Sprawa Boeinga 747-8, który miał być przekazany Donaldowi Trumpowi w darze przez władze Kataru jako nowy samolot prezydencki, okazuje się równie kontrowersyjna co tajemnicza. W ubieg­łym tygodniu amerykański Departament Obrony stwierdził, że już wziął w posiadanie tę upragnioną przez Trumpa maszynę. Ale teraz dowiadujemy się, że prawnicy obu zaintere­so­wa­nych rządów jeszcze nie sfinalizowali umowy. Według The Washington Post zespoły radców prawnych obu krajów kontaktowały się po raz ostatni 9 maja i od tego czasu panuje cisza.

Jak pisze WaPo, Katarczycy nalegają na podpisanie protokołu, który jedno­znacz­nie określi, że przekazanie samolotu zostało zainicjowane przez administrację Trumpa i że Katar nie ponosi odpowiedzialności za dalsze losy samolotu, w tym zmiany jego właściciela. Wyraźnie widać tu skutek obaw o odpowiedzialność prawną, którą mógłby za sobą pociągnąć manewr spodziewany przez krytyków Trumpa: podarowanie (w mniej lub bardziej bezpośredni sposób) samolotu prezydentowi przez Departament Obrony.

– [Dostałem] piękny, duży, wspaniały darmowy samolot dla sił powietrznych Stanów Zjednoczonych — powiedział wczoraj Trump dziennikarzom w Gabinecie Owalnym. – Jestem z tego bardzo dumny.

Przyponijmy: chodzi o maszynę opatrzoną numerem seryjnym 37075 oraz noszącą w prze­szłości katarskie rejestracje A7-HJA i A7-HBJ, a teraz zarejestrowaną jako P4-HBJ (P4 to Aruba) i należącą formalnie do firmy Global Jet Isle of Man. Jego faktyczny status nie jest jednak w pełni jasny. Obecnie P4-HBJ stoi w San Diego w Kalifornii, ale w lutym tego roku odwiedził Palm Beach, gdzie z samolotem zapoznał się sam Trump i nawet nie krył zachwytu.

Trump początkowo twierdził, że to Katar wystosował propozycję przekazania luksusowego Jumbo Jeta za darmo. W rzeczywistości to administracja Trumpa zwróciła się kilka miesięcy temu z prośbą o sprzedaż maszyny. Było to bezpośrednie pokłosie utyskiwań Trumpa na piętrzące się opóźnienia w pracach nad dwoma Boeingami 747 kupionymi z myślą o konwersji do roli Air Force One w trakcie jego pierwszej kadencji.

Dopiero w toku rozmów z Katarczykami pojawił się pomysł odstąpienia samolotu w prezencie. I obecnie taka jest obowiązująca linia. Anna Kelly, rzeczniczka Białego Domu, oświadczyła w odpowiedzi na pytanie WaPo, że nie ma wątpliwości, że samolot zostanie przekazany Stanom Zjednoczonym za darmo.

Drodzy Czytelnicy! Dziękujemy Wam za hojność, dzięki której Konflikty pozostaną wolne od reklam Google w czerwcu.

Zabezpieczywszy kwestie podstawowe, możemy pracować nad realizacją ambitniejszych planów, na przykład wyjazdów na zagraniczne targi, aby sporządzić dla Was sprawozdania, czy wyjazdów badawczych do zagranicznych archiwów, dzięki czemu powstaną nowe artykuły.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Z tą zbiórką zwracamy się do Czytelników mających wolne środki finansowe, które chcieliby zainwestować w rozwój Konfliktów. Jeśli nie macie takich środków – nie przejmujcie się. Bądźcie tu, czytajcie nas, polecajcie nas znajomym mającym podobne zainteresowania. To wszystko ma dla nas ogromną wartość.

