Ciekawe, czy są wśród naszych Czytelników tacy, którzy nie pamiętają zamachów z 11 września 2001 roku. Dla których jest to tylko taki sam historyczny epizod jak wojna w Wietnamie czy zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę. A reszta, ci którzy pamiętają? Czy Wy pamiętacie z kolei 10 września tamtego roku, jak wtedy wyglądał świat, jakie były perspektywy polityczne i wyobrażenia o przyszłości? Na pewno były zdecydowanie inne niż następnego dnia. Od tych wydarzeń minęła zaledwie dekada, a świat zmienił się diametralnie. Dziesięć lat – to okres zaledwie dwóch i pół kadencji sejmu czy dwóch prezydenta, jeśli mówimy o naszym kraju. Przy odrobinie szczęścia u władzy ciągle mogliby być ci sami ludzie, a jednak świat jest już zupełnie inny. Spójrzmy nawet na Polskę. W 2001 roku byliśmy od dwóch lat w NATO i brakowało nam jeszcze trzech do wstąpienia do Unii Europejskiej. A później mieliśmy przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, prezydencję unijną, Euro 2012 i zaangażowaliśmy się w dwie wojny. Co w światowej polityce przyniesie następna dekada? Na to pytanie stara się odpowiedzieć amerykański politolog George Friedman.

Autor jest założycielem Stratfor, amerykańskiej firmy zajmującej się wywiadem i analizami strategicznymi, które niejednokrotnie stanowią podstawowe źródło informacji dla najpoważniejszych mediów na świecie, a nierzadko i dla rządów. „Następna dekada” jest kontynuacją i bardziej szczegółowym omówieniem spraw poruszonych w jego poprzedniej książce, „Następne 100 lat”. Autor wybrał okres dekady, ponieważ uznał, że w tym czasie na bieg wypadków wpływają konkretne decyzje poszczególnych ludzi a nie „prądy historii”.

Chociaż książka porusza problemy całego świata, jest pisana z amerykańskiego punktu widzenia, a celem Autora jest nie tyle przewidzenie, co się stanie na świecie, ile naszkicowanie strategii, jaką będą musiały realizować rządy amerykańskie, aby Stany Zjednoczone utrzymały pozycję państwa numer jeden na świecie, a jednocześnie nie porzuciły demokratycznych ideałów. Friedman określa współczesne USA wprost mianem imperium i odwołując się do dalekiej historii, ukazuje, dlaczego poszczególne imperia upadały i jak nie powtórzyć ich błędów w przyszłości. Oczywiście warunki się zmieniają, ale Autor z lubością sięga po nauki Niccola Machiavellego zawarte w „Księciu”. Mówiąc ogólnie, na arenie międzynarodowej prezydent USA nie może kierować się swoimi sympatiami i, zdawałoby się, odwiecznymi zobowiązaniami wobec starych sojuszników, ale musi bezwzględnie realizować egoistyczny cel Stanów Zjednoczonych. Przy tym na potrzeby współobywateli musi kreować się na wielkiego obrońcę zasad i moralności. Autor powołuje się tu na przykłady innych amerykańskich prezydentów, którzy postępując w ten sposób, powiększali potęgę tego państwa.

Po omówieniu ogólnego stylu przyszłej polityki Autor przechodzi do najważniejszych problemów geopolitycznych stojących przez amerykańskimi prezydentami. Zaliczył do nich konieczność rozluźnienia więzi z Izraelem, dogadania się z Iranem, zakończenie wojny z terroryzmem i ogólną marginalizację tego zjawiska. Nie chodzi przy tym o eskalację i pozabijanie wszystkich terrorystów (chociaż to też byłoby dobre), ale o to, że nie można temu celowi podporządkowywać polityki zagranicznej, ponieważ w chwili obecnej terroryści nie stanową prawdziwego zagrożenia dla USA. Jeśli chodzi o inne regiony świata, należy utrzymywać równowagę między Chinami a Japonią, która również zmuszona jest utrzymywać więzi z USA. Jednocześnie przygotowując się do ewentualnej przyszłej konfrontacji z Chinami, należy zakładać w tamtym rejonie świata kolejne bazy wojskowe, co jak wiemy, już się dzieje, bo Amerykanie założyli bazę w Australii. Ameryką Południową można się nie przejmować, bo tam wszystkie państwa wzajemnie się szachują i żadne nie ma szans na zagrożenie pozycji amerykańskiej, a Afrykę należy pozostawić samą sobie, bo USA nie mają tam żadnych interesów, a tylko niepotrzebnie będą tracić pieniądze i energię.

