Młodzieńcze lata

Wittelsbachowie byli jednym z wielu średniowiecznych rodów w Niemczech. Utracił on majątek, wpływy i rozgałęził się na wiele linii. Otóż, z jednej z nich ( tej rzekomo najznamienitszej) wywodził się Jan Kazimierz, władca Palatynatu Dwóch Mostów. W lipcu 1615 roku pojął on za żonę księżniczkę Katarzynę, przyrodnią siostrę Gustawa II Adolfa, króla Szwecji. Mieli czworo dzieci, a najstarszym z nich był Karol X Gustaw. Przyszły król Szwecji przyszedł na świat 8 listopada 1622 roku. Wraz ze chrztem otrzymał tytuły Palatyna Renu, księcia Julich, Klewe i Burga, hrabiego Veldenz, Spannheim, Marck i Ravensburga oraz pana na Ravenstein. Jan Kazimierz po wybuchu wojny w 1618 roku w Niemczech oraz po znalezieniu schronienia w Szwecji, został dobrze przyjęty na dworze Gustawa Adolfa. Mając plany względem syna, starał się trzymać z boku dworu i magnaterii. A plany te, to nic innego jak ambicja Jana Kazimierza, aby Karol Gustaw został następca tronu szwedzkiego. Jan Kazimierz należał do prawdziwych skąpców, ale zarazem był bardzo szanowany i podziwiany wręcz przez arystokrację.

Z kolei matka Karola Gustawa, Katarzyna była bardzo troskliwa o syna, czasami aż zanadto. W dzieciństwie z powodu izolacji, mieszkali, bowiem na wyspie, Karol Gustaw dużo czasu spędzał ze swymi siostrami. Po za tym miał drobne ciało i często płakał. Bardzo wcześnie rozpoczął naukę. Uczył się czytać, pisać po niemiecku i szwedzku. Poznał także łacinę. Natomiast matka wpajała mu surową dyscyplinę religijną. Sytuacja zmieniła się na niekorzyść Jana Kazimierza po śmierci Gustawa Adolfa w 1632 roku w Niemczech. Jego córka, Krystyna była za młoda, aby samemu przejąć władzę, wobec czego rządy przejął rząd regencyjny na czele, którego stanął Alex Gustavson Oxenstierna, całkowity przeciwnik rodziny Wittelsbachów.

Tymczasem Jan Kazimierz, aby podnieść pozycję swojego rodu, nadwątloną ostatnimi czasy w Szwecji, postanowił połączyć węzłem małżeńskim Krystynę i Karola Gustawa Mimo niesnasek, z Wittelsbachami, rada królewska przystąpiła do wychowania Karola Gustawa, jak przystało na członka rodziny królewskiej. Wprawdzie Krystyna była pod urokiem młodego księcia i chętnie przebywali w swoim towarzystwie, to jednak całkowicie się różnili Krystyna była o wiele bystrzejsza od Karola Gustawa, który stosunkowo nauką na wyższym poziomie nigdy się nie interesował. Nauki, jakie pobierał oprócz teorii były także spotkania i rozmowy z wpływowymi osobami z kręgów wojskowych. Przede wszystkim uczono go języków obcych, do których doszedł francuski. Studiował Pismo Święte i Teologie, idee polityczne współczesnych mu myślicieli, a także klasyków antycznych. Problem z nauką przejawiał się brakiem koncentracji, czasami zdolności, ale przede wszystkim bujnością nowego życia, na jakie mógł sobie pozwolić młodzieniec.

Przeprowadzka do Sztokholmu otworzyła przed nim pełne wielu rozrywek dworskie życie, którego Karol Gustaw nader często korzystał. Wprawdzie matka z oporami patrzyła na to i zabraniała, to jednak przyszły król Szwecji poświęcił się jeździe konnej, tańcom, broni palnej, piłce i polowaniom. Lubił bale dworskie, turnieje i sztuki teatralne. Dużo czasu poświęcił również dziełom historycznym. Nauczycielem ksiecia był Bengt Baaz, a przez pewien czas wychowawcą Johan Schroderus Skytte, popadający w konflikty z Oxenstierną. Z czasem pod wpływem szokującego Baaza Karol Gustaw przestał korzystać z tego typu rozrywek dworskich i oddał się nauce. W zimie 1638 roku podjął nawet naukę na uniwersytecie w Uppsali. Zamieszkał w domu profesora teologii Johannesa Lenaeusa, a wraz z 1638 roku zakończył edukację w Uppsali. W maju 1638 roku Karol Gustaw udał się w podróż za granicę, aby poznać świat, ludzi, nabrać ogłady towarzyskiej i zdać egzamin ze znajomości języków obcych i wszystkiego, czego go nauczono na szwedzkim uniwersytecie. Podróżował przez dwa lata o odwiedził wiele miejsc takich jak Kopenhaga, Brema, Amsterdam, Paryż, La Rochelle, Tours, Tuluza, Lozanna, Marsylia, Londyn, Oxford i wiele innych. Prowadził przez ten czas dziennik, w którym opisywał nawet najdrobniejsze szczegóły jak choćby bójka uliczna w Poissy. W sierpniu 1640 zjawił się z powrotem w Szwecji. Książe podczas tej podróży zdobył ważne doświadczenie życiowe, ale w szczególności zapamiętał całkiem inny stosunek do jego osoby na kontynencie niż w Szwecji. Składano mu kurtuazyjne wizyty i podejmowano jak małżonka przyszłej królowej szwedzkiej. Przyjmowali go, bowiem tak sławni ludzie ówczesnej Europy jak król Ludwik III, kardynał Richelieu czy król Anglii Karol I.

Po powrocie do Szwecji Karol Gustaw spotkał się ze zmianami w stosunkach miedzy Oxenstierną, a jego ojcem Janem Kazimierzem. Doszło do ochłodzenia stosunków, czego powodem były w dalszym ciągu plany dynastyczne Jana Kazimierza względem syna i Krystyny. Przyszła królowa podczas nieobecności Karola Gustawa bardzo za nim tęskniła i słała wiele listów, na które zawsze zresztą równie ochoczo odpowiadał. Nagle młody Karol Gustaw, a wraz z nim jego ojciec Jan Kazimierz znaleźli się w niełasce kanclerza Oxenstireny. Dlaczego? Co o tym zdecydowało? Kanclerz przystąpił do polityki anty wobec młodego księcia, któremu odmówiono przywileju spotykania się z zagranicznymi posłami podczas wizyt u Krystyny. Oxenstierna odnosił się do niego wrogo i nigdy nie miał dla Karola Gustawa czasu. Rozgniewany tym stanem rzeczy Książe popadł w złe towarzystwo, w którym nadużywano alkoholu, grano w karty i równie często jedzono, z czego Karol Gustaw był znany. Dorobił się nawet w późniejszych latach zwisających policzków. Aby zmienić stosunek kanclerza do syna, Jan Kazimierz zapalił się do pomysłu, wysłania księcia do Niemiec na wojnę w służbie szwedzkiej.

Gdy nie udało się wysłać Karola Gustawa do Niemiec za pieniądze rady, a Jan Kazimierz uważany powszechnie za skąpca zrezygnował z drogiego i przelotnego pomysłu, na scenie ujawniła się Krystyna. Wsparła ona potrzebnymi do wyprawy pieniędzmi i ekwipunkiem księcia.

Niemcy

Niebawem Karol Gustaw przybył do Lipska, gdzie został mile przyjęty przez sztab szwedzki i feldmarszałka Lennarta Torstenssona, zwolennika rodu Wittelsbachów. Chrzest bojowy młody Książe przeszedł w bitwie pod Lipskiem już w październiku 1642 roku. Obok niego i Torstenssona spadł pocisk artyleryjski, który zabił pod oboma konie. Następnie Karol Gustaw wziął udział w natarciu razem z Kónigsmarckiem na nieprzyjaciela, a pod koniec bitwy sam nawet poprowadził oddział zmarłego dowódcy, który wcześniej poległ. Kolejny raz odznaczył się dwa tygodnie później w obronie twierdzy Pleissnburg, gdzie zatrzymał uciekających podkomendnych. Tym razem szczęście się do niego uśmiechnęło, w dodatku podwójnie, bowiem cudem nie odniósł ran, choć był blisko, oraz posypały się na niego pochwały Torstenssona. Feldmarszałek mianował go swoim adiutantem i podarował mu zdobytego konia. Przez kolejne miesiące pobytu i służby w Niemczech Karol Gustaw dał wielokrotnie dowody niezwykłego kunsztu wojennego. Kilkakrotnie odznaczył się bohaterstwem, za co w końcu w październiku 1643 roku, w wieku 20 lat został mianowany dowódcą Kurlandzkiego pułku jazdy. Kolejno uczestniczył w walkach na terenie Danii, a następnie bitwie pod Juterborgiem, pod Jankowicami nie daleko Pragi, gdzie większość z podległych mu żołnierzy była ranna lub zabita. Rosła sława księcia, któremu szczęście dopisywało. Pod wpływem sukcesów młody Książe został szybko zauważony przez feldmarszałka Torstenssona i przyjęty do sztabu generała, gdzie mógł się szkolić jeszcze bardziej pod kierunkiem wojennym. Karol Gustaw do kraju miał powrócić w 1644 roku, ale wojna tak go pochłonęła, że Książe próbował wszelkimi sposobami pozostać w Niemczech. W końcu jednak pod wpływem ojca zdecydował się wrócić do Szwecji na Boże Narodzenie 1645 roku. Pośrednio przyczyną tego było objecie już tronu przez Krystynę, której dodatkowo tęsknota do Karola Gustawa prysła. Obiektem westchnień królowej stał się Magnus Gabriel de la Gardie, który przedstawiał wieści o księciu Krystynie w bardzo złym świetle. Do królowej dochodziły wieści o licznych kochankach, pijaństwie czy obżarstwie. Wreszcie sam charakter księcia, tak jak większości młodych ludzi tamtego okresu, zmienił się pod wpływem wojny. Posądzano go o brutalność. Nabrał manier wojskowych, raczej nie mile widzianych na dworze królewskim. Stawał się impulsywny i często zmieniał się jego nastrój. Wszystko to sprawiło, że gdy Karol Gustaw stanął po powrocie do Szwecji przed Krystyną, nie zyskał przychylnego przyjęcia. Królowa unikała sprawy małżeństwa zrażona także jego rozrywkowym charakterem. Wszak zawsze wiadomo było, że Książe lubił się bawić, szczególnie pod wpływem alkoholu. Książe stracił reputację na dworze, a z zaręczyn z królowa wiadomo, że było nici.

Ciężko to zniósł, załamując się i gdy wydawało się, że całkiem zostanie zapomniany z pomocna ręką wyszła najmniej spodziewana osoba. Choć Krystyna nie chciała wyjść za niego za mąż, to jednak sentyment do przyjaciela i towarzysza z dzieciństwa pozostał. Latem 1647 roku Krystyna wpadała na pomysł i oświadczyła radzie, że zamierza poślubić Karola Gustawa. Była to przemyślana strategia, na czubku, której było stanowisko głównodowodzącego szwedzką armia w Niemczech. Otrzymanie tego tytuł i kilka innych darowizn nie zadowoliło księcia. Ciągle przeżywał stratę korony. Również borykał się w tym czasie z kłopotami finansowymi, z powodu, czego musiał się zadłużać u znanych dostojników w Szwecji. Nie stać go było na opłacenie swojej bogatej świty liczącej około 160 osób. Karol Gustaw szybko jednak znalazł sposób na bankructwo, do jakiego się dopuścił. Postanowił ruszyć do Niemiec, co tez uczynił w sierpniu 1648 roku. Musiał się spieszyć, gdyż rozmowy o pokoju już były prowadzone przez wielkie mocarstwa uczestniczące w wojnie. Książe dysponował 6 tys. żołnierzy, których użył zresztą nieskutecznie pod Pragą. Kilkakrotnie próbował zdobyć miasto, ale opór mieszkańców był duży. 19 Października dotarły do niego wieści o zawartym pokoju, ale oblężenia nie przerywał w dalszym ciągu. Dopiero 27 października po otrzymaniu listów kurierskich Karol Gustaw kazał zwinąć oblężenie. Tym samym nie odniósł tryumfu, który poprawiłby jego fatalna reputację. Wraz z końcem wojny Karol Gustaw miał 26 lat. Był bardzo młody i niedoświadczony, a jego charakter wybuchowy.

Nie mógł wrócić do Szwecji. Powierzono mu bowiem nowe zadanie. Miał na głowie całą masę problemów, do realizacji, których się nie kwapił. Przede wszystkim musiał uwolnić jeńców wojennych, rozlokować oddziały, ewakuować jednostki stacjonujące po różnych garnizonach i rozpuścić wojska. Jednak jego pierwszorzędnym zadaniem było zebranie 5 mln. riksdali, jako zadośćuczynienia za udział Szwecji w wojnie. Przy rozbrojeniu wojsk nie obyło się bez kłopotów. Wybuchały żołnierskie bunty, które Książe z całą bezwzględnością dusił w zarodku. Nie tracił jednak czasu tylko na karanie buntowników. Wdał się w kolejny romans, tym razem z piękną mężatką, Emilie von Tarent. Związek szybko się rozpadł i Emilie niebawem wyjechała na dwór francuski. W czasie rozmów o pokoju Karol Gustaw po raz kolejny dał pokaz swoich talentów. Mimo iż Krystyna dążyła do jak najszybszego otrzymania zadośćuczynienia za udział Szwecji w wojnie, a delegaci cesarscy starali się jak najmniej utracić z wpływów przed wojennych, to jednak Książe trwał w uporze. Stawiał twarde warunki w egzekwowaniu, których stosował wybuchy złości oraz groźby wznowienia wojny. W końcu w czerwcu 1650 roku został zawarty akt wykonawczy w Norymberdze do zawartego dwa lata wcześniej pokoju westfalskiego.

Teraz po wypełnieniu powierzonego mu zadania mógł spokojnie wrócić do Szwecji, do czego doszło latem 1650 roku. Spieszył się na obradujący riksdag. Jedną z ustaw, jaka została uchwalona podczas burzliwych debat, było następstwo tronu przez Karola Gustawa i dziedziczenie przez członków jego rodziny. Ale był warunek, na tronie mógł zasiąść dopiero po śmierci królowej. 28 września 1650 roku Karol Gustaw wjechał uroczyście do Sztokholmu, wszędzie witany przez wiwatujące tłumy. Po mimo obietnicy objęcia kiedyś pierwszej władzy w państwie, Książe nie był zadowolony.

Nie przydzielono mu żadnej funkcji oraz nie dopuszczono do spraw rządu. W tej sytuacji na początku 1651 roku Książe opuścił Sztokholm i rozpoczął okres pijackich wizyt po środkowej Szwecji w dobrach swoich przyjaciół. Latem osiadł na zamku Borgholm na wyspie Oland, którą otrzymał w lenno od Krystyny. Wojna Trzydziestoletnia przyniosła upadek gospodarczy Szwecji, jak i powierzonej mu wyspy. Nie otrzymując od Krystyny zajęcia wyznaczył sobie misje podniesienia poziomu wyspy i jej mieszkańców. Przystąpił więc do prac, m.in. zmelioryzował i obsiał bagniste tereny w Skadmossen, wydawał rozporządzenia odnośnie obsiewania przez mieszkańców nieużytków lasów czy żeglugi przybrzeżnej. Także odbudował zamek Borgholm i wybudował nowy mur w pobliżu Ottenby, który miał chronić chłopskie pola przed dzikimi zwierzętami. Książe przez ostatnie półtora roku dorobił się także nowych dzieci. Zdobywał kolejne kobiety, a wraz z nimi przybywało mu nieślubnych dzieci. Miał córkę, Annę Carlsdotter z nieznaną z nazwiska kobietą oraz syna, Samuela Carlssona z Sidonią Johansdotter. Zaczął także uznawać swoje nieślubne dzieci, na spotkaniach z którymi schodziło mu dużo czasu. Sprawy gospodarcze również go pochłaniały, co pozwalało mu na unikanie dworu z jego rozrywkami i zbytkownym życiem. Izolując się w ten sposób od dworu mógł krytykować działalność państwa w sferze rozdawnictwa dóbr w celu pokrycia dziury budżetowej. Karol Gustaw był takiemu postępowaniu całkowicie przeciwny, zważywszy na to, że dobra dostali jedynie przedstawiciele 22 rodów magnackich w kraju, a całą resztę pominięto. W kwietniu 1651 roku Książe otrzymał list od Magnusa de La Gardie oraz ustne zaproszenie do Uppsali od jego brata Jacoba. Uznał jednak, że sprawa nie jest zbyt ważna i nie przyjął zaproszenia. Lecz dotarł do niego drugi list, tym razem od samej Krystyny. Donosiła, że sprawa jest poważna i zjawi się u niego w tym celu Magnus de La Gardie. Do spotkania doszło w maju na Oladnii.

