Po zawieszeniu broni kończącym pierwszą wojnę arabsko-izraelską rządząca Państwem Izrael klasa poli­tyczna zrozu­miała, że otoczony wrogo nasta­wio­nymi sąsiadami kraj zmu­szony będzie szukać sojusz­ni­ków na arenie między­naro­do­wej na różne sposoby. Czynniki, takie jak anty­izra­el­ska retoryka Egiptu wyras­ta­ją­cego na lidera państw arab­skich, zwiększa­jące się popar­cie Związku Radziec­kiego dla krajów muzuł­mań­skich na Bliskim Wschodzie, postępu­jąca dekoloni­za­cja w regio­nie i na świecie oraz trudności ze znalezie­niem sojusz­nika wśród państw uznawa­nych za ówczesne potęgi spra­wiły, że izrael­skie elity musiały wykazać się pomys­ło­woś­cią w poszu­ki­wa­niu dostawców broni i stron­ników na arenie między­naro­do­wej. W tych skom­pli­ko­wa­nych realiach geo­poli­tycz­nych budząca się Afryka w zaska­ku­jąco szyb­kim tempie rozbudzała izra­el­skie nadzieje. Jak poka­zała historia, relacje te miały swoje wzloty i upadki, a niektóre, w teorii, nie powinny były w ogóle zaistnieć.

W tym momencie należałoby zatrzymać się na chwilę przy procesie dekoloni­za­cji. Izrael jest jednym z tych państw, które powstały w jej wyniku – na skutek roz­kładu imperium kolo­nial­nego Wielkiej Bryta­nii. Nie zmieniało to faktu, że dekolo­ni­za­cja w bliskim sąsiedz­twie była uzna­wana przez Izrael za czynnik wpły­wa­jący negatywnie na bez­pie­czeń­stwo państwa. Wojska brytyj­skie z jednej strony były negatywnie postrze­gane przez Izrael­czy­ków z racji na wyda­rze­nia, do których doszło w Mandacie Palestyny przed 1948 rokiem, z drugiej strony uważane były za gwaranta status quo na Bliskim Wschodzie. W szcze­gól­ności tyczyło się to kontyn­gen­tów utrzymywa­nych w Jordanii i Egipcie. Izraelska klasa poli­tyczna uwa­żała, że hamują one agre­sywną politykę sąsiadów i mogą powstrzy­my­wać Kair i Amman przed eska­lacją konfliktu.

Stąd też w reakcji na zapowiedziane wycofanie wojsk brytyj­skich z Egiptu w 1954 roku część izraelskiego establish­mentu związana z bezpie­czeń­stwem prze­pro­wa­dziła, bez wiedzy ówczes­nego premiera Moszego Szareta, zamachy w Egipcie. Ich celem było przedsta­wie­nie tego kraju jako niestabilnego wewnętrz­nie, co miało skłonić Londyn do pozostawienia kontyn­gentu wojs­ko­wego na miejscu. Operacja zakończyła się kom­pro­mi­ta­cją. Jej uczestnicy zostali złapani, trzech skazano na karę śmierci, a w Izraelu wybuchła tak zwana afera Lawona, zakończona dymisją ministra obrony Pinchasa Lawona i premiera Szareta.

Ten artykuł powstał dzięki naszym Subedejom, wspierającym Konflikty na Patronite.pl. Są to:

Alex B • Andrzej N. • Jacek Zagrodzki • Łukasz Paweł • Marcin Ślimak • Patron anonimowy

Serdecznie dziękujemy za wsparcie i zaufanie.

Czytelnicy, którzy chcieliby dołączyć do grona Subedejów (lub którejś innej grupy naszych Patronów), mogą kliknąć tutaj, aby przenieść się na nasz profil na Patronite.pl. Subedejowie, którzy dołączą dziś lub jutro, zdążą wziąć udział w głosowaniu na następny artykuł.

Ponadto obecnie wszyscy Patroni – nie tylko Subedejowie – mają dostęp do wersji „beta” niektórych naszych artykułów.

Wszystkie artykuły, które powstały dzięki wsparciu Subedejów, znajdują się tutaj.

Co za miedzą spędzało sen z powiek rządzących Izraelem, to w odleg­łych regionach stanowiło obiecująca szansę. Do pierwszej połowy lat 60. Państwo Izrael ze względu na rozwój osad­nic­twa, gospodarki i rolnictwa mogło stanowić przykład rozwoju dla afrykań­skich ruchów narodowo­wyz­wo­leń­czych. Wizeru­nek ten wzmac­niało zdoby­cie niepod­leg­ło­ści w wyniku rozpadu imperium kolo­nial­nego. Należy pamiętać, iż wiele państw afrykańskich rozpo­czy­nało swoją przy­godę z niepod­leg­łoś­cią w znacznie gorszych warunkach spo­łeczno-gospo­dar­czych, spowodowa­nych wieko­wym wyzys­kiem ze strony metropolii.

Co więcej, trudności w znalezie­niu sojuszników pośród światowych potęg umac­niały wśród Afry­kań­czy­ków wizeru­nek Izraela jako państwa niezaangażo­wa­nego. Jerozo­lima nie mogła zdobyć poparcia Waszyng­tonu chcącego utrzy­my­wać dobre relacje z posiadającymi ropę państwami arabskimi. Moskwa odwróciła się od Izraela, ponieważ ten nie chciał być zalążkiem rewo­lu­cji na Bliskim Wschodzie. Relacje dyplomatyczne z Londynem były chłodne, w szcze­gól­ności po uznaniu przez Brytyjczy­ków aneksji Zachod­niego Brzegu przez Jordanię w 1950 roku i atakach podziem­nych prawico­wych organi­za­cji syjonis­tycz­nych na siły man­da­towe. Jedyną opcją, wówczas jeszcze niepewną, była Francja. Zatem prośba o izraelską pomoc nie musiała oznaczać neoko­lo­nia­lizmu. W teorii zarysowuje się wręcz idylliczna forma współ­pracy socjalis­tycz­nego kraju z rodzą­cymi się pańs­twami Afryki.

Francja – próby utrzymania statusu imperium w Afryce

Jednym z czynników, który połączył w latach 40. i 50. Francję i ruch syjonis­tyczny, były kolo­nie. Wojskowi skupieni wokół generała Charles’a de Gaulle’a uważali, że Francja nie może sobie pozwolić na utratę kolonii i tery­toriów zależ­nych. Tyczyło się to także Afryki Pół­noc­nej i Bliskiego Wschodu. Po drugiej wojnie świato­wej wśród elit politycznych pano­wało przekona­nie, że trzeba sku­pić się na zabez­pie­cze­niu wpływów na pół­nocy Afryki kosz­tem wycofania się z Syrii i Libanu. Co ciekawe, w latach 1947–1948 we francuskim mini­ster­stwie spraw zagra­nicz­nych uważano, że polityka ta może odnieść suk­ces poprzez wspieranie ruchu syjonis­tycz­nego i przyszłego pańs­twa żydow­skiego na Bliskim Wschodzie. Uwaga Francu­zów w rejonie Morza Śródziem­nego skupiła się na Algierii, w której zaczy­nało już wrzeć w połowie lat 40.

Od lewej: Pinchas Lawon, Szimon Peres i Mosze Dajan.
(Benno Rothenberg /Meitar Collection / National Library of Israel / The Pritzker Family National Photography Collection / CC BY 4.0)

Egipt Gamala Abdela Nasera postanowił wesprzeć w 1954 roku budzący się ruch narodowo­wyz­wo­leń­czy w Algierii – przez co stał się wrogiem Paryża – i tym samym budować wizeru­nek Egiptu jako prze­wo­dzą­cego pańs­twom arabskim. Natomiast na wschodzie Kair miał wroga pod posta­cią Izraela, którego pierwszy premier Dawid Ben Gurion uważał ojczyznę faraonów za główne zagrożenie egzysten­cjalne dla swojego państwa. To Egipt stał między innymi za wspiera­niem ataków fedainów na izraelskie granice po pierwszej wojnie arabsko-izraelskiej. Sytuacja stała się groź­niej­sza, kiedy Kair nawiązał bliższe relacje z Moskwą i w 1955 roku zawarł umowę na dostawy nowoczes­nego uzbrojenia. Doszło nawet do sytu­acji, w której Izraelczycy chcieli sprowo­ko­wać Egipcjan do starcia, jeszcze zanim ci otrzy­mają nowy sprzęt wojskowy. Chciano wykorzystać fakt, iż Kair był związany z Damaszkiem paktem obron­nym i zobowiązał się udzielić wsparcia w razie ataku na Syrię. Jednak prze­pro­wa­dzona w 1955 roku operacja Cahalu na wybrzeżu Jeziora Galilejskiego nie przy­niosła pożą­da­nych skutków (o czym pisaliśmy wcześ­niej w innym artykule).

W ten sposób do zacieśnienia relacji francusko-izraelskich przyczynił się wspólny wróg w regionie. Paryżowi zależało na informacjach wywia­dow­czych i umocnieniu Izraela, temu zaś – na francuskim uzbroje­niu i obec­ności w regio­nie. Polityków z obu państw zbliżał także pogląd, iż Związek Radziecki jest zagro­że­niem dla ładu między­naro­do­wego. Część elemen­tów współ­pracy francusko-izraelskiej jest dobrze znana opinii pub­licz­nej, na przykład dostar­cze­nie Izraelowi czołgów AMX-13, samo­lo­tów Dassault MD 450 Ouragan i MD 454 Mys­tère IV, śmigłowców SA 321 Super Frelon, współpraca dotycząca rozwoju pocisków balis­tycz­nych, a w końcu budowa ośrodka nuklearnego w Dimonie i dostar­cze­nie do niego reaktora. Są jednak aspekty rzadziej pojawia­jące się w opracowaniach.

Według francuskich relacji z tamtego okresu najbardziej aktualne dane wywiadowcze na temat algierskich ugru­po­wań nacjonalis­tycz­nych Paryż otrzy­my­wał od izrael­skiego wy­wiadu. Pozys­ki­wano je od żydowskiej mniej­szości zamiesz­ku­ją­cej Algierię, a także poprzez bez­po­śred­nie opera­cje Mosadu na tym terytorium. Wszyst­kie działa­nia możliwe były dzięki zorga­ni­zo­wa­nemu przez oficerów Mosadu w latach 1955–1956 podziemiu w Maroku, Tunezji i Algierii. Przedsię­wzię­cie nosiło kryp­to­nim „Misgeret” (hebr. מסגרת, dosł. Struktura). Naj­waż­niej­sze komórki w Algierii znajdo­wały się w Kons­tan­ty­nie, Algierze i Oranie. Dzięki infor­ma­cjom otrzy­ma­nym od Izrael­czy­ków Francuzom niejedno­krot­nie uda­wało się prze­chwy­tywać trans­porty broni dla algier­skich powstań­ców. Poza działaniami sabotażowo-wywia­dow­czymi celem „Misgeretu” było stwo­rze­nie i szkolenie oddzia­łów odwetowo-obron­nych, skła­da­ją­cych się z Żydów zamiesz­ku­ją­cych między innymi Algierię. Działania struktur wspierał Georges Fahl, francuski Żyd, były żołnierz sił Wolnej Francji i akty­wista syjonis­tyczny. Organizował on przede wszystkim przemyt broni dla grup żydow­skiej samoobrony.

Sylvia Crosbie pisze, że Izrael udzielał Paryżowi pomocy również poprzez doradców wojsko­wych. Instru­o­wali oni francuskich dowód­ców w takich kwes­tiach jak efektywne ataki lotnicze na kon­woje, modyfi­ka­cje sprzętu pod kątem wykorzystania go w warun­kach pus­tyn­nych czy walka psy­cho­lo­giczna. Generał Maurice Challe zainspiro­wany był ideą izrael­skiego kibucu jako jednostki osadniczo-obronnej. Uwa­żał on, że zorgani­zo­wa­nie francuskich osad­ni­ków na wzór kibucu pozwoli­łoby na skuteczną kontrolę nad tery­torium oraz pacyfi­ka­cję ludności arabskiej. Jednak jego pomysł nie został nigdy wcielony w życie. Izraelscy wojskowi byli zapra­szani do francuskich szkół wojs­ko­wych. Lotnic­two i marynarka odbywały wspólne szkolenia, a Sztab Gene­ralny Cahalu zbierał w Algierii infor­ma­cje na temat użycia wojsk aero­mo­bil­nych w walce. Oba państwa miały opracowany wspólny plan wysadzenia w powie­trze w Egipcie rozgłośni Radia Kair, która między innymi nadawała audycje wzywa­jące do oporu przeciw Francji czy Izraelowi. W tym celu specjaliści z Amanu stworzyli nawet 15‑kilo­gra­mowy ładunek wybu­chowy. Jednak operację uprze­dziła nacjo­na­li­za­cja Kanału Sueskiego w 1956 roku.

Paryż zezwolił też Jerozolimie na używanie algierskiej przestrzeni powietrznej. Zuchwałość i pewność siebie kręgów związanych z Cahalem były na tyle duże, iż w 1958 roku doszło prawie do kryzysu dyploma­tycz­nego, kiedy minister­stwo obrony Izraela wysłało trans­por­tem lotniczym broń kupioną przez nieznane państwo. B‑17 Flying Fortress wio­zący dostawę miał między­lądo­wanie w Algierii, o czym nie poinfor­mo­wano Francuzów, którzy zatrzy­mali maszynę na lot­nisku w Bone (obecnie Annaba), podej­rze­wa­jąc, że jest to transport dla powstań­ców. Zatrzy­mano cztero­oso­bową załogę (dwóch Amery­ka­nów, Brytyj­czyka i Izrael­czyka) oraz ponad 200 bazook, cztery moździerze, sto pistole­tów maszynowych i amu­ni­cję do nich. Sprawa została przedło­żona Knesetowi i Zgro­ma­dze­niu Narodo­wemu. Paryż niechętnie przyjął tłuma­cze­nie Ben Guriona, że samolot i jego ładu­nek były sprzedane zaprzyjaź­nio­nemu państwu w Ameryce Połud­nio­wej. Nato­miast w Izraelu opinia publiczna i opozycja żądały, aby koordy­nacją działań w Algierii zajęło się ministerstwo spraw zagranicz­nych, a nie Szimon Peres i kręgi wojskowe.

W latach 60. doszło do zmiany w kursie polityki Francji wobec państw arab­skich, a kręgi francuskie przeciwne de Gaulle’owi oraz Izrael­czycy obawiali się jej następstw. Ben Gurion namawiał de Gaulle’a, aby ten poparł podział Algierii na dwie części. Obszar pomiędzy Algierem a Oranem mogliby zamieszkiwać osadnicy, w tym Żydzi, a pozostałą część kraju zamieszkiwaliby Arabowie z własnym rządem. Jednak pomysł ten nie ziścił się. Aby zapo­biec dekolonizacji, część osadników francuskich w 1961 roku powołała do życia Orga­ni­sa­tion de l’Armée Secrète (OAS, Organiza­cja Tajnej Armii), której celem było zabloko­wa­nie wycofania się Paryża z kolo­nii. OAS odpowia­dała za zamachy terrorys­tyczne przeprowa­dzane w Algierii i Francji. Kiedy wyszło na jaw, że w działa­nia OAS zaangażo­wani byli między innymi Żydzi prze­szko­leni i wyposażeni przez „Misgeret”, Ben Gurion zapew­niał, że nie jest to oficjalna inicja­tywa Izraela. Ale posta­wieni wysoko działacze OAS i sympa­tycy organiza­cji mieli proizrael­skie poglądy, a nawet byli powiązani z Izraelem, jak wspom­niany Challe czy generał Edmond Jouhaud, który zaangażowany był w budowa­nie struktur izraelskiego lotnictwa.

W 1962 roku zaczęły krążyć pogłoski, jakoby na terenie Algierii działały izraelskie oddziały zajmujące się nie tylko walką z powstań­cami, ale także likwidacją gaullistów. Sytuacja była napięta do tego stopnia, że Izraelczycy nie byli pewni, czy Francuzi dokończą budowę ośrodka atomowego w Dimonie. Jednak okazja do poprawy relacji nadarzyła się szybciej, niż myślano. Do izrael­skiego wywiadu zgłosił się ktoś z wyższych szczebli francuskiej polityki i zapro­po­no­wał, aby w zamian za gwarancje nieprzer­wa­nych dostaw sprzętu wojsko­wego Izrael prze­pro­wa­dził zamach na de Gaulle’a właśnie w Algierii. Izrael postanowił wyjawić tę propozycję władzom francuskim, co ostatecz­nie pozwoliło zapobiec zama­chowi. Pomimo to od połowy lat 60. Paryż zaczął wyhamowy­wać współ­pracę z Jerozolimą i wyga­szać pomoc wojskową. Zakoń­czyła się ona 1969 roku, kiedy Izrael­czycy wykradli z Cherbourga zamówione wcześniej, ale przenie­sione na kotwicowisko, 12 kutrów rakieto­wych. W tym samym roku Mosad wywiózł z Francji do kraju silniki rakietowe do pocisków balis­tycznych.

Dyktatorzy, kolonizatorzy i Izrael

Państwo Izrael jest zainteresowane dobrymi relacjami z Repub­liką Połud­nio­wej Afryki z uwagi na jedność inte­re­sów prze­ciw radykal­nym siłom w Trzecim Świecie. (…) Mamy interes we wzmac­nia­niu umiarko­wa­nych sił w orientacji pro­za­chod­niej i powstrzymy­wa­niu prora­dziec­kich radykałów.

Jest to fragment artykułu na temat izraelskiego wkładu w wojnę w Angoli z izraelskiej gazety „Dawar” ze stycznia 1976 roku. Stanowi on dobre odzwier­cied­le­nie kolejnej twarzy izrael­skiego zaangażowa­nia w Afryce. We wstępie wspomnie­liśmy, że w okresie walki pomię­dzy dwoma wiel­kimi blokami Izrael był dla części państw afrykań­skich krajem neutral­nym i niezaangażo­wa­nym. Jednak wydarzenia w polityce światowej i regional­nej odcisnęły piętno na posta­wie Jerozo­limy. Początkowo faktycznie Izrael poszukiwał sojuszników, oferu­jąc wspar­cie w rol­nic­twie, medycynie czy projek­tach tak zwa­nego budowa­nia narodu.

Działo się to w ramach powsta­łego w 1958 roku przy minister­stwie spraw zagranicznych Maszawu (hebr. מש”ב, skrót od Merkaz Szituf Peula Bejnleumi, czyli Centrum Współpracy Mię­dzy­naro­dowej). W jego ramach ofero­wano szko­le­nia i pomoc dorad­ców, podpisywano umowy o współpracy w obsza­rze budow­nic­twa, inży­nierii, edukacji czy służby zdrowia. Celem Maszawu była częś­ciowa naprawa wizerunku Izraela po kryzysie sueskim, w którym Izrael opowie­dział się po stronie państw kolonialnych – Wielkiej Bryta­nii i Francji. Wraz z rosną­cymi wpływami ZSRR wśród państw arab­skich i na kontynen­cie afrykań­skim Izrael chciał nawiązać relacje dwu­stronne, które przynios­łyby mu poten­cjal­nych sojuszników. Próbo­wał się prezen­to­wać jako mniej zradyka­li­zo­wana alterna­tywa dla Związku Radziec­kiego, wciąż socja­lis­tyczna, ale z drugiej strony – nienawo­łu­jąca do skrajnego anty­imperializmu.

W ramach Maszawu Izrael służył pomocą także w kwestiach wojskowych i tworzeniu ruchów młodzieżo­wych na bazie swoich doświad­czeń. Wśród mło­dzieży niezdolnej jeszcze do służby wojsko­wej eksperci propa­go­wali program o nazwie Gadna (גדנ”ע, גדודי נוער, Gdudej Noar, dosł. Bataliony Młodzieżowe), mający promować eduka­cję, aktywność fizyczną i pracę na roli, a także ofero­wali przyspo­so­bie­nie obronne. Osoby w wieku poboro­wym miały możli­wość wzięcia udziału w szkoleniu na wzór programu Nachalu (hebr. נח”ל, skrót. od נוער חלוצי לוחם, Noar Chaluci Lochem, dosł. Pionierska Młodzież Walcząca). W jego ramach łączono osadnictwo, pracę rolniczą i służbę wojskową. Według The Africa Research Group do 1966 roku programy te urucho­miono w 13 państwach, między innymi Czadzie, Republice Środ­kowo­afry­kań­skiej, Kameru­nie, Wybrzeżu Kości Słonio­wej, Zambii czy Liberii.

Benjamin Beit-Hallahmi i The African Research Group (ARG) dotarli do informacji stano­wią­cych, że część izra­el­skiej aktywności, związana głów­nie ze szkole­niami i doradz­twem wojsko­wym, była finanso­wana przez Stany Zjedno­czone. Dotyczyła ona dyktatur deklaru­ją­cych orien­ta­cją pro­za­chod­nią, a przede wszyst­kim antykomunistyczną. Celem było utrzyma­nie tych państw z dala od wpływów radzieckich. W tym miejscu pojawia się pytanie: dla­czego akurat Izrael był angażowany w te przedsię­wzię­cia? Otóż Cahal miał wówczas duże doświad­cze­nie bojowe, którym mógł się dzielić podczas organizacji struk­tur wojs­ko­wych i specjalis­tycz­nych dla elitarnych formacji, będących blisko afrykań­skich pałaców prezy­denc­kich. Starcia izraelsko-arabskie wybu­cha­jące co dekadę spra­wiały, że izrael­scy wojskowi nie gnuśnieli w koszarach i byli na bieżąco ze sztuką wojenną. Ponadto Izrael odgrywał rolę pośrednika tech­no­lo­gicz­nego i szkolenio­wego tam, gdzie Stany Zjednoczone lub ich sojusz­nicy nie chcieli lub nie mogli oficjalnie się angażować. Podob­nie było w tak zwanych soju­szach peryferii z Turcją czy Iranem. Jedno­cześ­nie z perspek­tywy biednych państw, targanych konfliktami etnicz­nymi i granicz­nymi, wspar­cie wojs­kowe wyda­wało się elemen­tem gwaran­tu­ją­cym przetrwa­nie, w szcze­gól­no­ści dla rządzących twardą ręką dyktatorów. ARG w swojej publikacji zacy­to­wała ekono­mistę Arnolda Riwkina, który następująco określił rolę Jerozolimy w takiej polityce:

izraelski model może okazać się swego rodzaju «trzecią siłą» – alter­na­tywą różniącą się od wzorca Zachodu, ale z pewnoś­cią o wiele bar­dziej kom­pa­ty­bilną z intere­sami wolnego świata niż jakikolwiek inny model komu­nis­tyczny (…). Państwo wolnego świata chcące rozsze­rzyć prze­pływ pomocy do Afryki może prze­kie­ro­wać jej część przez Izrael ze względu na izrael­skie specjalne kwalifi­ka­cje i wyka­zaną akceptację dla wielu państw Afryki.

Riwkin zaznaczył, że Izrael stał się narzędziem, które pozwala afry­kań­skim nacjonalistom ukryć zależność od Zachodu i pokazy­wać się światu jako neutralni i niezaangażo­wani. W ten sposób dyktatorzy mogli być utrzymy­wani w orbicie amery­kań­skich wpływów.

