Samoloty zajmujące się szeroko rozumianą walką w spektrum elektromagnetycznym z reguły są cichymi wyrobnikami, niecieszącymi się powszechnym zainteresowaniem entuzjastów lotnictwa. Są oczywiście wyjątki od tej zasady, ale jak to wyjątki – są nieliczne. Tymczasem w dwóch rodzajach amerykańskich sił zbrojnych obserwujemy obecnie głębokie zmiany na tym właśnie polu.
Podczas gdy siły powietrzne – które od wycofania EF-111A Ravenów w latach 90. nie dysponują odrzutowym samolotem walki radioelektronicznej – poczyniły duży krok naprzód w programie samolotu samolotu EA-37B Compass Call, wojska lądowe szykują się do odesłania na zasłużoną emeryturę samolotów systemu Guardrail. A chociaż te ostatnie mają już gotowego następcę, istnieją obawy co do tego, czy luka w zdolnościach zostanie należycie wypełniona.
Compass Call
2 maja EA-37B z 43. Eskadry Walki Elektronicznej, z bazy lotniczej Davis-Monthan w Arizonie, wykonał pierwszy lot ćwiczebny. To kluczowy krok na drodze do osiągnięcia wstępnej gotowości operacyjnej nowego samolotu. Jednostka rozpoczęła przezbrajanie z dotychczas używanych EC-130H Compass Call w połowie ubiegłego roku.
– Ten lot EA-37B jest ukoronowaniem lat planowania i koordynacji między tysiącami ludzi z wielu organizacji – powiedział dowódca eskadry, podpułkownik Tray Wood. – Ciężka praca i poświęcenie tych grup zapewniają, że 55. Dywizjon Walki Elektronicznej jest przygotowany na przyszłe konflikty, a 43. Eskadra przewodzi w rozwijaniu narzędzi do prowadzenia walki elektronicznej.
EA-37B zajmą miejsce samolotów Lockheed EC-130H Compass Call, zbudowanych na bazie samolotów transportowych C-130H Hercules. Pierwsze EC-130H dostarczono US Air Force w 1982 roku. W 2020 roku wycofano najstarszy egzemplarz, który w ciągu trzydziestu siedmiu lat służby spędził w powietrzu 29 tysięcy godzin, z czego 11 tysięcy (!) w ramach wspierania działań bojowych. Obecnie w służbie pozostają jedynie cztery z czternastu zbudowanych egzemplarzy.
US Air Force zamówiło dziesięć EC-37B z czego połowę już dostarczono. Pozostałe egzemplarze zostaną dostarczone w latach 2026–2027.
Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.
Samoloty Compass Call przeznaczone są do prowadzenia walki radioelektronicznej w wyspecjalizowanym zakresie: zakłócania i przechwytywania łączności. Opracowano je z myślą o paraliżowaniu sowieckiej obrony przeciwlotniczej w razie konfliktu zbrojnego między supermocarstwami. Pierwsze EC-130H dostarczono do US Air Force w 1982 roku. Wykorzystywano je podczas wojny w Panamie, w Zatoce Perskiej i na Bałkanach, ale naprawdę intensywną służbę rozpoczęły wraz z początkiem wojny w Afganistanie, a następnie – w Iraku. W obu konfliktach największym problemem, z którym musiały się zmierzyć załogi Compass Callów, była ich mała liczba. Samoloty te doskonale sprawdziły się w walce z islamistami, toteż siłom lądowym zależało na tym, aby móc korzystać z ich wsparcia.
Prawdopodobnie najczęstszym celem była telefonia komórkowa. Islamiści wykorzystywali telefony nie tylko do porozumiewania się między poszczególnymi oddziałami, ale także do odpalania improwizowanych ładunków wybuchowych. W tym drugim przypadku w grę wchodzi jedynie zakłócenie połączenia, tak aby nie doszło do detonacji. Kiedy jednak Compass Call podsłuchuje rozmowę bojowników, językoznawca obecny na pokładzie może postanowić, że lepszym rozwiązaniem jest nagrać rozmowę i wykorzystać ją do poszukiwania słabych punktów przeciwnika.
Talibowie i Da’isz nie dysponowali żadnym sposobem, żeby obronić się przed taką metodą walki. W praktyce jedynym środkiem, który mógłby wchodzić w grę, była rezygnacja z elektronicznych środków łączności, co z kolei oznaczałoby dla islamistów kolosalne utrudnienia w dalszych działaniach bojowych.
