Operacja „Pajęczyna” to kolejny popis możli­wości współczesnej techniki. Pomysło­wość ukraińskiego wywiadu można porównać jedynie z przy­go­to­wa­nym przez Mosad atakiem na Hezbollah przy użyciu wybuchowych pagerów. Jednak znaczenie ukraińskich działań dla rozwoju sposobów prowadzenia wojny jest nieporównywalnie większe.

Przebieg i skutki operacji „Pajęczyna” opisaliśmy już we wcześniejszym tekście. Dlatego tutaj więcej miejsca poświęcimy przemysłowej stronie „dronizacji” sił zbrojnych i działa­niom na froncie. Te ostatnie są laboratorium tego, co admirał John Aquilino, były dowódca amerykańskiego INDOPACOM-u, określił chwytliwym szlagwortem „krajobraz piekieł” (hellscape) – obrony Tajwanu przed chińską inwazją za pomocą masowo stosowanych tanich systemów bezzałogowych.

W tym miejscu warto przypomnieć w skrócie nasz ubiegłoroczny artykuł Przyszłość UAV‑ów. Ile procent rewolucji w rewolu­cji?. Wojna rosyjsko-ukraińska przyspie­szyła rozwój systemów bez­zało­go­wych, zwłaszcza dzięki postępowi w dziedzinie sztucznej inteligencji. Robert „Madziar” Browdi, dowódca ukraińskiego oddziału dronów, zapowiadał w ubiegłym roku rychłe wprowadzenie bez­zało­gow­ców, które będą wymagały minimalnej interwencji człowieka, co może zrewolucjo­ni­zo­wać sposób prowadzenia wojen. Mimo to istnieją wątpliwości co do pełnej autonomii bez­zało­gow­ców, zwłaszcza w kontekście błędów popełnianych dotychczas przez systemy autonomiczne.

Ponadto wysoka cena zaawansowa­nych procesorów potrzebnych do autonomicz­nych operacji może ograniczyć masowe wykorzysta­nie tych technologii. Drony FPV, które stały się symbo­lem wojny w Ukrainie, są często postrzegane jako narzędzie o ograniczo­nych możliwościach, zwłaszcza w kontekście zniszczenia ciężko opancerzo­nych celów. Pojawiają się też obawy przed nadmier­nym polega­niem na dronach, które mogą prowadzić do mikro­zarzą­dza­nia przez dowódców, zamiast skupienia się na strategicz­nych aspektach walki.

Pierwszy bezzałogowy atak łączony

Zapowiadane przez „Madziara” wysoce autonomiczne bez­zało­gowce nie zaznaczyły jeszcze swojej obecności na froncie, a przynajmniej nic o tym nie wiadomo. Doszło już jednak do wydarze­nia zaiste epokowego, pokazującego możliwości i ograniczenia bez­zało­gow­ców. W grudniu 2024 roku, w rejonie Charkowa, ukraińska 13. Brygada Gwardii Narodowej „Chartija” zorganizo­wała pierw­szy łączony atak przeprowa­dzony wyłącznie przez powietrzne (UAV) i lądowe (UGV) bez­zało­gowce. Wybór nie był przypad­kowy. Na tym odcinku frontu panuje względny spokój, a tym samym dobre warunki do eksperymen­tal­nej operacji. Ponadto brygada „Chartija” cieszy się opinią jednej z naj­bar­dziej „obytych technicz­nie” jednostek ukraińskich sił zbrojnych. W jej skład wchodzi pluton robotów bojowych, oficjalnie znany jako naziemna bezzałogowa jednostka robotyczna „Deus ex machina”.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

LIPIEC BEZ REKLAM GOOGLE 87%

Pod koniec roku w dowództwie brygady zrodziła się idea ekspery­mentu, który miał odpowie­dzieć na pytanie, czy w ciągu tygodnia uda się zorganizo­wać i przeprowa­dzić atak wyłącznie przy użyciu systemów bezzałogowych. Jak dowiedział się serwis Counteroffensive Pro, do pomysłu udało się przekonać zwierzchników, chociaż na wszystkich szczeblach panowała daleko posunięta ostrożność, żeby nie powiedzieć: sceptycyzm. Zakładano bardzo duże straty już na samym początku.

