Blisko rok temu Australia i Szwecja podpisały umowę o współpracy przy modernizacji sześciu konwencjonalnych okrętów podwodnych typu Collins, zaprojektowanych przez Kockumsa na bazie jednostek typu Västergötland. Podawane wówczas informacje na temat planowanych zmian sprowadzały się do mantry „wydłużenia eksploatacji i podniesienia wartości bojowej”. 5 czerwca australijskie ministerstwo obrony ujawniło nieco więcej szczegółów, ale dotyczą one tego, co nie zostanie zrobione.
Do tego, jak informują media, daje o sobie znać wiek okrętów, mających średnio dwadzieścia pięć lat (jednostki typu Collins weszły do służby w latach 1996–2003). Doszło do sytuacji, w której połowa jednostek jest wyłączona z eksploatacji.
Pierwotnie służba Collinsów miała zakończyć się w roku 2027. To, jak wiemy, się nie stanie. Wszystko z powodu fiaska programu budowy okrętów podwodnych typu Attack, czyli francuskich Shortfin Barracuda. Najpierw opóźnienia prac, a następnie zerwanie współpracy z Francją w atmosferze skandalu doprowadziły do zmiany planów. Collinsy miały odtąd pozostać w służbie dziesięć lat dłużej, do około roku 2036.
Ale i program SSN-AUKUS nie przebiega szybko. Prototypowa jednostka ma podnieść banderę dopiero w roku 2042 lub 2043, w związku z czym zaczęto mówić o przedłużeniu eksploatacji Collinsów nawet do roku 2048. Okręty będą wówczas dobiegać pięćdziesiątki.
W ramach rozwiązania pomostowego około roku 2032 Australia ma otrzymać dwa używane atomowe okręty podwodne typu Virginia Block III lub Block IV, a po nich jeszcze jeden okręt tego typu kupiony prosto z linii produkcyjnej. Tym sposobem Royal Australian Navy ma zdobyć doświadczenie w eksploatacji i utrzymaniu jednostek z napędem atomowym. Pozwoli to również trochę złagodzić presję na nieubłaganie starzejące się Collinsy.
Niezależnie od tego, jak sytuacja się rozwinie, gruntowna modernizacja pozwalająca wydłużyć eksploatację o dwadzieścia lat w stosunku do założeń stała się koniecznością. Już w roku 2018 w ramach programu SEA 1439 Phase 5B2 ruszyła modernizacja mid-life-upgrade (MLU), obejmująca instalację nowych systemów dowodzenia i łączności. Ale w następnym roku zaczęto mówić o konieczności zwiększenia zakresu prac. Tą drogą modernizacja MLU przekształciła się w life-of-type-extension (LOTE), której koszt szacowany jest na 6 miliardów dolarów australijskich (16 miliardów złotych).
Na decyzję w tej sprawie trzeba było poczekać do roku 2023, chociaż agencja zamówień wojskowych Capability Acquisition and Sustainment Group (CASG) trzyma karty przy orderach i nie ujawnia jak daleko będą iść zmiany. Komunikat ministerstwa obrony niezbyt rozjaśnia sytuację. Ujawnia jedynie, z czego zrezygnowano.
Przez ostatnich kilka lat za pewnik uchodziła wymiana peryskopów na niepenetrujące kadłuba sztywnego maszty optroniczne. Preferowano ofertę francuskiego Safrana, którego urządzenie wybrano wcześniej dla Barracud. Pierwotnie miało to pozwolić na unifikację między oboma typami, a po rezygnacji z francuskich okrętów szkoda było tracić zainwestowane już środki. W trakcie przesłuchań przed senatem w lutym i czerwcu tego roku przedstawiciele ministerstwa obrony przyznali, że wydatki na maszty optroniczne wyniosły szacunkowo 33 miliony dolarów australijskich (88 milionów złotych). Łączny koszt opracowania, integracji, zakupu i instalacji masztów optronicznych dla sześciu okrętów miał wynieść 381 milionów dolarów.
