymi, co też mogło wpłynąć na skuteczność ataków.

Na wcześniejszych materiałach widać szefa SBU Wasyla Maluka stojącego nad zdjęciami satelitarnymi lotnisk. Na dwóch widocznych fotografiach Tu-22M i Tu-95MS zaznaczono zbiorniki z paliwem – na skrzydłach Bearów i w centralnej części kadłuba Backfire’ów.

Na zachodzie byłoby podobnie

Wczoraj opublikowaliśmy artykuł poświęcony przemysłowej stronie „dronizacji” sił zbrojnych. Dziś skupimy się na kwestii, która nurtuje wielu zagranicznych wojskowych i ekspertów: jak chronić samoloty przed uderzeniami tego typu? Rosja nie jest przecież jedynym państwem, które przechowuje swoje samoloty „pod chmurką”.

Już w dniu operacji „Pajęczyna” w Stanach Zjednoczonych zaczęły pojawiać się pytania o sposób przechowywania amerykańskich samolotów bojowych. Biorąc pod uwagę fakt, że nosicielem bezzałogowców był zwykły kontener, nietrudno o przeprowadzenie podobnego ataku ze strony nie tylko innego państwa, ale też organizacji terrorystycznych. W związku z narastającym konfliktem na linii Pekin–Waszyngton pojawiają się głosy, że Chiny mogłyby przeprowadzić podobny atak na amerykańską infrastrukturę portową i bazy lotnicze, zwłaszcza w kontekście ostatnich odkryć w dźwigach portowych i instalacjach foto­wol­ta­icz­nych.

Pekin jest jednym z największych graczy na światowym rynku transportowym i raczej mało kogo zdziwiłby fakt, że na pokładzie kontenerowca czy naczepie ciężarówki ulokowano ładunek z Chin. Oczywiście zamiast ubrań z popularnej chińskiej platformy zakupowej w kontenerach mogłyby znaleźć się drony FPV.

Szybko zaczęto podnosić głosy, że w obecnej sytuacji Amerykanie powinni zacząć się zastanawiać nad budową umocnień na lotniskach. Powyżej załączamy zdjęcie satelitarne z serwisu Google Maps, doskonale pokazujące, w jaki sposób przechowywane są bombowce strategiczne B-52 Stratofortress. Fotografia przedstawia płytę postojową bazy sił powietrznych Minot w Dakocie Północnej. Możemy się doliczyć aż trzynastu bombowców B-52H, co stanowi blisko 20% floty samolotów tego typu w US Air Force. Uszkodzenie lub zniszczenie kilku egzemplarzy może poważnie wpłynąć na zdolności operacyjne amerykańskiego lotnictwa.

W bazie lotniczej Nellis w Nevadzie (poniżej) możemy dopatrzeć się kilkudziesięciu samolotów (F-15, F-16 i F-35) oraz śmigłowców, które stoją praktycznie pod gołym niebem.

Według analizy CSIS amerykańska infrastruktura lotniskowa jest bardzo podatna nawet na niewielkie ataki. Kilka dronów FPV mogłoby łatwo uszkodzić stacjonujące w danej bazie maszyny. Warto również zwrócić uwagę, że w Nellis myśliwce zaparkowane są bardzo blisko siebie. Pożar jednego z nich mógłby szybko przenieść się na samoloty w bezpośrednim sąsiedztwie.

Dodatkowo amerykańskie bazy lotnicze praktycznie nie dysponują schronohangarami. Stawia się tam głównie na lekkie konstrukcje, które często są otwarte i nie zapewniają żadnej ochrony poza osłoną przed opadami atmosferycznymi i okiem satelitów rozpoznawczych. Problem ten nie dotyczy zresztą wyłącznie baz zlokalizowanych na kontynencie. Przykładowo bombowce B-2 stacjonują na ostatnio często wspominanej wyspie Diego Garcia pod gołym niebem, a w japońskiej bazie lotniczej Iwakuni samoloty rozmieszczone są w lekkich hangarach lub na otwartej przestrzeni.

