Ogromny, niewiarygodnie szybki i zdumiewająco piękny XB-70 Valkyrie wywodzi się z epoki przed lotami kosmicznymi. Gdyby program doczekał się szczęśliwego zakończenia, wytwórnia North American wypuściłaby około ćwierci tysiąca B-70. Z różnych względów ten scenariusz nigdy się jednak nie ziścił. Valkyrie została zdegradowana do roli samolotu eksperymentalnego i zakończyła karierę po tragicznym locie, który kosztował życie dwójki świetnych pilotów doświadczalnych.
Historia XB-70 pokazuje, jak zdradliwe mogą być koleje losu w lotnictwie. Niezależnie od pięknych planów i wszechstronnie przemyślanych koncepcji ewolucja techniki i realia polityczne sprawiły, że na długo przez pierwszym lotem kariera „Walkirii” została przekreślona. Wbrew temu, co lubią pisać łowcy sensacji, katastrofa z czerwca 1966 roku nie zmieniła niczego w historii amerykańskiego lotnictwa bombowego, bo w tamtym okresie nikt już nawet nie myślał o uczynieniu z XB-70 bombowca. Co nijak nie zmienia faktu, że jest to fascynująca konstrukcja.
Ten artykuł powstał dzięki naszym Subedejom, wspierającym Konflikty na Patronite.pl. Są to:
Alex B • Andrzej N. • Jacek Zagrodzki • Łukasz Paweł • Marcin Ślimak • Patron anonimowy
Serdecznie dziękujemy za wsparcie i zaufanie. Czytelnicy, którzy chcieliby dołączyć do grona Subedejów (lub którejś innej grupy naszych Patronów), mogą kliknąć tutaj, aby przenieść się na nasz profil na Patronite.pl. Ponadto obecnie wszyscy Patroni – nie tylko Subedejowie – mają dostęp do wersji „beta” niektórych naszych artykułów.
Wszystkie artykuły, które powstały dzięki wsparciu Subedejów, znajdują się tutaj.
Długie korzenie
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że historia XB-70 – a także innych bombowców strategicznych, z najnowszymi włącznie – sięga wczesnych lat dwudziestych. Wtedy właśnie ukazało się słynne „Panowanie w powietrzu” Włocha Giulia Douheta. W tej pracy, jednej z ważniejszych w historii lotnictwa, autor przekonywał, że samoloty bombowe staną się nowym bogiem wojny, niszczącym de facto bezkarnie nieprzyjacielskie centra przemysłowe i skupiska ludności. Lata drugiej wojny światowej dowiodły, że Douhet miał wiele racji, ale i w wielu kwestiach się mylił. Przede wszystkim zaś mylił się co do przewidywanej skuteczności bombowców. Przekonywał on bowiem, że „bombardowanie powinno kompletnie zniszczyć upatrzony cel, tak aby do zniszczenia jednego celu potrzebny był wyłącznie jeden nalot”. Douhet mylił się zresztą także co do wpływu bombardowań strategicznych na morale ludności cywilnej. Ostatecznie ani w Niemczech, ani w Japonii cywile nie doprowadzili – ani buntem, ani apatią i niezdolnością do pracy – do kapitulacji.
Do koszmarnego Douhetowskiego ideału zaczęliśmy się zbliżać dopiero w roku 1945, wraz z użyciem bojowym pierwszych bomb jądrowych, ale nawet one miały zbyt mało mocy, żeby za jednym zamachem unicestwić całe duże miasto. Ludzkość musiała zaczekać jeszcze kilka lat – na opracowanie bomb termojądrowych, których moc wyrażona ekwiwalentem trotylowym liczona była w megatonach.
W amerykańskich siłach zbrojnych era nowego myślenia o nalotach strategicznych zaczęła się 19 października 1948 roku, kiedy generał dywizji Curtis LeMay stanął na czele Dowództwa Lotnictwa Strategicznego (SAC). LeMay, weteran obu głównych amerykańskich teatrów działań wojennych w czasie drugiej wojny światowej, a wcześniej pierwszorzędny nawigator, który zasłynął wiekopomnym przechwyceniem liniowca Rex na Atlantyku, był zwolennikiem uderzenia wyprzedzającego i uważał, że cel uświęca środki. Celem zaś było stworzenie efektywnej struktury wojskowej zdolnej wykonywać uderzenia strategiczne (najlepiej wyprzedzające, ale jeśli politycy okazaliby się „tchórzliwi” – również odwetowe) na kluczowe cele na terytorium nieprzyjaciela, głównie Związku Sowieckiego, ale także komunistycznych Chin1. Kiedy LeMay obejmował SAC, miał do dyspozycji jedynie przestarzałe B-29, z których wiele było w stanie technicznym uniemożliwiającym normalną służbę liniową. Ta sytuacja miała jednak niebawem ulec zmianie.
Już w następnym roku do służby został wprowadzony gigantyczny (70 metrów rozpiętości) bombowiec międzykontynentalny Convair B-36 Peacemaker, a prace nad wprowadzeniem lotnictwa bombowego w epokę odrzutową szły pełną parą. W grudniu 1947 roku oblatano Boeinga B-47 Stratojeta, którego przyjęto do służby w czerwcu roku 1951. A dziesięć miesięcy później po raz pierwszy wzniósł się w powietrze samolot, który miał się stać rdzeniem potęgi SAC-u – B-52 Stratofortress. Coraz poważniej myślano o bombowcach naddźwiękowych.
Kiedy w 1960 roku w eskadrach US Air Force pojawiły się pierwsze Convairy B‑58 Hustlery, LeMay był już zastępcą szefa sztabu wojsk lotniczych. Mimo że Hustler okazał się konstrukcją nielubianą i niezbyt udaną, mimo że dysponował niewielkim udźwigiem i zasięgiem, miał jedną niezaprzeczalną zaletę: rozwijał prędkość Mach 2, co czyniło go jednym z najszybszych samolotów w służbie liniowej na świecie i bezwzględnie najszybszym bombowcem. Dla LeMaya już wcześniej, jeszcze zanim powstał prototyp, stał się inspiracją do wytyczenia dalszej drogi rozwoju lotnictwa bombowego. Maszyna jego marzeń miała łączyć w sobie najlepsze cechy B-52 i B-58 – zasięg i udźwig tego pierwszego z prędkością drugiego. W połowie lat pięćdziesiątych był to zamiar niesamowicie ambitny.
Pierwsze kroki, pierwsze upadki
W październiku 1954 roku dowództwo US Air Force opublikowało dokument Ogólne Zapotrzebowanie Operacyjne numer 38 (GOR 38), zakładający opracowanie pilotowanego bombowca międzykontynentalnego, który stałby się następcą B-52 i stanowiłby rdzeń SAC-u w latach 1965–1975. Z analiz wynikało, że nowy samolot, oznaczony wstępnie WS-110A (od Weapon System – system uzbrojenia), powinien mieć udźwig 11 300 kilogramów, prędkość przelotową Mach 0,9 i rozwijać „możliwie największą” prędkość na odcinku około 1000 mil morskich, czyli w trakcie penetracji nieprzyjacielskiej przestrzeni powietrznej i ucieczki znad celu. Samolot miał też startować i lądować w istniejących bazach, bez potrzeby wydłużania pasów. Pół roku później w bazie Wright-Patterson w stanie Ohio, skądinąd kolebce amerykańskiego lotnictwa wojskowego, uruchomiono Biuro Projektu Systemu Uzbrojenia (WSPO) mające pracować nad koncepcją WS-110A.

B-47 Stratojet. Na pierwszy rzut oka widać, że w porównaniu z XB-70 Valkyrie był to samolot z epoki kamienia łupanego.
(US Air Force / Tech. Sgt. Michael Haggerty)
W 1955 roku ustalono, że dostawy nowego samolotu – wówczas pod nazwą WS 110A/L, gdyż zapotrzebowanie na bombowiec połączono z zapotrzebowaniem GOR 96 na samolot rozpoznania strategicznego – powinny umożliwić wyposażenie pełnego skrzydła (trzydzieści samolotów) do roku 1963. Już 13 lipca 1955 roku gotowa była lista sześciu przedsiębiorstw mogących ubiegać się o kontrakt na rozwój konstrukcji. Do rywalizacji dopuszczone zostały Boeing, Convair, Douglas, Lockheed i North American Aviation (NAA), ale ostatecznie tylko Boeing i NAA wystąpiły z ofertami. Kontrakty na prace badawczo-rozwojowe przyznano obu spółkom w listopadzie 1955 roku.
W tym okresie obowiązywał już nowy harmonogram, zakładający opracowanie makiety WS-110A do listopada 1957 roku, oblot w marcu 1960 roku i dostarczenie pierwszej maszyny seryjnej w grudniu 1963 roku, co oznaczało przesunięcie daty wyposażenia całego skrzydła na rok 1964. Uważny Czytelnik zwróci uwagę, że litera „L” zniknęła z oznaczenia samolotu równie szybko i nagle, jak się tam pojawiła. Powód tej zmiany wyszedł na jaw dopiero kilka lat później. Rozpoznawczą wersję bombowca uznano za niepotrzebną, ponieważ Lockheed pracował już nad własnymi maszynami tego rodzaju. Były to oczywiście późniejsze legendy lotnictwa – U-2 i A-12/SR-71.
Wiosną 1956 roku Boeing i North American przedstawiały wyniki swoich analiz najwyższym rangą oficerom USAF-u, w tym oczywiście Curtisowi LeMayowi. Niestety rezultaty uznano za niezadowalające i w październiku program de facto anulowano. Oba projekty były pod wieloma względami podobne, ale łączyło je również to, że były zbyt ciężkie i zbyt skomplikowane. W obu przypadkach zakładano masę startową na poziomie około 340 ton, a żeby połączyć możliwość zabrania odpowiedniej ilości paliwa z możliwością rozwinięcia zakładanej prędkości, wymyślono rozwiązanie wręcz absurdalne: odrzucane końcówki płatów (oczywiście ze zbiornikami paliwa w środku, jak to zwykle bywa w skrzydłach). Paliwo w tych elementach byłoby spalane w pierwszej kolejności, podczas lotu z prędkością poddźwiękową, a po ich odrzuceniu mniejsza masa i mniejszy opór powietrza umożliwiłby rozpędzenie samolotu do prędkości Mach 2,3.
Nerwus LeMay skwitował tę koncepcję w swoim stylu: „To nie są samoloty. To są formacje trzech samolotów”.
Nowy bombowiec był jednak potrzebny, toteż rozpisano kolejny konkurs. Tym razem Boeing i NAA sięgnęły do wszystkich tajników aeronautyki. Projekty płatowców zmodyfikowano zgodnie ze stosunkowo niedawno odkrytą regułą pól2. Trzej inżynierowie aerodynamicy NAA, Ed Wendt, Art Ley i Dave Beck, dokonali również… może nie odkrycia w ścisłym naukowym znaczeniu tego słowa, ale odkrycia w tym sensie, w jakim Kolumb „odkrył” Amerykę. Znaleźli bowiem w periodykach naukowych NASA informacje o sile nośnej dynamicznego sprężania. Właściwymi odkrywcami tego zjawiska byli (w 1956 roku) Clarence A. Syvertson i Alfred J. Eggers, aerodynamicy z NACA – czyli poprzednika NASA – zajmujący się powrotem do atmosfery głowic międzykontynentalnych pocisków balistycznych.
W przypadku bombowca latającego na wysokości ponad 20 tysięcy metrów siła nośna dynamicznego sprężania – wytwarzana przez fale uderzeniowe powstające pod odpowiednio ukształtowanym płatem w locie z prędkością naddźwiękową – pozwala nadrobić „brak” siły nośnej wynikający z rozrzedzonego powietrza. Trzeba podkreślić, że firmy wymieniały się doświadczeniami, pracując pod egidą WSPO. Nie było tajemnicy przemysłowej. Boeing jednak nie wierzył w przydatność koncepcji siły nośnej dynamicznego sprężania.
Zmodyfikowany dzięki tym odkryciom WS-110A miał (według obliczeń) rozwijać prędkość przelotową Mach 3,0 na wysokości ponad 21 tysięcy metrów z ładunkiem 22 ton bomb i był w stanie przelecieć 12 tysięcy kilometrów bez tankowania.
Kolejne potencjalne korzyści przyniosła chemia w postaci wysokoenergetycznych paliw borowodorowych. Wyliczono, że w porównaniu ze standardowym paliwem JP-4 mogą dać bombowcowi zasięg większy o 16%, jeśli będą użyte tylko przy włączonym dopalaczu. Gdyby zatankować maszynę wyłącznie paliwem borowodorowym, zasięg wzrósłby o mniej więcej 30%. To jednak wymagałoby głębszych zmian w konstrukcji samych silników. Ale nawet 16% oznaczało kolosalny atut, pozwalający choćby przeprowadzić tankowanie w locie daleko poza zasięgiem radzieckiej obrony powietrznej. Spośród szeregu różnych składów za najbardziej obiecujące paliwo uznano HEF-3 – etyldekaboran.
Jakie ta róża miała kolce? Przede wszystkim nikt nie produkował wówczas paliw borowodorowych na skalę przemysłową. Jedyna istniejąca wówczas fabryka – stworzona z myślą o produkcji na potrzeby wojska (ale nie tylko programu WS‑110A) – planowała wytwarzać 25 ton dziennie od roku 1959. Inwestycje w produkcję paliw tego rodzaju miały pochłonąć dziesiątki milionów dolarów na przestrzeni kilku lat3. Koszt budowy zakładu produkującego 10 ton paliwa dziennie, opartego na dopracowanym już projekcie, szacowano na 35 milionów dolarów. Samo HEF-3 kosztowałoby około 80 razy więcej niż JP-4. A to byłby dopiero początek wydatków. Trzeba by też stworzyć zupełnie nową infrastrukturę, zwłaszcza że HEF-3 jest silnie toksyczny.
I na tym bynajmniej nie koniec. HEF-3 stanowił wyzwanie również z dziedziny inżynierii materiałowej. Produkt jego spalania, tlenek boru, mógł osadzać się na elementach silnika i radykalnie ograniczać ich żywotność. Wszystkie zbiorniki trzeba by także wypełniać azotem, aby uniknąć samoistnego zapłonu. Samo w sobie użycie borowodorów było kolosalnie złożonym projektem. Trudno więc się dziwić, że wkrótce zaczęło sprawiać problemy.
Tymczasem wróćmy do samych projektów bombowca. Ponownie obaj uczestnicy postępowania opracowali koncepcje na fundamentalnym poziomie bardzo podobne. Maszyna Boeinga, nosząca wewnętrzne oznaczenie B-804, miała być 61-metrowym płatowcem w układzie delta, z przednimi powierzchniami sterowymi o zmiennej geometrii. Maksymalną masę startową udało się ograniczyć do mniej więcej 227 tysięcy kilogramów. Z kolei propozycja NAA (model NA-259) przewidywała użycie skrzydeł o zmiennej geometrii. Końcówki płata miały być opuszczane w locie z wysokimi prędkościami naddźwiękowymi, tak aby zwiększyć wpływ siły nośnej dynamicznego sprężania poprzez „uwięzienie” fal uderzeniowych. Dodatkową korzyścią byłaby lepsza stabilność, gdyż opuszczone części płata działałyby jak druga para stateczników pionowych. Także NA-259 miał być wyposażony w przednie powierzchnie sterowe, przesunięte w tył, tak aby nie przesłaniać widoku z kabiny.

