Izraelski program nuklearny od początku był budowany w stworzonej z wyrachowaniem otoczce tajemniczości, niedopowiedzeń i zwodzenia państw tworzących i kontrolujących atomowy ład świata. Wiadomo, że w Izraelu funkcjonują dwa reaktory. Temu powstałemu na potrzeby naukowe w Nachal Sorek nie poświęca się wiele uwagi. Tym, który rozbudza wyobraźnię, komentatorów jest ośrodek w Dimonie. Ośrodek jest tajemnicą poliszynela, ale nikt nie wiedział, co jest w środku. 5 października 1986 roku „Sunday Times” opublikował historię i zdjęcia z wnętrza Dimony. Redakcja otrzymała je od Izraelczyka, pracownika ośrodka – Mordechaja Wanunu. Dwukrotnie pozbawiany wolności w Izraelu, dla jednych jest wojownikiem o prawdę i więźniem sumienia, dla drugich zdrajcą, który naruszył politykę amimut.
Izraelska droga ku atomowi
Pierwszy premier Państwa Izrael Dawid Ben Gurion rozumiał, że nowo powstałe, małe państwo po pierwszej wojnie arabsko-izraelskiej znalazło się w trudnej sytuacji geopolitycznej. Nawet kolejne fale żydowskich imigrantów nie zapewniłyby przewagi w liczbie ludności nad otaczającymi Izrael państwami arabskimi. Zatem dominację państwa w regionie miała zapewnić technika. Jednym z przejawów tej przewagi miał być program nuklearny. Jak sam powiedział w 1956 roku: „wszystko, co Einstein, Oppenheimer i Teller, wszyscy trzej to Żydzi, zrobili dla Stanów Zjednoczonych, mogłoby być zrobione w Izraelu dla ich własnych ludzi”. Atom mógłby stanowić ostatecznie zabezpieczenie dla Izraela i jego istnienia na Bliskim Wschodzie.
W tym celu utworzono specjalne stypendia na zagraniczne badania dla izraelskich fizyków. Odpowiedzialnym za rozwój programu atomowego został Ernst Dawid Bergmann, drugi po Ben Gurionie zwolennik realizacji ambicji nuklearnych Izraela. Początkowo program rodził się w strukturach wojska. Cahal nie był jednak zainteresowany sponsorowaniem cywilnych badań, kiedy musiał jednocześnie rozwiązywać własne problemy sprzętowe i kadrowe. Problemem okazało się to, iż Bergmann i podlegli mu naukowcy wykorzystywali do swoich celów laboratoria Instytutu Weizmana. Na wykorzystywanie infrastruktury instytutu do celów wojskowych nie zgadzał się z kolei Weizman. Dlatego w 1952 roku powołano do życia Komisję Energii Atomowej Izraela (KEAI, hebr. וועדה לאנרגיה אטומית, Waada le-Energja Atomit), która miała realizować badania związane z energetyką atomową przy wsparciu finansowym z budżetu państwa. Według Avnera Cohena komisja stała się czymś na wzór struktury zależnej od ministerstwa obrony.
Mimo wszystko Izraelczycy mieli przestrzeń na badania i rozwój. W 1954 roku Bergmann złożył na ręce premiera Moszego Szareta raport z prac komisji. Dokument wskazywał, że izraelscy naukowcy opracowali metodę produkcji wody wzbogaconej ciężkim izotopem tlenu (O18) w procesie destylacji, a także metodę separacji uranu ze złóż fosforytów. Bergmann uznał wówczas, że wszystko jest gotowe do produkcji, jednak pozostali członkowie komisji tonowali nastroje, twierdząc, że wnioski są zbyt optymistyczne. Jednak już wówczas było wiadomo, że Izrael nie ma wystarczających środków na taką masową produkcję. Bergmann zatem wyznaczył następny cel – nawiązanie współpracy z Francją lub Norwegią, które wówczas posiadały działające reaktory i jednocześnie byłby zainteresowane poznaniem metod separacji uranu. Najszybciej udało się podjąć rozmowy z Francuzami. Już w 1953 roku izraelscy naukowcy zostali zaproszeni do Centrum Badań Nuklearnych w Saclay. Było to możliwe dzięki osobistym znajomościom Bergmanna, a także relacjom nawiązanym przez Szimona Peresa w trakcie starań o nabycie francuskiej broni, między innymi czołgów i samolotów.

Ernst Dawid Bergmann, pierwszy szef KEAI, przemawia, 1956 rok.
(Fritz Cohen, via National Photo Collection of Israel)
Pod koniec 1953 roku pojawiła się kolejna okazja dla Izraelczyków, która uzupełniłaby elementy atomowej układanki. Prezydent Stanów Zjednoczonych Dwight D. Eisenhower ogłosił program Atomy dla Pokoju, który zakładał dzielenie się technologią nuklearną w celach naukowych, aby zminimalizować ryzyko związane z potencjalnym atomowym wyścigiem zbrojeń czy też poszerzaniem się w niekontrolowany sposób grona państw atomowych. W następnym roku Stany Zjednoczone zaoferowały Izraelowi mały reaktor eksperymentalny. Szczebel polityczny i KEAI osiągnęły porozumienie i zaakceptowano propozycję, a 12 lipca 1955 roku Waszyngton i Jerozolima podpisały wstępne porozumienie. W 1958 roku u ujścia potoku Sorek, na zachód od Jawne powstał ośrodek badań atomowych. Cohen przytacza zapis z dzienników Szareta z 1955 roku w sprawie pozyskania reaktora w ramach programu Atoms for Peace:
nie zabrania nam to kontaktowania się z innymi potęgami ani nawet użytku energii atomowej produkowanej na naszych własnych zasadach. Z drugiej strony [umowa – przyp. autora] obiecuje nam reaktor do eksperymentów oraz badań, a wymaga jednego ograniczenia: aby nie używać reaktora do żadnego innego celu.
Jak nietrudno się domyślić, Atomy dla Pokoju nie zaspokoiły izraelskich ambicji. Co więcej, zostały wykorzystane jako zasłona dymna dla dalszej realizacji planów Bena Guriona i Bergmanna.
Od początku 1956 roku Peres i Bergmann starali się namówić Francuzów, aby udzielili pomocy, która pozwoli rozwinąć izraelski projekt nuklearny. Paryż nie był jednak zainteresowany pogłębieniem współpracy w tej dziedzinie. Szansą dla Jerozolimy okazała się nacjonalizacja Kanału Sueskiego. Izraelczycy, w szczególności Ben Gurion, obawiali się Egiptu zbrojącego się przy pomocy ZSRR. Z kolei dla Francuzów Gamal Abdel Naser był sojusznikiem antyfrancuskich ruchów narodowowyzwoleńczych w Afryce Północnej. Ponadto przejęcie kontroli nad kanałem burzyło i tak już walący się kolonialny porządek świata. Jerozolima postanowiła wykorzystać zagrożenie ze strony wspólnego wroga. Peres uznał, że Izrael mógłby pomóc Francji i Wielkiej Brytanii, ale nie za darmo.
17 września 1956 roku Francja zgodziła się na sprzedaż małego reaktora naukowego EL-3 (o mocy 18 MW). W Israel and the Bomb Cohen napisał, iż Francuzi do końca nie byli świadomi izraelskich zamiarów. Bertrand Goldschmidt, reprezentant francuskiej CEA (Commissariat l’énergie atomique), miał przyznać, że Izraelczycy wspominali coś o pomocy przy budowie „potencjału nuklearnego”, ale wówczas sprzedaż reaktora stanowiła szansę dla rozwijającego się przemysłu atomowego Francji.
Drodzy Czytelnicy! Dziękujemy Wam za hojność, dzięki której Konflikty pozostaną wolne od reklam Google w czerwcu.
Zabezpieczywszy kwestie podstawowe, możemy pracować nad realizacją ambitniejszych planów, na przykład wyjazdów na zagraniczne targi, aby sporządzić dla Was sprawozdania, czy wyjazdów badawczych do zagranicznych archiwów, dzięki czemu powstaną nowe artykuły.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
Z tą zbiórką zwracamy się do Czytelników mających wolne środki finansowe, które chcieliby zainwestować w rozwój Konfliktów. Jeśli nie macie takich środków – nie przejmujcie się. Bądźcie tu, czytajcie nas, polecajcie nas znajomym mającym podobne zainteresowania. To wszystko ma dla nas ogromną wartość.
Kiedy w trakcie działań zbrojnych podczas kryzysu sueskiego Związek Radziecki zagroził interwencją militarną, Jerozolima zwróciła się do Paryża o dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa. Francuzi nie chcieli się jednak angażować w konflikt zbrojny z Moskwą. Ponownie z pomocą Ben Gurionowi przyszedł Peres. Miał on powiedzieć, że najlepszą gwarancją dla istnienia Państwa Izrael będzie pomoc w kwestiach nuklearnych, a Jerozolima sama poradzi sobie z odstraszaniem. Rząd francuski i CEA zgodziły się, ale tym razem Izraelczycy mieli otrzymać reaktor G-1 o mocy 40 MW (przynajmniej na taki miał wyglądać reaktor według Henry’ego Gomberga z Uniwersytetu Michigan) z technologią ekstrakcji plutonu ze zużytego paliwa i podziemnymi strukturami, na które miałyby się składać: laboratorium, warsztat na zużyte paliwo, magazyny na zużyte paliwo i instalacje dokonujące ekstrakcji.
3 października 1957 roku podpisano francusko-izraelskie porozumienie o budowie ośrodka w Dimonie na Negewie. Cohen podaje, że według francuskich naukowców podpisano dwie umowy, na szczeblu rządowym i techniczno-naukowym. Izraelczycy zapewnić mieli, iż reaktor będzie wykorzystywany w celach naukowych, jednak wiele ustaleń poczyniono „na gębę”, a dokumenty miały być jedynie formalnością. Przykładem jest moc reaktora. Tu znowu Cohen powołuje się na relacje Francuzów: moc w dokumencie zaniżono 2–3 razy. W umowie nie podano miejsca powstania ośrodka.
Równolegle z budową Izraelczycy prowadzili rozmowy w sprawie zabezpieczenia projektu ze wszystkich stron. Rozmowy w sprawie ciężkiej wody prowadzono z Norwegami (w 1959 roku zawarto umowę na dostawy do Izraela przez Wielką Brytanię), z Wielkiej Brytanii pozyskiwano pierwiastki, a Argentyna zapewniła yellowcake (półprodukt wykorzystywany w procesie produkcji paliwa do reaktorów atomowych, może także być używany do produkcji broni nuklearnej). W 1958 roku w ministerstwie obrony doszło do zmian strukturalnych, w ramach których utworzono przedsiębiorstwo Rafael. Jego celem było zapewnienie Izraelowi i wojsku zaplecza do badań, rozwoju i produkcji zaawansowanych technologii i systemów odstraszania.
W czerwcu 1958 roku Charles de Gaulle został premierem Francji i rozpoczął się zwrot w polityce zagranicznej Francji wobec Bliskiego Wschodu. Pod znakiem zapytania stanęła budowa ośrodka i współpraca wojskowa. Po burzliwych spotkaniach Peresa z Francuzami osiągnięto jednak porozumienie. W 1960 roku Ben Gurion poinformował świat o budowie ośrodka w Dimonie (z zaznaczeniem o jego pokojowym przeznaczeniu), który podlegać będzie kontrolom i nadzorowi Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA). W zamian Francuzi zobowiązali dokończyć prace w Dimonie. Jednak kontrolom MAEA podlegał tylko reaktor w ośrodku w Nachal Sorek.
Amimut, czyli izraelska mgła wojny
Od 1960 roku w Stanach Zjednoczonych prasa, CIA i administracje kolejnych prezydentów zaczęły podejmować tematykę potencjału nuklearnego Izraela. Można przez to stwierdzić, że sprawa została umiędzynarodowiona. Otóż w tym roku „The New York Times” podał, że Izrael w następnych kilku latach będzie mógł skonstruować broń nuklearną. CIA alarmowała, że pod płaszczem reaktora Nachal Sorek Państwo Izrael realizuje na pustyni Negew zaawansowany projekt, niebędący w rzeczywistości fabryką tekstylną. Oceniono, że w budowanym w Dimonie centrum Izraelczycy mogliby skonstruować broń jądrową w ciągu kilku tygodni. Obawy nasilały się wraz z kryzysem kubańskim, a Jerozolima stała twardo na dotychczasowym stanowisku, iż Dimona nie będzie niczym więcej niż cywilnym ośrodkiem. Dodatkowo Mosze Dajan, Peres czy Ben Gurion nie czuli się zobowiązani wobec nikogo, aby rozwiać wątpliwości wobec tego, co się działo na Negewie.
Na początku lat 60. ośrodek w Dimonie był wizytowany przez Amerykanów, a raporty nie wskazywały na jego wojskowe przeznaczenie. Waszyngton zapewniał Kair o stabilnej sytuacji w regionie. Nieufni wobec sąsiadów i Stanów Zjednoczonych Izraelczycy zwyczajnie zwodzili wizytujące komisje, pokazując im to, co chcieli, żeby było znane. Co ciekawe, CIA miała donosić o tym fakcie amerykańskim urzędnikom. W latach 70. amerykańska administracja postrzegała już Izrael jako państwo atomowe, ale brakowało na to jasnych dowodów.

Mosze Dajan, Dawid Ben Gurion, Szimon Peres.
(Meitar Collection / Biblioteka Narodowa Izraela / The Pritzker Family National Photography Collection / CC BY 4.0)
Wszystko to dzięki temu, iż lokalne elity polityczne otoczyły izraelski program nuklearny murem niedopowiedzenia i niejasności, zwanym po hebrajsku amimut (עמימות). Podejście to ukształtowało się na przełomie lat 60. i 70. Wówczas według Cohena w wąskim kręgu polityczno-wojskowym rozważano wszystkie „za” i „przeciw” ewentualnego użycia broni atomowej. Uznano, że polityka niejasności będzie najlepszym czynnikiem odstraszającym. Istotą amimut jest fakt, iż nikt nie zaprzeczył ani też nie potwierdził posiadania przez Państwo Izrael broni nuklearnej. Mosze Szaret jako pierwszy miał zapewnić o tym, że Jerozolima nie będzie pierwszą bliskowschodnią stolicą, która wejdzie w posiadanie arsenału nuklearnego, ale nie będzie też drugą. Stwarza to spiralę niepewności wokół możliwości Cahalu.
Niejednoznaczność umacniały kolejne izraelskie programy zbrojeniowe i zakupy sprzętu wojskowego: rozpoczęty już w latach 60. rozwój pocisków balistycznych Jerycho (początkowo przy pomocy Francji) czy użytkowanie od późnych lat 90. okrętów podwodnych typu Dolfin i Dolfin 2. Te pierwsze mogą wystrzeliwać z wyrzutni torpedowych pociski Popeye Turbo, zgodnie uznawane przez analityków za zdolne do przenoszenia głowic nuklearnych. Te drugie wykorzystują napęd o zamkniętym układzie powietrza, dzięki czemu mogą przez długi czas operować w zanurzeniu i dawać Izraelowi możliwość wykonania tak zwanego drugiego uderzenia. Wnioski nasuwają się same, Izrael posiadł możliwość rażenia przeciwnika bronią niekonwencjonalną z ziemi, powietrza i wody. Niewątpliwie Izraelczycy rozumieją, jak takie wnioski mogą działać na wyobraźnię decydentów państw ościennych. Inną sprawą jest oczywiście to, jak dużą siłę oddziaływania ma polityka amimut z perspektywy potencjalnego przeciwnika. Cohen jednak podaje, że Jerozolima wykorzystywała postawę niejednoznaczności, aby wymóc na Waszyngtonie sprzedaż Cahalowi uzbrojenia konwencjonalnego (między innymi podczas wojny Jom Kipur).
W książce The Whistleblower of Dimona: Israel, Vanunu, and the Bomb Cohen pisze, że na temat izraelskiego potencjału nuklearnego w krajowej debacie spuszczono zasłonę milczenia. Żadne oficjalne dokumenty o tym nie wspominają, w szczególności opublikowane w latach 2015 i 2018 dokumenty nazwane Strategią Cahalu. Wszystkie publikacje dotyczące programu atomowego Izraela podlegają cenzurze. Jeżeli temat atomu jest już poruszany, to wyłącznie przez pryzmat nauki lub energetyki. Potencjalna broń niekonwencjonalna Izraela stała się tematem tabu, a jego poruszenie równa się naruszeniu tajemnicy. Politycy i wojskowi w Izraelu twierdzą, że wszystkie informacje i domniemania dotyczące niekonwencjonalnych możliwości Cahalu są szacunkami lub opiniami zagranicznymi i nie pochodzą z ich kraju. Nie można temu stanowisku odmówić racji. Większość szacunków dotyczących posiadanych głowic, scenariuszy rozwoju reaktora w Dimonie czy też tego, co się w ogóle w tym ośrodku znajduje i produkuje, opiera się na opiniach, przekazach, porównaniach zdjęć satelitarnych lub dokumentach datowanych na lata 60. i 70. Jaki jest zatem „aktualny” obraz tych domniemań?
SIPRI Yearbook 2024 szacuje liczbę izraelskich głowic jądrowych na 90. Co więcej, według SIPRI „uważa się, że Izrael modernizuje swój arsenał nuklearny i zdaje się ulepszać reaktor produkcji plutonu”. Hans Kristensen i Matt Korda piszą, że według różnych źródeł na arsenał niekonwencjonalny Cahalu składać się miało od 75 do ponad 400 głowic jądrowych, a nawet 35 głowic termojądrowych. Z kolei Center for Arms Control and Non-Proliferation podaje, że Państwo Izrael posiada ilość plutonu, która pozwala mu na wyprodukowanie kolejnych 100–200 głowic. Za największy magazyn pocisków balistycznych Jerycho, a więc tych, które mogą przenosić głowice jądrowe, podaje się bazę lotniczą Sdot Micha na zachód od Bejt Szemesz.
Według raportu International Campaign to Abolish Nuclear Weapons (ICAN) z 2023 roku Izrael wydał rok wcześniej na swój arsenał nuklearny 1,2 miliarda dolarów, co uplasowało go na trzecim miejscu od końca pośród „państw atomowych”; niżej były tylko Pakistan i Korea Północna. ICAN zaznacza jednak, iż kwotę obliczono na podstawie średnich wydatków krajów atomowych na ich arsenał niekonwencjonalny w stosunku do ogółu wydatków zbrojeniowych.
Wanunu przechodzi Weltschmerz…
Postacią, która wywołała trzęsienie ziemi w dziedzinie izraelskiego bezpieczeństwa, był marokański Żyd Mordechaj Wanunu. Jego rodzice byli religijnymi ludźmi, którzy musieli ciężko pracować, aby zapewnić przyzwoite życie szóstce dzieci. Postanowili dokonać aliji dopiero po śmierci dziadka Mordechaja w 1963 roku. Po przybyciu do Ziemi Izraela rodzina Wanunu przeżyła duże rozczarowanie zastanymi spartańskimi warunkami bytowania. Gwoli ścisłości, takie rozczarowanie przeżywały wszystkie sefardyjskie i mizrachijskie rodziny przybywające z Afryki Północnej i krajów arabskich, którym obiecano świetlaną przyszłość w nowej-starej ojczyźnie. Nie tylko oni, ponieważ kiedy do Izraela dotarła tak zwana alija gomułkowska na przełomie lat 50. i 60., okazało się, że w nowych domach nie ma posiadanych już przez wielu w PRL lodówek.
Imigrantów, w szczególności tych z krajów muzułmańskich, wykorzystywano do zasiedlania obszarów zdearabizowanych lub nieatrakcyjnych pustkowi, jak Negew. Jedna z anegdot w Izraelu mówi, że nazwa miasta Dimona (hebr. דימונה) wcale nie ma źródeł biblijnych, lecz wywodzi się od łez (l.poj. דימע, dima, l.mn. דמעות, dmaot), które uronili imigranci po wyjściu z ciężarówek i zobaczeniu pustyni. Prócz rozczarowania zastaną rzeczywistością Sefardyjczycy i Mizrachijczycy zetknęli się także z niechęcią ze strony aszkenazyjskich elit świata polityki i kultury. Bano się, że „zarabizują” Izrael. Postrzegano ich przez pryzmat biedy i słabego wykształcenia. Szklany sufit nowej rzeczywistości nie pozwalał im na awanse społeczne, zawodowe ani polityczne. Większość „arabskich żydów” za tę dyskryminację obwiniała rządzącą krajem lewicę. Po jakimś czasie rodzina Wanunu zamieszkała w Beer Szewie w religijnej dzielnicy Dalet (od hebrajskiej litery „d” lub cyfry cztery).

Zdjęcie z amerykańskiego satelity przedstawiające ośrodek w Dimonie (1968).
(United States Government)
W 1971 roku Wanunu rozpoczął służbę zasadniczą w Korpusie Inżynieryjnym (חיל ההנדסה, Chejl ha-Handasa), gdzie był dowódcą pododdziału i prowadził kursy dla rekrutów. Służbę zakończył w stopniu sierżanta z ofertą podpisania kontraktu i odbycia kursu oficerskiego. W 1975 roku zapisał się na studia z fizyki na Uniwersytecie Telawiwskim, ale nie zdał dwóch egzaminów i zrezygnował ze studiów rok później. W 1976 roku zainteresował się pracą w Centrum Badań Nuklearnych. Jak sam zaznaczył, dzięki studiom wiedział, co oznacza „nuklearny” i co to „atom”. W tym samym roku zaaplikował na stanowisko technika i został przyjęty do pracy.
Dziennikarz „The Sunday Timesa” Peter Hounam pisze, że Mordechaj chciał „pracować nad rozwojem energetyki nuklearnej do celów pokojowych”. Od razu wysłano go na kurs chemii, fizyki, matematyki i języka angielskiego w Dimonie. Pomyślnie przeszedł też wywiad środowiskowy, ponieważ ówcześnie miał poglądy prawicowe i popierał Cherut Menachema Begina (jak większość Sefardyjczyków i Mizrachijczyków), co nie stanowiło przeszkody w przeciwieństwie do poglądów lewicowych i komunistycznych. Musiał się zobowiązać, że jeszcze w ciągu pięciu lat po zakończeniu pracy w ośrodku nie będzie odwiedzał państw arabskich i komunistycznych. Rok później rozpoczął pracę w centrum w Dimonie w Instytucie 2. W latach 1978–1979 tymczasowo został przeniesiony do Instytutu 4, gdzie zajmowano się odpadami radioaktywnymi. Następnie powrócił do Instytutu 2, do sekcji zajmującej się litem‑6.
Po dwóch latach od rozpoczęcia pracy podjął studia inżynierskie na Uniwersytecie Ben Guriona w Beer Szewie, które po tygodniu porzucił na rzecz ekonomii. Tej również nie ukończył i przeniósł się na program studiów łączonych z geografii i filozofii greckiej. Ostatecznie uzyskał tytuł magistra filozofii. W 1980 roku pozwolił sobie na pierwsze wakacje zagraniczne – wyjechał do Europy. Nie wiadomo, ile wówczas dokładnie zarabiał, ale w 1977 roku było to 500 dolarów amerykańskich, a w 1982 roku po przeniesieniu do zespołu pracującego nad ekstrakcją plutonu – 800 dolarów.
Na studiach Mordechaj zaczął przechodzić przemianę ideologiczną. Brał udział w protestach przeciwko wojnie w Libanie, zawierał znajomości wśród Arabów, przeciwstawiał się polityce Izraela na Zachodnim Brzegu. Mordechaj stwierdził, że jego niepokój wzbudziły już w latach 70. izraelskie testy pocisków balistycznych. Po latach przyznał, że było to preludium do krajowej „nuklearnej maszyny wojennej”. W tym samym roku założył grupę zajmującą się sporami izraelsko-arabskimi na uniwersytecie. W swoim domu w Beer Szewie gościł arabskich komunistów, a nawet osoby uznawane przez władze za terrorystów. W tym samym roku złożył podanie o przystąpienie do komunistycznej Rakach (znanej także jako Maki). Jak sam przyznał, jego działalność sprawiła, że liczba jego żydowskich znajomych systematycznie malała. W czerwcu 1984 roku został wezwany, prawdopodobnie przez Szabak, do pomieszczenia na terenie centrum badawczego, gdzie zaczęto zadawać mu pytania dotyczące jego aktywności politycznej. Nakazano mu wówczas odciąć się od tego i od arabskich przyjaciół. W lipcu tego samego roku wziął udział w zjeździe studentów w Paryżu, gdzie uznano go za „świętszego od papieża” w kwestiach lewicowej ideologii.
Od tego czasu wzywany był na regularne spotkania z nieznanymi mu ludźmi w sprawie swojej działalności na uniwersytecie. Na każdym zapewniał, że będzie pracować nad złożonymi obietnicami w sprawie znajomych i aktywności politycznej, jednak wciąż angażował się w nieakceptowalne, z punktu widzenia Szabaku, przedsięwzięcia. Poza pracą w ośrodku nie powinien zajmować się zawodowo niczym innym. Został jednak asystentem profesora. W maju 1985 roku został zabrany samochodem z Dimony do centrum rządowego w Ha‑Kirji w Tel Awiwie na przesłuchanie w budynkach ministerstwa obrony. Mordechaj przyznał, że zadawano mu wówczas bardzo szczegółowe pytania, co skłoniło go do wniosków, iż ciągle był obserwowany lub ktoś na niego donosił. Podejrzewał, że to także przez jego marokańskie pochodzenie. Jednak służby bezpieczeństwa i tym razem nie wyciągnęły żadnych wniosków, a Wanunu wrócił do pracy.
W 1986 roku w związku z cięciami finansowymi z centrum w Dimonie zwolniono 180 pracowników, w tym Mordechaja. Oprotestował tę decyzję, ponieważ w centrum było wielu młodszych stażem pracowników, ale zaoferowano mu jedynie pracę w zakładowej elektrowni. Jak można się było spodziewać, nie było to satysfakcjonujące dla kogoś z wieloletnim doświadczeniem. W związku z brakiem zobowiązań Mordechaj podjął decyzję o wyruszeniu w podróż na Daleki Wschód. Opuścił Izrael i odwiedził Grecję, Tajlandię, Birmę, Singapur, Nepal, aż w końcu dotarł do Australii. Tam dokonała się dalsza część jego przemiany – postanowił się ochrzcić i od tego momentu występował również jako anglikanin John Crossman. Wiedział, że w ten sposób dla wielu przyjaciół, w tym i rodziny, będzie pogrzebany. Jak sam później przyznał, uczynił to w celu poznania innej religii, ale w zasadzie nie czuł się związany z żadną religią czy narodowością. Bardzo mierziła go religijność jego rodziców i rodzeństwa.
…i ujawnia atomową tajemnicę
Na seminariach duchownych, na których zapoznawał się z chrześcijańską filozofią, Wanunu spotkał dziennikarza Oscara Guerrero, który jako jedyny z uczestników tych spotkań zainteresował się historią byłego technika z Dimony. Zachęcał go, aby podzielił się ze światem swoimi obawami w związku z niejasną pozaparlamentarną kontrolą nad izraelskim programem atomowym, brakiem ciał nadzorczych z realnymi kompetencjami i negatywnym wpływem niedopowiedzeń wokół tego programu na politykę międzynarodową. Mordechaj chciał, aby o tym, co dzieje się pod ziemią w Dimonie, dowiedzieli się przede wszystkim Izraelczycy. Tym bardziej, że Naczelny Rabinat Izraela, w przeciwieństwie do kościołów chrześcijańskich na świecie, nie podejmował tematyki zimnej wojny oraz negatywnego wpływu wyścigu zbrojeń i programów nuklearnych na relacje międzypaństwowe. Inną stroną tego problemu jest fakt, iż instytucja ta, jako najwyższa instytucja rabinacka w Izraelu, reprezentująca ortodoksyjny punkt widzenia, skupia swoje kompetencje głównie na tematyce prawa religijnego, pogrzebów, ślubów, nadzoru nad przestrzeganiem koszerności, wydawaniem certyfikatów koszerności czy też nadzorowaniem i obsadzaniem sądów rabinackich w kraju i poza nim.
Poza informacjami o ośrodku nuklearnym były technik przywiózł do Australii coś ważniejszego – klisze z ponad 50 zdjęciami z ośrodka, które wykonał zupełnie niezauważony w różnych miejscach kompleksu. Guerrero zaproponował pomoc w znalezieniu sposobu na upublicznienie sekretów Dimony. Próby zainteresowania australijskich dziennikarzy „Newsweeka” zakończyły się fiaskiem. W końcu Guerrero, działający jako pośrednik Wanunu, skontaktował się z redakcją „The Sunday Times”, która po wstępnej weryfikacji zdjęć postanowiła zainicjować spotkanie z samym Wanunu. Postać Guerrera, twierdzącego, że pomógł uciec z kraju sławnemu profesorowi, wydawała się Anglikom mało wiarygodna. Do pierwszego spotkania redaktora brytyjskiego czasopisma Petera Hounama z Mordechajem doszło w Australii, gdzie były technik z Dimony opisał swój zakres obowiązków, zadania, strukturę całego centrum badawczego, a także rozkład pięter w Instytucie 2, w którym pracował. Z jednej strony był to budynek tajemniczy, gdyż pozbawiony okien, z przestrzenią magazynową, pokojami socjalnymi i nadbudówką szybu windy na dachu. Z drugiej strony, w otoczeniu innych konstrukcji na terenie ośrodka, dla kogoś z zewnątrz, niczym się nie wyróżniał.
Po spotkaniu Hounama z Wanunu w Australii „The Sunday Times” wysłał do Izraela reportera Maxa Prangnella, który pozytywnie zweryfikował wiarygodność osoby Mordechaja na miejscu. Co ciekawe, Wanunu miał zaproponować Hounamowi przekazanie wszystkich informacji i zdjęć za darmo, a artykuł miał być opublikowany bez podawania danych osobowych technika. Dziennikarz przyznał, że nie było to zaskakujące, ponieważ znane mu były operacje Mosadu i uwaga, jaką przywiązywały izraelskie służby do tajemnicy państwowej. Jednak gazeta potrzebowała naocznego świadka, który uwiarygodniłby artykuł. Poza tym Hounam przekonywał Mordechaja, że jego osoba i historia mogą zainicjować proces denuklearyzacji Bliskiego Wschodu. Anonimowe źródło mogłoby posłużyć jako argument dla Izraelczyków, że cała historia została zmyślona. Ostatecznie Wanunu zgodził się na użycie jego danych w artykule. We wrześniu Wanunu z Hounamem wylecieli do Londynu. Na miejscu Mordechaj został zakwaterowany w hotelu z dala od głównych dróg miasta.
W Anglii technik zaczął opisywać wszystko ze szczegółami. Podał, że reaktor, który znajdował się w Instytucie 1, po otwarciu ośrodka, jeszcze w latach 60. został rozbudowany przez Izraelczyków do mocy 70 MW. Wanunu podał też, że Izrael ma program wzbogacania uranu za pomocą wirówek i lasera. O izraelskim zainteresowaniu wirówkami mówił także Gernot Zippe, wynalazca wirówki do wzbogacania uranu-235. Przyznał, że w połowie lat 60. skontaktowało się z nim kilka osób z Izraela w celu uzyskania informacji na temat tych maszyn. Ponadto Wanunu przyznał, że od 1977 roku w Izraelu prowadzono prace nad wzbogacaniem litu. Naturalnie pierwiastek ten zawiera 7,5% litu-6 (izotopu), a w podziemiach Instytutu 2 pierwiastek wzbogacano jakoby do 85%.