Publikacja ARG podaje, że w latach 1951–1962 Izrael otrzymał ze Stanów Zjedno­czo­nych 15 milionów dola­rów na szeroko pojmowane pomoc i doradz­two. Nie można zakładać, iż cała ta suma został prze­zna­czona na kwestie wojs­kowe. Izrael angażował swoich specjalis­tów do wsparcia lokal­nej służby zdrowia, edukacji, orga­ni­za­cji struktur urzędniczych czy projektów inży­nie­ryj­nych (budowa dróg, nawadnia­nie, elektry­fi­ka­cja). Niemniej to w sferach bezpie­czeń­stwa, wojska, policji i wywiadu Izrael­czycy mogli zaoferować najwięcej. Pośred­nią formą pomocy była organi­za­cja rolnic­twa w izraelskim zmilitaryzo­wa­nym modelu. W jego propa­go­wa­nie w Afryce zaanga­żo­wany był sam Mosze Dajan, zanim jeszcze został szefem Sztabu Generalnego Cahalu. Do tego docho­dziły wspomniane już programy młodzieżowe (Gadna) i przysposo­bie­nia wojs­ko­wego (Nachal) prowadzone na miejscu lub w Izraelu, a także sprzedaż uzbrojenia i współ­praca wywiadowcza.

Pierwszym z takich państw była Republika Konga (Zair w latach 1965–1997), która w 1960 roku uzyskał niepodległość, a w 1962 roku Izrael nawiązał z nią relacje dyplomatyczne. Rok później, 22 sierpnia, izraelska gazeta „Dawar” infor­mo­wała, że ponad 200 kongijskich spadochro­nia­rzy (trudno ustalić osta­teczną ich liczbę; ta sama gazeta raz podaje liczbę 212, a raz – 219) rozpo­częło w Izraelu, na obszarze Negewu, kurs spadochro­nowy. Na ich czele, również jako uczestnik kursu, znalazł się sam szef sztabu, generał Mobutu, wówczas posługu­jący się jeszcze imie­niem Joseph-Désiré. Zdjęcie z tego szko­le­nia wień­czy niniej­szy artykuł. Wizyta miała dosyć wysoki status dyplo­ma­tyczny, ponie­waż Mobutu, poza szkole­niem, odbywał zaplanowane spotka­nia z Iccha­kiem Rabinem, ówcześ­nie zastępcą szefa sztabu Cahalu, a także z wice­minis­trem obrony Szimo­nem Pere­sem. 6 września Kon­gij­czycy ukoń­czyli kurs i otrzymali od Izraelczy­ków skrzydła spado­chro­nowe. Gazeta nazwała całe przedsię­wzię­cie „naj­więk­szą operacją szkole­niową Armii Obrony Izraela”. Sam Mobutu bardzo lubił obno­sić się w kolejnych latach się z tym odzna­czeniem.

Prezydent Konga Joseph Kasavubu wita prezydenta Izraela Jicchaka Ben Cewiego w Léopoldville, 1962 tok.
(Dawid Eldan via National Photo Collection)

Jeszcze w listopadzie tego samego roku w Izraelu odbył się kolejny tego typu kurs. Był on częścią programu reorganizacji i szkolenia wojsk spado­chro­no­wych Konga ogłoszonego w marcu 1963 roku. W tym samym miesiącu izraelscy spado­chro­nia­rze wzięli udział w obcho­dach Dnia Armii Konga i uczestniczyli w pokazowym desancie. Współpraca z młodym pańs­twem nie zakończyła się tylko na tym. Według Stockholm Inter­natio­nal Peace Research Institute (SIPRI) Kongo kupiło od Jerozolimy 10 czołgów Sherman. Współ­pracy wojs­ko­wej nie zerwał pucz Mobutu, który w 1965 roku obalił rządzą­cego wówczas prezydenta Josepha Kasavubu, wprowadził dyktaturę i znacjonali­zo­wał wszystkie gałęzie gospodarki i przemysłu. Cztery lata później Izraelczycy szko­lili 1. Batalion Parakoman­do­sów, elitarną jednostkę już zair­skich sił zbrojnych. W 1971 roku Zair ujawnił, że Izrael­czycy pomogli w zorganizowaniu wzmocnionej brygady (około 7 tysięcy żołnierzy), a w następnym roku planowano utwo­rze­nie dywizji spadochro­no­wej. Beit-Hallahmi podaje, że dużą część aktywności Izraela w Kongu/⁠Zai­rze finanso­wała przez CIA. Raport agencji dotyczący relacji Jerozolimy z Afryką wyrażał nadzieję, że polityka ta zostanie utrzymana przez Izrael, aby odnowić stosunki dyplomatyczne z afrykańskimi stolicami po wojnie Jom Kipur:

„Oczekujemy, że Izrael dalej będzie prosił o amerykań­ską pomoc dyplo­ma­tyczną w odno­wie­niu swojej pozycji w czarnej Afryce. (…) Według ambasady Stanów Zjed­no­czo­nych w Tel Awiwie Izrael będzie dalej korzys­tał z amery­kań­skiej pomocy finanso­wej na potrzeby projek­tów wojs­ko­wych i rozwojo­wych w kluczowych afry­kań­skich państwach, w szczególności w Liberii i Zairze”.

W raporcie tym Izrael jawił się jako narzędzie do budowania amerykań­skich wpływów w krajach nastawio­nych antykomu­nis­tycz­nie; słabszej pozycji Waszyng­tonu upatry­wano tam, gdzie sympatie proarab­skie i proradzieckie były większe, a nastroje anty­izra­el­skie silniejsze. Choć dopiero w 1982 roku Zair odnowił zerwane w 1973 roku relacje z Izrae­lem, do tego czasu oba państwa w tajemnicy aktyw­nie współ­praco­wały. Na przykład w 1981 roku Ariel Szaron podczas wizyty w Kongu obiecał utworze­nie tak zwanej brygady prezy­denc­kiej, którą już w 1983 roku Jerozolima zobo­wią­zała się powiększyć do 7,5 tysiąca żołnierzy. W swoich wspom­nie­niach Szaron tak odnosi się do spotkania z dykta­to­rem: „Mobutu zachowy­wał się wyniośle, ale po krótkim czasie przeko­na­łem się, że to czło­wiek, z którym mogę mówić otwar­cie o wielu rzeczach. Miałem wyraźne wrażenie, że będąc przy nim, przebywam z przy­wódcą”. Z dalszej części wspom­nień można odnieść wraże­nie, że okres zerwania stosun­ków dyplo­ma­tycz­nych nie wyhamował zakulisowych relacji, a zwień­cze­niem wizyty „Arika” w Zairze był „symbol przyjaźni” – wędkowanie na prywat­nym łowisku dykta­tora. Jak podaje Beit-Hallahmi, jesz­cze przed wizytą Szarona w Zairze funkcjonowała mała izrael­ska misja wojs­kowa. Izraelczycy byli zaanga­żo­wani także w szkolenie tajnej policji i wojsk artyleryj­skich. Nie obyło się bez umów zbrojeniowych – wojsko zairskie otrzy­mało na wyposaże­nie Uzi, Galile i AK. W 1983 roku Izrael zgodził się na kolejny program rozwoju sił zbrojnych Zairu. Po trzech latach zakończono szkolenie nowej brygady pie­choty. Jerozo­lima zaangażo­wała się, na prośbę samego Mobutu, w poprawę wizerunku Zairu i samego dyktatora wśród Ameryka­nów, którzy na pewien czas wstrzy­mali pomoc finansową dla Kinszasy ze względu na korupcję. Nie wia­domo, jak znaczną rolę odegrał w tym Izrael, ale ostatecz­nie Kongres przyznał Zairowi 20 milionów dolarów pożyczki.

Jeszcze ciekawiej prezentują się relacje Izraela z Ugandą i jego zaangażowanie w ugandyjską politykę wewnętrzną. Już w latach 60. Izrael­czycy prowadzili oży­wioną współ­pracę z Kampalą. Z izraelskiej perspek­tywy Uganda znajdowała się w ważnym geopo­li­tycz­nie miejscu: graniczyła z Sudanem (w którego połud­nio­wych obszarach działały ruchy otrzymu­jące wsparcie Izraela, aby destabi­li­zo­wać rząd w Chartumie) i leży niedaleko Etiopii, z którą Jerozolima chciała uzyskać jak najlep­sze stosunki. Poza tym Uganda była kolejnym pańs­twem wyzwalającym się spod brytyjskiego pano­wa­nia. Zach Levey przytacza ciekawą sytuację. Otóż izraelscy wojskowi nie rozumieli, po co Ugandzie szkolone przez Cahal wojsko i które państwa Kampala uważa za wrogie w swoim otoczeniu. W odpowiedzi usły­szeli, że po to poproszono Izrael o pomoc, aby ten powiedział, co trzeba robić i jak do tego dojść. Wydaje się, iż lepszej zachęty dla Jerozolimy być nie mogło.

Premier Ugandy Milton Obote przybywa z wizytą do Izraela.
(Willem van de Poll)

Już w 1962 roku Cahal prowadził szkolenia dla ugandyjskich sił zbroj­nych. Ruszyły także programy Gadny i Nachalu. W 1963 roku podpisano umowę, w której Cahal zobowiązał się do wyszkolenia i stwo­rze­nia batalionu piechoty, stworze­nia i wyekwi­po­wa­nia sił powietrz­nych oraz stworzenia jednos­tki specjal­nej. Jednak w 1964 roku premier Milton Obote zmie­nił kurs polityki zagra­nicz­nej. Zapewnił Egipt o neutral­ności swojego państwa, w kon­flik­cie w Sudanie opowiedział się po stronie wrogiej Izraelowi, kupował także broń od Związku Radziec­kiego i wysyłał tam żołnierzy na szkolenia. Mimo to Mosad i Cahal nalegały na zintensyfi­ko­wa­nie wysił­ków w Ugan­dzie, którą postrze­gano jako państwo zbyt podatne na wpływy arabskie. Szybko poja­wiły się nowe kon­trakty i umowy. Zaraz po wojnie sześcio­dnio­wej Kampala zaku­piła 12 samo­lo­tów szkolnych Fouga CM.170 Magister, sześć samo­lotów transporto­wych Douglas C-47, 16 lekkich samolotów Piper PA-18 Super Cub, a także 12 czołgów Sherman.

W 1971 roku w kraju doszło do zamachu stanu, a władzę przejął Idi Amin. Beit-Hallahmi pisze, iż Mosad, razem z CIA i MI6, miał swój współudział w prze­wro­cie. Szczególną rolę odegrał pułkownik Baruch Bar-Lew – dowódca izrael­skiej misji wojskowej w Kampali. W wywia­dzie z 1976 roku Bar-Lew przyznał, że na kilka miesięcy przed zamachem stanu w Ugandzie Amin poin­for­mował go o chęci obalenia (już prezydenta) Obotego. Amin uważany był przez estab­lish­ment wojs­kowy Jerozolimy za czło­wieka, którego będzie można łatwo uzależ­nić od pomocy. Mini­ster­stwo spraw zagra­nicz­nych obawiało się jednak, iż Izrael postawi na zbyt ryzykowną kartę – człowieka skorumpowa­nego, z tendencją do wprowa­dze­nia rządów terroru. Na dzień przed przewrotem Bar-Lew miał rozkazać izraelskim instruk­to­rom, aby ci nie uzbrajali samolo­tów, które mogłyby zostać użyte przeciwko siłom Amina. Pułkownik zaangażował się także w doradzanie, kim Amin miałby się otoczyć zaraz po przejęciu władzy. Co ciekawe, czynił to wbrew instrukcjom z MSZ-u, aby nie angażować się w wewnętrzne sprawy Ugandy.

