Leżąca w stanie Waszyngton Puget Sound Naval Shipyard jest jedną z czterech tak zwanych publicznych stoczni amerykańskiej marynarki wojennej. Jak dowiedział się serwis USNI News, trzy suche doki z sześciu znajdujących się w tej stoczni właśnie zamknięto ze względu na zagrożenie stwarzane przez potencjalne trzęsienia ziemi. Oznacza to, że praktycznie z dnia na dzień US Navy straciła znaczną część mocy przerobowych do pracy przy swoich okrętach podwodnych.

Razem z dokami bezpośrednio w stoczni Puget Sound zamknięto również dok w tak zwanym Pirsie Delta w leżącej trzydzieści kilometrów na północ bazie podwodnych nosicieli pocisków balistycznych. Co istotne, instalacjom tym nie odebrano certyfikatów pozwalających na obsługę okrętów podwodnych o napędzie atomowym. Marynarka wojenna postanowiła po prostu, że nie będzie korzystać z doków ani pirsu, dopóki nie zostaną przeprowadzone dalsze analizy.



Ekspertyza sejsmologiczna wskazała, że gdyby duże trzęsienie ziemi (nie ujawniono, co dokładnie oznacza „duże”) wystąpiło w czasie, kiedy okręt podwodny znajduje się w doku w celu remontu lub przeglądu, mogłoby to spowodować „problemy”. Jakie? Też nie wiadomo, ale podkreślono, że w decyzji o zamknięciu doków chodzi o bezpieczeństwo stoczniowców, marynarzy, okolicznej ludności, środowiska i samych okrętów. Łatwo jednak zgadnąć, że jeśli doszłoby do nagłego rozszczelnienia doku, konsekwencje dla pracujących tam robotników mogłyby być tragiczne.

USNI News pisze, iż do stoczni ściągnięto około setki ekspertów wojskowych i cywilnych, którzy mają dokładnie określić, jakie jest zagrożenie. Tymczasem US Navy oświadczyła, że nie planuje żadnych zwolnień w związku z tą sytuacją. W stoczni pracuje około 14 tysięcy osób.

Okręt podwodny USS Buffalo (SSN 715) w suchym doku numer 2 w stoczni Pearl Harbor Naval Shipyard.
(US Navy / Marshall Fukuki)

Co ciekawe, w stoczni Puget Sound, leżącej nad zatoką o tej samej nazwie, zamknięto najnowsze z sześciu istniejących tam suchych doków. Najstarszy, powstały w 1906 roku, działa jakby nigdy nic. Wyłączono zaś z użytku doki numer 4 i 5, ukończone w latach czterdziestych ubiegłego wieku, oraz numer 6, ukończony w roku 1962. Ten ostatni jest jedynym na Zachodnim Wybrzeżu zdolnym obsługiwać lotniskowce. Dok w Pirsie Delta zbudowano w latach osiemdziesiątych.



Według USNI News marynarka wojenna zdawała sobie sprawę z potencjalnego zagrożenia sejsmicznego co najmniej od 2001 roku. Doszło wówczas do trzęsienia ziemi o magnitudzie 6,8, którego epicentrum znajdowało się 40 kilometrów dokładnie na południe od stoczni. W następstwie tego wydarzenia zaczęto modyfikować instalacje w Puget Sound tak, aby je uodpornić. Kolejne etapy tego programu wciąż są realizowane. Kompleksowe wzmocnienie jednego suchego doku będzie jednak wymagało od osiemnastu do dwudziestu czterech miesięcy pracy.

Suchy dok numer 3 w Puget Sound.
(US Navy / Wendy Hallmark)

Nie wiadomo, czy najnowszą ekspertyzę, która sprowokowała decyzję o zamknięciu doków, zlecono w związku z jakimiś nowymi obawami. Nie wiadomo też, czego nowego marynarka się dowiedziała. Podobnie jak wiele innych informacji związanych z funkcjonowaniem amerykańskiej floty podwodnej, ta również najpewniej pozostanie utajniona. Jedno jest pewne: zamknięcie doków przełoży się negatywnie na poziom gotowości.

