Operacje przy użyciu bezzałogowców stają się nieodłączną częścią działań lotnictwa bojowego. Mogłoby się wydawać, że drony rzadko ulegają wypadkom. A jednak, podobnie jak w lotnictwie załogowym, są wśród nich typy, które rozbijają się statystycznie częściej niż inne. Jak wynika z danych za lata 2011–2017, w US Army maszynami takimi są RQ-7B Shadow i MQ-1C Gray Eagle.

We wspomnianym okresie doszło do aż 271 zdarzeń z udziałem RQ-7. Wśród nich znalazł się jeden poważny wypadek w 2011 roku w Afganistanie. Shadow oczekujący w kolejce do lądowania zderzył się wówczas w powietrzu z transportowcem C-130 Hercules. Po kolizji obie maszyny wymagały napraw, których koszt przekroczył granicę miliona dolarów.

Rok 2011 okazał się pod tym względem rekordowy dla RQ-7, odnotowano w nim bowiem aż sześćdziesiąt dziewięć wypadków. Przyczynami niebezpiecznych zdarzeń były najczęściej usterki układu napędowego i paliwowego lub przegrzanie systemów elektronicznych. Do wypadków dochodziło też z powodu nietrafienia w sieć hamującą, utraty kontroli nad dronem, silnego wiatru czy wyczerpania zapasu paliwa.

Statystycznie lepiej wypadł większy, bardziej złożony i droższy brat Shadowa – Gray Eagle. W rozpatrywanym okresie doszło do pięćdziesięciu czterech zdarzeń z udziałem MQ-1C, jednak aż trzydzieści pięć z nich zostało zakwalifikowane do najwyższej klasy A. Do połowy wypadków Gray Eagle’i doszło w Afganistanie, a wzrost ich liczby towarzyszył zwykle zwiększaniu natężenia działań.

Najczęstszymi przyczynami wypadków MQ-1 US Army były awaria silnika, brak paliwa, zanik łączności z dronem lub utrata kontroli nad jego układem sterowania. Zdarzały się też incydenty, w których można by upatrywać przynajmniej częściowej winy operatora, takie jak zbyt twarde lądowanie czy też uderzenie bezzałogowca w hangar, w zbocze góry lub w linię wysokiego napięcia.

Zobacz też: Nadchodzi koniec bezkarności małych dronów?

(c4isrnet.com; na fot. MQ-1C US Army w wysuniętej bazie Shank w Afganistanie)

US Army / Sgt. Ken Scar