Przyczyny rezygnacji z tego rozwiązania nie są jasne. Czy chodzi tylko o redukcję kosztów? Czy pojawiły się trudności chronicznie trapiące australijskie programy zbrojeniowe? Drugi i ostatni punkt na liście „nie będzie” jest dużo bardziej zrozumiały. W pewnym momencie pojawił się pomysł uzbrojenia zmodernizowanych Collinsów w pociski manewrujące Tomahawk.
Jako że instalacja wyrzutni pionowych nie wchodziła w grę, zostało jedno rozwiązanie: odpalanie pocisków z wyrzutni torped. System taki został opracowany i jest używany przez brytyjską Royal Navy. Problem w tym, że produkcję tej wersji pocisku zakończono. Raytheon nie widział problemu we wznowieniu produkcji, uczciwie jednak zastrzegł, że nie będzie to tanie. Tutaj argument finansowy bardzo dobitnie się uwidacznia. Australijska flota podwodna będą musiała jeszcze trochę poczekać na Tomahawki.
Nadal za pewnik uchodzą całkowita wymiana układu napędowego i systemu energetycznego. Już tylko to zwiastuje ogromny zakres prac, połączony z rozcinaniem kadłuba. W spekulacjach pojawiają się także instalacja napędu niezależnego od powietrza atmosferycznego (AIP), a nawet wydłużenie kadłuba w celu pomieszczenia nowych systemów i większego zapasu uzbrojenia. W takiej sytuacji, i przy ciągłej niepewności co do skali wszystkich zmian, zapowiedzi, że pierwszy zmodernizowany okręt wróci do służby już w roku 2026, należy uznać za nierealne.
Żelastwo stare zżera rdza
Od końca maja wiadomo, że modernizacja Collinsów będzie bardziej złożonym procesem, niż początkowo myślano. Ujawnia się bowiem ich wiek i postępujące zużycie. Stuart Whiley, prezes Australian Submarine Corporation (ASC), odpowiadającej za obsługę australijskich okrętów podwodnych, poinformował w toku przesłuchania przed senatem o odkryciu w trakcie prowadzonych w stoczni w Adelajdzie prac na HMAS Sheean „poważnych uszkodzeń spowodowanych przez korozję”. Wiadomo jedynie, że uszkodzenia dotyczą wyrzutni torped i elementów kadłuba, które można było dokładnie ocenić dopiero po wprowadzeniu jednostki do suchego doku. Jak ocenia prezes ASC, naprawa tych uszkodzeń potrwa co najmniej do Bożego Narodzenia.
– Należy usunąć całą korozję, więc trzeba ją zeszlifować, zastąpić usunięty metal za pomocą technik spawalniczych, a następnie obrobić spoinę, aby skutecznie uzyskać tolerancje pasujące do sprzętu, który następnie zostanie do niej przymocowany – tłumaczył Whiley senatorom. Dodał jeszcze, że uszkodzenia od korozji powstały w trudno dostępnych miejscach.
Na tym nie koniec problemów. Uszkodzenia od korozji odkryto również na HMAS Farncomb, przechodzącym remont w stoczni w Henderson na przedmieściach Perth. Charakter tych uszkodzeń ma być odmienny niż na Sheeanie, znowu jednak można było je zauważyć dopiero po wprowadzeniu jednostki do suchego doku i dokładnych oględzinach. Z wypowiedzi Whileya wynika, że może chodzić o zbiorniki balastowe. Jednocześnie wydłużył się remont HMAS Rankin, prowadzony w stoczni w Osborne. Tym sposobem po raz pierwszy od roku 2012 połowa okrętów podwodnych Royal Navy jest wyłączona ze służby. Biorąc pod uwagę wiek jednostek i zakres prac w ramach LOTE, należy oczekiwać kolejnych takich niespodzianek.