To właśnie tam dowiedział się Karol Gustaw o swojej przyszłości. Krystyna chciała abdykować, a królem miał zostać Karol Gustaw. Książe podszedł do wieści nader poważnie i bez zbędnego zachwytu. Podejrzewał złośliwą pułapkę, dlatego czekał na rozwój sytuacji. Chciał w inny sposób dojść w Szwecji do tronu, poprzez małżeństwo z Krystyną. To było jednak nie możliwe. Plany abdykacyjne Królowej dopiero wtedy do niego dotarły, gdy Krystyna rozpoczęła się przeprowadzać do pałacu Makalos. W trakcie wyczekiwania, do Karola Gustawa dotarły dwa listy, które następnie wywołały skandal polityczny. Całą sytuację określono mianem � spisku Messeniusów �. Listy dotyczyły paszkwili na temat ogólnej sytuacji politycznej w kraju oraz przedstawiały one w obraźliwym świetle Krystynę i jej dworzan, jak choćby rodzinę Oxenstirnów, którzy mieli się nawet posunąć do zamordowania Karola Gustawa. Po ujawnieniu listów przez Księcia dotarto do rodziny Messeniusów. Aresztowano obu Messeniusów, ojca Arnolda Johana i jego syna, Arnolda, który przyznał się do napisania listu i wydał pozostałe osoby zamieszane w całą sprawę. Do wyjawienia kamratów doszedł pod wpływem tortur i prosił o szybka śmierć, przez rozstrzelanie. Aresztowani 13 grudnia już 22 grudnia 1651 roku zostali pozbawieni życia. Krystyna pod wpływem wydarzeń postanowiła zrezygnować z powziętej wcześniej decyzji, odnośnie abdykacji. Karol Gustaw rozczarował się i wrócił do swoich codziennych zajęć na Olandii. Zarazem jednak przygotowywał się do przejęcia władzy w państwie i do roli władcy. Studiował historie władców szwedzkich, sytuacje państwa oraz podtrzymywał zawarte niedawno przyjaźnie z członkami rady, m.in. Axelem Oxenstierną. Po a tym jak zwykle dużo czasu poświęcał sytuacji zagranica, a w szczególności Rzeczpospolitej. Co najważniejsze, zaczął się w tym czasie rozglądać za żoną. Już wcześniej Krystyna szukała mu wybranki w postaci księżniczki von Sulzbach oraz księżnej von Mecklemburg. Obie nie przypadły jednak Księciu do gustu i wymijał się od całej sprawy. Kolejnym pomysłem miała być żona z Księstwa Holstein � Gottorp. Tym razem Karol Gustaw był mocno zainteresowany. Miał do wyboru aż trzy kandydatki. Najpierw Krystyna, a następnie przyjaciele Księcia spotykali się z członkami Książęcego rodu. Królowa podsuwała Karolowi Gustawowi najstarszą z panien, ale Książe upatrzył sobie najmłodszą, 16 – letnią Hedvig Eleonorę. Młoda Księżna pełna była pozytywnych cech, bardzo rozsądna, a do tego urodziwa. Rodziny zaakceptowały związek bezsprzecznie. W czerwcu 1653 roku do Szwecji przybył statek, z francuskim dyplomata Chanutem, zaufanym człowiekiem Krystyny. Karol Gustaw dowiedział się, ze abdykacja Krystyny jest bardzo bliska. W Sztokholmie wybuchła zaraza, a na dworze działy się przetasowania. Jednia szli w górę, a inni jak Magnus de la Gardie odeszli z dworu i miasta w niesławie. Do Gotenberga Królowa wywoziła cały swój majątek. 13 lutego 1654 roku Krystyna na zamku w Uppsali oznajmiła radzie swoja decyzję o rezygnacji z tronu. W maju zebrał się riksdag, który zatwierdził rezygnację Królowej, a jednocześnie powołał na tron Karola Gustawa. 6 czerwca 1654 roku Krystyna oficjalnie zrzekła się władzy w ssali królewskiej pałacu w Uppsali, a Karol Gustaw został koronowany w miejscowej katedrze na Króla Szwecji.

Koronę włożył na głowę Księcia, jego dawny nauczyciel Johannes Lenaeus, a obecnie arcybiskup.

Krystyna nie uczestniczyła w tej uroczystości, ani w bardzo skromnej uczcie koronacyjnej. Udała się następnego dnia na południe. Wraz z nią odeszły czasy spokoju imperializmu szwedzkiego, a nastał czas wojny.

Już jako Król

Pierwsze zmiany zaczęły się od rady, organu doradczego Króla Karola Gustawa. Gdy 28 sierpnia 1654 roku zmarł Ael Oxenstiena, jego miejsce zajął liczący dopiero 30 lat syn, Erik. Urząd podskarbiego zajmował przywrócony ponownie do godności Magus de La Gardie mający 32 lata i będący szwagrem Króla. Już w 1647 roku poślubił on siostrę Karola Gustawa, Marie Eufrozynę. Innymi członkami rady byli 34 � letni Gustaw Blonde i jego 33 � letni brat, Christer. Kolejnym członkiem rady obok pozostałych czterech był 35 � letni Herman Fleming. Najstarszy w tym gronie był drots (dzisiejszy minister sprawiedliwości) Per Brahe młodszy � nie dawny zdecydowany przeciwnik abdykacji Krystyny. Choć rada była bardzo młoda, to jednak jej polityka się nadal nie zmieniała, bowiem ludzie ci pochodzili z tych samych znamienitych arystokratycznych rodów. Mimo to, Karol Gustaw przystąpił do samodzielnych i bardzo energicznych, jak jego charakter rządów. Priorytetową sprawa były finanse państwa, bardzo nadwątlone w czasie władzy Krystyny. Królowa rozdała mnóstwo ziemi szlachcie, aż 2/3 ziemi leżało w jej rękach, a ta była przecież zwolniona z podatków. Zanim przystąpił do rozprawy ze szlachta, przeprowadził redukcję dworu królewskiego, wyjątkowo licznego za czasów Krystyny. Król odprawił bogata świtę, klientelę i kapele muzyczne. Kolejnym krokiem miała być redukcja ziemi szlacheckiej. Szlachta uważała to za zamach na jej przywileje, ale pozostałe stany ( nie szlacheckie) poparły pomysł Karola Gustawa. Po Krystynie Karol Gustaw odziedziczył mała wojenkę miedzy Szwecja, a miastem Bremą. Hrabia Konigsmarck otrzymał ze Szwecji posiłki i szybko doprowadził do zakończenia konfliktu pokonując w bitwie Bremeńczyków, na czym bardzo zależało Królowi. We wrześniu 1654 roku do Szwecji przybyła żona Króla. Karol Gustaw osobiście udał się do Dalaro, aby zobaczyć po raz pierwszy swa żonę. 24 października doszło do zaślubin pary. Ceremonia była skromna, zaproszona na nią niewielką ilość krewnych króla, z powodu kiepskiej sytuacji finansowej. Młodzi małżonkowie nie udali się także w podróż poślubną, bowiem do Karola Gustawa dotarły niepokojące wieści. Jedna pochodziła od wysłannika królewskiego, Johana Meyera af Lilientela z wyprawy do Polski, gdzie toczyła się wojna z Kozakami i wspierająca ich Rosją. Polska nie była przygotowana do wojny, a na dodatek istniała silna opozycja antykrólewska, walcząca zamiast z wrogami ojczyzny, to z królem Janem Kazimierzem. Karol Gustaw, który już dawno zapalił się do pomysłu kampanii na wschodzie w Rzeczypospolitej, martwił się teraz zbyt szybkimi postępami armii rosyjskiej, zajmującej Litwę. Druga wieść pochodziła z Holandii i stanowiła zagrożenie dla szwedzkiego panowania nad morzem Bałtyckim. Otóż Król Polski prosił Holendrów o pomoc wojenną, którą miały być statki wojenne. Obca flota wojenna na Bałtyku była zagrożeniem, przed którym Szwedzi zawsze drżeli. Podjęcie decyzji o wojnie było potwierdzone wcześniejszymi mobilizacjami i szkoleniami wojskowymi.

Już w sierpniu przeprowadzono dodatkowe mobilizacje, żeby w grudniu Karol Gustaw miał do boju wystawione 246 kompanii piechoty szwedzkiej i fińskiej. Od razu przerzucone je na tereny przyszłych miejsc uderzeń. 58 kampanii wylądowało na Pomorzu, a 52 w Inflantach. Były to już siły zdolne do wojny, ale dla króla ciągle zbyt małe, jak na tak wielkie plany względem kampanii na wschodzie. Dlatego w celu podwyższenia liczby wojsk zgłosił się najpierw do rady, aby z jej zgodą przedstawić projekt parlamentowi. Rada miała ciężki orzech do zgryzienia. Karol Gustaw dążył do wojny, a uzasadniał to zagrożeniem państwa szwedzkiego. Rada musiała obradować nad ważnymi kwestiami. Czy Szwecja powinna się szykować do wojny mobilizując większą armię ? Przeciwko komu powinna szykować swe wojska ? Czy wojska powinny zostać wykorzystane do obrony czy do wojny zaczepnej ? Po czterech dniach od 9 do 12 grudnia członkowie rady doszli do porozumienia w ścisłych kwestiach. Ustalili, że Szwecja powinna się zbroić, ale nie przeciwko odwiecznym wrogom, jakimi była Dania i Holandia, lecz wysłać je na wschód. Zainteresowania rady budziła Rzeczpospolita, której władcy z rodziny właśnie Wazów wysuwali roszczenia do tronu szwedzkiego oraz do Inflant. W mniemaniu Szwedów obie te sprawy były już załatwione, jednak dla królów Polski ciągle otwarte. Karol Gustaw nie chciał się ograniczać podczas zbliżającej się wojny do załatwienia jednie tych kwestii. Marzył o podobnej sławie co Aleksander Macedoński. Chciał także mniej więcej w wieku 30 lat podbić jakieś duże terytorium, które przyniosłoby wielki tryumf. Okazją dla niego była rozdarta Rzeczpospolita. Riksdag ostatecznie także poparł plany króla. Nie miał wyboru, bowiem mobilizacja już się zaczęła, a rozpuszczenie teraz wojska byłoby samobójstwem finansowym. Kosztowało to o wiele więcej niż samo wystawienie armii. W marcowych debatach parlamentu powrócił Karol Gustaw do sprawy redukcji. Wywołało to wiele burzliwych dysput, którym poświęcono więcej czasu niż zbrojeniom wojennym. Na te stracono jedynie trzy dni, a na redukcje ponad trzy tygodnie. Dopiero w kwietniu riksdag ustalił, że jedna czwarta dóbr szlacheckich od 1633 roku oraz część � dóbr niezbywalnych � tzw. ( omistliga gods ) zostanie zwrócona państwu. Wszystkie stany nie szlacheckie poparły Karola Gustawa, gdyż od dawna dążyły one do zmniejszenia sił magnackich w Szwecji. Redukcja dała Królowi zabezpieczenie finansowe za kilkanaście lat. W owej chwili nie miał z redukcji nic, a na wojnę musiał mieć krocie.

Jedyna deską ratunku w tym wypadku była pomoc zagraniczna, ale z tej musiał zrezygnować już na samym początku. Żadne państwo na kontynencie nie wsparłoby go w wojnie z Rzeczpospolitą. Trzeba było szukać finansów we własnym państwie. Uwagę króla przyciągnęły dwa ważne źródła budżetu Szwecji. Pierwszym źródłem były cła z handlu zagranicznego, natomiast drugim procent z handlu miedzią, czyli jedna czwarta z handlu. Oba te źródła dawały rocznie 1,5 mln. talarów rocznie. Wprawdzie dochody te były już zarezerwowane dla wydatków państwowych, to jednak król musiał z niuch skorzystać i poświęcił cześć z nich na sprawy wojskowe. Kolejnym krokiem były pożyczki. Kredyt miał być stałym czynnikiem finansowym sponsorującym jego prywatna wojnę. Wszyscy chętnie pożyczali pieniądze mając nadzieje, objąć w przyszłości jakiś kawałek ziemi w Prusach.

Króla nie opuszczało także szczęście, bowiem pod koniec 1654 roku, a na początku 1655 przyszła dobra koniunktura na miedź w Amsterdamie, która prawie w całości na kontynencie pochodziła ze Szwecji. Wiosną 1655 roku całkowicie poświecił się pracy. Spotykał się z mnóstwem ludzi i wszędzie wydawał jakieś rozkazy czy rozporządzenia. Żadna sprawa nie przeszła bez jego uwagi. Zdawać by się mogło, że król był w swoim żywiole, tak samo jak przed laty podczas wojny w Niemczech. Karol Gustaw poświęcał każdy grosz. Na wojnę przeznaczał kwotę na utrzymanie dworu, zastawiał posag żony, podwyższał cła, opóźniał wypłaty pensji urzędniczych, zastawiał dobra królewskie i wiele, wiele innych. Nawet wspierali wojnę finansowo, po wymuszeniu oczywiście przez króla, takie osobistości jak jego szwagier Magnus de La Gardie czy Konigsmarck. W między czasie obserwował poczynania Rosjan na litewskim froncie. Gdy zdał sobie sprawę, że polska warownia, Dyneburg jest kluczową do opanowania Dźwiny czy wkroczenia w głąb Litwy, rozkazał zajęcie jej już w lutym 1655 roku. Marszałek Gustaw Horn, który dowodził siłami szwedzkimi w Inflantach musiał podjąć się tego zadania, zresztą bardzo niechętnie. Był on bardzo sceptycznie nastawiony do planów Króla w Rzeczypospolitej, dlatego też odwlekał jak tylko mógł wyprawę na Dyneburg. Uzasadniał to brakiem koni, kiepskim przygotowaniem wojsk czy brakiem dostatecznych sił. Gdy do twierdzy zbliżyli się Rosjanie i nieskutecznie podjęli się zdobycia warowni pod koniec maja, Horn wyruszył z wojskiem pod koniec czerwca pod Dyneburg. Miał do dyspozycji 7 tys. żołnierzy przy pomocy, których miał kategorycznie zdobyć twierdzę. Przede wszystkim jednak planowano zdobycie Dyneburga pokojowo. Nawiązano pierwsze kontakty z litewskimi magnatami. Większość sił litewskich opuściła od razu warownię, zostawiając niewielką załogę do obrony i udała się na drugi brzeg Dźwiny. Po silnym ostrzale twierdzy przez Szwedów, obrońcy Dyneburga następnego dnia skapitulowali. Horn pozwolił im opuścić twierdze i dołączyć do wojsk litewskich. Szlachta okoliczna oddała się pod komendę feldmarszałka, a nawet sam wojewoda litewski przyjechał prosić o ochronę przed Rosjanami. Mimo zaleceń Karola Gustawa, Horn nie ruszył na południe, ale zawrócił do Inflant. To rozłościło Tak Karola Gustawa, że wezwał feldmarszałka do Sztokholmu, oskarżył o nie wykonanie rozkazu oraz pozbawił naczelnego dowództwa armią na tym odcinku. Feldmarszałka zastąpił szwagier Króla, Magnus Gabriel de La Gardie, który od razu przystąpił do działania. Rozpoczął systematyczna propagandę na Litwie. Chciał w ten sposób zachęcić szlachtę do buntu przeciwko Królowi Polski Janowi Kazimierzowi. Wojna Szwecji z Rzeczpospolitą była już pewna, mimo iż Jan Kazimierz wysyłał do Sztokholmu poselstwa. Ostatnie wysłane na północ w czerwcu 1655 roku liczyło 160 osób. Za każdym jednak razem wracały z niczym, bowiem Jan Kazimierz nie zamierzał iść na radykalne ustępstwa zawarte w szwedzkim ultimatum. Po za tym Karol Gustaw zbyt pchał się do wojny, wobec czego stawiał coraz większe wymagania.

