Opowiadając o „Bitwie o Anglię” Stephena Bungaya, poświęciłem parę słów symbolicznej wzmiance o udziale polskich lotników w starciach z Luftwaffe. Wiadomo bowiem, że polski Czytelnik, rozpieszczony przez Fiedlera, a w ostatnich latach mile połechtany przez Lynne Olson i Stanleya Clouda, przyzwyczaił się do hagiografii naszych myśliwców zasiadających w kokpitach RAF-owskich Hurricane’ów i Spitfire’ów. Z drugiej strony każdy dojrzały Czytelnik ma świadomość tego, że Fiedler pisał ku – jak to się ładnie mówi – pokrzepieniu serc i jego legendarna już książka, choć oparta na solidnej bazie faktograficznej, nie jest wolna od koloryzowania, przemilczeń czy podkreślania faktów mało znaczących dla ogólnego obrazu sprawy, za to przemawiających do wyobraźni. Tymczasem miłośnicy historii lotnictwa od dawna pragnęli kompleksowej, obiektywnej analizy faktów. No, tośmy się doczekali.

„Demitologizacja” jest chyba najlepszym określeniem tego, co postanowił uczynić Jacek Kutzner. Niech nikt się nie spodziewa, że autor będzie łechtał jego patriotyczne id – bo już na połechtanie patriotycznego ego można w jakimś stopniu liczyć. W omawianej tu książce nie ma ani śladu agresji, którą wykazują się niektórzy historycy, gdy chcą zmienić powszechnie przyjęty ogląd jakiejś sprawy. A przecież nawet jeśli autor wykazuje, że sukcesy No. 303 Polish Fighter Squadron były mniejsze aniżeli powszechnie się przyjmuje, to nijak nie zmienia to faktu, że byli wysoce kompetentnymi fachowcami i odnosili niebagatelne sukcesy – w końcu jeżeli zapisywano myśliwcom nienależne im zestrzelenia, dotyczyło to nie tylko Polaków, co sprawia, że wciąż muszą pozostać w czołówce RAF-owskich formacji myśliwskich.

Ale o innych formacjach myśliwskich poczytać można w innych książkach (vide: Bungay), Kutzner ogranicza się tylko do Trzysta Trzeciego. W tym momencie warto lojalnie uprzedzić: tę książkę czyta się niełatwo. Mamy tu do czynienia z pracą powstałą z myślą o zawodowych historykach, badaczach, pasjonatach, ewentualnie może matematykach, roi się w niej bowiem od liczb, tabelek. Usiąść z tą książką w fotelu, założyć nogę na nogę i czytać – nie da rady. W grę wchodzi jedynie podejście akademickie, profesjonalne. Chociaż nie znaczy to, że bezwzględnie cała treść jest nudna. Treść ożywiają cytaty – nieraz wcale obszerne – z raportów lotników i słynnego pamiętnika Mirosława Fericia.

Co znajdujemy w książce? Najkrócej mówiąc: relację z nieomalże każdego dnia bitwy o Brytanię, możliwie najbardziej szczegółowe opisy tego, kto, kiedy, gdzie i z kim walczył oraz jakie były tego rezultaty. Oprócz pewnej liczby fotografii oraz tabel zestrzeleń i strat tekst ilustruje kilkadziesiąt fotokopii wspomnianych wyżej raportów. Samo to stanowi niezły materiał do dalszych badań.

A skoro o raportach mowa, pozwolę sobie na taką drobną uwagę. Otóż autor gdzieniegdzie uzupełnia treść cytatów dopiskami w nawiasach kwadratowych, by ułatwić odbiorcy zrozumienie tekstu. Okej, w założeniu jest to nader chwalebne, w praktyce odniosłem jednak wrażenie, iż Kutzner miejscami traktuje Czytelnika jak niepełnosprawnego intelektualnie. Oto na przykład na stronie 104. mamy „Oddałem [do nieprzyjaciela – aut.] trzy- lub czterosekundową serię z 200 jardów” (no a do kogo, przecież nie do swojego…), a dokładnie dwieście stron dalej: „Zostałem sam z tyłu [za dywizjonem – aut.], jako że nie mogłem nadążyć za resztą [samolotów – aut.]” (o ile jeszcze mogę zrozumieć pierwszy dopisek, o tyle drugi jest w moim odczuciu objawem niejakiej protekcjonalności). Tego typu zbędnych dopisków jest całkiem sporo. Swoją drogą, wielka szkoda, że autor nie poświęcił ani słowa kwestii nomenklatury. No bo czy Dywizjon 303. to naprawdę dywizjon? Owszem, z pozoru pytanie takie może się wydawać dziwne, wręcz szalone. W rzeczywistości jednak kwestie organizacyjne przemawiają za tym, by Trzysta Trójkę nazywać – wbrew przyzwyczajeniom utartym głównie przez Fieldera – eskadrą.

Przygotowanie redakcyjne daje mało powodów do narzekania. Trafiło się co prawda kilka drobnych potknięć w rodzaju „log book’ach” (s. 41, powinno oczywiście być bez apostrofu) czy „z ziemii” (s. 247), ale są to doprawdy błahostki. Już bardziej przeszkadza mi ten absolutnie nieprzekonywający „płonący” Messerschmitt w lewym górnym rogu okładki.

Na koniec oznajmiam ex cathedra: nie jest żadną wadą to, iż książka nie nadaje się do czytania rekreacyjnego, że roi się w niej od tabelek i tak dalej. Jest co prawda nudna formą, nie śmiem zaprzeczać, ale z całą pewnością nie jest nudna treścią. Wzmianki o kontrowersyjnych czy mało znanych epizodach (choćby o Fericiu jakoby strzelającym do Niemca spadającego ze spadochronem), ale i o tych znanych (przede wszystkim z książki Fiedlera), za to w postaci nie do końca zgodnej ze stanem faktycznym, rewizja dorobku strzeleckiego naszych myśliwców – to wszystko nie może przecież być nudne.

Badacze, pasjonaci, historycy amatorzy i historycy zawodowcy – wszyscy, w których sferze zainteresowań znajduje się 303. Dywizjon Myśliwski (vel Eskarda Myśliwska) czy w ogóle II wojna światowa w powietrzu winni zaopatrzyć się w tę książkę. Obecnie po prostu nie tyle deklasuje konkurencję, ile żadnej konkurencji nie ma. A świetny poziom merytoryczny pracy Kutznera każe przypuszczać, że konkurencja nieprędko się pojawi.