Według informacji zdobytych przez Wall Street Journal Izrael od 2019 roku zaatakował co najmniej dwanaście statków idących do Syrii i przeważnie wiozących irańską ropę. Do tej pory żadne informacje o tej kampanii nie wydostały się na światło dzienne. Mimo że Teheran nieraz próbował oskarżać Izrael o atakowanie statków, prawdopodobnie ze względu na przewożony towar sprawy nie nagłaśniano. Transporty ropy naftowej trafiały przede wszystkim do Banijas w zachodniej Syrii, w muhafazie Tartus.

Raport amerykańskiego dziennika powołuje się na wypowiedzi amerykańskich urzędników i bliżej nieokreślonych przedstawicieli z państw Bliskiego wschodu. Jest też następstwem doniesień o eksplozji lub pożarze na pokładzie irańskiego kontenerowca MV Szahr-e Kord we wschodniej części Morza Śródziemnego, ale do tej pory nie potwierdzono żadnych szczegółów tego incydentu.



Szahr-e Kord stanął w ogniu wczoraj rano na wysokości granicy izraelsko-libańskiej, 72 mile morskie od Hajfy. Szedł wówczas w stronę Latakii, do której zmierzał z Bandar-e Abbas (nad cieśniną Ormuz) szlakiem przez Kanał Sueski. Niektóre źródła podają, że w jednostkę uderzyły bliżej niesprecyzowane pociski.

W atakach na irańską żeglugę Jerozolimie przyświecały dwa główne cele. Pierwszym była niepozbawiona podstaw obawa, że zyski z ropy naftowej finansować będą ekstremizm na Bliskim Wschodzie. Z drugiej strony Siły Obronne Izraela zmierzały do uczynienia sprzedaży surowca do Syrii nieopłacalną. Wskutek tych wydarzeń w konflikcie między Izraelem a Iranem pojawił się nowy front, który można śmiało określić mianem kolejnej wojny tankowców.

Według amerykańskich urzędników niektóre operacje wymierzano również w statki towarowe, które przewoziły uzbrojenie i zasilały potencjał państw lub organizacji terrorystycznych w regionie. Następnie broń ta miała trafiać do sprzymierzonych z Iranem milicji, które nękały siły koalicji w Syrii. Celem stały się jednostki irańskie, ale także pływające pod inną banderą, lecz przewożące ładunek pobrany z Iranu.

Izrael używał uzbrojenia różnych rodzajów i typów, w tym min magnetycznych. Ataki wykonywano na podstawie informacji wywiadowczych o miejscu przeznaczenia konkretnego zbiornikowca czy jednostki innego przeznaczenia. Ataki przeprowadzano na Morzu Czerwonym i w innych obszarach regionu.



Wszystko zaczęło się od eksplozji na pokładzie irańskiego tankowca Sabiti, który szedł przez Morze Czerwone w październiku 2019 roku. Pożar wywołało prawdopodobnie trafienie pociskami przeciwokrętowymi, choć zdarzenia do tej pory nie wyjaśniono. Do morza wyciekło wówczas około stu tysięcy baryłek ropy naftowej.

Iran jednak był niezrażony i kontynuował handel ropą z Syrią, wysyłając miliony baryłek, czym łamał amerykańskie sankcje wobec Iranu i międzynarodowe sankcje wobec Syrii. Jednym z głównych celów administracji Donalda Trumpa było zdławienie irańskiego eksportu ropy i w tym zakresie osiągnął zdecydowany sukces. Eksport skurczył się o ponad 2,5 miliona baryłek dziennie. Iran znalazł jednak chętnych na swoją ropę i wysyłał zbiornikowce na przykład do Syrii. We wrześniu 2020 roku nastąpił nawet gwałtowny wzrost sprzedaży irańskiej ropy za granicę.

Zdarzenie z października 2019 roku rozpoczęło serię ataków, która – jak na razie – zatrzymała się na tym przeprowadzonym w nocy z 10 na 11 marca. Nie sposób jednak nie wspomnieć, że prekursorem tego rodzaju akcji jest Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, który jest odpowiedzialny za ataki na dwa saudyjskie zbiornikowce na wodach Zatoki Omańskiej w czerwcu 2019 roku.

Izrael nie skomentował wczorajszego incydentu, a biuro premiera Binjamina Netanjahu skierowało pytania do izraelskiego wojska, które odmówiło komentarza na temat jakiejkolwiek roli Izraela w atakach na irańskie statki. Irańscy urzędnicy z misji ONZ w tym kraju nie odpowiedzieli na prośbę o komentarz. Wiadomo jedynie, że żaden irański statek nie zatonął i nie odnotowano żadnych ofiar. Źródła ulokowane w Teheranie podały jednak, iż co najmniej dwa zbiornikowce zmuszono do powrotu do kraju, gdyż dalszy rejs – ze względu na znaczne szkody – zagrażał bezpieczeństwu załogi.



Pomiędzy Iranem i Izraelem toczy się więc konflikt na wielu frontach, mimo że żadna ze stron wojny oficjalnie nie wypowiedziała. Wystarczy przypomnieć dwa ostatnie z serii wydarzeń. Władze w Jerozolimie oskarżają Iran o terroryzm ekologiczny z związku z największą w historii Izraela katastrofą naftową. Sprawa dotyczy zanieczyszczenia Morza Śródziemnego u wybrzeży Izraela, za które odpowiedzialność minister ochrony środowiska Gila Gamli’el przypisała należącemu do Libijczyków zbiornikowcowi Emerald pływającemu pod banderą Panamy.

Natomiast nocą z 24 na 25 lutego doszło do eksplozji na znajdującym się w Zatoce Omańskiej samochodowcu MV Helios Ray. Izraelski minister obrony Benny Ganc wstępnie ocenił to zdarzenie jako robotę Irańczyków. Na odpowiedzialność Teheranu wskazali również premier Binjamin Netanjahu i szef sztabu Sił Obronnych Izraela Awiw Kochawi. W odwecie na cele w południowym Damaszku spadły pociski, które wystrzelono znad Wzgórz Golan. Wówczas Iran przyznał się do ataku, nazywając tę akcję odpowiedzią na ataki na siły irańskie i proirańskie w Syrii i Iraku.

Zobacz też: Trochę z Chin, trochę z USA – Maroko modernizuje obronę plot.

(timesofisrael.com, wsj.com, maritimebulletin.net)

A. Savin via Wikimedia Commons