Wojna w Polsce

Już w kwietniu narodził się w głowie Karola Gustawa plan wojny w Rzeczypospolitej. Przewidywał on uderzenie z dwóch stron wojsk szwedzkich od zachodu o od północy z Inflant. Plan ten był czymś w rodzaju wojny błyskawicznej, blitzkriegu.
Nie przewidywał żadnych trudności i udziału obcych państw, jak np. Rosji czy Brandenburgii. Opierał się o przeświadczeniu o kryzysie państwa polskiego i istnieniu opozycji antykrólewskiej. Po części była to prawda, gdyż do obrony zachodniej granicy polski był przydzielony wojewoda poznański, Krzysztof Opaliński, a północnej od strony Inflant Janusz Radziwiłł. Obaj byli przecież zagorzałymi przeciwnikami Króla Jana Kazimierza, a następnie zostali jawnymi zdrajcami. 11 lipca 1655 roku armia generała Wittenberga wkroczyła do Polski przekraczając granicę brandenbursko � polską. Pierwszym miastem, który od razu został zrabowany przez szwedzkie wojsko był Czaplinek. Następne wsie i osiedla były już opuszczone w pośpiechu. Ludność uciekała zabierając wraz z sobą cały dobytek. Brak było wrogiej ludności polskiej, o której Szwedzi byli tak informowani przez swoich dowódców. Do pierwszego kontaktu z Polakami doszło w okolicach miejscowości Wegershoff. Oddział szwedzki oddalił się od głównych sił o został w nocy rozbity i uprowadzony w niewolę. Generał Wittenberg kontynuował jednak marsz, na Ujście, dogodne miejsce do przeprawy przez Noteć, a dodatkowo miejsce zebrania się pospolitego ruszenia polskiego pod dowództwem Krzysztofa Opalińskiego. 14 lipca Szwedzi uderzyli z zaskoczenia na nieświadomych niczego Polaków, których było 14400.

Siły porównywalne, ale Szwedzi o wiele lepiej byli przygotowani i nastawieni. Natomiast w szeregach Polaków toczyły się walki o dowództwo i kłopoty z uzbrojeniem. Prawdziwym jednak skarbem Wittenberga, który zaważył na korzyść Szwedów był zdrajca Hieronim Radziejowski.

Już w 1652 roku opuścił Rzeczpospolitą, udał się na tułaczkę po Europie, szukając każdej nadarzającej się okazji do spiskowania przeciwko Królowi polskiemu Janowi Kazimierzowi. Także Radziejowski kusił Polaków z pod Ujścia przejściem na służbę Karola Gustawa, śląc parlamentariuszy do obozu polskiego z propozycjami. Po przeanalizowaniu całej sprawy Opaliński zgodził się na szwedzką protekcję do czego namawiał pozostałych magnatów polskich. Wittenberg nie musiał długo czekać, bowiem już po południu podpisano akt kapitulacji. Wielkopolska została poddana przez magnatów polskich Karolowi Gustawowi i Szwecji, a wraz z nią ich oddziały piechoty. Tego samego dnia Wittenberg urządził wielką ucztę na cześć pięknie rozpoczętej kampanii szwedzkiej w Polsce, na której biesiadowali zarówno Szwedzi jak i Polacy. Tymczasem armia szwedzka ruszyła w szybkim tempie na południe w kierunku Poznania. Wcześniej jeszcze przed nimi zjawił się Opaliński, który nakłonił mieszczan do oddania się pod szwedzką protekcję. Była to już całkowita i jawna zdrada za którą w świetle prawa Opaliński powinien być rozstrzelany. Poznań poddał się, ale mieszczanie nie cieszyli się z tego faktu. Szwedzcy wojacy rekwirowali uzbrojenie, rabowali karmy kupieckie i nałożyli na miasto solidne dostawy żywności. Wraz z pojawieniem się w mieście feldmarszałka przystąpiono do zakończenia rabunków, w sprawie których specjalne instrukcje przychodziły od samego Karola Gustawa. Wittenberg wykonywał rozkazy Króla bardzo skrupulatnie i od początku wyprawy ze Szczecina postawił 400 szubienic dla swoich żołnierzy, bez względu na rangę. Rabunki wpływały na demoralizacje wojska oraz na wrogość ludności polskiej. Sam Karol Gustaw, gdy zachodziły wypadki pod Ujściem był jeszcze w Szwecji i na Pomorze dotarł dopiero 25 lipca. W Wolgaście dowiedział się o pomyślnej misji Wittenberga i nakazał mu zatrzymać pochód na południe. Miał czekać na samego Króla Karola Gustawa. W wielkim pośpiechu ruszył 31 lipca w Wielkopolskę załatwiając po drodze wiele spraw i słuchając raportów. Przyjmował całe rzesze szlachty, która składała mu przysięgę. Starał się wywrzeć pozytywne wrażenie w oczach szlachty, dlatego tez bezwzględnie karał wszystkie rabunki. Król był bardzo szczęśliwy i w takiej atmosferze ruszył 24 sierpnia pod Konin, gdzie doszło do spotkania z wojskami Wittennberga.

Teraz Karol Gustaw mógł już przystąpić do ostatecznego zadania ciosu Rzeczypospolitej. W sierpniu wkroczył w granice Litwy także Magus de La Gardie na czele 7100 żołnierzy, ale zaledwie w pobliżu Birż zarządził postój. Obawiał się o wiele silniejszych wojsk rosyjskich, krążących wzdłuż i wszerz całej Litwy. Rosjanie kroczyli dzielnie i już 9 sierpnia weszli do Wilna. Dokonali rzezi ludności miasta, a następnie poddali je rabunkom i ogniu. Pożar szalał przez kilkanaście dni i dopiero teraz magnaci zdali sobie sprawę, że dobrze zrobili podpisując traktat ze Szwedami 8 sierpnia w Kiejdanach. Litwa przechodziła pod zarząd Króla Szwecji, Karola Gustawa zrywając unie z Polską. Tymczasem Karol Gustaw podążył na południe w stronę Warszawy. W tej sytuacji 17 sierpnia Jan Kazimierz opuścił stolicę Polski i udał się z całym dworem oraz gwardia do Łowicza. Pod wodza Stefana Czarnieckiego, kasztelana kijowskiego zbierało się tam wojsko, które miało przystąpić do organizacji obrony państwa. Obóz rozbito niedaleko Łowicza w sile 10 tys. żołnierzy i 18 dział. Karol Gustaw zebrał znaczne wojska i przeszedł Bzurę próbując oskrzydlić obóz polski. Doszło do drobnych starć. Po czym wojska polskie wycofały się na południe, natomiast Szwedzi wtargnęli 4 września do Łowicza. Karol Gustaw miał teraz dużo czasu do przemyśleń. I chociaż posuwał się cały czas naprzód, gdzieś w Polskę, to nie taki był jego plan. Chciał dopaść Polaków i zmusić ich do bitwy, to jednak nie było możliwe, gdyż jego przeciwnicy systematycznie uciekali na południe, a on tym samym oddalał się od Warszawy. Plany Króla kilkakrotnie się zmieniały. Jan Kazimierz słał posłańców z prośbami o zaprzestanie walki, ale Karol Gustaw nie zgadzał się na to. Wiedział, że sukces jest bardzo możliwy. Plany jakie sobie wyznaczy, zdobycie stolicy Polski, Pomorza oraz odcięcie Litwy od cara Aleksego, były możliwe do zrealizowania, ale był mały problem. Trzy różne kierunki, a wojska polskie koncentrowały się na południu ciągle nie rozbite. Król szwedzki zawsze był ambitny, dlatego też zdecydował, że wykona wszystkie trzy zadania. Był to plan bardzo ryzykowny, zważywszy na to, że wcale siły szwedzkie nie były tak imponujące, jak powszechnie przypuszczano. Postępy Szwedów bardziej opierały się na zdrajcach polskich i tchórzach niż na właściwych bitwach czy przewadze sił. Aby zrealizować wszystkie trzy zadania, Karol Gustaw podzielił armie na trzy części. Pierwszą w sile 3200 jazdy miał poprowadzić osobiście na Warszawę. Drugi oddział, słabszy jeszcze bardziej od królewskiego, ruszył wzdłuż Wisły do Prus. Natomiast z głównymi siłami podążył na południe za wojskami polskimi Wittenberg. Miał on rozbić wojska polskie i zdobyć Kraków. Posuwając się w szybkim tempie wojska szwedzkie pod wodza Króla dotarły już 8 września pod Warszawę. Władze miasta na czele z burmistrzem Aleksandrem Gizą wyszli naprzeciw Karolowi Gustawowi, składając pokłony i przekazując klucze do bram Warszawy. Mieszczanie myśleli, że Szwedów jest dużo, tymczasem nie dysponowali oni nawet działami. Jednak zdarzył się po raz kolejny cud dla Karola Gustawa, który zadowolony mówił: � Pobiłem Polaków nie widziawszy ich wcale �. Szwedom trafiły się magazyny amunicji, a na miasto nałożono kontrybucję 240 tys. zł, natomiast gubernatorem Mazowsza, Warszawy i Wielkopolski został Benedykt Oxenstierna. Dodatkowo także Król pozwolił na rabunki przez swoich żołnierzy rezydencji tych magnatów, którzy uciekli przed nim. Z kolei armia Wittenberga ruszyła w tym czasie na południe.

Po drodze Szwedzi zdobyli i doszczętnie złupili klasztor Jezuitów w Rawie Mazowieckiej, a feldmarszałek zagarnął bogaty księgozbiór klasztorny. Przez ten czas nie widzieli polskich wojsk, lecz, gdy 8 września przeprawiali się przez Pilicę, niewielki oddział polski ostrzelał ich, po czym rzucił się do ucieczki. Jeden z oddziałów pułku Magnusa de La Gardie, oddział pułkownika Forgella w sile 250 żołnierzy ruszył ich śladem, dając się złapać w pułapkę. Szwedów otoczyły wojska Czarnieckiego liczące ponad 2300 ludzi. Przewaga Polaków była miażdżąca, to też z pogromu wyszło tylko dziewięciu szwedzkich jeźdźców. To była właśnie taktyka starego, 56 � letniego Stefana Czarnieckiego, wojna szarpana lub podjazdowa. Polegała na ustawicznym nękaniu wroga i przynosiła całkowity sukces. Wittenberg przestraszył się i to mocno ataku Czarnieckiego i wysłał do Karola Gustawa niepokojące listy. Stary feldmarszałek źle ocenił siły polskie, stwierdzając, że ma przed sobą 30 tys. przeciwnika. Teraz Król musiał zrezygnować z wyprawy nad Bałtyk i przyjść z pomocą nie rozbitej jeszcze armii Wittenberga. Po nader szybkiej podróży, Karol Gustaw dotarł do Opoczna, gdzie stały jego wojska. Siły obu armii, zarówno szwedzkiej, jak i polskiej były teraz wyrównane. Chociaż Jan Kazimierz chciał w dalszym ciągu uciekać na południe, to jednak szlachta nie zamierzała tego czynić. Nie chciała opuszczać rodzinnych stron, wobec czego przygotowywano się do bitwy, tzw. Bitwy pod Opocznem. 16 września Szwedzi zajęli pierwsze stanowiska na pobliskim wzgórzu. Po drugiej stronie stali Polacy, którzy ustawili się w ten sposób, że mieli zabezpieczone flanki i drogę ewentualnego odwrotu. Natomiast, aby Szwedzi nie rozpoznali ich sił, puścili pobliska wieś z dymem, który zdecydowanie utrudniał obserwacje.

Plan Polaków był bardzo prosty i dosyć archaiczny. Polegał na szybkim ataku na najeźdźców z północy, którzy nie zdążyli nawet uformować szyku bojowego. W przeciwieństwie do Szwedów, Polakom brakowało piechoty i artylerii. Walki pod Opocznem zaczęły się od niezbyt rażącego ostrzału z pistoletów przez obie strony. Oddział Jana Kazimierza posuwał się naprzód, ale nic wielkiego nie uczynił. Gdy Szwedzi przystąpili do ataku, armia polska wyczekiwała, co spowodowało, że powstał miedzy nimi wyłom, wielka dziura którą można było wykorzystać. Na swoje lewe skrzydło Szwedzi podciągnęli działa dużego kalibru, tzw. Oblężnicze, które, gdy zaczęły spadać na polskie pozycje, wyrządziły poważne zamieszanie. Karol Gustaw krążył między swym wojskiem i dodawał otuchy żołnierzom, którzy nadciągali na przeciwnika. W szeregach Polaków część armii wykonywała drobne ruchy do przodu, ale pospolite ruszenie stało w miejscu. Brak było zdecydowania, a już na pewno odwagi. Gdy tylko spadł deszcz, a odległość zmalała do tej, z której Szwedzi mogli ostrzelać całkowicie wojska koronne, ci rzucili się do panicznej ucieczki. Karol Gustaw wysłał za nimi jazdę, ale naturalnie nie mogła ona doścignąć głównych sił polskich. Zginęło nieco ponad 1 tys. Polaków. Zdobyto również dużo wozów ze sprzętem i zapasami, a pospolite ruszenie rozeszło się do domów. Wiktoria wprawiła króla szwedzkiego w dobry humor, ale nie był w pełni usatysfakcjonowany. Jan Kazimierz ciągle nie został rozbity. To właśnie w tym momencie zaczął się formować w głowie Karola Gustawa fantastyczny plan. Może by tak zdobyć koronę polską ? � zastanawiał się pewnie. Było to złudne myślenie, chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że to on, Karol Gustaw jest zwycięzcą tej jak dotąd łatwej kampanii. Teraz po pokonaniu zagrożenia dla armii Wittenberga powinien sam wrócić nad Bałtyk, a feldmarszałkowi wydać rozkazy. Tak się jednak nie stało. Kampania polska zbyt dobrze się dla niego zaczęła i pomysł korony polskiej na jego skroniach, za bardzo wydał mu się prawdopodobny. Przejął więc dowodzenie na d armią Wittenberga i ruszył na południe w stronę Krakowa. Już 20 września Jan Kazimierz dotarł do Krakowa. Był zrozpaczony i postanowił się bronić w dawnej stolicy Polski do upadłego. Brak było armii, gdyż jej resztki dezerterowały z powodu chorób i nie wypłacania żołdu. Tylko nadzwyczajne pożyczki, jak choćby marszałka Jerzego Lubomirskiego ratowały jeszcze pozostałości wojska koronnego. Finansowo wsparła także królowa Ludwika Maria Gonzaga oraz drobne kwoty dał kościół. W dniu 25 września pod miasto podeszli Szwedzi, co wywołało ogólna panikę Powszechnie ludność uciekała, jak sami radni miasta. W nocy zebrała się rada wojenna, która zadecydowała, że głównodowodzącym obroną zostanie Stefan Czarniecki, a Jan Kazimierz razem z radą opuści kraj. Za granicą miał organizować pomoc dla walczących w kraju.

Czarniecki przystąpił do planu obrony. Miał tylko 4200 żołnierzy. Były to zbyt małe siły w porównaniu z siłami szwedzkimi, dlatego też obrońcy skupili się na obronie samego Krakowa i Wawelu, a porzucili inne przedmieścia, jak żydowski Kazimierz. Następnie mieszkańcy podpalili drewniane domki i budy, aby nie ułatwiały walki Szwedom. Karol Gustaw chciał niewielkim nakładem kosztów zdobyć miasto. Przeprowadził rekonesans wokół Krakowa i stwierdził, że jego południowa strona jest słabiej broniona niż północna. Od niej więc miał się rozpocząć atak na miasto. 27 września Karol Gustaw osobiście ustawiał swoje oddziały, a i prowadził jeden z nich, regiment kawalerii. Gdy Szwedzi dotarli do Stradomia, ujrzeli jedzących � harników � z piechoty biskupa krakowskiego, Piotra Gembickiego. Z pomocą królowi przybył regiment rajtarii niemieckiej, hrabiego Sulzbacha. Po zarąbaniu 300 � harników � Szwedzi przystąpili do ataku na bramę Grodzką, ale się załamał. Doszło do wymiany ognia z Polakami, a następnie do odmowy Czarnieckiego na kapitulację, składaną przez Karola Gustawa. W dalszym ciągu jednak trwały rabunki szwedzkich żołnierzy, którzy najpierw splądrowali Kazimierz, a potem Stradom.

Król z wielkim trudem zebrał w zwarte oddziały rozproszonych żołnierzy i uderzył na bramę Grodzką, gdzie trwała nieustająca kanonada. Obie strony walczyły dzielnie, a część mieszczan w kulminacyjnym momencie uciekła na wieść, że Szwedzi są już w Krakowie. W końcu zjawił się ranny w policzek Czarniecki. Podciągnięto działa i przy pomocy nadzwyczajnych posiłków, zmuszono Szwedów do ucieczki. Pierwszy dzień starć zakończył się zwycięstwem mieszczan, którzy z bojowym duchem przystąpili do walk następnego dnia. Noc była w miarę spokojna. Do drugiej prowadzony był ostrzał działowy, bez większych jednak skutków. Wczesnym rankiem Szwedzi przystąpili do ataku na Wawel, lecz został powstrzymany. Polacy nie zawahali się spalić zabudowań poniżej murów, aby odpędzić protestanckich wrogów. Ogień sięgnął niebawem stanowisk zajmowanych przez Szwedów oraz ich kwatery. W panice opuszczali pożerane przez ogień coraz inne domy i kościoły, trafiając pod ostrzał Polaków. Ci z kolei, przypuścili brawurowy atak. Wielu Szwedów zginęła, część została pojmana, Karol Gustaw stracił także kilkanaście dział. Był zły z powodu długiego oporu mieszkańców. Zależało mu na czasie, gdyż spieszyło mu się do Prus, które były przecież jego głównym celem w tej całej kampanii. W przypływie złości Karol Gustaw rozkazał przystąpić do budowy szańców. Rozpoczęło się na dobre oblężenie, przy pomocy wszystkich sił szwedzkich. Król był bardzo zły, dlatego przez palce patrzył na rabunki swoich żołnierzy. Kazimierz został zmieniony w jeden wielki magazyn szwedzki i kwaterę dowództwa, a na mieszkańców nałożono wielką kontrybucję. Sam Karol Gustaw stacjonował w klasztorze Kanoników regularnych. Teraz mieszkańcom nie pozostało nic innego jak walczyć do końca. Walczyli już tylko o swoje życie i domy. Po rozpoczęciu systematycznego oblężenia, Szwedzi przybliżali się do miasta. Mieszkańcy na próżno, dla podniesienia morale organizowali wypady za mury. W większości były one bardzo pomyślne i najczęściej krakowianie wracali do miasta z jeńcami lub jakimiś zdobyczami w postaci siana lub koni. Jednak podczas wypadu 28 września, który prowadził towarzysz husarski Konstanty Belina, Szwedzi byli przyszykowani i powitali ich granatami. Zginęło 4 uczestników wypadu, a ponad 20 zostało ciężko rannych. Karol Gustaw był bardzo niecierpliwy. Tracił czas, więc niebawem zrezygnował z oblegania Krakowa i powierzył tą misję Wittenbergowi, a sam ruszył na czele 4 tys. jazdy, dragonów i muszkieterów na wschód, gdzie kryły się ostatnie wojska Jana Kazimierza. Po pewnym czasie skręcił jednak na południe, w kierunku Wiśnicza. Tam skierował się do zamku koniuszego Aleksandra Lubomirskiego, bronionego przez 200 piechurów i 35 dział.

Karol Gustaw, jak zwykle nie chciał tracić czasu na zdobywanie twierdzy, w dodatku nie miał do tego specjalistycznego sprzętu. Obiecał, że dobra koniuszego nie zostaną naruszone, a oddział będzie mógł swobodnie opuścić zamek. W tej sytuacji załoga pałacu poddała się 2 października 1655 roku, co podczas całej tej kampanii było zjawiskiem dość pospolitym wśród polskich magnatów. Król szwedzki oczekiwał na oddział gen. Douglasa, mającego około 1500 żołnierzy. Douglas jeszcze przed Królem opuscił Kraków. Został wysłany z misją , której celem było zdobycie zamku w Lanckoronie miecznika koronnego, Michała Zebrzydowskiego i rozproszenie partyzantów. Po poddaniu zamku Douglas wracał do Karola Gustawa, lecz pod Myślenicami stoczył z partyzanckim oddziałem górali bitwę. W zamku w Lanckoronie pozostał natomiast Burchalsen z 200 rajtarami. Karol Gustaw nakazywał swoim dowódcom zdobywać twierdze i zamki, ale ich nie rabować. Przemawiały za tym dwa powody. Szwedzi nie chcieli wywoływać powstania, zazwyczaj najuboższych warstw , gdyż te były rabowane jako pierwsze. Po za ty Karol Gustaw zaczął już na poważne myśleć o zdobyciu korony polskiej. W tym celu próbował sobie zjednać Polaków. Publicznie ogłaszał o karach nakładanych na rabujących ludność polską, Szwedów. Słuchał próśb Polaków, zabraniał swoim żołnierzom rabować nawet kościoły, chwalił duchowieństwo i wyrażał się o nim pochlebnie. W końcu wziął nawet pod opiekę Żydów, dla których wystawiał listy gwarancyjne. Przyjazny stosunek Króla do Polaków nie mógł zmienić jego zdania w sprawie prowadzenia wojny. Wojska szwedzkie podbiły Polskę, a w związku z tym musiały jakoś zrekompensować sobie drogą kampanię. Stosowano powszechnie kredyty, a gdy te już zawodziły, uciekano się do rabunków, w czym szwedzkie wojsko znane było już z wojny trzydziestoletniej. Na rabunki, społeczeństwo polskie odpowiadało groźnymi atakami. Werbownicy króla wysłani w stronę Śląska zostali zamordowani, a wzburzony tym Karol Gustaw polecił palić i mordować. Nie mogło to naturalnie pomóc i tak fatalnej reputacji Szwedów w Polsce. Na domiar złego, gdy do ostatnich jeszcze obrońców ojczyzny docierały takie wieści jak wymordowanie 200 ludzi zamku w Tenczynie przez Konrada von Konigsmarcka, to przyczyny dla, których Polacy występowali zbrojnie przeciwko najeźdźcom są uzasadnione. 3 października 1655 roku doszło do bitwy pod Wojniczem, bitwy po, której ostatni walczący z protestanckim najeźdźcą Polacy stracili nadzieję. Szwedzi ruszyli na wschód, bowiem tam stały pod Wojniczem oddziały polskiej armii koronnej. Droga była trudna, obóz polski skryty pośród tatrzańskich wzgórz, w pobliżu Dunajca. Z powodu słabej widoczności Szwedzi wysłali na zwiad dwa regimenty jazdy, które po chwili natknęły się na polską jazdę, wysłaną w takim samym celu, aby rozeznać się w okolicy i wytropić wroga. Szwedzi rzucili się pogoń za uciekającymi wojskami koronnymi, aż dotarli do bezładnie rozłożonego obozu polskiego. Doszło do walki między namiotami. Zbiły się w jeden tłum masy dwóch wojsk, prowadząc walkę na białą broń, a Szwedzi nierzadko wspomagali się także pistoletami.

Jednak w walce ręcznej Polacy pokazali po raz kolejny swój kunszt i wzięli górę nad przeciwnikiem, który zaczął się pospiesznie wycofywać. W tym czasie Polacy przegrupowali swoje siły i zajęli wyczekujące pozycje.

Nagle sam Karol Gustaw poprowadził swoje wojska. W błyskawicznym tempie natarły na Polaków przez wąwóz. Ci jednak wykorzystując silę husarzy odrzucili Niemców zadając im ciężkie straty. Lepiej powiodło się Królowi, który przytłoczył przeważającą liczebnością najlepszą jazdę polską, jaka byli husarzy. Choć próbowali ponownym atakiem zmusić do przegranej Szwedów, to jednak górę wzięli ukryci muszkieterzy Karola Gustawa skryci w zakamarkach wąwozu. Dodatkowo zaatakowały huzarów dwa pododdziały jazdy szwedzkiej i Polacy musieli się wycofać w panice, nie otrzymując od lekkiej jazdy polskiej pomocy, mimo, że nie uczestniczyła ona w walce. Polacy rzucili się do wielkiej ucieczki, która powodowała jeszcze większe zamieszanie i gdyby nie to, że konie szwedzkich żołnierzy były zmęczone długim marszem, doszłoby zapewne do zupełnej masakry. Paniczna ucieczka Polaków pozwoliła Szwedom schwytać wielu jeńców o po raz kolejny udowodniła wyższość zdyscyplinowanej armii Karola Gustawa nad wojskiem polskim. Bitwa odbiła się szerokim echem w Rzeczypospolitej. Jan Kazimierz był całkowicie załamany. Polska tonęła coraz bardziej. Na wschodnim teatrze wojny 29 września wojska rosyjskie i Chmielnickiego rozbiły pod Gródkiem Jagiellońskim armię Stanisława Rewery Potockiego. Później obległy Lwów, który wykupił się za znaczna sumę pieniędzy oraz dotarli do Lublina i Wisły. Natomiast na północy w Mazowszu, 30 września feldmarszałek Gustaw Otto Stenbock rozbił pod Nowym Dworem pospolite ruszenie szlachty przy pomocy dział. Stenbock dysponował korpusem 9 brygad piechoty, nieliczna jazdę i bardzo silną artylerię, co łącznie dawało 8 tys. żołnierzy. Otrzymał rozkaz od Karola Gustawa aby czekał na wojsko Magnusa de La Gardie, które było w drodze do Prus. Po połączeniu się obie armie miały ruszyć nad Bałtyk. Mijały tygodnie, a armii de La Gardie nie było widać. Działał on niezwykle ospale, zresztą było to jego zwyczajem. W trakcie oczekiwanie de La Gardie przez Stenbocka, pod Nowym Dworem w miejscu, gdzie wpadał Narew do Wisły, zebrało się pospolite ruszenie szlachty mazowieckiej. Już wcześniej Stenbock otrzymał polecenie utrzymania i kontrolowania przeprawy przez Narew. Ogłoszenie propozycji Szwedów, co do rozjechania się szlachty do domów lub złożenie broni nie pomogło, bowiem zebrani nie zamierzali ustąpić z zajmowanych pozycji. Minął wrzesień pełen drobnych potyczek i negocjacji i wojsko feldmarszałka zaczęło się przygotowywać do przegonienia szlachty zebranej aż w sile około 11 tys. i garści chłopstwa z bronią. Polacy zajmowali dogodną pozycję na płaskowyżu, natomiast dostęp do rzeki zamknęli wkopując w ziemię trzy baterie artylerii, mające bronić przeprawy. Szwedzi byli uzbrojeni po zęby. Wtaczali na swój brzeg wiele dział i po krótkiej wymianie ognia zniszczyli jedną z baterii polskich. W nocy z 29 na 30 września Szwedzi odbudowali most na rzece i przeszli na drugi brzeg, gdzie się okopali. Szczególnie piechota wykonała pomyślnie swoje zadanie przenosząc lekkie działa na północny brzeg. Choć działa polskie starały się ostrzeliwać Szwedów, to jednak ci nie podejmowali walki ogniowej. Szereg szwedzki ruszył mocno w prawo wzdłuż brzegu. Wprawdzie Polacy kilkunastokrotnie atakowali, ale przewaga artyleryjska Stenbocka dawała znać o sobie, odpierając ataki silnym ogniem. Gdy tylko Szwedzi dotarli do wąwozu wspięli się na płaskowyż, gdzie zajęli pozycje do walki. Kolejne salwy z dział doprowadziły do cofnięcia się Polaków, a o ostatecznym sukcesie taktycznym Stenbocka zadecydował atak jazdy szwedzkiej zarówno ze strony lewej, jak i prawej, szerokimi łukami. Polacy rozproszyli się w panice. Sukces feldmarszałka był wielki, 300 trupów szlachty mazowieckiej na placu i śmieszne straty Szwedów, 4 zabitych. W tej sytuacji Jan Kazimierz ruszył na zachód, uciekając przed ścigającymi go oddziałami szwedzkimi. Na pewien czas zatrzymał się w Wiśniczu, a następnie zajechał do Czorsztyna. Królowa Ludwika Maria Gonzaga oraz senatorowie skłonili go do wyjazdu za granicę mimo zaproszeń dochowującego mu wierności, Jerzego Lubomirskiego, do Lubowli na Spiszu. Król ostatecznie zdecydował opuścić kraj i wybrał się na Śląsk, do swojego dziedzictwa księstwa opolsko � raciborskiego, przekraczając granicę 6 października. Nie został jednak mile przyjęty przez władze cesarskie i znalazł schronienie u barona Oppersdorfa w Głogówku, gdzie pojawił 17 października. Na wygnaniu towarzyszyli mu prymas Andrzej Leszczynski, kanclerz Stefan Koryciński, podkanclerzy Andrzej Trzebicki, biskup krakowski Piotr Gembicki, poznański Florian Czartoryski, warmiński Wacław Leszczyński, wojewoda poznański Jan Leszczyński i kilki innych. Zraz, gdy Karol Gustaw opuścił obóz szwedzki pod Krakowem dowództwo nad oblężeniem przejął Wittenberg. Szwedzi zajęli się ciężkim ostrzałem miasta i jego murów. Pewnego sobotniego przedpołudnia w stronę Bramy Mikołajskiej wystrzelono aż 274 ciężkie pociski, co świadczy o wielkiej determinacji Szwedów. Tego samego dnia na centrum Krakowa spadło około 600 granatów i kul zapalających. Sytuacja obrońców stawała się coraz trudniejsza. Zaczynało brakować żywności, a Wittenberg przypuszczał z każdym dniem ostrzejsze szturmy. Obrońcy nie nadążali z naprawa murów, wznoszeniem nowych barykad w miejsce starych, zniszczonych. Zaczęło nawet w mieście dochodzić do wystąpień antyżydowskich, czego przyczyną była wieść o współpracy Żydów ze Stradomia ze Szwedami. Wybuch paniki i ogólnego zamieszania hamował jeszcze Stefan Czarniecki, będący bardzo doświadczonym wodzem. Wiedział, że Król opuścił ojczyznę i pomoc nie nadciągnie z żadnej strony. Przewidywał, że kapitulacja miasta jest nieuchronna. Nawet najznamienitsi mieszczanie się za nią opowiadali.

Mieli zbyt dużo do stracenia w przeciwieństwie do niezwykle ofiarnego pospólstwa krakowskiego.