Lotnisko w Iwakuni stanowi bazę dla samolotów grupy lotniczej amerykańskiego lotniskowa, która na stałe stacjonuje w Japonii. W przypadku potencjalnego starcia z Chinami amerykańskie i japońskie samoloty mogłyby stać się łatwym celem dla tanich środków rażenia. Również Korea Północna coraz intensywniej rozwija technologię bezzałogowych statków powietrznych, w tym dronów FPV.

Eksperci zwracają uwagę, że wraz z zakończeniem zimnej wojny Amerykanie odpuścili inwestowanie w ciężkie budowle ochronne dla lotnictwa, skupiając się właśnie na lekkich konstrukcjach. Powodem były głownie względy finansowe. Obecne wydarzenia powinny zmusić Amerykanów do rewizji wcześniejszych decyzji, zwłaszcza że niebawem chcą rozpocząć budowę zupełnie nowych baz lotniczych, gdzie takowe budowle mogłyby powstać.

Bombowce B-2A w hangarach na terenie bazy lotniczej Whiteman.
(US Air Force / Senior Airman Bryson Britt)

Oczywiście same obiekty umocnione to nie wszystko. Równie kluczowe staje się inwestowanie w systemy do wykrywania i neutralizacji bezzałogowych statków powietrznych w sposób kinetyczny i niekinetyczny. Są one zdecydowanie tańsze w pozyskaniu środki rażenia niż typowe systemy przeciwlotnicze i mogłyby wejść na wyposażenie wydzielonych pododdziałów zajmujących się ochroną takich obiektów.

W latach poprzednich kilkukrotnie dochodziło do incydentów, podczas których niezidentyfikowane bezzałogowe statki powietrzne wlatywały nad amerykańskie bazy lotnicze. Wówczas były to komercyjne drony, ale innego dnia mogą mieć podwieszony ładunek wybuchowy. A faktem jest, że w następnych latach zagrożenie ze strony bezzałogowców będzie jedynie narastało, a technologia stawać się będzie coraz doskonalsza.

A jak w Polsce?

Tymczasem w Polsce w przyszłym roku rozpoczną się dostawy Light­nin­gów II i najprawdopodobniej lekkich samolotów bojowych FA-50PL. Infrastruktura lotniskowca w przypadku głównych baz naszych Sił Powietrznych ma się nieco lepiej niż w Stanach. Po zakończeniu zimnej wojny lotniska wojskowe w Polsce odziedziczyły pewną liczbę ciężkich schrono­han­ga­rów, które sukcesywnie remonto­wano. Niestety wciąż część samolotów stacjonowała na płycie postojowej.

Na terenie 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim zakończono remont ciężkich schrono­han­ga­rów (12 obiektów) i magazynu części zamiennych. Działania mają przygotować infrastrukturę pod przyjęcie FA‑50PL. Prace obejmowały między innymi modernizację płyt postojowych i adaptację hangarów pod potrzeby obsługi FA‑50GF, które od połowy 2023 roku stacjonują w Mińsku Mazowieckim.

Równolegle zamówiono nowoczesne lekkie konstrukcje hangarowe, które mają zastąpić prowizoryczne zadaszenia i zapewnić szybszą ochronę sprzętu. W 32. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Łasku dostosowano infrastrukturę lotniskową, w tym hangary, pod kątem przyjęcia F‑35A. Pierwsze maszyny trafią tam w 2026 roku. Podobnie w 21. BLT w Świdwinie rozpoczęto pierwsze etapy modernizacji infrastruktury aby mogła przyjąć F‑35A i FA‑50PL. Pierwsze Lightningi II dotrą do Świdwina w 2027 roku, najprawdopodobniej równolegle z FA-50PL.

Warto też pamiętać, że takie obiekty zabezpieczają maszyny przed warunkami atmosferycznymi. Niestety gorzej wygląda sytuacja w Wojskach Lądowych, które dużą część śmigłowców przechowują po gołym niebem. W przypadku dostarczanych AW149, które dysponują bogatym pakietem sensorów, długotrwałe przechowywanie „pod chmurką” może zaszkodzić. Niestety raczej nie poczyniono większych inwestycji w infrastrukturę baz śmigłowcowych Wojsk Lądowych.