Zadanie nie było łatwe. Trzeba było opracować zupełnie nowe procedury operacyjne, podejść niekon­wen­cjo­nal­nie do planowa­nia, wyznaczyć punkty kontrolne, sposoby komunikacji, rozwiązać problemy logistyczne. Za największe ryzyko uważano wczesne wykrycie przez Rosjan robotów zmierzających do punktów zbiórki. Atak dronami FPV i amunicją krążącą udaremniłby wówczas całe przedsięwzięcie, zanim mogłoby się zacząć.

Również wcześniejsze doświadczenia z wykorzystaniem robotów bojowych zalecały zachować ostrożność. O takich systemach zaczęto mówić już w poło­wie ubiegłej dekady. Rosja wysłała nawet roboty bojowo-rozpoznawcze Uran-9 na próby w warunkach bojowych w Syrii. Rezul­taty nie były oszałamiające. Mimo wszystko koncepcja bojowych robotów, operujących samodzielnie lub w mieszanych zespołach z załogowymi wozami bojowymi, cały czas zyskuje na popularności, chociaż proponowane systemy muszą jeszcze dojrzeć, podobnie jak sposoby ich wykorzystania. Roboty pojawiły się też na polach wojny rosyjsko-ukraińskiej, jednak najczęściej w pomocniczych rolach jako wozy rozpoznawcze, patrolowe, dozorowe czy rozminowania.

Żołnierze brygady „Chartija” trzykrotnie ćwiczyli opracowany scenariusz ataku. Roboty zaczęły marsz na pozycje wyjściowe 48 godzin przed rozpoczęciem operacji. Zaangażowano w nią niecałą setkę ludzi i około 30 bezzałogowców, lądowych i powietrznych. Blisko 1/3 stanowiły rozpoznawcze UAV-y, do tego doszły drony FPV, z których jeden uzbrojono w karabinek automatyczny. Główny ciężar walki spoczął na zaledwie kilku robotach uzbrojonych w karabiny maszynowe. Według źródeł Counteroffensive Pro nie zdecydowano się na wykorzystanie autonomicznego roju. Wszystkie użyte systemy miały być sterowane przez operatorów. Najwyraźniej systemy autonomiczne są jeszcze zbyt niedoskonałe na wykorzystanie w tak złożonej operacji.

Pomimo tych ograniczeń atak zakończył się sukcesem. Ukraińcom udało się zaskoczyć wroga, a nawet wywołać panikę w jego szeregach. O ile UAV-y stały się codziennością w strefie walk, o tyle widok nacie­ra­ją­cych ławą robotów jest jeszcze czymś rodem z science-fiction. Rosjanie próbowali kontratakować dronami FPV, jednak bez powodzenia. Brygada „Chartija” przyznaje się do utraty tylko jednego robota, który utknął w błocie, a następnie nieuszkodzony został odzyskany. Według ujawnionych informacji w ciągu dwóch godzin udało się opanować silnie umocnione rosyjskie pozycje na skraju lasu, obsadzone następnie przez ukraińską piechotę.

Ograniczenia UGV

Mimo operacji daleko jeszcze do rewolucji i zastąpienia żołnierzy na polu walki robotami. Więcej o ogra­ni­cze­niach UGV mówi w rozmowie z serwisem The War Zone „Jas”, dowódca batalionu systemów bezzałogowych 12. Brygady Sił Specjalnych „Azow” Ukraińskiej Gwardii Narodowej. „Jas” podkreśla niedojrzałość robotów bojowych. Systemy takie są używane przez jego podod­dział od jesieni ubiegłego roku. Po kilku miesiącach użytkowania określa je jako „mniej lub bardziej stabilne”. Metodą prób i błędów udało się zrobić z nich operacyjne i funk­cjo­nalne narzędzie przydatne w misjach logistycznych i ewakuacji rannych. Do robotyzacji lądowej domeny pola walki ma być jednak jeszcze daleka droga.

Systemy cały czas wymagają dopracowania. „Jas” nie używa w swojej jednostce uzbrojonych UGV. Są one ciągle podatne na „sztuczną głupotę”, więc dowódca obawia się przypadków friendly fire. Kolejny problem to ograniczone zdolności pokonywania terenu, zwłaszcza w czasie roztopów i jesiennych słot. Powietrzne systemy są tutaj dosłownie w o niebo lepszej sytuacji. Z tym też związane jest kolejne ogranicze­nie robotów bojowych: problemy z łącznoś­cią między UGV a stanowis­kiem kierowania. Decydują o tym ukształtowanie terenu i działal­ność wrogich systemów walki elektro­nicz­nej, a najlepszym sposobem na zaradzenie im jest na razie wykorzystanie UAV-ów w roli stacji translacyjnych. Tę rolę najczęściej grają popularne drony Mavic.