Dlatego też podjęto rozmowy ze Szwedami, którzy wysłali na nie pojmanego pod Wojniczem pułkownika dragonów, Henryka Denhoffa. Dnia 14 października rozpoczęte zostały rozmowy, które toczyły się aż do północy w klasztorze na Kazimierzu. 17 października został podpisany akt kapitulacji w którym Karol Gustaw okazał się niezwykle wspaniałomyślny. Mieszczanie mieli zagwarantowane wolność religii, prawo do własności prywatnej, miasto przywileje, akademia wolność dalszego działania. Natomiast załodze pozwolono opuścić miasto. Gdy zebrała się do wymarszu, biedacy oskarżyli Czarnieckiego o spalenie przedmieść, stały ich domy, na co ten nie pozostał bierny i pozwolił swoim żołnierzom na obrabowanie miejscowych burdeli oraz sklepów żydowskich. Wywołało to powszechne niezadowolenie, które jeszcze bardziej wzrosło, gdy Czarniecki nakazał radzie miejskiej wypłacić żołd sobie i swoim podkomendnym. Rada spełniła polecenie Czarnieckiego i odetchnęła z ulgą, kiedy 19 października opuszczał miasto. Wraz z nim uchodziło z Krakowa wielu mieszkańców obawiających się mimo wszystkich zapewnień, zemsty Szwedów za uporczywa obronę. Podczas tego wymarszu Czarniecki odbył długą rozmowę z obserwującym całe wydarzenie Karolem Gustawem, który oferował mu ważne stanowisko w swej armii, a na pożegnanie podarował mu pięknego tureckiego konia. Po opuszczeniu przez załogę Krakowa, do miasta wkroczyło 5 tys. Szwedów. Karol Gustaw udał się na Wawel, który zwiedził zadając przy tym wiele pytań. Tymczasem na mieszkańców została nałożona 300 tys. kontrybucja florenów. Szwedzi składając wiele obietnic przekonali armię koronną pokonana pod Wojniczem do uznania protekcji Króla szwedzkiego. Armia szwedzka powiększyła się przez to o nowych 5385 żołnierzy. Niebawem, 28 października pod Sandomierzem hetman Potocki i jego 11 tys. jazdy uznało władze szwedzką składając przysięgę na wierność Karolowi Gustawowi. Dodać należy, że Król zjawił się w obozie polskim jedynie w otoczeniu swojej niewielkiej świty. W kolejnych tygodniach szwedzcy generałowie nie robili nic innego, jak wystawiali całej rzeszy klienteli polskiej gwarancji zatrzymania własnego majątku i praw do niego. Cała szlachta, magnaci oraz urzędnicy składali hołd nowemu panu Rzeczypospolitej, jakim był przez chwilę Karol Gustaw. Zanim przystąpił do napadu na Polskę, wysyłał do wszystkich dookoła ofertę przyłączenia się w zamian za jakieś obietnice. Jedną z nich była propozycja do arian, zwanych inaczej socynianami. Wprawdzie arianie od początku przystali na warunki jakie Szwedzi im złożyli, za poparcie najazdu na Polskę, oferta przestawała obowiązywać. Nie pomogło także spotkanie socynian, na czele ze Stanisławem Lubienieckim, z Karolem Gustawem, gdy tylko wrócił do Krakowa. Król nie chciał w owej chwili poparcia tej wyklętej przez Polaków � katolików, sekty religijnej. Miało to zapobiec konfliktom z katolicką szlachtą. Po za tym Król miał w tym czasie wiele innych nie cierpiących zwłoki spraw na głowie. Odwieczny wróg Polski na północy, Brandenburgia � Prusy i osoba Księcia elektora, Fryderyka Wilhelma po raz kolejny ujawniła swoje aspiracje do Prus Królewskich, które już Brandenburczycy próbowali zdobyć w 1308 roku. Wojska Fryderyka Wilhelma wkroczyły na teren Prus Królewskich. Do Króla dochodziły także inne niepokojące wieści. Na morzu Bałtyckim znalazło się 36 holenderskich okrętów wojennych, odwiecznych wrogów tym razem Szwecji. Po kilkunastu dniach Karol Gustaw ruszył pospiesznie na północ, a w Krakowie pozostał niewielki garnizon szwedzki oraz jednostki mające zwalczać punkty oporu. Elektor brandenburski, Fryderyk Wilhelm tak samo chciwie patrzył na Prusy Królewskie, jak od wieków Szwedzi, tyle, że w ich przypadku chodziło o dominium maris Baltici a w przypadku elektora o zjednoczenie Brandenburgii z Prusami Wschodnimi. Wojska elektorskie wtargnęły do Prus Królewskich proponując miejscowym stanom i miastom przymierze przeciwko Szwedom. Fryderyk Wilhelm poczuwał się do tego jako wasal Jana Kazimierza. Miasta pruskie i stany pomogły przetransportować do Prus wojska brandenburskie, ale nie otworzyły im bram. Obawiano się Brandenburczyków i podejrzewano ich o najgorsze. Bramy otworzyły jedynie mniejsze miejscowości nie mogące skutecznie się bronić przed wojskami elektorskimi. Następnie w Prusach rozpoczęto przygotowania do obrony. Uzupełniano zapasy i poprawiano stan uzbrojenia, wypatrując na horyzoncie wojsk szwedzkich, które wkrótce miały nadejść. Silny oddział jazdy, który wyruszył z Krakowa w sile 4 tys. Szwedów i 7 tys. Polaków, przemknął przez Opatów, Radom, docierając już 15 listopada pod Warszawę. Po mimo zimy Karol Gustaw postanowił kontynuować kampanię. W stronę Prus zmierzały trzy armie. Pierwsza była armia Stenbocka idąca z biegiem Wisły. Drugą było wojsko Karola Gustawa, a trzecią armia nadciągająca od Wschodu w powolnym tempie Magnusa de La Gardie. Jazda szwedzka poruszała się bardzo szybko i już 26 listopada dotarła pod Toruń. Następnie zjawiła się tam artyleria rozpoczynając tego samego dnia ostrzał fortyfikacji. Nie minęło kilka dni i Toruń za cenę zachowania swych przywilejów poddał się Królowi szwedzkiemu. Zapoczątkował on tym samym niechlubne kapitulacje miast polskich przed Szwedami.

Były to Brudnia, Nowe Miasto, Golub, Kwidzyń. Elektor Fryderyk Wilhelm już zawczasu zrozumiał taktykę Karola Gustawa, która polegała na odcięciu wojsk brandenburskich od zaplecza w Prusach Wschodnich, dlatego też polecił swoim oddziałem odwrót w stronę Królewca. Pułapka szwedzka zamykała się coraz bardziej i 20 grudnia dotarli oni do Elbląga, który także poddał się . W ostatnim momencie wojsko elektorskie przedarło się do Prus Wschodnich, ale ich tropem podążyły oddziały szwedzkie. Doszło do pierwszych starć i potyczek, po których Brandenburczycy zamknęli się w Królewcu. Sytuacja Fryderyka Wilhelma była trudna.

Pojawiły się problemy z zapasami i uzbrojeniem. Na próżno Książe elektor wypatrywał pomocy eskadr holenderskiej floty, gdyż Bałtyk był zamarznięty, a był to przecież grudzień. Na początku stycznia rozpoczęły się negocjacje, w których ze szwedzkiej strony reprezentował Erik Oxenstriena. W trakcie rozmów nadal jednak Karol Gustaw prowadził swoje natarcie na Brandenburczyków. Zdobył Welawę biorąc 300 osobową załogę do niewoli. Wywierał tym samym presję na Fryderyka Wilhelma w sprawie szybkiego porozumienia obu stron. Następnie Król szwedzki odciął Królewiec od reszty Prus Wschodnich wiążąc całkowicie elektorskie wojsko. To zadecydowało o porozumieniu, które zawarto 17 stycznia 1656 roku. Zobowiązywało ono Fryderyka Wilhelma do zerwania współpracy z wrogami Szwecji, do uznania jej praw do Prus Wschodnich, do udzielenia jej pomocy o oddania połowy wpływów celnych, do oddania na służbę Szwedów 1500 żołnierzy. W zamian za oddziały elektorskie Fryderyk Wilhelm miał zachować Prusy jako lennik szwedzki. Wojska Karola Gustawa udały się na leża zimowe do sąsiednich prowincji, natomiast on spotkał się z elektorem spędzając z nim trzy dni pełne rozmów do bliższego obu państwom przymierza. Książe elektor chciał skusić Karola Gustawa nową wojną, gdyż dla niego kampania w Polsce była już skończona. Nowa wojna miała się rozegrać w Niemczech o bogate księstwo Julich w pobliżu hiszpańskich Niderlandów. Król szwedzki zainteresował się tą propozycją, ale musiał zakończyć starą wojnę. Z korony w Polsce były nici, szlachta nigdy nie zaakceptowałaby dziedzicznej dynastii. Również inne propozycje składano Karolowi Gustawowi. Między innymi Grecy, którzy nakłaniali go do wzięcia udziału w wielkiej wyprawie krzyżowej przeciwko Imperium Osmańskiemu z udziałem Wenecji, Rosji, Anglii, należącej do Cromwella, który nie miał nic przeciwko, aby Szwedzi panowali aż do Morza Kaspijskiego. Po serii zwycięstw, armia szwedzka została rozlokowana w całym kraju. Dla Prus Królewskich Karol Gustaw ustanowił pierwszego gubernatora, przekształcając je w szwedzką prowincję. Wojska podzielono na duże oddziały stacjonujące w strategicznych obozach, aby bronić tego co zdobyły podczas całej kampanii. Najsilniejszym oddziałem dowodził Douglas i stacjonował on pod Sandomierzem. Już na początku listopada zażądał on wkraczając do Pilzna dużej asygnaty, dokumentu nakazującego wypłatę pieniędzy. Szwedzka armia musiała jakoś prosperować, w tym celu stosowała wypróbowane metody już z wojny trzydziestoletniej, jak kontrybucje, asygnaty lub konfiskaty. Szwedzki aparat władzy robił co mógł, aby w legalny sposób zapewnić wygodę swoim żołnierzom podczas zimy. Przejmowane dochody państwa polskiego były tak małe, że urzędnicy szwedzcy i tak musieli uciekać się dawnych metod. Skromne podatki, cła, wpływy z królewszczyzn czy kopalni nie mogły pokryć zapotrzebowania armii szwedzkiej stacjonującej na terenie Rzeczypospolitej. Dość powszechnie stosowano kontrybucje, jak wsparcie dla armii.

Tak postąpiono z Toruniem, który wypłacił 20 tys. talarów oraz dostarczał garnizonowi szwedzkiemu wielu świadczeń do których należały kwatery czy pożywienie. Innym ładniejszym określeniem dla rabunku była konfiskata, czyli rabowanie pierwszego lepszego miejsca jakie spotkano na swojej drodze. Przykładem jest wieś Lulkowo pod Toruniem, które zostało ograbione z inwentarza i narzędzi rolniczych, a na koniec podpalone. Żądania Szwedów rosły wobec zbiedniałego społeczeństwa polskiego. W końcu poza szlachtą w Rzeczypospolitej reszta cierpiała dużą biedę jeszcze zanim do kraju przybyli najeźdźcy. Dyscyplina w armii szwedzkiej ulegała wyraźnemu pogorszeniu. Żołnierze stacjonujący z dala od wielkich obozów rabowali i oszukiwali przy tym swoich dowódców. Było to zjawisko bardzo częste o którym pisali w swych dziełach nawet szwedzcy historycy. Sami dowódcy po części dawali zły przykład, żądali łapówek od ludności którą rozporządzali w danych regionach. Tak czynili m.in. Wittenberg czy dawny kompan Króla do wypitki, Wurtz. Z biegiem czasu wzmagał się zbrojny opór przeciwko Szwedom. Organizowały się pierwsze kupy chłopskie lub szlacheckie. Już pod koniec września 1655 roku w zachodniej Wielkopolsce pobożny i bogaty szlachcic Krzysztof Żegocki, starosta babimojski zebrał 300 osobowy oddział chłopów. Wielkopolska była taka ziemią do której szybko docierały zachęty do walki z okupantem, ze strony uciekającej szlachty oraz otoczenia króla, Jana Kazimierza. Była po za tym zbyt duża, a Karol Gustaw nie dysponował na tyle silną i liczną armią, aby opanować każdą twierdzę lub miasto w tej ziemi. Sytuację pogarszał fakt, że w armii szwedzkiej każdy mógł pełnić ważną funkcję, wystarczyło sfinansować oddział zaciężny i już można było zostać jednym z wielu dowódców rozporządzającym jakimś skrawkiem Polski. Władza taka była niczym nieograniczona i każde nawet najgorsze występki można było usprawiedliwić wrogością miejscowej ludności. Jednym z takich dowódców był generał major, hrabia czeski Jan Weichard Wrzesowicz, któremu nadał w zarząd Karol Gustaw Wielkopolskę. Był to zwyczajny awanturnik, który sfinansował za własne pieniądze regiment. Odznaczał się ogromna brutalnością. Jednak z wielką skrupulatnością wypełniał rozkazy Króla szwedzkiego, zdobył aż 16 zbuntowanych miast błyskawicznymi i zdecydowanymi szturmami. Takim miastem był Kościan, który pewnego dnia został zdobyty przez Krzysztofa Żegockiego z pomocą lokalnych mieszczan. Załoga została zlikwidowana, lecz starosta babimojski nie opuszczał miasta. Zorganizował pułapkę na przebywającego niedaleko na polowaniu langrafa heskiego, Fryderyka Hessen � Eschwega, szwagra Króla Karola Gustawa. Kiedy Fryderyk wracał, został zaatakowany przez oddział Żegockiego. Jedna z kul zwaliła go z konia, a druga śmiertelnie zraniła w udo. Eskorta Księcia von Nassau uciekła zostawiające rannego księcia heskiego wraz z 40 wozami pełnymi łupów. Powstańcy wzbogacili się o 75 tys. złotych.

Natychmiast została wysłana ekspedycja karna pod dowództwem Wrzesowicza, który 10 października 1655 roku wkroczył nocą do Kościana, już opuszczonego przez partyzantów. Nie przeszkodziło to czeskiemu hrabiemu w wymordowaniu 300 mieszczan i ścięciu 40 szlachciców. Pogoń za Żegockim się nie powiodła, a dzielny starosta babimojski dalej się wyróżniał wielką odwagą. Pod Wschową natknął się, uciekając przed Wrzesowiczem na 40 � osobowy oddział szwedzki, który zniósł doszczętnie. Takie przypadki wlewały w serca Polaków nadzieję na ocalenie państwa. Nawet jeśli nie istniały długo pierwsze skromne oddziały powstańcze, to dawały one dobry przykład na przyszłość. W październiku, w zachodniej Małopolsce pojawił się oddział chłopski, katolickiego księdza Kaszkowica w liczbie 800 osób, który niebawem został rozproszony. Innym przykładem jest zwołane przez szlachtę pospolite ruszenie w październiku 1655 roku pod Sieradzem, które zostało rozbite i rozproszone. Oddziały te nie były jeszcze na tyle liczne i zorganizowane, aby toczyć walki z wojskami szwedzkimi, ale często atakowały słabsze grupy okupantów protestanckich, kurierów, pojedyncze patrole, posterunki czy dostawy prowiantu. Unikając silniejszego przeciwnika, a niszcząc słabszego, utrudniały zorganizowanie prawidłowego zaplecza Szwedom i były nieustannym kłopotem dla Karola Gustawa i jego dowódców. W Wielkopolsce na tyle często dochodziło od takich wypadków, że Król szwedzki wysłał do zbuntowanej prowincji oddział generała majora Burcharda Mullera, który miał zdławić powstanie. Początkowo szło mu w tym dobrze. Rozbijał drobne oddziały powstancze i zdobywał niewielkie miasteczka. Podobnie czynił Wresowicz.

Czeski hrabia zjawił się 8 listopada 1655 roku pod murami klasztoru Jasnogórskiego pod Częstochową. Żądał otwarcie bram , na co przeor klasztoru Augustyn Kordecki nie chciał się zgodzić. Dumny hrabia w odwecie podpalił kilka zabudowań, a obrońcy twierdzy ostrzelali go gradem pocisków z dział i muszkietów. Wrzesowicz opuścił 13 listopada Częstochowę, ale Szwedzi nie zrazili się oporem przeora Kordeckiego i obrońców i pod mury twierdzy pociągnął 18 listopada generał Muller z 1100 ludźmi i 8 armatami. Do szerszego opisu oblężenia klasztoru Jasnogórskiego odsyłam do artykułu [ ???????]. Znaczenie oblężenia było tak wielkie, że zaczęto je określać mianem cudu. Propaganda kół towarzyszących Królowi Polskiemu na Śląsku, głównie Królowej podsycała opór społeczeństwa polskiego wobec Szwedów. Powstanie nabierało coraz szerszych kręgów, ale jeszcze bardziej rozwinąć się mogło przy wsparciu osoby Króla, który w końcu zdecydował się wrócić do kraju pod wpływem swojego otoczenia. Towarzyszył mu w powrocie nuncjusz papieski oraz 300 � osobowy oddział jazdy. Do kraju orszak królewski wkroczył przez Przełęcz Dukielską, powiększając się liczebnie o armię koronną, która nie tak dawno przeszła na stronę Szwedów. Ci bowiem obawiali się na południu szerszych działań, wobec czego zaczęli odwrót na północ. Tak czynili Muller, Wrzesowicz oraz generał Douglas, który pod Sandomierzem tracił niezwykle dużo wojska w ciągłych zasadzkach partyzantów. Natomiast oddziały stacjonujące pod Krakowem weszły do twierdzy, szykując się do szturmu Polaków. Dzięki ewakuacji okupantów na północ, Polacy mogli podjąć szersze działania w Małopolsce. Król i Królowa spieniężali swoje dobra, dzięki czemu zjednoczyli porozrzucane po kraju partyzanckie kupy oraz wystawili nową armie. Dowództwo objął Stefan Czarniecki. Wydarzenia i różne wypadki zachodziły w całej Polsce i już 29 grudnia 1655 roku odbył się zjazd magnatów w Tyszowcach, którym towarzyszył cały zastęp ludności. Podpisano tam akt konfederacji wzywający do walki ze Szwedami. Wzywano do walki w obronie wolności i wiary katolickiej. Grożono wykluczeniem z kościoła katolickiego tym co nie posłuchają manifestu oraz obiecano amnestie dla wszystkich zdrajców, jeśli tylko wrócą pod władzę Jana Kazimierza. Drobne starcia powstańcze przemieniły się w ogólnonarodowe powstanie w różnych regionach Rzeczypospolitej. Złapanych Szwedów, Finów czy Niemców rzadko brano do niewoli, przeważnie byli od razu na miejscu zabijani, dlatego tak bardzo okupanci przerażali się i popadali w panikę na myśl o spotkaniu z przerażającymi kupami chłopskimi lub szlacheckimi. Powstańcy zachowywali się równie bezkarnie i brutalnie jak niektórzy żołnierze w służbie szwedzkiej. Dochodziło do masakr na ludności niemieckiej, protestantach czy ludności żydowskiej. Wystarczyło nie być katolikiem aby stracić życie, nawet jeśli ktoś nie był zdrajcą. W szczególności barbarzyństwem odznaczali się chłopi, którzy często rabowali wyzwolone miasteczka bardziej niż Szwedzi. Gdy nawet całe okolice zostały uwolnione z najeźdźców, chłopi dalej rabowali i mordowali, tym razem szlachtę, bez względu na wiek. Pod wpływem takich aktów barbarzyństwa, ze sztabu szwedzkiego zaczęto wydawać szereg rozkazów dotyczących jednego, karnych ekspedycji. Wojna przerodziła się w zwyczajne mordy i masakry, w których każda ze stron odznaczała się większym poczuciem krzywd i cierpień. Oddziały szwedzkie wykonujące ekspedycje karne paliły wieś za wsią, miasteczko za miasteczkiem. Tak postępował na Litwie Magnus de La Gardie czy generał Douglas, który spalił Myślenice i Dobczyce, mordując przy tym 400 mieszkańców. Gdy de La Gardie pochwycił w pierwszej fazie powstania dwa tysiące jeńców, trzystu odesłał do Rygi na roboty karne, a resztę kazał zamordować, rozsyłając wieści i tym. Szwedzcy generałowie zrozumieli w końcu, że wszystkie początkowe sukcesy ich armii były daremne, gdyż Polaków nie da się pokonać w kilku bitwach. W kraju gdzie szlachcic był równy na zagrodzie wojewodzie, nie można było zmusić Polaków do uległości, a biednych chłopów nie mających niczego do płacenia podatków. Jedyna osobą która tego nie rozumiała był jeszcze Karol Gustaw, który pod koniec stycznia 1656 roku wkroczył do zbuntowanych województw na południu Polski.