3%

WaPo przypomina, że w ostatnich tygodniach na Katar spadła huraganowa krytyka ze strony nie tylko członków Partii Demokratycznej, ale także niektórych Republikanów. Senator Chris Murphy (demokrata ze stanu Connecticut) przedłożył projekt ustawy blokującej sprzedaż broni Katarowi do czasu wycofania oferty dotyczącej Jumbo Jeta. Murphy stwierdził, że byłaby to „nielegalna łapówka, którą prezydent Stanów Zjednoczonych chce przyjąć”.

Artykuł I konstytucji Stanów Zjednoczonych zawiera przepis zwany po angielsku Emoluments Clause, czyli punkt o honorariach. Stanowi on między innymi, że osoba piastująca urząd nie może przyjmo­wać bez zgody Kongresu żadnych darów, honorariów, urzędów ani tytułów od żadnego króla, księcia ani obcego państwa. Trumpa oskarżano o łamanie tego przepisu już w poprzedniej kadencji, ale teraz, kiedy mówimy o darze wartym potencjalnie około połowy miliarda dolarów, sprawa urasta do zupełnie nowej skali.

Barack Obama i obecny samolot prezydencki VC-25A w Columbus w stanie Ohio.
(White House / Pete Souza)

Z formalnego punktu widzenia wiele zależy od tego, w jakiej formule odbyłoby się przekazanie samolotu. Gdyby Katarczycy podarowali go Trumpowi jako osobie prywatnej, byłoby to nielegalne. Jeśli samolot stałby się darem dla Trumpa jako prezydenta, sprawa mogłaby nabrać pozorów legalności. Ustępując z urzędu, Trump musiałby przekazać samolot swojej bibliotece prezydenckiej. Placówki te przechowują nie tylko dokumenty wytworzone przez administrację danego prezydenta, ale także wręczone mu prezenty, które stają się de facto eksponatami muzealnymi. To jednak nie oznacza, że samolot będzie po prostu stał otwarty dla zwiedzających. Przeciwnie, jak informowała CNN, plan jest taki, żeby Trump był w stanie używać tego samego samolotu nawet po opuszczeniu Białego Domu, co (przynajmniej formalnie) mogłoby być legalne.

Obecnie, najwyraźniej pod wpływem tego zamieszania, Trump trochę zmienił stanowisko. W tej samej rozmowie z dziennikarzami w Gabinecie Owalnym stwierdził, że Boeing 747 byłby zdecydowanie za duży do użytku osobistego. Obecnie głównym prywatnym samolotem Trumpa jest 34-letni Boeing 757-2J4ER, który wcześniej należał do Paula Allena.

Tymczasem administracja Trumpa zleciła już spółce L3Harris modernizację katarskiego samolotu i doprowadzenie go do odpowiedniej konfiguracji. Ale jak nieoficjalnie dowiedział się The Washington Post, prace będą musiały objąć nie tylko instalację wyposażenia specjalis­tycz­nego. Mimo że samolot latał stosunkowo mało, jest ponoć w bardzo złym stanie technicznym, a remont jest kwestią potencjalnie kilkudziesięciu milionów dolarów. Łącznie konwersja może kosztować nawet 1,5 miliarda dolarów. A potem druga konwersja – usunięcie osprzętu wojskowego, tak aby samolot mógł służyć bibliotece Trumpa w cywilu – to kolejne pół miliarda.

Boeing 757 (rej. N757AF) należący do Donalda Trumpa i zwany z przymrużeniem oka Trump Force One.
(Tomás Del Coro, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Trzeba też wziąć pod uwagę, ile to wszystko będzie trwało. Pierwszy prawdziwy VC-25B będzie gotowy najwcześniej w roku 2029, czyli już po zakończeniu drugiej kadencji Trumpa. Ale nie ma wcale gwarancji, że katarski samolot będzie gotów szybciej. Chyba że Trump zaordynuje rezygnację z części wyposażenia specjalistycznego. Nie można też pominąć zagrożenia kontrwywiadowczego. Jak zagwarantować, że Katarczycy nie ukryli w samolocie urządzeń podsłuchowych? Jedyny sposób to rozebranie go na czynniki pierwsze – do gołej struktury płatowca. Co również potrwa.

