Czołgi inżynieryjne to mało znana gałąź rozwoju broni pancernej. Rzadko kiedy występują w grach czy filmach, a w leksykonach poświęca się im zaledwie ułamek objętości zajętej przez „zwykłe” czołgi. Zjawisko to dotyka w największym stopniu pojazdy na podwoziach czołgów niecieszących się popularnością wśród młodych, czołgów takich jak brytyjska Matilda.

Brytyjska broń pancerna cieszy się zdecydowanie mniejszą popularnością niż czołgi niemieckie, radzieckie czy amerykańskie. Synowie Albionu nigdy nie stworzyli tak znanych maszyn jak Sherman, tak licznych jak T-34 czy tak potężnie opancerzonych jak Tygrysy. Brytyjczycy postawili na dwa rodzaje wozów – piechoty i pościgowe. Pierwsze okazały się za wolne i za słabo uzbrojone, drugie wyposażono – jak się okazało – w za cienkie pancerze. Z tego powodu już w 1942 roku większość brytyjskich jednostek pancernych biorących udział w walkach przezbrojono w czołgi produkcji amerykańskiej.

Zbędne już podwozia czołgów wycofanych ze służby liniowej nie trafiały jednak od razu na złom. W wojsku zawsze jest miejsce na kolejny opancerzony pojazd gąsienicowy, który może wspierać wozy bojowe lub ułatwiać piechurom ich ciężkie frontowe życie. Niestety, utrata działa głównego lub dodanie urządzenia wykluczającego użycie na pierwszej linii często wiązało się z zminimalizowaniem zainteresowania ze strony późniejszych historyków wojskowości. Proces ten jest szczególnie widoczny w wypadku czołgów wykorzystywanych w pierwszej połowie drugiej wojny światowej, takich jak A12 Matilda. Niniejszy artykuł ma na celu przypomnienie o paru ciekawych i niesłusznie zapomnianych pojazdach, powstałych na bazie tego czołgu.

Matilda Scorpion

Jednym z największych wrogów czołgów są miny. Trudne do wykrycia i wyposażone w zapalniki detonujące ładunek tylko pod znacznym naciskiem, mogły bez problemu zatrzymać każde natarcie, zrywając gąsienice i uszkadzając zawieszenie. Brytyjczycy, a także wojskowi z innych państw, eksperymentowali z różnego rodzaju trałami czyszczącymi pas ziemi pod gąsienice czołgu, jednak takie rozwiązanie było niewystarczające.

Pierwszą wadą takiego systemu jest pozostawienie pasa nieoczyszczonej ziemi między trałami. Stanowiło to niebezpieczeństwo nie tylko dla innych czołgów, ale także dla piechoty podążającej za nimi. W realiach pola walki trudno sobie przecież wyobrazić, by czołgi jechały gęsiego, a piechota grzecznie podążała za nimi po śladach gąsienic. Drugim problemem związanym z tego typu urządzeniami jest ich znaczna masa i rozmiar. Czołg wyposażony w trał jest ograniczony pod względem mobilności, co utrudnia mu prowadzenie walki i czyni z niego wyróżniający się cel na polu bitwy. Wniosek jest więc prosty – do oczyszczania dróg przez pola minowe potrzebne były pojazdy wyposażone w specjalistyczny sprzęt, których jedynym zadaniem byłoby zwalczanie min.

Matilda Scorpion

(fot. No 2 Army Film & Photographic Unit, Whicker (Lt), NA 2134, Imperial War Museums)

Pierwszą próbą zbudowania czołgu przeciwminowego na podwoziu Matildy był wóz o nazwie kodowej „Skorpion”. Była to bardzo interesująca konstrukcja, nosząca jednak znamiona improwizacji. Autorem idei wyposażenia Matildy w trał przeciwminowy z prawdziwego zdarzenia był południowoafrykański inżynier Abraham du Troit. Wozy przeciwminowe były bardzo potrzebne, a Matildy były już wozami o mocno ograniczonej przydatności bojowej. Po zatwierdzeniu jego idei przez władze wojskowe wysłano go w listopadzie 1941 roku do Wielkiej Brytanii by tam mógł w spokoju rozwijać i doskonalić swój pomysł. Wozy przeciwminowe były jednak potrzebne „tu i teraz”, więc pomimo wyjazdu Troita do Metropolii prace nad zbudowaniem trału na bazie Matildy w Egipcie nie zostały wstrzymane. Ich rezultatem stał się wspomniany już „.Skorpion”.

„Ojcem” nowej konstrukcji był kapitan Norman Berry z RAOC. Głównym elementem roboczym stał się obrotowo zamocowany walec z zamocowanymi stalowymi łańcuchami. Pod wieloma względami przypominał on ten instalowany później w pojazdach Sherman Crab. Trał mocowano na kratownicowych wysięgnikach, zainstalowanych po obu stronach pojazdu. Całość napędzał silnik o mocy 30 koni mechanicznych. W ten sposób można było w krótkim czasie przebudować czołg na pojazd saperski, pełniący bardzo ważną i potrzebną misję oczyszczania pól minowych.

Niestety Scorpion miał jedną dosyć istotną wadę, dyskwalifikującą go jako sprzęt do stałego użycia na froncie. „Skorpiony” powstawały poprzez prostą i szybką przebudowę Matildy w warsztatach frontowych, co oznaczało, że zakres modyfikacji dokonywanych w konstrukcji powinien być ograniczony do niezbędnego minimum. Nie można także zapominać o presji czasu, jaką musiał odczuwać kapitan Berry. Wszystko to sprawiło, że kwestię przystosowania czołgu do pełnienia zadań przeciwminowych rozwiązano w najprostszy sposób. Całe wnętrze wozu pozostawiono bez jakichkolwiek zmian, mocując po prostu trał ze wszystkimi niezbędnymi urządzeniami do zewnętrznych powierzchni. Oznaczało to zamknięcie operatora trału wraz z silnikiem i całym potrzebnym osprzętem w niewielkim stalowym pudle, mocowanym do prawego boku pojazdu. Komentowanie warunków pracy tego człowieka, siedzącego tuż obok gąsienicy i silnika, uważam za zbędne.

Historia użycia „Skorpionów” jest krótka, lecz udana. Dwadzieścia cztery wozy (inne opracowania mówią o trzydziestu dwóch) wzięły udział w bitwie pod El-Alamein w październiku 1942 roku. Pojawiły się również na linii Mareth w marcu 1943 roku. Były to już jednak „Skorpiony” Mk.II, z trałem sterowanym z wnętrza pojazdu. Matildy dobrze sprawowały się w roli czołgów oczyszczających przejścia przez pola minowe, jednak szybko wyszły na jaw wady związane z improwizowanym charakterem całej konstrukcji. Silnik napędzający trał szybko się przegrzewał, a same Matildy były za wolne, żeby nadążać za szybko przemieszczającymi się jednostkami lub nadawać się do szybkiego przerzutu na nowe odcinki pracy. Z tych powodów kariera Matild jako wozów przeciwminowych zakończyła się tak szybko, jak się rozpoczęła.

Matilda Baron IIIA, najdoskonalsza, acz spóźniona, wersja trałującej Matildy (fot. MH 3682, Imperial War Museums)

Matilda Baron IIIA, najdoskonalsza, acz spóźniona, wersja trałującej Matildy
(fot. MH 3682, Imperial War Museums)

Dla dopełnienia tej historii warto jeszcze wspomnieć o rezultatach prac pomysłodawcy całego przedsięwzięcia, panu du Troit. Po długim czasie prób i eksperymentów w połowie 1943 roku pojawił się finalny owoc jego wysiłków – Matilda Baron IIIA. Był to w pełni funkcjonalny pojazd, wyposażony w pancerną nadbudówkę w miejscu wieży. Wyprodukowano sześćdziesiąt sztuk tych pojazdów, które jednak nigdy nie opuściły terytorium Wielkiej Brytanii. Jak to często bywa z dopracowanymi i dopieszczonymi konstrukcjami, Baron pojawił się zbyt późno. Jego miejsce zajęła już podobna konstrukcja – Sherman Crab, znacznie lepiej przystosowana do oczyszczania pól minowych niż Baron.

Australijskie Matildy

Australijska historia drugiej wojny światowej jest trochę inna od tej znanej Brytyjczykom czy Amerykanom. Przez długi czas Australia leżała na uboczu głównych teatrów zmagań wojennych. Pozostawieni sami sobie, Australijczycy musieli sami zadbać o swoje potrzeby w dziedzinie uzbrojenia, tworząc rodzime konstrukcje (czołg Sentinel, pistolet maszynowy Owen, samolot myśliwski Boomerang) lub wykorzystując dostarczone z zagranicy pojazdy do maksimum. W tej sytuacji nie powinien dziwić fakt, iż kilka najbardziej interesujących modyfikacji Matildy pochodzi właśnie z Australii.

Matilda Frog

Australijscy pancerniacy walczący na terenie Azji mogli mówić o prawdziwym pechu. Czołgi najlepiej sprawdzają się na otwartych przestrzeniach, gdzie mogą w pełni wykorzystać swoich dział i moc silników. W dżungli pojazdy pancerne zamieniały się w powolne stalowe pudełka pełznące błotnistymi drogami. Warunkiem przetrwania pancerniaków w takim środowisku była bardzo ścisła współpraca z piechotą kryjącą flanki i tyły, jak również przeprowadzającą rozpoznanie przed czołgami. Była to jednak transakcja wiązana – piechurzy pomagali czołgom, ale czołgi musiały też wspierać piechotę. A do tego potrzebne było zupełnie inne uzbrojenie niż do zwalczania czołgów.

A12 Matilda była zaprojektowana jako czołg „przeciwpancerny”. Jej działo kalibru 40 milimetrów wystrzeliwało niewielkie pociski przeciwpancerne pędzące z dużą prędkością, przekładającą się na dość znaczną (jak na swoje czasy) zdolność penetracji włoskich, japońskich czy niemieckich pancerzy. Problem w tym, że o ile 40-milimetrowy pocisk przeciwpancerny był dobry do zwalczania czołgów, o tyle 40-milimetrowy pocisk odłamkowo-burzący jest zbyt mały, aby pomieścić wystarczającą ilość materiału wybuchowego do porażenia tak zwanej siły żywej nieprzyjaciela. Funkcję wsparcia piechoty w jednostkach wyposażonych w Matildy musiały więc pełnić wozy wyposażone w haubicę kalibru 76 milimetrów, oryginalnie przeznaczone do zadymiania pola walki. Tych jednak było zbyt mało (jeden wóz w trzyczołgowym plutonie), aby udzielić piechocie skutecznej pomocy w walce z okopanym przeciwnikiem.

Matilda Frog w drodze (fot. Australian War Memorial, domena publiczna)

Matilda Frog w drodze
(fot. Australian War Memorial, domena publiczna)

Najprostszym rozwiązaniem tego problemu byłoby zamontowanie na podwoziu czołgu większego działa, tworząc coś na kształt działa szturmowego. Matilda była jednak zbyt ciężka a jej silniki zbyt słabe, żeby podjąć taką próbę. Innym sposobem zwiększenia przeciwpiechotnych możliwości czołgu było wyposażenie go w miotacz ognia. Taka modyfikacja wymaga teoretycznie niewielu zmian, jednak – jak pokazała praktyka – zbudowanie samobieżnego miotacza ognia na bazie Matildy okazało się trudnym zadaniem.

Impulsem do rozpoczęcia prac były walki na Nowej Gwinei rozpoczęte w 1942 roku. W walkach na niewielki dystans i przy zdobywaniu nieprzyjacielskich schronów czołgi z miotaczami płomieni byłyby nieocenioną pomocą. Niestety prace nad zamontowaniem takiej broni w wieży Matildy trwały aż do końca 1944 roku, kiedy to narodziła się Matilda Frog.

Głównym uzbrojeniem nowego pojazdu był miotacz płomieni o zasięgu około 130 metrów, choć zazwyczaj „strzelano” na znacznie mniejsze odległości. Wewnątrz wozu przewożono łącznie zapas 300 litrów mieszanki palnej o nazwie Geletrol, uzupełniany przez odrzucany zbiornik zainstalowany na tyle pojazdu, mieszczący dalsze 150 litrów. Mieszankę palną wyrzucano z lufy za pomocą sprężonego powietrza, przez co pomiędzy strzałami musiało upływać dwadzieścia, trzydzieści sekund niezbędnych do odtworzenia jego zapasu. Do oddania jednego „strzału” potrzeba było do czterdziestu litrów mieszanki co oznaczało, że jedna „Żaba” mogła oddać około dwunastu „strzałów” zanim trzeba było wymienić tylny zbiornik lub udać się na tyły w celu napełnienia obu.