Był niestrudzony i ciągle bardzo aktywny, nawet kiedy dowiedział się, że żona urodziła mu syna 2 stycznia 1656 roku, któremu dano imię Karol ( późniejszy Karol XI ). Król zawsze nie miał czasu i ciągle się spieszył. Listy które słał do żony były zazwyczaj krótkie. Nawet prezent który obiecał żonie przysłać z Polski był wyszukany na prędce, była to zwykła gołębica i szpilka do włosów. Z powodu urodzenia się syna bardzo się ucieszył Karol Gustaw, ale do Polski kazał przyjechać tylko królowej. Karol Gustaw nie miał pełnych informacji o powstaniu. Nie wiedział jak silne, jak duże ma siły Czarniecki, jak liczne były wojska tatarskie na południowy � wschód od Sandomierza, o których donosił Douglas. Nie wiedział słowem nic. Pod Łowiczem połączył się z resztkami armii Douglasa i razem przeszli przez Wisłę, 60 kilometrów w dół biegu rzeki na południe od Warszawy. Król myślał, że samo jego sławne imię przerazi powstańców i zmusi ich do ucieczki oraz Jana Kazimierza do wyjazdu za granicę. Na wszelki wypadek ściągnięto dodatkowe siły i ruszono na południe. W połowie lutego, gdy zima była bardzo mroźna, Szwedzi natrafili wreszcie na ukrywający się w okolicy Polaków, ale szybko stracono ich z oczu. Czarniecki, który werbował żołnierzy rozłożył obóz pod Gołębiem, w otoczeniu z trzech stron Wisły. Szwedzi tylko przypadkiem odkryli Polaków i uderzyli na nich 19 lutego. Pierwsze oddziały szwedzkie pod wodza hrabiego Waldemara, generała Douglasa oraz Niemirycza były słabsze niż polskie, ale i tak wystrzelono w ich stronę pociski. Padło kilka trupów, lecz Polacy nie uciekali jak dawniej to robili na dźwięk salw szwedzkich dział. Przeszli , co było dla Szwedów dużym zaskoczeniem, do ataku na lewe skrzydło przeciwnika, które stało najbliżej. Większa liczebność armii koronnej wystarczyła do zrobienia paniki w protestanckich szeregach. Szwedzi rzucili się do ucieczki, pod wpływem silnego uderzenia całej zbieraniny ludzi i koni. Lewe skrzydło wojsk Karola Gustawa już nie istniało i w szeregach polskich powstał bałagan. Przegrupowywano siły i szykowano się do uderzenia na inne skrzydło przeciwnika, gdy nagle Szwedzi zaatakowali, korzystając z chwilowego zamieszania. Pięć skwadronów natarło na armię Czarnieckiego od tyłu i z boku. Polacy pod naporem zaczęli się cofać, co wykorzystywali Szwedzi nacierając coraz bardziej. Gdy prawe skrzydło Horna, Wittenberga i Kalinowskiego ruszyło do ataku, Czarniecki wydał komendę do odwrotu, krzycząc : � W rozsypkę dzieci, dzieci! �. Polskie szyki poluźniły się tworząc małe kupy, które uciekały w różne strony. Najeźdźcy z północy ruszyli w pogoń, ale raczej była ona nieskuteczna wobec szybkiej jazdy polskiej. Po bitwie Karol Gustaw wydał rozkaz aby dobijać pojmanych i rannych. Przez dwa dni armia szwedzka stacjonowała jeszcze pod Gołębiem, a następnie ruszyła w kierunku Lwowa, gdzie Jan Kazimierz organizował nową armię koronną. Najpierw dotarła do Lublina, a w ostatnim tygodniu do Zamościa. Karol Gustaw znajdował się teraz w trudnej sytuacji. Czarniecki bardzo szybko zebrał swoje rozproszone siły, uzupełnił pobór i unikał głównych wojsk szwedzkich, których liczba drastycznie szybko topniała. Polacy służący w służbie Króla szwedzkiego masowo dezerterowali najwięcej, bo aż 5 tys. uciekło w nocy 24 lutego. Mimo to, Karol Gustaw musiał zdobyć Zamość, który był kluczowa twierdza na tym terenie i pomostem do Ukrainy, gdzie na zimowych kwaterach stacjonowali Kozacy Chmielnickiego. Natomiast w Siedmiogrodzie, przy granicy z Rzeczpospolitą inny chciwy sławy władca, Jerzy Rakoczy, próbował także zabłysnąć swoim talentem w tej wojnie. Choć zaprzeczał, zamierzał w niej wziąć udział, w tym celu zaczął gromadzić przy granicy silne wojska. Słabe zaplecze i przygotowanie szwedzkiej armii w tej kampanii zimowej, nie mogło pozwolić Karolowi Gustawowi na regularne oblężenie Zamościa. Groźby nie wpływały na mieszkańców twierdzy, a Szwedzi nie dysponowali ciężkim sprzętem, gdyż ten utknął gdzieś po drodze wlekąc się bardzo ślamazarnie. Nie posiadali też dostatecznej ilości prochu i amunicji, dlatego tylko przez 3 dni od 27 do 29 lutego prowadzili ostrzał miasta.

Karol Gustaw rozczarował się jednak. Zamość był dla jego wojsk nie osiągalny. Ruszył więc na bogaty Jarosław, gdzie zamierzał zdobyć żywność dla głodującego wojska. Szwedzka armia przeżywała coraz większe problemy, była nieustanni napastowana przez wojska Czarnieckiego, a koniom brakowało podków. Każdego dnia marszu armia traciła na sile, a wojska polskie rosły. Pod Lwowem stacjonowała już armia koronna trzykrotnie większa od szwedzkiej. Polacy dezerterowali z armii Karola Gustawa, a on sam stracił podczas tego marszu więcej żołnierzy niż we wszystkich bitwach na terenie Polski. Tabory zostały w jednej z potyczek zgubione i coraz bardziej wojskom szwedzkim doskwierał głód. W tak słabym stanie zebrały się one razem w Jarosławiu, którego władze od razu się poddały. Było to zrozumiałe, zważywszy na to, że miasto nie posiadało fortyfikacji. Mimo fatalnej sytuacji, Karol Gustaw myślał, że to chwilowy kryzys. Wpadł na nowy szalony pomysł. Zamierzał skoncentrować wszystkie wojska w trzech punktach : w Warszawie, Krakowie i Jarosławiu, wokół którego wznoszono teraz umocnienia. Król postanowił wciągnąć do wojny po swojej stronie Kozaków Chmielnickiego, tylko w znacznie większym stopniu niż do tej pory. Myślał także o Siedmiogrodzie Jerzego Rakoczego. Nie zdawał sobie sprawy, aż do 22 marca, kiedy to armia szwedzka rozpoczęła odwrót, że znajduje się w pułapce, w mieście bez żywności i murów obronnych. Dopiero gdy zaczęły docierać do niego niepokojące wieści i raporty o Rosji, Austrii, Holandii czy Danii rozkazał odwrót na północ. Do tego czasu nie było w Szwecji i nigdzie indziej wiadomości o Królu. Zastanawiano się czy żyje albo czy już poległ na południu Polski.

I co wreszcie stało się z jego niezwyciężoną armią ? W kwietniu do ambasadora szwedzkiego w Londynie zawitał ambasador Holandii mówiąc z nieukrywaną radością, że Karol Gustaw nie żyje, a jego armia została rozbita. To był błąd informacyjny, który powstał na skutek niezliczonych ilości krążących w całym obiegu plotek. Szwedzka armia, choć źle jej sytuacja się przedstawiała, dalej trwała w swoim wojennym bycie, a Karol Gustaw dalej pozostawał dumny ze swoich dokonań. Miał kilka problemów, które zbijały mu sen z powiek. Była to strasznie duża dezercja Polaków, którzy w końcu całkiem go opuścili. Przewaga polskiej armii 20 tys., do tego 3 tys. pospolitego ruszenia i bandy chłopskie. Ale głównym problemem była pora roku, marzec i jego roztopy spowalniał i utrudniał marsz do tego stopnia, że wojsko ledwo pokonywało 2 mile dziennie. Nawet gdy spalono tabory z żołnierskimi namiotami tempo marszu się zbytnio nie poprawiło. Podwyższone stany wód i drogi, które istniały tylko w teorii przeszkadzały Szwedom w utrzymaniu Polaków na bezpieczną odległość. Wyjście z kłopotliwej sytuacji było tylko jedno. Trzeba było przebić się na północ wzdłuż lewego brzegu Sanu, docierając do miejsca, gdzie San wpada do Wisły. Tam bowiem znajdował się jeszcze garnizon szwedzki w Sandomierzu pod wodza majora Liljeborga. Kolejnym krokiem miało być przejście Wisły na drugi brzeg, w tym celu trzeba było wybudować most pontonowy. Zadanie to otrzymali żołnierze, których przydzielono do ewakuacji sprzętu, amunicji i dział na pojemnych 8 łodziach. To posunięcie zwiększyło tempo armii szwedzkiej, ale stanowiło zagrożenie w przypadku bitwy z wojskami Czarnieckiego, bo przewagą Szwedów była zawsze artyleria i muszkiety. Cały czas, w ślad za armią szwedzką kroczyło wojsko Czarnieckiego i wolne kupy chłopskie. Szczególnie narażone na ataki było lewe skrzydło wojsk Karola Gustawa, szarpane przez jeden z oddziałów polskich. Z północy od strony Sanu szła armia litewska w sile 8 tys., od zachodu w stronę Wisły podążał oddział pospolitego ruszenia małopolskiego. 25 marca 1656 roku, gdy Karol Gustaw jadł posiłek w jednym z domów, został zaatakowany przez Polaków. Wykazał przy tym wielką odwagę i bohaterstwo. Uczestniczył w walce razem ze swoimi żołnierzami, strzelając z obu swych pistoletów, ale i tak przed śmiercią musiał ratować się ucieczką. 28 marca Szwedzi dotarli do miejscowości Nisko, położonej nad Sanem 4 mile od Sandomierza. Armia zatrzymała się na odpoczynek. Karol Gustaw wysłał liczne patrole po żywność i paszę dla koni. Gdy tylko się ściemniło, do obozu szwedzkiego wpadł silny oddział polski pod wodza Czarnieckiego. Jednym z pierwszych, który dostrzegł wrogów był właśnie Karol Gustaw, który wystrzelił z pobliskiej armaty. Podczas walk w widłach Wisły i Sanu mieli działa cały czas w pogotowiu, a mimo to potyczka pod Niskiem pozbawiła życia 200 ich żołnierzy. 29 marca ostatni polski oddział zdezerterował z armii Karola Gustawa, gdy wyjechał na patrol. Jego dowódca dostarczył Polakom wiele cennych informacji o planach ucieczki armii szwedzkiej z pułapki w jakiej się znalazła. Czarniecki przestał ścigać i szarpać wojsko szwedzkie i ruszył przez Wisłę, jej lewym brzegiem na Sandomierz i tamtejszą placówkę szwedzką, szturmowaną już przez pospolite ruszenie wielkopolskie. Karol Gustaw się załamał i w mowie do żołnierzy polecił � Pokażcie teraz, na co was stać �. 1 kwietnia Szwedzi dotarli do Wisły, w pobliżu Sandomierza. Tamtejszy ich garnizon był już mocno atakowany. W grę wchodziły działa, którymi bombardowano przygotowany dla Karola Gustawa most pontonowy. Tego samego dnia Polacy zdobyli kilka dział i przeszli do silnego ataku, który zatrzymał się dopiero na wzniesionym szańcu i murze zamkowym. Silny ogień krzyżowy przeszkadzał im w ostatecznym zwycięstwie, więc postanowiono użyć ognia. Wzniecony jednak pożar, zamiast obozu szwedzkiego, strawił wiele budynków w Sandomierzu, a zamku majora Liljeberga nie ruszył w ogóle. 2 kwietnia położenie Szwedów było już fatalne. Dotarła ram armia Czarnieckiego i połczone wojsko polskie atakowało coraz intensywniej na zamek, w którym bronili się Szwedzi. Karol Gustaw zmienił więc swoje plany i postanowił przeprawić się przez San. Wiedział, że jego oddziały nie wytrzymają długiego szturmu. Dlatego rozkazał ewakuację wysłanego tu wcześniej prochu i amunicji, którą niejaki Tornskjold na 3 łodziach z 300 podkomendnymi w większości uratował.

Z zamku nie zdążyło się uratować tylko 30 obrońców, których Polacy po zdobyciu twierdzy zamordowali. Zaraz po masakrze jakiej dokonali, twierdza wybuchła zamieniając się w proch i przywalając gruzem Polaków. Eksplozja ta była spowodowana podłożeniem przez Szwedów ładunku wybuchowego. Armia Karola Gustawa musiała przeprawić się przez San. Było to bardzo trudne zadanie, gdyż oczekiwała ją już tam armia litewska. Mieli przewagę nad Szwedami, których morale mocno spadły. Oskarżali oni króla o zaprzepaszczenie jesiennych zwycięstw kampania zimową, ale Karol Gustaw tym się nie przejmował. Jak zwykle był pełen wojennych planów i szybko znalazł wyjście z zaistniałej sytuacji. Saperzy mieli zniszczyć most pontonowy i ruszyć w dół Sanu, gdzie Litwini budowali szańce i okopy, aby tam zbudować nowy most pontonowy. Natomiast król osobiście z kilkoma regimentami kawalerii ruszył na południe w stronę Krakowa. Chciał odciągnąć uwagę Carnieckiego i nie dopuścić do połączenia się jego wojska z Litwinami. Dodatkowo uwagę tę miał odwracać wysłany z Warszawy korpus posiłkowy dowodzony przez szwagra króla, margrabiego Fryderyka von Baden � Durlach. 28 marca Karol Gustaw rozbił pod Dębicą oddział polski, a rankiem 4 kwietnia oddział litewski Pawła Sapiehy w sile 1 tys. Inny oddział pochwycił 103 jeńców i 581 koni. Gdy oddziały wróciły do obozu nad Sanem, król dowiedział się, że prace nad mostem pontonowym poruszają się wolno z powodu nieustannego ostrzału Litwinów.