Drony służą też obserwacji poczynań robotów, które nie przekazują obrazu z perspektywy pierwszej osoby. Systemy naziemne poruszają się znacznie wolniej niż powietrzne. Tutaj wchodzi ograniczenie w postaci pojemności akumulatorów Maviców. UAV-y pełniące funkcję stacji translacyjnych muszą być regularnie zmieniane, co spowalnia operacje. „Jas” wspomina o próbach wykorzystania UGV-ów w roli naziemnej amunicji krążącej, czegoś podobnego do niemieckich Goliatów z okresu drugiej wojny światowej. Rezultaty w obu przypadkach są podobne.

„Jas” ma podobne spostrze­że­nia jak żołnierze brygady „Chartija”. Konieczne jest samo­dzielne opraco­wy­wanie od podstaw standardo­wych procedur operacyj­nych, systemów logis­tycz­nych, łączności, oprogra­mo­wa­nia dla robotów. Kolejne zagad­nie­nie to opracowa­nie spójnych standar­dów technolo­gicz­nych i ich wdroże­nie. Techno­logia wymaga dopraco­wa­nia, a „Jas” wskazuje tutaj na kolejny problem, jakim jest zależność od chińskich kompo­nen­tów. Niemniej „Jas” uważa UGV za perspek­ty­wiczne rozwiązanie, które pozwoli oszczędzać życie żołnierzy.

„Krajobraz piekieł”

To zagadnienie staje się zaś coraz bardziej istotne, i to dla obu stron. Nie tylko z powodu ograniczonych zasobów ludzkich i problemów z wprowadzeniem powszechnej mobilizacji. Masowe pojawienie się dronów FPV radykalnie odmieniło wygląd pola walki i zwiększyło ryzyko dla zwykłych żołnierzy.

Obie strony unikają już budowania ciągłych linii okopów. Były one zbyt dobrze widoczne z powietrza. Na ich miejsce pojawiły się strefy złożone z sieci małych okopów dla dwóch lub trzech żołnierzy (z angielska zwanych „lisimi norami”), zaopatrywanych, a jakże, za pomocą dronów. Artykułem pierwszej potrzeby stały się prze­nośne zestawy walki elektro­nicz­nej, uzupełniane przez „osobiste zestawy obrony bezpo­śred­niej” w postaci strzelb.

Linia frontu ponownie przekształciła się w „strefę kontaktu z wrogiem”. Ziemia niczyja ma jeden do dwóch kilometrów szerokości, natomiast strefa kontaktu rozciąga się na kilkanaście kilometrów w obie strony i królują w niej bez­zało­gowce. Spadła liczba falowych ataków piechoty i wozów bojowych, z której słyną Moskale. Wobec braku ciągłych linii umocnień na znaczeniu zyskały ataki infiltra­cyjne, prowa­dzone przez niewielkie grupy szturmowe. Obie strony poświę­cają więcej uwagi identyfika­cji i namierza­niu celów. Drony wyciągnęły wojska z okopów w stylu pierwszej wojny światowej, ale nie doprowadziły do końca wojny pozycyjnej. Można powiedzieć, że taktyka walki bardziej przypomina tę z niemieckiej wiosennej ofensywy roku 1918.

Monika Andruszewska, polska dziennikarka od dziesięciu lat działająca w Ukrainie, opisała sytuację w następujący sposób:

Prawda jest taka, że obecnie zbliżanie się do linii frontu poniżej 10 czy nawet 15 kilo­met­rów jest już tu śmiertelnie niebez­pieczne. Mapy obrazujące na bieżąco sytuację nie pokazują stref śmierci tworzo­nych przez rosyjskie drony. W wielu miejscowoś­ciach nie stanęła jeszcze noga rosyj­skiego żołnie­rza, ale są już pod całkowitą kontrolą rosyj­skich dronów, więc już nie nadają się do życia i bardziej lub mniej zamieniają się w coś w rodzaju szarej strefy.

