Historia wojen dowodzi że łatwiej jest zbierać informacje niż je potem dostarczyć właściwym szczeblom we właściwym czasie. Na cyfrowym polu walki informacja sprzed jednego – dwóch dni jest bezwartościowa, zaś ta sprzed paru godzin może być nieprzydatna.

Do końca XX wieku przesył danych z satelitów do centrum dowodzenia czy pomiędzy nadajnikami radiowymi przebiegał błyskawicznie, ale brakowało wypełnień w sitach informacji rozpoznania satelitarnego, szybkich analiz sytuacji taktycznych i podejmowania prędkich decyzji. Stąd nowoczesne rozwiązania w postaci sieciowych systemów zarządzania walką będą stawiać na likwidację sit informacyjnych przez powszechne rozpoznanie, ograniczanie czynnika ludzkiego w analizach sytuacji taktycznych i wprowadzanie elementów sztucznej inteligencji, a przez to na skracanie pętli decyzyjnej. Siły zbrojne niedysponujące takimi systemami mogą już niedługo być „rozstrzelane”, zanim zobaczą przeciwnika.

Sieciocentryczne dowodzenie

Już w okresie wojen w Zatoce Perskiej amerykańskie dowództwo spostrzegło, iż ze wszystkich bezzałogowych statków powietrznych, satelitów i innych źródeł rozpoznania płynie tak wielki strumień danych, że istniejące systemy dowodzenia i kierowania ogniem nie są w stanie sobie z nim poradzić. Zauważono, że przyczyną opóźnień i błędów był najczęściej człowiek. Podjęto decyzję o spięciu sensorów, czynników decyzyjnych i środków ogniowych w jeden system. W ten sposób, w skrócie, narodziła się koncepcja działań sieciocentrycznych. Dzięki wprowadzeniu systemów C4ISR (dowodzenie, kontrola, łączność, przetwarzanie danych, wywiad, dozór i rozpoznanie) spinających sensory na polu walki udawało się pozyskać informację w czasie rzeczywistym i wysyłać w krótkim czasie rozkazy na pole bitwy. Już około roku 2005 systemy C4ISR były na wyposażeniu większości czołowych sił zbrojnych NATO czy sił zbrojnych Izraela. A trzeba przy tym pamiętać, że mimo upływu lat C4ISR to nadal nisza operacyjna w Wojsku Polskim.



Sieciocentryczność dowodzenia umożliwia pododdziałom mającym jednolitą świadomości pola walki koncentrację sił w danym rejonie w celu zadania przeciwnikowi maksymalnych strat. Potem – po wykonaniu zadania i odejściu do innych rejonów – mogą uderzyć ponownie. Zyskują dzięki temu zdecydowaną przewagę nad przeciwnikiem, wiążąc go mniejszymi siłami na drugorzędnych kierunkach działania i skupiając własny wysiłek tam, gdzie decydować się będą losy starcia. W ten sposób nawet słabiej wyposażone siły mogły uzyskiwać przewagę nad silniejszym przeciwnikiem, bijąc go częściami. Rozwinięciem tej myśli była koncepcja NCW (Network-Centric Warfare), która obejmuje kombinację strategii, nowych taktyk, technik, procedur i rozwiązań organizacyjnych. Zakłada ona, że pełna świadomość sytuacyjna umożliwi prowadzenie szybkich i skutecznych działań przy maksymalnie efektywnym wykorzystaniu własnych zasobów. Koncepcja NCW całkowicie odeszła od linearnej taktyki prowadzenia działań zbrojnych i została zaadaptowana przez większość krajów NATO pod własnymi narodowymi odmianami, jak NetOpFü w Niemczech czy NEB we Francji.

Amerykańska koncepcja operacji wielodomenowej.
(US Army)

Szybko jednak kraje NATO dostrzegły, że koncepcja działań sieciocentrycznych ma znaczące wady. Najważniejszą okazała się podatność systemu na zakłócenia i cyberataki przeciwnika lub co gorsza – przejęcie części informacji, co mogło doprowadzić do niepowodzenia operacji. Nie mniejszym problemem okazały się ograniczenia fizyczno-geograficzne, takie jak klimat, temperatura czy pogoda. Te zagadnienia spowodowały, iż zaczęto stosować rozwiązania techniczne zabezpieczające przed działaniem zarówno przeciwnika, jak i aury. To z kolei powodowało kolejne problemy. Systemy stały się kosztowne i nie zawsze kompatybilne z podobnymi systemami sojuszników (każdy stosował swoje systemy zabezpieczeń).