– Bronią językoznawcy jest język – mówił podpułkownik Josh Koslov, dowódca 43. Ekspedycyjnej Eskadry Walki Radioelektronicznej, w wypowiedzi z 2016 roku. – Ci ludzie pomagają nam odnajdować cele i nadawać im odpowiedni priorytet. Łączność, którą bierzemy na cel, kwalifikują do szczebla strategicznego lub taktycznego i pomagają oficerom walki radioelektronicznej podejmować decyzje, jak prowadzić zakłócanie, aby uzyskać efekty pożądane przez dowódcę sił naziemnych.
Nowy Compass Call oparty jest na płatowcu bizjeta Gulfstream G550. Nową platformę wybrano ze względu na większą prędkość i długotrwałość lotu, co zapewni lepszą mobilność na szczeblu operacyjnym, a w połączeniu z możliwością działania w większej odległości od przeciwnika – także lepszą przeżywalność. Przedsiębiorstwo L3Harris – które odpowiada za integrację pakietu WRE z płatowcem – zapewnia, że „rozmiar, masa i zasilanie pozwolą klientom dodawać nowe możliwości pod kątem ewoluujących wymagań”. W programie uczestniczy – oprócz Gulfstreama, czyli dostawcy platformy bazowej, i L3Harris w roli integratora – także koncern BAE Systems, który odpowiada za wyposażenie przeznaczone do realizacji zadań.
Guardrail
Amerykańskie wojska lądowe posiadają różnorodną flotę samolotów rozpoznania elektronicznego z napędem turbośmigłowym, dysponujących – zależnie od wersji – wyspecjalizowanym wyposażeniem do realizacji ściśle określonych zadań. Ich czas też dobiega końca. Jak dowiedział się serwis The War Zone, RC-12X, MC-12 i EO-5 mają być wycofane do końca tego roku.
RC-12X, znany również jako Guardrail Common Sensor System, to dwusilnikowy samolot rozpoznawczy zbudowany na bazie Beechcrafta King Aira, wyposażony w pakiet czujników do prowadzenia działań SIGINT i głowicę optoelektroniczną. Wersja X to najnowsza z całej serii wariantów RC-12, w której do systemu Guardrail Common Sensor zaliczają się H, K, N, P i właśnie X/X+. Do niedawna lotnictwo US Army dysponowało czternastoma samolotami systemu Guardrail, a także pięcioma szkolnymi RC-12X(T), które nie miały zamontowanych urządzeń rozpoznawczych. Wiadomo, że RC-12X zaliczają się do najbardziej awaryjnych statków powietrznych w amerykańskich siłach zbrojnych i że logistycy US Army muszą dokonywać cudów, aby utrzymać ich sprawność.
Przed cięciami nie uchronią się również bliźniacza flota samolotów MC-12S (na zdjęciu tytułowym), znanych również jako Enhanced Medium Altitude Reconnaissance and Surveillance System (EMARSS) i wywodzących się z MC-12W dla US Air Force. Pierwsze MC-12W weszły do służby w siłach powietrznych w 2008 roku w związku z pilną potrzebą operacyjną wynikłą z sytuacji w Iraku i Afganistanie. Kilka lat później na scenie pojawiły się MC-12S, które powstały w drodze przebudowy maszyn używanych przez cywilnych podwykonawców w Iraku (i później były obsadzane najprawdopodobniej przez cywilne załogi). W kolejnych latach działały w Afryce (polując na islamistów) i w Ameryce Środkowej (polując na przemytników i członków karteli)
Mówienie o MC-12S jest w gruncie rzeczy zwodnicze, ponieważ w rzeczywistości niemal każdy egzemplarz jest na swój sposób wyjątkowy. Na przykład EMARSS-V to maszyny wyposażone w zasobnik AN/ZPY-5 VADER (Vehicle and Dismount Exploitation Radar), służący do obrazowania sytuacji taktycznej na ziemi, a EMARSS-G to egzemplarze wyposażone w lidar.
MC-12S EMARSS-V 11-00287 as " NIGHTHAWK12 " departing KTKI with the AN/ZPY-5 VADER radar pod equipped.
