Izraelski program nuklearny od początku był budowany w stwo­rzo­nej z wyra­cho­wa­niem otoczce tajemni­czości, niedopowie­dzeń i zwodze­nia państw tworzą­cych i kontrolujących atomowy ład świata. Wiadomo, że w Izraelu funk­cjo­nują dwa reaktory. Temu powstałemu na potrzeby nau­kowe w Nachal Sorek nie poświęca się wiele uwagi. Tym, który rozbudza wyobraź­nię, komenta­to­rów jest ośrodek w Dimonie. Ośrodek jest tajem­nicą poliszy­nela, ale nikt nie wiedział, co jest w środku. 5 paź­dzier­nika 1986 roku „Sunday Times” opubliko­wał historię i zdjęcia z wnętrza Dimony. Redakcja otrzymała je od Izraelczyka, pracownika ośrodka – Mordechaja Wanunu. Dwukrotnie pozba­wiany wolności w Izraelu, dla jednych jest wojow­ni­kiem o prawdę i więźniem sumienia, dla drugich zdrajcą, który naruszył politykę amimut.

Izraelska droga ku atomowi

Pierwszy premier Państwa Izrael Dawid Ben Gurion rozumiał, że nowo powstałe, małe państwo po pierwszej wojnie arabsko-izraelskiej znalazło się w trudnej sytuacji geopolitycz­nej. Nawet kolejne fale żydowskich imi­gran­tów nie zapewniłyby przewagi w liczbie ludności nad otaczającymi Izrael państwami arab­skimi. Zatem dominację państwa w regionie miała zapewnić technika. Jednym z przejawów tej przewagi miał być program nuklearny. Jak sam powiedział w 1956 roku: „wszystko, co Einstein, Oppen­hei­mer i Teller, wszyscy trzej to Żydzi, zrobili dla Stanów Zjedno­czo­nych, mogłoby być zrobione w Izraelu dla ich własnych ludzi”. Atom mógłby stanowić ostatecznie zabezpiecze­nie dla Izraela i jego istnienia na Bliskim Wschodzie.

W tym celu utworzono specjalne stypendia na zagraniczne badania dla izraelskich fizyków. Odpowiedzialnym za rozwój programu atomowego został Ernst Dawid Bergmann, drugi po Ben Gurionie zwolennik realiza­cji ambicji nukle­ar­nych Izraela. Początkowo program rodził się w struktu­rach wojska. Cahal nie był jednak zaintereso­wany sponsorowa­niem cywil­nych badań, kiedy musiał jednocześnie rozwiązywać własne problemy sprzętowe i kadrowe. Proble­mem okazało się to, iż Bergmann i podlegli mu naukowcy wykorzysty­wali do swoich celów labora­toria Instytutu Weiz­mana. Na wykorzysty­wa­nie infra­struk­tury instytutu do celów wojsko­wych nie zgadzał się z kolei Weizman. Dlatego w 1952 roku powołano do życia Komisję Energii Atomowej Izraela (KEAI, hebr. וועדה לאנרגיה אטומית, Waada le-Energja Atomit), która miała realizo­wać badania związane z energetyką atomową przy wsparciu finanso­wym z budżetu państwa. Według Avnera Cohena komisja stała się czymś na wzór struktury zależnej od ministerstwa obrony.

Mimo wszystko Izraelczycy mieli przestrzeń na badania i rozwój. W 1954 roku Bergmann złożył na ręce premiera Moszego Szareta raport z prac komisji. Dokument wskazywał, że izraelscy naukowcy opracowali metodę produkcji wody wzbogaconej ciężkim izotopem tlenu (O18) w procesie desty­la­cji, a także metodę separacji uranu ze złóż fosforytów. Berg­mann uznał wówczas, że wszystko jest gotowe do produkcji, jednak pozostali członkowie komisji tonowali nastroje, twierdząc, że wnioski są zbyt optymis­tyczne. Jednak już wówczas było wiadomo, że Izrael nie ma wystar­cza­ją­cych środków na taką masową produkcję. Bergmann zatem wyzna­czył następny cel – nawiązanie współpracy z Francją lub Norwegią, które wówczas posiadały działa­jące reaktory i jedno­cześ­nie byłby zaintere­so­wane poznaniem metod separa­cji uranu. Naj­szyb­ciej udało się podjąć rozmowy z Francu­zami. Już w 1953 roku izrael­scy naukowcy zostali zaproszeni do Centrum Badań Nuklear­nych w Saclay. Było to możliwe dzięki osobistym znajomościom Bergmanna, a także relacjom nawiąza­nym przez Szimona Peresa w trakcie starań o nabycie fran­cus­kiej broni, między innymi czołgów i samolotów.

Ernst Dawid Bergmann, pierwszy szef KEAI, przemawia, 1956 rok.
(Fritz Cohen, via National Photo Collection of Israel)

Pod koniec 1953 roku pojawiła się kolejna okazja dla Izraelczyków, która uzupełniłaby elementy atomowej układanki. Prezydent Stanów Zjednoczo­nych Dwight D. Eisenhower ogłosił program Atomy dla Pokoju, który zakła­dał dzielenie się technologią nuklearną w celach naukowych, aby zmini­ma­li­zować ryzyko związane z potencjalnym atomowym wyścigiem zbrojeń czy też posze­rza­niem się w niekontro­lo­wany sposób grona państw atomo­wych. W następnym roku Stany Zjednoczone zaoferowały Izraelowi mały reaktor ekspery­men­talny. Szcze­bel polityczny i KEAI osiągnęły poro­zu­mie­nie i zaakcep­to­wano propozycję, a 12 lipca 1955 roku Waszyng­ton i Jero­zo­lima podpisały wstępne porozumienie. W 1958 roku u ujścia potoku Sorek, na zachód od Jawne powstał ośrodek badań atomowych. Cohen przytacza zapis z dzienników Szareta z 1955 roku w sprawie pozyska­nia reaktora w ramach programu Atoms for Peace:

nie zabrania nam to kontaktowania się z innymi potęgami ani nawet użytku energii atomowej produkowanej na naszych własnych zasadach. Z drugiej strony [umowa – przyp. autora] obiecuje nam reaktor do ekspery­men­tów oraz badań, a wymaga jednego ogranicze­nia: aby nie używać reaktora do żadnego innego celu.

Jak nietrudno się domyślić, Atomy dla Pokoju nie zaspokoiły izraelskich ambicji. Co więcej, zostały wykorzystane jako zasłona dymna dla dalszej realizacji planów Bena Guriona i Bergmanna.

Od początku 1956 roku Peres i Bergmann starali się namówić Francuzów, aby udzielili pomo­cy, która pozwoli rozwinąć izraelski projekt nukle­arny. Paryż nie był jednak zainte­re­so­wany pogłębieniem współ­pracy w tej dzie­dzi­nie. Szansą dla Jerozolimy okazała się nacjo­na­li­za­cja Kanału Sueskiego. Izrael­czycy, w szcze­gól­ności Ben Gurion, obawiali się Egiptu zbroją­cego się przy pomocy ZSRR. Z kolei dla Francuzów Gamal Abdel Naser był sojuszni­kiem anty­fran­cus­kich ruchów narodowo­wyz­wo­leń­czych w Afryce Północ­nej. Ponadto przejęcie kon­troli nad kanałem burzyło i tak już walący się kolonialny porządek świata. Jero­zo­lima posta­no­wiła wykorzys­tać zagrożenie ze strony wspólnego wroga. Peres uznał, że Izrael mógłby pomóc Francji i Wielkiej Brytanii, ale nie za darmo.

17 września 1956 roku Francja zgodziła się na sprzedaż małego reaktora naukowego EL-3 (o mocy 18 MW). W Israel and the Bomb Cohen napisał, iż Fran­cuzi do końca nie byli świadomi izrael­skich zamiarów. Bertrand Gold­schmidt, reprezentant francus­kiej CEA (Commissariat l’énergie ato­mique), miał przy­znać, że Izraelczycy wspominali coś o pomocy przy budowie „poten­cjału nuklearnego”, ale wówczas sprzedaż reaktora stanowiła szansę dla rozwijającego się przemysłu atomowego Francji.

Drodzy Czytelnicy! Dziękujemy Wam za hojność, dzięki której Konflikty pozostaną wolne od reklam Google w czerwcu.

Zabezpieczywszy kwestie podstawowe, możemy pracować nad realizacją ambitniejszych planów, na przykład wyjazdów na zagraniczne targi, aby sporządzić dla Was sprawozdania, czy wyjazdów badawczych do zagranicznych archiwów, dzięki czemu powstaną nowe artykuły.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Z tą zbiórką zwracamy się do Czytelników mających wolne środki finansowe, które chcieliby zainwestować w rozwój Konfliktów. Jeśli nie macie takich środków – nie przejmujcie się. Bądźcie tu, czytajcie nas, polecajcie nas znajomym mającym podobne zainteresowania. To wszystko ma dla nas ogromną wartość.

2%

Kiedy w trakcie działań zbrojnych podczas kryzysu sueskiego Związek Radziecki zagroził interwen­cją militarną, Jerozolima zwróciła się do Paryża o dodatkowe gwaran­cje bezpieczeń­stwa. Francuzi nie chcieli się jednak angażo­wać w konflikt zbrojny z Moskwą. Ponownie z pomocą Ben Gurionowi przyszedł Peres. Miał on powie­dzieć, że najlepszą gwarancją dla istnienia Państwa Izrael będzie pomoc w kwestiach nuklearnych, a Jerozolima sama poradzi sobie z odstrasza­niem. Rząd francuski i CEA zgodziły się, ale tym razem Izraelczycy mieli otrzy­mać reaktor G-1 o mocy 40 MW (przy­naj­mniej na taki miał wyglądać reaktor według Henry’ego Gomberga z Uniwersy­tetu Michigan) z technologią ekstrakcji plutonu ze zużytego paliwa i podziemnymi strukturami, na które miałyby się składać: laboratorium, warsztat na zużyte paliwo, magazyny na zużyte paliwo i instalacje dokonujące ekstrakcji.

3 października 1957 roku podpisano francusko-izraelskie porozumie­nie o budo­wie ośrodka w Dimo­nie na Negewie. Cohen podaje, że według fran­cus­kich nau­kow­ców podpisano dwie umowy, na szczeblu rządo­wym i tech­niczno-nauko­wym. Izraelczycy zapewnić mieli, iż reaktor będzie wykorzysty­wany w celach naukowych, jednak wiele ustaleń poczyniono „na gębę”, a dokumenty miały być jedynie formal­noś­cią. Przykładem jest moc reaktora. Tu znowu Cohen powo­łuje się na relacje Francuzów: moc w dokumencie zaniżono 2–3 razy. W umo­wie nie podano miejsca powsta­nia ośrodka.

Równo­legle z budową Izrael­czycy pro­wa­dzili rozmowy w spra­wie zabezpie­cze­nia projektu ze wszyst­kich stron. Rozmowy w sprawie ciężkiej wody prowadzono z Norwegami (w 1959 roku zawarto umowę na dostawy do Izraela przez Wielką Brytanię), z Wielkiej Brytanii pozys­ki­wano pierwiastki, a Argentyna zapewniła yellow­cake (półpro­dukt wykorzysty­wany w procesie produkcji paliwa do reakto­rów atomo­wych, może także być używany do produkcji broni nuklear­nej). W 1958 roku w mini­sters­twie obrony doszło do zmian struk­tu­ral­nych, w ramach których utworzono przedsiębior­stwo Rafael. Jego celem było zapewnienie Izraelowi i wojsku zaple­cza do badań, rozwoju i produkcji zaawansowa­nych technologii i systemów odstraszania.

W czerwcu 1958 roku Charles de Gaulle został premierem Francji i rozpo­czął się zwrot w polityce zagranicznej Francji wobec Bliskiego Wschodu. Pod znakiem zapytania stanęła budowa ośrodka i współ­praca wojskowa. Po burzli­wych spot­ka­niach Peresa z Francuzami osiągnięto jednak poro­zu­mie­nie. W 1960 roku Ben Gurion poinfor­mo­wał świat o budowie ośrodka w Dimonie (z zaznaczeniem o jego pokojowym przezna­cze­niu), który podlegać będzie kontrolom i nadzo­rowi Między­naro­do­wej Agencji Energii Atomo­wej (MAEA). W zamian Francuzi zobowiązali dokoń­czyć prace w Dimonie. Jednak kontrolom MAEA podlegał tylko reaktor w ośrodku w Nachal Sorek.

Amimut, czyli izraelska mgła wojny

Od 1960 roku w Stanach Zjedno­czo­nych prasa, CIA i administracje kolejnych prezydentów zaczęły podejmować tematykę potencjału nukle­ar­nego Izraela. Można przez to stwierdzić, że sprawa została umiędzyna­ro­do­wiona. Otóż w tym roku „The New York Times” podał, że Izrael w następ­nych kilku latach będzie mógł skonstruować broń nuklearną. CIA alarmo­wała, że pod płaszczem reaktora Nachal Sorek Państwo Izrael realizuje na pustyni Negew zaawanso­wany projekt, niebędący w rzeczy­wis­tości fabryką tekstylną. Oceniono, że w budowa­nym w Dimonie cen­trum Izraelczycy mogliby skonstruo­wać broń jądrową w ciągu kilku tygodni. Obawy nasilały się wraz z kryzy­sem kubańskim, a Jerozo­lima stała twardo na dotychczasowym stanowisku, iż Dimona nie będzie niczym więcej niż cywilnym ośrodkiem. Dodatkowo Mosze Dajan, Peres czy Ben Gurion nie czuli się zobowiązani wobec nikogo, aby rozwiać wątpli­wości wobec tego, co się działo na Negewie.

Na początku lat 60. ośrodek w Dimonie był wizytowany przez Ameryka­nów, a raporty nie wskazywały na jego wojskowe przezna­cze­nie. Waszyng­ton zapewniał Kair o stabilnej sytuacji w regionie. Nieufni wobec sąsiadów i Stanów Zjednoczo­nych Izraelczycy zwy­czaj­nie zwodzili wizytujące komisje, pokazując im to, co chcieli, żeby było znane. Co ciekawe, CIA miała donosić o tym fakcie amerykań­skim urzędnikom. W latach 70. amery­kań­ska administracja postrze­gała już Izrael jako państwo atomowe, ale brakowało na to jasnych dowodów.

Mosze Dajan, Dawid Ben Gurion, Szimon Peres.
(Meitar Collection / Biblioteka Narodowa Izraela / The Pritzker Family National Photography Collection / CC BY 4.0)

Wszystko to dzięki temu, iż lokalne elity polityczne otoczyły izraelski program nuklearny murem niedopowiedzenia i niejasności, zwanym po hebrajsku amimut (עמימות). Podejście to ukształto­wało się na przełomie lat 60. i 70. Wówczas według Cohena w wąskim kręgu poli­tyczno-wojsko­wym rozwa­żano wszystkie „za” i „przeciw” ewentual­nego użycia broni atomowej. Uznano, że polityka niejas­ności będzie najlep­szym czynnikiem odstraszają­cym. Istotą amimut jest fakt, iż nikt nie zaprzeczył ani też nie potwierdził posiadania przez Państwo Izrael broni nuklearnej. Mosze Szaret jako pierwszy miał zapew­nić o tym, że Jerozo­lima nie będzie pierwszą bliskowschodnią stolicą, która wejdzie w posia­da­nie arse­nału nuklearnego, ale nie będzie też drugą. Stwarza to spiralę niepewności wokół możliwości Cahalu.

Niejednoznaczność umacniały kolejne izraelskie programy zbrojeniowe i zakupy sprzętu wojskowego: rozpoczęty już w latach 60. rozwój pocisków balistycznych Jerycho (początkowo przy pomocy Francji) czy użytkowanie od późnych lat 90. okrętów podwodnych typu DolfinDol­fin 2. Te pierw­sze mogą wystrzeli­wać z wyrzutni torpe­do­wych pociski Popeye Turbo, zgodnie uznawane przez analityków za zdolne do przeno­sze­nia głowic nuklear­nych. Te drugie wykorzys­tują napęd o zamkniętym układzie powietrza, dzięki czemu mogą przez długi czas operować w zanurzeniu i dawać Izraelowi możliwość wykona­nia tak zwanego drugiego uderzenia. Wnioski nasuwają się same, Izrael posiadł możliwość rażenia przeciwnika bronią niekonwen­cjo­nalną z ziemi, powietrza i wody. Niewątpliwie Izrael­czycy rozumieją, jak takie wnioski mogą działać na wyobraźnię decyden­tów państw ościennych. Inną sprawą jest oczy­wiś­cie to, jak dużą siłę oddziały­wa­nia ma polityka amimut z perspektywy poten­cjal­nego przeciwnika. Cohen jednak podaje, że Jerozolima wykorzys­ty­wała postawę niejed­no­znacz­ności, aby wymóc na Waszyngtonie sprzedaż Cahalowi uzbro­je­nia konwencjo­nal­nego (między innymi podczas wojny Jom Kipur).

W książce The Whistleblower of Dimona: Israel, Vanunu, and the Bomb Cohen pisze, że na temat izraelskiego potencjału nuklearnego w krajowej debacie spuszczono zasłonę milczenia. Żadne oficjalne doku­menty o tym nie wspominają, w szczególności opublikowane w latach 2015 i 2018 doku­menty nazwane Stra­tegią Cahalu. Wszystkie publi­ka­cje doty­czące pro­gramu atomo­wego Izraela podlegają cenzurze. Jeżeli temat atomu jest już poru­szany, to wyłącznie przez pryzmat nauki lub energe­tyki. Poten­cjalna broń niekonwen­cjo­nalna Izraela stała się tematem tabu, a jego poruszenie równa się naruszeniu tajemnicy. Politycy i wojs­kowi w Izraelu twierdzą, że wszystkie informacje i domnie­ma­nia doty­czące niekon­wen­cjo­nal­nych możliwości Cahalu są szacun­kami lub opiniami zagranicz­nymi i nie pochodzą z ich kraju. Nie można temu stano­wisku odmówić racji. Większość szacunków dotyczących posia­da­nych głowic, scenariu­szy rozwoju reaktora w Dimonie czy też tego, co się w ogóle w tym ośrodku znajduje i produkuje, opiera się na opiniach, przeka­zach, porówna­niach zdjęć satelitar­nych lub dokumen­tach datowa­nych na lata 60. i 70. Jaki jest zatem „aktualny” obraz tych domniemań?

SIPRI Yearbook 2024 szacuje liczbę izraelskich głowic jądrowych na 90. Co więcej, według SIPRI „uważa się, że Izrael modernizuje swój arsenał nukle­arny i zdaje się ulepszać reaktor produkcji plutonu”. Hans Kristensen i Matt Korda piszą, że według różnych źródeł na arsenał niekonwen­cjo­nalny Cahalu składać się miało od 75 do ponad 400 głowic jądrowych, a nawet 35 głowic termo­jądro­wych. Z kolei Center for Arms Control and Non-Prolifera­tion podaje, że Państwo Izrael posiada ilość plutonu, która pozwala mu na wyprodukowa­nie kolejnych 100–200 głowic. Za największy magazyn pocisków balis­tycz­nych Jerycho, a więc tych, które mogą przenosić głowice jądrowe, podaje się bazę lotniczą Sdot Micha na zachód od Bejt Szemesz.

Według raportu Inter­natio­nal Cam­paign to Abolish Nuclear Weapons (ICAN) z 2023 roku Izrael wydał rok wcześniej na swój arsenał nuklearny 1,2 miliarda dolarów, co uplasowało go na trzecim miejscu od końca pośród „państw atomowych”; niżej były tylko Pakistan i Korea Północna. ICAN zaznacza jednak, iż kwotę obli­czono na podstawie średnich wydatków krajów atomowych na ich arsenał niekon­wen­cjo­nalny w stosunku do ogółu wydatków zbroje­niowych.

Wanunu przechodzi Weltschmerz…

Postacią, która wywołała trzęsienie ziemi w dziedzinie izraelskiego bezpie­czeń­stwa, był marokański Żyd Mordechaj Wanunu. Jego rodzice byli religijnymi ludźmi, którzy musieli ciężko pracować, aby zapewnić przy­zwoite życie szóstce dzieci. Postano­wili dokonać aliji dopiero po śmierci dziadka Mordechaja w 1963 roku. Po przybyciu do Ziemi Izraela rodzina Wanunu przeżyła duże rozcza­ro­wa­nie zastanymi spartań­skimi warunkami bytowa­nia. Gwoli ścisłości, takie rozcza­ro­wa­nie przeżywały wszystkie sefar­dyj­skie i mizrachij­skie rodziny przybywa­jące z Afryki Północnej i krajów arabskich, którym obiecano świetlaną przyszłość w nowej-starej ojczyź­nie. Nie tylko oni, ponieważ kiedy do Izraela dotarła tak zwana alija gomuł­kow­ska na przełomie lat 50. i 60., okazało się, że w nowych domach nie ma posiadanych już przez wielu w PRL lodówek.

Imigrantów, w szczególności tych z krajów muzułmańs­kich, wyko­rzys­ty­wano do zasiedlania obszarów zdearabizo­wa­nych lub nieatrak­cyj­nych pustkowi, jak Negew. Jedna z anegdot w Izraelu mówi, że nazwa miasta Dimona (hebr. דימונה) wcale nie ma źródeł biblijnych, lecz wywodzi się od łez (l.poj. דימע, dima, l.mn. דמעות, dmaot), które uronili imigranci po wyjściu z cię­ża­rówek i zobacze­niu pustyni. Prócz rozcza­ro­wa­nia zastaną rzeczywis­toś­cią Sefardyj­czycy i Mizra­chij­czycy zetknęli się także z niechęcią ze strony aszkenazyj­skich elit świata polityki i kul­tury. Bano się, że „zarabizują” Izrael. Postrzegano ich przez pryzmat biedy i słabego wykształcenia. Szklany sufit nowej rzeczywis­tości nie pozwalał im na awanse społeczne, zawodowe ani polityczne. Więk­szość „arabskich żydów” za tę dyskrymina­cję obwiniała rządzącą krajem lewicę. Po jakimś czasie rodzina Wanunu zamieszkała w Beer Szewie w religijnej dzielnicy Dalet (od hebrajskiej litery „d” lub cyfry cztery).

Zdjęcie z amerykań­skiego satelity przedsta­wia­jące ośrodek w Dimonie (1968).
(United States Government)

W 1971 roku Wanunu rozpoczął służbę zasadniczą w Korpusie Inżynieryj­nym (‏חיל ההנדסה, Chejl ha-Handasa), gdzie był dowódcą podod­działu i prowadził kursy dla rekrutów. Służbę zakoń­czył w stopniu sierżanta z ofertą podpisania kontraktu i odbycia kursu oficer­skiego. W 1975 roku zapisał się na studia z fizyki na Uniwersyte­cie Telawiw­skim, ale nie zdał dwóch egzami­nów i zrezygnował ze studiów rok później. W 1976 roku zaintereso­wał się pracą w Centrum Badań Nuklear­nych. Jak sam zaznaczył, dzięki studiom wiedział, co oznacza „nukle­arny” i co to „atom”. W tym samym roku zaaplikował na stanowisko technika i został przyjęty do pracy.

Dziennikarz „The Sunday Timesa” Peter Hounam pisze, że Mordechaj chciał „pra­co­wać nad rozwojem ener­ge­tyki nuklearnej do celów pokojowych”. Od razu wysłano go na kurs chemii, fizyki, mate­ma­tyki i języka angielskiego w Dimonie. Pomyślnie prze­szedł też wywiad środowis­kowy, ponieważ ówcześnie miał poglądy prawi­cowe i popie­rał Cherut Mena­chema Begina (jak większość Sefar­dyj­czy­ków i Miz­ra­chij­czy­ków), co nie stanowiło przeszkody w prze­ci­wieńs­twie do poglą­dów lewico­wych i komunis­tycz­nych. Musiał się zobo­wią­zać, że jesz­cze w ciągu pięciu lat po zakończe­niu pracy w ośrodku nie będzie odwie­dzał państw arabskich i komu­nis­tycz­nych. Rok później rozpo­czął pracę w centrum w Dimonie w Insty­tu­cie 2. W latach 1978–1979 tymcza­sowo został przenie­siony do Instytutu 4, gdzie zajmo­wano się odpadami radioak­tyw­nymi. Następ­nie powrócił do Insty­tutu 2, do sekcji zajmującej się litem‑6.

Po dwóch latach od rozpoczęcia pracy podjął studia inżynierskie na Uniwersyte­cie Ben Guriona w Beer Szewie, które po tygodniu porzucił na rzecz ekonomii. Tej również nie ukończył i przeniósł się na program studiów łączonych z geo­grafii i filozofii greckiej. Ostatecznie uzyskał tytuł magistra filo­zofii. W 1980 roku pozwolił sobie na pierwsze wakacje zagra­niczne – wyjechał do Europy. Nie wiadomo, ile wówczas dokładnie zara­biał, ale w 1977 roku było to 500 dolarów amerykańs­kich, a w 1982 roku po przeniesieniu do zespołu pracującego nad ekstrakcją plutonu – 800 dolarów.

Na studiach Mordechaj zaczął prze­cho­dzić przemianę ideologiczną. Brał udział w protestach przeciwko wojnie w Libanie, zawierał znajo­mości wśród Arabów, przeciw­sta­wiał się polityce Izraela na Zachodnim Brzegu. Mordechaj stwierdził, że jego niepokój wzbudziły już w latach 70. izrael­skie testy pocisków balistycz­nych. Po latach przyznał, że było to prelu­dium do krajowej „nuklearnej maszyny wojennej”. W tym samym roku założył grupę zajmującą się sporami izraelsko-arabskimi na uniwer­sy­te­cie. W swoim domu w Beer Szewie gościł arabskich komu­nis­tów, a nawet osoby uznawane przez władze za terrorystów. W tym samym roku złożył podanie o przystąpienie do komunistycz­nej Rakach (znanej także jako Maki). Jak sam przy­znał, jego działalność sprawiła, że liczba jego żydow­skich znajomych systema­tycz­nie malała. W czerwcu 1984 roku został wezwany, prawdo­po­dob­nie przez Szabak, do pomiesz­cze­nia na tere­nie centrum badaw­czego, gdzie zaczęto zadawać mu pytania doty­czące jego aktyw­ności politycznej. Nakazano mu wówczas odciąć się od tego i od arabskich przyjaciół. W lipcu tego samego roku wziął udział w zjeździe studentów w Paryżu, gdzie uznano go za „świętszego od papieża” w kwestiach lewicowej ideologii.

Od tego czasu wzywany był na regularne spotkania z nieznanymi mu ludźmi w sprawie swojej działalności na uniwersytecie. Na każdym zapew­niał, że będzie pracować nad złożonymi obietnicami w sprawie znajo­mych i aktywności politycznej, jednak wciąż angażował się w nieak­cep­to­walne, z punktu widzenia Szabaku, przedsięwzięcia. Poza pracą w ośrodku nie powinien zajmować się zawodowo niczym innym. Został jednak asysten­tem profe­sora. W maju 1985 roku został zabrany samocho­dem z Dimony do centrum rządo­wego w Ha‑Kirji w Tel Awiwie na prze­słucha­nie w budynkach ministers­twa obrony. Morde­chaj przyznał, że zada­wano mu wówczas bardzo szczegółowe pytania, co skłoniło go do wnios­ków, iż ciągle był obserwowany lub ktoś na niego donosił. Podejrze­wał, że to także przez jego marokań­skie pochodzenie. Jednak służby bezpieczeństwa i tym razem nie wyciągnęły żadnych wniosków, a Wanunu wrócił do pracy.

W 1986 roku w związku z cięciami finanso­wymi z centrum w Dimonie zwol­niono 180 pracow­ni­ków, w tym Morde­chaja. Oprotesto­wał tę decyzję, ponie­waż w centrum było wielu młod­szych stażem pracowni­ków, ale zaofe­ro­wano mu jedy­nie pracę w zakładowej elek­trowni. Jak można się było spodzie­wać, nie było to satys­fak­cjo­nu­jące dla kogoś z wielolet­nim doświad­cze­niem. W związku z bra­kiem zobowiązań Mordechaj podjął decyzję o wyrusze­niu w podróż na Daleki Wschód. Opuścił Izrael i odwie­dził Grecję, Tajlandię, Birmę, Singapur, Nepal, aż w końcu dotarł do Australii. Tam dokonała się dalsza część jego prze­miany – postano­wił się ochrzcić i od tego momentu występo­wał również jako anglika­nin John Crossman. Wiedział, że w ten sposób dla wielu przyjaciół, w tym i rodziny, będzie pogrze­bany. Jak sam później przyznał, uczynił to w celu poznania innej religii, ale w zasadzie nie czuł się związany z żadną religią czy narodowoś­cią. Bardzo mierziła go religijność jego rodzi­ców i rodzeństwa.

…i ujawnia atomową tajemnicę

Na seminariach duchownych, na których zapoznawał się z chrześci­jań­ską filozofią, Wanunu spotkał dziennikarza Oscara Guerrero, który jako jedyny z uczestników tych spotkań zaintere­so­wał się historią byłego tech­nika z Dimony. Zachęcał go, aby podzielił się ze światem swoimi obawami w związku z niejasną poza­parla­men­tarną kontrolą nad izrael­skim progra­mem atomowym, brakiem ciał nad­zor­czych z realnymi kompe­ten­cjami i negatyw­nym wpływem niedo­po­wie­dzeń wokół tego programu na politykę między­naro­dową. Mordechaj chciał, aby o tym, co dzieje się pod ziemią w Dimonie, dowiedzieli się przede wszyst­kim Izraelczycy. Tym bardziej, że Naczelny Rabinat Izraela, w przeci­wieńs­twie do kościołów chrześci­jańs­kich na świecie, nie podejmował tematyki zimnej wojny oraz nega­tyw­nego wpływu wyścigu zbrojeń i programów nuklear­nych na relacje między­państ­wowe. Inną stroną tego problemu jest fakt, iż insty­tu­cja ta, jako najwyż­sza instytucja rabinacka w Izraelu, reprezen­tu­jąca ortodok­syjny punkt widzenia, skupia swoje kompe­ten­cje głów­nie na tematyce prawa religij­nego, pogrzebów, ślubów, nadzoru nad przestrzega­niem koszer­ności, wydawa­niem certyfikatów koszer­ności czy też nadzorowa­niem i obsadza­niem sądów rabinackich w kraju i poza nim.

Poza informacjami o ośrodku nuklear­nym były technik przywiózł do Australii coś ważniejszego – klisze z ponad 50 zdjęciami z ośrodka, które wykonał zupeł­nie niezauważony w różnych miejscach kom­pleksu. Guer­rero zapropo­no­wał pomoc w znalezieniu sposobu na upub­licz­nie­nie sekre­tów Dimony. Próby zain­te­re­so­wa­nia australijs­kich dziennikarzy „News­weeka” zakoń­czyły się fias­kiem. W końcu Guerrero, działający jako pośred­nik Wanunu, skontaktował się z redakcją „The Sunday Times”, która po wstępnej weryfikacji zdjęć postano­wiła zainicjować spotkanie z samym Wanunu. Postać Guer­rera, twier­dzą­cego, że pomógł uciec z kraju sławnemu profeso­rowi, wydawała się Angli­kom mało wiarygodna. Do pierw­szego spot­ka­nia redaktora brytyjskiego czaso­pisma Petera Hounama z Morde­cha­jem doszło w Australii, gdzie były tech­nik z Dimony opisał swój zakres obowiąz­ków, zadania, strukturę całego cent­rum badaw­czego, a także rozkład pięter w Instytucie 2, w którym pracował. Z jednej strony był to budynek tajemniczy, gdyż pozba­wiony okien, z prze­strze­nią magazy­nową, poko­jami socjalnymi i nad­bu­dówką szybu windy na dachu. Z drugiej strony, w otocze­niu innych konstrukcji na terenie ośrodka, dla kogoś z zewnątrz, niczym się nie wyróżniał.

Po spotkaniu Hounama z Wanunu w Australii „The Sunday Times” wysłał do Izraela reportera Maxa Prang­nella, który pozytywnie zwery­fi­ko­wał wiarygod­ność osoby Mordechaja na miejscu. Co ciekawe, Wanunu miał zapropo­nować Houna­mowi przekaza­nie wszyst­kich informacji i zdjęć za darmo, a artykuł miał być opubliko­wany bez podawania danych osobo­wych technika. Dzienni­karz przyznał, że nie było to zaskakujące, ponie­waż znane mu były opera­cje Mosadu i uwaga, jaką przywiązywały izrael­skie służby do tajem­nicy państ­wo­wej. Jednak gazeta potrze­bo­wała naocz­nego świadka, który uwiary­god­niłby artykuł. Poza tym Hounam przeko­ny­wał Mor­de­chaja, że jego osoba i historia mogą zainicjo­wać proces denuk­le­a­ry­za­cji Blis­kiego Wschodu. Anoni­mowe źródło mog­łoby posłu­żyć jako argument dla Izraelczy­ków, że cała historia została zmyślona. Osta­tecz­nie Wanunu zgodził się na użycie jego danych w artykule. We wrześ­niu Wanunu z Hounamem wylecieli do Londynu. Na miejscu Morde­chaj został zakwate­ro­wany w hotelu z dala od głównych dróg miasta.

W Anglii technik zaczął opisywać wszystko ze szczegółami. Podał, że reak­tor, który znajdował się w Instytu­cie 1, po otwarciu ośrodka, jeszcze w latach 60. został rozbu­do­wany przez Izrael­czy­ków do mocy 70 MW. Wanunu podał też, że Izrael ma program wzbogaca­nia uranu za pomocą wirówek i lasera. O izrael­skim zainteresowa­niu wirów­kami mówił także Gernot Zippe, wynalazca wirówki do wzbogaca­nia uranu-235. Przy­znał, że w połowie lat 60. skontakto­wało się z nim kilka osób z Izraela w celu uzyska­nia informacji na temat tych maszyn. Ponadto Wanunu przy­znał, że od 1977 roku w Izraelu prowa­dzono prace nad wzboga­ca­niem litu. Natu­ral­nie pierwias­tek ten zawiera 7,5% litu-6 (izotopu), a w podzie­miach Insty­tutu 2 pier­wias­tek wzbogacano jakoby do 85%.

W 1984 roku ośrodek miał osiąg­nąć pełnię możliwości produk­cyj­nych. Wówczas też pokazał zdjęcia pokoi, gdzie nadzoro­wano separa­cję plutonu, oraz zdjęcie paneli kon­trol­nych, warsz­ta­tów, modeli rdzeni broni nukle­ar­nej, sali dla pre­miera, ministra obrony i wojskowych, gdzie odbywali spotka­nia. W tym samym pomiesz­cze­niu znajdowały się różne modele i plan Insty­tutu 2. Budynek nad ziemią miał dwa piętra biurowo-labo­ra­to­ryjne i maga­zyn prętów urano­wych, natomiast pod ziemią znaj­do­wać się miało sześć kon­dyg­na­cji, a tam – wspom­niane pomiesz­cze­nia kon­trolne, pomieszczenia dla oficjeli (poziom –2), w tym tak zwany balkon Goldy (od imienia Goldy Meir) z widokiem na hale produk­cyjne od poziomu –2 do –4, pracownie, laboratoria oraz hale produk­cyjne części bomb (poziom –5).

Według Mordechaja budujący ośrodek w Dimonie Francuzi musieli mieć świado­mość, że będzie on miał przeznaczenie wojskowe ze względu na wielkość labora­toriów do separacji plutonu z prętów paliwowych. Wyjawił, że amerykań­skie kontrole w ośrodku były zwodzone w bardzo prosty sposób. Otóż w Insty­tu­cie 2 korytarz, który prowadził do windy na niższe piętra, zamuro­wano i zaka­mu­flo­wano tak, aby stworzyć wrażenie, że budynek nie ma części pod­ziemnej.

Zeznania Wanunu na bieżąco weryfikowali eksperci i naukowcy w Wiel­kiej Brytanii, których redakcja poprosiła o opinię, czy techniczne aspekty historii Izrael­czyka, jak i termino­lo­gia w niej używana, nie zostały wyu­czone, ale nabyte w wyniku długolet­niej pracy w ośrodku atomo­wym. Najczęściej wymienia­nym w historii Wanunu doradcą redakcji był dr Frank Barnaby. Wybór ten był dość kontro­wer­syjny, ponieważ Barnaby nie miał wówczas styczności z produk­cją broni nuklear­nej od ponad 20 lat. W latach 1971–1981 pełnił funkcję dyrektora SIPRI, ponadto był zwolenni­kiem zahamo­wa­nia wyścigu zbrojeń atomo­wych w Europie. Barnaby uznał, że zdjęcia modeli i pokoi kontrolnych nie są niczym nadzwy­czaj­nym. Same modele głowic o niczym nie mogły świadczyć. Według nau­kowca Wanunu nie miał żadnej wiedzy na temat kons­truk­cji i budowy broni nuklear­nej. Natomiast pokoje kontrolne z panelami znajdowały się w każ­dym ośrodku czy elektrowni atomowej.

Frank Barnaby.
(Hans van Dijk / Anefo via Natio­naal Archief, Creative Commons Attri­bu­tion-Share Alike 3.0 Nether­lands)

Za wartościowe naukowiec uznał jednak zdjęcia, które miały ukazy­wać proces separacji litu. Jest on wyko­rzys­ty­wany między innymi do budowy głowic termo­jądro­wych. Poza zdję­ciami Barnaby uznał za wartoś­ciowe opisy ponad 20 proce­sów, które reali­zo­wano w poszcze­gól­nych labora­tor­iach i jednost­kach Insty­tutu 2, między innymi proces separacji i prze­twa­rza­nia plutonu czy proces powsta­wa­nia yellow­cake. Wszystko to pozwoliło Barna­by’emu na przed­sta­wie­nie opinii, iż Izrael jest zdolny do produkcji broni jądro­wej, i to o dużej mocy. Na podsta­wie opi­sów Wanunu ocenił, że centrum, przy niezakłóco­nej pracy, było w stanie wypro­du­ko­wać 40 kilo­gra­mów plutonu rocznie (dla porów­na­nia: w bombie Fat Man zrzuco­nej na Nagasaki użyto 6,19 kilo­grama plutonu, ale reakcji łańcu­cho­wej uległa mniej więcej jedna szósta tej ilości). Biorąc to pod uwagę, można wysnuć wnioski idące znacznie dalej – Izrael posiada potencjał produk­cyjny równy Chinom czy Francji.

Ostatnią odsłoną procesu potwier­dza­nia danych od Wanunu była kon­fron­ta­cja ośmio­stro­ni­co­wego materiału wraz ze zdjęciami z ambasado­rem Państwa Izrael w Londynie Jehudą Awne­rem oraz attaché prasowym. Yoel Cohen pisze, iż nie wystosowano żadnej oficjalnej reakcji ani protestu, ambasada poinformo­wała o tym fakcie jedynie Jerozolimę. 26 września 1986 roku premier Szimon Peres zwołał zebranie komitetu redaktorów naczelnych. Zebrania te zapew­niały władzom państwowym od 1948 roku możliwość współ­pracy z wydawnic­twami, przedys­ku­to­wa­nie z ich redak­cjami ważnych wyda­rzeń, a także zasugero­wa­nie opóźnienia publikacji lub jej anulo­wa­nie. Peres wyjawił, co może opublikować brytyjska gazeta w naj­bliż­szym czasie, i poprosił, aby izraelscy redaktorzy nie podejmo­wali tematu przez 48 godzin. Po tym czasie pozwolono im pisać na każdy temat, aby tylko treść artykułów była zaakceptowana przez wojsko­wego cenzora.

Jakkolwiek dwudniowe wstrzyma­nie się od komento­wa­nia historii Wanunu wydaje się zrozu­miała, zezwolenie na dowolne podejmo­wa­nie tematu, byle tylko przeszedł przez cenzurę, mogło wydawać się odważne. Światło dzienne mogły ujrzeć zeznania byłego pracow­nika centrum badań w Dimonie, które starłyby na proch tajemnicę i politykę ami­mut. Redakcja „The Sunday Times” dowie­działa się od swoich izrael­skich źródeł o spotkaniu, co tylko utwier­dziło ją w przeko­na­niu o powadze informa­cji poda­nych przez Wanunu. Niejasne reakcje Izraelczy­ków, nieznane motywy samego Wanunu, pogłę­bia­jące się obawy technika co do osobistego bezpie­czeń­stwa oraz reakcja, jaką mógł zainicjować artykuł, budowały napięcie wokół publikacji.

5 października 1986 roku na pierwszej stronie „The Sunday Times” ukazał się nagłówek „Ujawnione: izraelski arsenał nuklearny” wraz z podsumowa­niem dwustronico­wego artykułu w dalszej części. Intere­su­jące było to, iż wszystko zamknęło się w niewiele ponad 6 tysiącach słów, kiedy inne artykuły dochodze­niowe opiewały na 10–15 tysięcy. Artykuł zawierał infor­ma­cje na temat struktury całego centrum i Instytutu 2, historie ośrodka oraz doświadcze­nia Wanunu jako pra­cow­nika. Dodatkowo przedsta­wiono regionalny balans sił, a na zakoń­cze­nie zestawiono opinie naukowców i specjalistów, do których dotarła redakcja. To, z czym mogli zapoznać się czytelnicy, okazało się okrojoną wersją wszystkich informacji przekaza­nych przez Mordechaja.

Co się stało z Wanunu?

W dniu publikacji zabrakło jednego, ale istotnego elementu całej historii, czyli samego Mordechaja. 30 września postanowił wyjechać, wbrew proś­bom Hou­nama, do Włoch z poznaną w Londynie kobietą imieniem Cindy. Potem zniknął z oczu redakcji. Świat ujrzał Morde­chaja dopiero w listo­pa­dzie w Jerozo­limie, podczas doprowa­dza­nia go na rozprawę sądową. Wówczas na dłoni skie­ro­wa­nej ku dzien­ni­ka­rzom pokazał krótką notkę o tym, iż został porwany w Rzymie 30 września 1986 roku, gdzie dotarł lotem British Airways 504 (zdjęcie tego momentu wieńczy niniejszy artykuł).

Teorii o tym, jak izraelski wywiad dowiedział się o planach Wanunu, jest kilka. Z pewnością nie doszło do tego, kiedy jeszcze pracował w centrum badaw­czym w Dimonie. Wówczas, tak jak inni pracownicy, podlegał kontroli Szabaku. Weryfi­ko­wano go pod wzglę­dem znajomości, organizacji, do których należał, i poglą­dów politycz­nych. Etap zmian, czyli sympa­ty­zo­wa­nie z komuniz­mem, potępie­nie wojny w Libanie, spotkania z podejrze­wa­nymi o terroryzm Arabami, nie wywo­łał podejrzeń służb bezpieczeństwa. Nakazano mu jedynie podpisanie dokumentu, w którym zaświadczał, iż przyrzeka zerwać znajomo­ści zawarte wśród ludności arab­skiej. Ochrona ośrodka rów­nież nie przyła­pała go na wno­sze­niu aparatu ani nawet na porusza­niu się z nim po ośrodku i fotogra­fo­wa­niu różnych miejsc.

Po raz pierwszy do zasygnalizowania zamiarów Wanunu mogło dojść w Austra­lii, w trakcie pierwszych prób zainteresowania mediów zdję­ciami i historią Dimony. Michael Bar-Zohar i Nissim Mishal podają, że pracownik izrael­skiej tele­wizji, obywatel Izraela, poinfor­mo­wał ambasadę w Canberze o zamia­rach Morde­chaja. Yoel Cohen podał, że prawdopodobnie w momen­cie, kiedy Wanunu leciał z redak­to­rem „The Sunday Times” do Londynu, na pokła­dzie samo­lotu znajdo­wało się dwóch oficerów Mosadu. Cohen nie wyklucza, że sam Guerrero mógł wydać Wanunu podczas poszu­ki­wa­nia redakcji chętnych wyja­wić izraelskie tajemnice. Wersję Cohena potwierdza sam Hou­nam, według którego Guerrero wyjawił dane i zamiary technika izrael­skiemu konsula­towi w Sydney. Jego pracow­nicy mieli odbyć z Osca­rem kilka spotkań, w których trakcie prosili dzienni­ka­rza o szczegóły dotyczące zamiarów Wanunu i informa­cje, które posiadał. Następnie konsulat powiadomił o wszystkim Mosad, który podjął dalsze kroki.

Postacią technika Mosad mógł się zainteresować podczas prób weryfi­ka­cji osoby Morde­chaja w Izraelu przez Prangnella, kiedy dzien­ni­karz odwiedził kilka osób w Beer Szewie. Cohen podaje też, że izrael­skie służby podjęły próby ściągnięcia Wanunu do Izraela. Jedna miała odbyć się poprzez zaan­ga­żo­wa­nie brata Morde­chaja, Alberta, który również mieszkał w Beer Szewie. Oficerowie Szabaku poinfor­mo­wali Alberta, że jego brat znalazł się pod wpływem ludzi mogą­cych przekonać go do wyjawienia pewnych tajemnic. Powie­dziano mu również, że może zostać odwiedzony przez dzienni­ka­rzy z Wiel­kiej Brytanii, i poinstru­o­wano, jak się ma wówczas zachować. Drugą próbą było zaaranżowa­nie spotka­nia w Londynie między Morde­cha­jem a jego znajo­mym z uniwersytetu Joramem Bazakiem. Joram miał przez przypadek natknąć się na znajomego ze studiów podczas kończącej się podróży po Europie. Obaj umówili się na wspólny obiad 17 września.

Hounam pisze, że spotkanie zaczęło się dziwnie, gdyż Mordechaj i towa­rzy­sząca mu dzienni­karka Wendy Robbins musieli przyjść po Jorama do hotelu. Joram poprosił, aby kolega wszedł do pokoju i poczekał, aż skończy brać prysznic. Technik zapo­bieg­li­wie odmówił i uznał, że z repor­­terką zaczekają na parę już w restauracji. Z relacji Robbins wynikało, że rozmowy pod­czas obiadu zeszły na tematy poli­tyczno-wojskowe, a Bazak wygłaszał radykalne anty­arab­skie poglądy, co sprowoko­wało technika do odpiera­nia argumen­ta­cji kolegi. Rozmowa prze­bie­gała tak, jakby Bazak chciał wymóc na Wanunu potwierdzenie swoich propa­les­tyń­skich, lewico­wych poglą­dów. Wanunu spytał kolegę, jaka byłaby jego reakcja, gdyby hipote­tycz­nie wyjawił tajemnice państwowe. Wówczas Joram odrzekł, że znalazłby sposób na odnalezie­nie go, trans­port do kraju i postawie­nie w stan oskarże­nia. Według relacji Hounama jeden z rapor­tów, które później widział, dowodził, że po spotka­niu izraelskie służby zostały poinformo­wane o przebiegu rozmowy.

Nie wiadomo, czy Bazak działał na zlecenie Mosadu, ale po spotkaniu Wanunu stał się bardzo niespokojny. Oba­wiał się o swoje bezpieczeń­stwo i narzekał na zmę­cze­nie całą sytuacją. Jak podaje Cohen, dziennika­rze skar­żyli się, że podczas przemiesz­cza­nia się po Londynie, w szczegól­ności od dnia wizyty w ambasadzie, widywali w swoim otoczeniu osoby o blisko­wschod­nim wyglą­dzie. Bar‑Zohar i Mishal potwier­dzają, że pracow­nicy gazety oraz sama siedziba redakcji byli pod obser­wa­cją oficerów Mosadu, którzy zjawić się mieli w Londynie już po wizycie Prangnella w Izraelu.

Mosad w londyńskiej operacji postanowił wykorzystać, jak się później okazało, najsłabszą stronę Mordechaja: umiłowanie do kobiet. W licznych rozmowach z towarzy­szącą mu w Londynie Robbins prezentował siebie jako nienachal­nego mężczyznę, który uważa, że prawdziwa relacja nawią­zuje się wtedy, kiedy obie strony czerpią z niej radość. Zaznaczał, że w Australii Guerrero często zabierał go do domu publicznego, ale on sam nie korzystał z oferowa­nych tam usług. Jednak z relacji dzienni­karki wynika, że wielo­krotnie próbował się do niej zalecać, a nawet nawiązać kontakt fizyczny. Bardzo często do niej telefonował i próbował namówić ją do spotkań u niego w pokoju hotelowym. Interesowało go także, jak by przyjęli jego osobę jej rodzice. Zirytowana Robbins zarzuciła mu, że cała historia jest chęcią podbudo­wa­nia ego. Próbowała go unikać, mówiąc, że musi przygotowywać się do egzaminu dziennikars­kiego. Zawód miłosny nie trwał długo.

Ciężar operacji Mosadu spoczął na blondynce o imieniu Cindy, a tak naprawdę Cheryl Bentow, z domu Chanin. Zastawiono miłosną pułapkę na samotnego mężczyznę, szukają­cego posłuchu i znajo­mych w obcym kraju, z bardzo ważną misją dla świata. 24 września Cindy upozo­ro­wała przypad­kowe spotkanie na Leicester Square. Spodobała się Mordecha­jowi i dopro­wa­dziła do kilku kolej­nych spotkań. Bardzo mu impono­wało, że podziela jego zaintere­so­wa­nia operą i sztuką. Pierwszym z redakcji, który ją zoba­czył, był Prangnell. Począt­kowo nie wywo­łała ona podejrzeń u dzienni­karza, jak sam przyznał, „wyglądała jak typowa żydowska księż­niczka amery­kańs­kiego pochodze­nia”. Podczas spot­kań Cindy zaczęła nama­wiać Mordechaja, aby ten w celu uspoko­je­nia się i odpo­czynku poleciał z nią do Rzymu, gdzie jej siostra miała mieć dom.

W tym samym czasie redaktor Andrew Neil wrócił ze Stanów Zjednoczo­nych, odłożył publi­ka­cję artykułu oraz zażądał pogłębie­nia historii i dokład­niej­szego jej sprawdze­nia. Hounam przyznał, że, kiedy 26 września Wanunu o wszyst­kim powie­dziano, bardzo go to zirytowało. Przyznał, że bardzo chciałby odpocząć i wyje­chać gdzieś indziej do Europy. Obiecał, że wróci na początku paździer­nika. Wieczo­rem tego samego dnia zatelefono­wał do Robbins, skarżąc się na redakcję gazety. Czuł się oszu­kany i niedo­ce­niany. Z kolejnymi dniami irytacja i złość rosły. Hounam dowie­dział się o relacji Morde­chaja z Cindy dopiero 29 września. Jego złość wzbu­dziło to, że nikomu z redakcji do tej pory nie przyszło do głowy, że może być to pułapka. Stanowczo odradzał Izrael­czy­kowi tak zażyłe kontakty z ledwo poznaną kobietą. Wanunu jednak nie słuchał. Uważał, że ze strony Ame­ry­kanki nic mu nie grozi. Zdradził jedynie Peterowi, że chciałby wyjechać na północ Anglii. Następ­nego dnia po nieudanej próbie skontak­to­wa­nia się z redakcją gazety Mordechaj opuścił hotel i zniknął. Wszystkie okolicz­ności przysłużyły się planowi Mosadu.

Podróż Cindy i Mordechaja odbyła się na koszt kobiety. Pierwsze bilety zakupione były 28 września, ale w dzień wylotu Cindy kupiła bilety w biznes klasie. Bilet dla Wanunu był zakupiony na jego dane, aby upozoro­wać dobro­wolny wylot z Wielkiej Brytanii. Mosad nie chciał uprowa­dzać technika na wyspach, aby nie zaogniać stosunków z rządem brytyjskim. Izraelczycy uznali, że terytorium Włoch będzie bardziej dogodne do prze­pro­wa­dze­nia operacji uprowadzenia. Ówczesny dyrektor Mosadu miał ponadto znajomości we włos­kich służbach bezpieczeń­stwa. 30 września Wanunu wraz z Cindy wyleciał lotem 504 British Airways. Znajomy Cindy odebrał ich z rzym­skiego lotniska i zabrał samocho­dem do rzekomego domu jej siostry. Na miejscu, po wyjściu z auta, Wanunu został obezwład­niony, a następ­nie wstrzyk­nięto mu środek usypia­jący. Z tego miejsca został wywieziony do La Spezii, między Genuą a Pizą.

Stamtąd izraelski okręt zwiadowczy i szkolny Noga zabrał go do Izraela. Załoga miała przy­ka­zane nie opuszczać swoich stanowisk, aby nie zobaczyć wno­szo­nego na pokład ciała męż­czy­zny. W celu zamaskowania operacji i uniknię­cia podej­rzeń w porcie wszyscy marynarze byli ubrani w cywilne ubrania wymyś­lo­nej firmy logistycznej. Okręt otrzy­mał rozkaz skierowa­nia się do Włoch 24 września podczas powrotu z Antalyi do Hajfy. Co ciekawe, tego samego dnia Cindy wpadła na Mordechaja na ulicach Londynu.

INS Noga.
(קודקוד צהוב, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)

6 października u wybrzeży Izraela, pomiędzy Hajfą a Tel Awiwem, nieprzy­tom­nego Wanunu przeniesiono na okręt Korpusu Morskiego, z którego po dotarciu do lądu został przejęty przez Szabak i zabrany do Aszkelonu. Premier Peres dopiero 9 listopada wydał oświadczenie o tym, iż Wanunu jest aresztowany i prze­bywa w Izraelu. Zaprzeczył doniesie­niom, jakoby został porwany w Wielkiej Brytanii. Jednak dla bliskich Mordechaja i redakcji „The Sunday Timesa” zagadką pozos­ta­wał fakt, jak Wanunu znalazł się w Izraelu. Rząd brytyjski doma­gał się oficjalnych wyjaśnień, a oliwy do ognia dolał „Financial Times”, twier­dząc, że o pobycie Wanunu w Anglii Mosad dowiedział się od brytyjskich służb bez­pieczeństwa.

W Izraelu ogłoszono, że przesłuchania Mordechaja odbędą się za zamknię­tymi drzwiami 1 grudnia. Postawiono mu zarzut zdrady, wsparcia wroga, szpiegostwa i wyjawienia tajnych informacji z zamiarem zaszko­dze­nia bezpieczeńs­twu pańs­twa. Przesłu­cha­nie z 22 grudnia przyniosło przełom w jego historii. Sku­pieni wokół wejścia do sądu w Jerozolimie dziennika­rze w dużym skrócie dowie­dzieli się, co stało się z Mordechajem 30 września. Kiedy policyjny radiowóz czekał na otwarcie bramy wjazdo­wej, Wanunu przytknął do szyby dłoń, na której widniał napis: „Wanunu M porwany w Rzymie. ITL. 30.9.86. 21.00 Przybył do Rzymu lotem BA504”.

Mając te informacje, dziennikarze „The Sunday Timesa” zaczęli poszuki­wa­nia, kim była naprawdę Cindy. Dochodzenie reporterów zapro­wa­dziło ich na Florydę, do Longwood pod Orlando. Cindy, z domu Morris, miesz­kała tam z mężem Randym. Pochodził on ze znanej w Orlando rodziny. Cindy nie miała jednak wiele wspólnego z Izraelem. Podejrzenia wzbu­dzała jej szwagierka, siostra Randy’ego, 26-letnia Cheryl. Jak się okazało, była żoną oficera izrael­skiego wywiadu wojskowego w stanie spoczynku Ofira Bentowa. Jako dobra uczen­nica otrzymała stypen­dium Świato­wego Kongresu Żydów na jeden semestr nauki w Izraelu. W 1978 roku powróciła do Izraela, zaciągając się do Cahalu. Następ­nie zamiesz­kała w kibucu w Galilei, a w 1985 roku w Orlando poślu­biła Ofira. Kiedy pracownicy „The Sunday Timesa” zobaczyli zdjęcia Cheryl, zgodnie uznali, że przypo­mina ona Cindy. Okazało się, że Cheryl Bentow z mężem i matką Rochelle (Rikki) mieszkają w Netanji.

Hounam z Daviden Connettem odwiedzili nawet Cheryl w domu, gdzie wywiązała się nerwowa rozmowa, gdyż reporterzy dopytywali o operację w Londynie i przybraną tożsamość szwagierki. Mężczyźni w kolejnych dniach dzwonili do Ofira, ale ten także nie wyrażał chęci rozmowy. Krewni Cheryl w USA początkowo twierdzili, że nie widzieli jej od lat, ale kiedy reporter przyznał, że widział ją na zdjęciach ślubnych jej brata sprzed roku, członkowie rodziny zastrzegli, że nie chcą się w to mieszać.

Przez kolejne miesiące Cheryl wraz z mężem byli nieuchwytni w Izraelu, ślad po nich zaginął. Hounamowi udało się skontaktować z Jackiem Schiffmanem, który znał rodzinę Chaninów. Schiffman przy­znał, że kiedy gazety pokazały zdjęcie tajemniczej Cindy, od razu poznał Cheryl. W tym samym czasie cała rodzina zaczęła unikać otocze­nia, obawiali się nawet, iż rodzina Wanunu zrobi im coś złego, z morders­twem włącznie. Schiffman wyjawił Hounamowi, że Cheryl nie była lubiana przez szwagierkę i sąsia­dów w Izraelu. Była skompli­ko­waną osobą z romantyczną wizją Izraela jako państwa pionierów. Wszystko, co robiła, musiało być perfek­cyjne, ale szybko przystoso­wała się do lokalnej rzeczywis­tości i nau­czyła języka hebraj­skiego, choć inny akcent miał być czasem słyszalny. Schif­fman przy­znał, że mogła zostać zwerbowana przez Mosad, i potępił ją za to, co zrobiła. Podejrzewał jednak, iż mogła zostać zmanipulowana przez przeło­żonych.

Schiffman zwierzył się też na temat własnych przemyśleń o Wanunu. Miał problemy z uznaniem go za zdrajcę lub bohatera, ale z pewnoś­cią odrzucał motywacje materialne tej historii. Według niego Morde­chaj mógł wyjawić cały ten sekret, ponieważ chciał wpłynąć w jakiś sposób na proces proliferacji broni atomowej na świecie. Uznał także, iż wypły­nię­cie tej historii było dokładnie tym, czego pragnął rząd Izraela, ale sam nie chciał tego zrobić. Jack stwierdził także, iż Wanunu sam wydał na siebie wyrok, spotykając się z Cindy w Londy­nie: „ten świat jest pełen głupich kolesi, włączając w to może i mnie, którzy popełniają pomyłkę, uznając, że ich przyrodzenie ma mózg”. Jak pisze Hounam, w 1997 roku Cheryl była widziana w Orlando ze swoim mężem.

Wanunu został skazany na 18 lat pozbawienia wolności. Podczas ostatniej rozprawy 28 marca 1988 roku obrona chciała w obliczeniu wyroku uwzględnić fakt, iż Wanunu działał z pobudek ideologicz­nych. Sąd jednak takiego wytłuma­cze­nia nie przyjął, stwierdzając, że największe zbrodnie w historii ludzkości popełniono właśnie z powodów ideologicznych, a żadna ideologia nie może uspra­wied­li­wiać przestępstwa. Sam Wanunu przyznał, że nie żałuje tego, co zrobił, i nie uważa tego za przestęp­stwo, ale wyznał, iż drugi raz by tak nie postąpił.

11 lat wyroku odbył w izolatce. 21 kwietnia 2004 roku opuścił więzienie w Aszkelonie, jednak na mocy rozporzą­dzeń ministerial­nych i wojskowych nało­żono na niego wiele ograniczeń, między innymi zrzesza­nia się, opusz­cza­nia Izraela, poruszania się w okolicy portów lotniczych i morskich, zakazano mu też kontaktu z dzienni­ka­rzami. Po wypuszczeniu był kilku­krot­nie zatrzymywany, osadzany w areszcie, a maju 2010 roku ponownie osadzony w więzieniu za łamanie nałożonych na niego zakazów, między innymi udziela­nie wywiadów prasie czy wyjazdy na Zachodni Brzeg.

Wanunu tuż po wyjściu z więzienia.
(AP Photo / Ariel Schalit)

Co na to izraelska prasa?

Mając te wszystkie informacje, można zadać pytanie, jak zareagowała na publikacje „The Sunday Timesa” prasa izraelska. Z dostępnych w archiwach tytułów praso­wych dostępne są dwa: „Chadaszot” (חדשות) i „Maariw” (מעריב). 6 paździer­nika „Maariw” na stronie głównej umieściła wielki nagłówek „Izrael – szósta siła na świecie pod wzglę­dem posiadanej broni atomowej”, a pod spodem podano, że „gazeta oparła się na «pełnych zezna­niach» Mordechaja Wanunu poda­ją­cego się za «technika w reakto­rze w Dimonie»”. Poza nagłów­kiem i frag­men­tem tekstu artykuł kontynu­o­wany był na stronach trzeciej i dzie­wią­tej. Nie znajdzie się w nim nic poza bezpo­śred­nimi cytatami z „The Sunday Timesa” lub zdań zaczynają­cych się: „jak twierdzi «Sunday Times»”. Podobnie sytuacja miała się w wypadku „Chada­szot”. Tu również cytowano brytyjski artykuł lub też pisano, że „według «Sunday Timesa»” Izrael jest w stanie wyproduko­wać 10 bomb atomo­wych rocznie czy że pod centrum w Dimonie znajduje kilkupięt­rowy żelbetowy bunkier, a obok umiesz­czono strukturę budynku, którą wydru­ko­wał „Times”.

7 października nagłówki obu gazet były mniej alarmujące, dotyczyły głównie spraw wewnętrz­nych i zmian na stanowisku premiera (niecałe dwa tygodnie później miejsce Peresa miał zająć Icchak Szamir). Pojawił się jednak krótki artykuł, podający za gazetami brytyjskimi i amery­kań­skimi, że po publika­cji arty­kułu Mosad otrzymał rozkaz schwytania Wanunu w Londy­nie. Zacytowano także słowa Peresa skierowane do ministrów na spotka­niu rządu: „jesteśmy przyzwyczajeni do tego typu sensacyjnych publika­cji na temat badań jądrowej i nie zwykliśmy się do nich ustosunko­wy­wać”. W „Chada­szot”, kolejny raz za źródłem zagranicz­nym, podano, iż w Izraelu premier miał spotkać się z szefami największych gazet i poinformo­wać ich o „wycieku bezpie­czeńs­twa”. Jest jednak frag­ment artykułu, w którym podano, że w Izraelu są źródła twierdzące, iż Wanunu wyświad­czył wielką przysługę arabskim agencjom wywiadow­czym i „to jest dokładnie to, czego oni [Arabowie – przyp. autora] chcieli się zawsze dowiedzieć o naszych możliwościach”.

Autorzy przywołali propalestyń­skie poglądy Wanunu z czasów studenc­kich. Zaznaczyli również, że w Austrii uważa się Wanunu za podstawio­nego sygna­listę, który w kontrolowany sposób miał zwięk­szyć potencjał odstra­sza­nia Izraela. W tym skąpym materiale źródło­wym już widać pewne cechy wspólne izraelskiego amimut i świętości bezpie­czeń­stwa. Wszystkie dane dotyczące poten­cjału atomowego Izraela były cytowane i podawane za źródłami zagranicz­nymi. Żadnej krajowej opinii, ani jednej rozmowy z polity­kiem, wojs­ko­wym czy naukowcem. Nic nie zostało potwier­dzone, niczemu też nie zaprze­czono. Najlepiej obrazują to słowa pre­miera, które wyrażają stanowisko: „przy­wyk­liśmy do tego”. Oba tytuły nie zagłębiały się też w ogóle w sam fakt istnienia ośrodka pod Dimoną, nawet jeśli miałby to tylko być ośrodek naukowy lub elektrownia.

W dzień przesłuchania (22 grudnia) słynna dłoń Wanunu z notatką o uprowa­dze­niu nie zdominowała pierwszej strony. Informowano, że „atomowy szpieg” oskarżony o zdradę stanu i szpiegostwo czynił wielkie wysiłki, aby poinformo­wać media o tym, jak znalazł się w Izraelu. „Maariw” zwróciła uwagę, że poza nielicznymi przypadkami sprawa nie cieszyła się dużym zainteresowa­niem: „telewizja izraelska, na przykład, nawet nie pofatygowała się, żeby wysłać ekipę”. Gazeta podała, że prokura­tura za wyjawienie poufnych infor­ma­cji i zwróce­nie na nie uwagi postron­nych (czytaj: mediów) wniesie kolejny akt oskar­że­nia wobec Wanunu. Za ten czyn, według ówczesnego izrael­skiego prawodaws­twa, groziła kara 10 lat pozbawienia wolności. „Chada­szot” umieściła na pierw­szej stronie słynne zdjęcie ręki Mordechaja, ale wiado­mość na niej została ocenzu­ro­wana. Dopiero na następny dzień, prawdo­po­dob­nie po zgodzie cenzury, opubli­ko­wano treść wiadomości od „sprzedawcy tajem­nic atomo­wych”. Obie gazety, ponownie za zagranicz­nymi źródłami, przybli­żały historię Wanunu, który został porwany przez „piękną” i „słynną” Cindy, aby następnie być przesłuchiwany i torturowany przez Mosad.

Rozpoczęciu procesu 31 sierpnia 1987 roku nie poświęcano już tak wiele uwagi. Również wyrok wydany rok później w marcu nie wywo­łał emocji w analizowa­nych gazetach. Obie ograniczyły się do suchego przedsta­wie­nia faktów i zrela­cjo­no­wa­nia rozprawy.

Można uznać, że dwa ogólnokrajowe tytuły to zbyt mało. Jednak widać tu pewną prawidło­wość. Informacje w tej sprawie były selekcjo­no­wane i dozo­wane czytelni­kom. W obu przypad­kach przed­sta­wiano opinie świata na temat Izraela, nie pisząc nic z perspektywy krajowej. Nie było nawet zaprzecze­nia posiadania potencjału nuklear­nego, ale z drugiej strony – w atmos­ferze milczenia wokół Dimony nie można było dementować istnienia czegoś, czego nie ma.

Bohater? Zdrajca?

Za sprawą tego, co zrobił Wanunu stał się postacią niejednoznaczną, dla jednych – bohaterem i wojownikiem o wolność sumienia, dla innych – zdrajcą. W między­cza­sie otrzymał nagrodę Right Livelihood (1987), został adoptowany w 1997 roku przez Mary i Nicholasa Eoloffów ze Stanów Zjednoczo­nych i był kilkukrotnie typowany jako kandy­dat do Nagrody Nobla. Wanunu jednak uznał, że nigdy by jej nie przyjął, bo inaczej stanąłby obok Szimona Peresa – ojca izrael­skiego programu nuklear­nego. Za byłym technikiem z Dimony ujęły się brytyjski parla­ment w 1998 roku, Parla­ment Europejski w 2002 roku oraz Amnesty Interna­tio­nal w 2010 roku. Ta ostatnia ogłosiła go więźniem sumie­nia. Josi Melman, wybitny izrael­ski dzien­nikarz zajmu­jący się tema­tyką izrael­skich sił zbroj­nych i służb specjal­nych, pisał w 2008 roku, że „nękanie Wanunu przez izrael­ski rząd nie ma prece­densu i stanowi wypacze­nie wszyst­kich przyję­tych norm prawnych”. Jako głównego sprawcę kampanii prześladowania byłego technika Melman wskazuje Jechiela Horewa, kontrower­syj­nego szefa Malmabu w latach 1986–2007.

Dla zachodnich ruchów antynuklear­nych Wanunu został bohaterem, który wyjawił światu, iż Izrael stał się państwem nukle­ar­nym, poza jaką­kol­wiek kon­trolą krajową oraz między­naro­dową, w tym poza wszelkimi trakta­tami między­naro­do­wymi. Wanunu twierdził, że w demo­kra­tycz­nym kraju posiada­ją­cym poten­cjał nukle­arny powinny istnieć systemy kontroli i nadzoru, mające realny wpływ i kompeten­cje w dziedzinie atomu. Trudno się nie zgodzić.

Wanunu z palestyńskim dyplomatą Alim Kazakiem i anglikańskim biskupem Jerozolimy Rijahem Abu al-Asalem.
(Ali Kazak, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Izraelski program nuklearny powstawał w ścisłej tajemnicy, grono osób wiedzą­cych o nim i jego postępach było wąskie. Ścisłe decyzje podejmo­wało w tej spra­wie trio Ben Gurion–Bergmann–Peres. Ten ostatni w roz­mo­wie z Davidem Lan­dauem przyznał, że w sprawach atomowych i kon­tak­tach w tej sprawie z Francją premier dał mu wolną rękę i zachęcał do „śmiałych i niekonwen­cjo­nal­nych ścieżek”. Co ciekawe, Peres nie był wów­czas ministrem obrony tylko dyrekto­rem generalnym w ministers­twie. Analizując historię izrael­skiego pro­gramu nuklear­nego w Israel and the Bomb, można odnieść wraże­nie, że na jego rozwój duży wpływ miały także pry­watne ambicje Berg­manna, skonfliktowa­nego perso­nal­nie z Pin­cha­sem Lawonem, który w latach 1954–1955 obciął fundu­sze na rozwój programu, przeno­sząc go poza mini­ster­stwo obrony.

Wąskie grono decy­den­tów doprowadziło do sytuacji, w której począt­kowo nawet Kneset nie był w ogóle informo­wany o postępach, a z czasem rapor­to­wano mu wyłącz­nie szczątkowe informacje. Cahal był angażo­wany w całe przed­się­wzię­cie wyłącznie poprzez osobę szefa Sztabu General­nego Moszego Dajana, lecz Ben Gurion kontaktował się z nim nie jako repre­zen­tan­tem instytucji, na której czele stał, ale raczej jako z osobą prywatną. Wobec powyż­szych Wanunu mógł mieć uzasad­nione obawy co do demo­kra­tycz­nej kontroli nad Dimoną oraz procesu decyzyjnego w sprawie użycia broni jądrowej, tym bardziej że poważna i szeroka debata nad przezna­cze­niem programu nukle­ar­nego odbyła się tylko w latach 60.

Problemem tej debaty było jednak wąskie grono debatujących. W 1962 roku na łamach „Ha‑Arec” Eliezer Liwne, polityk Mapai, zastanawiał się, czy rzeczy­wiście Cahal powinien polegać na broni nuklear­nej. Jej użycie przez Izrael wiązałoby się z poważ­nymi reper­kus­jami dla regionu, jednak Liwne uznał, że najbardziej ucierpiałaby Jerozolima. Pisał, że Państwo Izrael powinno polegać na precyzji, intelekcie i technice, a nie na broni, która zapewnić mogła szybkie zwycięstwo, ale nie gwaranto­wała sukcesu strategicz­nego. Główna przewagą państw arabskich jest przewaga tery­torialna w stosunku do niewielkiego Izraela. Liwne przekony­wał, że Jero­zo­lima powinna wypra­co­wać środki polityczne zapobiega­jące atomiza­cji Bliskiego Wschodu i konfliktowi arabsko-izraelskiemu.

Z czasem Liwne skupił wokół siebie grupę polityków niechętnych Ben Gurio­nowi i naukowców przeciw­nych proliferacji broni masowego rażenia. Jednak rząd nigdy nie przed­sta­wił oficjal­nego stanowiska w tej sprawie. Był to okres, kiedy media izraelskie zajęte były egipskim progra­mem rakie­to­wym. Minister­stwo obrony, nie odnosząc się do zarzutów o posiada­nie broni jądrowej, uznało, że w wyniku zainicjo­wa­nego przez Kair programu pocisków rakieto­wych Izrael musi stawić czoła technicz­nemu wyścigowi zbrojeń i posiadać skuteczne środki odstraszania.

Jednak oficjal­nie nie było żadnej broni nuklearnej, nie było jaw­nego dowodu, który Liwne mógłby wykorzystać przeciw władzy. Próby Liw­nego nie zostały podchwy­cone przez opinię publiczną, nie udało mu się upoli­tycz­nić kwestii atomu. Społeczeńs­two skupione wokół narracji o niekoń­czą­cym się zagrożeniu ze strony Egiptu nie podjęło debaty na ten temat. Dodat­kowo Ben Gurion uciął spekulacje, mówiąc, że projekt atomowy ma poko­jowy charak­ter. Ponadto w 1962 roku, w celu odrzucenia oskarżeń o anty­demo­kra­tyczny charak­ter spra­wo­wa­nia kontroli nad projektem, utwo­rzył tak zwany komi­tet siedmiu, w którego skład wchodzili przy­wódcy głów­nych partii poli­tycz­nych o poglądach propańs­two­wych. Z jednej strony mieli oni dostęp infor­ma­cji o takiej klauzuli tajności, że nie mogli ich wyjawić nikomu, a z drugiej w zamian za dostęp do nich Ben Gurion oczekiwał lojalności w przed­sięwzięciu.

Avner Cohen i Yoel Cohen piszą, iż w Izraelu funkcjonuje kduszat ha‑bita­chon (קדושת הביטחון) – świętość bezpie­czeń­stwa. Można to opisać jako postawę społeczeńs­twa, mediów, elit politycz­nych charakte­ry­zu­jącą się zrozu­mie­niem, że są pewne systemy czy elementy bezpieczeńs­twa państwa, o których nie powinno się mówić głośno lub też wcale. Postawa ta również wyraża przekona­nie, że wielu sprawach związanych z egzystencją państwa powinny decydować wyznaczone do tego struktury w ramach rządu lub służb munduro­wych. Zasada ta jest często podważana przez poli­ty­ków, w ostatnich latach, w szczegól­ności podczas rządów koalicji Binja­mina Netan­jahu. Jako przy­kład wystarczy podać konflikty perso­nalne Netan­jahu z ministrami obrony Moszem Jaalonem, a potem z Joawem Galantem, spór z Awiwem Kohawim doty­czący powołania Ita­mara Ben Gwira na ministra bezpieczeńs­twa wewnętrz­nego (odpo­wie­dzial­nego za działania straży granicznej), zwolnienie szefa Szin Betu Ronena Bara, czy – przywołując z przeszłości – przyzwole­nie na otwarcie tunelu pod Ścianą Płaczu, co wywołało zamieszki w 1996 roku.

Yoel Cohen powołuje się na wywiady z izraelskimi politykami i wojskowymi, którzy przeko­ny­wali, iż izraelskie społeczeńs­two wie, jak wielkim wyzwa­niem jest zapew­nie­nie bezpieczeństwa państwa, zatem środki przed­się­wzięte ku temu nie zawsze powinny być jawne. Ponadto, według cytowanych przez Cohena polity­ków, każda demokracja ma swoje tajemnice.

W ramach świętości bezpieczeństwa istnieje również przyzwolenie na cenzurę. Mogą na to wskazywać analizowane wyżej tytuły prasowe. Wszyst­kie artykuły relacjono­wały sprawę, powołując się na historie i opinie gazet amerykań­skich lub angiel­skich. Jedyny „izraelski” dodatek do narracji stanowiło uznanie Wanunu za „sprzedawcę tajemnic atomowych” i podobne temu określenia. Relacje w obu tytu­łach pokrywały się i zdają się potwierdzać opinie o tym, iż kwestie bezpieczeństwa państwa są w prasie ściśle filtrowane. O istocie cenzury wiedział już Ben Gurion, który w 1960 roku miał zapytać amerykańs­kiego ambasadora Ogdena Reida, dlaczego w Stanach Zjedno­czo­nych wszystko musi być wszystkim znane. Można zatem uznać to za jeden z powodów, dlaczego Izraelczycy nie zareagowali jak reszta świata na historie Wanunu. Co więcej, Państwo Izrael nie jest krajem, w którym narodził się zorganizowany i mający rozgłos ruch przeciwko proliferacji broni masowego rażenia.

Trudno jednak znaleźć więcej szczegółów na temat kduszat ha-bitachon czy stosunku Izrael­czy­ków do broni nuklearnej. Dając wiarę amimut, po co badać i opisywać coś, czego nie ma? Asher Arian w 1998 roku przywołał wyniki badań przeprowadzonych na przełomie lat 80. i 90. Politolog pisał, że do pierwszej wojny w Zatoce Perskiej sprawa broni niekon­wen­cjo­nal­nej była nieistotna w Izraelu. Wów­czas nie było jeszcze powszech­nie wiadomo, że Dajan propono­wał test nuklearny, aby zapobiec wojnie sześcio­dnio­wej, a w 1973 roku namawiał do użycia broni jądrowej. Dopiero wojna w Iraku sprawiła, że opinia publiczna uświado­miła sobie powagę tego typu broni w stosunkach między­naro­do­wych. Badania przeprowa­dzone przez Jaffee Center’s National Security and Public Opinion Project wykazały, że tak jak w 1987 roku 78% badanych popierało pomysł rozwoju broni atomowej przez Izrael, tak w 1991 roku było to 91%, a siedem lat później – 92%. W 1987 roku 36% respon­den­tów wyraziło poparcie dla ewentualnego użycia takiej broni, natomiast w 1998 roku aprobata wzrosła do aż 80%. 99% Izrael­czyków poparło taki atak w odwecie za atak atomowy, za nuklearnym odwetem za atak bronią biolo­giczną opowiedziało się 86%, a aby zapobiec porażce w starciu konwencjo­nal­nym wyjście to wybrałoby 45% badanych.

Pojawia się zatem pytanie: co osiągnął Wanunu, przekazując brytyjskiej gazecie swoją historię? Niewątpliwie oficjalnie ujawnił, że Izrael jest w posiadaniu dru­giego reaktora, który został pozyskany na własna rękę, poza programem Atomy dla Pokoju, i pozostaje poza kontrolą między­naro­dową. Oczywiście Stany Zjedno­czone podejrze­wały to i posiadały na temat Dimony różne informa­cje już wcześniej, ale pierwszy raz w historii powie­dział o tym człowiek „z wewnątrz”. Poza tym Mordechaj potwierdził udział w tym przed­się­wzię­ciu Francji, która już przed wojną sześcio­dniową zaczęła ochładzać relacje z Izraelem, kosztem polepsza­nia stosun­ków z państwami arab­skimi, aż do nałoże­nia na Jerozolimę embarga na handel uzbroje­niem i potępienia agresyw­nej polityki w regionie.

Swoim czynem Wanunu unaocznił zbyt dużą pewność siebie struktur bezpie­czeńs­twa, w szcze­gól­ności Malmabu i Szabaku, a także zbaga­te­li­zo­wa­nie poten­cjal­nych zagrożeń. Fakt, iż na teren ściśle tajnego centrum atomo­wego jeden z pracowni­ków wniósł aparat fotogra­ficzny i film, kom­pro­mi­tuje bezpiekę. Malmab (Ha-memune al ha‑bita­chon be‑maare­chet bita­chon, dosł. nad­zorca/osoba odpowie­dzialna ds. bezpieczeńs­twa w systemie bezpie­czeńs­twa) to struk­tura w ramach mini­sters­twa obrony odpo­wie­dzialna za bezpie­czeńs­two prze­mysłu zbroje­nio­wego, insty­tu­cji zajmu­ją­cych się rozwojem nowo­czes­nego uzbrojenia i techno­logii (w tym centrum w Dimonie), audyty bezpie­czeńs­twa w tych jednost­kach, przeciwdzia­ła­nie przeciekom informa­cji czy prze­świe­tla­nie pracowni­ków tych firm i instytucji. Malmab współ­pra­cuje z Szaba­kiem, odpowie­dzial­nym za kontrwy­wiad i bezpie­czeńs­two ins­ty­tu­cji i budyn­ków rządo­wych i państwowych. Dochodzenie wszczęte po sprawie z Wanunu wyka­zało, że funkcjo­nariu­sze obu struktur wiedzieli o zmienia­ją­cych się poglądach poli­tycz­nych i sympatiach Wanunu. Mimo to nic nie zrobiono, aby odsunąć go od Dimony. Nieznane są jednak dokładne wyniki śledztwa, ponie­waż było to dochodzenie wewnętrzne.

Możecie nas śledzić na Blue Sky tutaj i na Facebooku tutaj.

Niewątpliwie artykuł „The Sunday Timesa” umocnił izraelskie ami­mut: ujawniał, co znajduje się w podziemiach Dimony, jednak bez zbytnich szczegółów. Zdjęcia instalacji, paneli kontrolnych i modeli jesz­cze o niczym nie świadczą, ale atmosfera, w jakiej ujrzały światło dzienne, może rozbudzić wyobraźnię. Zatem cały świat dowiedział się od Wanunu, że Izrael jest w posiadaniu czegoś, ale do końca nie wia­domo czego. Pojawia się tu pytanie, czy cała historia nie była insceniza­cją izraelskiego wywiadu, aby właśnie umocnić niejedno­znacz­ność programu nuklear­nego? Być może wyciek i wszystko, co działo się po nim, było teatrem? Sam Barnaby przyznał, że po licznych spotkaniach z Wanunu zaczął podejrzewać, iż wszystko to zostało ukartowane i technik poprzez odpo­wied­nio ujaw­nione szczegóły ostrzega państwa arabskie o możli­woś­ciach nukle­ar­nych Jerozo­limy.

Kwestię tę postano­wiła bezpo­śred­nio poru­szyć w rozmowie z Morde­cha­jem Robbins. Spytała go, czy nie obawia się, iż wyjawione przez niego tajemnice osiągną odwrotny rezul­tat i umoc­nią poten­cjał odstrasza­nia Izraela i odwiodą państwa arab­skie od dalszych ataków. Miało to wywołać złość i oburzenie tech­nika. Dzien­ni­karka podsu­mo­wała osobę Wanunu jako przepeł­nioną hero­icz­nym, wręcz naiwnym idea­liz­mem. Wanunu wierzył w swoją misję uczynie­nia świata lepszym. Wydaje się, że posiadane współ­cześ­nie informacje dotyczące całej historii, a także reakcje polityków w Izraelu oraz służb, negują wersję wydarzeń, jakoby Morde­chaj był podstawionym sygnalistą.

Cahal jest w posiadaniu broni, która może być środkiem przenoszenia głowic nuklear­nych lub stanowić platformę ich odpale­nia. Samoloty, pociski balis­tyczne Jerycho oraz niemieckie okręty podwodne typu Dolfin i Dol­fin 2 w zesta­wie­niu z informacjami przekaza­nymi na temat centrum w Dimonie poz­wa­lają na wysunięcie wniosku, iż Izrael może dyspono­wać bliżej nieo­kreś­lo­nym arsena­łem nukle­ar­nym. Ta układanka jest kluczowa dla oskar­że­nia, które wysu­nięto w kierunku Wanunu: że wystawił izrael­ski program ato­mowy, bez względu na to, czy był on pokojowy czy nie, na cel państw arabskich. Zarzut ten wydaje się naturalny w tej sytuacji. Jednak Dan Sagir, badacz izrael­skiej polityki odstra­sza­nia nuklearnego, w artykule dla „Zman Jisrael” pisze, że państwa arab­skie, przede wszystkim Syria i Egipt, podejrze­wały, że Izrael może być w posiadaniu zdolności nuklear­nych już pod koniec lat 60. Swoje uzasad­nie­nie rozpo­czyna od odwołania się do wywiadu udzie­lo­nego przez Peresa na krótko przed śmiercią polityka. Stwier­dził on, że podczas wizyty Anwara Sadata w Izraelu w 1977 roku na pytanie wice­pre­miera Jigala Jadina, czemu egipskie wojsko nie kontynuowało natar­cia przez Synaj, prezydent Egiptu odpowie­dział: „macie broń atomową. Nie słyszałeś o tym?”.

Sagir wątpi jednak, aby podejrzenia o posiadaniu przez Jerozolimę poten­cjału nuklearnego mogły wpłynąć na losy wojny Jom Kipur, bo to ona pojawia się najczęściej w kontekście odstraszania nuklearnego Izraela. O takim, a nie innym jej przebiegu zdecydowały raczej ogra­ni­cze­nia wojsk Kairu i Damaszku. Te pierw­sze obawiały się wyjścia poza ochronę parasola przeciw­lot­ni­czego wzdłuż Kanału Sueskiego. Poza tym przejście na wschodni brzeg kanału miało, w długo­falo­wej perspektywie, wymusić opusz­cze­nie dotychcza­so­wych pozycji na kanale i Synaju. Z kolei Syryj­czycy chcieli odbić okupo­wane Wzgórza Golan, ponieważ po przyby­ciu izraelskich rezerw na miejscu mogliby nie mieć szans w starciu z nimi. W obu wypadkach użycie broni nuklearnej mogłoby nie być korzystne dla Jero­zo­limy. Straty terytor­ialne na Synaju w pierwszych dniach wojny nie uzasad­nia­łyby użycia broni o takim znaczeniu, z kolei w obszarze Wzgórz Golan istniało zbyt wiele skupisk ludności izraelskiej. Dodatkowo, stolica Syrii, Dama­szek, znajduje się w odległości około 70–80 kilometrów od wzgórz.

Według Sagira dla tak zwanego obozu nuklearnego w Izraelu ograni­czony atak państw arab­skich był najlepszym przykładem na siłę argu­men­tów amimut i strach przywódców arabskich. Natomiast dla przedstawi­cieli obozu konwencjo­nal­nego wojna z 1973 roku stanowiła przykład niesku­tecz­ności ami­mut, bo mimo wszystko Egipt i Syria przeprowa­dziły ograniczony atak na Izrael. Naukowiec odrzuca jednak twierdzenie o porażce amimut w 1973 roku, gdyż nie doszło do zagrożenia egzystencjal­nego dla Państwa Izrael. Według niego tylko w takim wypadku można by użyć broni niekon­wen­cjo­nalnej.

Trudno jest jednoznacznie uznać Wanunu za bohatera lub zdrajcę. Odpowiedź ta jest ograniczana przez liczne czynniki wymienione powyżej. Współczesna opinia między­naro­dowa znalazła się w podob­nej sytuacji jak ruch Liwnego. Zbyt wiele argumentów, które z jednej strony pozwalają domnie­my­wać, ale z drugiej nie pozwalają jedno­znacz­nie stwierdzić. Jedno jest pewne, Wanunu stał się symbolem wciąż małego lub niesłysza­nego kręgu Izraelczyków, dla którego to, co spowiło izraelski program nukle­arny, jest niedopusz­czalne, niede­mo­kra­tyczne i nie wpływa pozytyw­nie na relacje w regionie.

Bibliografia

Arian A., Public Opinion and Nuclear Weapons, „Strategic Assessment” 1998, vol. 1, no. 3, 8–⁠11.
Arkin D., Meiri B., Finkelston I., Wanunu lo mofija ba-szmo ba-‘tisat ha-pituj’ le-Roma, „Maariw”, 23.12.1986, s. 1, 9,
Bar-Zohar M., Mishal N., Mossad. Najważniejsze misje izraelskich służb specjalnych, Poznań 2012.
Borger J., The truth about Israel’s secret nuclear arsenal, „The Guardian”, 15.01.2014.
Cohen A., Israel and the Bomb, New York 1998.
Cohen A., Worst-kept secret. Israel’s bargain with the bomb, New York 2010.
Cohen A., Burr W., The U.S. Discovery of Israel’s Secret Nuclear Project, 15.04.2015, National Security Archive Electronic Briefing Book No. 510.
Cohen A., The 1967 Six-Day War: New Israeli Perspective, 50 Years Later, Wilson Center, 03.06.2017.
Cohen Y., The Whistleblower of Dimona: Israel, Vanunu, and the Bomb, London 2005.
Finkelston I., Jisrael – ha-maacma ha-sziszit ba-olam be-micbur ha-neszek ha-atomi, „Maariw”, 06.10.1986, s. 1, 3, 9.
Finkelston I., Sochnej Ha-Mosad mechapsim ba-Britanja et Wanunu ha-mistater we-choszesz le-chajo, „Maariw”, 07.10.1986, s. 1, 9.
Ganor A., Kfir I., Sztrauch E., Ha-Mosad mechapes oto, „Chadaszot”, 07.10.1986, s. 1–2.
Ginsburg M., ‘Dayan pushed PM Meir to consider using nuclear weapons in 1973 war’, „Times of Israel”, 03.10.2013.
Hersh S., The Samson Option. Israel’s Nuclear Arsenal and American Foreign Policy, New York 1991.
Kristensen H., Korda M., Israeli nuclear weapons, 2021, „Bulletin of the Atomic Scientists” 2022, vol. 78, issue 1, s. 38–50.
Landau D., Peres Sz., Ben Gurion. Żywot polityczny, Wołowiec 2013.
Lewi W., „Jisrael maacma garinit”, „Chadaszot”, 06.10.1986, s. 1–4.
Lewi R., Sotmim le-Wanunu et ha-pe, „Chadaszot”, 22.12.1986, s. 1, 5.
Lewi R., Chatafti ba-Roma, „Chadaszot”, 23.12.1986, s. 1, 4–5.
Liwne E., Ezhara be-rega acharon, „Ha-Arec”, 12.01.1962, s. 2.
Meiri B., Wanunu nise lachasof sod ha-baato la‑Arec, „Maariw”, 22.12.1986, s. 1, 9.
Meiri B., Mechir ha-bgida: 18 szanot maasar, „Maariw”, 28.03.1988, s. 9.
Melman J., It’s time to free Vanunu, „Ha‑Arec”, 16.04.2008.
Pokrzywiński P., Izraelskie ambicje nuklearne, „Układ Sił” 2021, nr 27, s. 48–56.
Sagir D., Ha-sod ha-garini, „Zman Jisrael”, 20.07.2023.
Toscano L., Ha-kiszalon szel ha-Szabak, „Maariw”, 22.06.1990, s. 18–19.
Etsrategijat Cahal. Ha-mismach ha-male – girsat Ogust 2015, Siły Obronne Izraela.
Etsrategijat Cahal. Ha-mismach ha-male – girsat April 2018, Siły Obronne Izraela.
Global Fissile Material Report 2010 Balancing the Books: Production and Stocks, 2010, International Panel on Fissile Materials.
Mordechai Vanunu, Right Livelihood.
Role of nuclear weapons grows as geopolitical relations deteriorate—new SIPRI Yearbook out now, Stockholm International Peace Research Institute (SIPRI), 17.06.2024.
The Vanunu Story, Vanunu.com.
Wasted: 2022 Global Nuclear Weapons Spending, International Campaign to Abolish Nuclear Weapons, 2023.

AP Photo / Zoom 77