11 lipca 1971 roku Amin przybył na wizytę do Izraela. W jej trackie wysunął listę żądań obejmującą wyszkole­nie i utwo­rze­nie dwóch batalionów spadochro­no­wych (Amin również otrzymał skrzydła spado­chro­nia­rza, mimo nieukoń­cze­nia kursu), a także dostawy czoł­gów i wozów bojowych oraz samolotów Skyhawk i Phantom. Izraelski MSZ uznał listę za przejaw szaleństwa. Pod­czas spotkania z przedstawi­cie­lami izra­el­skich resor­tów obrony i spraw zagranicz­nych Amin uzasadnił swoje życze­nie planowaną wojną z Tanzanią. MSZ zgo­dził się na renegocjację umowy o współ­pracy wojsko­wej, ale z zastrzeże­niem, iż większość postula­tów dyk­ta­tora jest nie do zrealizo­wa­nia. Amin okazał się jednak bardziej niezależny, niż myśleli Izrael­czycy. Szybko zaczął szukać sojuszników wśród wrogów Izraela, a postawa Ugandy podczas głosowań w ONZ przeciwko Jerozoli­mie wywoły­wała jej oburzenie. 23 marca 1973 roku Amin zażądał, aby Izraelczycy całko­wi­cie opuścili Ugandę – dyplo­maci, wojs­kowi i przed­się­bior­stwa. Tak Państwo Izrael przegrało walkę o to afrykań­skie pańs­two, jak się potem okazało, na własne życzenie.

Miriam Eszkol, żona premiera Izraela, tańczy z Idim Aminem, ówczesnym szefem sztabu generalnego Ugandy, i ministrem spraw zagranicznych Samem Odaką, 1964 rok.
(Mosze Pridan via National Photo Collection of Israel)

Arje Oded z Wydziału Afrykańskiego MSZ Izraela sporządził listę przyczyn takiego stanu rzeczy. Po pierwsze: Izraelczycy niepotrzebnie zaczęli się zacho­wy­wać jak jedna z wielu potęg światowych rozgry­wa­ją­cych słabsze od siebie państwa. Jero­zo­lima ani nie była w stanie zidentyfi­ko­wać społeczno-ekono­micz­nych problemów Kampali, ani też nie miała pomysłu, jak je rozwiązać. Dodat­kowo narzu­cała zbyt duże ceny za ofero­wane usługi i towary. Po drugie: Amin dążył do wyjścia z izola­cji na arenie między­naro­dowej i uznał, że jedynie ZSRR i państwa arabskie będą realną alterna­tywą. Po trzecie: Amin obawiał się, iż jego coraz bardziej antyizra­el­ska polityka w ONZ dopro­wa­dzi do obalenia go przez misję wojskową Cahalu. Ostatecznie, po zbli­że­niu się Ugandy do państw arab­skich, zaczęły one wywierać presję na Amina, ponieważ budowane w kraju przez Izraelczyków lotniska mogłyby być używane do ataku na nie.

Jeżeli mowa o afrykańskich reżimach – Izrael współpra­co­wał jawnie, a po 1973 roku zakuli­sowo, z wieloma przywód­cami uznawa­nymi w świecie za dykta­to­rów. Pierw­szym przy­kła­dem może być Republika Środ­kowo­afry­kań­ska, w której doradcą prezy­denta Jeana-Bédela Bokassy był emeryto­wany już wów­czas, urodzony w II RP, generał Szmuel Gonen, a armia dyktatora była szkolona przez Cahal. Innym przykła­dem może być Wybrzeże Kości Słoniowej, którego przywódca Félix Houphouët-Boigny utrzymywał bliskie relacje z RPA i był przyjaźnie nastawiony do Izraela. Pomimo zerwania stosun­ków dyploma­tycz­nych w 1973 roku Mosad miał w Abidżanie placówkę, z której kontrolo­wał aktyw­ność izraelskiego wywiadu w Afryce Zachod­niej. Jerozolima zaangażo­wana była także w wojnę domową w Czadzie, gdzie w 1982 roku wsparła, popie­ra­nego również przez Stany Zjednoczone i Francję, Hissène’a Habrégo. Izra­el­czycy przysy­łali jego siłom broń produkcji radzieckiej zdobytą w Libanie. W kraju obecni byli także doradcy wojskowi z Cahalu, a ich misją było szkole­nie spado­chro­nia­rzy, które odbywało się przy współ­udziale zair­skiego wojska.

Na mapie Afryki są jeszcze dwa państwa, które warto przywołać ze względu na zaangażo­wa­nie Izraela w konflikty zewnętrzne po tej samej stronie co Stany Zjednoczone – Angola i Mozam­bik. W latach 70., w szczegól­ności po wojnie Jom Kipur, Izrael miał coraz większe problemy ze znalezieniem państw, z którymi mógłby podjąć współ­pracę wojskową w Europie, nie mówiąc już o tak zwanych krajach niezaan­ga­żo­wa­nych. Jerozolima znalazła więc sprzymie­rzeń­ców w takich państwach jak RPA czy Rodezja. W konsek­wen­cji Izrael­czycy zaangażo­wali się między innymi w krajach, gdzie Salisbury i Pretoria prowa­dziły własne konflikty. W obu przypadkach Izrael wspierał ruchy takie jak UNITA (Naro­dowy Związek na rzecz Całkowi­tego Wyzwole­nia Angoli) i FNLA (Narodowy Front Wyz­wo­le­nia Angoli) wspierane przez Afrykane­rów i Ame­ry­ka­nów, a także RENAMO (inaczej MNR, Narodowy Ruch Oporu Mozam­biku), utwo­rzony i popie­rany przez Rodezyjczy­ków. Wszystkie były uwa­żane za organi­za­cje prawi­cowe, zwalczające lokalne ruchy socjalis­tyczne (MPLA w Angoli; FRELIMO w Mozam­biku) wspie­rane przez ZSRR i Kubę. Pomoc ofero­wana wła­dzom portugal­skim w Mozam­biku wynikała również z faktu, iż podczas wojny Jom Kipur podczas operacji „Nickel Grass”, będącej wsparciem logistycznym dla walczą­cego Izraela, władze Portugalii umożliwiły Amerykanom między­lądo­wanie na Azorach.

Ariel Szaron i Szmuel Gonen, 1973 rok.
(Dan Hadani collection / Biblioteka Narodowa Izraela / The Pritzker Family National Photography Collection / CC BY 4.0)

Nietrudno domyślić się roli, jaką odgrywała Jerozolima w obu krajach afrykańskich. Zaangażowana była przede wszystkim w dostarczanie broni i szkolenie bojowni­ków. W Angoli transporty odbywały się bezpo­śred­nio lub poprzez Południową Afrykę, co pomagało masko­wać zaangażowanie Izraela. Pomoc dla UNITY i FNLA Izraelczycy oferowali pomoc także poprzez Zair, gdzie znajdowały się obozy szkoleniowe i prze­ka­zy­wano dos­tawy uzbro­je­nia. Publikacja Old Domi­nion Univer­sity na temat wojny domowej w Angoli podaje, że bojow­nicy FNLA przechodzili szkolenie bojowe rów­nież w samym Izraelu. Nie jest jednak to nic zaskakują­cego, ponie­waż w latach 70. izrael­ska 274. Brygada Pancerna prze­pro­wa­dzała na Synaju szkolenia z użytko­wa­nia radzieckich czołgów dla Kurdów walczących z irackim wojskiem.

Rodezyjski slalom

W historii relacji izraelsko-afrykań­skich znalazły się dwa państwa, z którymi Jerozolimę łączyły relacje skrajne: od potępienia do wsparcia i kooperacji. Na tle opisanych wyżej przykładów nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż mowa tu o Rodezji i Republice Południowej Afryki. Oba kraje łączy fakt oparcia władzy na supre­macji białego człowieka i ścisłej segregacji rasowej. Z perspek­tywy doświad­czeń żydow­skich z czasów drugiej wojny świato­wej i poli­tyki historycznej Państwa Izrael podjęcie współ­pracy z Pretorią i Salisbury (od 1981 roku Harare) wydaje się niedo­rzeczne, jednak w obu wypad­kach podyk­to­wane było realiami poli­tycz­nymi, w jakich znalazły się wszystkie trzy państwa.

Rodezja powstała w 1965 roku w wyniku jednostronnej deklaracji przywódcy Frontu Rodezyjskiego (FR) Iana Smitha. Była to partia założona w 1962 roku jako wyraz sprzeciwu wobec decyzji Wielkiej Brytanii, która na fali dekoloniza­cji w Afryce obiecała, że w nowo powstałych państwach władzę obejmą czarno­skórzy Afrykań­czycy. Człon­ko­wie Frontu Rode­zyj­skiego zanego­wali tę decyzję, uznając, że Brytyj­czycy przyobiecali Rodezję osadnikom w 1923 roku, a prowa­dzona przez nich kolo­ni­za­cja przyczyniła się „rozwoju” tego regionu. Dalsze sprawo­wa­nie władzy przez białych miało jakoby przy­nieść tylko korzyści Afrykań­czy­kom, których postrze­gano dalej jako wierzących w czary i magię, mających system wartości oparty na skostnia­łych przekona­niach. Wyjąt­ko­wość ludności białej według FR wynikała rów­nież z uczestnic­twa Rodezyj­czy­ków we wszystkich kon­flik­tach zbrojnych toczo­nych przez Wielką Brytanię od czasów wojen burskich. Była to tożsa­mość osad­ników-koloni­za­to­rów zagro­żona erą deko­loni­za­cji, czyli wizją utraty uprzywilejo­wa­nej pozycji i stanowisk na rzecz ludności rdzennej.

Od początku lat 60. Izrael jako państwo pomagające budzą­cym się narodom afrykańskim udzielał wsparcia ruchowi niepodleg­łoś­cio­wemu o nazwie Afrykański Naro­dowy Zwią­zek Zimbabwe (ZANU) Roberta Mugabe. W 1966 roku na forum ONZ Izrael potępił Rodezję w następują­cych słowach: „minął już prawie rok od jedno­stron­nego ogłoszenia niepod­leg­łości przez mniejszoś­ciowy rząd Smitha (…). Wbrew naszym nadzie­jom i oczekiwaniom ten niele­galny reżim jest dalej przy władzy na tym terytorium, kontynuuje swoją politykę dyskrymi­nacji i opresji wobec afrykań­skiej większo­ści”. W dalszej części wystą­pie­nia przedstawi­ciel Izraela przy ONZ Dawid Ramin zaznaczył, że w celu zmniejszenia napięć wewnętrznych w kraju reżim w Salis­bury kilkukrot­nie prze­dłu­żał stan wyjątkowy wprowa­dzony w 1965 roku, utrzy­my­wał cenzurę i niele­gal­nie zatrzy­my­wał opozycjo­ni­stów. Zazna­czył także, iż wszystkie państwa powinny utrzy­mać izolację Rodezji na arenie między­naro­dowej. Wobec tego ZANU otrzy­my­wała szerokie wsparcie Jerozolimy w postaci comie­sięcz­nych dotacji oraz finanso­wania dzia­łal­ności organi­za­cji w Europie i podróży działa­czy orga­ni­za­cji. Człon­ko­wie ZANU wielo­krot­nie odwie­dzali Izrael i podkreślali zasługi Izraela. W 1964 roku Mugabe wyraził chęć szkolenia bojow­ni­ków w walce partyzanc­kiej i wypo­sa­żania ich w sprzęt pocho­dzący właśnie z Izraela. W podsumo­wa­niu raportu izrael­skiego MSZ z wizyty Mugabego zna­lazło się takie stwier­dze­nie: „wszystko, co mają teraz w ruchu, zawdzię­czają wspar­ciu Izraela”.

Sama Jerozolima nie była zainteresowana szkoleniami na swoim tery­torium. Starano się je przeprowadzać w Zambii. Mosad wraz z amba­sadą Izraela w Tan­za­nii uzyskali zgodę Lusaki na zorganizowa­nie obozów dla ZANU w Zambii w lis­to­pa­dzie 1964 roku. Mimo to portal Mekomit podaje, że część członków organizacji Mugabego uczestni­czyła w szkole­niach w samym Izraelu, jednak ich przeznaczenie nie jest znane ze względu na fakt, iż wiele akt dotyczących izrael­skiej działal­ności w Afryce pozo­staje utajnionych. Raporty izrael­skiego MSZ z lat 1965–1966 wskazy­wały, że w celu osiągnięcia zamierzo­nego skutku nie wystarczy sam wysiłek zbrojny, a afrykań­skie ruchy narodowo­wyz­wo­leń­cze powinny zacząć stosować metody terrorys­tyczne.