Oczywiście samolot prezydencki to nie tylko, a nawet nie przede wszystkim luksusowe wyposażenie. Zamówienie na docelowe VC-25B określa, że samoloty otrzymają specjalny pakiet wyposa­że­nia podobny do znanego ze starych VC-25: system samoobrony, salę operacyjną z szerokim wachla­rzem sprzętu medycznego czy luksusowe umeblowanie kabiny prezydenckiej. Ponadto zupełnie nowy będzie system łączności (obejmujący systemy zarządzania siłami strategicz­nymi), a głębokie zmiany dotkną też instalacji elektrycznej, która będzie musiała sobie radzić z dużo większym obciążeniem. Podobnie jak obecne maszyny, nowe także będą zabierały jedynie około siedemdziesięciu pasażerów.

Nowy Air Force One

Decyzję o wymianie obecnie używa­nych VC-25A podjęto już w 2011 roku, ale na konkretne decyzje trzeba było czekać sześć lat. Wybór Boeinga 747-8 był wszakże oczywisty od początku postępowania. Jedynym innym samolotem spełniającym wymagania był Airbus A380, ale jest oczywiste, że amerykański prezydent musi latać amerykańskim samolotem, a Boeing 747 jest jedyną dostępną maszyną czterosilnikową, dającą większy margines bezpieczeństwa w porów­na­niu z samolotami dwusilnikowymi.

Ostatecznie do przebudowy do stan­dardu VC-25B wyznaczono Boeingi 747-8i, które miały trafić do upadłej rosyjskiej linii lotniczej Transaero. Linia wstrzymała działalność w paź­dzier­niku 2015 roku i od tego czasu dwa Boeingi stały na lotnisku Southern California Logistics Airport w Victorville. Wkrótce po podjęciu tej decyzji Pentagon przyznał Boeingowi kontrakt o wartości 600 milionów dolarów na wstępne prace projektowe nad nowym Air Force One.

Wizualizacja VC-25B.
(US Air Force)

VC-25B nie będą miały możliwości tankowania w locie. Obecne VC-25A według oficjalnego stanowiska USAF‑u nigdy, dosłownie ani razu, nie skorzystały z tej możliwości podczas lotu z głową państwa na pokładzie. Dziennikarze serwisu The War Zone twierdzą jednak, iż stało się to co najmniej raz – w listopadzie 2003 roku, kiedy Bush młodszy udał się z wizytą do Iraku.

Niezależnie od tego trzeba pamiętać, że to nie jest tylko maszyna pasażer­ska, wożąca polityków z punktu A do punktu B. Samolot prezydencki ma służyć jako awaryjny ośrodek dowo­dze­nia w razie ataku strate­gicz­nego na Stany Zjednoczone, jeżeli prezy­dent nie ma możliwości dostać się na pokład wyspecja­li­zo­wa­nego samolotu dowo­dze­nia strategicznego E-4B Nightwatch (a nie­ba­wem – jego następcy opracowywanego przez Sierra Nevada Corp. również na bazie Jumbo Jetów z drugiej ręki). Ogra­ni­cze­nie długotrwałości lotu oznaczać będzie zarazem ogra­ni­cze­nie możliwości pełnienia tej ważnej funkcji.

W 2023 roku prezydent Joe Biden podjął ostateczną decyzję w sprawie malowania nowych samolotów prezydenckich. Jako że Air Force One jest z natury rzeczy jednym z narzędzi projekcji globalnych wpływów Waszyngtonu, jego barwy były kwestią wagi państwowej, nawet jeżeli Biały Dom nie chciał tego przyznać. Dodatkowo zamieszanie wprowadził poprzednik Bidena, który miał własne, nieortodoksyjne pomysły odnośnie do malowania VC-25B.

Ostatecznie Biden odwołał wszystkie decyzje podjęte przez Trumpa i postawił na klasykę, obowiązującą od czasów Johna F. Kennedy’ego. Nowe malowanie będzie praktycznie powtórką starego, z minimalnymi zmianami, które po części wynikają z różnic konstrukcyjnych między Boeingiem 747-8 a Boeingiem 747-200, stanowiącym podstawę dwóch obecnych VC-25A, pozostających w służbie od 1990 roku.

