W potencjale bojowym hiszpańskiej piechoty morskiej (Infantería de Marina) od kilku lat zieje dziura: brak wozów bojowych wyposażonych w działa dużego kalibru. Aby ją załatać, pod koniec roku 2017 podjęto w końcu decyzję o wprowadzeniu do służby wozów bojowych wyposażonych w wieżę z armatą kalibru 120 milimetrów lub, ewentualnie, 105 milimetrów. Nie ma czasu do stracenia, ponieważ na razie utrzymywane są jeszcze kompetencje personelu w zakresie obsługi broni pancernej, ale nie da się utrzymywać tego stanu rzeczy w nieskończoność.

Wcześniej w hiszpańskiej piechocie morskiej – będącej, notabene, najstarszą formacją tego rodzaju na świecie – służyło szesnaście czołgów M60A3 TTS (Tank Thermal Sight) przydzielonych do 11. Kompanii Pancernej, wchodzącej w skład 3. Batalionu Zmechanizowanego w ramach Tercio de Armada. Hiszpanie otrzymali je we wczesnych latach dziewięćdziesiątych – z amerykańskich magazynów w Niemczech. Obecnie już tylko kilka czołgów jest używanych jako pomoce naukowe do utrzymywania biegłości załóg i mechaników.

Jaki pojazd zajmie poniewczasie miejsce M60? Przede wszystkim zdecydowano, że infantes de marina otrzymają pojazdy nie gąsienicowe, ale kołowe na podwoziu 8 × 8. Oczywiście nie wszystkim się ta decyzja spodobała, ale na jej odwrócenie już nie ma szans. Dziennikarz El Confidencial Juanjo Fernández zwraca tu uwagę na ciekawy czynnik: w obecnych realiach pandemii i kryzysu gospodarczego zakupy czołgów może być trudno „sprzedać” wyborcom, zwłaszcza w kraju położonym na końcu Europy, licząc od głównego przeciwnika NATO. Sugestia Fernándeza jest taka, że kołowe wozy bojowe łatwo przedstawić jako mniej agresywne, mniej kosztowne, bardziej przystające do innych, niebojowych zadań wykonywanych przez wojsko.



W związku z tym najbardziej oczywistym kandydatem stał się Dragón. Hiszpańskie siły zbrojne mogą zamówić około tysiąca tych pojazdów w różnych konfiguracjach. Dragóny, oficjalnie oznaczone VCR (Vehículos de Combate a Ruedas, czyli kołowe wozy bojowe), bazują na transporterze Piranha 5, ale są wyposażone w wiele komponentów wytwarzanych przez przedsiębiorstwa hiszpańskie.

Pojawiały się też głosy, że jeszcze prościej i taniej byłoby sięgnąć po podwozia transporterów opancerzonych Piranha IIIC, które już służą w piechocie morskiej. Podczas gdy Dragóny zajmowałyby miejsce Piranhi w roli bojowych wozów piechoty, Piranhe otrzymywałyby nowe wieże. Można by w ten sposób skopiować rozwiązania przetestowane przez Amerykanów w pojeździe M1128 Mobile Gun System uzbrojonym w armatę M68A2 kalibru 105 milimetrów. Ostatecznie jednak byłaby to tylko pozorna oszczędność, ograniczona do bieżącej logistyki samego podwozia (notabene: najstarsze egzemplarze służą już od osiemnastu lat), toteż koncepcja ta szybko upadła.

M60A3 TTS zjeżdżający na ląd z barki desantowej  LCM-1E

M60A3 TTS zjeżdżający na ląd z barki desantowej LCM-1E. Zdjęcie z 2010 roku.
(G36, GNU Free Documentation License, Version 1.2)

Jeśli więc wybranym podwoziem będzie Dragón, osobną sprawą pozostaje uzbrojenie pojazdu. Leonardo Hispania – lokalny oddział koncernu – zaproponował system wieżowy Hitfact Mk II, którą można uzbroić w armatę gwintowaną Oto Melara kalibru 105 milimetrów z lufą o długości 52 kalibrów lub gładkolufową kalibru 120 milimetrów z lufą o długości 45 kalibrów. Załoga wieży Hitfact Mk II (Highly Integrated Technology Fire Against Combat Tank II) składa się z trzech żołnierzy (dowódcy, celowniczego i ładowniczego), ale ich liczba może być zmniejszona do dwóch poprzez zastąpienie ładowniczego automatem ładowania.



Wieżę wyposażono w system kierowania ogniem, podobny do tego, który otrzymają modernizowane czołgi podstawowe C1 Ariete. Opcjonalnym wyposażeniem mogą być zdalnie sterowane moduł uzbrojenia, aktywny system ochrony pojazdu i dwie poczwórne wyrzutnie granatów dymnych Galix 13. W przypadku wyboru włoskich wież, część produkcji zlokalizowana będzie w zakładzie Leonardo Hispania z siedzibą w Loriguilli w prowincji Walencja.

Rywalem Włochów jest John Cockerill Defense España, proponujący w dwóch programach – Dragónów dla wojsk lądowych i wozu wsparcia ogniowego dla piechoty morskiej – wieże rodziny Cockerill 3000, które można integrować z armatami kalibru 30, 90 i 105 milimetrów (w tym ostatnim wariancie nosi oznaczenie Cockerill 3105). Przedstawiciele belgijskiego przedsiębiorstwa zapewniają, że warianty tych wież produkowane są z 75% wspólnych części, co ma ułatwiać obsługę i naprawy. W wozach wsparcia ogniowego możliwe będzie zastosowanie systemu wieżowego Cockerill C3105 z wysokociśnieniową armatą gwintowaną kalibru 105 milimetrów. Wcześniej zintegrowano ją na przykład z Boxerem Mobile Gun System.

Armata Cockerill HP zasilana jest za pomocą automatu ładowania, może też strzelać przeciwpancernymi pociskami kierowanymi Falarick 105, opracowanymi przez Cockerilla we współpracy z kijowskim biurem Łucz. Uzbrojeniem pomocniczym jest sprzężony karabin maszynowy kalibru 7,62 milimetra, a dodatkowo mogą być montowane karabiny maszynowe kalibru 7,62 lub 12,7 milimetra albo granatnik automatyczny kalibru 40 milimetrów. Uzbrojenie główne jest w pełni stabilizowane w dwóch płaszczyznach.



A może jednak ani Piranha, ani Dragón? Potencjalnie w grze jest jeszcze jeden kandydat – kołowy niszczyciel czołgów Centauro II. Pierwsza wersja tego pojazdu jest Hiszpanom od dwudziestu lat doskonale znana: w Ejército de Tierra służą osiemdziesiąt cztery egzemplarze wykorzystywane jako pojazdy rozpoznawcze i niszczyciele czołgów. Wyposażone są w starsze wieże rodziny Hitfact – Mk I. Pod koniec 2020 roku podjęto decyzję o ich ograniczonym remoncie, za który odpowiedzialna będzie madrycka spółka Cohemo.

Skoro wojska lądowe nie zamierzają się żegnać ze starymi Centaurami, może warto by zainwestować w nowe? Są to jednak pojazdy drogie (jeden Centauro II kosztuje około 12 milionów euro), a co gorsza – nie pływają. W Polsce – gdzie przymiotnik „pływający” wyparł z arsenału zaklęć „abrakadabrę” i „hokus pokus” – może to budzić uśmiech, ale mimo wszystko trudno nie przyznać, że w pojazdach piechoty morskiej zdolność pływania może się przydać. Niemniej jednak nawet infantes de marina nie uznają pływalności za warunek sine qua non. Ważniejsza jest mobilność strategiczna i możliwość transportu a pomocą Airbusów A400M.

Dwa lata temu w magazynie branżowym Boletín de Infantería de Marina wydawanym przez resort obrony podpułkownik Victorio Valencia Arribas postulował jedynie, aby następca M60 miał zdolność brodzenia bez przygotowania na głębokości do 1,5 metra, za to aby był odporny na trafienia pociskami APFSDS kalibru do 50 milimetrów i był wyposażony w aktywny system ochrony.

Hiszpańskie Centauro podczas ćwiczeń „Trident Juncture 2015”.
(NATO / Henk van der Velde)

Smutna prawda o hiszpańskich infantes de marina jest taka, że pilnie potrzebują nowego uzbrojenia w niemal każdej kategorii. Egzystują oni w podobnie paradoksalnej rzeczywistości co ich koledzy po fachu zza Atlantyku. Podobnie jak amerykańscy marines z jednej strony uchodzą za dumę sił zbrojnych, niezależną, w dużej mierze samowystarczalną, przepojoną najlepszymi tradycjami (historia Tercio de Marina sięga 27 lutego 1537 roku, a w jego szeregach walczył sam Miguel de Cervantes), z drugiej zaś są niczym ubodzy krewni reszty sił zbrojnych, zawsze cierpiący na największy niedobór środków i użerający się z najstarszym sprzętem.



Skoro o Amerykanach mowa, warto przypomnieć decyzję podjętą rok temu przez US Marine Corps: o stopniowej likwidacji komponentu pancernego. Jak wówczas pisaliśmy, wcześniej widzieliśmy zainteresowanie ze strony marines nowymi czołgami lekkimi, co było zrozumiałym, choć nieortodoksyjnym podejściem w porównaniu z kolejnymi modernizacjami Abramsów, skutkującymi przyrostem masy, który przestał być akceptowany przez piechotę morską. U Amerykanów jednak wszystkie te kroki podyktowane są jednak nowym dążeniem do maksymalnej mobilności i elastyczności w realiach przyszłej wojny na Pacyfiku. Tercio de Marina raczej nie szykuje się na żadne głębokie zmiany doktryny.

Hiszpańska piechota morska staje wszakże w obliczu jednego problemu, który Amerykanom jest zasadniczo obcy: różnorodności małych partii używanego sprzętu. M60A3, jako się rzekło, było w służbie osiemnaście. Piranhi IIIC – trzydzieści dziewięć. Transporterów opancerzonych AAV7 – trzydzieści. Haubic samobieżnych M109 – sześć. Wozów zabezpieczenia technicznego M88A1 – aż jeden. Ba, jedyny w całym kraju. Wspomniany wyżej Juanjo Fernández w ubiegłym miesiącu podsumował tę sytuację słowami, które nie wymagają tłumaczenia: aberración logística.

Każda okazja, żeby trochę ujednolicić ten patchwork, jest więc na wagę złota. A skoro w obecnym momencie za najpilniejszą potrzebę uznano odtworzenie liniowej kompanii „pancernej”, właśnie tu trzeba szukać ujednolicenia. Szkopuł w tym, że gra toczy się o zamówienie na szesnaście egzemplarzy. A ponieważ piechota morska funkcjonuje w strukturach marynarki wojennej, jest też uzależniona od jej łańcucha logistycznego. Zastąpienie Dragónami zarówno M60, jak i Piranhi ułatwi życie wszystkim zainteresowanym. Zmienić ten stan rzeczy mogłoby jedynie zamówienie Centaurów nowej generacji przez wojska lądowe. Tak czy inaczej – piechota morska będzie musiała znów odegrać rolę ubogiego krewnego.

Przeczytaj też: Odrzutowiec zestrzelony. Sukces Hoagy’ego Carmichaela?

Iveco-Oto Melara