Polskie F-16 wciąż budzą kontrowersje – jak nie przez sugestie o “przekręceniu” przetargu, to przez doniesienia o rzekomo nagminnych awariach, a później przez wywołaną poziomem hałasu irytację mieszkających w okolicy 31. blot. Mimo że radomski Air Show nie trafił jak na razie o Krzesin, tutejsza baza została gospodarzem Festynu, którego główną atrakcją miał być – i był – występ odbywającego właśnie europejskie tournee amerykańskiego zespołu akrobacyjnego Thunderbirds, latającego, jakże by inaczej, na F-16. Nadarzała się więc świetna okazja, by oswoić się z Sokołem, którego nad Wisłą przemianowano na Jastrzębia.
W poniedziałek zorganizowano dzień wyłącznie dla dziennikarzy – to właśnie wtedy powstały wywiady z pilotami i większość prezentowanych Wam dziś zdjęć. Dodatkową korzyścią z obecności tego dnia w bazie była możliwość obejrzenia naszych “szesnastek” z progu hangaru, a amerykańskich “szesnastek” bezpośrednio nad głowami – w dzień pokazów bowiem nie wolno im wykonywać manewrów nad sektorami dla publiczności. Było głośno, ale wcale nie tak obrzydliwie głośno, jak by się można tego spodziewać. Choć wierzcie na słowo: kiedy F-16 minie człowieka w odległości 10 metrów, sunąc powoli po pasie, uszy mogą rozboleć.
Noc z poniedziałku na wtorek była deszczowa i tak naprawdę do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy Thunderbirds w ogóle wystartują. Start zaplanowany był na 13:30, ale już od rana można było wchodzić na teren Bazy, gdzie pod dachem czekały polskie F-16, niestety bez uzbrojenia (i niestety żaden nie zaprezentował się w locie), ale za to zarówno jedno-, jak i dwumiejscowe. Z kolei na wolnym powietrzu wyeksponowano szeroką gamę samolotów WLiOP – od Orlika, przez Bryzę, aż po MiG-a-29, a kawałek dalej czekał też amerykański C-17. Szkoda tylko, że naszych maszyn nie dało się nawet obejść wokół, nie wspominając już o ich dotknięciu czy wejściu do środka – a przecież wizyta w kabinie MiG-a-21 byłaby dla wielu, zwłaszcza najmłodszych, naprawdę wielkim przeżyciem.
Główna część festynu rozpoczęła się planowo – od krótkiego pokazu na ziemi obejmującego niemal taneczny występ obsługi naziemnej przy samolotach. Gdy zaczynało się zbierać na deszcz, piloci czekali na pasie startowym, aż narrator skończy opowiadać o wielkiej patriotycznej misji Thunderbirds (co trwało dwa razy dłużej ze względu na konieczność korzystania z tłumacza) – ani to ciekawe, ani pasjonujące, chwilami trochę śmieszne (tłumacz pomylił “zakorzenianie” z “wykorzenianiem”), a chmury się zbliżały.
Początkowo deszcz był dość lekki, wobec czego podjęto decyzję o starcie. I trzeba przyznać, że było na co popatrzeć, gdyż Amerykanie zaprezentowali naprawdę wielkie umiejętności. Można dyskutować, czy beczka na osiem taktów to faktycznie taka efektowna i trudna figura, ale już loty w formacjach (4 samoloty) i bliskie mijanie (dwójka solistów, majorowie Ed Casey i Samantha Weeks) bez słowa przesady mogły zapierać dech w piersiach. Ale…
Ale nie doszliśmy nawet do połowy pokazu, kiedy dosłownie lunęło jak z cebra. Jeszcze przez chwilę piloci kontynuowali akrobacje a publiczność dzielnie przemakała do suchej nitki, ale ostatecznie występ musiał zostać przerwany. Samoloty wylądowały, a publiczność zaczęła uciekać do autobusów.
Gdyby nie deszcz, festyn można by uznać za niezwykle udany. Tunderbirds, występujący tym razem po raz pierwszy z dwiema kobietami za sterami maszyn w powietrzu (oprócz sześciu wykonujących akrobacje czekały jeszcze dwa rezerwowe), to przecież jeden z absolutnie najlepszych tego typu zespołów świata, do tego odwiedzający Polskę dopiero drugi raz, więc ich akrobacje po prostu musiały się podobać, a kogo nie było, niech żałuje, bo warto było zmoknąć.
O co można mieć żal do organizatorów? Cóż, powrót do centrum miasta nie był zorganizowany najlepiej – na gości czekały stada autobusów, ale… nie chciały odjechać, choć były już zapełnione do granic możliwości. No i o to, że nikt nie wpadł na pomysł skrócenia naziemnej części pokazu na rzecz demonstracji w powietrzu.
A protesty? Były, jak najbardziej – manifestacja, transparenty wzdłuż drogi na lotnisko. Mało kto się nimi przejął.