W komunikacie prasowym US Air Force wymieniono trzy zasadnicze zmiany. Jasnoniebieski kolor dolnej połowy kadłuba będzie nieznacznie ciemniejszy, silniki będą malowane na kolor ciemnoniebieski (ten sam co na górnej połowie kadłuba), a do tego zniknie goły polerowany metal, gdyż nie pozwalają na to materiały współcześnie stosowane w poszyciu samolotu. I to tyle.

Trump proponował malowanie takie jak na poniższym zdjęciu. Nie można mu odmówić estetyki, ale miłośnicy lotnictwa od razu zauważyli, że jest ono podejrzanie podobne do barw linii Trans World Airlines stosowa­nych w latach 90. (przykład można zobaczyć tutaj), a także do prywat­nego Boeinga 757 Trumpa. Do tego okazało się, że tak ciemny odcień granatowego stwarzałby ryzyko przegrzewania niektórych elementów samolotu, co z kolei wymusiłoby dodatkowe próby, aby uzyskać certyfikat Federalnej Administracji Lotnictwa. To zaś ozna­cza­łoby wzrost kosztów, gdy przecież głównym argumentem na rzecz wymiany samolotów są długofalowe oszczędności.

Para VC-25A jest kojarzona ze znakiem wywoławczym Air Force One, należy jednak pamiętać, że w łączności radiowej piloci posługują się nim jedynie w sytuacji, gdy prezydent jest na pokładzie. Jednocześnie każdy inny samolot USAF‑u przewożący w danym momencie amerykańskiego prezydenta automatycznie zyskuje status Air Force One. Na tej samej zasadzie funkcjonuje to w przypadku innych statków powietrznych; na przykład wiozące prezydenta śmigłowce piechoty morskiej oznaczone są Marine One.

Garść historii

Pierwszym odrzutowym samolotem prezydenckim w USA był wyprodu­ko­wany w 1962 roku Boeing 707-353B (oznaczenie wojskowe VC-137C, rejestracja 62-6000). Jego malowanie opracował Raymond Loewy na prośbę pierwszej damy Jackie Kennedy, ale podstawowe wytyczne opracował sam prezydent. Jako urodzony piarowiec postawił na malowanie z mamucim napisem „United States of America” i flagą, on też postanowił, że samolot prezydencki nie będzie mieć żadnej nazwy własnej.

Richard Nixon z małżonką wysiadają z VC-137C 62-6000 po lądowaniu w Pekinie, 1972 rok.
(Ollie Atkins, White House Photographer)

Maszyna ta służyła ośmiu kolejnym prezydentom: Kennedy’emu (także po śmierci, gdyż trumnę z jego ciałem przewieziono z Dallas do Waszyng­tonu właśnie tym samolotem), Johnsonowi (który na jego pokładzie został zaprzysiężony), Nixonowi, Fordowi, Carterowi, Reaganowi, Bushowi seniorowi i Clintonowi. Wylatała ponad 13 tysięcy godzin. W praktyce jednak już w 1972 roku „26000” odszedł na drugi plan, a głównym samolotem prezydenckim został 72-7000, który był w służbie aż do 29 sierpnia 2001 roku, kiedy to przewiózł George’a W. Busha z San Antonio do Waco.

Poszukiwania następców ruszyły w 1985 roku. Szybko zapadła decyzja o zaadaptowaniu barw Boeingów 707, ale ówczesna pierwsza dama Nancy Reagan także miała okazję wpłynąć na wygląd maszyny – uczestniczyła w projektowaniu wystroju wnętrz. Oba VC-25A dostarczono siłom powietrz­nym w 1990 roku. Pierwszy lot Jumbo Jeta w roli Air Force One odbył się 6 września. SAM 28000 przewiózł George’a Busha seniora z Waszyngtonu do Kansas, na Florydę i z powrotem do stolicy.

US Navy / Mass Communication Specialist 1st Class Steven Edgar