Na tym zdjęciu pierwszego XB-70 doskonale widać, jak wyglądał płat w konfiguracji do lotu z najwyższymi prędkościami.
(US Air Force)
Zarówno Boeing, jak i NAA przewidywały napęd w postaci sześciu silników General Electric X-279E, zdolnych do pracy przy prędkości nawet Mach 4,0. Różnica polegała na tym, że Boeing chciał je umieścić w gondolach pod skrzydłami, tymczasem NAA zblokowało je jeden obok drugiego w tyle kadłuba.
Problemy z napędem
Na przełomie października i listopada 1957 roku 60-osobowa komisja złożona z przedstawicieli trzech dowództw lotniczych: strategicznego (SAC), badawczo-rozwojowego (ARDC) i zaopatrzeniowego (AMC) odwiedziła siedziby przedsiębiorstw, aby dogłębnie zapoznać się z ich projektami. Rekomendacja komisji była jednoznaczna: konstrukcja NAA przewyższyła propozycję Boeinga praktycznie pod każdym względem, a użycie zjawiska siły nośnej dynamicznego sprężania, wbrew przewidywaniom Boeinga, miało istotny wpływ na końcową decyzję. Oficjalne przyznanie NAA kontraktu numer AF33(600)-36599 na pierwszą fazę rozwoju ogłoszono 23 grudnia, a miesiąc później złożono podpisy. W międzyczasie Boeing próbował lobbować w Kongresie na rzecz zmiany tej decyzji, ale weryfikacja dokonana na Kapitolu jedynie potwierdziła rozstrzygnięcie.
6 lutego 1958 roku samolotowi przypisano standardowe oznaczenie dla bombowca, zaczynające się literą „B”. Od tej pory WS-110A już oficjalnie znany był jako B-70. Pięć miesięcy później zakomunikowano światu jego nową nazwę, wyłonioną w drodze konkursu rozpisanego przez SAC wśród personelu. Spośród 20 235 zgłoszeń tylko trzynaście zaproponowało tę, która ostatecznie okazała się zwycięska – Valkyrie. Triumfatorem został starszy sierżant sztabowy Francis Seller, którego zgłoszenie miało najwcześniejszą datę stempla pocztowego.
30 marca 1959 roku 47-osobowa delegacja rozpoczęła inspekcję pełnowymiarowej makiety samolotu. W tamtym okresie SAC zakładał pozyskanie 250 bombowców za kwotę około 6 miliardów dolarów. Oznaczało to ogromne kontrakty nie tylko dla NAA i producenta silników, firmy General Electric (250 razy sześć to równo 1500, a do tego trzeba by jeszcze doliczyć silniki zapasowe), ale także dla mnóstwa podwykonawców. Graham Simons wylicza:
system bombardowania, nawigacji i naprowadzania pocisków AN/ASQ-28(V) miał być produkowany przez IBM. Beech miał produkować system Alert Pod, Boeing – płat, Westinghouse – system samoobrony, zakłady NAA w Columbus w stanie Ohio – dolną część kadłuba, Lockheed – górną, Sperry – żyroskopową platformę stabilizowaną, Motorola – system zarządzania misją AN/ASQ-43, Autonetics – system automatycznej kontroli lotu, Chance-Vought – przednie powierzchnie sterowe i stateczniki pionowe, Sundstrand – rezerwową instalację zasilania, John Oster – oprzyrządowanie napędu, Cleveland Pneumatic – zespół podwozia, Hamilton Standard – system kontroli dopływu powietrza do silników i podsystemy odpowiadające za warunki w kabinie, Solar – kanały doprowadzające powietrze z silników [na wiatrochron kabiny – przyp. aut.], AiResearch – centralę aerometryczną, BF Goodrich – hamulce, koła i opony dla podwozia.
A ci podwykonawcy mieli przecież własnych podwykonawców.

Alert Pod stanowił pomysł na to, jak pozwolić „Walkiriom” działać z lotnisk, na których na co dzień nie stacjonowały. Bombowiec woziłby niezbędne wyposażenie ze sobą.
(US Air Force)
Mniej więcej w tym samym okresie biuro sekretarza sił powietrznych zgłosiło zastrzeżenia co do przebiegu badań nad paliwami borowodorowymi i wezwało do wstrzymania prac nad ich fabrykami do czasu przeprowadzenia kompleksowych badań nad zastosowaniem borowodorów do napędzania Valkyrie. Generalicja US Air Force dostała nieomalże apopleksji. Generał Thomas Power, dowódca SAC-u od 1957 roku, i generał Samuel Anderson, szef Dowództwa Zaopatrzeniowego, zgodnie zapewnili, że program badań nad borowodorami postępuje sprawnie i że spodziewany jest spadek ceny paliwa, gdy ruszy produkcja na skalę przemysłową. Power posunął się nawet do kłamstwa: oświadczył, że użycie borowodorów do napędzania dopalacza w nowym bombowcu figurowało w założeniach projektowych od samego początku.
Pierwszy prototyp miał być napędzany silnikami J93-GE‑3, które nie byłyby zdolne do użycia paliwa HEF-3. Tę możliwość planowano zaimplementować dopiero w wersji J93-GE‑5, która trafiłaby do maszyn seryjnych. Według ówcześnie obowiązującego harmonogramu zespół dopalacza przystosowany do użycia HEF-3 miał być gotów w 1962 roku, a główna komora spalania – rok później. Ale spory o przyszłość badań nad paliwami wysokoenergetycznymi uniemożliwiły sporządzenie na czas projektu budżetu, który uwzględniałby te prace, to zaś przełożyło się na opóźnienia w pracach nad silnikami J93-GE-5.
W lipcu 1959 roku decydenci w obrębie US Air Force postanowili, że prace nad użyciem i produkcją HEF-3 oraz nad silnikiem przeznaczonym do jego spalania w całym cyklu pracy mają trwać. Ale już 10 sierpnia Pentagon wyrzucił do kosza program silnika J93-GE-5 i ograniczył zakres prac nad borowodorami. Tym sposobem praktycznie z dnia na dzień B-70 został przestawiony z użycia dwóch typów paliw – HEF-3 i nowego JP-6 – na użycie wyłącznie JP-6.
Na dłuższą metę wyszło to jednak bombowcowi na dobre. Oczywiście w ostatecznym rozrachunku go nie uratowało, ale znacząco obniżyło stopień jego skomplikowania dzięki uproszczeniu instalacji paliwowej i pozwoliło wykreślić z programu prace nad zmianami w infrastrukturze baz i procedurach. Wszystko to (gdyby Valkyrie ostatecznie weszła do służby) radykalnie obniżyłoby koszty bieżącej obsługi technicznej. Do tego dzięki przerobieniu jednej z dwu komór uzbrojenia na zbiornik paliwa i dopracowaniu kształtu płatowca na podstawie badań w tunelu aerodynamicznym udało się osiągnąć zakładany zasięg nawet bez użycia HEF-3. Ot, chichot historii.
Ale rok 1959 miał przynieść jeszcze jedną niespodziankę.

Tablica przyrządów XB-70. Po obu stronach sztucznego horyzontu widać popularne w tamtych czasach przyrządy „taśmowe” – prędkościomierz i wysokościomierz.
(US Air Force)
Niezupełnie do kosza, ale jednak
Rezygnacja z borowodorów miała przynieść znaczne oszczędności. Ale opracowanie nowego bombowca strategicznego to obciążenie dla budżetu, nawet tak kosmicznie napompowanego jak budżet Pentagonu w szczytowym okresie zimnej wojny. Wiadomo, jeśli nie ma alternatywy, to trzeba rozsupłać sakiewkę. Szkopuł w tym, że alternatywa była. Nazywała się: międzykontynentalne pociski balistyczne.
4 października 1957 roku Związek Radziecki wyniósł na orbitę pierwszego sztucznego satelitę naszej planety. Użyta do tego rakieta Siemiorka („siódemka”, od oznaczenia R-7) była zarazem pierwszym na świecie międzykontynentalnym pociskiem balistycznym. Jeszcze w tym samym roku Amerykanie przeprowadzili pierwsze udane odpalenie pocisku balistycznego Atlas. Udoskonalenie konstrukcji zajęło obu mocarstwom kilka lat, ale wkrótce stało się jasne, że decydenci w Moskwie i Waszyngtonie mają do dyspozycji broń zupełnie nowej klasy. Głowice jądrowe mogły teraz być dostarczone nad cel dużo szybciej i za pomocą środków, przed którymi nie było obrony.
Oczywiście niezależnie od zalet pocisków międzykontynentalnych bombowce też miały pewne atuty. Przede wszystkim można było je zawrócić i w ostatniej chwili zapobiec apokalipsie. W tym kontekście orędownicy bombowców uznawali długi czas dolotu do celu wręcz za zaletę. Czas lotu pocisku międzykontynentalnego wystrzelonego z ZSRR do USA lub na odwrót to około pół godziny w zależności od dokładnych lokalizacji wyrzutni i celów, a trzeba też uwzględnić, że minie wiele cennych minut, zanim państwo zaatakowane zorientuje się w sytuacji. To zapewne byłoby za mało, aby przywódcy obu mocarstw zdołali się skontaktować i porozumieć co do tego, jak zażegnać kryzys. Załogowe bombowce mogą też dyżurować w powietrzu przy granicy nieprzyjacielskiej przestrzeni powietrznej jako środek nacisku. Wreszcie – mogą ją penetrować w poszukiwaniu mobilnych wyrzutni pocisków balistycznych. Amerykanie nigdy nie przekonali się do takich wyrzutni, ale w Związku Radzieckim ich stosowanie było jednym z fundamentów doktryny odstraszania strategicznego. Czy takie poszukiwania mogłyby zakończyć się sukcesem, to inna sprawa, ale faktem jest, że zwolennicy bombowców podnosili takie argumenty.
21 listopada 1959 roku prezydent Dwight D. Eisenhower odbył naradę z członkami administracji poświęconą kwestiom obronności. Obecni byli między innymi sekretarz sił powietrznych James H. Douglas Jr. i sekretarz marynarki wojennej Thomas S. Gates Jr., który niebawem miał zająć miejsce Neila McElroya jako sekretarz obrony. „Ike” zwrócił uwagę, że do służby wchodzi właśnie B-58, a niejako w kolejce czekają nowe wersje pocisków balistycznych. Zastanawiał się także, jakie środki obrony powietrznej mogą istnieć za dziesięć lat. Zdaniem prezydenta zarówno bombowiec, jak i pociski miały być przede wszystkim środkami odstraszania, toteż przedstawił rozmówcom prostą zależność: „Jeśli Sowieci sądzą, że B-70 jest skuteczniejszy niż pociski, to ma wartość. Jeśli tak nie sądzą, jest bezwartościowy”.
3 grudnia 1959 roku Maurice Stans, dyrektor biura budżetowego w administracji Eisenhowera, bezceremonialnie wymusił na siłach powietrznych anulowanie programu systemu uzbrojenia B-70 i – niby siekierą – okroił go do postaci programu doświadczalnego, w którego ramach miał powstać tylko jeden prototyp do prób w locie. Do tego prototyp byłby, rzecz jasna, pozbawiony niektórych systemów bojowych. Trzeba było zachować wszystkie instalacje powiązane z systemem użycia uzbrojenia, ale można by zrezygnować na przykład z systemu samoobrony.
Valkyrie nie zamierzała jednak umierać po cichu. Generalicja US Air Force podnosiła wciąż te same argumenty w obronie nowego bombowca (i samolotów bombowych w ogóle). W styczniu 1960 roku generał Power sporządził notatkę dla szefa sztabu USAF-u, w której wyliczył szereg zalet Valkyrie, nie tylko jako typowego bombowca. Power miał nadzieję, że White wykorzysta jego uwagi w trakcie dalszych dyskusji. Zacytujmy tę notatkę prawie w całości:
a) B-70 zapewnia elastyczność wrodzoną każdemu innemu samolotowi, w tym:
-
- Zdolność użycia broni o dużej mocy przeciwko niewielkim celom umocnionym.
- Zdolność użycia pocisków aerobalistycznych.
- Zdolność działania z obecnie istniejących dróg startowych dostępnych dla B-52.
b) Oprócz zdolności dostępnych innym samolotom B-70 zdolny będzie do następujących działań:
-
- Rozpoznanie w wysokiej rozdzielczości za pomocą radarów skierowanych w bok.
- Transport lotniczy własnego wyposażenia naziemnego w zasobniku, co umożliwi szybkie rozproszenie i działanie z placówek innych niż wojskowe w czasach napięć.
- Dyżurowanie na ziemi w gotowości do reakcji w ciągu trzech minut.
- Lot z prędkością ekonomiczną w gotowości w powietrzu z możliwością użycia uzbrojenia z prędkością Mach 3 po otrzymaniu kodu autoryzującego.
- Przenoszenie broni klasy A [w praktyce należy to rozumieć jako dwucyfrową liczbę megaton – przyp. aut.] i ucieczki podczas jej niespowolnionego opadania.
- Jednoczesny start w dowolnej liczbie z licznych lotnisku w całych Stanach Zjednoczonych i równoczesnego przybycia na linię kontroli godziny „H” za cenę niewielkiego zmniejszenia zasięgu.
- Zapewnienie zdolności do drugiego uderzenia za pomocą samolotów przeprowadzających pierwsze uderzenie w czasie dużo krótszym niż jakikolwiek inny system uzbrojenia, który może być dostępny w tym okresie. Jeśli konieczne będą wielokrotne powtórne uderzenia, będzie to w praktyce równoznaczne ze zwiększeniem rozmiaru sił uderzeniowych.
- Wykonanie uderzenia w tak krótkim czasie po uderzeniu pocisków rakietowych, że w systemie obrony nieprzyjaciela nadal będzie istniał maksymalny zamęt.
- Po wprowadzeniu niezawodnych systemów ostrzegania – stacjonowanie w bazach zagranicznych, co umożliwi osiągnięcie zdolności do uderzenia z minimalnym opóźnieniem, i powrót bez tankowania w powietrzu do baz w strefie wewnętrznej [48 stanach kontynentalnych – przyp. aut].
c) Inne ewentualne czynniki powiązane z B-70 do rozważenia:
-
- Oszacowano, że zbudowanie B-70 zmusi Związek Radziecki do wydania około 40 miliardów dolarów na pozyskanie środowiska obrony zdolnego do przeciwdziałania takiemu systemowi uzbrojenia.
- Zmodyfikowany B-70 może być użyty jako pierwszy etap systemu wynoszącego satelity.
- B-70 ze względu na zaawansowane rozwiązania techniczne konieczne do jego rozwoju i produkcji stałby się solidnym punktem wyjścia do bardziej futurystycznych pojazdów kosmicznych.
Pracami nad B-70 interesowała się prasa mainstreamowa. W październiku 1960 roku magazyn Life opublikował obszerny artykuł pióra Eda Reesa zakończony słowami: „wydaje się prawdopodobne, że w ciągu pięciu lat USA będą mogły się pochwalić najszybszym i najpotężniejszym samolotem w służbie operacyjnej na świecie, być może ostatnim załogowym bombowcem w historii wojskowości”. B-70 stał się też tematem w kampanii prezydenckiej, podczas której John F. Kennedy zarzucał administracji Eisenhowera – a więc i swojemu wyborczemu rywalowi Richardowi Nixonowi, który był wiceprezydentem u „Ike’a” – lekceważenie obronności4.
31 lipca 1960 roku Kongres przeznaczył dodatkowe 75 milionów dolarów na rozwój Valkyrie, zwiększając tym samym budżet programu na rok budżetowy 1961 do 365 milionów dolarów. Ta kwota miała wystarczyć, aby NAA ukończyło prototyp XB-70, zbudowało egzemplarz do prób statycznych, przywróciło zerwane już kontrakty z podwykonawcami i, co najważniejsze, wyprodukowało dwanaście pełnowartościowych, bojowych B-70. Eisenhower pozostał jednak do samego końca nieprzekonany do bombowców, nie tylko B‑70, ale bombowców jako takich. W przemówieniu w San Diego 2 listopada 1960 roku – na sześć dni przed wyborami – JFK oskarżył administrację o blokowanie funduszy przeznaczonych na program B-70 przez Kongres i oświadczył, że udało się je odblokować dopiero kilka dni temu.

