Dyskusja nad niemieckimi dostawami broni dla odpierającej rosyjski najazd Ukrainy żyje już własnym życiem. Berlin jest pod ciągłą presją nie tylko Kijowa i sojuszników, ale także własnego przemysłu zbrojeniowego. I Ukraińcy, i niemieckie koncerny eskalują propozycje. Jedyną odpowiedzią kanclerza Olafa Scholza i minister obrony Christine Lambrecht wydaje się coraz większe zagubienie. Jednocześnie ukraińskie żądania odnośnie do sprzętu dla wojsk lądowych dorównują prośbom o dostarczenie siłom powietrznym nowoczesnych samolotów bojowych, takich jak F-15 lub F-16.
Najnowsza odsłona pokazuje rodzącą się koordynację między rządem Ukrainy a niemieckim przemysłem zbrojeniowym. Jak wynika z informacji tygodnika Welt am Sonntag, po rozmowach z Krauss-Maffei Wegmann (KMW) Kijów wystąpił z prośbą o przekazanie stu haubic samobieżnych PzH 2000. Miałyby one pochodzić z zasobów Bundeswehry, zaś w ich miejsce KMW dostarczyłby niemieckim wojskom lądowym nowe egzemplarze. Haubice wraz z pakietami szkoleniowym i części zamiennych miałyby kosztować 1,7 miliarda euro. Inny wariant oferowany przez KMW to sprzedaż Ukrainie haubic samobieżnych kalibru 155 milimetrów nad podwoziu transportera opancerzonego Boxer za około 1,2 miliarda euro.
–REKLAMA–
Pomysł z PzH 2000 oczywiście nie ma szans na realizację. Trudno oczekiwać, aby w obliczu planów reorganizacji i wzmocnienia artylerii Bundeswehra przekazała Ukrainie prawie wszystkie swoje haubice samobieżne. Do tego KMW deklaruje, że na dostarczenie nowych haubic samobieżnych potrzebuje trzydziestu miesięcy. Oznacza to dostarczenie pierwszych wozów najwcześniej w drugiej połowie 2024 roku. Przy obecnych mocach produkcyjnych dostawa stu egzemplarzy potrwałaby do roku 2027.
Do tego trzeba oczywiście wziąć pod uwagę, jak szybko ukraińskie wojska lądowe byłyby w stanie przeszkolić żołnierzy i wdrożyć do walki nowy sprzęt wraz z koniecznym zapleczem logistyczno-remontowym. Pomysł jest więc nietrafiony, przynajmniej na pierwszy rzut oka. W obliczu zapowiedzianych przez Wielką Brytanię dostaw artylerii dla Ukrainy Berlin jednak po raz kolejny wychodzi na przeciwnika pomocy Ukrainie. Cierpi także wiarygodność sojusznicza Niemiec.
To samo dotyczy sprawy bojowych wozów piechoty Marder. Rheinmetall nadal podtrzymuje gotowość sprzedaży Ukrainie setki pojazdów z własnych zasobów, zastrzega jednak, iż do końca tego roku mógłby dostarczyć zaledwie trzydzieści. Tak samo jak w przypadku PzH 2000 – konieczne jest przeszkolenie załóg i żołnierzy walczących z nieznanych im wcześniej wozów, stworzenie odpowiedniego zaplecza do działania i wreszcie zebranie odpowiedniej ich liczby umożliwiającej podjęcie sensownej operacji. Niemcy wszak z własnego doświadczenia wiedzą, że rzucanie do walki nawet najbardziej zaawansowanego sprzętu w małych i rozproszonych grupach to przepis na porażkę.
Waldemar Geiger z Soldat und Technik zwraca uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt. W teorii w niemieckich składnicach sprzętu są setki Marderów. Nie wiadomo jednak, w jakim są stanie technicznym. Wiele z nich trzymanych jest pod chmurką, a wiele zależy od tego, jak je zakonserwowano. W obliczu ciągle nieprzezwyciężonych wszystkich problemów z Pumami, ich niedostatecznej produkcji i ryzyka rozlania się wojny z Rosją każdy sprawny Marder jest na wagę złota.
Minister Lambrecht w wywiadzie dla dziennika Augsburger Allgemeine otwarcie przyznała, że wszelkie dostawy broni i sprzętu z zasobów Bundeswehry są praktycznie niemożliwe, gdyż w magazynach niewiele zostało. Jeżeli Niemcy poważnie myślą o wypełnianiu zobowiązań sojuszniczych w ramach NATO, kontynuowała szefowa resortu obrony, pomoc dla Ukrainy musi być zaspokajana z bieżącej produkcji. W celu zaspokojenia potrzeb Bundeswehry i jednoczesnej pomocy Ukrainie konieczne też będzie zwiększenie mocy produkcyjnych niemieckiego przemysłu zbrojeniowego, a to znowu wymaga czasu.
Zważywszy na fakt, że niemiecka branża zbrojeniowa należy do najpotężniejszych na świecie, brzmi to absurdalnie. Trzeba jednak pamiętać, że od lat 90. moce produkcyjne faktycznie spadły, zatracono wiele umiejętności, a dotychczasowe kontrakty podpisywane w warunkach pokoju mają często długi czas realizacji. Ale w obliczu powrotu amerykańskiego Lend-Lease (mimo że użycie tej nazwy ma wymiar bardziej symboliczny niż merytoryczny, o czym pisaliśmy tutaj) niemiecki rząd znowu robi jak najgorsze wrażenie.
Lambrecht zwróciła uwagę na jeszcze jeden czynnik. Berlin nie nagłaśnia swoich dostaw broni i sprzętu dla Ukrainy, gdyż każda taka wzmianka w mediach jest informacją wywiadowczą dla Rosji. Jest w tym stwierdzeniu sporo racji, Polska też zresztą nie chwali się swoją pomocą wojskową. Trzeba jednak pamiętać, że dostawy broni są też elementem wojny informacyjnej, którą Anglosasi i na przykład Szwedzi prowadzą po mistrzowsku, Niemcy natomiast biją na tym polu kolejne rekordy niekompetencji i nieudolności.
W dużym stopniu jest to związane z cechami osobowymi i pokoleniowymi niemieckich polityków starszej generacji. Już w 2014 roku niemieckie media pisały, że rząd Angeli Merkel złożony z chadeków i socjaldemokratów świetnie sprawdzał się w „zarządzaniu niemiecką gospodarką w spokojnych czasach”, natomiast nie potrafi się odnaleźć w nowych warunkach. Obserwacja ta sprawdza się nadal. Lambrecht robi jako minister obrony robi jak najgorsze wrażenie. Natomiast kanclerz Scholz może być sprawnym biurokratą, każdą decyzję lubi jednak dokładnie przemyśleć, na co obecnie nie ma czasu. Wolfgang Manchau z serwisu EuroIntelligence złośliwie stwierdził, że kanclerz milczy, gdyż i tak nie ma nic do powiedzenia.
In our public story, we look at Olaf Scholz, a man who is silent because he has nothing to say. https://t.co/VKWTz4IeXi
— Wolfgang Munchau (@EuroBriefing) April 11, 2022
Zupełnie odmienne stanowisko prezentują politycy młodszego pokolenia. Co zaskakujące, szczególnie na tym polu wyróżniają się Zieloni, generalnie kojarzeni z czymś zupełnie przeciwnym do zbrojeń, pomocy wojskowej i twardej polityki. Na poniedziałkowym spotkaniu ministrów spraw zagranicznych państw UE Annalena Baerbock stwierdziła, że Ukraina potrzebuje jeszcze więcej sprzętu wojskowego, a zwłaszcza ciężkiej broni.
– To nie czas na wymówki, teraz jest czas na kreatywność i pragmatyzm – mówiła szefowa niemieckiego resortu spraw zagranicznych, co można odczytać jako wyraźny przytyk do Scholza i Lambrecht. Z kolei partyjny kolega Baerbock i minister gospodarki Robert Habeck wzywa do jak największych i jak najszybszych dostaw broni dla Ukrainy.
– Teraz ważne jest szybkie wsparcie dla wojsk i wsparcie zdolności do obrony, zdolności do oporu, za który płaci się wieloma ludzkimi istnieniami i walczy się z wielkim heroizmem. Niemcy podjęły takie zobowiązanie, Niemcy muszą się z tego zobowiązania wywiązać i zrobią to – mówił Habeck na poniedziałkowej konferencji prasowej.
Praktycznie to samo mówi przewodniczący frakcji parlamentarnej Zielonych Antony Hofreiter. W wypowiedzi dla drugiego kanału niemieckiej telewizji publicznej ZDF stwierdził on, że Ukraina potrzebuje „broni, broni i jeszcze raz broni”. Ściągnął tym zresztą na siebie gniew i niezbyt wyszukaną krytykę Joego Weingartena z koalicyjnej SPD.
„@ToniHofreiter fordert im ZDF „Waffen, Waffen und nochmals Waffen“ und einen vollständigen Energieboykott. Erstaunlich, wie weit Leute gehen – wenn sie nichts geworden sind. @spdbt @seeheimer pic.twitter.com/xiy28YM5Gb
— Dr. Joe Weingarten MdB (@DrJoeWeingarten) April 10, 2022
Tymczasem niemieckie koncerny zbrojeniowe mają coraz ciekawsze pomysły. Wobec spodziewanej klapy sprzedaży Marderów Rheinmetall ogłosił gotowość przekazania Ukrainie czołgów podstawowych Leopard 1A5. Są to wozy już wycofane ze służby, odpada więc argument, że ich sprzedaż osłabi zdolności obronne Niemiec. Szkolenie również ma być szybsze i prostsze niż w przypadku bardziej zaawansowanych czołgów. Do tego są to wozy znacznie lżejsze niż czołgi trzeciej generacji, co w Ukrainie nie jest bez znaczenia.
Zdaniem Rheinmetalla pierwsze Leopardy 1A5 mogłyby dotrzeć na Ukrainę już za sześć tygodni. W grę może wchodzić przekazanie nawet 200 czołgów, chociaż według źródeł agencji Rutera koncern zaproponował pięćdziesiąt wozów. Tajemnicą poliszynela jest, że FFG z Flensburga ma dostęp do dużej liczby Leopardów 1A5, z których mniej więcej setka jest składowana w Niemczech. I tym razem nie wiadomo jednak, w jakim stanie są te wozy. Przedsięwzięcie jest także ryzykowne pod względem wizerunkowym. Wartość bojowa Leopardów 1 na współczesnym polu walki jest dyskusyjna, a tym samym łatwo będzie oskarżyć Niemcy o przekazywanie Ukrainie złomu.
Wracając do poruszonej we wstępie kwestii F-15 i F-16 dla Ukrainy – w przypadku czołgów i innych wozów bojowych może działać ten sam mechanizm. Jak już pisaliśmy, wobec systematycznego niszczenia przez Rosjan ukraińskiej bazy przemysłowej nie ma już powrotu do samodzielnego serwisowania i modernizacji poradzieckiego sprzętu. Trzeba więc zawczasu przygotować grunt pod przestawienie się na broń zachodniej produkcji.
Zobacz też: F-15C zestrzelił QF-16 za pomocą AMRAAM-a z użyciem zasobnika IRST