Niektóre elementy relacji amerykańsko-japońskich to niekończąca się melodia. Waszyngton od lat 60. ubiegłego wieku naciska na Tokio, aby prowadziło bardziej aktywną politykę i brało większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo w regionie. Tokio nie tyle uchyla się od odpowiedzi, ile bardzo długo nad nią pracuje, a rezultaty zwykle nie są zadowalające dla nikogo. Wobec zwiększonej presji ze strony administracji Donalda Trumpa gabinet premiera Shigeru Ishiby wystąpił z interesującą propozycją „jednego teatru działań”. Koncepcja wywołała największe poruszenie w Korei Południowej, ale i stamtąd napływają zaskakujące reakcje.

Czymże jest „jeden teatr działań”? Według informacji dziennika Asahi Shimbun podczas marcowego spotkania z sekretarzem obrony Pete’em Hegsethem minister obrony Gen Nakatani zaproponował, aby Półwysep Koreański, Morze Wschod­nio­chiń­skie, Połud­nio­wo­chiń­skie i obszary przyległe (czyli Tajwan) zacząć traktować jako jeden teatr działań, a nie, jak do tej pory, jako osobne obszary. Ma to być platforma do zacieśnienia współpracy nie tylko między Stanami Zjednoczonymi i Japonią, ale także Australią, Filipinami, Koreą Południową i innymi państwami. Chodzi oczywiście o współpracę wojskową i na wypadek sytuacji kryzysowych, od zwalczania skutków klęsk żywiołowych po inne ewentualności, takie jak chińska inwazja na Tajwan.

Hegseth miał przyjąć propozycję z dużym zainteresowaniem. Koncepcja „jednego teatru działań” wpisuje się w żądania Waszyngtonu, aby sojusznicy brali na siebie większą odpowiedzialność (burden sharing) i zwiększali wydatki na obronę. Z jednej strony Tokio stara się więc spełnić oczekiwania USA, ale nie tylko. Pomysł wpisuje się w realizowaną od czasów pierwszej kadencji Trumpa politykę zacieśniania współpracy z innymi państwami Indo-Pacyfiku w celu stworzenia struktur bezpieczeństwa bardziej odpornych na wolty w amerykańskiej polityce, a tym samym zdolny skutecznie przeciwstawiać się hegemonis­tycz­nym zapędom Chin.

Pete Hegseth i Gen Nakatani.
(DOD / Senior Airman Madelyn Keech)

O „jednym teatrze” mówiło się już połowy ubiegłej dekady, zaś sama koncepcja miała być stopniowo rozwijana wspólnie przez Siły Samoobrony i ministerstwo obrony. Już w pakiecie kontrowersyjnych ustaw przepchniętych przez premiera Shinzō Abe w roku 2015 była mowa o „aktywnym wkładzie” w pokój i bezpieczeństwo. Umożliwiły one Jieitai „zapewnienie niezbędnego wsparcia logistycznego oraz działań poszukiwawczo-ratowniczych na rzecz sił zbrojnym innych państw”, gdy wspólnie zajmują się sytuacją zagrażającą międzynarodowemu pokojowi i bezpieczeństwu uznaną przez rezolucję ONZ lub „w sytuacjach, które będą miały istotny wpływ na pokój i bezpieczeństwo Japonii”. Ta ostatnia kategoria dotyczyła wyłącznie współdziałania z USA.

Krytyka

Głównym zarzutem pod adresem „jednego teatru działań” jest brak konkretów. Niedook­reś­lo­ność jest charakterystyczna nie tylko dla japońskich inicjatyw. W tym konkretnym przypadku krytyka dotyczy braku jasnych ram geograficznych takiego zintegrowanego teatru i konkret­nego zakresu współpracy. W samej Japonii pojawiają się obawy o ryzyko uwikłania Sił Samo­obrony w działania i operacje militarne prowadzone przez inne kraje. Pragnący zachować anonimowość oficjele resortu obrony i Jieitai w rozmowach z Asahi Shimbun podkreślali, że prace nad koncepcją jeszcze trwają, a docelowo teatr działań zostanie zmieniony na inny, mniej wojskowy termin. Przynajmniej w kontaktach z innymi państwami.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

LIPIEC BEZ REKLAM GOOGLE 95%

Największa krytyka japońskiego pomysłu nie nadeszła z Chin, które zdają się ignorować sprawę. Medialna burza wybuchła w Korei Południowej. Od prawej do lewej strony straszono odciąganiem uwagi od kluczowego zagrożenia, jakie stanowi Korea Północna, poprzez niepotrzebne antagonizowanie Chin po wizję powrotu japońskich oddziałów na Półwysep. Południowokoreańskie media zupełnie przy tym pominęły, że od zakończenia drugiej wojny światowej pomysł wysyłania wojsk na kontynent budzi w Japonii równie duży sprzeciw.

Amerykański krążownik USS Anzio (CG 68) i japoński okręt zaopatrzeniowy Mashu (AOE 425).
(US Navy / Aviation Warfare Systems Operator 3rd Class Shawn Cossins)

W kontekście brutalności japońskiej okupacji zastrzeżenia Koreańczyków są uzasadnione. Z drugiej strony południowokoreański dyskurs radośnie ignoruje sytuację geopolityczną. Skoro na chińskich poligonach powstają makiety amerykańskich baz w Japonii i japońskich baz oraz ćwiczone są ataki na nie, to dlaczego to samo nie miałoby dotyczyć Korei? W przypadku wojny o Tajwan bazy na Półwyspie będą nie mniej użyteczne niż te w Japonii, a należy wątpić, by w tak krytycznej sytuacji Waszyngton przejmował się zastrzeżeniami Seulu. Pekin może wyjść z podobnego założenia i zdecydować się na atak wyprzedzający.

Jak Chōshū i Satsuma

Rozumiał to prawicowy prezydent Yoon Suk-yeol, który zanim został usunięty ze stanowiska po tragifarsie nieudanego wprowadzenia stanu wojennego, zapoczątkował zacieśnianie współpracy z Japonią, tak dwustronnej, jak i w trójkącie ze Stanami Zjednoczonymi. Zresztą już jego poprzednik Moon Jae-in dał zielone światło dla prac koncepcyjnych nad stworzeniem obejmującej Morze Żółte i wymierzonej bardziej w Chiny niż Koreę Północną strefy anty­dos­tę­po­wej. Za administracji Yoona udało się w relacjach z Japonią sporo osiągnąć, teraz dziedzictwo to stoi pod znakiem zapytania.

Pojawiają się jednak sygnały, że współpraca z Tokio powoli toruje sobie drogę wśród południowokoreańskiego establishmentu. 8 maja w Białym Domu gościł Kim Hyun-chong, doradca do spraw bezpieczeństwa Lee Jae-myunga, kandydata w wyborach prezydenckich z ramienia centrolewicowej Partii Demokratycznej. Kim prawdopodobnie spotkał się z Ivanem Kanapathym, dyrektorem do spraw Azji w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego.

– W obecnej sytuacji uważam, że Korea i Japonia powinny współpracować na poziomie porównywalnym do japońskiej domeny Chōshū i domeny Satsuma – stwierdził Kim w rozmowie z dziennikarzami po opuszczeniu Białego Domu.

Amerykańskie i japońskie okręty w porcie Apra na Guamie. Na pierwszym planie tender okrętów podwodnych USS Frank Cable.
(Jeff Landis, Naval Base Guam)

Taka historyczna analogia ma duży ciężar gatunkowy. Chōshū i Satsuma były lennami z zachodniej Japonii. Rządzące nimi odpowiednio rody Mōri i Shimazu przez kilka wieków były zawziętymi rywalami i wrogami, jednak w 1866 roku doszło do gwałtownego zwrotu. Zawarto sojusz, który w ciągu dwóch lat doprowadził do obalenia szogunatu, restauracji władzy cesarskiej i wkroczenia Japonii na drogę modernizacji.

Więcej pomocy

W ramach zacieśniania współpracy i budowy nowych formatów Japonia zamierza także zwiększyć pomoc wojskową dla państw Indo-Pacyfiku. Chodzi tutaj o program Oficjalnej Pomocy w Dziedzinie Bezpieczeństwa, znany szerzej pod anglojęzycznym akronimem OSA (Official Security Assistance), zainicjowany w roku 2023. Na początku marca rząd zatwierdził zwiększenie budżetu pomocowego do 8,1 miliarda jenów (210 milionów złotych), co oznacza wzrost o 60% w stosunku do roku budżetowego 2024. Wzrosnąć do dziewięciu ma także liczba odbiorców. Szczegóły mają zostać dopracowane w najbliższych miesiącach i przedstawione jesienią.

Podobnie jak inne japońskie programy, OSA jest specyficzna. Obejmuje darmowe prze­ka­zy­wanie odbiorcom sprzętu wojskowego, ale nie broni ofensywnej. Pomoc obejmuje więc radary, drony, patrolowce dla straży wybrzeża oraz inwestycje w infrastrukturę o cywilno-wojskowym zastosowaniu, jak porty i lotniska. Program jest skierowany głównie do państw Azji Południowo-Wschodniej, zmagających się z chińską ekspansją. Na liście odbiorców znalazły się do tej pory Filipiny, Malezja, Indonezja i Mongolia. Wśród spodziewanych nowych beneficjentów wymieniana jest Papua Nowa Gwinea, gdzie coraz mocniej ścierają się wpływy Chin i Zachodu.

Tokio cały czas nie rezygnuje też ze zdobycia klientów eksportowych dla japońskiego uzbrojenia. Realizacja planów idzie jak po grudzie, co wynika z braku doświadczenia i bardzo ostrożnego stosunku japońskich producentów, obawiających się strat wizerunkowych. Z tego powodu i wskutek nacisku ze strony humanitarnych inwestorów Daikin, bardziej znany jako producent klimatyzacji, ogłosił w lutym tego roku, że zakończy produkcję amunicji z białym fosforem. W obecnym rozdaniu głównymi obiektami zabiegów marketingowych japońskiego rządu są Australia i Filipiny.

Rikujojieitai Boueisho, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported