Pozyskanie nowoczesnych okrętów podwodnych to proces kosztowny i długotrwały, o czym przekonują się Filipiny, myślące o zakupie dwóch takich jednostek. W takich sytuacjach jedną z opcji zawsze są okręty używane. Taka okazja pojawiła się niedawno wraz z doniesieniami, że Singapur zamierza sprzedać przeznaczone do wycofania ze służby jednostki typów Archer i Challenger. Byłby to zakup okrętów z trzeciej ręki, bowiem Miasto Lwa kupiło je od Szwecji.

Opcja, o której pisze filipiński serwis MaxDefense Philippines, pojawiła się wraz z wprowadzaniem do służby w singapurskiej marynarce wojennej kolejnych okrętów typu 218SG. Tym samym Singapur może wycofać starsze jednostki. W latach 90. miasto-państwo kupiło od Szwecji cztery jednostki typu Sjöormen, które lokalnie otrzymały nazwę Challenger. Nawet jednak daleko idąca modernizacja nie zmieniała faktu, że były to okręty zaprojektowane w latach 60.




Poszukując wzmocnienia floty podwodnej, Singapur ponownie zwrócił się do Szwecji, która akurat była chętna do sprzedaży dwóch jednostek typu Västergötland, wprowadzonych do służby pod koniec lat 80. Tym sposobem, po kolejnej głębokiej modernizacji, na wody cieśniny Malakka trafiły okręty typu Archer. Byłyby one dużo atrakcyjniejszą ofertą dla Filipin nie tylko z racji młodszego wieku, a tym samym mniejszego zużycia. W ramach modernizacji Archer i Swordsman otrzymały napęd niezależny od powietrza atmosferycznego (AIP) w postaci dwóch silników Stirlinga Kockums v4-275R.

Oczywiście taka transakcja wymagałaby zgody Sztokholmu. Ze względu na dobre relacje i dość bliską współpracę wojskową między Szwecją a Filipinami nie powinien być to problem. Więcej wątpliwości budzi zasadność pozyskiwania okrętów z trzeciej ręki. Max Monero, założyciel MaxDefense Philippines, zwraca uwagę, że taka opcja nie oznacza rezygnacji z pozyskania nowych jednostek, zaś filipińska marynarka wojenna może tym sposobem zdobyć bardzo cenne doświadczenia.

Przede wszystkim nie wiadomo, kiedy Filipiny ostatecznie pozyskają pierwsze w swojej historii okręty podwodne. Pomysł narodził się najpóźniej w roku 2015, gdy rozpoczęto tworzenie tak zwanej „grupy podwodnej Marynarki Wojennej Filipin”. Pozyskanie dwóch jednostek uwzględniono w programie rozbudowy sił zbrojnych „Horyzont 2” przewidzianym na lata 2018–2022. Plan okazał się jednak zbyt ambitny i budowę floty podwodnej przesunięto do programu „Horyzont 3”, obejmującego lata 2023–2027. Taka perspektywa czasowa była zresztą pierwotnie zakładana przez marynarkę wojenną.



Mimo upływu lat Manila nie podała jeszcze planowanego terminu rozstrzygnięcia postępowania. To wraz z kolejnymi problemami budżetowymi sprawiło, że realizacja pomysłu regularnie staje pod znakiem zapytania. Według informacji dziennika Inquirer łączny koszt programu, obejmującego oprócz pozyskania okrętów tworzenie od podstaw infrastruktury logistycznej i szkolenie załóg, wyniesie 70–100 miliardów peso (5,2–7,4 miliarda złotych). To niebagatelna kwota, zwłaszcza że wśród pilnych programów zbrojeniowych jest jeszcze kupno kolejnych baterii pocisków przeciwokrętowych BrahMos, nowoczesnych myśliwców, czołgów, a w grę wchodzą też dodatkowe fregaty.

Wątpliwości rozwiał prezydent Ferdinand Marcos Junior. Podczas niedawnych obchodów 125. rocznicy utworzenia filipińskiej marynarki wojennej oświadczył, że opcja pozyskania okrętów podwodnych jest cały czas na stole. Marcos przyznał jednak, iż z realizacją planu trzeba poczekać na „bardziej sprzyjające warunki”. Poza tym dla marynarki priorytetem jest rozwijanie zdolności przeciwpodwodnych. Kolejnym istotnym warunkiem dla Manili jest wynegocjowanie najbardziej korzystnych warunków, co oprócz ceny oznacza także zaangażowanie lokalnej gospodarki. Chodzi nie tyle o bardzo słaby lokalny przemysł, ile o „tworzenie miejsc pracy”, co w tym przypadku może oznaczać kontrakty dla miejscowych firm budowlanych.

Nawet w przypadku szybkiego wyboru oferty, o którą od początku rywalizują Francja, Niemcy i Korea Południowa, a niedawno dołączyła Hiszpania, budowa okrętów zajmie kilka lat, a kolejne lata zajmie uzyskanie gotowości operacyjnej. Wprawdzie już w grudniu 2018 roku filipińskich marynarzy wysłano na szkolenie do Francji. Nie wiadomo jednak było, czy chodzi o szkolenie załóg, oficerów sztabowych czy obsługi technicznej.

W ubiegłym roku strona francuska ujawniła, że grupa filipińskich oficerów od roku 2019 przechodzi szkolenie w należącym do Défense Conseil International (DCI) ośrodku w Breście. Formalnie szkolenia ma być wszechstronne i „agnostyczne pod względem platformy”, to znaczy umożliwi Filipińczykom odnalezienie się na pokładzie dowolnego okrętu podwodnego. Nie zmienia to faktu, że kursanci będą najlepiej obeznani z francuskimi rozwiązaniami, a to już niebagatelny atut. Nie dziwi więc, że Scorpène jest uważana za faworyta w zmaganiach o kontrakt.



Nawet jednak najlepsze szkolenie nie zastąpi praktycznych doświadczeń. Pozyskanie używanych jednostek pozwoliłoby filipińskim marynarzom utrzymać umiejętności zdobyte we Francji, a marynarce wojennej – oswoić się z nowymi nabytkami i nauczyć się, jak prowadzić operacje z ich udziałem. Okręty z trzeciej ręki byłyby więc bardziej jednostkami szkolnymi, właściwe zdolności bojowe nadeszłyby wraz nowoczesnymi okrętami, niezależnie od tego, jaki typ wyszedłby zwycięsko z rywalizacji o kontrakt.

Tym samym uzyskanie gotowości operacyjnej przez docelowe jednostki poszłoby znacznie szybciej. Zmalałoby również prawdopodobieństwo wypadków, nieuniknionych w przypadku braku praktycznych doświadczeń. Z drugiej strony istnieje ryzyko, że rozwiązanie pomostowe okaże się wyjątkowo trwałe i pozbawi decydentów zainteresowania całą sprawą.

Zobacz też: Postępy w modernizacji argentyńskich czołgów TAM

David's World 2011, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic