Bardzo często – i to nawet nie tylko w opinii historycznych i politologicznych laików – określa się Hiszpanię rządzoną przez generała Francisca Franco mianem kraju faszystowskiego. Mimo że miał kilka cech wspólnych z Włochami Mussoliniego i Niemcami Hitlera, z pewnością krajem faszystowskim jednak nie był. O ustroju Hiszpanii po zakończeniu wojny domowej z lat trzydziestych możecie przeczytać w jednym z naszych artykułów. Nie da się wszakże ukryć, że pomiędzy tymi krajami i ich przywódcami kwitła współpraca. Takie jest przynajmniej kolejne popularne wyobrażenie na temat Włoch, III Rzeszy i Hiszpanii z czasów II wojny światowej. Jak było naprawdę, stara się pokazać brytyjski profesor historii David Wingeate Pike.
Zamiast jednak siedzieć w archiwach opisywanych państw i wertować dokumenty, autor przyjął inną koncepcję. Oczywiście w archiwach i tak pewnie spędził długie godziny i tam gdzie uznał to za stosowne czy konieczne, czerpie z odpowiednich dokumentów, jednak w głównej mierze jego praca oparta jest na artykułach z hiszpańskiej prasy tamtego okresu. Wyszedł bowiem z założenia, że w państwie totalitarnym – a nawet jeśli Hiszpania Franco nim nie była, to z pewnością była państwem autorytarnym, co z punktu widzenia prasy nie czyni większej różnicy – prasa jest zwierciadłem, w którym możemy przeglądać, co o danej sprawie myślą państwowi przywódcy. Trudno odmówić mu racji. Do dokumentów, ale częściej po prostu do wspomnień autor odwołuje się przy relacjach ze strony niemieckiej i włoskiej.
Trzeba powiedzieć, że jest to książka ciekawa i rzucająca na kwestię współpracy Berlina z Madrytem zupełnie nowe światło. O ile dla nikogo nie jest tajemnicą, że owa współpraca nie układała się najlepiej i powszechnie jest znany cytat z Fűhrera, że zęby go bolą na myśl o kolejnych negocjacjach z Franco (lub w innej wersji, że wolałby sobie wyrwać kilka zębów niż ponownie z nim negocjować), o tyle szczegóły nie są raczej szerzej znane. Być może wynika to z faktu, że Hiszpania cały czas stała na uboczu II wojny światowej i dlatego nie przebiła się w odpowiednim stopniu do historii powszechnej. Z jednej strony współpraca kwitła, ponieważ Hiszpania eksportowała do Niemiec znaczne ilości minerałów potrzebnych do produkcji uzbrojenia i zaopatrywała w swoich portach U-Booty, ale z drugiej strony wiele było kwestii spornych. Dla mnie szczególnie ciekawe są fragmenty odnoszące się do Błękitnej Dywizji wysłanej na front wschodni. Wedle autora, który powołuje się na niemieckich generałów, była to jedna z najgorszych dywizji i przysparzała niemieckim dowódcom mnóstwa problemów dyscyplinarnych. Nikt nie chciał mieć jej pod dowództwem. Jednak jeszcze ciekawsze było to, że Hitler planował wykorzystać tych żołnierzy do obalenia reżimu Franco, którego serdecznie nie cierpiał, i ustanowienia w Hiszpanii nowego rządu z bardziej nastawionym na współpracę człowiekiem. Z kolei strona hiszpańska snuła plany małżeństwa Hitlera z jedną z hiszpańskich szlachcianek, a ślubu takiego miałby udzielić sam papież. Takich smaczków i ciekawostek w książce jest znacznie więcej i dlatego jest ona tak interesująca.
W kilku miejscach jest także mowa o naszym kraju. Szczególnie w kontekście rozpoczęcia II wojny światowej i niemieckiej agresji na Polskę. Autor pokazuje, jak trudną sytuacją miał hiszpański reżim, który z jednej strony współpracował z III Rzeszą, a z drugiej strony był głęboko katolicki i powinien z całych sił protestować przeciwko niemieckiej agresji na inne katolickie państwo, jakim była II Rzeczpospolita.
W książce znalazło się kilka błędów, które jednak nie wpływają na ogólny pozytywny jej odbiór. Po pierwsze w odniesieniu do niektórych niemieckich jednostek piechoty autor używa określenia regiment, podczas gdy powinno być pułk. Z reszta jest to bardziej wina tłumacza, który nie dostosował tekstu do polskiej terminologii. Gdzie indziej z kolei to samo określenie regimentu odnosi się do brygad – swoją droga były one bardzo nieliczne w Wehrmachcie. Na stronie 174 znajdziemy datę kapitulacji Włoch – 3 września 1939 roku! Powinno być oczywiście 1943 roku. Dalej trafimy na informację jakoby Dwight Eisenhower był marszałkiem. To jednak nie musi być błąd ani tłumacza ani autora, bo jest to cytat artykułu jednej z hiszpańskich gazet tamtego okresu, jednak choćby mały przypis byłby zupełnie na miejscu. Jednak jak powiedziałem nie są to błędy wpływające na odbiór książki, jako całości i nie odnoszą się do jej głównej treści.
„Hiszpania i Trzecia Rzesza” została wydana przez Bellonę w formie być może niezbyt efektownej, ale jak najbardziej poprawnej. W książce nie znajdziemy zdjęć, a jedyne aneksy to dwa wykazy: spotkań przywódców Włoch, Hiszpanii i Niemiec oraz niemieckich okrętów podwodnych zaopatrywanych w hiszpańskich portach. Duża czcionka i niewielki format książki sprawiają, że szybko i całkiem przyjemnie się ją czyta.
Główną zaletą jest małe wykorzystanie tematu. W ten sposób o tym okresie nie pisał ani Antony Beevor, ani Francisco Romero Salvadó, których książki recenzowaliśmy jakiś czas temu. Wielu z tych informacji nie znajdziecie pewnie też w żadnej innej wydanej w naszym kraju książce. Kilka łatwych do wychwycenia błędów nie wpływa na merytoryczną jakość pracy, z którą powinien zapoznać się każdy zainteresowany Hiszpanią lub II wojną światową w stopniu większym niż przeciętny.