Ma to daleko idące konsekwencje, wykraczające poza samą walkę. Drony uniemożliwiają ewakuację cywilów, którzy pozostali w domach. Zgodnie też z tradycją sięgającą Wielkiej Wojny Ojczyźnianej Rosjanie szczególnie chętnie polują na wszystkie pojazdy oznaczone czerwonym krzyżem. Ewakuacja rannych, a także rotacja oddziałów są możliwe tylko wtedy, gdy warunki pogodowe utrudniają działanie dronów. Po stronie ukraińskiej doprowadziło to do rozwoju wojskowej telemedycyny. Żołnierze przechodzą rozszerzone szkolenie medyczne, bez­zało­gowce dostarczają leki, opatrunki, a nawet krew prosto do „lisich nor”, zaś te wykorzys­ty­wane jako napowietrzne stacje translacyjne i łączności pozwalają utworzyć połączenia wideo, za których pośrednic­twem personel medyczny instruuje żołnierzy w trudniejszych przypadkach.

Czy oznacza to przewagę Moskali? Wcale nie. Rosyjscy dziennikarze i wolontariusze w swoich relacjach malują bardzo podobny obraz po drugiej stronie frontu: „Nie widać chachłów, same drony”. Cytowany już „Jas” stwierdza, że z jego perspektywy trudno wykazać, kto ma więcej bezzało­gow­ców i kto skuteczniej je stosuje. Na pewno obie strony stosują podobną taktykę, a rozpoczę­cie przez Rosjan ataków na logistykę stworzyło dla Ukraińców duży problem.

Wojna przemysłowa

W studium opartym na analizie doświadczeń z wojen domowych w Libii i Syrii, wojny w Górskim Karabachu i pierwszych tygodni wojny rosyjsko-ukraińskiej Antonio Calcara, Andrea Gilli, Mauro Gilli, Raffaele Marchetti i Ivan Zaccagnini uznali, że systemy bezzałogowe nie są „wyrównywaczem”, pozwalają­cym biednym skutecznie niwelo­wać przewagę techniczną bogatych. Ma być wręcz odwrotnie. Strona dysponu­jąca większymi zasobami może wprowadzić więcej bardziej zaawanso­wa­nych bezzało­gow­ców wraz ze środkami przeciw­dzia­łania, ugruntowu­jąc tym samym swoją przewagę.

Z relacji Andruszewskiej, a także porucznika Serhija Łukaszowa, dowódcy podod­działu bez­zało­gow­ców w 46. Samodziel­nej Brygadzie Aeromobil­nej, wyłania się właśnie taki obraz. Po pierw­szym szoku Rosjanie wykorzys­tali większy potencjał przemysłowy i mobilizację gospodarki, aby uruchomić masową produkcję bez­zało­gow­ców. Front został zalany dronami FPV. Natomiast według firmy analitycznej Dragonfly Intelligence średnia ilość amunicji krążącej stosowanej w atakach na cele położone na froncie i w głębi Ukrainy wzrosła z około 60 dziennie w sierpniu 2024 roku do 110 w styczniu bieżącego roku. Sam prezydent Zełeński przyznał niedawno, że Rosja jest w stanie produkować 300–350 bez­zało­gow­ców dalekiego zasięgu dziennie, podczas gdy Ukraina – około 100.

Sytuacja jest oczywiście bardziej zniuansowana. Według danych prezentowanych przez The Atlantic w Ukrainie działa obecnie blisko 150 firm produkujących miesięcznie 100 tysięcy bezzałogowców wszystkich klas. W swoim reportażu magazyn dodaje, że wiele jednostek musi oszczędnie stosować drony i nigdy nie ma ich dostatecznie dużo, by zapewnić pełen dozór całego frontu. Z drugiej strony wojskowi, z którymi rozmawiała Natalija Humeniuk z The Atlantic, podkreślają konieczność uważnej segregacji celów. Atakowanie pojedynczego żołnierza amunicją krążącą jest bez sensu, podobnie jak wysyłanie drona FPV na czołg, tak długo oczywiście, jak wóz ma zamknięte wszystkie włazy.

Przemysłowa strona całej sprawy ma jeszcze jeden istotny wątek, jakim jest pomoc otrzy­my­wana przez Rosję od Iranu i Chin. Po raz kolejny widać, jak duże zaniedba­nia na tym polu poczyniły państwa Zachodu. Moskwa w sierpniu 2023 podpisała umowę z Teheranem w sprawie transferu techno­logii i wsparcia w uruchomie­niu produkcji bez­zało­gow­ców w Ałabudze w Tatarsta­nie. Amerykań­ska firma badawcza C4ADS pisze wręcz o „Lotniczej Osi”.

W ramach wartej 2 miliardy dolarów umowy Rosja nie tylko uruchomiła produkcję Gieraniów, czyli licencyjnych Szahedów, ale także zaczęła na własną rękę rozwijać irańską konstrukcję. Efek­tem tego procesu jest Gierań‑3 z napędem odrzutowym. Omar al‑Ghusbi z C4ADS ostrzega przed rychłym pojawie­niem się kolejnych rosyjskich modyfika­cji i moderniza­cji irańskich bez­zało­gow­ców. Równie ciekawy jest system regulacji należności między Tehera­nem a Moskwą objętymi przecież szerokim sankcjami na sektor finan­sowy. Firma oparła się na wycieku 10 giga­baj­tów danych z irań­skiej kompanii Sahara Thunder. Ujawniły one rozległą sieć pośredników działają­cych głównie w Zjednoczo­nych Emiratach Arab­skich, a także płatności w sztabkach złota.

Równie istotne, jeśli nie istotniejsze, są Chiny, udzielające Rosji coraz większego wsparcia w agresji na Ukrainę, aczkolwiek z perspektywy Zhongnanhai bardziej wygląda to na wojnę zastępczą z USA i ich sojusznikami. Według informacji ujawnionych przez rzecznika ukraiń­skiej Służby Wywiadu Zagranicz­nego Ołeha Ołeksan­drowa chińscy producenci dostarczają praktycznie wszystkie komponenty potrzebne do budowy bez­zało­gow­ców: systemy nawigacyjne, panele sterujące, optronikę i resztę elektro­niki, silniki, anteny. Praktycznie wszystko to technologie podwójnego zastoso­wa­nia, ale w celu uniknię­cia niepotrzeb­nej uwagi i wtórnych sankcji powstał cały system firm słupów robiących za pośredni­ków. Co ciekawe, zdaniem Ołeksan­drowa Rosja dopiero dogania Ukrainę pod względem produkcji bez­zało­gowców.

Każdy kij ma dwa końce, a nieprze­wi­dziane konsek­wen­cje są zaskaku­jące także dla Chin. Kijów ma uzasadnione pretensje do Pekinu o wspieranie Moskwy i podjął niekon­wen­cjo­nalne kroki odwetowe. Ukraińskie firmy zaczęły kopio­wać chińskie techno­logie pozyskane drogą kupna lub odzyskane na polach bitew i masowo je produkować. Dotyczy to chociażby kontrolerów i silników elektrycz­nych. We wsparcie tego projektu zaangażo­wali się Amery­ka­nie: firmy, venture capital i Pentagon. Według luźnych szacunków w ostatnich miesiącach w ukraiński sektor bez­zało­gow­ców, głównie dronów FPV, zainwes­to­wano 1,5 miliarda dolarów. Tym sposobem, w warunkach wojny powstaje silny i niezależny od Chin dronowy ekosystem. Z czasem może mieć on spore szanse na podważenie dominują­cej pozycji chińskich firm.

Rozbudowa rosyjskiego potencjału produkcji bezzało­gow­ców ma jeszcze jeden interesu­jący aspekt. Jest nim brak rąk do pracy. Podobnie jak w przypadku żołnierzy, a raczej mięsa armatniego, Kreml zwrócił uwagę na Afrykę. Rosja wystąpiła z ofertą edukacyjną skierowaną głównie do młodych kobiet. Tym, które dobrze zdały egzaminy z przedmio­tów ścisłych, oferowano stypendium wysokości około tysiąca dolarów miesięcznie i studia na Wyższej Szkole Politech­nicz­nej w Ałabudze połączone z praktykami w tamtejszych zakładach produk­cyj­nych. Na miejscu okazywało się, że rosyjska rzeczywis­tość jest o lata świetlne odległa od lansowa­nego wizerunku, zaś Afrykanki to tania, żeby nie powiedzieć: niewolnicza, siła robocza, pracująca na kilku­nasto­godzin­nych zmianach.