John F. Kennedy i Robert S. McNamara podczas kryzysu kubańskiego, październik 1962 roku.
(Cecil Stoughton)
Minął listopad, JFK zwyciężył w wyborach, minął grudzień, minął styczeń – miesiąc inauguracji, minął luty, nadszedł marzec. I tenże sam Kennedy, przekonany przez swojego sekretarza obrony Roberta McNamarę, oświadczył, że rozwój amerykańskich międzykontynentalnych pocisków balistycznych sprawia, iż program B-70 nie ma już uzasadnienia ekonomicznego. W następnym miesiącu McNamara cofnął zgodę na rozpoczęcie produkcji. Valkyrie była jednak na tyle zaawansowanym, wręcz awangardowym samolotem, że wyrzucanie do kosza dotychczasowych osiągnięć programu wydawało się marnotrawstwem. Pentagon zatwierdził wobec tego budowę trzech egzemplarzy doświadczalnych. 31 lipca – miesiąc po zaprzysiężeniu LeMaya na stanowisko szefa sztabu US Air Force – budżet ponownie okrojono w Kongresie, a datę oblotu pierwszego egzemplarza przesunięto na grudzień 1963 roku.
Trudno nie uznać tej decyzji za zaskakującą. Kennedy był otwartym przeciwnikiem doktryny wzajemnego gwarantowanego zniszczenia (MAD) i jako głównodowodzący chciał mieć do dyspozycji inne metody niż tylko rozpoczęcie pełnoskalowej wojny nuklearnej. Bombowce, które, jako się rzekło, oferowały elastyczność niedostępną pociskom balistycznym, zdawały się wprost idealne do tego celu. McNamara i jego koledzy z RAND, uchodzący za miłośników tabelek i suchych liczb, opracowali jednak zamiast tego doktrynę counterforce, zakładającą ograniczone uderzenie nuklearne wymierzone wyłącznie w siły zbrojne przeciwnika. W uproszczeniu: praktycznie rozbrojony w ten sposób Związek Radziecki musiałby się powstrzymać od uderzenia odwetowego, gdyż amerykańskie drugie uderzenie oznaczałoby unicestwienie radzieckich miast.
Można bez większej przesady stwierdzić, że LeMay nienawidził McNamary, uważał go za amatora przesadnie wierzącego we własny geniusz. Jako szef sztabu USAF-u regularnie gryzł się nie tylko z sekretarzem obrony, ale też z przewodniczącym połączonego szefostwa sztabów generałem Maxwellem Taylorem. LeMay nie był bynajmniej przeciwnikiem pocisków międzykontynentalnych, ale uważał, że bombowce stanowią niezbędny element arsenału strategicznego. McNamara tymczasem odnosił się do Valkyrie z wyraźną podejrzliwością. Niektórzy autorzy, jak Graham Simons, sądzą wręcz, że był do niej uprzedzony i że nic by go nie przekonało, iż jest to sensowna inwestycja. Decyzja zapadła i kropka – sekretarz był odtąd zainteresowany jedynie dowodami, które potwierdziłyby jej słuszność.

Prezydent Kennedy, szef sztabu sił powietrznych Curtis LeMay i dowódca SAC-u Thomas Power, marzec 1962 roku.
(US Air Force)
Część pieniędzy zaoszczędzonych na B-70 przekierowano na realizowany wspólnie przez siły powietrzne i marynarkę wojenną, a więc mający w założeniu świetny współczynnik koszt/efekt, program TFX, z którego ostatecznie zrodził się F-111 Aardvark, oblatany w grudniu 1964 roku. F-111 świetnie się prezentował nie tylko w tabelkach McNamary, ale także w rachunkach politycznych. Miał bowiem powstawać w zakładach General Dynamics w teksaskim Fort Worth (później produkowano tam F-16). Tymczasem Teksas był rodzinnym stanem wiceprezydenta Lyndona B. Johnsona. Duży impuls dla lokalnej gospodarki mógł pomóc duetowi JFK‑LBJ w walce o reelekcję w stanie, w którym Nixon i Lodge przegrali poprzednio zaledwie 46 tysiącami głosów.
Jeszcze Walkiria nie zginęła
We wczesnych latach 60. era klasycznych samolotów bombowych, przedzierających się do celu na dużej wysokości i z dużą prędkością, dobiegała końca. Nieprzyjemna przygoda Francisa Gary’ego Powersa i jego U-2 z radzieckim pociskiem rakietowym dobitnie uświadomiła Amerykanom, że odległość od ziemi nie jest już skuteczną metodą samoobrony. Oczywiście Valkyrie do wysokości dołożyłaby prędkość, która utrudniłaby celowanie i może pozwoliłaby uciec niektórym pociskom, ale o nietykalności nie mogło już być mowy. Trywializując: jeśli pocisk nie jest w stanie się wznieść tak wysoko jak samolot, to samolot jest bezpieczny, ale w przeciwnym razie bezpieczeństwo samolotu zależy od tego, ile baterii przeciwlotniczych znajduje się na jego drodze. Poza tym Valkyrie – jak ujął to Graham Simons – „wyglądała na radarze jak drzwi od stodoły wyłaniające się zza widnokręgu”.
Na domiar złego w Związku Radzieckim opracowywano wówczas myśliwiec przechwytujący zupełnie nowej klasy, rozwijający prędkość Mach 3. W marcu 1961 roku Artiom Mikojan oficjalnie przyjął zamówienie na zaprojektowanie samolotu, który stał się znany światu jako MiG-25. W odwiecznym wyścigu miecza i tarczy należało wykonać kolejny krok naprzód. Skoro bombardowanie z dużej wysokości stało się zanadto niebezpieczne, wniosek był w gruncie rzeczy prosty: trzeba bombardować z małej wysokości, dolatując do celu poniżej horyzontu radiolokacyjnego stacji naziemnych, a nawet poniżej dolnej granicy strefy ognia rakietowych zestawów przeciwlotniczych, i ukrywając bombowiec na tle ziemi przed myśliwcami przechwytującymi lecącymi powyżej (ZSRR doczekał się radaru pokładowego zdolnego śledzić cele na tle ziemi dopiero w latach 70.). Alternatywą było użycie pocisków manewrujących, odpalanych spoza granicy strefy rażenia radzieckiej obrony przeciwlotniczej w dość dużej liczbie, aby ją przytłoczyć.
NAA było gotowe przeprowadzić testy mające zweryfikować, czy Valkyrie nada się do roli bombowca działającego na małej wysokości, ale oczywiście nie było pewności, czy zakończą się one sukcesem. Szukając sposobu na przeforsowanie programu Valkyrie w tych zmieniających się realiach, USAF LeMaya postanowił zmienić przeznaczenie samolotu ze ściśle bombowego na rozpoznawczo-uderzeniowy, oznaczony RSB-70 (od Reconnaissance Strike). Początkowo miałyby powstać dwa prototypy doświadczalne (XB-70), jeden prototyp przedseryjny (YB-70) i dziesięć egzemplarzy przeznaczonych do prób realizowanych przez USAF przed wprowadzeniem do służby liniowej. Ta pierwsza trójka miała być oczywiście tą samą, która dostała zielone światło latem 1961 roku jako maszyny czysto doświadczalne. Pierwszy seryjny RBS-70 miał się wznieść w powietrze wiosną 1965 roku. Już w cztery lata później w eskadrach liniowych miałoby się znajdować sześćdziesiąt egzemplarzy, dwa lata później – 150. Dla pierwszych trzech maszyn zarezerwowano numery seryjne 62-0001, 62-0207 i 62-0208.

62-0001 z końcówkami płata opuszczonymi do pozycji pośredniej (pod kątem 25°), stosowanej od prędkości okołodźwiękowej do Mach 1,5.
(US Air Force)
Egzemplarz 62-0001 (noszący też oznaczenie wewnętrzne producenta AV 1, od „Air Vehicle”) miał powstawać dalej według pierwotnego projektu i zrealizować zakładany program prób w locie. W 62-0207 (AV 2) zaplanowano szereg zmian, spośród których najważniejsze były odbierak paliwa do tankowania w powietrzu i zwiększenie skosu krawędzi natarcia przednich powierzchni sterowych z 31° do 51°. W dalszej części cyklu prób w tylnej komorze uzbrojenia planowano zamontować wyrzutnię dla pocisków manewrujących, które zostałyby opracowane specjalnie dla Valkyrie. Wreszcie 62-0208 (AV 3) miał zachować zasadniczo ten sam płatowiec co AV 2 (choć z korektami opracowanymi na podstawie doświadczeń z dwoma pierwszymi egzemplarzami), ale na jednym ze stateczników pionowych miała się pojawić antena systemu łączności AN/ARC-90. Jego konfiguracja miała jednak reprezentować standard bliski operacyjnemu. Między innymi miał zabierać pełną czteroosobową załogę (dwóch pilotów, obserwator i operator; AV 1 i AV 2, jako czysto doświadczalne, miały mieć dwuosobową załogę), działający system nawigacyjno-bombardierski i „dodatki” w rodzaju pełnej instalacji chłodzącej i wentylacyjnej. Nie przewidziano budowy osobnego nielotnego egzemplarza do prób zmęczeniowych, ale ostatecznie zbudowano do tego celu kilka niekompletnych płatowców.
28 lutego 1961 roku zatwierdzono nowe zapotrzebowanie operacyjne, przemieniające Valkyrie w nosiciela pocisków manewrujących przeznaczonego do niszczenia celów o znaczeniu strategicznym za pomocą uzbrojenia jądrowego i konwencjonalnego. Zamiast dwóch swobodnie spadających bomb nuklearnych mógłby przenosić nawet dwadzieścia pocisków o masie 400 kilogramów w dwóch wyrzutniach rewolwerowych. Oprócz tego w komorach uzbrojenia instalowano by także wyposażenie rozpoznawcze.
Kolejne miesiące upłynęły na walce toczonej na arenie wielkiej polityki. Z jednej strony do boju stanęli McNamara i jego najbliżsi współpracownicy, przekonani, że Valkyrie pod dowolną postacią jest projektem fundamentalnie przestarzałym i niezasługującym na dalsze inwestycje. Z drugiej strony o dalsze fundusze walczył USAF w osobie LeMaya, który zdołał przeciągnąć do swojego obozu jednego z najpotężniejszych waszyngtońskich polityków, szefa komisji Izby Reprezentantów do spraw sił zbrojnych Carla Vinsona (tego od lotniskowca, a jakże), oraz senatora i generała dywizji rezerwy sił powietrznych Barry’ego Goldwatera. Komisja Vinsona starała się uzyskać 491 milionów dolarów na ukończenie dwóch XB-70 i jednego YB-70, który w tym momencie został już przemianowany na XRSB-70 i miał stanowić prototyp wersji rozpoznawczo-uderzeniowej. Ten ostatni nigdy nie powstał.

AV 2 na ziemi. Widoczna jedna z głównych różnic w wyglądzie zewnętrznym względem AV 1: czarna dolna powierzchnia nosa.
(US Air Force)
Krytyczna faza bitwy nastąpiła wiosną 1962 roku, a Waszyngton stanął na granicy kryzysu konstytucyjnego. Biograf LeMaya Warren Kozak pisze:
1 marca 1962 roku Vinson ogłosił, że komisja Izby Reprezentantów do spraw sił zbrojnych autoryzowała wydanie przez sekretarza sił powietrznych całej kwoty 491 milionów dolarów na rozwój bombowca.
„Tu chodziło o więcej niż tylko walka o bombowiec”, mówił Ted Sorensen [autor przemówień Kennedy’ego – przyp. aut.]. „Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, żeby Kongres próbował w ten sposób związać prezydentowi ręce w kwestii wojskowej zależnej od jego decyzji”.
Kryzys ostatecznie zażegnano kilka tygodni później [19 marca – przyp. aut.] podczas prywatnego spaceru po Ogrodzie Różanym Białego Domu, gdzie prezydent oczarował wytwornego kongresmena z Południa i przekonał go do ustąpienia. Po dziś dzień nikt nie wie, co zaszło ani jak Kennedy sprawił, że Vinson zmienił zdanie, ale wkrótce potem prośba została wycofana. LeMay próbował jeszcze dwa razy działać w tej sprawie przed Kongresem, ale w obu przypadkach poniósł klęskę.
Jeszcze tego samego roku, tuż przed Bożym Narodzeniem, LeMay został w domu. […] Rzadko chorował, a jeśli już, nie pozwalał, aby choroba przeszkadzała mu w pracy. Po dwóch dniach spędzonych w łóżku poszedł do szpitala w bazie lotniczej Andrews, gdzie lekarze odkryli, że przeszedł zawał serca. […] Kiedy wyszedł ze szpitala, poleciał z żoną, Helen, na długi urlop na Hawaje, aby wypocząć.
Po powrocie umówił się na spotkanie z prezydentem Kennedym w Białym Domu. Pragnął raz jeszcze wyłożyć swoje stanowisko w kwestii strategii wokół B-70. Ale była to walka nie do wygrania, ponieważ McNamara był insajderem w Białym Domu. Kennedy zmienił temat i zamiast o programie bombowca mówił o problemach wojskowych na świecie. LeMay wyszedł ze spotkania sfrustrowany tym, że nie udało mu się przekonać rozmówcy.
Ostatecznie, podążając za rekomendacją podkomisji budżetowej do spraw obrony Izby Reprezentantów, Kongres przyznał 52,9 miliona dolarów, co zwiększyło budżet programu do 275,9 miliona i nie gwarantowało jego przyszłości. W 1964 roku Harold Brown, pełniący wówczas funkcję dyrektora do spraw badawczych w Departamencie Obrony, stwierdził:
większość kongresmenów jest rozczarowana B-70, ale wciąż są zwolennikami samolotów załogowych. […] Sądzę, że po tej sprawie pozostała niechęć między niektórymi kongresmenami i cywilnymi urzędnikami Departamentu Obrony, zwłaszcza że wielu owych kongresmenów ma świadomość, iż rezultat programu B-70 postawił ich w złym świetle. Ale jeśli przebić się o jedną warstwę głębiej, staje się jasne, że argumenty, które podnosili [w obronie B-70 – przyp. aut.], może i były niesłuszne, lecz dowodem na ich niesłuszność nie jest to, że nie udało się uruchomić produkcji B-70.

Próbka panelu z rdzeniem ze stali o strukturze plastra miodu. Eksponat w muzeum w bazie Wright-Patterson. Panele takie stanowiły większość poszycia XB-70, a ich produkcja znacząco podniosła koszt całego samolotu. Nie było jednak innego wyjścia, tylko w ten sposób można było uzyskać należytą wytrzymałość strukturalną przy jednoczesnym utrzymaniu w ryzach masy płatowca.
(US Air Force)
W tamtym okresie – po owym wiekopomnym spacerze po Ogrodzie Różanym – mało kto w siłach powietrznych wierzył, że projekt da się jeszcze uratować, ale też nikt nie zamierzał składać broni. Opracowywano alternatywne programy prób w locie, mogące uzasadnić dalsze wydatki możliwymi korzyściami dla nauki. Jeden z pomysłów, idący w ślad za przywołaną wyżej notatką generała Powera, dotyczył prób mających stanowić podwalinę pod rozwój samolotów kosmicznych (na przykład poprzez sparowanie z rakietoplanem X-15) czy naddźwiękowych samolotów pasażerskich.
Kolejny, niejako z tej samej parafii, miał uczynić z Valkyrie eksperymentalny myśliwiec do niszczenia satelitów za pomocą specjalnie do tego celu opracowanych pocisków. Jeszcze inny skupiał się na testach materiałów pochłaniających fale radiolokacyjne. Myślano też o przerobieniu Valkyrie na samolot o napędzie jądrowym. Bodaj najbardziej awangardowy dotyczył… latającego obserwatorium astronomicznego. Logika była prosta: obserwatorium poruszające się z trzykrotną prędkością dźwięku miałoby kilka razy więcej czasu na obserwację zaćmienia słońca niż stacjonarne, do tego na wysokości ponad 20 tysięcy metrów nie trzeba by się przejmować zachmurzeniem, a i sama refrakcja stanowiłaby mniejszy problem5.
Ale nijak nie dało się ukryć brutalnej prawdy: Valkyrie miała być ogromnie kosztownym samolotem. Ostatecznie wyprodukowanie dwóch XB-70 miało kosztować okrągły miliard dolarów.
Aby zapewnić możliwość analizy parametrów lotu, XB-70 miały być wyposażone w rejestratory używające taśm magnetycznych i zapisujące dane w formacie analogowym i cyfrowym, a także w nadajniki przekazujące telemetrię w czasie rzeczywistym do stanowiska naziemnego. Zainstalowano także kamerę filmującą tablice przyrządów i rejestrator dźwięków w kabinie.
Czas w końcu polatać
Proces ostatecznego montażu sekcji kadłuba pierwszego samolotu (AV 1) w słynnej fabryce numer 42 w Palmdale rozpoczął się 18 lipca 1962 roku. Później stwierdzono jednak problemy z dopasowaniem płata do kadłuba i z uszczelnieniem zbiorników paliwa. W tej drugiej kwestii problem dotyczył nie tyle wycieków paliwa, ile wydostawania się azotu (używanego jako czynnik zobojętniający) i wdzierania się w jego miejsce tlenu. Wskutek tego montaż płata opóźnił się ze stycznia 1963 roku aż do kwietnia roku 1964 (po drodze, 31 października 1963 roku, zakończono prace projektowe nad AV 3). Ceremonia roll-outu AV 1 odbyła się 11 maja 1964 roku.
Dla NAA był to moment triumfu, wprawdzie przytłumionego względem oczekiwań sprzed pięciu lat. Nawet stojąc na ziemi, Valkyrie wyglądała jak z innej epoki. Jako samolot bojowy reprezentowała, rzecz jasna, epokę już minioną, ale jako projekt czysto eksperymentalny zdawała się otwierać wrota do pięknej przyszłości. Niestety, jak już widzieliśmy, program (X)B-70 miał to do siebie, że każdym wzlocie następował upadek. Tak też było i tym razem. Dwa miesiące po roll-oucie dalsze problemy budżetowe wymusiły przerwanie rozpoczętej już budowy AV 3 i ścięcie programu prób w locie do 180 godzin. To zaś, jak zauważa Simons, „nijak nie wystarczało, aby uzasadnić wydatki na pozostałe dwa egzemplarze”.
Kolejne cztery miesiące upłynęły na próbach naziemnych w Palmdale. Najpierw zweryfikowano poprawność działania silników i instalacji paliwowej, a następnie – 9 sierpnia – rozpoczęto kołowania. Już pierwsza próba ujawniła szereg niedociągnięć, obejmujących sterowanie kołami podwozia przedniego, hamulce i instalację hydrauliczną, a do kabiny przedostały się opary amoniaku z rezerwowej instalacji chłodzącej. Drugie kołowanie odbyło się w związku z tym dopiero 16 sierpnia, ale hamulce znów kaprysiły, a do tego nastąpiło rozerwanie przewodu płynu hydraulicznego. Z drobniejszych problemów piloci zwrócili uwagę na własny komfort: przednia goleń podwozia znajdowała się tak daleko za ich plecami, że każdy ruch amortyzatorów przy hamowaniu fundował im przejażdżkę jak na kolejce górskiej.
24 sierpnia AV 1 wykonał dwa kołowania. Tu ponownie stwierdzono przecieki w instalacji hydraulicznej, ale już nazajutrz Valkyrie wyjechała na pas po raz kolejny. W pierwszym przejeździe rozpędziła się do 100 węzłów (185 kilometrów na godzinę), a w drugim – do 122 węzłów (226 kilometrów na godzinę) oraz wypuściła i odrzuciła spadochron hamujący. Kolejne próby odbyły się 14 września. Po tych kołowaniach konieczne już było wymienienie wszystkich opon. Ponadto dwa silniki (numery 4 i 6) doznały nieznacznych uszkodzeń od ciał obcych znajdujących się na pasie i zassanych do wlotów powietrza. Wreszcie 21 września 1964 roku ogłoszono gotowość AV 1 do dziewiczego lotu6.
Tego dnia o godzinie 5.30 Al White, główny pilot doświadczalny NAA, i pułkownik Joe Cotton, główny pilot doświadczalny programu B-70 z ramienia USAF-u, rozpoczęli zewnętrzną kontrolę samolotu. Program niespełna dwugodzinnego lotu zakładał, że Valkyrie wystartuje z zapasem 60 ton paliwa, przeleci z Fabryki 42 nad bazę lotniczą Edwards z wysuniętym podwoziem i niską prędkością. Jeśli w tej fazie lotu nie stwierdzono by żadnych problemów, piloci mieli wciągnąć podwozie i na wysokości 30 tysięcy stóp (9140 metrów) przekroczyć prędkość dźwięku. Kontrakt przyznany NAA zakładał, że firma dostanie premię w wysokości 250 tysięcy dolarów, jeśli XB-70 dokona tego w pierwszym locie7.
O 6.10 piloci zajęli miejsca w kabinie i rozpoczęli czynności przedstartowe w ważącym 176 ton samolocie. Trzydzieści pięć minut później uruchomiono pierwszy silnik, a zaraz potem drugi, ale wtedy rozbłysło ostrzeżenie o awarii instalacji chłodzącej. Silniki wyłączono i rozpoczęła się drobiazgowa kontrola. Wkrótce przyczynę awarii zlokalizowano: zawiodła nie instalacja jako taka, ale po prostu bezpiecznik. O 7.14 znów zaczęto procedurę uruchamiania silników.
O 8.24 Valkyrie stanęła na końcu pasa startowego. Al White pchnął do przodu sześć dźwigni przepustnicy poza zapadki dopalacza. „Walkiria” zaczęła rozbieg. Przy prędkości 310 kilometrów na godzinę White lekko ściągnął drążek, nadając płatowi kąt natarcia 9°. W tej pozycji samolot zwiększył prędkość o kolejne 20 kilometrów na godzinę i, osiągnąwszy 1480. metr pasa, oderwał się od ziemi.
27-minutowy lot do Edwards z prędkością 500 kilometrów na godzinę upłynął bezproblemowo. Nad bazą Valkyrie spotkała się z samolotami towarzyszącymi, a Cotton rozpoczął wsuwanie podwozia. Niestety – chwilę później jeden z pilotów towarzyszących dał znać, że prawa goleń podwozia głównego zamarła w pół drogi i prawdopodobnie doszło do wycieku płynu hydraulicznego. Trzeba się było pożegnać z myślą o przekroczeniu prędkości dźwięku. Piloci czym prędzej – zanim ciśnienie w instalacji hydraulicznej mogło spaść za bardzo – wysunęli podwozie z powrotem do pozycji do lądowania i przeszli do realizacji rezerwowego planu lotu, obejmującego manewry z niską prędkością. Simons pisze:
Pół godziny później silnik numer trzy wskazywał 108% obrotów, toteż na wszelki wypadek został wyłączony. Następnie White i Cotton podeszli do lądowania na długim na 15 tysięcy stóp pasie w Edwards. Jako że siedzieli 33,5 metra przed podwoziem głównym, a lądowanie taką wielką deltą wymagało zadarcia nosa [w momencie przyziemienia ich głowy były blisko 10 metrów nad ziemią – przyp. aut.], pilotom trudno było oszacować wysokość nad pasem czy faktyczne miejsce przyziemienia. Dopiero w dziesiątym locie Al White przestał korzystać z pomocy samolotów towarzyszących, aby podawały mu jego wysokość. Celując w punkt 600 metrów od progu pasa, aby przyziemić, White gładko posadził XB-70 na ziemi.
Natychmiast zaczęły się kłopoty. Wprawdzie White i Cotton tego nie czuli, ale nagły wzrost ciśnienia w systemie hamulcowym zablokował tylne koła lewego podwozia głównego, co wywołało pożar w trakcie dobiegu. Powiadomiony o tym, White pozwolił, aby Valkyrie sama wytraciła prędkość, używając 10 800 stóp pasa. Po ugaszeniu pożaru samolot został na pasie ponad osiem godzin; w tym czasie opróżniono zbiorniki paliwa i naprawiono podwozie. Wtedy XB-70 mógł zostać przesunięty.
Patrząc z perspektywy czasu, można by uznać taki przebieg dziewiczego lotu za nieszczególnie udany. Ale White i Cotton byli zadowoleni. Sterowanie na ziemi okazało się irytujące, ale w powietrzu – tam, gdzie to naprawdę się liczyło – XB-70 okazał się potulny jak baranek. Zdaniem pilotów „Walkiria” była łatwiejsza w sterowaniu niż B-52.
Możecie nas śledzić na Blue Sky tutaj i na Facebooku tutaj.
Kolejny lot AV 1 – w obstawie dwu samolotów towarzyszących – odbył się 5 października 1964 roku. Za przekroczenie prędkości dźwięku w drugim locie NAA mogło wciąż zgarnąć 125 tysięcy dolarów premii, ale potem za każdy kolejny lot wyłącznie poddźwiękowy naliczano by kary finansowe – po 125 tysięcy od lotu. Tym razem podwozie dało się wciągnąć bez problemu. Samolot wzniósł się na 28 tysięcy stóp i rozpędził do Mach 0,85, ale w tym momencie jedna z instalacji hydraulicznych zaczęła tracić ciśnienie. Trzeba było wracać. Podwozie wysunięto do lądowania dzięki zapasowej instalacji elektrycznej. Jak na złość, po przyziemieniu jeden ze spadochronów hamujących nie chciał się wydostać z zasobnika. To oczywiście nijak nie zaszkodziło maszynie mającej do dyspozycji gigantyczny pas startowy na dnie suchego jeziora, ale było jak dodatkowa szczypta soli na ranę.

Już w drugim locie z AV 1 zaczęła schodzić farba. Ostatecznie ustalono, że to wina VIP-ów. No, w pewnym sensie, ponieważ…
(US Air Force)
Prędkość dźwięku udało się przekroczyć dopiero w trzecim locie – 12 października. Na wysokości 10 800 metrów XB-70 rozpędził się do Mach 1,11 i utrzymał prędkość piętnaście minut. Potem jeszcze kilka razy przekroczył barierę dźwięku w tę i we w tę, aby zweryfikować stabilność przy prędkościach okołodźwiękowych. Czwarty lot, 24 października, trwał osiemdziesiąt pięć minut. Samolot wzniósł się na 14 100 metrów, rozpędził do prędkości Mach 1,42 i po raz pierwszy opuścił zewnętrzne części płata do pozycji pośredniej (25°), po czym wylądował nie w Edwards, ale w Palmdale. Ten lot zakończył pierwszą fazę prób, potwierdzającą, że XB-70 zrealizował podstawowe założenia projektowe i nadaje się do latania.
Druga faza zaczęła się 16 lutego 1965 roku. Tego dnia XB-70 pierwszy raz opuścił zewnętrzne części płata do najniższej, wychylonej o 65°, pozycji. Spędził też czterdzieści minut w locie z prędkością Mach 1,6. Dziewięć dni później za sterami XB-70 obok Ala White’a po raz pierwszy zasiadł nowy pilot: podpułkownik Fitzhugh Fulton (późniejszy główny pilot doświadczalny NASA). 4 marca ta sama dwójka po raz pierwszy utrzymała prędkość naddźwiękową przez ponad sześćdziesiąt minut. 24 marca do programu dołączył czwarty pilot, Van Shepard, który wykonał z White’em ponadczterdziestominutowy przelot z prędkością ponad Mach 2,0 (maksymalna odnotowana prędkość wyniosła Mach 2,14).

…to z myślą o nich nałożono na płatowiec kilka warstw lśniącej białej farby, które razem były tak grube, iż zaczęły pękać, kiedy poszycie XB-70 pracowało pod wpływem naprężeń. Po powrocie z Edwards do Palmdale nałożono nową – jedną! – warstwę farby. Tym razem pomalowano też dolną część kadłuba wokół silników. Tu AV-1 i B-58 Hustler w roli samolotu towarzyszącego.
(US Air Force)
Szczegółowe zestawienie kolejnych lotów znajduje się w końcowej części artykułu.
7 maja 1965 roku – w dwunastym locie – niemal doszło do katastrofy. Przy prędkości Mach 2,6 White i Fulton usłyszeli głuchy łoskot, a na tablicy przyrządów zaczęły się włączać kolejne alarmy informujące o nieprawidłowej pracy silników. Cztery trzeba było wyłączyć. Lecąc już tylko na dwóch skrajnych lewych silnikach, White i Fulton dostali informację od pilotów samolotów towarzyszących, że poziomy rozdzielacz warstw na „czubku” płata oderwał się. Szczątki zostały zassane do wszystkich sześciu silników i poważnie je uszkodziły. Na szczęście nie doszło do pożaru. Przed lądowaniem udało się na powrót włączyć silnik numer 5, aby trochę zrównoważyć ciąg, i piloci bezpiecznie posadzili maszynę na ziemi.

To ten niepozorny element spowodował tyle problemów.
(Judson McCranie, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)
Po lądowaniu okazało się, że wszystkie sześć silników nie nadaje się do naprawy. Jeśli wziąć pod uwagę, że wyprodukowano ich trzydzieści osiem, była to bolesna strata. Aby uniknąć ponownych wypadków tego rodzaju, zamiast panelu ze stali o strukturze plastra miodu zainstalowano jednolity kawałek tytanu. Pojawiły się jednak obawy o bardziej fundamentalnym charakterze: czy XB-70 w ogóle da radę osiągnąć prędkość Mach 3? Czy wzrost temperatury wywołany tarciem nie spowoduje, że poszycie odleci od całego płatowca? Kolejne dwa loty zdawały się potwierdzać, że takie zagrożenie faktycznie istnieje.
AV 2
W tym samym czasie do programu prób włączony został drugi XB-70, oficjalnie zaprezentowany 29 maja 1965 roku. Wprowadzono w nim szereg zmian na podstawie doświadczeń z AV 1. Z zewnątrz oba egzemplarze można rozróżnić po nosie albo po płacie. W AV 2 owiewka systemu bombardiersko-nawigacyjnego w dolnej części nosa jest czarna, a w AV 1 – biała. AV 2 ma 5-stopniowy wznios płata, w AV 1 płat jest ustawiony poziomo. Zmiana ta miała zapewnić lepszą stabilność wokół osi podłużnej w locie z dużą prędkością z opuszczonymi zewnętrznymi częściami płata; notabene w AV 2 wprowadzono też większy kąt ich opuszczania – 69,5°.
Poza tym szereg zmian wprowadzono we wnętrzu płatowca. AV 2 otrzymał działający zbiornik paliwa numer 5, zmodyfikowaną instalację hydrauliczną, która miała być wolna od ustawicznych wycieków trapiących AV 1, czy automatyczny system regulacji wlotów powietrza do silników (AICS) w miejsce systemu kontrolowanego ręcznie (który później pojawił się także w AV 1). Być może najistotniejsza zmiana dotyczyła jednak samej technologii wytwarzania paneli ze stali o strukturze plastra miodu. Poszycie drugiego egzemplarza stało się odporniejsze na wysoką temperaturę.
Drugi XB-70 wzniósł się w powietrze po raz pierwszy 17 lipca 1965 roku i już przy tej okazji rozpędził się do prędkości Mach 1,41. Wszystko przebiegło bezproblemowo, instalacje hydrauliczne działały sprawnie. Ale nie znaczy to, że AV 2 nie miał swoich kaprysów. Najpoważniejszy dotyczył AICS, który potrafił samoczynnie zmienić kształt wlotów powietrza w locie naddźwiękowym. Choć poszycie wykonane w ulepszonej technologii praktycznie gwarantowało, że AV 2 zdoła rozwinąć prędkość Mach 3 bez szwanku, Al White zalecał, aby zaczekać do czasu, aż AICS zostanie naprawiony.
Gdyby nie sobiepański AICS, być może to AV 2 jako pierwszy rozpędziłby się do Mach 3, ale ostatecznie zaszczyt ten przypadł AV 1, który 14 października 1965 roku osiągnął prędkość Mach 3,02 na wysokości (niewykluczone, że wybranej z premedytacją) 70 tysięcy stóp. Niestety po dwóch minutach takiego lotu w kabinie rozległ się huk. Piloci zwolnili i zaczekali, aż dogonią ich samoloty towarzyszące. Te niebawem poinformowały White’a i Cottona, że od lewego płata oderwał się mniej więcej półmetrowy kawałek poszycia krawędzi natarcia. Na szczęście miejsce to było na tyle daleko od centropłata, że żadne szczątki nie dostały się do silników i AV 1 bez dalszych problemów wrócił na ziemię. Było w tym jednak coś poetyckiego: ponad rok pracy zainwestowanej w to, aby doświadczyć czegoś wyjątkowego, choć raz, choć przez chwilę, przyniósł wymarzone owoce. I rzeczywiście miał to być tylko ten jeden raz. Aby uniknąć dalszych problemów tego rodzaju, USAF nałożył na pierwszego XB-70 bezwzględne ograniczenie prędkości: Mach 2,5.
AV 2 faktycznie radził sobie dużo lepiej. 11 grudnia utrzymał prędkość Mach 2,8 przez dwadzieścia minut, a na chwilę rozpędził się nawet do Mach 2,94 bez żadnych problemów z poszyciem. O dalszych wydarzeniach Graham Simons opowiada tak:
Dziesięć dni później po siedmiu minutach przy prędkości ponad Mach 2,9 zawiodła pompa paliwa silnika numer 4. Wyłączywszy silnik, White i Cotton skierowali się z powrotem do Edwards. Wtedy włączyło się ostrzeżenie o przegrzaniu silnika numer 6, który także wyłączono. Po lądowaniu okazało się, że pomimo szybkiego wyłączenia utrata smarowania spowodowała zniszczenie silnika numer 4; teraz program miał do dyspozycji tylko dwadzieścia dziewięć silników zdatnych do użytku. Silnik numer 6 wymontowano i odesłano do General Electric na remont.
Niespełna sześć miesięcy po oblocie AV 2 osiągnął prędkość Mach 3 w swoim siedemnastym locie; zbiegiem okoliczności AV 1 potrzebował tyluż lotów, aby rozpędzić się do Mach 3. Przez trzy minuty przyrządy wskazywały prędkość Mach 3,05 (3235 kilometrów na godzinę). Inspekcja po locie nie ujawniła żadnych oznak uszkodzenia poszycia. Wciąż wyrażano duże obawy co do ponownego oddzielenia się „plastra miodu”, toteż AV 2 jeszcze dwa razy przekroczył próg Mach 3 na kilka minut i dopiero 17 lutego 1966 roku, w swoim dwudziestym drugim locie, utrzymał prędkość 3219 kilometrów na godzinę na wysokości 22 250 metrów przez piętnaście minut.
AV 1 pozostał niepokorny. 7 marca 1966 roku (trzydziesty siódmy lot, Van Shepard i Joe Cotton za sterami) wystąpiła awaria obu instalacji hydraulicznych. Piloci skierowali się do Edwards i spróbowali wypuścić podwozie, ale w instalacji nie było już ciśnienia. Lewy wózek podwozia głównego zatrzymał się w pozycji pionowej, ale przynajmniej w kierunku jazdy, prawy zaś nie opuścił się całkowicie i zatrzymał się pod kątem do kierunku jazdy. Podjęto decyzję o lądowaniu na dnie suchego jeziora. Główne zagrożenie wynikało z tego, że po przyziemieniu XB-70 będzie wyraźnie pochylony na prawy bok, co mogło zakończyć się tak zwanym cyrklem, z pewnością fatalnym w skutkach dla samolotu, a potencjalnie także dla pilotów.

XB-70 jako samolot pasażerski lub transportowy używany przez Wojskową Służbę Transportu Powietrznego. Ta hipotetyczna wersja miałaby nosić oznaczenie C-70.
(US Air Force)
Shepard przyziemił delikatnie i rzeczywiście prawy wózek, pod wpływem pędu i ciężaru samolotu, ustawił się pod należytym kątem. „Walkirię”, rzecz jasna, znosiło na prawo, ale Shepard kontrował tę tendencję, zwiększając ciąg silnika numer 6. Ostatecznie maszyna zatrzymała się mniej więcej kilometr na prawo i pod kątem 110 stopni względem linii, wzdłuż której przyziemiła. Na szczęście uszkodzenia nie były poważne. Dwa tygodnie później AV 1 znów latał.
19 maja, niecałe trzy tygodnie po locie, w którym również doznał awarii podwozia (musiał lądować z zablokowanymi hamulcami trzech z czterech kół podwozia głównego), AV 2 rozpędził się do prędkości Mach 3,06 i utrzymał ją przez trzydzieści trzy minuty na wysokości 22 100 metrów. 22 maja w bazie Edwards odbyły się pokazy lotnicze, podczas których AV 2 wykonał kilka przelotów z prędkością naddźwiękową. To jeszcze były te czasy, kiedy było wolno.
Mniej więcej w tym okresie główny pilot doświadczalny General Electric John Fritz zwrócił się do NAA z prośbą o zorganizowanie powietrznej sesji zdjęciowej samolotów napędzanych silnikami GE. Przedsiębiorstwo wyraziło zgodę. Zgodził się także – w imieniu sił powietrznych – pułkownik Cotton, pod warunkiem, że sesja odbędzie się na koniec normalnego lotu próbnego, a nie w ramach lotu wykonywanego tylko dla zrobienia zdjęć. 2 czerwca 1966 roku Ośrodek Lotów Doświadczalnych Sił Powietrznych (AFFTC) oficjalnie zatwierdził wykonanie sesji zdjęciowej.