Czas naglił, gdyż Czarniecki mógł się domyśleć planu króla szwedzkiego, który postawił wszystko na jedna kartę i zdecydował się zaryzykować. Cały czas przeżywał zaistniałą sytuację. Mało spał, jeszcze mniej jadł i ani razu nie zmienił ubrania. W jednym z listów donosił � Nieprzyjaciela mam na karku �. Właśnie 4 kwietnia Szwedzi przystąpili do przeprawy przez San. Ustawili na brzegu 50 armat, za nimi piechota, a z tyłu kawaleria. Gdy tylko zaszło słońce rozpoczęli silny ostrzał na pozycje litewskie. Odpowiedziano im tym samym. Pod osłoną ognia piechota szwedzka przedarła się mostem do wysepki, a tam 300 żołnierzy weszło na trzy ostatnie łodzie jakimi dysponowali i przepłynęli na drugi brzeg Sanu. Tam skryła się piechota w gęstych krzewach i zaroślach, gdzie mogła sformować szyki. Po ustawieniu się przystąpiła do ataku na najbliższy szaniec. Pojawienie się Szwedów na litewskim brzegu wywołało w ich załodze istne zamieszanie, które szybko przerodziło się w panikę. Piechota zdobyła szaniec i rozpoczęła jego poszerzanie. W tym czasie Litwini rozproszyli się uciekając we wszystkich kierunkach. Karol Gustaw nie wiedział jeszcze jaki jest finał misji. Nerwowo i niezwykle niecierpliwie oczekiwał na wiadomości, które w końcu oznajmił mu jakiś kapral. Na łodziach przerzucono na rozkaz króla kolejne oddziały, a o 10 rano 5 kwietnia po dokończonym moście pontonowym na drugi brzeg dotarła cała armia szwedzka. To co Szwedzi znaleźli w obozie litewskim i na szańcach mogło wprawić w osłupienie. Obóz był pełen żywności, bydła, kilkaset wozów, a na szańcach znaleziono 18 dział. Jednodniowy postój pozwolił żołnierzom uzupełnić siły i 6 kwietnia wznowiono marsz na północ wzdłuż brzegu Wisły. Jednak ich śladem ruszyli Litwini. Karol Gustaw aby odciągnąć przeciwnika rozdzielił swoją armię koło Lublina. Na Lublin ruszyło 600 osób fińskiej piechoty, którzy szybko zostali doścignięci i zabici. Główne siły dalej kierowały się na Warszawę. 9 kwietnia król wysłał wcześniej łodziami piechotę pod dowództwem Wittenberga, a sam zjawił się tam dopiero 13 kwietnia. Gdy Karol Gustaw był jeszcze w pułapce, z Warszawy na pomoc Książe Adolf Jan wysłał 27 marca 2500 żołnierzy pod wodza margrabiego Fryderyka. Gdy ten dowiedział się 4 kwietnia O zmianie planów swojego monarchy dotyczących już nie przeprawy przez Wisłę, ale przez San, jego korpus stanął między Warszawą, a Sandomierzem. Margrabia zarządził odwrót na północ, a za jego wojskiem podążyli skuszeni Czarniecki i inni. Już 7 kwietnia Szwedzi zostali dogonieni przez Polaków, którzy mieli siły trzykrotnie wyższe. Nie zdążyli nawet zająć dobrych pozycji do odparcia armii Czarnieckiego. Naprędce sformowane na wzgórzu niedaleko Warki i wokół niego szyki, nie mogły powstrzymać brawurowego ataku Polaków. Szwedzi po raz pierwszy w tej wojnie zostali pokonani w polu.

Rozpierzchli się na wszystkie strony salwując się ucieczką. Większość z nich i tak poległa, bowiem przed szybką jazda polską ciężko było uciec. Kampania zimowa zakończyła się bez wątpienia klęską Karola Gustawa. Miał teraz 1/3 sił z jakimi wkroczył do Polski, reszta poległa, przepadła gdzieś w trakcie marszu, albo zdezerterowała. Karol Gustaw zdawał się jednak tym nie martwić. Przystąpił do odbudowy armii, posłał po nowe armaty do Szczecina, ze Szwecji sprowadził amunicję, a resztę potrzebnego sprzętu skonfiskowano na północy, na wybrzeżu. Głównym kwatermistrzem armii był Conrad von Mardelfeld, który stacjonował w Toruniu i zajmował się poborem. Pomóc miał mu Szwed po którego posłano aż do Włoch, Erik Jonsson. W Warszawie Karol Gustaw i jego armia zabawili jedynie przez 2 dni, po czym ruszył na czele 8 tys. jazdy za oddziałem Czarnieckiego, który pokonał pod Warką Szwedów. Król chciał szybko pomścić swoje wojsko, zanim wieść o wygranej Polaków się rozniesie i zwiększy powstanie w całym kraju. Przez dwa tygodnie Szwedzi ścigali oddział Czarnieckiego, ale ten skutecznie im się wymykał. Gdy Karolowi Gustawowi znudziło się ściganie przeciwnika, oddał dowództwo swojemu bratu, a sam ruszył pod Gdańsk na czele 2 tys. ludzi. Gdańsk był w owym czasie wielkim i sławnym miastem. Posiadał potężne fortyfikacje o rozległe interesy handlowe z wieloma zagranicznymi miastami i kupcami. Szwedzi już wcześniej rozpoczęli walkę z Gdańszczanami, po zajęciu przez 400 żołnierzy klasztoru w Oliwie zostali stamtąd wyparci w marcu 1656 roku. W maju przystąpiono do oblężenia. Wojsko Karola Gustawa szybko uporało się z czterema twierdzami przeszkadzającymi w oblężeniu właściwych murów miasta, gdyż poddały się one od razu. Następnie kilka eskadr wojennych zablokowało miasto od morza, całkowicie je odcinając. Król chciał zmusić Gdańszczan głodem do poddania się. Na bezpośrednie starcia i ataki musiałby poświęcić za dużo ludzi, a armia przeżywała trudności kadrowe. Karol Gustaw nie czekał na wynik oblężenia, ale ruszył na południe. Wieści o klęsce Szwedów pod Warką wzmagały powstanie. W Wielkopolsce i na Litwie prowadzono już otwarte potyczki z Polakami, coraz śmielej atakującymi. Oddział królewskiego brata, Adolfa Jana w końcu natknął się po wielu próbach w okolicach Gniezna na Czarnieckiego. Tym razem przezorny Polak skusił się uderzyć na wojsko szwedzkie i poniósł niewielka porażkę. Szwedzi nie powtórzyli drugi raz błędu jak w bitwie pod Warką i tym razem zaopatrzyli się w artylerię, za pomocą której bronili się w starciu z Czarnieckim pod Gnieznem. W wyniku tej potyczki zginęło tysiąc Polaków, a około pięciuset Szwedów. Do innej potyczki doszło 1 czerwca pod Kcynią, gdzie przednie straże obu wojsk starły się ze sobą. Po tych drobnych zwycięstwach Szwedzi odzyskali to co stracili w Wielkopolsce i główne siły mogły podążyć pod obleganą przez Polaków Warszawę. Karol Gustaw w omawianym czasie nie zajmował się działaniami zbrojnymi. Wojna zamarła i żadna ze stron nie potrafiła zdobyć widocznej przewagi. Król zwrócił więc swoją uwagę na dyplomację.

Konflikt między Szwecją, a Rzeczpospolitą nabierał coraz szerszych kręgów. Rosła ilość państw które śledziły wydarzenia w Polsce. Gdańsk skorzystał ze swoich kontaktów zagranicznych i zwrócił się do innych państw, dla których Bałtyk był bardzo ważny, do Danii i Holandii. W końcu lipca flota 30 okrętów holenderskich i 10 duńskich uwolniła port gdański z blokady szwedzkiej. Innym niepokojącym faktem było aresztowanie w Moskwie z rozkazu cara poselstwa szwedzkiego. 17 maja stało się to co można było od dawna przewidzieć, Rosja wypowiada Szwecji wojnę. W obliczu rosnącej ilości wrogów, Karol Gustaw zaczął na poważnie rozglądać się za sojusznikami. Nawiązał rozmowy z Jerzym Rakoczym i podpisał ostateczne porozumienie z Fryderykiem Wilhelmem. Teraz mógł ruszyć na odsiecz Warszawie, bronionej przez starego Wittenberga, chorującego na artretyzm. Nawet ten świetny dowódca nie mógł zmienić fatalnego położenia obrońców stolicy Polski. Garnizon szwedzki liczył tylko 1800 osób, z czego większość zapadła na różne choroby. Brakowało także artylerii, gdyż tę Karol Gustaw rozkazał wysłać na północ. Szwedzi spalili część przedmieść, ale i tak nie mogło to im pomóc. Polacy i Litwini byli zbyt liczni. Armia, którą dowodzili osobiście Jan Kazimierz i Czarniecki liczyła około 50 tys. Niektóre polskie źródła stwierdzają także podobną liczbę chłopstwa i czeladzi obozowej, której nikt nie liczył i która przybyła pod stolice w nadziei na bogate łupy. 17 maja Polacy przystąpili do pierwszego szturmu podczas całego oblężenia. Dysponowali tylko małymi działami, ale zamierzali to nadrobić liczebnością wojska.

Jednak Polacy nie byli przećwiczeni w tego typu oblężeniach i pierwszy szturm zakończył się fiaskiem. Szwedzi mieli dużo amunicji i granatów i bez problemów zawsze trafiali w rzesze przeciwników, którzy zrezygnowani wycofali się. Grupka Polaków która wdarła się do środka została wycięta przez piechotę szwedzką. 18 maja Szwedzi dokonali wypadu w czasie którego zagwoździli kilka dział i wzięli jeńców. Oblężenie nabrało tempa dopiero pod koniec czerwca, gdyż z Zamościa Polacy otrzymali ciężkie działa. 29 czerwca doszło do ostatecznego szturmu. Chłopstwo i czeladź przerwała wały i rozproszyła się przystępując do rabunków. Szwedzi których została garść schronili się w zamku królewskim. Zjawił się parlamentariusz i Wittenberg zgodził się na kapitulację 1 lipca, w obawie przed kolejnym szturmem. Wbrew porozumieniu feldmarszałek, który omal nie został zlinczowany przez Polaków oraz 11 oficerów, zostało odesłanych do Zamościa jako jeńcy wojenni. Reszcie Szwedów, którzy przeżyli i cywilów odesłano do armii Karola Gustawa nad Bug. Król bardzo się wzburzył na wieść o stracie oficerów z których kilku w zamojskiej twierdzy następnie zmarło. Nie miał jednak czasu by dłużej rozmyślać o stracie Warszawy, gdyż na dalekiej północy, granicę fińską przekroczyli Rosjanie.

Wojna z Rosją

Finlandia nie była przygotowana w ogóle na najazd rosyjski. Co innego w Ingrii i Karelii, gdzie ludność była na to przyszykowana przez prawosławnych popów, którzy prowadzili agitację. Prawosławna ludność witała Rosjan jak swoich, a Finowie ze strachu uciekali w lasy zabierając ze sobą dobytek. Magazyny świeciły pustkami, a sił zbrojnych nie było poza 150 osobową szkolącą się piechotą. Po twierdzach granicznych stało jedynie 346 ludzi. Rosjanie na początku czerwca przeszli rzekę Ławę i rozpędzili 50 dragonów szwedzkich. W Finlandii rozpoczęto organizowanie oporu i sił zbrojnych, gdy żołnierze carscy oblegali Noteborg. Kolejnego dnia inny oddział wdarł się do opuszczonego miasta Nyen, gdzie zostało tylko 9 mieszkańców. Rosjanie rozkradli miasto i przystąpili do oblężenia Keksholmu. W Ingrii wybuchło powstanie ludowe przeciwko Szwedom, których mordowano lub brano w niewolę. Również ludność luterańska kontratakowała, podobnie jak obrońcy Keksholmu czy Ingrii. Spaleniu uległa niewielka Taiple nad jeziorem Ładoga, w którym poniosło śmierć większość garnizonu rosyjskiego. Nie były to regularne działania zbrojne, wielkie kampanie przynoszące śmierć wielu żołnierzom. Szwedzi nie dysponowali prawie żadnymi siłami zbrojnymi, a i Rosjan było nie więcej niż 3500. Jedyną prawdziwa bitwą do jakiej doszło, było starcie pod Rautus.

Po 4 – godzinnych atakach Rosjanie zarządzili odwrót ścigani przez szwedzkich chłopów. Wojna w Danii Niektórzy historycy stwierdzają jasno, że to właśnie pod Brześciem nastąpił punkt zwrotny. Bo pod Brześciem Karol Gustaw dowiedział się o podjęciu przez parlament duński decyzji o rozpoczęciu zbrojeń. Szwecja stanęła w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Formalnie monarchia duńska Fryderyka III wypowiedziała wojnę Szwecji dopiero 15 czerwca 1657 roku, ale w tym czasie jej wojska już maszerowały na szwedzki posiadłości w Niemczech, a konkretnie na Bremę. Fryderyk III zanim został Królem Danii w 1648 roku po śmierci Christiana IV, był arcybiskupem Bremy i biskupem Verden, które utracił w 1645 roku na rzecz Szwedów. Było to jedną z wielu przyczyn dla których Dania odważyła się na tak zuchwały krok, na wojnę ze Szwecją. Powszechnie Duńczycy bali się Szwedów, z ręki których ponieśli wiele klęsk i porażek. Gdy Karol Gustaw wygrywał w Polsce obawiano się najazdu szwedzkiego także na Danię. Duńczycy do wojny pchani byli z chęci zemsty, bowiem pragnęli odzyskać z rąk Szwedów ziemie, które utracili w 1645 roku, Halland, Gotlandię, Ozylię, Jamtland i Harjedalen. Już w momencie zebrania wojsk przez Fryderyka III, wojna była podjęta. Król duński nie mógł pozwolić na stacjonowanie żołnierzom na terenie własnego państwa, oczekując na rozwój wypadków. Postanowił użyć więc swojej armii, aby zmazać poniesione hańby. Nie miał pojęcia, jak dużo upokorzeń przyniosą mu nowe boje ze Szwedami. Fryderyk III wraz ze swym sztabem dowódczym zakładali, że armia szwedzka będzie dalej zajęta na wschodzie, a ich wojsko będzie mogła bezkarnie grasować na zachodzie. Na początku maja przystąpiono do wymarszu. Armia liczyła 3, 5 tys.

piechoty oraz 3400 jazdy, a jej nominalnym dowódcą był feldmarszałek Anders Bille, 52 � letni szlachcic, który walczył już w Niemczech podczas wojny trzydziestoletniej. Jednak jego władza była czysto nominalna, bowiem o armii decydowała rada dowódców, a z pałacu w Kopenhadze rządził wydając własne rozkazy, Fryderyk III. Mimo już takich trudności na samym początku nie zaczętej jeszcze kampanii, armia duńska przeszła przez księstwo Holstein � Gottorp i wkroczyła do Niemiec, stając na wschód od Hamburga. Rada przystąpiła do obradowania nad kierunkiem marszu. Żywności starczy na niedługi marsz. Rozważano trzy możliwości. Z powodu braku dużej ilości żywności zaatakować Bremę, uderzyć na Jutlandię czy ruszyć na Pomorze Szwedzkie, odcinając Karola Gustawa w Polsce od nowych posiłków i zaopatrzenia. Ostatecznie wybrano Bremę. W końcu gdy Dania wypowiedziała Szwecji wojnę, jej wojska przekroczyły Łabę 26 czerwca 1657 roku. Podobnie jak kiedyś polskie miasta poddawały się przed Szwedami, tak teraz miasta arcybiskupstwa Bremy należące do Szwedów poddawały się Duńczykom. Do feldmarszałka docierały różne wieści o Szwedach. Rzekomo wojska szwedzkie pod wodza Karola Gustawa już ciągnęły na zachód. Inna plotka mówiła o patrolach szwedzkich w rejonie granicy z Holsztynem. Bille nie traktował ich jednak poważnie. Nocą z 2 na 3 sierpnia z Kopenhagi wyszła flota i popłynęła na wschód. Tego samego dnia w pobliże Hamburga powrócił do swojego obozu oddział duński, a raczej to co z niego zostało. Dopiero teraz feldmarszałek zrozumiał, że armia szwedzka i jej wielki wódz, Karol Gustaw wrócili. Zanim jednak doszło do tych wypadków, Król szwedzki walczył pod Brześciem. Silny ostrzał artyleryjski wywarł mocne wrażenie na obrońcach twierdzy, dlatego też Brześć skapitulował już 23 maja. Szybka kapitulacja miasta ucieszyła Karola Gustawa. Powiększyła się także armia szwedzka o 600 obrońców niemieckich, którzy przyłączyli się do niej. Czym prędzej Król rozstał się z armią siedmiogrodzką i skierował na zachód, a następnie sam ruszył do Prus. Zbierał informacje i wysłuchiwał raporty. Nie dawała mu spokoju malutka Dania. O zagrożeniu duńskim już wcześniej było wiadomo od licznych szpiegów działających w Kopenhadze. Pierwsze poważne informacje uzyskane wiosna 1657 roku spowodowały, że w Szwecji zaczęto się przygotowywać na wypadek groźnej wojny. Odlewano działa, zbierano amunicję oraz zaprzestano wysyłania do Polski posiłków dla Karola Gustawa, zatrzymując ich na miejscu. Wojna z Polską do niczego nie prowadziła i Karol Gustaw zaczął rozmyślać o Danii, która jego Szwecję zaatakowała.