Od 1965 roku Izrael bojkotował Rodezję nie tylko w kwes­tiach wymiany gospodar­czej, ale także w sferze finansowej, a nawet nie pozwalał na wjazd osobom, które miały rodezyjskie paszporty, a nie były członkami organizacji narodowo­wyzwo­leń­czych. Jednak po 1967 roku i rozpoczęciu okupacji między innymi terytoriów pales­tyń­skich Izrael stracił w oczach państw niezaanga­żo­wa­nych. Zaczęto go postrze­gać jako kolejny kraj narzucający swoją wolę innym poprzez siłę. Minister­stwo spraw zagra­nicz­nych dalej utrzymy­wało całko­wity bojkot Rodezji, jednak izraelskie przed­się­bior­stwa próbo­wały obejść izolację, kupując towary po niższych cenach, przedsta­wia­jąc sfałszo­wane certyfi­katy pocho­dze­nia towarów, a obecność towarów izrael­skich w Rodezji tłumaczono tym, iż dostały się tam przez pańs­twa trzecie. Rząd Smitha z kolei zezwolił lokalnej spo­łecz­ności żydow­skiej, która chciała wspie­rać Izrael, na omi­nię­cie krajowego prawa zakazu­ją­cego transferów fundu­szy większych niż 100 funtów z kraju. Można zadać pytanie, czy była to znacząca liczba. Według gazety „Dawar” z 1976 roku Rodezję zamieszkiwało 4500 Żydów, z czego około połowy w Salisbury. Gazeta donosiła, że najwięcej Żydów opuściło ten kraj w 1965 roku, kiedy FR ogłosił niepodleg­łość kraju, ale w latach 70. liczba wyjeż­dża­ją­cych miała już spaść. Była to społecz­ność aktywnie zaanga­żowana w działa­nia prosy­jo­nis­tyczne, dobrze zasymilo­wana, zaangażo­wana w handel, pro­duk­cję czy wypas zwierząt. Według Geof­freya Wigo­dera rode­zyj­scy Żydzi służyli także w wojsku i brali udział w walkach z ruchami wyzwo­leńczymi.

W latach 70., po wojnie Jom Kipur, izolacja Izraela w Afryce i na świecie się nasiliła. Państwa arabskie i ZSRR wywarły naciski na państwa afrykańskie, aby te zerwały stosunki z Jero­zo­limą. Wówczas współpracę z Rodezją pogłębiono. Od 1977 roku Rodezja produko­wała na licencji pisto­lety maszy­nowe Uzi, a w 1978 roku dostar­czono rodezyjskiemu wojsku amerykańskie śmigłowce Bell 205, które następnie wykorzys­ty­wano do walki z partyzantką. Transfer nie był oczywiś­cie bezpośredni. Śmigłowce zostały dostarczone ze Stanów Zjedno­czo­nych do sił powietrznych Izraela, a z nich, poprzez firmy trzecie, zostały sprzedane do Rodezji. Wszystko to, aby ominąć embargo. Beit-Hallahmi podaje, że w trakcie wojny rode­zyj­skiej w działaniach wojska rodezyj­skiego można było dostrzec wzorce izra­el­skie, w szcze­gól­ności w kwestiach ochrony granicy państwa. Ponadto przedsiębiorstwo kiero­wane przez jednego z izrael­skich gene­rałów w stanie spo­czynku pomagało w minowaniu pasa granicz­nego i wzno­sze­niu wzdłuż niego systemów wczesnego ostrzegania.

Wojna rodezyjska, wybory w 1980 roku wygrane przez ZANU i rozpo­częte zmiany na scenie politycznej uzna­nego na arenie między­naro­do­wej Zimbabwe pokazały, że Izrael, zmieniając strony barykady, opowie­dział się ostatecznie po przegranej stronie.

Jerozolima i Pretoria – sojusz syjonistów i apartheidu

Spośród izraelskich sojuszy w Afryce to właśnie ten z Połud­niową Afryką wydaje się najdziwniejszy. Otóż państwo, które w swojej polityce historycznej silnie odwołuje się do doświad­czeń Zagłady, marty­ro­logii narodu dyskrymino­wa­nego i prze­śla­do­wa­nego przez rasistow­ską ideologię nazis­tow­ską, nawią­zało bliską współ­pracę z krajem, który oparł swoje funkcjono­wa­nie na apartheidzie, czyli raso­wej seg­re­gacji i dyskry­mi­na­cji, a jego politycy i miesz­kańcy sym­pa­ty­zo­wali z ideologią nazis­tow­ską (połud­nio­wo­afry­kań­ski pre­mier, a nas­tęp­nie pre­zy­dent John Vorster był człon­kiem naro­do­wo­socja­lis­tycz­nego ugrupo­wa­nia Ossewa­brand­wag). Z pew­noś­cią można jed­nak stwierdzić, że Jerozo­limę i Pretorię połą­czyła brutalna Realpo­li­tik. Co więcej, po drugiej woj­nie świa­to­wej ówczesny Zwią­zek Połud­nio­wej Afryki (ZPA) zamiesz­ki­wało 118 tysięcy Żydów, których wpłaty na zbiórki i fundu­sze syjonis­tyczne były drugie co do wielkości, zaraz po tych wpłaca­nych przez dias­porę ze Stanów Zjed­no­czo­nych. Było to możliwe dzięki temu, iż po wojnie społeczność żydow­ska Afryki Połud­nio­wej dostała przywilej wysyłania funduszy poza granice państwa. Diaspora połud­niowo­afrykań­ska zaku­piła rodzącej się mary­narce wojennej Izraela trawler, który służył jako okręt patro­lowy i jednostka szkolna dla oficerów. Nazwano go Drom Afrika na cześć państwa, z którego pochodzili sponsorzy.

Drom Afrika.
(domena publiczna via amutayam.org.il)

W okresie przed dwiema wojnami izraelsko-arabskimi – wojną sześcio­dniową i wojną Jom Kipur – Izrael często popierał w Organiza­cji Narodów Zjednoczo­nych rezo­lucje wymierzone w Pretorię. Już w 1949 roku poparł Rezolucję 265 (III), która nakazywała ZPA podjąć rozmowy z Indiami i Pakista­nem na temat traktowania ich obywateli przez władze w Pretorii. W 1961 roku poparł pomysł ocenzurowania wypo­wie­dzi afry­ka­ner­skiego ministra spraw zagranicznych Erica Louwa w obronie apartheidu. Rok później Izraelczycy poparli Rezolu­cję nr 1761 Zgroma­dze­nia Ogólnego ONZ potępia­jącą apartheid i państwa, które utrzymy­wały relacje handlowe z ZPA, a także zobowią­zali się do egzek­wo­wa­nia embarga nało­żo­nego na Pretorię. W paździer­niku 1967 roku Izrael opo­wie­dział się „za” Rezolucją nr 2145 ZO ONZ, która zakoń­czyła mandat Afryki Południowej nad Afryką Połud­niowo-Zachod­nią. Nigdy jednak Izrael­czycy nie opowiedzieli się za wyklu­cze­niem ZPA/RPA z Organizacji Narodów Zjed­no­czonych.

Sasha Polakow-Suransky podaje, że Afrykanerzy nie rozu­mieli zacho­wa­nia Izraela, ponieważ mieli nadzieję, iż przy­jazne nastawienie wobec żydow­skiej diaspory prze­nie­sie się na pozy­tywne relacje między pańs­twami. Politycy połud­niowo­afry­kań­scy liczyli na to, że diaspora będzie wpływać na Jerozolimę, aby ta z kolei popierała ZPA na forum ONZ. Był to jednak okres, kiedy Izrael koncentrował się na pomocy nowo powstają­cym państwom tak zwanej czarnej Afryki. Ben Gurion i Golda Meir uważali, że Izrael ma moralny obowiązek wspierać dążenia niepod­leg­łoś­ciowe tych narodów. Meir była znana z krytyki apartheidu i dyskry­mi­na­cji. W tym czasie w izra­el­skim MSZ zwolennicy Real­poli­tik, którzy optowali za zbliżeniem z ZPA, przegry­wali z „ideowcami”.

Brak zdecydo­wa­nego odwetu politycz­nego na Izraelu Polakow-Suransky tłu­ma­czy tym, że w latach 60. dużą część uzbroje­nia Pretoria kupowała we Francji (samochody pancerne AML, samoloty Mirage 3, śmigłowce Aéro­spa­tiale Alouette III i Super Frelon, a także systemy rakietowe i przeciw­lotni­cze). Paryż miał dobre relacje z Izraelem, więc obawiano się, że ten wpłynie na Francję, aby ta wstrzy­mała dostawy. Na stronie izraelskiego Archi­wum Państwowego można przeczytać, iż w tym okresie do napięć na linii Izrael–ZPA docho­dziło właśnie przez działa­nia izraelskiej dyplomacji. Od 1963 roku relacje utrzy­my­wano na pozio­mie charge d’affaires, ale stosunków dyplo­ma­tycz­nych nie zerwano, głównie ze względu na liczną diasporę.

Sytuacja zmieniła się przed wojną sześciodniową, a w szczególności w tak zwanym okresie wyczekiwania (hebr. תקופת ההמתנה, tkufat ha‑hamtana, izrael­ska nazwa okresu od wkroczenia wojsk egipskich na Synaj aż do wybuchu wojny). Wówczas rząd południowoafrykański (już RPA, a nie ZPA) pod prze­wod­nic­twem Vorstera zezwolił, aby lokalna diaspora wytrans­fe­ro­wała do Izraela pomoc finansową w wyso­kości ponad 20 milio­nów dolarów. Umożli­wiono także wyjazd na Bliski Wschód ponad tysią­cowi ochotników pocho­dze­nia żydow­skiego. Część z nich była w wieku poboro­wym, co według prawa południowo­afry­kań­skiego uniemożli­wia­łoby im opusz­cze­nie kraju. James Adams podaje, że Pretoria wsparła sprzę­towo Cahal. W czerwcu 1967 roku Żydzi z RPA spotykali się z przedsta­wi­ciel­stwem ministerstwa spraw zagra­nicz­nych Izraela, prosząc, aby to złagodziło ton wobec Połud­niowej Afryki. Zastępca dyrektora generalnego MSZ zapew­nił, że Jerozolima wstrzyma się od „ostrych potę­pień” i „zbęd­nych oświadczeń”. Takie też zalecenia wydano wszystkim izraelskim dyplomatom.

Na zmianę stosunków wpłynęła też sama wojna. W oczach wielu państw afrykańskich Izrael stał się oku­pan­tem, jednym z wielkich graczy tego świata. Intratne okazały się także arabskie oferty wystosowane do stolic afrykańskich na zakup tańszej ropy. Stopniowe uzależ­nia­nie Afryki od tego surowca pomogło wywrzeć zde­cy­do­wane naciski na tak zwaną czarną Afrykę po wojnie Jom Kipur. To po niej zdecydowana większość państw afrykańskich zerwała stosunki dyploma­tyczne z Izraelem, a dotych­cza­sowa polityka Jerozolimy legła w gruzach. Poza Stanami Zjednoczo­nymi najwięk­szą pomoc Izrael otrzymał właśnie z Południowej Afryki. Jej władze tym razem pozwo­liły lokalnej diaspo­rze prze­ka­zać ponad 30 milionów dolarów pomocy i zez­wo­liły na wyjazd 1500 ochot­ni­ków. Dwa izolowane na arenie między­naro­dowej państwa zaczęły coraz przyjaź­niej na siebie spoglądać.

Taką opinię można było przeczytać o ociepleniu relacji izraelsko-połud­niowo­afry­kań­skich w 1971 roku w „The New York Timesie”:

Afrykanerzy postrzegają Izrael jako kolejny mały naród otoczony przez wrogów, gdzie Biblia i odrodzony język są istotnym czynni­kiem. (…) Zarówno Połud­niowa Afryka, jak i Izrael czują się izolo­wane w ONZ, ale nie uważają tego za ostateczny wyrok historii. Afryka Połud­niowa czuje, że Izrael, tak jak ona sama, jest przyczół­kiem Zachodu. (…) Połud­niowa Afryka wierzy, że Izrael opóźnia sowiecki marsz na południe.

