Po raz pierwszy od blisko sześciu lat niemiecki rząd wyraził zgodę na sprzedaż broni do Arabii Saudyjskiej. Na razie chodzi jedynie o partię uzbrojenia lotniczego. Na widnokręgu majaczy jednak możliwość poważniejszej zmiany stanowiska Berlina i odblokowania sprzedaży bardzo pożądanych przez Saudów dodatkowych Eurofighterów. Przyczyną jest zmiana sytuacji politycznej na Bliskim Wschodzie po ataku Hamasu na Izrael i postępujące zbliżenie między Jerozolimą i Rijadem.

Rzecznik niemieckiego rządu Steffen Hebestreit potwierdził 10 stycznia wydanie przez Berlin zgody na sprzedaż Arabii Saudyjskiej partii 150 pocisków powietrze–powietrze Iris-T. Decyzja w tej sprawie miała zapaść na posiedzeniu rady bezpieczeństwa narodowego jeszcze pod koniec ubiegłego roku. Szczegóły kontraktu, takie jak cena i termin realizacji, nie są znane, ale w kontekście całej sprawy jest to zagadnienie drugorzędne.



Pojawił się bowiem pierwszy wyłom w niemieckim embargu na sprzedaż broni pustynnemu królestwu nałożonym w roku 2018 po zamordowaniu krytykującego władze dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego. Sprawa odbiła się poważnym echem w relacjach Arabii Saudyjskiej z Zachodem i w krótkim terminie przyniosła więcej szkody niż pożytku. Amerykański wywiad jako odpowiedzialnego za morderstwo wskazał księcia Muhammada ibn Salmana, co przyniosło wstrzymanie wsparcia dla saudyjskiej interwencji w Jemenie.

W samych Niemczech temat budził i budzi wiele kontrowersji. Śmierć Chaszukdżiego dostarczyła wody na młyn dla zwolenników poważnych ograniczeń w eksporcie uzbrojenia. Lewica chętnie widziałaby całkowite embargo na sprzedaż broni Saudom i wielu innym państwo Bliskiego Wschodu. Z drugiej strony koncerny zbrojeniowe były wściekłe z powodu utraty wielomilionowych kontraktów, mówiono nawet o sprzęcie o łącznej wartości 2 miliardów euro. Rheinmetall domagał się od rządu odszkodowania, a nawet groził procesem.

Szczytne ideały szczytnymi ideałami, ale zwykle muszą ustąpić wobec wyższej konieczności politycznej. Taka sytuacja zaistniała po ataku Hamasu na Izrael z 7 października. Wbrew czarnym scenariuszom jednych, a nadziejom drugich, izraelski odwet nie wykoleił zbliżenia saudyjsko-izraelskiego. Wręcz przeciwnie. Gdy wspierany przez Iran jemeński ruch Hutich zaczął odpalać pociski balistyczne w stronę Izraela i atakować żeglugę na Morzu Czerwonym okazało się, że Rijad i Jerozolima mają wspólnego wroga. Jeśli Saudowie zestrzeliwują przy tym wycelowane w Izrael pociski, to tym lepiej.



Do tego niemieckie embargo nie było całkowite. Poczyniono liczne wyjątki dla francuskiego sprzętu zawierającego niemieckie części. Arabia Saudyjska jest stałym klientem francuskiej branży zbrojeniowej, a niemieckie dyskusje nad ograniczeniami w eksporcie uzbrojenia budzą nerwowość Paryża i dostarczają argumentów przeciwnikom wspólnych projektów zbrojeniowych z samolotem bojowym następnej generacji FCAS i czołgu MGCS na czele.

Tutaj na scenę wkracza Eurofighter Typhoon. Jeszcze w roku 2006 Arabia Saudyjska zamówiła siedemdziesiąt dwie maszyny tego typu. Kontrakt obejmował opcję na czterdzieści osiem kolejnych. O skorzystaniu z niej zaczęto nieoficjalnie mówić już w roku 2013, ale podjęcie negocjacji w tej sprawie potwierdzono dopiero wiosną roku 2018. Wkrótce potem wybuchł skandal z zabójstwem Chaszukdżiego.

Wprawdzie Saudowie kupowali Typhoony od Brytyjczyków, ale ponieważ myśliwiec jest przedsięwzięciem europejskim, rządy innych uczestników projektu też muszą wyrazić zgodę na transakcję. Berlin przyjął twarde stanowisko i zdecydowanie odmawiał akceptacji. Rozmowy stanęły w miejscu. Dla Londynu i Rijadu najważniejsze stały się nie konkretne klauzule umowy, ale próby przekonania Niemiec do zmiany stanowiska. Ostatnią próba zakończyła się fiaskiem w lipcu ubiegłego roku.

Nie był to zresztą jedyny problem Rijadu w dziedzinie zaawansowanych projektów lotniczych. Saudowie chcieli dołączyć do programu samolotu bojowego następnej generacji Tempest, czy raczej brytyjsko-włosko-japońskiego Global Combat Air Programme (GCAP). Tym razem veto postawiła Japonia.



Niespodziewanie 8 stycznia, w przededniu wizyty w Jerozolimie, szefowa niemieckiego resortu spraw zagranicznych Annalena Baerbock oświadczyła, że rząd federalny jest otwarty na sprzedaż Typhoonów Arabii Saudyjskiej. Zaskoczenie było tak duże, że sporo mediów poza Niemcami pisało o zgodzie Berlina na transakcję i zniesieniu embarga. Do tego jednak jeszcze długa droga.

Więcej szczegółów podał rzecznik rządu Steffen Hebestreit. Otwarcie przyznał, że zmiana stanowiska Berlina związana jest z nową oceną sytuacji na Bliskim Wschodzie po wybuchu nowej wojny Izraela z Hamasem. Nie oznacza to jednak automatycznej zgody. Rijad musi najpierw wynegocjować z Londynem odpowiednią umowę, która następnie zostanie przekazana do oceny i akceptacji niemieckiej radzie bezpieczeństwa narodowego. Dopiero po sprawdzeniu określonych warunków, układu sił i sytuacji w regionie Niemcy mogłyby zaakceptować kontrakt, czego oczywiście nie muszą zrobić.

W samych Niemczech zdania w sprawie eksportu Typhoonów do Arabii Saudyjskiej są podzielone. Opozycyjni chadecy generalnie są za. Zdaniem Floriana Hahna z bawarskiej CSU, gdyby rząd nie wydał zgody na transakcję, wyrządziłby duże szkody, podważając zaufanie do Niemiec. Z kolei na Baerbock spadła krytyka ze strony jej macierzystej partii Zielonych: Arabia Saudyjska jest tam cały czas na cenzurowanym, a część działaczy postuluje przyznanie priorytetu kontraktom dla sojuszników z NATO i „podobnie myślących” państw demokratycznych.

Zobacz też: Czy ukraińskie siły specjalne polują na sojuszników Rosji w Sudanie?

Eurofighter Jagdflugzeug GmbH / Geoffrey Lee