Jednak największe bariery wynikały z czynników operacyjno-technicznych. Najważniejsza z nich to łączność, która była kluczem do funkcjonowania systemów sieciocentrycznych, a która zbyt często padała łupem działań WRE przeciwnika. Także barierą stał się nadmiar spływających informacji, których istniejące sieciocentryczne systemy dowodzenia nie były w stanie ani usystematyzować, ani zanalizować, ani – co ważniejsze – przesyłać na czas do odpowiednich dowództw. Wprawdzie wprowadzono systemy C5ISR (piąte „C” oznacza cyberbezpieczeństwo), ale nawet one nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Kolejny problem to liczba sensorów na polu walki włączonych do systemów sieciocentrycznych. Była ona zbyt mała, aby tworzyć pełny trójwymiarowy obraz sytuacji taktycznej. Większość tych problemów została jednak już pokonana lub prace nad ich pokonaniem są bardzo zaawansowane.



Łączność

Wymiana danych pomiędzy uczestnikami sieciocentrycznego systemu dowodzenia i rozpoznania oczywiście odbywać się musi przy zachowaniu bezpieczeństwa i całkowitej niemożności zinfiltrowania czy zainfekowania przez przeciwnika. To najbardziej newralgiczny czynnik przy nowoczesnych systemach rozpoznania i dowodzenia. Rozwinięty system walki radioelektronicznej u potencjalnych przeciwników NATO może w istotny sposób zakłócić lub nawet wyeliminować z sieci dowodzenia systemy typu Transparent Battlefield (o nich niżej), C4ISR lub inne tego typu systemy dowodzenia. W siłach zbrojnych Federacji Rosyjskiej kompanie WRE znajdują się już na szczeblach brygad. A im wyżej w dowodzeniu, tym pododdziały tego typu są bardziej rozbudowane. Podobnie systemy WRE są rozwijane w Chinach. Stąd kraje NATO i z nimi zaprzyjaźnione starają się znaleźć bądź bezpieczne systemy łączności, bądź też stosować zupełnie nowe technologie, odporne na działania WRE.

Z racji tajności i związanych z tym skąpych źródeł trudno jest ocenić, jakie dokładnie technologie będą miały zastosowanie w najbliższej przyszłości. A nawet jeśli są one w użyciu, trudno ocenić ich rzeczywistą odporność na działania WRE Rosji czy Chin.

Izrael postawił na technologię BNet która jest wykorzystywana od 2014 roku. BNet to sieć wszystkich nadajników radiowych połączonych w ujednoliconą sieć szerokopasmową, wysoce odporną na zakłócenia. Na niej też opiera swoją łączność system Fire Weaver (o czym niżej). Trudno coś więcej na jej temat powiedzieć, gdyż szczegóły nie zostały publicznie ujawnione. Amerykanie obecnie testują system oparty na częstotliwościach radiowych mikrofalowych (RFIC) w postaci urządzenia odbiorczo-nadawczego NS-1 firmy Motorola. Ma ono dać niskie prawdopodobieństwo przechwycenia i wykrycia komunikacji oraz zaawansowane, przenośne, oparte na uczeniu maszynowym narzędzia do klasyfikacji sygnałów do zastosowań polowych SIGINT i możliwości zarządzania elektromagnetycznego polem walki. Jeszcze dalej poszli Niemcy. Firma Hensoldt zaproponowała metodę komunikacji niewykorzystującą tradycyjnych fal radiowych, ale opartą na informacjach przekazywanych za pomocą wiązki laserowej z wykorzystaniem bezzałogowych statków powietrznych w roli pośredników-przekaźników.

Widać, iż w tej dziedzinie szykują się przełomy techniczne. Do tej pory nie nakreśliły one jednak wyraźnie kierunku, w którym będzie szedł rozwój bezpiecznej łączności, większość tych rozwiązań technicznych jest zaś ściśle strzeżona. A to tylko jeden z problemów w systemach sieciocentrycznych. Kolejną barierą są możliwości przyjmowania ogromu danych, ich analiza i przesyłanie przetransformowanych danych do odpowiednich domen.



