Co mogą o wojnie na Pacyfiku wiedzieć Rosjanie? Kto w ogóle w ich kraju chciałby się zajmować tym zagadnieniem? Przecież nie po to stworzono mit Wielkiej Wojny Ojczyźnianej z barbarzyńskimi Niemcami, żeby teraz ktoś zajmował się wojną na Pacyfiku, do której Związek Radziecki przystąpił w kilku ostatnich tygodniach i choć osiągnął tam wielkie sukcesy, to przeciwnik nie był w żaden sposób porównywalny z Wehrmachtem, a i bez pomocy ZSRR Stany Zjednoczone poradziłyby sobie z Krajem Kwitnącej Wiśni. A jednak takie książki powstają. I to bardzo dobre. „Premiera na Pacyfiku” jest tego przykładem.

Z całą pewnością mogę powiedzieć, że czegoś takiego jeszcze nie czytaliście. Choć książka opowiada historię wojny na Oceanie Spokojnym, to czyni to w sposób, w jaki nikt tego wcześniej nie uczynił. Już sam tytuł wyróżnia się na tle innych pozycji. Być może tego nie wiecie, ale wbrew panującej u nas często opinii, Rosjanie są za pan brat z kulturą i to nie tylko masową. Są w światowej czołówce, jeśli chodzi o czytanie książek, a ich prawdziwą pasją jest teatr. I nie mówię tu o nowobogackich, którzy chcą się upozować na inteligencję, ale o każdym pojedynczym moskwianinie czy mieszkańcu „Pitra”. Ceny są takie, że przeciętna „babuszka” może co jakiś czas iść do teatru, a aktorzy tam grający są w tym kraju wielkimi gwiazdami.

Nawiązując do tej rosyjskiej pasji, małżeństwo z Sankt Petersburga napisało książkę o wojnie o Pacyfiku, przedstawiając zmagania w formie teatralnej. Zamiast na rozdziały, książka została podzielona na akty, sceny, aktorów i dekoracje. Oprócz nich mamy też fotografie czy jakby osobne rozdziały niemające związku z akcją, ale przedstawiające poszczególne okręty od strony ich historii, technicznej i służby. Być może brzmi to skomplikowanie, jednak w praktyce nie sprawia żadnych problemów. Dekoracje to nic innego jak przedstawienie teatru działań od strony geograficznej oraz głównych uczestników wojny, czyli Japonii i USA. Akty i sceny odpowiadają odpowiedni częściom i rozdziałom w zwykłych książkach.

Książka to jednak nie tylko forma, ale przede wszystkim treść. Ta jest tak samo albo jeszcze bardziej niezwykła. Być może wynika to z tego, że żadne z autorów nie jest zawodowym historykiem, ale z wykształcenia są odpowiednio: Elena psychologiem i absolwentką cybernetyki, a Siergiej fizykiem. Do tego, dodajmy jeszcze, autorzy stworzyli dwóch fikcyjnych współautorów, którzy w ramach ich książki piszą swoją – o admirale Yamamoto. No i jest jeszcze sam Yamamoto, który również zabiera głos. Dzięki temu ich książka jest wyjątkowa i porusza aspekty, których w innych książkach o tej wojnie nie spotkamy.

Przede wszystkim całość pisana jest bardziej z perspektywy japońskiej. Nie chodzi mi tu bynajmniej o stronniczość, ale Japończykom poświecono tu o wiele więcej miejsca niż w podobnych książkach zachodnich. Po drugie na Amerykanów autorzy patrzą z zupełnie innej perspektywy i poddają ich – za wyjątkiem Roosevelta – wielkiej krytyce. Okazuje się, że Nimitz, MacArthur, Halsey i inni nie byli dobrymi, ale co najwyżej średnimi dowódcami. Nie mówiąc już o sprzymierzonych z Amerykanami Brytyjczykach – ci to byli zupełnie do niczego. I to nie tylko dowódcy, ale także, a może przede wszystkim, Churchill.

Autorzy poruszają tyle wątków, że nie sposób jest wspomnieć o wszystkich w tej recenzji: analiza teoretyczna taktyki użycia lotniskowców na Pacyfiku, psychoanaliza Yamamoto, upadek Imperium Brytyjskiego, głęboka i wielostronna analiza funkcjonowania Stanów Zjednoczonych i tamtejszego społeczeństwa od samych początków do czasów na długo po zakończeniu wojny, wpływ wojny na Pacyfiku na księżycowy program Apollo, koncepcja ludenów i wiele wiele innych rzeczy, a gdzieś w tym wszystkim oczywiście sama wojna. Choć nie tylko ta z USA, ale także tak z Rosją z 1905 roku i Yamamoto wykładający strategię na najlepszych zachodnich uniwersytetach.

Ponieważ cała książka jakby obraca się wokół japońskiego admirała, po jego śmierci w 1943 roku staje się mniej szczegółowa i bardziej skacze do kolejnych punktów wojny, ale nie zawsze takich, jakich byśmy się spodziewali. Bardzo mało miejsca na przykład poświęcono na Iwo Jimę, a są za to rzeczy, które w innych książkach potraktowano pobieżnie. Nie licząc wszystkich dodatków, historia kończy się na procesie tokijskim. Wojna jest też opisana inaczej niż na przykład u Morisona. Opisy bitew są mniej dokładne – acz kilka razy autorzy poprawiają Morisona – za to więcej jest opisów tego, co się działo wokół nich. Dlaczego do nich doszło, czym kierowali się dowódcy, podejmując decyzje i co stanowiło główny czynnik wpływający na wygrana jednej lub drugiej strony.

Ze względu na jej nietypowy charakter książkę polecałbym bardziej wprawionym Czytelnikom, których nie zrazi niecodzienny typ narracji i bardzo odległe od głównego tematu wycieczki autorów. Tym, którzy szukają książki typowo o wojnie ze szczegółowym opisem bitew, mapami, jasną narracją, w której w środku bitwy pod Midway nie zostaniemy rzuceni pod Cuszimę kilkadziesiąt lat wcześniej, gdzie Yamamoto rozmawia z Togo, a do tego dodany będzie komentarz na temat japońskiej, niepojętej dla Europejczyka mentalności, polecam inne książki; wybór jest w tym zakresie wielki. Ci, którzy się takich ekstrawagancji nie boją, za to mają ochotę spojrzeć na II wojnę światową na Pacyfiku od zupełnie innej niż dotąd strony i lubią autorów, którzy porywają się na obalanie ustalonych od lat świętości i wersji wydarzeń powinni być tą książką zachwyceni.

„Premiera na Pacyfiku” została wydana przez specjalizujące się w tematyce morskiej wydawnictwo Finna. Jak możecie przekonać się z naszych innych recenzji, zdarzały mu się książki lepsze i gorsze pod względem redakcyjnym. Ta zdecydowanie należy do tych lepszych. Oczywiście znajdziemy w niej pojedyncze źle postawione kropki czy literówki, a Chester Nimitz raz został przechrzczony na Charlesa, ale ogólnie jak na dwa tomy liczące razem około 950 stron tekstu, jest bardzo dobrze. Można mieć uwagi co do niektórych tez stawianych przez autorów, jednak na to wydawnictwo wpływu nie ma.

Książka jest jak najbardziej godna uwagi. Być może część Czytelników będzie nią rozczarowana, ale o jej specyfice, w tej nieco przydługiej recenzji, uprzedziłem. Jeszcze raz powtarzam, że nie jest to typowa książka historyczna, ale coś znacznie szerszego i interdyscyplinarnego i właśnie dzięki temu jest taka interesująca.