W 2020 roku Government Accountability Office, czyli tamtejszy odpowiednik naszego NIK-u, ustaliło, że w latach budżetowych 2015–2019 łączne opóźnienia w pracach przy okrętach podwodnych wyniosły aż 4 tysiące dni. W listopadzie ubiegłego roku kontradmirał Jonathan Rucker przyznał, że z pięćdziesięciu wielozadaniowych okrętów podwodnych aż osiemnaście albo właśnie przechodzi przegląd, albo czeka na swoją kolej. Co gorsza, ujawnił, że średnio 30% prac wykonywanych na okręcie podwodnym w stoczni to zadania nieplanowane. Dla porównania: w żegludze komercyjnej standardem jest maksymalnie 10%. US Navy chce osiągnąć ten poziom w 2026 roku.



Przegląd, nazywany w amerykańskiej nomenklaturze Maintenance Availability, obejmuje często nie tylko kontrolę stanu technicznego całego okrętu, ale także modernizację instalacji okrętowych, często zakrojoną na dużą skalę. W związku z tym prace przy nabrzeżu zasadniczo nie wchodzą w grę. Niezbędny jest suchy dok.

USS City of Corpus Christi (SSN 705) w zalewanym właśnie suchym doku w Pearl Harbor.
(US Navy / Petty Officer 3rd Class Dustan Longhini)

Tymczasem zmniejsza się liczba okrętów podwodnych w służbie czynnej. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że tym sposobem problem z dostępnością doków rozwiąże się samoistnie – mniej okrętów to przecież mniejsze zapotrzebowanie. I faktycznie, mniejsze opóźnienia dałoby się zniwelować. Ale obecnie sytuacja w US Navy jest na pograniczu kryzysu – jeszcze wszystko działa, ale jeden wstrząs może sprawić, że cały system zacznie się chwiać.

Jak pisaliśmy dwa lata temu w artykule Amerykański potencjał odstraszania na Pacyfiku kurczy się wraz z liczbą okrętów podwodnych, Amerykanie odczuwają w tej kwestii na tyle dotkliwe braki, że zaczęli naciskać na Japonię, aby ta rozbudowała własną flotę podwodną i odciążyła swojego sojusznika zza oceanu. Sytuację dodatkowo pogorszyło zderzenie USS Connecticut (SSN 22) z podwodną górą w Morzu Południowochińskim. Dopiero w tym roku ma ruszyć wieloletni remont okrętu.

USS Nimitz (CVN 68) wprowadzany do suchego doku numer 6 w Puget Sound.
(US Navy / Thiep Van Nguyen II, PSNS & IMF photographer)



Takim wstrząsem, który wytrąci z równowagi najpotężniejszą marynarkę wojenną świata, może być przede wszystkim starcie zbrojne z Chińską Republiką Ludową. Jeśli US Navy nie nadrobi wcześniej zaległości – a nawet z kompletem suchych doków byłoby o to trudno – będzie musiała wystawić do walki okręty w niezadowalającym stanie technicznym. A te, które doznają uszkodzeń w trakcie działań bojowych, nie będą mogły liczyć na szybki i kompleksowy remont. Strach pomyśleć, co by się działo, gdyby uszkodzony został któryś lotniskowiec typu Nimitz i gdyby zabrakło dlań wolnego doku.

Widzimy tu kolejną odsłonę problemów amerykańskiej marynarki wojennej ze stoczniami. Tę kwestię również opisywaliśmy w 2021 roku. Z jednej strony z powodu cięć budżetowych spowodowanych zakończeniem zimnej wojny liczba stoczni publicznych w latach 90. spadła z dziewięciu do czterech (Norfolk, Portsmouth, Pearl Harbor i Puget Sound). Łącznie mają one dwadzieścia jeden suchych doków, których średni wiek wynosi około stu lat. Wśród podmiotów prywatnych kłopotem jest brak konkurencji, wynikający ze skupienia zdolności i mocy przerobowych w rękach Huntington Ingalls Industries, w którego skład wchodzą Newport News Shipbuilding i Ingalls Shipbuilding.

Zobacz też: Jak Francja chce wzmocnić obronę przeciwrakietową okrętów

Shelby West / Norfolk Naval Shipyard