Chmury bojowe

Odpowiedzią na zbyt małą zdolność przyjmowania, analizowania i przetwarzania danych otrzymywanych z sensorów z pola walki stały się „chmury bojowe”. Mają one wspomóc obecne systemy klasy C2, C3IS czy nawet C4ISR w dokonywaniu operacji obliczeń. Oczywiście wiele rodzajów wojsk z poszczególnych krajów NATO przeniosło swoje dane do chmur bojowych, czyli scentralizowanych serwerów dostępnych za pośrednictwem sieci. Ale problemem okazało się to, iż współpraca różnych chmur bojowych z poszczególnych domen okazała się utrudniona bądź prawie niemożliwa. Każda z nich miała różne formaty danych, nie zawsze ze sobą współgrające. Powstał problem wokół prowadzenia wspólnych połączonych operacji sieciocentrycznych, na przykład lądowo-morskich czy powietrzno-lądowych. Dla przykładu: jeśli siły powietrzne nie mogły się przebić przez obronę przeciwlotniczą przeciwnika, miały bardzo ograniczone możliwości skorzystania z artylerii naziemnej czy cyberataków w celu wyeliminowania stanowisk przeciwlotniczych. Chmury bojowe i systemy łączności tych rodzajów wojsk nie były skorelowane z domenami lotnictwa. A jeśli już takie współdziałanie funkcjonowało, obywało się to w sposób tradycyjny, poprzez łączność radiową. Problem ten mają rozwiązać duże wspólne chmury bojowe dla całości sił zbrojnych, automatycznie udostępniające informacje wszystkim domenom i rodzajom wojsk.

Amerykańska wizja wprowadzenia Chmury Bojowej JEDI.
(Departament Obrony USA)

Takim rozwiązaniem jest francuski program Airbusa – Multi-Domain Combat Cloud (MDCC). Pierwotnie MDCC był kierowany do sił powietrznych, ale obecnie ten program chmury bojowej jest już rozwijany dla wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Ma ona łączyć węzły informacji we wszystkich domenach: powietrznej, lądowej, morskiej, kosmicznej i cybernetycznej poprzez przesył informacji w czasie rzeczywistym, ich analizę i wymianę.

W USA jest rozwijana podobna koncepcja pod nazwą JEDI CLOUD (Joint Enterprise Defense Infrastructure). Chmura ta poza przetwarzaniem ogromu informacji spływających z czujników i udostępnianie ich w czasie rzeczywistym właściwym adresatom daje też inne możliwości. Dowódcy pododdziałów będą mogli, na przykład na skutek zagłuszania, hakowania czy sytuacji taktycznej, przechodzić z hiperpołączenia do stanu całkowitego odcięcia. Co interesujące, to ci dowódcy pododdziałów będą decydować, kiedy znów pojawią się w chmurze bojowej. Po odcięciu nadal będą pobierać informację z sensorów swojego pododdziału, ale przetwarzać je będą tylko w ramach podległych sobie serwerów, na przykład plecakowych, po czym znowu będą mogli przejść do hiperpołączenia z JEDI w celu wymiany i aktualizacji informacji ze wszystkich domen chmury bojowej. Ostatecznym celem JEDI będzie, dzięki korzystaniu z algorytmów uczenia maszynowego, osiągnięcie takiego poziomu sztucznej inteligencji, iż ta będzie wybierać optymalny środek ogniowy wraz z użyciem wielkości jednostki ognia, a dowódca będzie tylko aprobował rozwiązanie ogniowe bądź taktyczne.

Przyszłość takich chmur bojowych to obejmujący wszystkie aspekty obronne i autonomię jej działania świat wojny algorytmicznej. Chmura bojowa wyposażona będzie w najnowsze rozwiązania typu 5G lub 6G, sztuczną inteligencję i komputery kwantowe, a obejmować będzie może również takie elementy jak logistyka cywilna, produkcja części, amunicji i uzbrojenia czy mobilizacja zasobów ludzkich i gospodarczych. W niedalekiej przyszłości wydaje się to całkiem realnym modelem, być może nawet zbliżonym do Skynetu z filmu Terminator. Nawet chmury bojowe mają jednak braki. Oprócz możliwych cyberataków czy problemów z łącznością najważniejszym z nich będzie odpowiednia liczba sensorów na polu walki, tak aby obraz taktyczny w pełni odpowiadał rzeczywistości, a mgła wojny Clausewitza była jak najrzadsza. Ale i tutaj już pojawiło się rozwiązanie w postaci powszechnego rozpoznania lub inaczej przeźroczystego pola walki – Transparent Battlefield. Tego typu rozwiązania będą niezbędnym uzupełnieniem dla wszystkich systemów sieciocentrycznych, jako ich oczy i uszy.