Ponadto jeśli chodzi o nasz region, główne zagrożenie dla USA Autor widzi w sojuszu niemiecko-rosyjskim, a kluczem do utrzymania amerykańskiej dominacji ma być Polska, dlatego USA powinny utrzymywać z nami silny i pewny sojusz. Z drugiej strony Polsce również będzie zależeć na tym sojuszu, ponieważ na porozumieniu swoich dwóch potężnych sąsiadów może najwięcej stracić. „Ten kraj to kość niezgody, stojąca w gardle zarówno Niemcom, jak i Rosji. Ameryka musi dopilnować, by nadal tam tkwiła”. W tym celu Friedman zaleca wspieranie budowy w Polsce silnej gospodarki i armii, a sojusz z USA ma stać się polską racją stanu. Jednocześnie słusznie zauważa i docenia polską obawę przed zdradą ze strony sojusznika, podobnie jak to było w 1939 roku. Dlatego Polska stanowi wyjątek wśród innych państw i tu amerykański prezydent powinien wykazywać twardą i niezmienną postawę, za błąd uważa wycofanie się z umieszczenia tarczy antyrakietowej, która to decyzja została w naszym kraju odebrana właśnie na pograniczu zdrady. Konkluzja jest taka, że USA będą mogły zdradzić Polskę tylko raz i to pod warunkiem uzyskania jakichś ogromnych, niewyobrażalnych dzisiaj korzyści – a na razie najważniejsza jest wiarygodność.

Takie rady dla amerykańskich przywódców w stosunku do naszego kraju powinny nas cieszyć. Szkoda tylko, że Autor nie wykazuje się należytą moim zdaniem znajomością historii naszego państwa. Słusznie wskazuje zdradę sojuszników w 1939 roku, jednocześnie bardzo źle usprawiedliwia ją, pisząc, że pomoc ze strony Anglii i Francji nie była możliwa z powodu położenia geograficznego Polski. A przecież my nie chcieliśmy, by ich oddziały walczyły u nas. One miały wejść do Niemiec od Zachodu, gdzie Rzesza była we wrześniu 1939 roku bardzo słaba, a dalej należało pozbawić ją przemysłowego zaplecza w postaci Zagłębia Ruhry i w razie czego pomaszerować na Berlin. Francja graniczy z Niemcami, więc nie bardzo wiem, o jakim złym położeniu geograficznym Friedman pisze. Po drugie, sugeruje, że Polska broniła się wtedy tylko tydzień, nie dając sojusznikom czasu na przygotowanie ewentualnej odsieczy. Szkoda tylko, że ani słowem nie wspomina, że w czasie tej wojny nie walczyliśmy przeciwko samym Niemcom, ale od 17 września również przeciwko Związkowi Radzieckiemu. A do czasu ataku od wschodu jeszcze nie wszystko było stracone. Być może, prawie na pewno, byśmy przegrali i z samymi Niemcami, jednak zadając im o wiele większe straty i w o wiele dłuższym czasie. Za takie potraktowanie historii kraju, który Autor sam wymienia w gronie najważniejszych sojuszników USA, należy się duży minus.

Poza tym jest bardzo dobrze. Autor kreśli wizję ciekawie i z dużym rozmachem. Nie stroni przy tym od rozwiązań bardzo zaskakujących i, wydawałoby się, nie do pomyślenia w dzisiejszych czasach. Jednak kto wie? Nieraz w historii byliśmy świadkami odwracania sojuszy czy zawierania innych, potencjalnie nielogicznych. Nie zapominajmy jednak, że nie jest to książka o tym, jak zbawić świat, tylko o tym, co muszą robić amerykańscy przywódcy, aby ich kraj utrzymał imperialną potęgę. W tej wizji rola Polski wygląda poważnie i można by się spodziewać, że przyniesie nam poważne zyski. Jednak inne kraje z pewnością nie będą jej podzielać, więc jej realizacja będzie bardzo trudna, a może nawet z większym prawdopodobieństwem – niemożliwa. Przynajmniej w niektórych aspektach. Niemniej, książka stanowi doskonały punkt wyjścia do dyskusji o ewolucji sytuacji międzynarodowej w najbliższych latach.

„Następna dekada” ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego z Krakowa. Chociaż nie dawała większego pola do popisu, praca została wykonana dobrze. Jedynym urozmaiceniem tekstu są przygotowane przez Stratfor mapki obrazujące kolejne rejony czy problemy poruszane przez Sutora. Zarówno tłumaczka Monika Wyrwas-Wiśniewska, jak i reszta zespołu redakcyjnego przyłożyli się i do rąk dostajemy książkę pozbawioną błędów, na dobrym papierze i w twardej okładce.

Jest to książka zdecydowanie godna polecenia, bo w naszym kraju niewiele ukazuje się podobnych tytułów. Rodzimi autorzy rzadko zajmują się taką problematyka, a jeśli już, większość z nich nie ma tego, co Anglosasi – tej umiejętności przedstawienia wyników naukowych rozmyślań w sposób przystępny dla zwykłego Czytelnika. Dlatego mam nadzieję, że każdy zainteresowany tematem po tę książkę sięgnie lub przynajmniej się nią zainteresuje.