Serwis Defense News podał kilka godzin temu zdumiewającą informację: w Stanach Zjednoczonych oblatano po kryjomu demonstratora technologii samolotu bojowego przyszłej generacji znanego pod kryptonimem Next Generation Air Dominance (NGAD). Wiadomość tę potwierdził doktor Will Roper, odpowiedzialny za zakup wyposażenia dla US Air Force, w rozmowie z Valerie Insinną.

– Zbudowaliśmy i oblataliśmy pełnowymiarowy demonstrator technologii w świecie rzeczywistym, a czyniąc to, pobiliśmy rekordy – mówił Roper. – Jesteśmy gotowi, żeby zacząć budować samolot nowej generacji w sposób, jakiego jeszcze nie było.

Mgła wojny

Niestety Roper milczał jak grób, kiedy Insinna pytała go o wszelkie inne informacje. Ile demonstratorów zbudowano? Które przedsiębiorstwo je zbudowało? Kiedy doszło do oblotu? Czy będzie rozwijał prędkość hipersoniczną? Nie, nie, nie i nie. Przynajmniej jeśli chodzi o miejsce, można z dużą dozą pewności założyć, że lot odbył się nad Nevadą.

Roper wszakże podkreśla, że trzeba zwrócić uwagę na inną kwestię, ważniejszą niż dane taktyczno-techniczne. Kluczowe jest to, że w ciągu roku od przeprowadzenia analizy dostępnych opcji USAF, korzystając z najnowszych osiągnięć nauki i techniki, przetestował wirtualną wersję nowego samolotu, a następnie przeobraził ją w maszynę istniejącą w świecie realnym i w tymże świecie latającą.

Trudno znaleźć dobre określenie, aby zobrazować, z jak wstrząsającą wiadomością mamy do czynienia. Dziewiczy lot demonstratora NGAD spodziewany był najwcześniej za kilka lat, może nawet dziesięć. I nie ma znaczenia, że Roper mówi jedynie o demonstratorze. Oblot zupełnie nowego typu myśliwca wielozadaniowego to we współczesnym świecie ewenement. Ba, w Stanach Zjednoczonych nie widziano jeszcze takiego wydarzenia w XXI wieku. Dwa eksperymentalne demonstratory w programie Joint Strike Fighter wzniosły się w powietrze po raz pierwszy niemal dokładnie dwadzieścia lat temu – we wrześniu i październiku 2000 roku (odpowiednio Boeing X-32 i Lockheed Martin X-35).

Jak pisaliśmy w ubiegłym roku, Roper optował za zupełnie nową filozofią rozwoju koncepcji i konstrukcji NGAD. Miała się ona opierać na „świętej trójcy” – programowaniu zwinnym, inżynierii cyfrowej i otwartej architekturze – którą po raz pierwszy zastosowano w samolocie szkolno‑treningowym Boeing T-7 Red Hawk.

Jeśli nie wiadomo, o co chodzi…

…to chodzi o pieniądze. Roper niedawno zwrócił uwagę na rosnące koszty obsługi technicznej starszych samolotów. W przypadku maszyn starszych niż piętnaście lat koszty te rosną nawet o 7% rocznie, a koncerny lotnicze planują całe swoje funkcjonowanie na długie lata do przodu właśnie w oparciu o założenie, iż będą jedynymi dostawcami zaplecza technicznego dla statków powietrznych, które wyprodukowały kilkanaście, albo i kilkadziesiąt lat, temu. Roper postawił sobie cel: zamiast wydawać pieniądze na pucowanie i łatanie starych samolotów, lepiej wydawać te same pieniądze na zakup nowych.

Jeden z możliwych scenariuszy zakłada, że USAF kupowałby myśliwce nowego typu co osiem lat i wycofywał każdy typ ze służby po szesnastu latach, zanim płatowce wylatają 3500 godzin, zanim będą potrzebować remontów i głębokich modernizacji. Każdy nowy typ zamawiano by w liczbie od pięćdziesięciu do osiemdziesięciu egzemplarzy, tak aby całe przedsięwzięcie wciąż było opłacalne dla producentów.

Program NGAD niestety jest niemal w całości utajniony. Nie wiadomo więc na przykład, czy docelowo samolot będzie wyłącznie załogowy, wyłącznie bezzałogowy czy też – ta opcja wydaje się najbardziej prawdopodobna – opcjonalnie pilotowany. Nie wiadomo też, jak rozwiązana będzie kwestia sieciocentyczności i współpracy z szerokim wachlarzem bezzałogowych lojalnych skrzydłowych. Wiadomo za to, że nadchodzi chwila podjęcia wiekopomnej decyzji: o produkcji. USAF musi wobec tego zdecydować, ilu maszyn potrzebuje i na kiedy. Istnienie pełnowymiarowego demonstratora może zaś być kluczowym argumentem w zmaganiach budżetowych.

Will Roper

Insinna przedstawia tutaj dwie ciekawe sugestie. Po pierwsze: od tej decyzji zależeć może przyszłość dwóch innych programów – F-35 i F-15EX. Zwłaszcza w tej drugiej kwestii trudno się nie zgodzić. Jeśli spojrzeć na chłodno, F-15EX jest po prostu kosztowną zapchajdziurą. Potrzebną, owszem, ale całemu programowi daleko do miana flagowego i jeśli Pentagon zacznie szukać oszczędności, łatwo zgadnąć, że właśnie tutaj znajdzie je w pierwszej kolejności. Po drugie zaś: nowoczesne technologie wykorzystywane przez NGAD opracowano w sektorze komercyjnym, co oznacza, że na arenie, na której stoczona będzie walka o kontrakt, mogą się pojawić zupełnie nowi gracze. Obecnie bowiem w grze pozostają jedynie trzy koncerny: Lockheed Martin, Boeing i Northrop Grumman.

– Wyobrażam sobie, że będzie wielu inżynierów, może sławnych, powszechnie znanych, mających miliardy dolarów do zainwestowania, którzy dojdą do wniosku, że uruchomić najlepszą na świecie firmę lotniczą, aby zbudować najlepszy na świecie samolot wespół z US Air Force, to inspirująca prawa, w sam raz jako hobby albo nawet główne zajęcie – rozmarzył się Roper. Insinna przywołuje tu Elona Muska i jego SpaceX, ale trudno nie próbować sobie wyobrazić, co by było, gdyby Tim Cook postanowił przestawić Apple na produkcję zbrojeniową. Na pewno wydrenowałby budżet Pentagonu do zera, ale przynajmniej nowy samolot byłby piękny.

Coś ty Waszyngtonowi zrobił, Willu?

– Sądzę, że niemądrze jest budować jeden i tylko jeden samolot, który musi dominować we wszystkich możliwych zadaniach, zawsze i we wszystkich sytuacjach – mówił Roper, wyraźnie nawiązując do programu JSF. – Inżynieria cyfrowa pozwala nam budować różne samoloty, a jeśli będziemy to robić naprawdę mądrze i zapewnimy we flocie smart commonality, czyli wspólne wyposażenie, wspólną konfigurację kokpitów, wspólne interfejsy, wspólną architekturę, może nawet niektóre elementy, takiej jak podwozie, uprości to utrzymanie.

W tym miejscu warto też przypomnieć inną wypowiedź – dyrektora Programów Siły Globalnej Sił Powietrznych (Air Force Global Power Programs), generała dywizji Davida Krumma.

– To nie jest jakaś rzecz. To nie jest platforma – mówił Krumm o NGAD. – Przewaga powietrzna nowej generacji oznacza połączoną sieciowo rodzinę współpracujących systemów, które razem mają zapewnić skuteczną realizację zadań związanych z uzyskaniem przewagi powietrznej. To nie jest jedna rzecz, to wiele różnych elementów.

Powstaje więc kolejny znak zapytania: cokolwiek i gdziekolwiek oblatano, czy będzie to odpowiadało naszemu obecnemu wyobrażeniu (futurystycznego) samolotu bojowego? Czy będziemy w tym samolocie widzieć na pierwszy rzut oka następcę F-22 i F-35? A może jednak naszym oczom ukaże się statek powietrzny zupełnie innej klasy, nijak niepodobny do niegdysiejszych koncepcji Penetrating Counter Air? Czy jest to rzeczywiście wstęp do budowy maszyn seryjnych czy też na razie maszyna ściśle eksperymentalna, weryfikująca założenia techniczne, podobnie jak niegdyś Northrop Tacit Blue?

Można to wszystko podsumować sokratesowskim „wiem, że nic nie wiem”. Roper jednak raczej nie kłamie i wkrótce możemy się spodziewać jakichś dalszych informacji, może nawet zdjęć z dziewiczego lotu. Program Next Generation Air Dominance wystartował z wysokiego C, a jeśli z powodzeniem pokona czekające nań przeszkody techniczne i polityczne (zwłaszcza te drugie), trzecia dekada wieku może doprowadzić do przeobrażenia natury i doktryny US Air Force. Jeśli zaś tak będzie, doktor Roper (notabene: doktor matematyki, a nie, dajmy na to, zarządzania i marketingu) zapisze się w historii US Air Force podobnie złotymi zgłoskami co niegdyś Ben Rich, ojciec chrzestny F-117A.

Przeczytaj też: Convair XFY-1 Pogo. Nieudany obrońca małych okrętów

Northrop Grumman