Bell Aircraft Corp. zaproponowała twórcze rozwinięcie płatowca XB-70, aby stworzyć naddźwiękowy samolot pasażerski.
(Bell)
Jak się katapultować z XB-70
Zbliżamy się w tym momencie do tragicznego końca historii XB-70. Aby w pełni zrozumieć, co się działo w tych krytycznych sekundach, trzeba wiedzieć, jak wyglądał proces katapultowania się z Valkyrie. Jako że był to samolot mający rutynowo latać z trzykrotną prędkością dźwięku, nie wchodziło w grę użycie klasycznych foteli wyrzucanych. Katapultowanie się w taki sposób przy prędkości Mach 3 to pewna śmierć. Słynny jest przypadek kapitana Briana Udella, który w 1995 roku katapultował się z F-15E przy prędkości „ledwie” Mach 1,2 i ledwie (zdecydowanie bez cudzysłowu) przeżył. W XB-70 wprowadzono wobec tego zamykane kapsuły, po jednej dla każdego członka załogi, z niezależnym systemem podtrzymywania życia, które miały całkowicie zabezpieczać lotników przed uderzeniem masy powietrza poruszającej się ze względną szybkością 3 tysięcy kilometrów na godzinę.
Aby się katapultować, w pierwszej kolejności należało pociągnąć za jedną z dwóch żółtych rączek umieszczonych w przedniej części podłokietników, a następnie wcisnąć jeden z dwu „spustów” zawartych w rączkach. Pociągnięcie za rączki sprawiało, że fotel cofał się o pół metra do wnętrza kapsuły, wolant odsuwał się do przodu, robią miejsce na zamknięcie się pokrywy kapsuły, a pasy unieruchamiały ramiona pilota. Praktycznie w tym samym momencie jego pięty uderzały w wyzwalacze umieszczone pod fotelem. Oznaczało to, że fotel bezpiecznie się cofnął do wnętrza kapsuły, i powodowało zamknięcie pokrywy. Teraz pilot musiał wcisnąć spust, co uruchamiało najpierw ładunki wybuchowe odrzucające właz w stropie kabiny, a następnie – silnik rakietowy wynoszący kapsułę na zewnątrz, na wysokość stu metrów ponad samolot.
Kapsuła miała niewielkie okno pozwalające obserwować tablicę przyrządów i dźwignię do zmniejszenia (ale nie zwiększenia!) ciągu silników, co dawało pilotom szansę na opóźnienie momentu katapultowania, ale jednocześnie na opuszczenie maszyny w ułamku sekundy po zamknięciu pokryw. Możliwe było katapultowanie z ziemi, ale w praktyce samolot musiał się poruszać z prędkością co najmniej 160 kilometrów na godzinę. Kapsuła wraz z pilotem ważyła około 360 kilogramów. Wyposażona była w pojedynczy spadochron główny i dwa mniejsze stabilizujące na rozkładanych ramionach, a także poduszkę powietrzną mającą złagodzić impet uderzenia o ziemię. Same kapsuły były stosunkowo ciasne, ciasna była zresztą cała kabina, toteż w ubiorze ciśnieniowym zajęcie miejsca było trudne.
Tragedia
W tym czasie do programu wprowadzono nowych pilotów, między innymi Joe Walkera, głównego pilota doświadczalnego NASA, mającego za sobą lot z prędkością ponad Mach 6 w X-15, czy majora sił powietrznych Carla Crossa. Na AV 2 zainstalowano ponad tysiąc nowych czujników i rejestratorów, za ich pomocą planowano zmierzyć parametry takie jak rozkład ciśnień. Z kolei NASA przygotowała sieć czujników naziemnych, aby mierzyć natężenie gromu dźwiękowego. Nowa faza prób miała być realizowana pod kątem prac nad samolotem pasażerskim o prędkości naddźwiękowej.

AV 1 podczas pokazów lotniczych w Palmdale w maju 1966 roku.
(Ogglodyte, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe)
Sesję zdjęciową, o którą prosił General Electric, doklejono na koniec planu lotu 8 czerwca 1966 roku. Miał on przede wszystkim miał być lotem zapoznawczym dla majora Crossa i miał służyć do kalibracji prędkościomierzy, a oprócz tego planowano wykonanie jednego przelotu naddźwiękowego mierzącego natężenie dźwięku. Oprócz XB-70 do fotografii miał pozować:
- T-38A Talon należący do AFFTC, używany jako samolot towarzyszący podczas doświadczalnej części lotu;
- F-104N Starfighter należący do NASA, pilotowany przez Joe Walkera, formalnie również jako samolot towarzyszący, chociaż normalnie jego obecność w takim locie nie byłaby potrzebna (Walker uzasadnił zabranie samolotu w powietrze, zapewniając, że będzie to dobre przetarcie przed jego własnym lotem zapoznawczym, zaplanowanym na 10 czerwca);
- F-4 Phantom II marynarki wojennej, stacjonujący w kalifornijskiej Point Mugu Naval Air Station, dla którego załogi oficjalnie miał to być rutynowy lot szkolny;
- YF-5A należący do sił powietrznych, ale znajdujący się w gestii General Electric do prac nad rozwojem silników (i formalnie wykonujący lot w celu testu metod ponownego zapłonu w powietrzu);
- B-58 Hustler należący do sił powietrznych, którego obecności ostatecznie nie udało się załatwić.
- Cywilny Learjet jako samolot, z którego pokładu wykonywane będą zdjęcia.
7 czerwca odbyła się odprawa. Ustalono, że maszyny będą lecieć w luźnej formacji prowadzonej przez XB-70, ale kwestia konkretnych odległości między nimi najwyraźniej w ogóle się nie pojawiła. Pozycję na prawym skrzydle „Walkirii” przypisano F-104, pozycję na lewym dostał F-4 z załogą w składzie Jerome Skyrud i E.J. Black. John Fritz w F-5 miał zająć pozycję prawą zewnętrzną, a kapitan Pete Hoag i Joe Cotton w T-38 – lewą zewnętrzną. Na odprawie nie było jednak Ala White’a, Skyruda ani pilota Learjeta – H. Claya Laceya.
AV 2 wystartował z Edwards około 7.15. Za sterami zasiadali Al White – który powoli opuszczał program XB-70 i był kierowany do innych przedsięwzięć NAA – oraz Carl Cross. Pierwszy T-38 towarzyszył im tylko w początkowej fazie lotu. Kiedy XB-70 zaczął się wznosić na wysokość przelotową, pierwszy T-38 (któremu wówczas kończyło się już paliwo) jak zwykle wrócił do Edwards, a jego miejsce zajął drugi T-38. Przelot z prędkością naddźwiękową zakończył się około 8.30.
Zebranie formacji do sesji zdjęciowej zabrało trochę czasu, a ponieważ widoczność z kabiny XB-70 do tyłu była marna, Walker i Fritz musieli na bieżąco informować White’a, kto już zajął swoje miejsce. Zachmurzenie wymusiło zmianę wysokości lotu z 6100 metrów na 7600 metrów. Zmieniono też kurs z południowego na zachodni. Około 8.45 uczestnicy sesji zdjęciowej byli już w komplecie i fotografowie na pokładzie Learjeta wzięli się do roboty.
Kwadrans później nieoczekiwanie przez radio odezwała się załoga samolotu sił powietrznych wracająca z lotu, podczas którego nagrywała film w ramach zupełnie niepowiązanego zadania. Ale jako że w kamerze zostało jeszcze ponad trzydzieści metrów taśmy, lotnicy ci poprosili o zgodę na sfilmowanie formacji. Zgodę oczywiście dostali. Po kolejnym kwadransie – czyli po półgodzinie przewidzianej na sesję zdjęciową – z Learjeta nadeszła prośba o jeszcze dodatkowe dziesięć, piętnaście minut.

Jeszcze wszystko w porządku. Od pierwszego planu: T-38A-15-NO Talon (nr seryjny 59-1601), F-4B-15-MC Phantom II (BuNo 150993), Lockheed F-104N (rejestracja cywilna N813NA) i YF-5A-NO (s/n 59-4989).
(US Air Force)
O godzinie 9.25 minęło dziesięć doliczonych minut. W 23. sekundzie tej minuty Cotton zakomunikował pilotom XB-70, że Learjet przewiduje, iż skończy za cztery minuty. Dziewiętnaście sekund później z naziemnego stanowiska kontroli nadeszła wiadomość, że już tylko za trzy minuty. Formacja leciała z prędkością około 550 kilometrów na godzinę.
O 9.26 i 6 sekund operator radaru kontroli zbliżania w Edwards przekazał aktualizację informacji o B-58 wykonującym lot próbny na lewo od AV 2, w odległości piętnastu mil. Nie było tu żadnego zagrożenia, ale piloci muszą mieć świadomość tego, co znajduje się w powietrzu w bezpośrednim sąsiedztwie.
Dokładnie dwadzieścia sekund później – o godzinie 9.26 i 26 sekund – lewy statecznik poziomy F-104 zetknął się z opuszczoną końcówką prawego skrzydła XB-70.
Myśliwiec zadarł nos, przewrócił się na lewe skrzydło, zahaczył o krawędź natarcia prawego skrzydła „Walkirii” i, obrócony grzbietem do dołu, uderzył najpierw w prawy, a następnie w lewy statecznik pionowy. F-104 przełamał się tuż za kabiną. Nos uderzył w lewe skrzydło XB-70, a kadłub, spowity ogniem, został w tyle. W tym momencie Walker już nie żył.
Dwie sekundy po pierwszym uderzeniu Hoag zakomunikował przez radio, że doszło do kolizji w powietrzu, a od razu potem siedzący za Hoagiem Cotton poinformował pilotów XB-70, że stracili oba stateczniki pionowe. Ten drugi starał się też dodać otuchy White’owi, zapewniając go, że będą dalej lecieć obok „Walkirii”, w domyśle – aż jej piloci się katapultują.

Może sekundę później. Pozostałe samoloty już zaczynają się rozpraszać, aby dać pilotom bombowca miejsce na ewentualne manewry.
(US Air Force)
White wspominał potem, że nawet kiedy usłyszał słowa Cottona i Hoaga, nie dotarło doń, co tak naprawdę się stało. Samolot zniósł zderzenie zaskakująco dobrze i w pierwszej chwili zachował stabilność, co oczywiście zwiększało szanse na udane katapultowanie.
Niestety, kilkanaście sekund po pierwszym uderzeniu AV 2 zaczął się przewalać na prawe skrzydło i dalej – na plecy. White wspominał, że był to ruch tak gwałtowny, iż miał wrażenie, że nos zaraz się oderwie. Hoag i Cotton zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego, każąc White’owi i Crossowi natychmiast się katapultować.

Ale pechowy XB-70 nie jest już zdolny do żadnych manewrów. Tu dobrze widać, że z dwóch stateczników pionowych została połowa jednego.
(US Air Force)
Samolot wykonał dwa pełne obroty wzdłuż osi podłużnej. Za drugim razem oderwała się większa część lewego skrzydła, zapewne osłabionego strukturalnie po zderzeniu z nosem Starfightera.
O godzinie 9.27 i 10 sekund Hoag zauważył jedną kapsułę ratunkową, a osiemnaście sekund później rozwinął się nad nią spadochron. O 9.28 i 2 sekundy Cotton i Hoag przekazali, że jedno skrzydło odpadło, a reszta samolotu spada w korkociągu płaskim.
Katapultowanie White’a nie obyło się bez problemów. Próbując przezwyciężyć siły szarpiące go w obracającym się samolocie, odsunął prawy łokieć od ciała, kiedy pociągał za dźwignię. Kiedy pokrywy kapsuły próbowały się zatrzasnąć, przyklasnęły łokieć White’a. Rękę miał teraz wygiętą pod nienaturalnym kątem, uwięziony łokieć ciągnął w jedną stronę, a naprężony pas wokół barku – w drugą. White chwycił prawą dłoń w lewą i zaczął ciągnąć. Na próżno. Mógł wprawdzie uruchomić silnik rakietowy wyrzucający kapsułę, ale przypłaciłby to utratą ręki. Łokieć zostałby urwany przez krawędź włazu.
White szarpał i szarpał, nie mając bladego pojęcia, jak dużo czasu dzieli go od roztrzaskania się o ziemię i czy jednak nie powinien poświęcić ręki. W końcu, niemal nadludzkim wysiłkiem, zdołał ją oswobodzić. Nie tracąc ani jednej bezcennej sekundy, uruchomił drugi etap sekwencji. Nastąpił zapłon silnika rakietowego i (wciąż niezamknięta) kapsuła wyleciała z kabiny. Od momentu, w którym XB-70 zaczął koziołkować w powietrzu, do momentu rozwinięcia spadochronu minęło osiemdziesiąt sześć sekund. White był w tym momencie na wysokości poniżej 4500 metrów.
Życiu pilota wciąż groziło niebezpieczeństwo. Najpierw mało brakowało, a nos walącej się ku ziemi „Walkirii” zderzyłby się z kapsułą. Poza tym nie zadziałał system nadmuchiwania poduszki powietrznej na dnie kapsuły. Była to kwestia szczególnie istotna po opuszczeniu samolotu na tak małej wysokości, ale niedomknięte dolne wrota kapsuły uniemożliwiały automatyczne napełnienie poduszki. White zdołał je zamknąć, ale ręczny system nadmuchiwania także nie zadziałał. Kapsuła uderzyła o ziemię z dużym impetem tuż przy oderwanym skrzydle XB-70, około półtora kilometra od głównej części wraku.
Mając tylko jedną sprawną rękę, spocony i zmarznięty White zdołał, po kilku nieudanych próbach, otworzyć kapsułę, używając hełmu, żeby utrzymać obie pokrywy rozdzielone i dać sobie jakie takie pole manewru. W końcu wytknął na zewnątrz głowę i ramiona. Niemal osiem minut od momentu, w którym kapsuła grzmotnęła o ziemię, Cotton zameldował przez radio, że ktoś żywy wydostaje się na zewnątrz.
Kiedy w końcu po kolejnej półgodzinie na miejsce dotarł śmigłowiec ratowniczy i sanitariusze położyli White’a na noszach, ten był w stanie tylko błagać: „Nie upuśćcie mnie! Nie upuśćcie mnie!”.
Ciało drugiego pilota odnaleziono we wraku XB-70. Z nieznanych powodów Carl Cross nawet nie rozpoczął sekwencji katapultowania. Piętnaście kilometrów dalej znaleziono wrak Starfightera i zdekapitowane zwłoki Joe Walkera.
Ktoś musi być winny
Łatwo zgadnąć, że po takiej tragedii zaczęło się szukanie kozłów ofiarnych. Odium spadło przede wszystkim – kolektywnie – na spółkę General Electric za zorganizowanie sobie sesji zdjęciowej, podczas której doszło do katastrofy. Prawda jest taka, że sesje tego rodzaju stanowiły niemalże rutynę i że zawsze organizowano jest w sposób półformalny, z nagięciem tych czy innych zasad. Ale też na ogół sesje tego rodzaju nie kończyły się śmiercią dwóch lotników i zniszczeniem samolotu, który kosztował sumarycznie trzy czwarte miliarda dolarów.

Długa „szyja” XB-70 zyskała mu przydomek „Cecil” – na cześć postaci węża morskiego z kreskówki Beany and Cecil. To zdjęcie wykonano po pierwszym locie.
(US Air Force)
Kiedy czyta się o przebiegu dochodzeń i sposobie, w jaki wyciągano konsekwencje wobec winnych i „winnych”, trudno uciec przed skojarzeniem z eksplozją w elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Tam również spektakularna – toutes proportions gardées – katastrofa sprawiła, że trzeba było znaleźć i przykładnie ukarać jakichkolwiek winnych, nie pozwolić zarazem, żeby na jaw wyszły głębsze problemy systemowe, i utorować drogę do jak najszybszego powrotu do normalności. Raport komisji badającej wypadek był gotowy 27 lipca 1966 roku. Nie minęły nawet dwa miesiące. Takie tempo pracy tym bardziej kazało podejrzewać, że wnioski komisji były ustalone z góry i chodziło jedynie o to, aby je przekonywająco uzasadnić.
I tak raport wskazywał przede wszystkim na winę oficera sił powietrznych, który wbrew procedurom umożliwił zorganizowanie powietrznej sesji zdjęciowej (to znaczy majora Walkera, który, tak się wygodnie złożyło, jako martwy trup nie był w stanie powiedzieć niczego na swoją obronę). Dwóch innych oficerów wskazano jako winnych zaniedbania: wiedzieli o sesji, a ze względu na zajmowane stanowiska mogli ją odwołać, ale tego nie uczynili. Raport zwrócił też uwagę, że kontrakty Pentagonu z NAA i General Electric nie przewidywały możliwości wykonywania tego rodzaju lotów w celach promocyjnych. Owszem, nie przewidywały, bo do tej pory USAF chętnie je organizował bez konieczności odwoływania się do jakichkolwiek zapisów w umowach.
W praktyce raport sugeruje, że do katastrofy doszło w trakcie nielegalnego lotu, ten zaś odbył się wyłącznie dlatego, że General Electric o to poprosiło. Część winy spadła na Joe Cottona, który powinien był odmówić współpracy, i na Johna McColluma, dyrektora programu, który powinien był storpedować cały ten plan. Niemniej chociaż Walkera obarczono winą za zorganizowanie lotu, podczas którego doszło do katastrofy, raport nie wskazał winnych katastrofy jako takiej. I inaczej niż po katastrofie czarnobylskiej – nikt oczywiście nie trafił do więzienia.
Dlaczego samolot Walkera zahaczył o XB-70? Tego nigdy nie udało się ustalić. Być może coś odciągnęło jego uwagę, na przykład przelatujący nieopodal B-58. Być może jego Starfighter dostał się w wir powietrza ciągnięty przez Valkyrie i pilot nie zdołał nad nim zapanować.
Pożegnanie
Katastrofa AV 2 nie zakończyła programu Valkyrie. AV 1 wzniósł się w powietrze po raz kolejny 3 listopada tego samego roku i wykonał w sumie jeszcze trzydzieści cztery loty – część w ramach programu badania zjawiska gromu dźwiękowego, a część na użytek NASA.
Ostatni lot AV 1, dwudziesty trzeci wykonywany pod egidą NASA i osiemdziesiąty trzeci w ogóle, miał się odbyć 22 stycznia 1969 roku, ale drobna usterka wymusiła przesunięcie go na 4 lutego. O godzinie 10.57 maszyna z Fitzem Fultonem i Tedem Sturmthalem za sterami oderwała się od pasa w bazie Edwards. Po trzech godzinach i osiemnastu minutach w powietrzu – tym razem bez przekraczania prędkości dźwięku – wylądowała już nie w Edwards, ale w bazie Wright-Patterson w stanie Ohio, gdzie znajduje się muzeum amerykańskich sił powietrznych. Valkyrie stała się w ten sposób eksponatem.
Tam początkowo była ozdobą wystawy plenerowej. Jesienią 1970 roku przeholowano ją do nowej siedziby muzeum w innej części bazy. Jako że holowanie odbywało się po drogach publicznych, trzeba było ograniczyć zarówno masę, jak i wysokość samolotu (rozpiętość ledwie, ledwie, ale mieściła się w dopuszczalnych granicach). W tym celu zdemontowano stateczniki pionowe, silniki i wiele instalacji pokładowych. Nowe US Air Force Museum otwarto we wrześniu 1971 roku. Tam również Valkyrie stała na wystawie plenerowej, aż w końcu kilkanaście lat później została umieszczona w hangarze, w którym stoi po dziś dzień.
Łącznie oba XB-70 wykonały 129 lotów. Biorąc pod uwagę łączny koszt programu, każdy lot kosztował ponad 13 milionów dolarów.
Konstrukcja
XB-70 jest wolnonośnym średniopłatem w układzie delta z przednim usterzeniem poziomym (układ „kaczki”) i podwójnym usterzeniem pionowym. Długość całkowita – 56,64 metra, rozpiętość – 32,03 metra. Cięciwa aerodynamiczna u nasady skrzydła – 35,89 metra. Skos krawędzi natarcia płata – 66,56°. Usterzenie poziome jako całość poruszało się w zakresie 0–6°, a jego tylna część odchylała się o 20° jako klapa. Jako ster wysokości (i lotki) funkcjonowało dwanaście sterolotek umieszczonych na krawędzi spływu płata.
XB-70 miał dwa wiatrochrony. W przeciwieństwie do samolotów takich jak Concorde czy Suchoj T-4, w których zastosowano opuszczany nos dający lepszą widoczność podczas lądowania, XB-70 otrzymał jedynie ruchomy zewnętrzny wiatrochron, który do lotu z dużą prędkością był podnoszony, aby zapewnić maszynie bardziej opływową sylwetkę. Oba wiatrochrony były pięcioczęściowe. Gdyby powstał egzemplarz AV 3, odbierak paliwa do tankowania w powietrzu znajdowałby się bezpośrednio przed podnoszonym elementem.

U góry nos w konfiguracji do lotu naddźwiękowego, u dołu – do lotu poddźwiękowego.
(NASA | Judson McCranie, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)
Kabina dwumiejscowa ze stanowiskami pilotów umieszczonymi jedno obok drugiego, ale samoloty konstrukcyjnie były przygotowane do instalacji stanowisk dla pozostałych dwóch członków załogi, które pojawiłyby się w wersji bojowej. Do kabiny wchodziło się przez drzwi w lewej burcie, których dolny próg znajdował się 5,2 metra nad ziemią.
Maksymalna masa do kołowania – 245 860 kilogramów. Maksymalna masa startowa – 241 601 kilogramów. Maksymalna masa do lądowania – 237 777 kilogramów.
Samolot napędzany był sześcioma silnikami turboodrzutowymi General Electric YJ93-GE-3 zblokowanymi jeden obok drugiego pod płatem w tylnej części kadłuba. Dwa wloty powietrza obsługiwały po trzy silniki każdy. Instalacja paliwowa obejmowała teoretycznie jedenaście zbiorników (w tym pięć w kadłubie i po trzy w każdym skrzydle) ale w praktyce przyjmuje się, że było ich osiem. W każdym skrzydle znajdowała się para zbiorników fizycznie rozdzielonych, ale kontrolowanych razem w celu zachowania odpowiedniego wyważenia. Natomiast zbiornik numer 3 znajdował się nad środkiem ciężkości i stosowany był jako zbiornik przepływowy do wyważania maszyny. W pierwszej kolejności opróżniano zbiorniki w skrzydłach.
W locie z prędkością przelotową paliwo płynęło ze zbiornika numer 3 do silników w tempie 356 kilogramów na minutę.
Po starcie końcówki skrzydeł opuszczano do pozycji pośredniej w przedziale prędkości 740–1160 kilometrów na godzinę. Przyspieszenie do prędkości Mach 1,5 realizowano na ogół na wysokości 9750 metrów, po czym końcówki skrzydeł przestawiano w pozycję dolną i rozpoczynało się wznoszenie ze stałą prędkością na wysokość 15 200 metrów. Tam – w różnym tempie, zależnie od potrzeb i planu lotu – następowała faza wznoszenia na wysokość 21 300 metrów i przyspieszania do Mach 3,0. Rekord czasu od oderwania się od pasa do osiągnięcia trzykrotnej prędkości dźwięku wynosi 25 minut.
Loty XB-70
Tabela za: Graham Simons, Valkyrie: The North American XB-70: The USA’s Ill‑Fated Supersonic Heavy Bomber
Nr lotu (Nr AV) | Data | Czas | Wysokość (tys. stóp) | Prędkość (Ma) | Załoga | Uwagi |
---|---|---|---|---|---|---|
1 (AV 1) | 23.09.64 | 1:07 | 16 | 0,5 | White – Cotton | |
2 (AV 1) | 5.10.64 | 0:55 | 28 | 0,85 | White – Cotton | lądowanie awaryjne |
3 (AV 1) | 12.10.64 | 1:35 | 35,4 | 1,11 | White – Cotton | |
4 (AV 1) | 24.10.64 | 1:25 | 46,3 | 1,42 | White – Cotton | powrót do Palmdale |
5 (AV 1) | 16.02.65 | 1:10 | 45 | 1,6 | White – Cotton | lądowanie w Edwards |
6 (AV 1) | 25.02.65 | 0:53 | 35 | 0,97 | White – Fulton | |
7 (AV 1) | 4.03.65 | 1:37 | 50,2 | 1,85 | White – Fulton | |
8 (AV 1) | 24.03.65 | 1:40 | 56,1 | 2,14 | White – Shepard | |
9 (AV 1) | 2.04.65 | 0:54 | 34,5 | 0,95 | White – Cotton | |
10 (AV 1) | 20.04.65 | 1:42 | 58,5 | 2,3 | White – Cotton | |
11 (AV 1) | 28.04.65 | 1:43 | 64,3 | 2,45 | White – Shepard | |
12 (AV 1) | 7.05.65 | 1:25 | 65 | 2,6 | White – Fulton | |
13 (AV 1) | 16.06.65 | 1:37 | 65 | 2,6 | White – Cotton | |
14 (AV 1) | 1.07.65 | 1:44 | 68 | 2,85 | White – Shepard | |
15 (AV 2) | 17.07.65 | 1:13 | 42 | 1,41 | White – Cotton | |
16 (AV 1) | 27.07.65 | 1:43 | 66 | 2,82 | White – Fulton | |
17 (AV 2) | 10.08.65 | 1:27 | 41 | 1,45 | Cotton – White | |
18 (AV 2) | 18.08.65 | 1:58 | 46 | 1,45 | Shepard – White | |
19 (AV 2) | 20.08.65 | 2:04 | 42 | 1,44 | Fulton – White | |
20 (AV 2) | 17.09.65 | 1:55 | 50,5 | 1,83 | White – Fulton | |
21 (AV 1) | 22.09.65 | 1:57 | 67 | 2,83 | White – Cotton | „próba generalna” przed Ma 3 |
22 (AV 2) | 29.09.65 | 1:44 | 54 | 2,23 | White – Shepard | |
23 (AV 2) | 5.10.65 | 1:40 | 55 | 2,3 | White – Shepard | |
24 (AV 2) | 11.10.65 | 1:55 | 57,5 | 2,34 | White – Shepard | |
25 (AV 1) | 14.10.65 | 1:47 | 70 | 3+ | White – Cotton | |
26 (AV 2) | 16.10.65 | 1:43 | 59,5 | 2,43 | White – Fulton | |
27 (AV 2) | 20.10.65 | 2:07 | 59 | 2,46 | White – Fulton | |
28 (AV 2) | 2.11.65 | 1:54 | 59 | 2,45 | White – Cotton | |
29 (AV 1) | 6.11.65 | 2:04 | 46 | 1,86 | Fulton – White | |
30 (AV 1) | 8.11.65 | 2:23 | 45,5 | 1,89 | Cotton – White | |
31 (AV 1) | 12.11.65 | 2:25 | 46 | 1,84 | Shepard – White | |
32 (AV 1) | 18.11.65 | 2:02 | 47 | 1,88 | Cotton – Shepard | pierwszy lot bez White’a |
33 (AV 2) | 29.11.65 | 2:19 | 15,2 | 0,53 | White – Fulton | |
34 (AV 1) | 30.11.65 | 1:59 | 56 | 2,34 | Fulton – White | |
35 (AV 2) | 1.12.65 | 2:02 | 64 | 2,67 | White – Fulton | |
36 (AV 1) | 2.12.65 | 1:51 | 60 | 2,46 | Cotton – White | |
37 (AV 2) | 3.12.65 | 1:55 | 69 | 2,87 | White – Cotton | |
38 (AV 1) | 7.12.65 | 2:26 | 62 | 2,45 | Shepard – Fulton | |
39 (AV 1) | 10.12.65 | 2:18 | 50,7 | 1,82 | Fulton – Shepard | |
40 (AV 2) | 11.12.65 | 2:03 | 70,6 | 2,94 | White – Shepard | |
41 (AV 1) | 14.12.65 | 2:10 | 20 | 0,95 | Shepard – Fulton | |
42 (AV 1) | 20.12.65 | 1:58 | 42 | 1,78 | Cotton – White | |
43 (AV 2) | 21.12.65 | 1:49 | 72 | 2,95 | White – Cotton | „próba generalna” przed Ma 3 |
44 (AV 1) | 22.12.65 | 2:35 | 34 | 1,42 | Fulton – Shepard | |
45 (AV 2) | 3.01.66 | 1:52 | 72 | 3,05 | Shepard – Fulton | |
46 (AV 1) | 3.01.66 | 2:41 | 26 | 0,94 | Fulton – Shepard | |
47 (AV 1) | 6.01.66 | 3:40 | 33 | 0,94 | Shepard – Fulton | |
48 (AV 1) | 11.01.66 | 1:35 | 46 | 1,85 | Fulton – Shepard | |
49 (AV 1) | 11.01.66 | 0:58 | 27 | 0,95 | Cotton – White | awaria inst. hydraulicznej |
50 (AV 2) | 12.01.66 | 1:46 | 72 | 3,06 | White – Cotton | |
51 (AV 1) | 15.01.66 | 1:27 | 47 | 1,85 | Fulton – White | |
52 (AV 2) | 7.02.66 | 2:11 | 42 | 1,44 | Shepard – Cotton | |
53 (AV 2) | 9.02.66 | 1:49 | 70,8 | 3,04 | White – Cotton | |
54 (AV 2) | 16.02.66 | 3:06 | 32 | 1,1 | White – Cotton | |
55 (AV 2) | 17.02.66 | 1:47 | 73 | 3,04 | White – Cotton | |
56 (AV 1) | 26.02.66 | 2:22 | 20 | 0,92 | Shepard – Fulton | |
57 (AV 1) | 3.03.66 | 2:42 | 15 | 0,55 | Fulton – Shepard | |
58 (AV 1) | 4.03.66 | 2:27 | 56 | 2,02 | Fulton – Shepard | |
59 (AV 1) | 7.03.66 | 2:19 | 67 | 2,22 | Shepard – Cotton | awaria inst. hydraulicznej, lądowanie awaryjne |
60 (AV 2) | 10.03.66 | 1:56 | 67 | 2,76 | White – Fulton | |
61 (AV 2) | 15.03.66 | 1:59 | 69,5 | 2,85 | White – Fulton | |
62 (AV 2) | 17.03.66 | 1:52 | 70,35 | 2,85 | Fulton – White | |
63 (AV 2) | 19.03.66 | 1:57 | 74 | 2,93 | White – Shepard | rekord wysokości, 33 minuty z prędkością Ma 2,9 |
64 (AV 1) | 22.03.66 | 2:11 | 32 | 0,97 | Cotton – Shepard | |
65 (AV 2) | 24.03.66 | 1:32 | 64 | 2,71 | Fulton – White | Przelot na pokazy w bazie Carswell, jedyny lot poza Edwards i Palmdale |
66 (AV 1) | 24.03.66 | 2:00 | 60 | 2,42 | Shepard – Cotton | |
67 (AV 2) | 26.03.66 | 3:09 | 36 | 0,94 | Cotton – White | powrót z Carswell do Edwards |
68 (AV 1) | 28.03.66 | 1:41 | 65 | 2,43 | Shepard – Cotton | |
69 (AV 2) | 29.03.66 | 1:51 | 48 | 1,65 | Shepard – White | |
70 (AV 2) | 31.03.66 | 2:10 | 72 | 2,95 | Shepard – White | |
71 (AV 1) | 1.04.66 | 2:09 | 58,8 | 2,45 | White – Fulton | |
72 (AV 2) | 4.04.66 | 1:57 | 73 | 2,95 | Cotton – White | 31 minut z prędkością Ma 2,9+ |
73 (AV 1) | 5.04.66 | 2:01 | 61 | 2,43 | Fulton – Shepard | |
74 (AV 2) | 8.04.66 | 2:05 | 73 | 3,07 | Fulton – White | 16 minut z prędkością Ma 3,0 |
75 (AV 2) | 12.04.66 | 1:49 | 72,8 | 3,08 | White – Cotton | rekord prędkości, 20 minut z prędkością Ma 3,0 |
76 (AV 1) | 13.04.66 | 2:03 | 62,5 | 2,6 | Shepard – Cotton | |
77 (AV 2) | 16.04.66 | 2:01 | 71 | 3,03 | White – Cotton | |
78 (AV 1) | 19.04.66 | 2:12 | 17 | 0,58 | Shepard – Fulton | |
79 (AV 1) | 21.04.66 | 2:02 | 61 | 2,42 | Shepard – Fulton | |
80 (AV 2) | 23.04.66 | 2:01 | 66 | 2,73 | White – Cotton | |
81 (AV 1) | 25.04.66 | 2:07 | 63 | 2,55 | Fulton – Shepard | |
82 (AV 2) | 26.04.66 | 2:05 | 65,5 | 2,65 | Fulton – Cotton | |
83 (AV 1) | 27.04.66 | 2:41 | 31 | 1,5 | White – Fulton | |
84 (AV 2) | 30.04.66 | 2:16 | 16 | 0,55 | White – Cotton | awaria przedniej goleni podwozia |
85 (AV 1) | 3.05.66 | 1:22 | 23 | 0,55 | White – Fulton | awaria inst. hydraulicznej |
86 (AV 1) | 9.05.66 | 2:16 | 15 | 0,5 | White – Fulton | |
87 (AV 2) | 16.05.66 | 2:09 | 65 | 2,73 | White – Cotton | |
88 (AV 2) | 19.05.66 | 1:59 | 72,5 | 3,06 | White – Cotton | 32 minuty z prędkością Ma 3,0 |
89 (AV 2) | 22.05.66 | 2:22 | 36,5 | 1,51 | Fulton – Cotton | |
90 (AV 2) | 25.05.66 | 2:23 | 42 | 1,63 | Shepard – Cotton | |
91 (AV 2) | 27.05.66 | 2:08 | 62 | 2,53 | Shepard – Cotton | |
92 (AV 2) | 31.05.66 | 2:02 | 57 | 2,25 | Shepard – Fulton | |
93 (AV 2) | 4.06.66 | 2:05 | 70 | 2,93 | Shepard – Cotton | |
94 (AV 2) | 6.06.66 | 2:00 | 72 | 3,05 | Shepard – Cotton | Ma 3+ po raz ostatni; łącznie XB-70 spędziły 108 minut, lecąc z trzykrotną prędkością dźwięku |
95 (AV 2) | 8.06.66 | 2:13 | 32 | 1,41 | White – Cross | zderzenie w powietrzu |
96 (AV 1) | 3.11.66 | 2:00 | 61 | 2,1 | Cotton – Fulton | |
97 (AV 1) | 10.11.66 | 1:39 | 60 | 2,5 | Fulton – Cotton | |
98 (AV 1) | 23.11.66 | 1:38 | 61 | 2,51 | Shepard – Cotton | |
99 (AV 1) | 12.12.66 | 1:57 | 60 | 2,52 | Fulton – Shepard | |
100 (AV 1) | 16.12.66 | 1:54 | 60,3 | 2,55 | Shepard – Fulton | |
101 (AV 1) | 20.12.66 | 1:45 | 60,8 | 2,53 | Cotton – Shepard | |
102 (AV 1) | 4.01.67 | 1:44 | 60,4 | 2,53 | Fulton – Shepard | |
103 (AV 1) | 13.01.67 | 1:46 | 61 | 2,57 | Cotton – Fulton | |
104 (AV 1) | 17.01.67 | 1:44 | 60,2 | 2,54 | Cotton – Shepard | |
105 (AV 1) | 25.01.67 | 1:32 | 35 | 1,41 | Fulton – Shepard | |
106 (AV 1) | 31.01.67 | 1:32 | 37 | 1,4 | Fulton – Cotton | |
107 (AV 1) | 25.04.67 | 1:07 | 17 | – | Cotton – Fulton | pierwszy lot na rzecz NASA |
108 (AV 1) | 12.05.67 | 2:18 | 6,5 | – | Fulton – Cotton | |
109 (AV 1) | 2.06.67 | 2:23 | 42 | 1,43 | Cotton – Shepard | |
110 (AV 1) | 22.06.67 | 1:54 | 54 | 1,83 | Fulton – Mallick | |
111 (AV 1) | 10.08.67 | 2:29 | 15,5 | 0,92 | Cotton – Sturmthall | |
112 (AV 1) | 24.08.67 | 1:52 | 58 | 2,27 | Fulton – Mallick | |
113 (AV 1) | 8.09.67 | 1:55 | 59,7 | 2,30 | Cotton – Sturmthall | |
114 (AV 1) | 11.10.67 | 1:39 | 58 | 2,43 | Fulton – Mallick | |
115 (AV 1) | 2.11.67 | 1:56 | 64 | 2,55 | Cotton – Sturmthall | |
116 (AV 1) | 12.01.68 | 1:54 | 67 | 2,55 | Fulton – Mallick | |
117 (AV 1) | 13.02.68 | 2:43 | 41 | 1,18 | Mallick – Cotton | |
118 (AV 1) | 28.02.68 | 1:51 | 18,5 | – | Fulton – Sturmthall | |
119 (AV 1) | 21.03.68 | 2:32 | 15,5 | – | Cotton – Fulton | |
120 (AV 1) | 11.06.68 | 1:11 | 9,5 | – | Mallick – Fulton | |
121 (AV 1) | 28.06.68 | 2:39 | 39,4 | 1,23 | Sturmthall – Cotton | |
122 (AV 1) | 19.07.68 | 1:55 | 42 | 1,62 | Mallick – Fulton | |
123 (AV 1) | 16.08.68 | 1:55 | 63 | 2,47 | Fulton – Sturmthall | |
124 (AV 1) | 10.09.68 | 1:48 | 63 | 2,54 | Mallick – Fulton | |
125 (AV 1) | 18.10.68 | 1:56 | 52 | 2,18 | Fulton – Sturmthall | |
126 (AV 1) | 1.11.68 | 2:08 | 41 | 1,62 | Sturmthall – Fulton | |
127 (AV 1) | 3.12.68 | 1:58 | 39,4 | 1,64 | Mallick – Fulton | |
128 (AV 1) | 17.12.68 | 1:45 | 63,5 | 2,53 | Fulton – Sturmthall | |
129 (AV 1) | 4.02.69 | 3:16 | 29 | 0,92 | Fulton – Sturmthall | Łącznie XB-70 spędziły w powietrzu 252 godziny i 38 minut |
Przypisy
1. Aby oddać LeMayowi sprawiedliwość, należy podkreślić, że nie optował on za uderzeniem strategicznym o charakterze agresywnym na Związek Sowiecki. Uderzenie wyprzedzające miałoby nastąpić jedynie w sytuacji, w której Amerykanie uzyskaliby dowody, że Sowieci przygotowują własne uderzenie jądrowe na USA, tak że wojnie już nie da się zapobiec, ale da się jeszcze zapobiec unicestwieniu amerykańskich miast i baz wojskowych.
2. Wprawdzie w podstawowym zarysie została odkryta przez Niemca Ottona Frenkela już w 1943 roku, ale dopiero osiem lat później doprecyzował ją Amerykanin Richard Whitcomb.
3. W przybliżeniu dolary w 1960 roku można przeliczać na dzisiejsze, mnożąc przez dziesięć.
4. Przede wszystkim JFK oskarżył Eisenhowera o dopuszczenie do powstania „luki rakietowej”, czyli wyraźnej przewagi Moskwy nad Waszyngtonem na polu międzykontynentalnych pocisków balistycznych. JFK z premedytacją przesadzał, ale to temat na inny artykuł.
5. Wśród obmyślonych wcześniej programów prób szczególnie ciekawy był plan weryfikacji możliwości tankowania w powietrzu z prędkościami naddźwiękowymi. Szkopuł w tym, że nie istniała latająca cysterna zdolna do przeprowadzenia takiej operacji. W związku z tym zakładano, że jedna Valkyrie będzie tankowała drugą.
6. Kompleksowy cykl próbnych kołowań AV 1 pozwolił na ograniczenie analogicznych prób AV 2 do jednego dnia – 10 lipca 1965 roku.
7. Był to popularny cel w latach 50. i 60., mający dowodzić dojrzałości konstrukcji. Myśliwiec F-8 Crusader, oblatany 25 marca 1955 roku, także przekroczył prędkość dźwięku w pierwszym locie.
Bibliografia
Źródła
A.J. Goodpaster, Foreign Relations of the United States, 1958–1960, Volume III, National Security Policy; Arms Control and Disarmament, Microfiche Supplement, dokument 217, Memorandum of Conference with the President. Augusta, Georgia, November 21, 1959.
G. B. Kistiakowsky, Foreign Relations of the United States, 1958–1960, National Security Policy; Arms Control and Disarmament, Volume III, dokument 89, Memorandum From the President’s Special Assistant for Science and Technology (Kistiakowsky) to President Eisenhower. Washington, February 12, 1960.
Thomas S. Power, Foreign Relations of the United States, 1958–1960, Volume III, National Security Policy; Arms Control and Disarmament, Microfiche Supplement, dokument 230, Memorandum From Power (SAC) to White (USAF), Offutt Air Force Base, Nebraska, January 11, 1960.
Opracowania
Giulio Douhet, „Panowanie w powietrzu”, w: Panowanie w powietrzu. Przypuszczalne formy przyszłej wojny oraz ostatnie artykuły. Przekład: Magdalena Skierczyńska, Tetragon, 2013.
Yefim Gordon, Mikoyan MiG-25 Foxbat: Guardian of the Soviet Borders, Midland Publishing, 2007.
Dennis R. Jenkins, Tony Landis. North American XB-70A Valkyrie, WarbirdTech Vol. 34, Specialty Press, 2002.
Warren Kozak, LeMay: The Life and Wars of General Curtis LeMay. Regnery Publishing, 2009.
Tony R. Landis, NAA B-70 Valkyrie Variants: A Future That Never Was. HQ AFMC History Office, 2020.
Ed Rees, Fantastic Plane, Life, 17 października 1960, s. 125.
Gordon F. Sander, JFK’s Forgotten Constitutional Crisis. Politico, 29 maja 2017. Dostęp: 22 kwietnia 2025.
Graham Simons, Valkyrie: The North American XB-70: The USA’s Ill-Fated Supersonic Heavy Bomber. Pen & Sword Aviation, 2015.
Kenneth P. Werrell, Air Force Disappointments, Mistakes, and Failures 1940–1990-Texas A&M University Press (2024)