W 1984 roku ośrodek miał osiągnąć pełnię możliwości produkcyjnych. Wówczas też pokazał zdjęcia pokoi, gdzie nadzorowano separację plutonu, oraz zdjęcie paneli kontrolnych, warsztatów, modeli rdzeni broni nuklearnej, sali dla premiera, ministra obrony i wojskowych, gdzie odbywali spotkania. W tym samym pomieszczeniu znajdowały się różne modele i plan Instytutu 2. Budynek nad ziemią miał dwa piętra biurowo-laboratoryjne i magazyn prętów uranowych, natomiast pod ziemią znajdować się miało sześć kondygnacji, a tam – wspomniane pomieszczenia kontrolne, pomieszczenia dla oficjeli (poziom –2), w tym tak zwany balkon Goldy (od imienia Goldy Meir) z widokiem na hale produkcyjne od poziomu –2 do –4, pracownie, laboratoria oraz hale produkcyjne części bomb (poziom –5).
Według Mordechaja budujący ośrodek w Dimonie Francuzi musieli mieć świadomość, że będzie on miał przeznaczenie wojskowe ze względu na wielkość laboratoriów do separacji plutonu z prętów paliwowych. Wyjawił, że amerykańskie kontrole w ośrodku były zwodzone w bardzo prosty sposób. Otóż w Instytucie 2 korytarz, który prowadził do windy na niższe piętra, zamurowano i zakamuflowano tak, aby stworzyć wrażenie, że budynek nie ma części podziemnej.
Zeznania Wanunu na bieżąco weryfikowali eksperci i naukowcy w Wielkiej Brytanii, których redakcja poprosiła o opinię, czy techniczne aspekty historii Izraelczyka, jak i terminologia w niej używana, nie zostały wyuczone, ale nabyte w wyniku długoletniej pracy w ośrodku atomowym. Najczęściej wymienianym w historii Wanunu doradcą redakcji był dr Frank Barnaby. Wybór ten był dość kontrowersyjny, ponieważ Barnaby nie miał wówczas styczności z produkcją broni nuklearnej od ponad 20 lat. W latach 1971–1981 pełnił funkcję dyrektora SIPRI, ponadto był zwolennikiem zahamowania wyścigu zbrojeń atomowych w Europie. Barnaby uznał, że zdjęcia modeli i pokoi kontrolnych nie są niczym nadzwyczajnym. Same modele głowic o niczym nie mogły świadczyć. Według naukowca Wanunu nie miał żadnej wiedzy na temat konstrukcji i budowy broni nuklearnej. Natomiast pokoje kontrolne z panelami znajdowały się w każdym ośrodku czy elektrowni atomowej.

Frank Barnaby.
(Hans van Dijk / Anefo via Nationaal Archief, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Netherlands)
Za wartościowe naukowiec uznał jednak zdjęcia, które miały ukazywać proces separacji litu. Jest on wykorzystywany między innymi do budowy głowic termojądrowych. Poza zdjęciami Barnaby uznał za wartościowe opisy ponad 20 procesów, które realizowano w poszczególnych laboratoriach i jednostkach Instytutu 2, między innymi proces separacji i przetwarzania plutonu czy proces powstawania yellowcake. Wszystko to pozwoliło Barnaby’emu na przedstawienie opinii, iż Izrael jest zdolny do produkcji broni jądrowej, i to o dużej mocy. Na podstawie opisów Wanunu ocenił, że centrum, przy niezakłóconej pracy, było w stanie wyprodukować 40 kilogramów plutonu rocznie (dla porównania: w bombie Fat Man zrzuconej na Nagasaki użyto 6,19 kilograma plutonu, ale reakcji łańcuchowej uległa mniej więcej jedna szósta tej ilości). Biorąc to pod uwagę, można wysnuć wnioski idące znacznie dalej – Izrael posiada potencjał produkcyjny równy Chinom czy Francji.
Ostatnią odsłoną procesu potwierdzania danych od Wanunu była konfrontacja ośmiostronicowego materiału wraz ze zdjęciami z ambasadorem Państwa Izrael w Londynie Jehudą Awnerem oraz attaché prasowym. Yoel Cohen pisze, iż nie wystosowano żadnej oficjalnej reakcji ani protestu, ambasada poinformowała o tym fakcie jedynie Jerozolimę. 26 września 1986 roku premier Szimon Peres zwołał zebranie komitetu redaktorów naczelnych. Zebrania te zapewniały władzom państwowym od 1948 roku możliwość współpracy z wydawnictwami, przedyskutowanie z ich redakcjami ważnych wydarzeń, a także zasugerowanie opóźnienia publikacji lub jej anulowanie. Peres wyjawił, co może opublikować brytyjska gazeta w najbliższym czasie, i poprosił, aby izraelscy redaktorzy nie podejmowali tematu przez 48 godzin. Po tym czasie pozwolono im pisać na każdy temat, aby tylko treść artykułów była zaakceptowana przez wojskowego cenzora.
Jakkolwiek dwudniowe wstrzymanie się od komentowania historii Wanunu wydaje się zrozumiała, zezwolenie na dowolne podejmowanie tematu, byle tylko przeszedł przez cenzurę, mogło wydawać się odważne. Światło dzienne mogły ujrzeć zeznania byłego pracownika centrum badań w Dimonie, które starłyby na proch tajemnicę i politykę amimut. Redakcja „The Sunday Times” dowiedziała się od swoich izraelskich źródeł o spotkaniu, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu o powadze informacji podanych przez Wanunu. Niejasne reakcje Izraelczyków, nieznane motywy samego Wanunu, pogłębiające się obawy technika co do osobistego bezpieczeństwa oraz reakcja, jaką mógł zainicjować artykuł, budowały napięcie wokół publikacji.
5 października 1986 roku na pierwszej stronie „The Sunday Times” ukazał się nagłówek „Ujawnione: izraelski arsenał nuklearny” wraz z podsumowaniem dwustronicowego artykułu w dalszej części. Interesujące było to, iż wszystko zamknęło się w niewiele ponad 6 tysiącach słów, kiedy inne artykuły dochodzeniowe opiewały na 10–15 tysięcy. Artykuł zawierał informacje na temat struktury całego centrum i Instytutu 2, historie ośrodka oraz doświadczenia Wanunu jako pracownika. Dodatkowo przedstawiono regionalny balans sił, a na zakończenie zestawiono opinie naukowców i specjalistów, do których dotarła redakcja. To, z czym mogli zapoznać się czytelnicy, okazało się okrojoną wersją wszystkich informacji przekazanych przez Mordechaja.
Co się stało z Wanunu?
W dniu publikacji zabrakło jednego, ale istotnego elementu całej historii, czyli samego Mordechaja. 30 września postanowił wyjechać, wbrew prośbom Hounama, do Włoch z poznaną w Londynie kobietą imieniem Cindy. Potem zniknął z oczu redakcji. Świat ujrzał Mordechaja dopiero w listopadzie w Jerozolimie, podczas doprowadzania go na rozprawę sądową. Wówczas na dłoni skierowanej ku dziennikarzom pokazał krótką notkę o tym, iż został porwany w Rzymie 30 września 1986 roku, gdzie dotarł lotem British Airways 504 (zdjęcie tego momentu wieńczy niniejszy artykuł).
Teorii o tym, jak izraelski wywiad dowiedział się o planach Wanunu, jest kilka. Z pewnością nie doszło do tego, kiedy jeszcze pracował w centrum badawczym w Dimonie. Wówczas, tak jak inni pracownicy, podlegał kontroli Szabaku. Weryfikowano go pod względem znajomości, organizacji, do których należał, i poglądów politycznych. Etap zmian, czyli sympatyzowanie z komunizmem, potępienie wojny w Libanie, spotkania z podejrzewanymi o terroryzm Arabami, nie wywołał podejrzeń służb bezpieczeństwa. Nakazano mu jedynie podpisanie dokumentu, w którym zaświadczał, iż przyrzeka zerwać znajomości zawarte wśród ludności arabskiej. Ochrona ośrodka również nie przyłapała go na wnoszeniu aparatu ani nawet na poruszaniu się z nim po ośrodku i fotografowaniu różnych miejsc.
Po raz pierwszy do zasygnalizowania zamiarów Wanunu mogło dojść w Australii, w trakcie pierwszych prób zainteresowania mediów zdjęciami i historią Dimony. Michael Bar-Zohar i Nissim Mishal podają, że pracownik izraelskiej telewizji, obywatel Izraela, poinformował ambasadę w Canberze o zamiarach Mordechaja. Yoel Cohen podał, że prawdopodobnie w momencie, kiedy Wanunu leciał z redaktorem „The Sunday Times” do Londynu, na pokładzie samolotu znajdowało się dwóch oficerów Mosadu. Cohen nie wyklucza, że sam Guerrero mógł wydać Wanunu podczas poszukiwania redakcji chętnych wyjawić izraelskie tajemnice. Wersję Cohena potwierdza sam Hounam, według którego Guerrero wyjawił dane i zamiary technika izraelskiemu konsulatowi w Sydney. Jego pracownicy mieli odbyć z Oscarem kilka spotkań, w których trakcie prosili dziennikarza o szczegóły dotyczące zamiarów Wanunu i informacje, które posiadał. Następnie konsulat powiadomił o wszystkim Mosad, który podjął dalsze kroki.
Postacią technika Mosad mógł się zainteresować podczas prób weryfikacji osoby Mordechaja w Izraelu przez Prangnella, kiedy dziennikarz odwiedził kilka osób w Beer Szewie. Cohen podaje też, że izraelskie służby podjęły próby ściągnięcia Wanunu do Izraela. Jedna miała odbyć się poprzez zaangażowanie brata Mordechaja, Alberta, który również mieszkał w Beer Szewie. Oficerowie Szabaku poinformowali Alberta, że jego brat znalazł się pod wpływem ludzi mogących przekonać go do wyjawienia pewnych tajemnic. Powiedziano mu również, że może zostać odwiedzony przez dziennikarzy z Wielkiej Brytanii, i poinstruowano, jak się ma wówczas zachować. Drugą próbą było zaaranżowanie spotkania w Londynie między Mordechajem a jego znajomym z uniwersytetu Joramem Bazakiem. Joram miał przez przypadek natknąć się na znajomego ze studiów podczas kończącej się podróży po Europie. Obaj umówili się na wspólny obiad 17 września.
Hounam pisze, że spotkanie zaczęło się dziwnie, gdyż Mordechaj i towarzysząca mu dziennikarka Wendy Robbins musieli przyjść po Jorama do hotelu. Joram poprosił, aby kolega wszedł do pokoju i poczekał, aż skończy brać prysznic. Technik zapobiegliwie odmówił i uznał, że z reporterką zaczekają na parę już w restauracji. Z relacji Robbins wynikało, że rozmowy podczas obiadu zeszły na tematy polityczno-wojskowe, a Bazak wygłaszał radykalne antyarabskie poglądy, co sprowokowało technika do odpierania argumentacji kolegi. Rozmowa przebiegała tak, jakby Bazak chciał wymóc na Wanunu potwierdzenie swoich propalestyńskich, lewicowych poglądów. Wanunu spytał kolegę, jaka byłaby jego reakcja, gdyby hipotetycznie wyjawił tajemnice państwowe. Wówczas Joram odrzekł, że znalazłby sposób na odnalezienie go, transport do kraju i postawienie w stan oskarżenia. Według relacji Hounama jeden z raportów, które później widział, dowodził, że po spotkaniu izraelskie służby zostały poinformowane o przebiegu rozmowy.
Nie wiadomo, czy Bazak działał na zlecenie Mosadu, ale po spotkaniu Wanunu stał się bardzo niespokojny. Obawiał się o swoje bezpieczeństwo i narzekał na zmęczenie całą sytuacją. Jak podaje Cohen, dziennikarze skarżyli się, że podczas przemieszczania się po Londynie, w szczególności od dnia wizyty w ambasadzie, widywali w swoim otoczeniu osoby o bliskowschodnim wyglądzie. Bar‑Zohar i Mishal potwierdzają, że pracownicy gazety oraz sama siedziba redakcji byli pod obserwacją oficerów Mosadu, którzy zjawić się mieli w Londynie już po wizycie Prangnella w Izraelu.
Mosad w londyńskiej operacji postanowił wykorzystać, jak się później okazało, najsłabszą stronę Mordechaja: umiłowanie do kobiet. W licznych rozmowach z towarzyszącą mu w Londynie Robbins prezentował siebie jako nienachalnego mężczyznę, który uważa, że prawdziwa relacja nawiązuje się wtedy, kiedy obie strony czerpią z niej radość. Zaznaczał, że w Australii Guerrero często zabierał go do domu publicznego, ale on sam nie korzystał z oferowanych tam usług. Jednak z relacji dziennikarki wynika, że wielokrotnie próbował się do niej zalecać, a nawet nawiązać kontakt fizyczny. Bardzo często do niej telefonował i próbował namówić ją do spotkań u niego w pokoju hotelowym. Interesowało go także, jak by przyjęli jego osobę jej rodzice. Zirytowana Robbins zarzuciła mu, że cała historia jest chęcią podbudowania ego. Próbowała go unikać, mówiąc, że musi przygotowywać się do egzaminu dziennikarskiego. Zawód miłosny nie trwał długo.
Ciężar operacji Mosadu spoczął na blondynce o imieniu Cindy, a tak naprawdę Cheryl Bentow, z domu Chanin. Zastawiono miłosną pułapkę na samotnego mężczyznę, szukającego posłuchu i znajomych w obcym kraju, z bardzo ważną misją dla świata. 24 września Cindy upozorowała przypadkowe spotkanie na Leicester Square. Spodobała się Mordechajowi i doprowadziła do kilku kolejnych spotkań. Bardzo mu imponowało, że podziela jego zainteresowania operą i sztuką. Pierwszym z redakcji, który ją zobaczył, był Prangnell. Początkowo nie wywołała ona podejrzeń u dziennikarza, jak sam przyznał, „wyglądała jak typowa żydowska księżniczka amerykańskiego pochodzenia”. Podczas spotkań Cindy zaczęła namawiać Mordechaja, aby ten w celu uspokojenia się i odpoczynku poleciał z nią do Rzymu, gdzie jej siostra miała mieć dom.
W tym samym czasie redaktor Andrew Neil wrócił ze Stanów Zjednoczonych, odłożył publikację artykułu oraz zażądał pogłębienia historii i dokładniejszego jej sprawdzenia. Hounam przyznał, że, kiedy 26 września Wanunu o wszystkim powiedziano, bardzo go to zirytowało. Przyznał, że bardzo chciałby odpocząć i wyjechać gdzieś indziej do Europy. Obiecał, że wróci na początku października. Wieczorem tego samego dnia zatelefonował do Robbins, skarżąc się na redakcję gazety. Czuł się oszukany i niedoceniany. Z kolejnymi dniami irytacja i złość rosły. Hounam dowiedział się o relacji Mordechaja z Cindy dopiero 29 września. Jego złość wzbudziło to, że nikomu z redakcji do tej pory nie przyszło do głowy, że może być to pułapka. Stanowczo odradzał Izraelczykowi tak zażyłe kontakty z ledwo poznaną kobietą. Wanunu jednak nie słuchał. Uważał, że ze strony Amerykanki nic mu nie grozi. Zdradził jedynie Peterowi, że chciałby wyjechać na północ Anglii. Następnego dnia po nieudanej próbie skontaktowania się z redakcją gazety Mordechaj opuścił hotel i zniknął. Wszystkie okoliczności przysłużyły się planowi Mosadu.
Podróż Cindy i Mordechaja odbyła się na koszt kobiety. Pierwsze bilety zakupione były 28 września, ale w dzień wylotu Cindy kupiła bilety w biznes klasie. Bilet dla Wanunu był zakupiony na jego dane, aby upozorować dobrowolny wylot z Wielkiej Brytanii. Mosad nie chciał uprowadzać technika na wyspach, aby nie zaogniać stosunków z rządem brytyjskim. Izraelczycy uznali, że terytorium Włoch będzie bardziej dogodne do przeprowadzenia operacji uprowadzenia. Ówczesny dyrektor Mosadu miał ponadto znajomości we włoskich służbach bezpieczeństwa. 30 września Wanunu wraz z Cindy wyleciał lotem 504 British Airways. Znajomy Cindy odebrał ich z rzymskiego lotniska i zabrał samochodem do rzekomego domu jej siostry. Na miejscu, po wyjściu z auta, Wanunu został obezwładniony, a następnie wstrzyknięto mu środek usypiający. Z tego miejsca został wywieziony do La Spezii, między Genuą a Pizą.
Stamtąd izraelski okręt zwiadowczy i szkolny Noga zabrał go do Izraela. Załoga miała przykazane nie opuszczać swoich stanowisk, aby nie zobaczyć wnoszonego na pokład ciała mężczyzny. W celu zamaskowania operacji i uniknięcia podejrzeń w porcie wszyscy marynarze byli ubrani w cywilne ubrania wymyślonej firmy logistycznej. Okręt otrzymał rozkaz skierowania się do Włoch 24 września podczas powrotu z Antalyi do Hajfy. Co ciekawe, tego samego dnia Cindy wpadła na Mordechaja na ulicach Londynu.
6 października u wybrzeży Izraela, pomiędzy Hajfą a Tel Awiwem, nieprzytomnego Wanunu przeniesiono na okręt Korpusu Morskiego, z którego po dotarciu do lądu został przejęty przez Szabak i zabrany do Aszkelonu. Premier Peres dopiero 9 listopada wydał oświadczenie o tym, iż Wanunu jest aresztowany i przebywa w Izraelu. Zaprzeczył doniesieniom, jakoby został porwany w Wielkiej Brytanii. Jednak dla bliskich Mordechaja i redakcji „The Sunday Timesa” zagadką pozostawał fakt, jak Wanunu znalazł się w Izraelu. Rząd brytyjski domagał się oficjalnych wyjaśnień, a oliwy do ognia dolał „Financial Times”, twierdząc, że o pobycie Wanunu w Anglii Mosad dowiedział się od brytyjskich służb bezpieczeństwa.
W Izraelu ogłoszono, że przesłuchania Mordechaja odbędą się za zamkniętymi drzwiami 1 grudnia. Postawiono mu zarzut zdrady, wsparcia wroga, szpiegostwa i wyjawienia tajnych informacji z zamiarem zaszkodzenia bezpieczeństwu państwa. Przesłuchanie z 22 grudnia przyniosło przełom w jego historii. Skupieni wokół wejścia do sądu w Jerozolimie dziennikarze w dużym skrócie dowiedzieli się, co stało się z Mordechajem 30 września. Kiedy policyjny radiowóz czekał na otwarcie bramy wjazdowej, Wanunu przytknął do szyby dłoń, na której widniał napis: „Wanunu M porwany w Rzymie. ITL. 30.9.86. 21.00 Przybył do Rzymu lotem BA504”.
Mając te informacje, dziennikarze „The Sunday Timesa” zaczęli poszukiwania, kim była naprawdę Cindy. Dochodzenie reporterów zaprowadziło ich na Florydę, do Longwood pod Orlando. Cindy, z domu Morris, mieszkała tam z mężem Randym. Pochodził on ze znanej w Orlando rodziny. Cindy nie miała jednak wiele wspólnego z Izraelem. Podejrzenia wzbudzała jej szwagierka, siostra Randy’ego, 26-letnia Cheryl. Jak się okazało, była żoną oficera izraelskiego wywiadu wojskowego w stanie spoczynku Ofira Bentowa. Jako dobra uczennica otrzymała stypendium Światowego Kongresu Żydów na jeden semestr nauki w Izraelu. W 1978 roku powróciła do Izraela, zaciągając się do Cahalu. Następnie zamieszkała w kibucu w Galilei, a w 1985 roku w Orlando poślubiła Ofira. Kiedy pracownicy „The Sunday Timesa” zobaczyli zdjęcia Cheryl, zgodnie uznali, że przypomina ona Cindy. Okazało się, że Cheryl Bentow z mężem i matką Rochelle (Rikki) mieszkają w Netanji.
Hounam z Daviden Connettem odwiedzili nawet Cheryl w domu, gdzie wywiązała się nerwowa rozmowa, gdyż reporterzy dopytywali o operację w Londynie i przybraną tożsamość szwagierki. Mężczyźni w kolejnych dniach dzwonili do Ofira, ale ten także nie wyrażał chęci rozmowy. Krewni Cheryl w USA początkowo twierdzili, że nie widzieli jej od lat, ale kiedy reporter przyznał, że widział ją na zdjęciach ślubnych jej brata sprzed roku, członkowie rodziny zastrzegli, że nie chcą się w to mieszać.
Przez kolejne miesiące Cheryl wraz z mężem byli nieuchwytni w Izraelu, ślad po nich zaginął. Hounamowi udało się skontaktować z Jackiem Schiffmanem, który znał rodzinę Chaninów. Schiffman przyznał, że kiedy gazety pokazały zdjęcie tajemniczej Cindy, od razu poznał Cheryl. W tym samym czasie cała rodzina zaczęła unikać otoczenia, obawiali się nawet, iż rodzina Wanunu zrobi im coś złego, z morderstwem włącznie. Schiffman wyjawił Hounamowi, że Cheryl nie była lubiana przez szwagierkę i sąsiadów w Izraelu. Była skomplikowaną osobą z romantyczną wizją Izraela jako państwa pionierów. Wszystko, co robiła, musiało być perfekcyjne, ale szybko przystosowała się do lokalnej rzeczywistości i nauczyła języka hebrajskiego, choć inny akcent miał być czasem słyszalny. Schiffman przyznał, że mogła zostać zwerbowana przez Mosad, i potępił ją za to, co zrobiła. Podejrzewał jednak, iż mogła zostać zmanipulowana przez przełożonych.
Schiffman zwierzył się też na temat własnych przemyśleń o Wanunu. Miał problemy z uznaniem go za zdrajcę lub bohatera, ale z pewnością odrzucał motywacje materialne tej historii. Według niego Mordechaj mógł wyjawić cały ten sekret, ponieważ chciał wpłynąć w jakiś sposób na proces proliferacji broni atomowej na świecie. Uznał także, iż wypłynięcie tej historii było dokładnie tym, czego pragnął rząd Izraela, ale sam nie chciał tego zrobić. Jack stwierdził także, iż Wanunu sam wydał na siebie wyrok, spotykając się z Cindy w Londynie: „ten świat jest pełen głupich kolesi, włączając w to może i mnie, którzy popełniają pomyłkę, uznając, że ich przyrodzenie ma mózg”. Jak pisze Hounam, w 1997 roku Cheryl była widziana w Orlando ze swoim mężem.
Wanunu został skazany na 18 lat pozbawienia wolności. Podczas ostatniej rozprawy 28 marca 1988 roku obrona chciała w obliczeniu wyroku uwzględnić fakt, iż Wanunu działał z pobudek ideologicznych. Sąd jednak takiego wytłumaczenia nie przyjął, stwierdzając, że największe zbrodnie w historii ludzkości popełniono właśnie z powodów ideologicznych, a żadna ideologia nie może usprawiedliwiać przestępstwa. Sam Wanunu przyznał, że nie żałuje tego, co zrobił, i nie uważa tego za przestępstwo, ale wyznał, iż drugi raz by tak nie postąpił.
11 lat wyroku odbył w izolatce. 21 kwietnia 2004 roku opuścił więzienie w Aszkelonie, jednak na mocy rozporządzeń ministerialnych i wojskowych nałożono na niego wiele ograniczeń, między innymi zrzeszania się, opuszczania Izraela, poruszania się w okolicy portów lotniczych i morskich, zakazano mu też kontaktu z dziennikarzami. Po wypuszczeniu był kilkukrotnie zatrzymywany, osadzany w areszcie, a maju 2010 roku ponownie osadzony w więzieniu za łamanie nałożonych na niego zakazów, między innymi udzielanie wywiadów prasie czy wyjazdy na Zachodni Brzeg.
Co na to izraelska prasa?
Mając te wszystkie informacje, można zadać pytanie, jak zareagowała na publikacje „The Sunday Timesa” prasa izraelska. Z dostępnych w archiwach tytułów prasowych dostępne są dwa: „Chadaszot” (חדשות) i „Maariw” (מעריב). 6 października „Maariw” na stronie głównej umieściła wielki nagłówek „Izrael – szósta siła na świecie pod względem posiadanej broni atomowej”, a pod spodem podano, że „gazeta oparła się na «pełnych zeznaniach» Mordechaja Wanunu podającego się za «technika w reaktorze w Dimonie»”. Poza nagłówkiem i fragmentem tekstu artykuł kontynuowany był na stronach trzeciej i dziewiątej. Nie znajdzie się w nim nic poza bezpośrednimi cytatami z „The Sunday Timesa” lub zdań zaczynających się: „jak twierdzi «Sunday Times»”. Podobnie sytuacja miała się w wypadku „Chadaszot”. Tu również cytowano brytyjski artykuł lub też pisano, że „według «Sunday Timesa»” Izrael jest w stanie wyprodukować 10 bomb atomowych rocznie czy że pod centrum w Dimonie znajduje kilkupiętrowy żelbetowy bunkier, a obok umieszczono strukturę budynku, którą wydrukował „Times”.
7 października nagłówki obu gazet były mniej alarmujące, dotyczyły głównie spraw wewnętrznych i zmian na stanowisku premiera (niecałe dwa tygodnie później miejsce Peresa miał zająć Icchak Szamir). Pojawił się jednak krótki artykuł, podający za gazetami brytyjskimi i amerykańskimi, że po publikacji artykułu Mosad otrzymał rozkaz schwytania Wanunu w Londynie. Zacytowano także słowa Peresa skierowane do ministrów na spotkaniu rządu: „jesteśmy przyzwyczajeni do tego typu sensacyjnych publikacji na temat badań jądrowej i nie zwykliśmy się do nich ustosunkowywać”. W „Chadaszot”, kolejny raz za źródłem zagranicznym, podano, iż w Izraelu premier miał spotkać się z szefami największych gazet i poinformować ich o „wycieku bezpieczeństwa”. Jest jednak fragment artykułu, w którym podano, że w Izraelu są źródła twierdzące, iż Wanunu wyświadczył wielką przysługę arabskim agencjom wywiadowczym i „to jest dokładnie to, czego oni [Arabowie – przyp. autora] chcieli się zawsze dowiedzieć o naszych możliwościach”.
Autorzy przywołali propalestyńskie poglądy Wanunu z czasów studenckich. Zaznaczyli również, że w Austrii uważa się Wanunu za podstawionego sygnalistę, który w kontrolowany sposób miał zwiększyć potencjał odstraszania Izraela. W tym skąpym materiale źródłowym już widać pewne cechy wspólne izraelskiego amimut i świętości bezpieczeństwa. Wszystkie dane dotyczące potencjału atomowego Izraela były cytowane i podawane za źródłami zagranicznymi. Żadnej krajowej opinii, ani jednej rozmowy z politykiem, wojskowym czy naukowcem. Nic nie zostało potwierdzone, niczemu też nie zaprzeczono. Najlepiej obrazują to słowa premiera, które wyrażają stanowisko: „przywykliśmy do tego”. Oba tytuły nie zagłębiały się też w ogóle w sam fakt istnienia ośrodka pod Dimoną, nawet jeśli miałby to tylko być ośrodek naukowy lub elektrownia.
W dzień przesłuchania (22 grudnia) słynna dłoń Wanunu z notatką o uprowadzeniu nie zdominowała pierwszej strony. Informowano, że „atomowy szpieg” oskarżony o zdradę stanu i szpiegostwo czynił wielkie wysiłki, aby poinformować media o tym, jak znalazł się w Izraelu. „Maariw” zwróciła uwagę, że poza nielicznymi przypadkami sprawa nie cieszyła się dużym zainteresowaniem: „telewizja izraelska, na przykład, nawet nie pofatygowała się, żeby wysłać ekipę”. Gazeta podała, że prokuratura za wyjawienie poufnych informacji i zwrócenie na nie uwagi postronnych (czytaj: mediów) wniesie kolejny akt oskarżenia wobec Wanunu. Za ten czyn, według ówczesnego izraelskiego prawodawstwa, groziła kara 10 lat pozbawienia wolności. „Chadaszot” umieściła na pierwszej stronie słynne zdjęcie ręki Mordechaja, ale wiadomość na niej została ocenzurowana. Dopiero na następny dzień, prawdopodobnie po zgodzie cenzury, opublikowano treść wiadomości od „sprzedawcy tajemnic atomowych”. Obie gazety, ponownie za zagranicznymi źródłami, przybliżały historię Wanunu, który został porwany przez „piękną” i „słynną” Cindy, aby następnie być przesłuchiwany i torturowany przez Mosad.
Rozpoczęciu procesu 31 sierpnia 1987 roku nie poświęcano już tak wiele uwagi. Również wyrok wydany rok później w marcu nie wywołał emocji w analizowanych gazetach. Obie ograniczyły się do suchego przedstawienia faktów i zrelacjonowania rozprawy.
Można uznać, że dwa ogólnokrajowe tytuły to zbyt mało. Jednak widać tu pewną prawidłowość. Informacje w tej sprawie były selekcjonowane i dozowane czytelnikom. W obu przypadkach przedstawiano opinie świata na temat Izraela, nie pisząc nic z perspektywy krajowej. Nie było nawet zaprzeczenia posiadania potencjału nuklearnego, ale z drugiej strony – w atmosferze milczenia wokół Dimony nie można było dementować istnienia czegoś, czego nie ma.
Bohater? Zdrajca?
Za sprawą tego, co zrobił Wanunu stał się postacią niejednoznaczną, dla jednych – bohaterem i wojownikiem o wolność sumienia, dla innych – zdrajcą. W międzyczasie otrzymał nagrodę Right Livelihood (1987), został adoptowany w 1997 roku przez Mary i Nicholasa Eoloffów ze Stanów Zjednoczonych i był kilkukrotnie typowany jako kandydat do Nagrody Nobla. Wanunu jednak uznał, że nigdy by jej nie przyjął, bo inaczej stanąłby obok Szimona Peresa – ojca izraelskiego programu nuklearnego. Za byłym technikiem z Dimony ujęły się brytyjski parlament w 1998 roku, Parlament Europejski w 2002 roku oraz Amnesty International w 2010 roku. Ta ostatnia ogłosiła go więźniem sumienia. Josi Melman, wybitny izraelski dziennikarz zajmujący się tematyką izraelskich sił zbrojnych i służb specjalnych, pisał w 2008 roku, że „nękanie Wanunu przez izraelski rząd nie ma precedensu i stanowi wypaczenie wszystkich przyjętych norm prawnych”. Jako głównego sprawcę kampanii prześladowania byłego technika Melman wskazuje Jechiela Horewa, kontrowersyjnego szefa Malmabu w latach 1986–2007.
Dla zachodnich ruchów antynuklearnych Wanunu został bohaterem, który wyjawił światu, iż Izrael stał się państwem nuklearnym, poza jakąkolwiek kontrolą krajową oraz międzynarodową, w tym poza wszelkimi traktatami międzynarodowymi. Wanunu twierdził, że w demokratycznym kraju posiadającym potencjał nuklearny powinny istnieć systemy kontroli i nadzoru, mające realny wpływ i kompetencje w dziedzinie atomu. Trudno się nie zgodzić.

Wanunu z palestyńskim dyplomatą Alim Kazakiem i anglikańskim biskupem Jerozolimy Rijahem Abu al-Asalem.
(Ali Kazak, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)
Izraelski program nuklearny powstawał w ścisłej tajemnicy, grono osób wiedzących o nim i jego postępach było wąskie. Ścisłe decyzje podejmowało w tej sprawie trio Ben Gurion–Bergmann–Peres. Ten ostatni w rozmowie z Davidem Landauem przyznał, że w sprawach atomowych i kontaktach w tej sprawie z Francją premier dał mu wolną rękę i zachęcał do „śmiałych i niekonwencjonalnych ścieżek”. Co ciekawe, Peres nie był wówczas ministrem obrony tylko dyrektorem generalnym w ministerstwie. Analizując historię izraelskiego programu nuklearnego w Israel and the Bomb, można odnieść wrażenie, że na jego rozwój duży wpływ miały także prywatne ambicje Bergmanna, skonfliktowanego personalnie z Pinchasem Lawonem, który w latach 1954–1955 obciął fundusze na rozwój programu, przenosząc go poza ministerstwo obrony.
Wąskie grono decydentów doprowadziło do sytuacji, w której początkowo nawet Kneset nie był w ogóle informowany o postępach, a z czasem raportowano mu wyłącznie szczątkowe informacje. Cahal był angażowany w całe przedsięwzięcie wyłącznie poprzez osobę szefa Sztabu Generalnego Moszego Dajana, lecz Ben Gurion kontaktował się z nim nie jako reprezentantem instytucji, na której czele stał, ale raczej jako z osobą prywatną. Wobec powyższych Wanunu mógł mieć uzasadnione obawy co do demokratycznej kontroli nad Dimoną oraz procesu decyzyjnego w sprawie użycia broni jądrowej, tym bardziej że poważna i szeroka debata nad przeznaczeniem programu nuklearnego odbyła się tylko w latach 60.
Problemem tej debaty było jednak wąskie grono debatujących. W 1962 roku na łamach „Ha‑Arec” Eliezer Liwne, polityk Mapai, zastanawiał się, czy rzeczywiście Cahal powinien polegać na broni nuklearnej. Jej użycie przez Izrael wiązałoby się z poważnymi reperkusjami dla regionu, jednak Liwne uznał, że najbardziej ucierpiałaby Jerozolima. Pisał, że Państwo Izrael powinno polegać na precyzji, intelekcie i technice, a nie na broni, która zapewnić mogła szybkie zwycięstwo, ale nie gwarantowała sukcesu strategicznego. Główna przewagą państw arabskich jest przewaga terytorialna w stosunku do niewielkiego Izraela. Liwne przekonywał, że Jerozolima powinna wypracować środki polityczne zapobiegające atomizacji Bliskiego Wschodu i konfliktowi arabsko-izraelskiemu.
Z czasem Liwne skupił wokół siebie grupę polityków niechętnych Ben Gurionowi i naukowców przeciwnych proliferacji broni masowego rażenia. Jednak rząd nigdy nie przedstawił oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Był to okres, kiedy media izraelskie zajęte były egipskim programem rakietowym. Ministerstwo obrony, nie odnosząc się do zarzutów o posiadanie broni jądrowej, uznało, że w wyniku zainicjowanego przez Kair programu pocisków rakietowych Izrael musi stawić czoła technicznemu wyścigowi zbrojeń i posiadać skuteczne środki odstraszania.
Jednak oficjalnie nie było żadnej broni nuklearnej, nie było jawnego dowodu, który Liwne mógłby wykorzystać przeciw władzy. Próby Liwnego nie zostały podchwycone przez opinię publiczną, nie udało mu się upolitycznić kwestii atomu. Społeczeństwo skupione wokół narracji o niekończącym się zagrożeniu ze strony Egiptu nie podjęło debaty na ten temat. Dodatkowo Ben Gurion uciął spekulacje, mówiąc, że projekt atomowy ma pokojowy charakter. Ponadto w 1962 roku, w celu odrzucenia oskarżeń o antydemokratyczny charakter sprawowania kontroli nad projektem, utworzył tak zwany komitet siedmiu, w którego skład wchodzili przywódcy głównych partii politycznych o poglądach propaństwowych. Z jednej strony mieli oni dostęp informacji o takiej klauzuli tajności, że nie mogli ich wyjawić nikomu, a z drugiej w zamian za dostęp do nich Ben Gurion oczekiwał lojalności w przedsięwzięciu.
Avner Cohen i Yoel Cohen piszą, iż w Izraelu funkcjonuje kduszat ha‑bitachon (קדושת הביטחון) – świętość bezpieczeństwa. Można to opisać jako postawę społeczeństwa, mediów, elit politycznych charakteryzującą się zrozumieniem, że są pewne systemy czy elementy bezpieczeństwa państwa, o których nie powinno się mówić głośno lub też wcale. Postawa ta również wyraża przekonanie, że wielu sprawach związanych z egzystencją państwa powinny decydować wyznaczone do tego struktury w ramach rządu lub służb mundurowych. Zasada ta jest często podważana przez polityków, w ostatnich latach, w szczególności podczas rządów koalicji Binjamina Netanjahu. Jako przykład wystarczy podać konflikty personalne Netanjahu z ministrami obrony Moszem Jaalonem, a potem z Joawem Galantem, spór z Awiwem Kohawim dotyczący powołania Itamara Ben Gwira na ministra bezpieczeństwa wewnętrznego (odpowiedzialnego za działania straży granicznej), zwolnienie szefa Szin Betu Ronena Bara, czy – przywołując z przeszłości – przyzwolenie na otwarcie tunelu pod Ścianą Płaczu, co wywołało zamieszki w 1996 roku.
Yoel Cohen powołuje się na wywiady z izraelskimi politykami i wojskowymi, którzy przekonywali, iż izraelskie społeczeństwo wie, jak wielkim wyzwaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa państwa, zatem środki przedsięwzięte ku temu nie zawsze powinny być jawne. Ponadto, według cytowanych przez Cohena polityków, każda demokracja ma swoje tajemnice.
W ramach świętości bezpieczeństwa istnieje również przyzwolenie na cenzurę. Mogą na to wskazywać analizowane wyżej tytuły prasowe. Wszystkie artykuły relacjonowały sprawę, powołując się na historie i opinie gazet amerykańskich lub angielskich. Jedyny „izraelski” dodatek do narracji stanowiło uznanie Wanunu za „sprzedawcę tajemnic atomowych” i podobne temu określenia. Relacje w obu tytułach pokrywały się i zdają się potwierdzać opinie o tym, iż kwestie bezpieczeństwa państwa są w prasie ściśle filtrowane. O istocie cenzury wiedział już Ben Gurion, który w 1960 roku miał zapytać amerykańskiego ambasadora Ogdena Reida, dlaczego w Stanach Zjednoczonych wszystko musi być wszystkim znane. Można zatem uznać to za jeden z powodów, dlaczego Izraelczycy nie zareagowali jak reszta świata na historie Wanunu. Co więcej, Państwo Izrael nie jest krajem, w którym narodził się zorganizowany i mający rozgłos ruch przeciwko proliferacji broni masowego rażenia.
Trudno jednak znaleźć więcej szczegółów na temat kduszat ha-bitachon czy stosunku Izraelczyków do broni nuklearnej. Dając wiarę amimut, po co badać i opisywać coś, czego nie ma? Asher Arian w 1998 roku przywołał wyniki badań przeprowadzonych na przełomie lat 80. i 90. Politolog pisał, że do pierwszej wojny w Zatoce Perskiej sprawa broni niekonwencjonalnej była nieistotna w Izraelu. Wówczas nie było jeszcze powszechnie wiadomo, że Dajan proponował test nuklearny, aby zapobiec wojnie sześciodniowej, a w 1973 roku namawiał do użycia broni jądrowej. Dopiero wojna w Iraku sprawiła, że opinia publiczna uświadomiła sobie powagę tego typu broni w stosunkach międzynarodowych. Badania przeprowadzone przez Jaffee Center’s National Security and Public Opinion Project wykazały, że tak jak w 1987 roku 78% badanych popierało pomysł rozwoju broni atomowej przez Izrael, tak w 1991 roku było to 91%, a siedem lat później – 92%. W 1987 roku 36% respondentów wyraziło poparcie dla ewentualnego użycia takiej broni, natomiast w 1998 roku aprobata wzrosła do aż 80%. 99% Izraelczyków poparło taki atak w odwecie za atak atomowy, za nuklearnym odwetem za atak bronią biologiczną opowiedziało się 86%, a aby zapobiec porażce w starciu konwencjonalnym wyjście to wybrałoby 45% badanych.
Pojawia się zatem pytanie: co osiągnął Wanunu, przekazując brytyjskiej gazecie swoją historię? Niewątpliwie oficjalnie ujawnił, że Izrael jest w posiadaniu drugiego reaktora, który został pozyskany na własna rękę, poza programem Atomy dla Pokoju, i pozostaje poza kontrolą międzynarodową. Oczywiście Stany Zjednoczone podejrzewały to i posiadały na temat Dimony różne informacje już wcześniej, ale pierwszy raz w historii powiedział o tym człowiek „z wewnątrz”. Poza tym Mordechaj potwierdził udział w tym przedsięwzięciu Francji, która już przed wojną sześciodniową zaczęła ochładzać relacje z Izraelem, kosztem polepszania stosunków z państwami arabskimi, aż do nałożenia na Jerozolimę embarga na handel uzbrojeniem i potępienia agresywnej polityki w regionie.
Swoim czynem Wanunu unaocznił zbyt dużą pewność siebie struktur bezpieczeństwa, w szczególności Malmabu i Szabaku, a także zbagatelizowanie potencjalnych zagrożeń. Fakt, iż na teren ściśle tajnego centrum atomowego jeden z pracowników wniósł aparat fotograficzny i film, kompromituje bezpiekę. Malmab (Ha-memune al ha‑bitachon be‑maarechet bitachon, dosł. nadzorca/osoba odpowiedzialna ds. bezpieczeństwa w systemie bezpieczeństwa) to struktura w ramach ministerstwa obrony odpowiedzialna za bezpieczeństwo przemysłu zbrojeniowego, instytucji zajmujących się rozwojem nowoczesnego uzbrojenia i technologii (w tym centrum w Dimonie), audyty bezpieczeństwa w tych jednostkach, przeciwdziałanie przeciekom informacji czy prześwietlanie pracowników tych firm i instytucji. Malmab współpracuje z Szabakiem, odpowiedzialnym za kontrwywiad i bezpieczeństwo instytucji i budynków rządowych i państwowych. Dochodzenie wszczęte po sprawie z Wanunu wykazało, że funkcjonariusze obu struktur wiedzieli o zmieniających się poglądach politycznych i sympatiach Wanunu. Mimo to nic nie zrobiono, aby odsunąć go od Dimony. Nieznane są jednak dokładne wyniki śledztwa, ponieważ było to dochodzenie wewnętrzne.
Możecie nas śledzić na Blue Sky tutaj i na Facebooku tutaj.
Niewątpliwie artykuł „The Sunday Timesa” umocnił izraelskie amimut: ujawniał, co znajduje się w podziemiach Dimony, jednak bez zbytnich szczegółów. Zdjęcia instalacji, paneli kontrolnych i modeli jeszcze o niczym nie świadczą, ale atmosfera, w jakiej ujrzały światło dzienne, może rozbudzić wyobraźnię. Zatem cały świat dowiedział się od Wanunu, że Izrael jest w posiadaniu czegoś, ale do końca nie wiadomo czego. Pojawia się tu pytanie, czy cała historia nie była inscenizacją izraelskiego wywiadu, aby właśnie umocnić niejednoznaczność programu nuklearnego? Być może wyciek i wszystko, co działo się po nim, było teatrem? Sam Barnaby przyznał, że po licznych spotkaniach z Wanunu zaczął podejrzewać, iż wszystko to zostało ukartowane i technik poprzez odpowiednio ujawnione szczegóły ostrzega państwa arabskie o możliwościach nuklearnych Jerozolimy.
Kwestię tę postanowiła bezpośrednio poruszyć w rozmowie z Mordechajem Robbins. Spytała go, czy nie obawia się, iż wyjawione przez niego tajemnice osiągną odwrotny rezultat i umocnią potencjał odstraszania Izraela i odwiodą państwa arabskie od dalszych ataków. Miało to wywołać złość i oburzenie technika. Dziennikarka podsumowała osobę Wanunu jako przepełnioną heroicznym, wręcz naiwnym idealizmem. Wanunu wierzył w swoją misję uczynienia świata lepszym. Wydaje się, że posiadane współcześnie informacje dotyczące całej historii, a także reakcje polityków w Izraelu oraz służb, negują wersję wydarzeń, jakoby Mordechaj był podstawionym sygnalistą.
Cahal jest w posiadaniu broni, która może być środkiem przenoszenia głowic nuklearnych lub stanowić platformę ich odpalenia. Samoloty, pociski balistyczne Jerycho oraz niemieckie okręty podwodne typu Dolfin i Dolfin 2 w zestawieniu z informacjami przekazanymi na temat centrum w Dimonie pozwalają na wysunięcie wniosku, iż Izrael może dysponować bliżej nieokreślonym arsenałem nuklearnym. Ta układanka jest kluczowa dla oskarżenia, które wysunięto w kierunku Wanunu: że wystawił izraelski program atomowy, bez względu na to, czy był on pokojowy czy nie, na cel państw arabskich. Zarzut ten wydaje się naturalny w tej sytuacji. Jednak Dan Sagir, badacz izraelskiej polityki odstraszania nuklearnego, w artykule dla „Zman Jisrael” pisze, że państwa arabskie, przede wszystkim Syria i Egipt, podejrzewały, że Izrael może być w posiadaniu zdolności nuklearnych już pod koniec lat 60. Swoje uzasadnienie rozpoczyna od odwołania się do wywiadu udzielonego przez Peresa na krótko przed śmiercią polityka. Stwierdził on, że podczas wizyty Anwara Sadata w Izraelu w 1977 roku na pytanie wicepremiera Jigala Jadina, czemu egipskie wojsko nie kontynuowało natarcia przez Synaj, prezydent Egiptu odpowiedział: „macie broń atomową. Nie słyszałeś o tym?”.
Sagir wątpi jednak, aby podejrzenia o posiadaniu przez Jerozolimę potencjału nuklearnego mogły wpłynąć na losy wojny Jom Kipur, bo to ona pojawia się najczęściej w kontekście odstraszania nuklearnego Izraela. O takim, a nie innym jej przebiegu zdecydowały raczej ograniczenia wojsk Kairu i Damaszku. Te pierwsze obawiały się wyjścia poza ochronę parasola przeciwlotniczego wzdłuż Kanału Sueskiego. Poza tym przejście na wschodni brzeg kanału miało, w długofalowej perspektywie, wymusić opuszczenie dotychczasowych pozycji na kanale i Synaju. Z kolei Syryjczycy chcieli odbić okupowane Wzgórza Golan, ponieważ po przybyciu izraelskich rezerw na miejscu mogliby nie mieć szans w starciu z nimi. W obu wypadkach użycie broni nuklearnej mogłoby nie być korzystne dla Jerozolimy. Straty terytorialne na Synaju w pierwszych dniach wojny nie uzasadniałyby użycia broni o takim znaczeniu, z kolei w obszarze Wzgórz Golan istniało zbyt wiele skupisk ludności izraelskiej. Dodatkowo, stolica Syrii, Damaszek, znajduje się w odległości około 70–80 kilometrów od wzgórz.
Według Sagira dla tak zwanego obozu nuklearnego w Izraelu ograniczony atak państw arabskich był najlepszym przykładem na siłę argumentów amimut i strach przywódców arabskich. Natomiast dla przedstawicieli obozu konwencjonalnego wojna z 1973 roku stanowiła przykład nieskuteczności amimut, bo mimo wszystko Egipt i Syria przeprowadziły ograniczony atak na Izrael. Naukowiec odrzuca jednak twierdzenie o porażce amimut w 1973 roku, gdyż nie doszło do zagrożenia egzystencjalnego dla Państwa Izrael. Według niego tylko w takim wypadku można by użyć broni niekonwencjonalnej.
Trudno jest jednoznacznie uznać Wanunu za bohatera lub zdrajcę. Odpowiedź ta jest ograniczana przez liczne czynniki wymienione powyżej. Współczesna opinia międzynarodowa znalazła się w podobnej sytuacji jak ruch Liwnego. Zbyt wiele argumentów, które z jednej strony pozwalają domniemywać, ale z drugiej nie pozwalają jednoznacznie stwierdzić. Jedno jest pewne, Wanunu stał się symbolem wciąż małego lub niesłyszanego kręgu Izraelczyków, dla którego to, co spowiło izraelski program nuklearny, jest niedopuszczalne, niedemokratyczne i nie wpływa pozytywnie na relacje w regionie.
Bibliografia
Arian A., Public Opinion and Nuclear Weapons, „Strategic Assessment” 1998, vol. 1, no. 3, 8–11.
Arkin D., Meiri B., Finkelston I., Wanunu lo mofija ba-szmo ba-‘tisat ha-pituj’ le-Roma, „Maariw”, 23.12.1986, s. 1, 9,
Bar-Zohar M., Mishal N., Mossad. Najważniejsze misje izraelskich służb specjalnych, Poznań 2012.
Borger J., The truth about Israel’s secret nuclear arsenal, „The Guardian”, 15.01.2014.
Cohen A., Israel and the Bomb, New York 1998.
Cohen A., Worst-kept secret. Israel’s bargain with the bomb, New York 2010.
Cohen A., Burr W., The U.S. Discovery of Israel’s Secret Nuclear Project, 15.04.2015, National Security Archive Electronic Briefing Book No. 510.
Cohen A., The 1967 Six-Day War: New Israeli Perspective, 50 Years Later, Wilson Center, 03.06.2017.
Cohen Y., The Whistleblower of Dimona: Israel, Vanunu, and the Bomb, London 2005.
Finkelston I., Jisrael – ha-maacma ha-sziszit ba-olam be-micbur ha-neszek ha-atomi, „Maariw”, 06.10.1986, s. 1, 3, 9.
Finkelston I., Sochnej Ha-Mosad mechapsim ba-Britanja et Wanunu ha-mistater we-choszesz le-chajo, „Maariw”, 07.10.1986, s. 1, 9.
Ganor A., Kfir I., Sztrauch E., Ha-Mosad mechapes oto, „Chadaszot”, 07.10.1986, s. 1–2.
Ginsburg M., ‘Dayan pushed PM Meir to consider using nuclear weapons in 1973 war’, „Times of Israel”, 03.10.2013.
Hersh S., The Samson Option. Israel’s Nuclear Arsenal and American Foreign Policy, New York 1991.
Kristensen H., Korda M., Israeli nuclear weapons, 2021, „Bulletin of the Atomic Scientists” 2022, vol. 78, issue 1, s. 38–50.
Landau D., Peres Sz., Ben Gurion. Żywot polityczny, Wołowiec 2013.
Lewi W., „Jisrael maacma garinit”, „Chadaszot”, 06.10.1986, s. 1–4.
Lewi R., Sotmim le-Wanunu et ha-pe, „Chadaszot”, 22.12.1986, s. 1, 5.
Lewi R., Chatafti ba-Roma, „Chadaszot”, 23.12.1986, s. 1, 4–5.
Liwne E., Ezhara be-rega acharon, „Ha-Arec”, 12.01.1962, s. 2.
Meiri B., Wanunu nise lachasof sod ha-baato la‑Arec, „Maariw”, 22.12.1986, s. 1, 9.
Meiri B., Mechir ha-bgida: 18 szanot maasar, „Maariw”, 28.03.1988, s. 9.
Melman J., It’s time to free Vanunu, „Ha‑Arec”, 16.04.2008.
Pokrzywiński P., Izraelskie ambicje nuklearne, „Układ Sił” 2021, nr 27, s. 48–56.
Sagir D., Ha-sod ha-garini, „Zman Jisrael”, 20.07.2023.
Toscano L., Ha-kiszalon szel ha-Szabak, „Maariw”, 22.06.1990, s. 18–19.
Etsrategijat Cahal. Ha-mismach ha-male – girsat Ogust 2015, Siły Obronne Izraela.
Etsrategijat Cahal. Ha-mismach ha-male – girsat April 2018, Siły Obronne Izraela.
Global Fissile Material Report 2010 Balancing the Books: Production and Stocks, 2010, International Panel on Fissile Materials.
Mordechai Vanunu, Right Livelihood.
Role of nuclear weapons grows as geopolitical relations deteriorate—new SIPRI Yearbook out now, Stockholm International Peace Research Institute (SIPRI), 17.06.2024.
The Vanunu Story, Vanunu.com.
Wasted: 2022 Global Nuclear Weapons Spending, International Campaign to Abolish Nuclear Weapons, 2023.