This is a bucket list catch for me, not many opportunities to get it up close like this! pic.twitter.com/WT96vdc79s
— _ (@SR_Planespotter) March 24, 2024
Ostatnim typem samolotów turbośmigłowych przeznaczonych do wycofania w tym roku są EO-5C Airborne Reconnaissance Low-Multifunction (ARL-M), oparte na czterosilnikowym płatowcu de Havilland Canada Dash 7. Służą one co najmniej od 2015 roku, ale pierwotnie w nieco innej funkcji weszły do służby pod koniec lat 90. jako RC-7B.
Część z nich używana była przez cywilne firmy, jednak ostatecznie wprowadzono je na wyposażenie amerykańskiego lotnictwa. Według raportu World Air Forces za bieżący rok w służbie amerykańskich wojsk lądowych pozostają trzy EO-5C, ale nie wiadomo, czy choć jeden jest jeszcze zdolny do lotu. Dwa lata temu US Army wycofała RO-6A bazujące na nowszych Dashach 8.
Nowy panteon
Za kilka miesięcy US Army swoje zdolności rozpoznania będzie zmuszona opierać jedynie na bezzałogowych statkach powietrznych z odpowiednim wyposażeniem i outsourcingu. Obecnie w formule COCO (contractor-owned, contractor-operated) używane są trzy typy, którym nadano wyjątkowo pomysłowe nazwy: ARTEMIS (Airborne Reconnaissance and Targeting Exploitation Multi-mission Intelligence System), ARES (Airborne Reconnaissance and Electronic warfare System) i ATHENA (Army Theater Level High-Altitude Expeditionary Next-generation ISR Aircraft). Ten pierwszy oparty jest na płatowcu bizjeta Bombardier Challenger 600, pozostałe dwa to zmodyfikowane Bombardiery Global 6000/6500.
Podobnie jak US Air Force, także US Army przesiada się w tej dziedzinie na samoloty o napędzie odrzutowym. ARES jest w istocie demonstratorem technologii docelowej platformy o równie mitologicznej nazwie ME-11B HADES (High Accuracy Detection and Exploitation System).
Docelowo HADES ma się stać kluczowym węzłem w sieciocentrycznym środowisku walki, elementem określanym przez Amerykanów jako Sensor to Shooter network enabler, umożliwiającym wymianę danych między środkami ich pozyskiwania a żołnierzami wykorzystującymi te dane do realizacji zadań bojowych. US Army widzi w tym miejscu jeden z priorytetów swojej modernizacji.
Pakiet wyposażenia ARES-a jest oczywiście tajny, ale co nieco wyszło na jaw. Wiemy na przykład, że kluczowym elementem będzie radiolokator klasy AESA Raytheon ASARS-2B (Advanced Synthetic Aperture Radar System), znany już z samolotu szpiegowskiego U-2. W przeciwieństwie do tradycyjnych kamer i aparatów fotograficznych ASARS-2 jest w stanie wykrywać obiekty stacjonarne i ruchome w każdych warunkach pogodowych w dzień i w nocy. ME-11B ma też umożliwiać walkę w cyberprzestrzeni i być nosicielem dronów.
Niestety na wejście do służby ME-11B lotnicy wojsk lądowych muszą poczekać przynajmniej do 2027 roku. US Army chce pozyskać przynajmniej dwanaście samolotów z opcją zwiększenia o dwie lub cztery maszyny. Pojawiają się jednak obawy, że w ramach reorganizacji lotnictwa wojsk lądowych liczba ME-11B może zostać zmniejszona do zaledwie sześciu.
Wszystkie opisywane tu nowe samoloty mają być orężem na bardziej wymagającego przeciwnika niż talibowie. Ale czy będą się do tego nadawały? Pentagon jest przekonany, że wprowadzenie do służby rakietowych systemów przeciwlotniczych, w których dalsza granica strefy ognia biegnie w odległości tysiąca mil od baterii, to tylko kwestia czasu. Wiadomo również, że Chińczycy (bo przecież o to nich tu chodzi, nie o Rosjan) zamierzają użyć myśliwców J-20 do precyzyjnego eliminowania krążących gdzieś w oddali samolotów „strategicznych”, przez co rozumie się na ogół AWACS-y i latające cysterny, ale może też oznaczać maszyny SIGINT. Tymczasem ME-11B i EA-37B nie mają ani właściwości stealth, ani też prędkości i zwrotności, którymi mogą się pochwalić wielozadaniowe samoloty bojowe.