Przeciągająca się wojna generałów w Sudanie zbiera krwawe żniwo. Ostrzału artyleryjski położonego pod Chartumem Omdurmanu to codzienność. A daleko na zachód, przy granicy z Czadem, trwa niezauważone ludobójstwo. Masakry dokonywane na mieszkających w Darfurze Zachodnim Masalitach przypominają, że sudański konflikt to znacznie więcej niż tylko przepychanki między żądnymi władzy oficerami.

Al-Dżunajna, stolica regionu, z każdym dniem coraz bardziej przypomina ogromny cmentarz. Przygotowywane w pośpiechu zbiorowe mogiły świadczą o skali zbrodni, jaka dokonywana jest przez etniczne bojówki Arabów na czarnoskórych mieszkańcach regionu.

Masalici to grupa etniczna skoncentrowana w Darfurze Zachodnim i wschodniej części Czadu. Historycznie relacje między jej członkami a miejscowymi Arabami były bardzo napięte. Lokalne konflikty często przeradzały się w krwawe potyczki, w których podział niemal zawsze przebiegał zgodnie z liniami etnicznymi. Szczególne piętno na wzajemnych relacjach odcisnęła działalność dżandżawidów — lekkiej kawalerii wykorzystywanej przez sudański rząd do pacyfikowania cywilów w regionie za dyktatury Umara al-Baszira.



Powołanie Sił Szybkiego Wsparcia, których trzon stanowili dżandżawidzi, było tylko zmianą kosmetyczną. Teraz stare zbrodnie popełniano pod nowym szyldem. Wojna domowa stała się kolejną okazją do przeprowadzenia czystek etnicznych. Typową taktyką jest terror: ofiary są brutalnie okaleczane i często poddawane torturom, zabici często znajdowani są z odciętymi kończynami. Powszechna jest również przemoc na tle seksualnym, jednak bojownicy za główny cel obierają mężczyzn i chłopców, widząc w nich potencjalnych rekrutów zasilających szeregi lokalnych sił samoobrony.

Uciekinierzy z darfurskiego piekła opowiadali, że wiele rodzin próbowało przebierać chłopców w stroje dziewczynek, aby uniknęli losu dorosłych mężczyzn. Ale nawet po śmierci nie mogą liczyć na spokój. Ofiary są palone na masowych stosach, co jest sprzeczne z lokalnymi zwyczajami, które nakazują przeprowadzenie godnego pochówku każdego zmarłego.

Umierające miasto

Lokalne władze zupełnie ignorują trwające ludobójstwo. Przywódcy lokalnych Arabów utrzymują, że jest to konflikt plemienny, a nie zorganizowana zbrodnia. Inną twarz apatii okazują sudańskie siły zbrojne. Mimo posiadania garnizonów w Darfurze Zachodnim wojsko nie robi nic, aby ochronić ludność cywilną. Przedstawiciele ONZ szacują, że do tej pory konflikt doprowadził do śmierci około 4 tysięcy osób, a rannych miało zostać ponad 10 tysięcy cywilów. Al-Dżunajnę przed wojną zamieszkiwało około pół miliona ludzi, jednak aż 290 tysięcy miało uciec do Czadu.



Do opinii publicznej docierają również coraz to nowe informacje o dołach śmierci. Z powodu skali zbrodni zabici spychani są do masowych grobów. Zidentyfikowano trzynaście tego rodzaju miejsc w różnych częściach miasta. Sułtan Saad Bahreldin, przywódca Masalitów, oświadczył, że miejscowe cmentarze są już przepełnione, a zabitych wciąż przybywa. Mieszkańcy Al-Dżunajny nie szukają schronienia w okolicznych wsiach, ponieważ wiele z nich przestało istnieć. Spalili je bojownicy przeprowadzający czystki w Darfurze Zachodnim, sprawiając, że region ponownie ogarnia katastrofa humanitarna.

Operacja nie jest przeprowadzona spontanicznie. To zorganizowane ludobójstwo. SSW mają przeprowadzać ostrzał moździerzowy wybranych dzielnic Al-Dżunajny zamieszkanych głównie przez Masalitów. Ma to na celu, poza spowodowaniem jak największych strat wśród cywilów, zmuszenie ich do opuszczenia domów. Kto próbuje uciekać, musi przedrzeć się przez rozstawione na drogach blokady. Kontrolujący je arabscy bojownicy wyłapują i mordują mężczyzn, szukając rzekomych członków plemiennych grup zbrojnych.

Mieszkańcy, którym udało się uciec, utrzymują, że ataki przeprowadzono w cichym porozumieniu z wojskiem, którego dowódcy mają popierać czystki wymierzone w ludność czarnoskórą. Gdy pojawili się bojownicy SSW i arabskie bojówki plemienne, żołnierze mieli wycofać się do swoich baz, porzucając ludność cywilną na łaskę i niełaskę napastników. Wielu cywilów nie miało zamiaru czekać na śmierć. Zorganizowane pospiesznie grupy mężczyzn udały się na lokalne posterunki, gdzie zmusili policjantów do oddania całej posiadanej broni. Jednak nawet uzbrojeni w stare karabinki AK nie mogli przeciwstawić się dysponującym znacznie większą siłą ognia członkom Sił Szybkiego Wsparcia.

Masalici nadal próbują się bronić. Najsilniejszym punktem oporu stała się dzielnica Al-Madaris, w której znajduje się większość budynków lokalnej administracji. Około 2 tysięcy uzbrojonych członków samoobrony ustawiło blokposty umocnione workami z piaskiem. Wspierani są przez członków Sojuszu Sudańskiego – koalicji grup zrzeszających weteranów poprzednich darfurskich wojen. Nie wiadomo jednak, kto miałby przyjść im z odsieczą. Bojownicy wiedzą, że prawdopodobnie ich walka nie zakończy się zwycięstwem.



Duży wpływ na morale Masalitów miało zamordowanie Chamisa Abbakara, gubernatora Darfuru Zachodniego, przez członków Sił Szybkiego Wsparcia pod dowództwem Abdula Rahmana Dżumy. Do mediów społecznościowych trafiło nagranie przedstawiające zbezczeszczenie zwłok gubernatora, po których między innymi przejechał samochód ciężarowy.

Najcięższe walki trwały od kwietnia do czerwca 2023 roku, jednak sytuacja nadal jest tragiczna. Egzekucje, tortury i prześladowania na tle etnicznym stały się codziennością mieszkańców Darfuru Zachodniego. Wszystko wskazuje, że będzie to kolejna zbrodnia, za którą nikt nie odpowie. Dawni członkowie i dowódcy polowi dżandżawidów, obecnie należący do Sił Szybkiego Wsparcia, nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności za przestępstwa popełnione w trakcie poprzedniej wojny.

Zobacz też: Subedej. Najwybitniejszy dowódca wszech czasów.

COSV, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported