Dwaj senatorowie Partii Demokratycznej złożyli projekt ustawy wstrzymującej prace nad nowym pociskiem manewrującym dla okrętów podwodnych i powiązaną z nim nową głowicą jądrową. Projekt zgłosili senator Chris Van Hollen i przewodniczący podkomisji Izby Reprezentantów do spraw morskich Joe Courtney. Propozycja zakazania prac nad nowym pociskiem jest elementem presji demokratów na prezydenta Joego Bidena mającej na celu generalne ograniczenie wydatków na zbrojenia jądrowe.

Prace nad pociskiem Sea-Launched Cruise Missile-Nuclear (SLCM-N) mają się rozpocząć w przyszłym roku. Projekt ustawy zakazuje badań, rozwoju, produkcji i wprowadzenia do uzbrojenia nowego pocisku manewrującego. Wnioskodawcy argumentują, że z projektem podobnego pocisku (TLAM-N) wystąpił już rząd prezydenta Baracka Obamy, ale ostatecznie uznał go za zbyteczny i się z projektu wycofał. Ponadto koszt opracowania nowego uzbrojenia może sięgnąć nawet 9 miliardów dolarów.



Van Hollen i Courtney uważają, że wprowadzenie pocisków z głowicami atomowymi do uzbrojenia wielozadaniowych atomowych okrętów podwodnych typu Virginia pochłonie fundusze przeznaczone na rozwój marynarki wojennej w innych obszarach. Ponadto odciągnie wielozadaniowe okręty podwodne od ich głównych zadań na Pacyfiku i morzach okalających Europę, to jest zwalczania okrętów przeciwnika i wykonywania ataków na cele lądowe przy wykorzystaniu pocisków Tomahawk z głowicami konwencjonalnymi.

– Ta zdroworozsądkowa ustawa ma zapobiec trwonieniu pieniędzy marynarki wojennej na projekt, nad którym Kongres prawie wcale nie debatował – mówił Joe Courtney.

Pocisk manewrujący Tomahawk.
(US Navy)

Opracowany za prezydentury Donalda Trumpa „Przegląd Jądrowy 2018” określił tę broń jako wzmocnienie potencjału odstraszającego przeciwko Rosji i Chinom. Rozpoczęto wtedy analizę alternatyw mających doprowadzić do powstania pocisku. Zwolennicy mieli nadzieję, że w budżecie na 2022 rok znajdą się pierwsze fundusze przeznaczone na jego opracowanie. Można się spodziewać, że konserwatywni deputowani, nie tylko z Partii Republikańskiej, będą się starali nadal wspierać zarówno ten projekt, jak i cały program modernizacji amerykańskiej triady jądrowej.

– Wobec spodziewanego pogorszenia się otoczenia międzynarodowego kluczowe jest, aby Kongres nie stosował manewrów opóźniających, na przykład w formie prowadzenia dodatkowych analiz, ale wsparł prace badawczo-rozwojowe nad pociskiem SLCM-N – napisano w analizie propozycji budżetowych na przyszły rok opracowanej przez Heritage Foundation.



Niezależnie od projektu ustawy zgłoszonego przez Van Hollena i Courtneya senator Ed Markey i członek Izby Reprezentantów Ro Khanna (obaj są demokratami) wezwali prezydenta Bidena do anulowania tego programu oraz anulowania programu uzbrojenia pocisków UGM-133 Trident II D-5 w głowice jądrowe małej mocy W76-2. W tym ostatnim przypadku może to być trudne, ponieważ wszystkie głowice zostały już dostarczone, więc dostępnymi opcjami byłoby ich całkowite wycofanie lub ponownie przebudowanie do pierwotnej wersji dużej mocy, o ile jest to możliwe z technicznego punktu widzenia. Ponadto obaj politycy poprosili prezydenta o wstrzymanie dalszych prac nad nowymi strategicznymi pociskami balistycznymi Ground Based Strategic Deterrent (GBSD).

We wrześniu 2020 roku siły powietrzne zawarły z koncernem Northrop Grumman kontrakt na prace rozwojowe nad nowym pociskiem. Ostatecznym rezultatem programu GBSD ma być wyprodukowanie nawet 650 rakiet o zasięgu międzykontynentalnym, a całkowity koszt programu w ciągu całego cyklu służby pocisków jest szacowany na około 264 miliardy dolarów. Nowe pociski strategiczne powinny w 2029 roku zacząć zastępować pociski Minuteman III, które Departament Obrony uznaje za zbyt stare, aby nadawały się do modernizacji.



Markey i Khanna zaapelowali także, aby Joe Biden wprowadził doktrynę no first use. Oznacza ona, że dane mocarstwo jądrowe zobowiązuje się do nieużywania tej broni jako pierwsze, a jedynie w odpowiedzi na atak jądrowy innego państwa. Spośród oficjalnych mocarstw jądrowych tylko Chiny i Indie prowadzą politykę no first use, a Izrael, który nigdy oficjalnie nie przyznał, że posiada broń jądrową, stwierdził jedynie, że nie wprowadzi broni jądrowej na Bliski Wschód jako pierwszy.

Za czasów administracji Obamy, w której Biden był wiceprezydentem, rozważano wprowadzenie przez Stany Zjednoczone polityki no first use, ale ostatecznie uznano, że byłaby to zachęta do działań agresywnych dla Rosji i Chin, które mogłyby się posunąć bardzo daleko w konflikcie konwencjonalnym bez reakcji Stanów Zjednoczonych. Mogłoby to również podważyć zaufanie sojuszników, którzy polegają na amerykańskim parasolu atomowym. Biden swego czasu zapowiedział, że rozważy tę kwestię.

– Stany Zjednoczone mogą utrzymać bezpieczny i efektywny system odstraszania jądrowego, który jednocześnie będzie niedrogi – napisali Markey i Khanna w apelu do prezydenta. – Przy okazji dokonywania niezbędnych zmian w amerykańskiej polityce atomowej Pańska administracja może uświadomić wszystkim twardą rzeczywistość, że nie ma czegoś takiego jak wojna jądrowa możliwa do wygrania.

Zobacz też: Dlaczego misje ONZ tak rzadko kończą się sukcesem

(defensenews.com)

US Navy / Huntington Ingalls Industries / Chris Oxley