Szczęśliwie złożyło się, że niedawno dostałem w ręce jedną z książek autorstwa Leo Kesslera pod tytułem „Rozkaz wymarszu”. Jako że od dłuższego już czasu nie miałem styczności z dobrą powieścią historyczną, do lektury zasiadłem z niecierpliwością. Nie będę ukrywał, że niezbyt przepadam za opowieściami o bohaterskich niemieckich żołnierzach walczących na frontach II wojny światowej. Być może jest to spowodowane ogólnonarodowym przekonaniem, że Niemiec = zło. Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, że jesienią 1939 zaatakowali nasz kraj. Jednakże z każdą kolejną przeczytaną powieścią tego typu zaczynam pałać do nich innymi (bardziej pozytywnymi) uczuciami.

Koniec o podłożu społeczno-psychologicznym, pora przejść do osoby samego autora. Leo Kessler (naprawdę Charles Whiting) to brytyjski pisarz i historyk, autor około 350 książek o tematyce wojennej. Urodził się w 1926 roku w Yorku w Anglii. Gdy miał szesnaście lat, postanowił wstąpić w szeregi Armii Brytyjskiej. Młody wiek wykluczał go z czynnego uczestnictwa w wojnie (przynajmniej po stronie brytyjskiej), postanowił więc trochę skłamać na temat swojego wieku i w ten sposób jako czołgista uczestniczył w walkach na terenie Francji, Holandii, Belgii i Niemiec.

Już na samym początku możemy zauważyć, w jaki sposób autor zamierza przedstawić całą historię. Z jednej strony obserwujemy poczynania grupki niemieckich żołnierzy (między innymi Schulzego i Matza) z fikcyjnego batalionu SS Wotan (oczka w głowie Himmlera), z drugiej natomiast strony poznajemy losy oddziału brytyjskiego pod dowództwem lorda Abernockie i Dearth. Muszę przyznać, że szczególnie ta druga postać przypadła mi do gustu. Oprócz ukazania poczynań zwykłych żołnierzy Kessler zamieszcza w książce swego rodzaju przerywniki w postaci krótkich fragmentów, w których pojawiają się takie postaci jak Churchill czy wspomniany wcześniej Himmler. Nie można uniknąć stwierdzenia, że znalazły się tam tylko po to, żeby przedstawić bardzo ogólny zarys rozgrywek politycznych (chociaż może to i lepiej).

Powieść w większej części przedstawia niemiecką stronę konfliktu – tytuł zobowiązuje. W pierwszej kolejności poznajemy dwóch weteranów niemieckich walk w Związku Radzieckim. Matz i Schulze trafili do berlińskiego szpitala La Charite z frontu wschodniego, gdy jeden stracił nogę, a drugi doznał ciężkich poparzeń. Jak to bywa w powieściach, bohaterowie postanawiają zmienić swój los i planują ucieczkę, by następnie dołączyć do swojej dawnej jednostki – elitarnego batalionu SS Wotan. Na pewno nic by nie wyszło z ich planów, gdyby nie szereg zdarzeń, które doprowadziły do niecodziennego spotkania… W każdym razie jakimś cudem udaje im się dołączyć do Wotanu, który stacjonuje w Dieppe i najwyraźniej przygotowuje się do większej akcji.

Leo Kessler w ciekawy sposób opisuje przygotowania, jak i samą inwazję na północną Francję o kryptonimie Jubilee. Wszystko to widzimy z perspektywy zwykłego żołnierza biorącego udział w walkach podczas Rajdu na Dieppe. Nie zabrakło przy tym ukazania niezbędnego kontekstu politycznego. Operacja Jubilee miała na celu (przynajmniej teoretycznie) utworzenie drugiego frontu w Europie, na co nalegał przywódca Związku Radzieckiego. Wszystko to zostało przedstawione przez autora bez niepotrzebnego upiększania i koloryzowania faktów. Bohaterowie książki to żołnierze, ale także zwykli ludzie, dla których po ciężkich przejściach w walkach o Moskwę sprawą najważniejszą jest dołączenie do dawnego oddziału. Przy okazji odwiedzają liczne domy publiczne i wypijają niezliczone ilości taniego alkoholu.

Uwagę przykuwają szczegółowe opisy dotyczące czołgów, zarówno niemieckich, jak i brytyjskich, i taktyki ich walki. Niemal od początku widać, że autor to osoba znająca się na rzeczy. W końcu od kogo można oczekiwać wiarygodniejszych informacji niż od byłego czołgisty i uczestnika II wojny światowej.

Co do samej książki i jej krajowego wydania mogę śmiało napisać, że wydawca przyłożył się do pracy. Sama okładka bardziej przypadła mi do gustu niż ta z oryginalnego wydania. Jest bardziej klimatyczna i surowa, według mnie znacznie lepiej odpowiada nastrojowi powieści. Na pierwszych strona zamieszczono nawet dwie mapki przedstawiające Dieppe i okolice z zaznaczonymi pozycjami i jednostek niemieckich i alianckich. Jedyne, do czego można się przyczepić, to tłumaczenie, które w moim odczuciu w niektórych momentach nieco kuleje. Nie zmienia to, jednak faktu, że książkę od początku do końca czyta się bardzo przyjemnie.

Na koniec z czystym sumieniem mogę polecić książkę, nie tylko miłośnikom twórczości Charlesa Whitinga, którzy i tak po nią sięgną (o ile już tego nie zrobili), ale także wszystkim, którym bliskie są historie związane z II wojną światową. Jednym zdaniem „Rozkaz wymarszu” to typowa powieść historyczna i jak to określił jeden z moich redakcyjnych kolegów, „typowa książka do przeczytania przed snem”.

Tytuł: Rozkaz wymarszu
Autor: Leo Kessler
Wydawca: Instytut Wydawniczy Erica
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 280
ISBN: 978-83-89700-79-7