Głównymi ofiarami procederu są kobiety z Ugandy, Mali, Burkina Faso i Nigerii. Liczba oszukanych miała przekroczyć już tysiąc. Mimo regularnego powracania sprawy w mediach tamtejsze rządy nie zrobiły nic. Jedynie Uganda wyraziła zaniepoko­je­nie wiekiem rekruto­wa­nych kobiet. Natomiast Interpol prowadzi przeciwko programowi „Alabuga Start” śledztwo w sprawie oskarżeń o handel ludźmi.

Po nitce do kłębka

Chyba najważniejszą dotychczas rosyjską innowacją w dziedzinie systemów bezzałogowych są drony FPV sterowane przewodowo. Tym sposobem udało się uodpornić je na działanie środków walki elektronicznej. Rozwiązanie ma więc niepodważalną zaletę, ale jak w drugiej części rozmowy z The War Zone wskazuje „Jas”, ma też swoje ograniczenia. Podwieszany pod dronem bęben z kilkunastoma albo i więcej kilometrami kabla swoje waży. Tym samym niewielki udźwig FPV zostaje jeszcze bardziej ograniczony. Drony na światłowodach mają nawet ponad 50% szansy trafić w cel. Jak jednak podkreśla „Jas”, to kolejna delikatna technologia wymagająca dopracowania. Najmniejszy błąd operatora może doprowadzić, do przerwania kabla, utraty kontroli, a nawet eksplozji drona.

Kolejną wadą jest wyższa cena. Zwykły dron FPV kosztuje około 350 dolarów, sterowanie przewodowe podnosi cenę do 1200 dolarów. To przypadek bezzałogowca o zasięgu 10 kilometrów. Według „Jasa” jego oddział jest w stanie efektywnie wykorzystywać drony na dystansie do 15 kilometrów, niekiedy nawet do 20 kilometrów. Jednak Rosjanie zdecydowanie przodują w tej kategorii. Udaje im się uzyskać zasięg rzędu 30 kilometrów, potrafią także skuteczniej wykorzystywać nową broń.

Wraca więc regularnie podnoszona przez „Jasa” kwestia opracowy­wa­nia metodą prób i błędów odpowiednich standardowych procedur operacyj­nych i taktyki użycia. Oczywiście obie strony zaopatrują się w światłowody w Chinach, nawet jeśli robią to przez pośredników. Kolejna kwestia to szybkość, z jaką producenci reagują na uwagi zgłaszane przez wojsko. Ukraina ma już sprawnie działającą, kierowaną przez państwo sieć produkcji i rozwoju dronów FPV sterowanych radiowo. Czas opracowy­wa­nia i wprowa­dza­nia udoskona­leń jest liczony w tygodniach. W przypadku systemów skierowanych przewodowo wszystko jest bardziej chaotyczne. Tutaj Rosjanie są zdecydowanie na prowadzeniu. Tymczasem pola bitew pokrywają się zużytymi światłowodami.

Rosnąca popularność sterowanych przewodowo dronów FPV ma też swoje zaskakujące skutki dla przyrody. Nie chodzi tutaj tylko o zanieczyszczanie środowiska. W rejonach walki ptaki zaczęły używać światłowodów do budowy gniazd.

Bird used optical fiber from FPV-drones to make a nest
byu/BananaBrumik inukraine

Co z tego wszystkiego wynika dla sztuki wojennej i rozwoju samych systemów bezzałogowych? Jesteśmy w okresie przejściowym. Ciągle nie wiemy, jak daleko idące zmiany na polu walki wprowadzą drony. Ostatni porówny­walny okres zmian i nie­pew­no­ści co do ich kierunku to druga połowa XIX wieku, gdy społeczeń­stwa i siły zbrojne zostały zalane falą nowych technologii. Jak zwraca uwagę Mick Ryan, australijski generał w stanie spoczynku, w takich sytuacjach kluczowe jest, jak dużą swobodę działania zostawia podwładnym kierownictwo polityczne i wojskowe. Do tej pory to ukraińskie siły zbrojne wykazywały się większą kulturą innowacji. Niemniej rosyjskie wojska lądowe zaczynają doganiać, a niekiedy nawet przeganiać wroga. Natomiast operacja „Pajęczyna” pokazała, że rosyjskie lotnictwo mimo licznych ataków ukraińskich bez­zało­gow­ców na swoje bazy uczy się bardzo powoli.

Heneralnyj sztab ZSU