Su-22M3K startujący ze świdwińskiego lotniska. W tle widoczny ciężki schronohangar.
(US Army / Pfc. Antonio Lewis)

Niemniej, podobnie jak w USA, równie ważna jest rozbudowa systemu zwalczania i wykrywania bezzałogowych statków powietrznych. Niestety Agencja Uzbrojenia pozyskuje takowe systemy w pierwszej kolejności dla osłony baterii systemów przeciwlotniczych Patriot. Należy rozważyć analogiczne wyposażenie pododdziałów ochrony, a także przeszkolić i wyposażyć cywilnych pracowników specjalistycznych uzbrojonych formacji ochronnych w ręczne systemy przeciwdronowe.

Celem będą nie tylko lotniska

Kilka dni temu Ukraińcy ponownie przeprowadzili skuteczny atak z wykorzystaniem dronów FPV na rosyjską infrastrukturę, tym razem kolejową. Uderzenie wymierzone było w skład kolejowy przewożący pojazdy opancerzone i czołgi; porażono zarówno lokomotywy, jak i wagony platformy. Według źródeł ukraińskich zniszczeniu uległo około 100 pojazdów opancerzonych i trzynaście czołgów. Z punktu widzenia wojskowego i logistycznego nasuwa się oczywista konieczność przemyślenia zabezpieczenia przewozów broni i sprzętu, w tym wzmocnienia osłony transportów pod kątem zabezpieczenia przed bezzałogowcami.

Równie istotna jest kwestia zabezpieczenia portów wojennych. Skuteczność morskiej amunicji krążącej przeciwko okrętom nawodnych opisywaliśmy szerzej w osobnym artykule, jednak co w przypadku użycia systemów powietrznych? Scenariusz, w którym platforma transportowa rozmieszczona w rejonie nadbrzeżnym wypuszcza roje dronów FPV w stronę portu, nie jest już tylko czymś teoretycznym.

Warto pamiętać, że okręt najłatwiej zniszczyć w porcie: nie manewruje, nie wykorzystuje pełnych możliwości systemów obronnych, często nie dysponuje pełną załogą i zapasem amunicji. Choć małe drony nie dysponują ładunkami porównywalnymi z klasycznymi pociskami przeciwokrętowymi, ich precyzja pozwala skutecznie uderzyć w kluczowe elementy jednostek.

Spójrzmy na maszty dowolnych współczesnych okrętów. Umiejscowione są na nich anteny stacji radiolokacyjnych wykrywania celów powietrznych i nawodnych, radary kierowania ogniem czy systemy nawigacji i łączności. Precyzyjne uderzenie „dronem kamikadze” w te przyrządy może spowodować ich zniszczenie lub uszkodzenie, a bez nich jednostki są w zasadzie ślepe i nie nadają się do wykorzystania operacyjnego. Naprawa czy wymiana wyposażenia radioelektronicznego jest kosztowna i czasochłonna. W ten sposób można stosunkowo tanim kosztem wyeliminować okręty z działań na długie miesiące.

W obecnym stanie wiele flot – także państw NATO – nie dysponuje wystarczająco rozwiniętymi systemami do ochrony stacjonujących jednostek pływających przed takimi atakami, szczególnie jeśli są one prowadzone nagle i z relatywnie niewielkiej odległości.

Tak więc wojna w Ukrainie nie tylko zrewidowała poglądy na temat działań wojennych w domenie lądowej, ale również uwidoczniła poważne braki w ochronie szerokiego zakresu infrastruktury. Drony FPV, mimo niewielkiej głowicy bojowej, okazują się bronią efektywną, umożliwiającą tanim kosztem zadawanie wrogowi dotkliwych strat w sprzęcie i logistyce. Wymaga to pilnych inwestycji systemy ich wykrywania i zwalczania, a także przechowywania samego sprzętu. Zaniedbanie tych kwestii może skutkować utratą wartościowego uzbrojenia, zanim wzięłoby udział w walce.

US Air Force / Airman 1st Class Tylir Meyer