Powszechne rozpoznanie

Do najbardziej znanych tego typu systemów, wchodzących już w przyszłym roku na uzbrojenie, należy izraelski system Fire Weaver firmy Rafael. Generalnie jest on zaplanowany jako wzmocnienie lub uzupełnienie systemu zarządzania walką (BMS). Tworzy w pełni cyfrowy jednolity obraz sytuacji operacyjnej (Common Operational Picture) – integruje wszystkie sensory obecne na polu walki w czasie rzeczywistym (wzbogacone o rzeczywistość rozszerzoną), prezentując je równocześnie w systemach dowodzenia, jednocześnie podając optymalne rozwiązanie ogniowe. Główny nacisk w jego architekturze położono właśnie na czas reakcji środków ogniowych na rozpoznane i potwierdzone cele. Pętla decyzyjna może być zamknięta w kilka lub kilkanaście sekund od rozpoznania celu do otwarcia ognia. W całej pętli oprócz sensorów wykorzystywane jest oprogramowanie sztucznej inteligencji wspomagające podejmowanie decyzji. Czynnika ludzkiego nie wyeliminowano jednak w całości. Człowiek może zaprogramować lub wstrzymać działanie pętli decyzyjnej. Całość systemu oparta jest na trójwymiarowej bazie terenu, wykonanej dzięki geopikselom, co umożliwia prowadzenie działań bojowych na lądzie w środowisku pozbawionym sygnału satelitarnego GPS. Oczywiście funkcja przetwarzania obrazów dzięki sztucznej inteligencji może także zlokalizować cele na podstawie zdjęć satelitarnych. Łączność zaś oparto na nowoczesnym systemie BNet.

Podobne zadanie ma mieć niemiecki program ErzUntGlas. Program ten ma na celu opracowanie sieci dowodzenia i łączności pomiędzy wieloma bezpilotowymi statkami powietrznymi (tak zwanym rojem) a pojazdami naziemnymi do stworzenia trójwymiarowego obrazu pola walki. Program ten został ujawniony w kwietniu 2019 roku. Bundeswehra chce, aby BSP, będące podstawowym elementem architektury systemu ErzUntGlas, były docelowo kontrolowane przez sztuczną inteligencję wspartą algorytmami głębokiego uczenia (deep learning) i zintegrowane z sieciocentrycznym systemem zarządzania walką NetOpFü. Ostatnio do programu włączył się Rafael ze swoim Fire Weaverem.

Równie interesujące są pierwsze założenia programu Main Ground Combat System (MGCS), czyli programu czołgu przyszłości. Sam program MGCS realnie wystartował dopiero w zeszłym roku, a do końca tego roku przewidziane jest opracowanie studium definicji architektury systemu (część 1). Z przecieków i informacji prasowych wynika jednak, iż będzie on – podobnie jak Fire Weaver – bazował na sensorach umieszczonych na pojazdach i BSP, które będą dostarczać danych z poza pola widzenia załóg pojazdów czy żołnierzy. Być może powstaną BSP dowodzenia, które będą nie tylko koordynować działanie innych dronów ale też odpierać ataki rojów BSP i planować poruszanie się pojazdów bojowych na ziemi (BWP, czołgi, transportery opancerzone).

Systemy te będą w stanie niszczyć siły przeciwnika spoza własnego pola widzenia, a walka przeniesie się na większe odległości. Informacja będzie przekazywana nie tylko w możliwie najszybszy sposób, ale przy pomocy sztucznej inteligencji będzie odpowiednio sortowana i adresowana do poszczególnych pododdziałów czy dowództw. Także dzięki sztucznej inteligencji pętla decyzyjna ma być skrócona do minimum.

Wizja zasięgów artyleryjskich w programie Long-Range Capability Demonstration.
(Rheinmetall)

Oczywiście i te systemy nie są pozbawione barier. Należy przyjąć założenie, że im dalej od linii wojsk własnych, tym sita informacji będą większe i coraz częściej niewystarczające. Ocenia się, że realnie powszechne rozpoznanie może sięgać 5–15 kilometrów w głąb pozycji przeciwnika. Powyżej tej odległości mgła wojny Clausewitza zaczyna gęstnieć. Zatem problemem systemów typu Transparent Battlefield jest w miarę krótki zasięg BSP klasy mikro i mini, a co za tym idzie – zasięg środków powszechnego rozpoznania. BSP wyższych klas są na razie zbyt drogie, aby nadawały się do masowego użycia w celu tworzenia szczegółowego trójwymiarowego obrazu pola walki na całym dużym teatrze działań. Zatem względy kosztowe będą powodować, iż powszechne rozpoznanie o zasięgu powyżej 15–20 kilometrów będzie używane tylko w wybranych rejonach działań. W pozostałych rejonach, na odległościach powyżej 15–20 kilometrów, rozpoznanie nadal będzie opierać się na satelitach i nielicznych BSP. Rozwój techniczny pozwala jednak wierzyć, iż rozwiązania w BSP będą coraz tańsze, a granica powszechnego rozpoznania będzie przesuwana na coraz większe odległości. Stworzenie obrazu pola walki 3D i jego podłączenie do sieciocentrycznych systemów zarządzania walką oraz wsparcie ogniowe na głębokość 40–60 kilometrów jest tylko kwestią czasu. I to raczej najbliższej dekady niż parędziesięciu lat.



Polski sieciocentryczny, trójwymiarowy lądowy system zarządzania walką?

A jak wyglądają polskie przygotowania do lądowej wojny sieciocentrycznej? O zakupach BMS C4ISR (wsparcia dowodzenia) mówiło się już w MON za ministra Klicha, ale poza analizami przez kilka lat nie zrobiono nic. Głośniej o ich wprowadzeniu zaczęto mówić po 2013 roku, gdy w Planie Modernizacji Technicznej na lata 2013–2022 przewidziano wydatkowanie prawie 6 miliardów złotych na tego typu systemy. Zapowiedziano nawet, że pierwszy BMS pojawi się w 17. Wielkopolskiej Brygadzie Zmechanizowanej. Co ciekawe, minister Siemoniak podjął rozmowy odnośnie zakupu BMS i innych systemów dowodzenia w USA. Uzależniłoby to polskie Siły Zbrojne od Amerykanów. Ale okazało się, że polskie firmy prywatne mają kompetencję do stworzenia rodzimego BMS i w 2015 roku ogłoszono postępowanie przetargowe na jego zakup. Już rok później przetarg anulowano i ze względu na „podstawowy interes bezpieczeństwa państwa” przekazano realizację BMS firmom państwowym, choć wiadomo było, iż nie mają one w tym zakresie kompetencji. W ten sposób po pięciu latach Wojsko Polskie nadal nie użytkuje żadnego systemu C4ISR, mimo że system ten można kupić niejako z półki od polskich firm prywatnych. Nie wiadomo, kiedy BMS wejdzie do wyposażenia wojska – „trwają negocjacje”.

Znaczącym i cichym postępem natomiast było podpisanie umowy z Teldatem w 2018 roku na użytkowanie zautomatyzowanego systemu zarządzania walką poziomu operacyjnego i taktycznego HMS C3IS Jaśmin. To jedyne polskie rozwiązanie tego typu, które otrzymało rekomendację i certyfikaty interoperacyjności NATO. W oparciu o HMS C3IS można rozwijać pozostałe zdolności Wojska Polskiego w zakresie wojny sieciocentrycznej. Wprowadzenie go do użytku było ważniejsze niż zakup F-35, postawiło bowiem Wojsko Polskie w grupie państw NATO, które posiadają tego typu rodzime systemy i mogące mieć samodzielność operacyjną, czego na przykład F-35 nie zapewnia. Co ciekawe, zakup tego systemu od prywatnej firmy nie naruszał „podstawowego interesu bezpieczeństwa państwa”, ale zakup BMS, który będzie systemem podrzędnym Jaśminowi, już taki interes narusza.

Podobnie rzecz się ma z zakupem BSP, obecnie będących podstawowym sensorem pola walki, bez którego wojna sieciocentryczna jest trudna do prowadzenia. Tutaj także ze względu na „podstawowy interes bezpieczeństwa państwa” anulowano przetargi, kierując zamówienia do sektora państwowego. Skutek jest taki, że po pięciu latach BSP tej klasy są w nikłej ilości na wyposażeniu zaledwie dwóch brygad, trzech pułków artylerii i dwunastu brygad obrony terytorialnej. W sumie to kilkadziesiąt zestawów. W tym samym czasie (od 2010 roku) Rosja wprowadziła do służby ponad 1200 podobnych BSP Orłan-10. Nadal nie wiadomo, kiedy i w jakiej liczbie Polska kupi BSP z programu „Wizjer” i „Ważka”. A dla potrzeb stworzenia trójwymiarowych i sieciocentrycznych systemów zarządzania walką potrzeba setek tego typu BSP, a nie pojedynczych sztuk, które do tej pory zamawiał MON.

Obecnie Polska może prowadzić wojnę sieciocentryczną tylko w bardzo ograniczonym zakresie (w zakresie obrony powietrznej i przeciwrakietowej funkcjonuje polski znakomity system C2 „Dunaj”), choć zobowiązała się w ramach NATO do wprowadzenia pełnych zdolności tego typu. Interesujące jest to, że polski przemysł ma kompetencję do samodzielnego stworzenia sieciocentrycznego systemu zarządzania walką (w sensie łączenia wszystkich domen) i tym samym wprowadzenia własnej odmiany amerykańskiej koncepcji NCW. O tym że istnieją i są gotowe w Polsce do implementacji systemy BMS już pisałem. Podobnie jest z bezzałogowymi statkami powietrznymi. W tym zakresie należałoby jak najszybciej ogłosić otwarty przetarg i rozstrzygnąć go w parę miesięcy.



Dużym problemem byłoby stworzenie polskiego systemu Transparent Battlefield i trójwymiarowego obrazu pola walki. Jednak i tutaj, wbrew pozorom, polskie firmy prywatne mają wysoko rozwinięte kompetencje. Trzeba by tylko stworzyć państwowy program (tak jak się to robi na przykład w USA czy Niemczech), którego zadaniem byłoby stworzenie takiego systemu. Według dostępnych informacji taki system uzupełniający BMS mógłby być gotowy w ciągu 18–24 miesięcy od czasu rozpoczęcia jego finansowania. Koszt jego stworzenia jest mniejszy od kosztu jednego Black Hawka!

Także stworzenie polskiego satelitarnego rozpoznania już teraz jest możliwe w ramach konsorcjum firm krajowych. Czas jego stworzenia to trzy – cztery lata, a koszt to zaledwie równowartość jednego samolotu F-35. Jeśli porównać przydatność dla Wojska Polskiego jednego F-35 i całego satelitarnego systemu rozpoznania, rachunek jest prosty. Choć, jak widać, nie dla wszystkich. Największym problemem będzie jednak stworzenie polskiej wielodomenowej chmury bojowej z elementami sztucznej inteligencji. Podobnie jak w przypadku powszechnego rozpoznania należałoby stworzyć wyspecjalizowany program z liderem prywatnym na jego czele. Lecz zaangażowane tutaj muszą być wszystkie dostępne ośrodki naukowe, zarówno państwowe, jak i prywatne. A i tak nie jest pewne, czy bez partnera zagranicznego udałoby się funkcjonalną chmurę bojową w Polsce stworzyć. Sam program tego typu to raczej pięć–siedem lat pracy. A jeśli do tego doda się sztuczną inteligencję i systemy łączności, będzie to program na dekadę.

Namiastką satelitarnego systemu rozpoznania są należące do NATO drony RQ-4D Phoenix kupione wspólnie przez piętnaście państw, w tym Polskę.
(Northrop Grumman)

Warto podkreślić, iż wprowadzenie doktryny wojny sieciocentrycznej do sił zbrojnych premiuje w starciach zbrojnych słabszą stronę konfliktu. To ona, rozpraszając własne siły zbrojne, utrudnia liczniejszemu i lepiej uzbrojonemu przeciwnikowi ich lokalizację, identyfikację i rażenie. W nowoczesnej wojnie algorytmicznej mniej ważne jest, ile posiadamy F-35 (i czy w ogóle je posiadamy), ale jak szybko wykryjemy przeciwnika oraz zniszczymy jego możliwości dowodzenia i oddziaływania ogniowego, zanim on zacznie kontrreakcję. A to można zrobić i za pomocą F-16 (modernizując je i ewentualnie zwiększając liczbę) lub sojuszniczego lotnictwa. Bo jako pierwsze dotrze do Polski w ramach sojuszu właśnie wsparcie lotnicze. Dla sojuszników łatwiejsze będzie zaakceptowanie utraty pewnej liczby pilotów i samolotów niż wysyłanie całych wielotysięcznych pododdziałów dla wsparcia sojusznika. Zatem na obecnym etapie zasadniejsze wydaje się przeznaczanie dziesiątków miliardów dolarów na systemy walki sieciocentrycznej czy lądowe środki ogniowe niż na absurdalnie drogie samoloty. Tym bardziej iż bez systemów walki sieciocentrycznej F-35 będzie wykorzystywać zaledwie około 20% swoich możliwości.

Wprowadzenie systemów walki sieciocentrycznej może doprowadzić do sytuacji, w której przeciwnik zostanie pozbawiony zdolności bojowych, zanim znajdzie się w polu widzenia naszych pododdziałów. Liczyć się będzie amunicja precyzyjna i zasięg jej działania. Łatwo sobie wyobrazić, że przy spięciu dowodzenia, rozpoznania i środków ogniowych w jeden system, wsparty sztuczną inteligencją, odpowiednio dowodzony dywizjon artylerii samobieżnej może wyeliminować całą batalionową grupę taktyczną (BGT) już na podejściach do natarcia. Ostrzał na przestrzeni 10–30 kilometrów zbliżania się, a potem rozwinięcia w kolumny kompanijne może przynieść takiej BGT utratę zdolności bojowych na dłuższy czas, o ile nie całkowitą eliminację.



Brak zdolności Wojska Polskiego do prowadzenia pełnego spektrum działań sieciocentrycznych może doprowadzić do swoistej izolacji wśród sojuszników, spowodowanej brakiem kompatybilności sprzętowej i proceduralnej. A co za tym idzie, pozostaniemy armią drugiej kategorii, że o utracie samodzielnej zdolności operacyjnych nie wspomnę. Już teraz podczas ćwiczeń pododdziały nie są w stanie utrzymać funkcjonalnych kanałów komunikacyjnych, a rozwiązaniem stosowanym w wielonarodowych ćwiczeniach jest „wypożyczanie” radiostacji i ich obsług pomiędzy uczestnikami. Problem się nasili, kiedy amerykańscy czy inni NATO-wscy sojusznicy wprowadzą sieciocentryczne systemy zarządzania walką, a Wojsko Polskie – jak dzisiaj – nie będzie miało czego do nich podłączyć. Co gorsza, Wojsko Polskie samo korzysta z różnorakich radiostacji i protokołów komunikacyjnych. Tajemnicą poliszynela jest, że wywołuje to chaos już w obrębie naszych sił zbrojnych. Sami powodujemy, że w skrajnej sytuacji, nawet jeśli sojusznicy będą chcieli przyjść nam z pomocą, nie będą mieli możliwości się skomunikować z Wojskiem Polskim. Co może taką pomoc wykluczyć lub ograniczyć.

Z drugiej strony warto pamiętać, iż każdy zakup zagraniczny systemów sieciocentrycznych powodować będzie ogromne koszty eksploatacji. Każda modernizacja lub nawet integracja będzie nie tylko wymagała zgody rządu kraju, od którego system kupimy, ale za każdą taką usługę słono zapłacimy. Na dodatek Polska będzie zmuszona do przekazania pełnej dokumentacji uzbrojenia, które będziemy chcieli integrować w danym systemie. Jeszcze większym błędem będzie, jeśli kupione systemy będą nadrzędne wobec polskich systemów C2 w sensie całościowych systemów dowodzenia i kierowania walką. To de facto kompletnie uzależni Polskę od dostawcy systemu sieciocentrycznego!

Aby tego uniknąć, należałoby podjąć historyczne i odważne decyzje, zgodne z Polską racją stanu, a nie chwilowym zyskiem politycznym. Gdyż nawet zakup stu F-35 nie podniesie generacyjnie zdolności całego Wojska Polskiego ani nie uczyni go liczącym się partnerem w NATO. Ale może to zrobić wprowadzenie do użytkowania sieciocentrycznego trójwymiarowego systemu zarządzania walką, z sensorami powszechnego rozpoznania, jednolitą łącznością, systemem rozpoznania satelitarnego, a przede wszystkim opartą na chmurze bojowej i z marką Made in Poland.

Przeczytaj też: Rola US Army w zwalczaniu obrony przeciwlotniczej