Stosunki dyplomatyczne pomiędzy Izraelem a Połud­niową Afryką budo­wano w specy­ficzny sposób. Amir Oren z „Ha-Arec” streścił go tak: „w epoce sojuszu odizo­lo­wa­nych państw relacje budowano na krwi, rasie i pienią­dzach. Liczyło się bezpieczeń­stwo – i pieniądze, dużo pieniędzy, przynaj­mniej dla jednej strony – i do diabła z segre­ga­cją”. Natomiast Vorster jako premier, zdiagnozował więzi łączące oba pańs­twa w jeszcze ciekawszy sposób. Otóż stwierdził, że Izrael, podobnie jak Południowa Afryka, napotkał problem apart­heidu i tego, jak traktować arabskich mieszkańców państwa. Relacje stały się mniej publiczne dopiero po 10 lis­to­pada 1975 roku, kiedy Zgromadzenie Ogólne ONZ przy­jęło Rezolucję nr 3379 potę­pia­jącą „strasz­liwy sojusz między rasizmem Połud­nio­wej Afryki a syjoniz­mem” i uzna­jącą syjonizm za ideo­logię rasistow­ską. Skryte relacje nie pasowały Afrykane­rom, którzy szukali publicznej akceptacji i okazji do obnosze­nia się z nią na arenie między­naro­do­wej. Wielu prawico­wych izrael­skich polityków w latach 70. i 80. wyrażało uznanie dla połud­niowo­afry­kań­skiej polityki, a generał Rafael „Raful” Ejtan przyznał, że idea bantu­stanów może być modelem dla rozwią­za­nia kwestii palestyń­skiej w Izraelu. Rządząca Izrae­lem od 1977 roku prawica podkreślała dodat­kowo, że oba państwa łączy opór prze­ciwko siłom sprzyjającym komuniz­mowi. To oddziały­wało na Afryka­ne­rów, którym sen z powiek spędzało radzieckie i kubańskie zaangażo­wa­nie w Angoli.

Współpraca wojskowa – izraelskie apetyty i afryka­ner­skie potrzeby

Oba państwa w kwestiach obronności i zbrojeń widziały dla siebie szanse. Połud­niowa Afryka była jednym z pięciu dominiów brytyj­skich, które wraz z Wielką Bry­ta­nią założyły w 1931 roku Wspólnotę Narodów, jednak ze względu na politykę apartheidu została z niej wyrzu­cona w 1961 roku. Wspólna historia dzielona z Londy­nem przy­czy­niła się do tego, że w arsenale Południowo­afry­kań­skich Sił Obrony (SADF) znaj­do­wał się sprzęt produkcji brytyjskiej. Dostawy, pomimo embarga, reali­zo­wały także Francja i Stany Zjedno­czone. Jednak Afry­ka­ne­rzy nie dysponowali nowo­czes­nym sprzętem. Na początku lat 60. w Angoli i Namibii zaczęły się rodzić zbrojne ruchy naro­dowo­wyz­wo­leń­cze wspoma­gane sprzę­towo przez państwa bloku wschod­niego, a zatem SADF potrze­bo­wało efektywnego uzbrojenia. Dla użyt­kow­nika sprzętu brytyjs­kiego i francuskiego Izrael jawił się jako idealne źródło zaopatrzenia w uzbro­je­nie z drugiej ręki lub części zamienne. Poza tym izolo­wane na arenie między­naro­do­wej pańs­two, któremu bliżej było do obozu zachod­niego, mogło postrze­gać Izrael jako furtkę do techno­logii zachodniej. Z kolei z perspektywy Izraela Połud­niowa Afryka była obie­cują­cym rynkiem zbytu. Ponadto Izrael dys­po­no­wała potęż­nym zapleczem kadro­wym z doświad­cze­niem wojsko­wym, które optowało za każdym prze­ja­wem współ­pracy mili­tar­nej, czy to na płasz­czyź­nie sprze­daży uzbro­je­nia, czy w formie doradz­twa wojs­kowego.

Powyższy skrót relacji izraelsko-południowo­afry­kań­skich wska­zy­wać by mógł, że kontrakty zbrojeniowe zaczęto reali­zo­wać po wojnie sześcio­dnio­wej. Jednak już w 1955 roku do ZPA dotarły pierwsze dostawy pistoletów maszynowych Uzi. Z czasem Afrykanerzy rozpoczęli u siebie produkcję Uzi na licencji. Beit-Hallahmi pisze, że według rejestrów SIPRI w 1962 roku Południowa Afryka zakupiła od Izraela 32 czołgi Centurion. Jednak obecnie w ogólno­dostęp­nej bazie SIPRI nie ma takich danych. W 1963 roku nałożono pierwsze embargo na broń na Południową Afrykę. Jednak po tym czasie Izrael nie miał problemu, aby zgodzić się na dostarczenie SADF korwet rakie­towych typu Saar 4 (produkowa­nych następnie na licencji w Durbanie jako typ Warrior) czy pocisków przeciw­okrę­to­wych Gabriel 2. W 1977 roku embargo powtórzono, ale już wtedy Mosze Dajan zapowie­dział, że będzie ono ignoro­wane. W ten sposób do RPA trafiły transportery M113, karabinki Galil czy drony Scout, a przede wszystkim samoloty bojowe Kfir. Bill Norton podaje, że pierwsza sprzedaż Kfirów odbyła się w 1980 roku. Do RPA przekazano trzydzieści sześć maszyn, z czego co najmniej trzydzieści trzy przeszły w zakładach Atlas Aircraft Corporation modernizację do standardu Cheetah. Łącznie do roku 1995 RPA miała otrzymać od 45 do 60 Kfirów.

Atlas Cheetah.
(Aeroprints.com, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)

W kwestii Kfirów, de facto izraelskiej wersji Mirage’ów 5 z izrael­ską elektro­niką i amery­kań­skimi silnikami, wymyślono ciekawe obejście. Ze względu na silniki ich sprzedaż wyma­gała zgody Waszyngtonu, który chciał przestrzegać embarga. Wobec tego Israel Aero-space Industries wpadło na pomysł zakupu we Francji silników Snecma Atar 9K, które byłyby przy­pad­kowo dosto­so­wane do południowo­afry­kań­skich samolotów. Amir Oren pisze w „Ha‑Arec”, że izrael­skie apetyty były tak bardzo rozbu­dzone, że Szimon Peres chciał sprzedawać Pretorii połowę produkcji czołgów Merkawa, co dawało 10 czołgów miesięcz­nie. Afrykanerzy woleli jednak pocze­kać, aż pojazd powstanie i będzie zdolny do służby liniowej. Izraelczycy moder­ni­zo­wali połud­nio­wo­afry­kań­skie czołgi, wozy bojowe, transportery, dos­tar­czali wojs­kową elektronikę, radary mors­kie, szkolili wojsko­wych i jednostki specjalne. Firmy zbroje­niowe z Izraela zaanga­żo­wały się także w rozwój swoich południowo­afry­kań­skich odpowiedni­ków. Ariel Szaron w 1981 roku, po objeździe po „zaprzyjaźnionych” państwach Afryki, wypro­sił u admini­stra­cji Ronalda Reagana zwięk­sze­nie dostaw nowo­czes­nego sprzętu dla SADF, aby RPA mogła efektywnie walczyć ze wspiera­nymi przez między­naro­do­wych komunis­tów bojówkami.

Współpraca obejmowała również przekazywanie SADF doświadczeń zdobytych przez izraelskich wojskowych w wojnach na Bliskim Wscho­dzie. Na przykład w lipcu 1967 roku, po zakończeniu wojny sześcio­dnio­wej, siły powietrzne Izraela wysłały przedsta­wi­cieli do RPA, aby ci podzie­lili się obserwacjami i taktyką zastosowaną podczas konfliktu. Polakow-Suransky podaje, że spot­ka­nia wojsko­wych i wywia­dów obu państw odbywały się regularnie, ale Izrael­czycy mieli się w ich trakcie zachowywać arogancko, nie uważając doświad­czeń swoich kole­gów za cenne. Działa­nia SADF w Angoli miały być wspomagane przez izrael­skich doradców, którzy prze­ka­zy­wali doświadczenia zdobyte między innymi przez Cahal w Libanie. W podob­nym stylu co w Izraelu wznoszono umocnienia graniczne pomię­dzy Angolą a Namibią. Izraelska policja i służby specjalne dzie­liły się swoimi doświadczeniami w obszarze wywiadu, inwigila­cji, podej­mo­wa­nia działań antyparty­zanc­kich. Częstym gościem w Izraelu był Theunis Swanepoel, zwany „bestią z Soweto”, twórca Koevoetu, czyli policyj­nej specjal­nej jednostki przeciw­party­zanc­kiej, która działała na pograniczu dzisiejszej Namibii i Angoli, a jej działania charakteryzowały się dużą brutal­nością.

Atomowy sojusz syjonistów i Afrykanerów?

Nieodłącznym elementem wszystkich analiz relacji izraelsko-połud­niowo­afry­kań­skich jest tematyka współ­pracy w obszarze programów atomo­wych. W 2010 roku doszło do odtajnienia przez południowo­afry­kań­ski rząd dokumentów doty­czą­cych współpracy obu krajów. Można w nich znaleźć zapiski, że w 1975 roku RPA zwróciła się do Izraela o sprzedaż głowic nukle­ar­nych. Odpowiedzi na prośbę udzielił nie kto inny jak sam Peres, który przesłał ówczes­nym sojuszni­kom ofertę, jak pisze „The Guardian”, z „trzema rozmiarami”. Izra­el­czycy, po nieudanych próbach wstrzymania publikacji doku­men­tów, oczywiście zaprze­czyli wszystkim donie­sie­niom. Za chwilę wrócimy do tej kwestii.

Program nuklearny był oczkiem w głowie pierwszego premiera Dawida Ben Guriona, który uważał, że da on młodemu państwu wielkie możli­wości i będzie stanowić atut w polityce obronnej. Jerozolima podjęła stara­nia w tym obszarze bardzo szybko, bo już w latach 50. Może wydawać się to dziwne: młodemu państwu brako­wało surowców i dóbr, a tymcza­sem w tajem­nicy przed spo­łecz­noś­cią mię­dzy­naro­dową, własnym spo­łe­czeń­stwem, opozycją, a nawet częścią rządu prowadzono program, który wyma­gał wielkiego wysiłku finan­so­wego i materia­ło­wego. Izrael równo­legle starał się o dwa reak­tory. W sposób oficjalny w ramach projektu Atomy dla Pokoju wybudo­wano centrum z reaktorem nauko­wym u ujścia Nachal Sorek, a w tajem­nicy przed mocars­twami nuklear­nymi i traktatami Francuzi poma­gali wznosić centrum nuklearne w Dimonie, która stała się elemen­tem wielu spekulacji dotyczących izraelskich możli­wości nuklear­nych. Rozważania na ten temat podsycił nie kto inny jak Mordechaj Wanunu poprzez brytyjski „The Sunday Times” (o czym opowiedzieliśmyw tym artykule ).

