Stany Zjednoczone muszą w ostat­nich latach mierzyć się z nieoczekiwanymi wyzwaniami w Afryce Zachodniej. Fala zamachów stanu, chińskie umowy dotyczące strategicznych gałęzi gospodarki oraz rosyjskie kampanie dezinformacyjne doprowadziły do poważnych zmian w polityczno-militarnej rzeczywistości regionu. Junty wyrzucające Francuzów i Amerykanów wiążą swoją przyszłość z innymi sojusznikami.

Wyjazd dotychczasowych partnerów doprowadził jednak do wzmocnienia miejscowych organizacji terrorystycznych. W obliczu rosnącego zagrożenia ze strony bojowników rządy powoli uświadamiają sobie, że nawet z chińskimi pieniędzmi i rosyjskimi najemnikami nie są w stanie utrzymać namiastki stabilności. Pierwszym „nawróconym” okazał się Czad.

Generał dywizji Kenneth Ekman, który dopiero co zawiadywał wycofaniem amerykańskich żołnierzy z Czadu, oświadczył, że osiągnięto porozumienie z rządem prezydenta Mahamata Déby’ego. Nie podjęto żadnych wiążących decyzji, a rząd dementuje informacje o zawarciu jakiejkolwiek umowy, jednak powrót Amerykanów do Czadu wydaje się nieunikniony. Niemniej nowa misja będzie znacznie mniej liczna i prawdopodobnie nie będzie cieszyła się aż tak dużą swobodą działania.

Amerykanie wycofali się w kwietniu 2024 roku, gdy w Czadzie trwała kampania związana z wyborami prezydenckimi. Obecność obcych wojsk była, zgodnie z oczekiwaniami, ważnym tematem poruszanym w dyskusjach politycznych w tym okresie. W całym Sahelu kwestia zagranicznego wsparcia wojskowego stała się delikatnym tematem.

Obejmując rządy, generał Déby, syn poprzedniego prezydenta, zawiesił obowiązywanie konstytucji, zawieszono też działanie parlamentu i tymczasowo zamknięto granice państwa. Opozycja od początku poddawała wątpliwość w uczciwość i transparentność wyborów, które potwierdziły mandat junty. Wydalenie Amerykanów było ważnym elementem tworzenia narracji. Antykolonializm i podkreślanie niezależności jest istotne dla społeczeństw wielu państw regionu. Dlatego motywy te musiały zostać wykorzystane w kampanii.

Żołnierze sił specjalnych US Army ćwiczą desant spadochronowy na lotnisku w Ndżamenie.
(US Army / Richard Bumgardner)

Opublikowana 1 maja decyzja o wycofaniu amerykańskiego personelu z bazy Adji Kossei miała zatem większe znaczenie symboliczne niż militarne. W kraju nadal bowiem stacjonuje tysiąc francuskich żołnierzy. Tymczasem w kwietniu Czad opuściło zaledwie 60 członków amerykańskich sił specjalnych (relokowano ich do Niemiec). Na miejscu pozostało około 40 osób, głównie żołnierzy piechoty morskiej stanowiących ochronę ambasady.

Jako ciekawostkę warto wspomnieć o deklaracji Węgier, które zamierzają wysłać do Czadu kontyngent składający się z 200 żołnierzy. Sama decyzja krytykowana jest jako przykład naśladowania przez administrację Viktora Orbána działań Rosji, która w ostatnich latach stała się znacznie bardziej aktywna w Afryce. Decyzja Węgier powinna być zatem postrzegana jako wizerunkowo-polityczna ciekawostka, a nie działanie, które może faktycznie zmienić sytuację w Sahelu.

Koniec epoki

Opuszczenie przez Amerykanów baz było prezentem dla afrykańskich ekstremistów. Wsparcie lotnicze i wywiadowcze na ogół było czynnikiem stanowiącym o przewadze sił rządowych nad terrorystami. W kontekście Czadu należy pamiętać, że toczy on wojnę przeciwko Boko Haram i Państwu Islamskiemu o kontrolę nad jeziorem Czad. Waszyngton przez lata zbudował sieć baz stanowiących centra walki z terroryzmem na kontynencie. Wraz z wycofaniem się z Mali i Nigru to Czad stał się kluczowym elementem systemu monitorowania aktywności bojowników. Kwietniowa decyzja prezydenta Déby’ego mogła oznaczać załamanie się struktur bezpieczeństwa i utratę kontroli nad wydarzeniami w Sahelu.

Gdy Burkina Faso, Mali i Niger odwracają się od współpracy wojskowej z Zachodem, na znaczeniu zyskują inni sojusznicy. Ale rządy państw wybrzeża Afryki Zachodniej doskonale zdają sobie sprawę ze swojej silnej pozycji negocjacyjnej. Ghana i Nigeria niemal natychmiast oświadczyły, że nie zamierzają zezwolić Amerykanom na obecność wojskową na swoim terytorium. Większą otwartość wykazało Wybrzeże Kości Słoniowej, którego władze przyjęły żołnierzy wycofujących się z Nigru. WKS znajduje się jednak w trudnej sytuacji, gdyż prawdopodobnie będzie kolejnym celem ekspansji zachodnioafrykańskich ekstremistów.

W rozmowie z dziennikarzami The Voice of America anonimowy przedstawiciel amerykańskich sił zbrojnych podsumował zmiany w zaangażowaniu w Afryce w taki sposób: „Nie sądzę, żebyśmy kiedykolwiek zobaczyli kolejną 201. Bazę Lotniczą”. Komentarz nawiązuje do znajdującej się w Nigrze bazy zbudowanej przez Amerykanów jako centrum operacyjne wykorzystywane do monitorowania operacji lotniczych wymierzonych w aktywność grup terrorystycznych. Zbudowana na środku pustyni 201. Baza kosztowała Amerykanów około 100 milionów dolarów a obecnie prawdopodobnie obsadzona jest przez nigerskich żołnierzy i wspierających ich rosyjskich najemników.

US Army / Richard Bumgardner