Indyjski minister obrony Manohar Parrikar oświadczył wczoraj, że jego kraj zamierza rozpocząć produkcję w ramach polityki Make in India drugiego – obok rodzimego Tejasa – jednosilnikowego myśliwca wielozadaniowego. Oznacza to, że na polu bitwy o duże zamówienie ze strony indyjskich wojsk lotniczych pozostało tylko dwóch producentów: Lockheed Martin z F-16 (na zdjęciu) i Saab z Gripenem.

Tym samym z walki wypadli Boeing, proponujący F/A-18E/F Super Horneta, i Dassault Aviation, który liczył na to, że Nowe Delhi raz jeszcze postawi na Rafale’a. Niemniej jednak nieuporządkowana natura indyjskich przetargów zbrojeniowych sprawia, że zarówno Amerykanie, jak i Francuzi zapewne będą chcieli wrócić do gry. Jest to możliwe, ponieważ Indie zamierzają kupić myśliwce na podstawie bezpośredniej umowy międzyrządowej.

Kwestia produkcji myśliwca w Indiach od początku była kluczowa. Stosowne gwarancje składali wszyscy konkurenci, jako pierwszy krok ten wykonał Boeing. Nowe Delhi nie ma nic przeciwko temu, żeby kilka pierwszych egzemplarzy wyprodukowano w zakładach zagranicznych, ale zdecydowana większość ma powstać w Indiach.

Według byłego dowódcy sił powietrznych, generała Arupa Rahy, Indie potrzebują około 200 nowoczesnych myśliwców średnich, to znaczy jednosilnikowych, mniejszych niż Rafale i Su-30MKI, ale większych niż Tejas. Tymczasem liczba zamówionych Tejasów przekroczyła już sto egzemplarzy.

Zobacz też: Indie będą szkolić wietnamskich pilotów

(hindustantimes.com)

United States Air Force / Neil Pearson