Zdjęcie z amerykańskiego satelity przedstawiające ośrodek w Dimonie (1968).
(United States Government)

W obu krajach ambicje atomowe zrodziły się między innymi z potrzeb geopolitycz­nych. Otoczenie wrogimi państwami sprawiało, że zapew­nie­nie przetrwa­nia było celem strategicz­nym, a program nukle­arny byłby ideal­nym odstrasza­czem, w ostatecz­ności – deską ratunku. Afrykanerów mobi­li­zo­wała dekoloni­za­cja, nato­miast Izraelczy­ków – wrogo nasta­wiony Egipt. ZPA długo sprze­da­wał uran do Stanów Zjednoczo­nych czy Wielkiej Bryta­nii w zamian za zachodnią techno­logię. Problem pojawił się wraz z rosnącą presją na Afrykane­rów i postę­pu­jącą izolacją na arenie między­naro­do­wej. Ze względu na apartheid Pretoria stała się paria­sem. Ci, którzy do niedawna pomagali jej otwierać kopalnie uranu, teraz się odwrócili. W połowie lat 60. na scenę wkroczył Izrael, który posiadał potencjał naukowy i technolo­giczny, miał już dwa reaktory, ale nie miał surowców. Natomiast RPA dyspo­no­wała uranem i potrzebowała part­nera do rozwoju programu nuklear­nego. Beit-Hallahmi pisze, że do pierw­szej dostawy połud­niowo­afry­kań­skiego uranu do Izraela doszło już w 1957 roku. W 1963 roku do reaktora w Dimonie po raz pierwszy dostar­czono paliwa jądro­wego. Z uży­tych 24 ton uranu aż 10 ton miało pochodzić z RPA. W zamian izra­el­scy naukowcy zaangażowali się w rozwój połud­niowo­afry­kań­skiego reak­tora produkcji krajowej, aby w 1967 roku z sukcesem uruchomić reaktor Safari 2. Rok wcześniej afryka­ner­scy naukowcy zaproponowali swoim kolegom prze­pro­wa­dze­nie testu nukle­ar­nego, ale Izrael­czycy zgodnie ze swoją polityką niedo­po­wie­dzeń i niejasności (amimut) na temat własnego programu ato­mo­wego zapewnili, że nigdy jako pierwsi nie użyją takiej broni, a propozycję odrzucono.

W 1976 roku sformalizowano dotychczas skrywaną współ­pracę naukową. Na spotkaniu premierów Vorstera i Rabina zobowiązano się do organizo­wa­nia spotkań przynaj­mniej raz do roku w celu koordyna­cji i prze­glądu wspólnych wysiłków ekonomicznych, technolo­gicz­nych i nauko­wych. W tej koope­ra­cji Południowa Afryka zobowiązy­wała się do wkładu w postaci surow­ców, najpew­niej uranu, a Izrael zapewniał know‑how. Afrykanerzy ponowili ofertę udostęp­nie­nia swo­jego tery­torium pod testy atomowe. Według ówczesnych raportów CIA Izrael mógł posiadać od 10 do 20 głowic, natomiast RPA miała mieć wystar­cza­jące ilości wzbo­ga­co­nego uranu do rozpoczęcia włas­nej produkcji. Jero­zo­lima z kolei nie miała tery­torium, na którym mogłaby skutecznie i bez­prob­le­mowo przeprowadzić próbną eks­plozję. Z tej perspek­tywy propozy­cje wspólnych testów wydają się uzasadnione.

W tym miejscu należy przenieść się do 2010 roku, kiedy wbrew protestom Izraela RPA postanowiła opublikować część tajnych dokumentów dotyczą­cych współpracy obu państw. „The Guardian” podał, że w jednym z nich odnaleziono prośbę ówczes­nego ministra obrony Pietera Willema Bothy, który prosił Izrael o sprzedaż głowic nuklearnych. W odpowiedzi Peres pisał o „trzech roz­mia­rach”, co nie jest do końca jasne. Gazeta speku­luje, że mogło chodzić o głowice kon­wen­cjo­nalne, che­miczne i właśnie nukle­arne. Z powyż­szych informa­cji wynika, że w tamtym czasie RPA brako­wało jedynie głowic z ładunkiem atomo­wym. Elementem wieńczą­cym nuklearne ambicje w kontekście obron­ności są środki przenoszenia głowic. Takowe Izrael zapro­po­no­wał kilkukrot­nie Afryka­ne­rom, jeszcze w 1975 roku. Były to pociski balis­tyczne Jerycho, występujące w doku­men­ta­cji pod kryptoni­mem „Chalet”, zdolne do przeno­sze­nia głowic nuklear­nych. Prawdopodobnie podczas wojny Jom Kipur Izraelczycy wykorzys­tali fakt ich istnienia, aby wymusić na Waszyngtonie pomoc wojskową, strasząc otwar­ciem magazynów pocisków i silosów startowych. Dostępne są też infor­ma­cje jakoby oba państwa miały prowadzić wspólne prace nad pocis­kiem Jerycho 2. Zresztą te pociski balistyczne były produkowane w RPA pod nazwą RSA.

Żołnierze podłud­niowo­afry­kań­skiej piechoty morskiej wyposażeni m.in. w Galile ARM na pograniczu Mozambiku i Angoli.
(Allen Herweg, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe)

W 1976 roku Leonid Breżniew w rozmowie z Jimmym Carte­rem ujawnił, że według radziec­kiego wywiadu na Kala­hari Afrykanerzy prowadzili prace mające przy­go­to­wać miejsce przeprowadzenia próby nuklearnej. W następnym roku Waszyng­ton i Moskwa potwier­dziły te informacje, opiera­jąc się na zdję­ciach satelitarnych. Był to alarm dla klubu państw atomo­wych, które postrze­gały posiadanie broni atomowej przez reżim apartheidu jako potencjalne zagrożenie dla regionu. Zresztą te same obawy skupiały się wokół programu nukle­ar­nego Jero­zo­limy. Obawy o to, że Pretoria realizuje prace nad bro­nią atomową, mógł potęgować fakt, iż RPA odmówiła podpisania Traktatu o nieproliferacji. Kolejną czerwoną lampką okazało się znacz­nie poważniejsze wyda­rze­nie w 1979 roku.

Incydent Vela

Aby przedstawić tło incydentu, jednego z najbardziej tajem­ni­czych epizo­dów współpracy izraelsko-połud­nio­wo­afry­kań­skiej, należy zacząć od samego początku. 5 sierp­nia 1963 roku Londyn, Waszyngton i Moskwa podpi­sały Układ o zakazie prób broni nuklearnej w atmos­ferze, w prze­strzeni kosmicznej i pod wodą. Ame­ry­kanie chcieli mieć pewność, że ZSRR będzie prze­strze­gać posta­no­wień układu, i umieścili w kosmo­sie sate­lity, tworzące system wykrywa­nia i rejestrowa­nia prób atomowych. Vela 6911 – jeden z satelitów systemu, 22 wrześ­nia 1979 roku, jeszcze przed nasta­niem świtu, zarejestro­wał nad Oceanem Indyjskim coś, co do teraz stanowi źródło nie­do­po­wie­dzeń i spekulacji: podwójny rozbłysku.

Według artykułu Blast From the Past z „Foreign Policy” podwójny rozbłysk stanowi charakte­rys­tyczny element eks­plozji nuklearnej. Pierw­szy, intensyw­niej­szy, powstaje w trak­cie detonacji. W kolejnym etapie powstała w wybuchu kula ognia roz­cho­dzi się, jej powierzchnia wytraca tempe­ra­turę, aby następnie się rozszerzyć. Wówczas z wnętrza kuli docho­dzi do dru­giego rozbłysku. Na podstawie zanoto­wa­nych po wybu­chu sygnałów hydro­sta­tycz­nych naukowcy ocenili, że do eksplozji naj­praw­do­po­dob­niej doszło w okolicach Wysp Księcia Edwarda.

Jako że lokalizacja tego wybuchu była nietypowa, gdyż nastąpił daleko od Związku Radziec­kiego, a i „pobliską” Południową Afrykę charaktery­zo­wało anty­komu­nis­tyczne nas­ta­wie­nie, sprawę należało bez­zwłocz­nie zbadać. Biały Dom powołał do życia zespół, którego zadaniem było zbada­nie wszystkich poszlak i przedstawienie wniosków z prac. Na czele grupy stanął profesor MIT Jack Ruina. W maju 1980 roku opublikowano raport, którego głównym i najważ­niej­szym wnioskiem było to, że sate­lita zarejestrował roz­błysk będący następstwem próby atomowej. Wniosek poparto tym, iż wydarzenie to nosiło cechy charakterys­tyczne wszystkich 41 wybuchów zano­to­wa­nych wcześ­niej przez system.

W raporcie pojawiły się również pewne niewiadome. Po pierwsze: poza wykry­tym podwójnym rozbłyskiem systemy satelity nie zanotowały innych danych, które potwierdzi­łyby próbę atomową. Po drugie: naukowcy zastrzegli, że eks­plo­zje nukle­arne następują blisko powierzchni ziemi, natomiast roz­błyski zare­jes­tro­wane 22 wrześ­nia nastąpiły dużo wyżej. Przed­os­tat­nim znakiem zapy­ta­nia była zbyt duża intensyw­ność światła. Otóż w dniu, kiedy satelita wykrył wybuch, w rejonie wysp panowała pochmurna pogoda. Na koniec nau­kowcy zastrzegli, że na odczyt systemu mogło mieć wiele innych czynników zewnętrz­nych. Bardziej jedno­znaczną opinię wydało United States Naval Research Labo­ra­tory, które podało, że odczyty z jego systemów pozwa­lają sklasyfikować to wyda­rze­nie jako test nuklearny. W okoli­cach wysp miało dojść do eksplozji, która wyemitowała silny impuls akus­tyczny. Podobne odczyty miano zanotować również w Argen­ty­nie. CIA także przychy­liła się do opinii, iż satelita zarejes­tro­wał eksplozję. Wątpliwości agencji wzbudziła pora testu – noc – i niska moc wybuchu. Ostateczne Amerykanie nie wypra­co­wali jedno­znacz­nego stano­wiska. CIA oraz Departa­menty Obrony i Energii opowiedziały się za tezą o eksplozji nuklear­nej. Natomiast Biały Dom przychylił się do zastrzeżeń naukow­ców o tym, że na odczyty satelity miały wpływ czynniki zewnętrzne.

W tym miejscu należy przywołać także artykuł Larsa-Erika De Geera i Christo­phera Wrighta, którzy w analizie dotyczącej wydarzenia z 22 września odwołują się do badań przeprowa­dzo­nych na owcach. Otóż profesor Lester van Middles­worth zbadał tarczyce tych zwierząt, które zabito w Australii w paździer­niku i listopadzie 1979 roku. W badanych gruczołach badacz zanotował odbiegające od normy stężenie izo­topu jodu-131. Było to ważne odkrycie, ponieważ tarczyce owiec wchła­niają izotopy tego pierwiastka, które znalazły się w atmos­ferze w wyniku eksplozji nuklearnych. Van Middles­worth podał jeszcze inną, istotną dla prowadzo­nych dociekań informację. Wszystkie z badanych zwierząt wypasane były na obszarach objętych opadami deszczu z chmur, który nadeszły z kierunku miejsca przeprowa­dze­nia testu nad Ocea­nem Indyj­skim. Odkry­cie to było na tyle ważne, że amerykańska Agencja Wywiadu Depar­ta­mentu Obrony zleciła sprawdzenie, czy skażenie jodem-131 mogło być wywo­łane na przykład przez fabryki. Ekspertyza wykazała, że przed 22 września w rejonach wypasu owiec nie stwierdzono skażenia jodem-131, czyli lokalny przemysł nie mógł być źródłem jego emisji.

Prowadząc tak szeroko zakrojone badania nad wydarzeniem, do którego doszło z dala od ZSRR i jego sojuszników, nie sposób nie podjąć próby wskazania państw mogą­cych prze­pro­wa­dzić próbę atomową w tym miejscu. Jimmy Carter już 22 wrześ­nia zapisał: „pojawił się sygnał o eksplozji jądrowej w rejonie Afryki Południo­wej – albo RPA, Izrael z wykorzys­ta­niem statku, albo nic”. Wymienienie Państwa Izrael wyni­kało z tego, iż latach 70. Ameryka­nie podej­rze­wali Jerozolimę o rozwój własnego pro­gramu atomowego wraz ze środkami prze­no­sze­nia głowic bojowych. Tę obawę umac­niała koopera­cja Jerozolimy i Pretorii w obszarze rakieto­wych pocisków balis­tycz­nych i samych badań nukle­ar­nych. Poza tym loka­li­za­cja podwój­nego roz­błysku pozwalała rzucić podej­rze­nia właś­nie na RPA.

Według Leopolda Weissa Biały Dom chciał unik­nąć jasnego wska­za­nia sprawców. Składało się na to kilka czynników. Opowie­dze­nie się za tezą, iż satelita nie wykrył eksplozji, podkopałoby całkowicie ideę systemu Vela i wszyst­kich jego wcześniejszych odczytów. Właśnie w 1979 roku Waszyng­ton wyne­go­cjo­wał z Moskwą traktat SALT II. Podważenie sku­tecz­ności satelity dałoby Związ­kowi Radziec­kiemu argu­ment o fikcyjności lub stron­ni­czo­ści systemu kontroli zbrojeń nuklear­nych. Ponadto rok wcześ­niej Kair z Jerozo­limą podpisały pod auspic­jami Waszyng­tonu w Camp David porozu­mie­nie poko­jowe. Można sobie wyobrazić, jaka byłaby reakcja Egiptu, gdyby dowie­dział się, że zasiadł do stołu rozmów z sąsia­dem posiadającym potencjał nukle­arny, a Stany Zjednoczone to potwier­dzają i akceptują. Z kolei w 1978 roku pre­zy­dent Carter podpisał Ustawę o nieproli­fe­ra­cji, uznającą proli­fe­rację broni nukle­ar­nej za zagroże­nie dla Stanów Zjednoczo­nych. Zatem obar­cze­nie winą Pretorii i Jerozo­limy dałoby wielu państwom do ręki oręż pod postacią argu­mentu o polityce podwójnych standardów.

Inną perspektywę dają wspomnienia Dietera Gerhardta, byłego oficera połud­niowo­afry­kań­skiej marynarki wojennej i jednocześnie szpiega radzie­ckiego GRU. Uznał on przepro­wa­dze­nie testu przez Izrael za bardzo praw­do­po­dobne. Według jego zeznań baza marynarki wojennej w Simonstad została zamknięta na bezpośred­nie polecenie ministerstwa obrony przed 22 września. Personel bazy nie otrzymał w tej sprawie żadnych wyjaśnień. Udział Izraela w teście został także potwier­dzony przez dziennika­rza Seymoura Hersha. W książce The Samson Option: Israel’s Nuclear Arse­nal and Ameri­can Foreign Policy podaje on, że test przeprowa­dzono właśnie tego dnia i była to jedna z trzech prób atomowych Cahalu na tym akwenie. Test miał zostać prze­pro­wa­dzony przez Izrael przy współudziale połud­niowo­afry­kań­skich okrętów, a także naukowców. Praw­do­po­dob­nie zdetonowano bombę neutro­nową o mocy 2–3 kiloton.

W tym miejscu można zadać pytanie, jak zareagowali sami „zaintereso­wani”. Odpowiedź w zasadzie jest oczywista: oba państwa się nie przy­znały. Izraelczycy, którzy w kwestiach własnego programu nukle­ar­nego niczego nie potwierdzają i niczemu nie zaprzeczają, zgodzili się z tezą, że podwójny roz­błysk jest elemen­tem charak­te­rys­tycz­nym wybuchu atomo­wego. Ale według nich satelita Vela równie dobrze mógł zarejes­tro­wać meteor, a problemem było to, że pod koniec lat 70. system Vela był przestarzały. Co za tym idzie, mógł rejestrować błędne odczyty. Należy pod­kreś­lić, że 22 września nad Oceanem Indyjskim nie znajdowały się żadne inne satelity, a pogoda była burzowo-deszczowa. Oba te fakty mogą potwierdzać izraelską wersję. Nie można jednak wykluczyć, iż test, jeżeli odbył się faktycznie z inicjatywy Izraela i RPA, był specjalnie zaplano­wany na takie okoliczności. Jerozolima, odżeg­nując się od przeprowadze­nia próby, powołuje się na brak jakichkolwiek dowodów na to wydarzenie dostarczonych ze strony nieprzychylnych Izrae­lowi poli­ty­ków rządzą­cych od lat 90. RPA.

Od 1987 roku Izrael wygaszał współpracę wojskową z RPA. Peres, ówczesny minister spraw zagra­nicz­nych, zapowiedział, że żadne podpisane umowy nie zostaną zerwane, ale nowe nie będą zawierane. Pod koniec lat 80. Izrael pozostawał jednym z niewielu sojuszników Afrykanerów i jedy­nym tak istot­nym. Obstawanie przy słabnących rządach apartheidu, który bronił się za wszelką cenę, nie polepszały wizerunku Izraela. Było to widoczne w Stanach Zjed­no­czo­nych, gdzie w raporcie Kon­gresu nazwano Jerozolimę głównym sojusznikiem militar­nym Pretorii. Izraelczycy zrozu­mieli, że muszą powoli zmie­niać kurs i podjąć kroki wyhamowujące koo­pe­ra­cję z Połud­niową Afryką, żeby zachować dobre relacje z Waszyng­to­nem i nie narażać się na negatywne reakcje. Kolejny raz izrael­ska poli­tyka w Afryce zaczęła upadać. Obecnie relacje Jero­zo­limy i Pretorii wydają się bardzo chłodne, a Połud­nio­wa Afryka podejmuje działa­nia, które Izrael postrzega jako wrogie. W 2010 roku po ataku izrael­skich koman­do­sów na Flotyllę Wol­ności RPA wycofała z Państwa Izrael swojego ambasa­dora. Pięć lat później wydała nakazy aresztowa­nia osób odpo­wie­dzial­nych za przepro­wa­dze­nie tego ataku, między innymi szefa Sztabu Generalnego Gabiego Aszkena­ziego czy szefa Korpusu Morskiego Eliego Maroma. W 2023 roku Połud­niowa Afryka wszczęła docho­dze­nie w Międzyna­ro­do­wym Trybunale Sprawied­li­wości postę­po­wa­nie prze­ciw Izrae­lowi, a w stycz­niu 2025 roku MTS wydał zarzą­dze­nie zobo­wią­zu­jące Izrael do zapo­bie­że­nia aktom ludobójstwa w Strefie Gazy.

Bibliografia

Adams James, Israel and South Africa. The Unnatural Alliance, London 1984.
Beit-Hallahmi Benjamin, The Israeli connection. Who Israel arms and why, New York 1987.
Benn Aluf, How South Africa’s Apartheid Regime Saved Israel’s Defense Industry, „Ha-Arec”, 10.12.2013.
Brilliant Moshe, Israeli Asserts He Helped Amin Achieve Rule in ’71, “The New York Times”, 17.07.1976, s. 3.
Crosbie Sylvia, A Tactic Alliance. France and Israel from Suez to the Six Day War, Princeton 1974.
Denoel Yvonnick, Sekretne wojny Mossadu, Warszawa 2013.
Eszer Chagaj, Kongo moda li-Israel al hakamat chejl-ha-canchanim szela. „Dawar”, 31.05.1971, s. 3.
Kenrick David, Decolonisation, Identity and Nation in Rhodesia, 1964–1979. A Race Against Time, London 2019.
Lasker Michael, Ha-Mosad we-ha-du-kijum ha-muslemi-jehudi ba-Aldżerja ha-kolonialit, „Paamim” 1998, nr 75, s. 129–143,
Levey Zach, Israel In Sub-Saharan Africa: The Case of Uganda, 1962–72, [w:] Israel’s Clandestine Diplomacies, red. C. Jones, T.T. Petersen, New York 2013, s. 137–152.
Lombardi Roland, Un aspect international méconnu de la guerre d’Algérie : le regard et l’implication d’Israël dans le conflit, Casbah Tribune, 23.06.2018.
Mak Itaj, Israel’s Cold War in Angola, The 7th Eye, 09.05.2024.
Mak Itaj, Ksze-Israel tamcha sankcjot we-cherem kedej lehapil Misztal szel aflaja, Mekomit, 17.12.2018.
Massad Joseph, Algeria, Israel and the last European settler colony in the Arab world, Middle East Eye, 19.07.2022.
McGreal Chris, Revealed: how Israel offered to sell South Africa nuclear weapons, „The Guardian”, 24.05.2010.
Moszajew Dawid, Canchanej Kongo bicu et canichatem ha-riszona, „Dawar”, 22.08.1963, s. 2.
Neuberger Benyamin, Israel’s Relations with the Third World (1948–2008), The S. Daniel Abraham Center for International and Regional Studies, Tel Aviv 2009.
Norton, Bill. Air War on the Edge. Hinckley, 2004.
Oren Amir, The Secrets Behind Israel’s Strategic Alliance With Apartheid South Africa, „Ha-Arec”, 11.12.2013.
Pokrzywiński Paweł, Izrael i Afryka, „Układ Sił” 2021, nr 30, s. 34–43.
Polakow-Suransky Sasha, The Unspoken Alliance, Cape Town 2010.
Sloan Alastair, Sale of Uzi manufacturer highlights Israeli hypocrisy towards arms trade, Middle East Monitor, 21.07.2015.
Sulzberger Cyrus, Strange Nonalliance, „The New York Times”, 30.04.1971, s. 39.
Szapir Szlomo, Angola we-ha-Mizrach ha-Tuchon, „Dawar”, 14.01.1976, s. 7.
Szaron Ariel, Warrior: The Autobiography of Ariel Sharon, New York 2005.
Wigoder Geoffrey, Jehudej Rodezja ejnam zarim, „Dawar”, 25.03.1976, s. 8.
Winstanley Asa, When Israel invited a South African Nazi on a state visit, Middle East Monitor, 22.01.2018.
Wright, Christopher M., De Geer Lars-Erik. The 22 September 1979 Vela Incident: The Detected Double-Flash. Science & Global Security 25 (3): 95–124.
Zak Mosze, Nasi ha-republika malagszit rakad „hora” im ha-israelim, „Maariw”, 12.06.1966, s. 2,
Zamir Meir, Mischakej rigul: kach azru szerutej ha-bijun ha-israelim le-carfatim neged ha-britim, Israel Defense, 20.09.2021.
212 anszej Cwa Kongo jekablu ha-jom kanfej canchan, 01.09.1963, „Dawar”, s. 8.
B-G: Plane in Algeria Sold to U.S. Company, „The Jerusalem Post”, 05.03.1958, s. 1.
David and Goliath Collaborate in Africa, The Africa Research Group, 1969.
Israel and Africa. Assessing the Past, Envisioning the Future, The Africa Institute American Jewish Committee, The Harold Hartog School Tel Aviv University, 2006.
Kaszrej Israel im Drom Afrika 1961–1967, Archijon ha-Medina.
Memorandum From Secretary of State Kissinger to President Ford. Foreign Relations of the United States, 1969–1976, Volume E–6, Documents on Africa, 1973–1976, dokument 280. Waszyngton, bd.
Memszelet Kongo modia sze-Israel teamen et chejl-ha-canchanim szela, „Dawar”, 28.03.1963, s. 2.
Milchemet szeszet ha-jamim we-achareja – maszber chadzasz im Drom Afrika, Archijon ha-Medina.
Mystery Arms Plane Still Held at Bone, „The Jerusalem Post”, 02.03.1958, s. 1.
Neum nacig Israel ba-Um neged ha-aflaja ba-Rodezja, 20.10.1966.
Operation Nickel Grass: Turning Point of the Yom Kippur War, Richard Nixon Foundation, 08.10.2014.
Question of South West Africa : resolution / adopted by the General Assembly, 27.10.1966, ONZ.
The Angolan Civil War, 1975-1992, ODUMUNC 2023 Crisis Brief, Old Dominion University, 2023.
The policies of apartheid of the Government of the Republic of South Africa : resolution / adopted by the General Assembly, 06.11.1962, ONZ.
Treatment of people of Indian origin in the Union of South Africa : resolution / adopted by the General Assembly, 14.05.1949, ONZ.
Two French Views Revealed on Plane, „The Jerusalem Post”, 13.03.1958.

Boris Carmi /Meitar Collection / Biblioteka Narodowa Izraela / The Pritzker Family National Photography Collection, CC 4.0,