Pierwszym starciem z wykorzystaniem „Żab” było lądowanie na Labuanie w czerwcu 1945 roku. Zarówno w tym, jak i w innych starciach pojazdy potwierdziły swą przydatność, jednak pojawiły się zbyt późno i było ich zbyt mało (łącznie dwadzieścia pięć sztuk), by mogły wywrzeć znaczący wpływ na przebieg działań wojennych.

Matilda Dozer

Jedną z najskuteczniejszych metod zatrzymania kolumny zmechanizowanej jest zatarasowanie drogi za pomocą pni, wraków czy jakichkolwiek innych obiektów. Takie zapory są zazwyczaj zaminowane i kryte ogniem broni maszynowej, aby w maksymalnym stopniu utrudnić nacierającym ich pokonanie. Potrzebują więc oni opancerzonych pojazdów, zdolnych wytrzymać ostrzał i eksplozje pułapek. Sam czołg jednak nie wystarczy. Pancerna maszyna będzie się wspinać na przeszkodę, odsłaniając wrażliwy spód. Aby skutecznie oczyścić drogę, potrzeba czołgu wyposażonego w lemiesz, tak aby zepchnął przeszkodę z drogi, zamiast na nią wjechać.

Australijczycy zaprojektowali aż dwie wersje lemieszy nadających się do zastosowania na Matildach. Pierwsza wykorzystywała do podnoszenia i opuszczania zwykłą wyciągarkę zamontowaną z przodu pojazdu, druga zakładała instalację systemu hydraulicznego. Niezależnie od rodzaju użytego urządzenia czołg nosiciel zachowywał wieżę z pełnym uzbrojeniem.

Matilda Dozer z hydraulicznie podnoszonym lemieszem (fot. Australian War Memorial, domena publiczna)

Matilda Dozer z hydraulicznie podnoszonym lemieszem
(fot. Australian War Memorial, domena publiczna)

Matildy z lemieszami wykorzystano bojowo w sierpniu 1945 roku podczas walk na Labuanie i Balikpapanie. Nie był to udany debiut. Czołgi okazały się zbyt ciężkie i trudne w sterowaniu, a lemiesze zakopywały się w ziemi. Załogi Matild szybko wybrały najprostsze wyjście z sytuacji i porzuciły lemiesze, działając dalej jako „zwykłe” czołgi.

Matilda Hedgehog

Podczas drugiej wojny światowej konstruktorzy z różnych walczących krajów podejmowali próby wzmocnienia siły ognia swych czołgów poprzez instalowanie rozmaitych wyrzutni. Na wozach instalowano wyrzutnie rakiet niekierowanych, czy to pod postacią pojedynczych wyrzutni umieszczanych po bokach wieży, czy też (jak zrobili Amerykanie) montując na niej wyrzutnię wieloprowadnicową. Australijczycy poszli zupełnie inną drogą. Postanowili wyposażyć Matildy w wyrzutnię… bomb głębinowych.

Motywację do zastosowania tej niezwykłej – jak na czołgi – broni zapewnili sami Japończycy. Jak wiadomo, japońscy żołnierze bardzo często walczyli na swych pozycjach do śmierci, odmawiając kapitulacji. Żeby uciszyć wrogi schron bojowy, należało albo wypalić jego wnętrze miotaczem płomieni, albo zmieść go z powierzchni ziemi. Do zrealizowania pierwszej metody zbudowano „Żaby”, opisane już wyżej. „Jeże” miały umożliwić zastosowanie drugiej z opcji w praktyce.

Matilda Hegdehog z podniesioną wyrzutnią (fot. Australian War Memorial, domena publiczna)

Matilda Hegdehog z podniesioną wyrzutnią
(fot. Australian War Memorial, domena publiczna)

Podstawowym elementem opisywanego systemu była morska wyrzutnia bomb głębinowych Hedgehog, wywodząca się z bombardy Blackera zbudowanej dla Home Guard, która sama sięgała korzeniami haubicy Haya, zbudowanej w 1915 roku. Jej zaletą były niewielkie rozmiary i minimalny odrzut broni. „Jeż” był w istocie wieloprowadnicowym moździerzem trzonowym (w wersji morskiej liczył dwadzieścia cztery wyrzutnie). Pociski wyposażono w zapalnik uderzeniowy, przez co detonowały tylko po uderzeniu w zanurzony okręt podwodny, przez co były niezwykle groźną bronią.

Zainstalowanie oryginalnego „Jeża” na podwoziu czołgowym było niepraktyczne i niebezpieczne, skonstruowano więc specjalną siedmioprowadnicową opancerzoną wyrzutnię, montowaną z tyłu wozu. Każdy ważący 28 kilogramów pocisk krył w sobie prawie 17 kilogramów materiału wybuchowego Torpex. Pociski można było odpalać pojedynczo lub salwą. Maksymalny zasięg broni wynosił 300 metrów. Celowanie odbywało się na dwa sposoby – w płaszczyźnie poziomej wyrzutnię naprowadzano na cel za pomocą zmiany położenia całego wozu, natomiast w pionie istniała możliwość podniesienia wyrzutni do kąta 45 stopni.

Matilda wyposażona w „Jeża” stanowiła niezwykle groźną broń przeciwko schronom bojowym. Działo 40 milimetrów wystarczało do rozbijania otworów strzeleckich, a salwa bomb głębinowych (czy raczej – biorąc pod uwagę nową rolę – przeciwbetonowych) mogła rozbić wrogi punkt umocniony w drobny mak. Prawidłowo użyta Matilda Hedgehog mogła być bardzo pożytecznym narzędziem pomagającym w przełamywaniu japońskich linii obronnych. Co ciekawe, największym problemem związanym z instalacją wyrzutni była konieczność obracania wieży na pozycję „godzina 1” przy odpalaniu pocisku z wyrzutni nr 5. Jeśli dowódca wozu zapomniałby o tym, pozbawiłby się anteny radiowej.

Testy nowej broni ukończono w maju 1945 roku. Pierwsze sześć wozów Matilda Hedgehog wysłano na Bougainville, aby tam wspierały Australijczyków walczących z zaciętym japońskim oporem. Zanim jednak weszły do akcji, wojna dobiegła końca.

Podsumowanie

Niniejszy artykuł nie rości sobie ambicji być wyczerpującym podsumowaniem wszystkich planowanych i zrealizowanych wersji specjalnych czołgu A12 Matilda. Stanowi jedynie przypomnienie kilku najciekawszych konstrukcji pokazujących, jak wszechstronnym pojazdem mogła być Matilda. Na jednym podwoziu instalowano miotacze płomieni, wyrzutnie pocisków przeciwbetonowych, trały przeciwminowe i wiele innych urządzeń. Matildy okazały się tak wszechstronne jak ich daleki „krewny” – Churchill – i dorównywały w dużej mierze amerykańskim „kuzynom” – czołgom Sherman.

Niestety, Matildy obciążone były jedną podstawową wadą wrodzoną – zbudowano je dokładnie według potrzeb brytyjskich wojskowych z drugiej połowy lat 30. dwudziestego wieku. Rzeczeni zamawiający życzyli sobie powolnego czołgu piechoty z grubym pancerzem i działem niewielkiego kalibru, służącym przede wszystkim do zwalczania wrogiej broni pancernej. Klient chciał – więc klient dostał. Problem w tym, że realia pola walki drugiej wojny światowej nijak nie przystawały do przedwojennych założeń. Matildy w krótkim stały się – nie z własnej winy – wozami przestarzałymi. Choć stworzono na ich podwoziu wiele ciekawych konwersji, nie miały one przyszłości w wojsku. Skoro jednostki pancerne przezbrajano w inne modele czołgów, to zgodnie z prawami logiki i logistyki, również pojazdy inżynieryjne powinny powstawać na takich samych podwoziach. „Pracujące” Matildy zniknęły więc tak szybko, jak się pojawiły.

Bibliografia

Andrzej Kiński. Czołg piechoty A 12 Matilda cz.2. „Nowa Technika Wojskowa”. 2002. Nr 7
David Fletcher: Matilda Infantry Tank 1938–45, New Vanguard 8. Oxford: Osprey Publishing, 2002.
James Bingham. Australian Sentinel and Matildas. AFV/Weapons Profiles 31. Windsor, United Kingdom: Profile Publications, 1972.
Janusz Ledwoch: Tank Power vol.XLII, Matilda, Militaria 267. Warszawa: Wydawnictwo Militaria, 2007.
Peter Chamberlain, Chris Ellis: British and American Tanks of World War II, The complete illustrated history of British, American and Commonwealth tanks, 1939-1945. Nowy Jork: Arco Publishing Company, 1969.
Zdjęcie tytułowe: No 1 Army Film & Photographic Unit, Fox (Sgt), E 19019, Imperial War Museums