To była wojna obronna i nikt nie mógł mu niczego zarzucić. Skoro się nie udało w Polsce, to może w wojnie z Fryderykiem III odniesie w końcu sukces. Wszystkie zwycięstwa w Polsce straciły teraz znaczenie. Król musiał się jedynie wycofać z głową ze wschodu i ruszyć po sławę na zachód. Nie miał również planów co do wojny z Danią. Wiedział tylko jak powinno wyglądać uderzenie na nią, a mianowicie z dwóch kierunków, od południowego na Jutlandię, który miał odwrócić uwagę Duńczyków od ataki od północy. Karol Gustaw zaczął się więc wycofywać z Polski, ale miał to być jeszcze długi proces. Chciał zatrzymać twierdze na Pomorzu, a zrezygnować z Polski centralnej i południowej. Rozpoczęło się więc wielkie wycofywanie na północ oddziałów szwedzkich, które znaczyły swoją drogę pożogą i rabunkami. Nierzadko ginęli przy tym ludzie oraz nader często gwałcono kobiety. Raz nawet interweniował Karol Gustaw po tym jak jego żołnierze zgwałcili mniszki z jednego ze zdobytych klasztorów. Rakoczy tak panicznie bał się Polaków, że zaraz po wyjściu Szwedów z Brześcia doścignął ich oddziały i nie chciał ich opuścić. Nie ruszył na Małopolskę, jak mu radził Karol Gustaw. W końcu oderwał się od Szwedów i ruszył na Warszawę. Zapragnął ją zdobyć, ale Polacy już odbudowali mury swej stolicy i stawili mu czoła. Gdyby nie feldmarszałek Stenbock, którego Rakoczy prosił o pomoc. Wojsko siedmiogrodzkie nigdy by zapewne się nie przebiło przez polską obronę. Warszawa skapitulowała 17 czerwca 1657 roku po raz czwarty w tej wojnie. Dowódcy wydali ją na pastwę swoich żołnierzy, którzy przystąpili do ogromnego rabunku. W szczególności wsławili się tym Szwedzi, którzy rabowali dzielnicę po dzielnicy, a nawet zdzierali kosztowne podłogi w pałacach magnackich. Później nastąpiło groteskowe spotkanie dowódców szwedzkich z księciem Rakoczym, któremu oświadczyli, że z powodu nowej wojny z Danią, muszą się rozdzielić. Erik Jonsson, kwatermistrz wojsk szwedzkich pisze w swoim pamiętniku, że Rakoczy na wieść o tym zaczął płakać. Z pewnością musiał być to komiczny widok. Chwiejny z charakteru i niezwykle słaby Książe miał problemy z własną armią, w której dezercja była na porządku dziennym. Mimo próśb i błagań, obie armie rozdzieliły się 23 czerwca. Rakoczy ruszył na południe, a Szwedzi na zachód paląc po drodze takie miasta jak Gostynin, Łowicz czy Kruszwicę. 3 lipca wojsko dotarło do Bydgoszczy, która była punktem zbiórki wszystkich oddziałów szwedzkich w Polsce. Karolowi Gustawowi zależało na czasie, był przecież bardzo niecierpliwy i wprost palił się do wojny z Danią. Ze zlepków swojej armii tworzył nową, ale już bez piechoty, artylerii czy wielkiej liczby taborów. Czas był tak ważny, ze już 5 lipca armia wyruszyła na nowa wojnę tym razem z Danią. 8560 żołnierzy, prawdziwych weteranów z krwi i kości szło na zachód niepewni nadchodzących dni, a za nimi reszta obdartych dragonów, garść piechoty oraz artylerzyści, ogółem 12 tys. ludzi. Po trzech dniach marszu wojsko opuściło Polskę, wkraczając na terytorium Niemieckiej Brandenburgii. Już 11 lipca Karol Gustaw dotarł do szczecina, stolicy Pomorza szwedzkiego, a ostatni jego oddział zjawił się tam 17 lipca. Podczas tego pochodu przez terytorium brandenburskie, również i tu Szwedzcy żołnierze rabowali.

Tak im to weszło w krew, że ich ofiarą padły wsie Marrin, Daszewo, Karlino i Rościono.

Po otrzymaniu posiłków oczekujących na Pomorzu na Króla, Szwedzi ruszyli dalej na zachód. W tym czasie do Karola Gustawa dołączył ważny sojusznik. Był nim Corfitz Ulfeldt, duński arystokrata, który został oskarżony o wiele niejasnych rzeczy. Gdy śledztwo w tej sprawie przybierało dla niego niedobry obrót, uciekł do Szwecji. Wielokrotnie namawiał Karola Gustawa do ataku na Danię i podzielenia jej z Anglią. Pod koniec lipca armia została podzielona na trzy części i w szybkim tempie dotarła do wsi Dutzow, na południe od Lubeki, gdzie została ustawiona w szyku bojowym. Dwa dni później awangarda szwedzka natknęła się na patrole duńskie, z których nieliczni żołnierze wyszli cało informując o Szwedach w holsztynie. Panika jaka wybuchła w duńskim dowództwie doprowadziła do nieprzemyślanych ucieczek stronę granicy. Dowódcy zapomnieli nawet zabrać kasę pułkową, w której było 3272 riksdale. Również dowódca sił duńskich w Bremie porzucił swoich żołnierzy, co było jedną z przyczyn szybkiego opanowania przez Szwedów z powrotem Bremy, którą zdobyto zaledwie w dziesięć dni. Szwedzi walczyli z taką determinacją, że mało kiedy brali jeńców, a raczej od razu na polu walki ich zabijali. Śladem uciekających Duńczyków kroczyli cały czas Szwedzi, docierając niebawem do Holsztynu. I w tej prowincji wybuchła panika wśród wojsk Fryderyka III, które porzucały tabory, uzbrojenie oraz dobytek salwując się jak najdalej ucieczką. Jeszcze w trakcie trwania kampanii w Bremie, część wojsk szwedzkich dociera 16 sierpnia do twierdzy o trudno dostępnych fortyfikacjach, Itzehoe. Załoga twierdzy liczyła 300 obrońców, którzy byli bardzo pewni siebie, bowiem miasto było otoczone ze wszystkich stron rzeki, Łaby. Karol Gustaw jak zwykle martwił się o czas, dlatego nakazał silny ostrzał twierdzy i jej natychmiastowe zdobycie. Szwedzcy artylerzyści mieli już wprawę w bombardowaniu różnych twierdz i miast, jakiej nabrali na wschodzie. Szło im więc gładko, a używali do tego kul żarowych, siejących wielkie spustoszenie oraz granatów. Po jednej godzinie doszło już do tak wielkiego pożaru, że zaczął trawić całe miasto.

Mieszkańcy odcięci od lądu poddali się. Król zlecił Erikowi Jossonowi wysadzenie resztek twierdzy, a sam złożył wizytę swojemu teściowi na zamku w Gottorp, gdzie zachorował po kilku dniach pijaństwa. Przez następne dni armia szwedzka mijała opuszczone twierdze i umocnienia na Jutlandii. Szwedom nikt nie stawił oporu, podobnie jak na początku w Polsce. Zmysłowy obserwator mógłby stwierdzić, czy aby i ta kampania Karola Gustawa nie skończy się fiaskiem. Nikt nie niepokoił wojsk szwedzkich, gdyż obrona duńska koncentrowała się w cieśninie Mały Bełt, której przeszkodą była świetnie zbudowana i umocniona twierdza Frederiksodde. Była ona zbudowana w kształcie trójkąta i położona na dużym cyplu. Ponadto była otoczona wałem, fosą, palisadą oraz wałem ziemnym, tzw. glacynem. Duńczycy dobrze przygotowywali się do oblężenia. Gromadzono wielkie ilości zboża, uzupełniano załogę do 6 tys. oraz zbierano nowych rekrutów. Niektórzy, jak jakiś polski dyplomata, twierdzili, że Frederiksodde jest nie do zdobycia. To co jednak dla innych było nie możliwe lub nie osiągalne, pozostawało przecież dla Karola Gustawa ciągle sprawa otwartą. Zanim jednak Karol Gustaw zdecydował się na bezpośredni atak, na tak przygotowaną do oblężeń twierdzę, wysłał Erika Jonssona na rekonesans. Duńska jazda krążyła nieustannie wokół murów, toteż Jonsson nie wywiązał się należycie z zadania. Następnego dnia, 4 września mimo nie wystarczających wiadomości na temat Frederiksodde, Karol Gustaw postanowił przystąpić do ataku. Nocą przygotowano stanowiska ogniowe dla artylerii, a oddziały szturmujące ustawiły się w dwóch miejscach w niedalekiej odległości od artylerii. Z rana Szwedzcy artylerzyści przystąpili do bombardowania murów, jednak ich lekki działa i małe pociski nie mogły wyrządzić większych uszkodzeń. Odbijały się jedynie, co wykorzystali Duńczycy, których działa były liczniejsze, a także o większym kalibrze. Duński działa zajmując o wiele lepsze pozycje bez trudu trafiały w pozycje zajmowane przez wojsko Karola Gustawa. Artyleria doznała poważnych strat i gdy całkiem ucichła, pociski duńskie spadły na oddziały szturmowe Szwedów. W tej sytuacji Karol Gustaw odwołał natarcie i wpadł w złość, ale nie dostało się Erikowi Jonssonowi, tylko jego przełożonemu, niemieckiemu generałowi kwatermistrzowi Gorriesowi von Gorgesowi. Zostało tylko długie oblężenie, ale to mogło trwać tak długo, że już na początku znudziło Króla. Komendę nad armią w Jutlandii powierzył Wranglowi wraz z kilkoma misjami w razie jakichś trudności. Sam zawitał do Lubeki, a następnie ruszył do Wismaru, gdzie zamierzał poczekać do jesieni. Zastój na froncie duńskim był złą wróżbą, która przyniosła Karolowi Gustawowi kolejne porażki i niepowodzenia: – 25 sierpnia 1657 roku kapituluje Kraków – zerwanie traktatu ze Szwecją przez Fryderyka Wilhelma i wystąpienie w przymierzu z Polską właśnie przeciwko królowi szwedzkiemu – nie rozstrzygnięta bitwa z flotą duńską koło wyspy Mon – wojska rosyjskie wkraczają do Keksholmu w Finlandii – wojska norweskie kontrolują Jamtland z powodu nieudolnego ataku na Uddovellę – Duńczycy otaczają Wyborg, a Stenbock zostaje pokonany pod Kattarp – wojska litewskie zbliżają się do Rygi – Czarniecki wkracza na Pomorze Szwedzkie i pustoszy je Karol Gustaw powoli uginał się pod naporem smutnych wieści, które zaczęły go przerastać. Sytuacja zaczęła wymykać się z pod jego kontroli. Teraz to on znajdował się w odwrocie. Myślał nad ważnymi sprawami, nad pokojem i to nie z jednym z wrogów, ale z ich większą liczbą. 29 października Wrangel pisze list do Króla, w którym donosi o zbyt małej liczbie okrętów do przeprowadzenia desantu na Fionię. Duńczycy kontrolują Sund i całe morze, ale Wrangel stwierdza, że trzeba czekać na znak od Pana, którym miał być most.

W tydzień później dociera do Karola Gustawa nowy list, znowu od Wrangla, który tym razem informuje o upadku Frederiksodde.

W kilka dni po wypowiedzeniu wojny Szwecji przez Fryderyka III pod Goeteborgiem zjawiły się trzy statki duńskie odcinając ten jedyny port szwedzki nad morzem Północnym. Na tym działania duńskie zamarły. Nie wykorzystano chwilowego zaskoczenia i pozwolono Szwedom na zebranie 3700 żołnierzy pod dowództwem Pera Brahe w końcu lipca. W obozie pod Laholm w Hallandzie zaczęły się kłopoty z pasza dla koni, toteż wojsko 27 lipca opuściło zajmowaną prowincję i przeszło do prowincji wroga, do Skanii. Już 28 lipca doszło do pierwszych starć na wzgórzach Hallandses, gdzie straże szwedzkie natknęły się na duńskie oddziały, tzw. snapphaner, które zostały rozbite. Per Brahe dotarł do miasteczka Bastad, a jego kawaleria dalej na południe, do Angelholmu, bronionego przez kilka regimentów duńskiej kawalerii. Po krótkim starciu, z braku żywności Szwedzi zawrócili do granicy Hallandu, spaliwszy wcześniej jedną wieś. Per Brahe w sierpniu znowu spróbował zdobyć Angelholm, ale było to ponownie nie możliwe, tym razem Duńczycy dostali posiłki. Po kolejnych drobnych starciach i całkowitym braku żywności Brahe wycofał się do Halmstad, stolicy Hallandu. W ślad za jego niewielką armią, ruszyli Duńczycy pod wodzą Axela Urupa i przystąpili do oblężenia Laholmu, budując 1 września pierwsze szańce dla swych dział. W tydzień później Per Brahe zebrał z Goeteborgu silne posiłki i ruszył twierdzy na odsiecz. 10 września dochodzi do starcia pod Genevad, które okazało się wprawdzie nie rozstrzygnięte, ale po bitwie Duńczycy mimo to wrócili do Skanii, kończąc nieskuteczne oblężenie Laholmu. Pod koniec września na froncie w Skanii pojawił się sam Fryderyk III. Jego zdaniem tempo prowadzonej wojny było zbyt wolne o rozkazał, aby armia ruszyła na Halland. Na początku października wojsko duńskie przystąpiło więc do wyprawy, wyruszając z Bastad. Główne siły pociągnęły na Halmstad, ale aby zmylić Szwedów wysłano także drugi mniejszy oddział pod Fagerhult, z pod którego jednak Szwedzi zdążyli się wcześniej wycofać pod wodza Gustawa Otto Stenbocka. Stenbock, gdy tylko dowiedział się o maszerujących na północ Duńczykach, ruszył w pościg za nimi. Nie znajomość terenu oraz brak wiadomości o wrogu, doprowadziła do tego, że Szwedzi wpadli 13 października wprost na armie duńską ustawioną w szyku bojowym pod Kattarp, niedaleko Laholmu. Przednia straż musiała uznać przewagę przeciwnika i zawróciła zderzając się z resztą wojska. Szwedzi wpadli w chwilowe zamieszanie, co doprowadziło do zgubnej w skutkach paniki. W trakcie walk, przybył w sama porę inny oddział szwedzki, co uratowało armie Stenbocka od całkowitej klęski. Rozmiary porażki i tak były wielkie, wielu zabitych, rannych czy w niewoli, na co Karol Gustaw zareagował oburzeniem i wściekłością. Duńczycy mogli teraz śmiało wkroczyć do Hallandu, nie niepokojeni przez wroga, gdzie witali ich rodacy z radością. Prowincja była bowiem biedna, a ludność uginała się pod ciężarami nadkładanymi przez administrację szwedzką. Wojsko Fryderyka III posuwało się dalej wzdłuż brzegu, docierając w końcu pod Halmstad, który został otoczony. Innym zagrożeniem był oddział, który przeszedł rzekę Gota i kroczył na spotkanie Duńczykom.

Sytuacja była na tyle zła, że armia szwedzka przeżywała w tym czasie duże trudności. Słabe zaopatrzenie, niedobór koni dla kawalerii i groźba niebezpieczeństwa pod Goeteborgiem, a port ten był przecież ważny dla monarchii szwedzkiej. Inaczej wyglądały starcia Norwegów ze Szwedami, prowadzone w Bohuslanie. Polegały one na nękaniu okolicznej ludności i szkodzeniu jej. Drobne starcia o rzekę Gota, których celem było kontrolowanie przeprawy z Goeteborgu do Vanersborga, nie rozstrzygnęły się na żadną ze stron z korzyścią. W sierpniu 1657 roku Szwedzi próbowali w sile 2 tys. ludzi wkroczyć do Bohuslanu i zdobyć malutkie miasteczko Uddevalle, ale trafili pod silny ostrzał norweskich chłopów i musieli się wycofać. Po niewielkim ataku Norwegów pod wodzą Ivera Krabbe przyszedł czas na jeszcze jedna nieskuteczną ofensywę. Działania w Bohuslanie nie były w ogóle brane w szerszym znaczeniu przez żadną ze stron, aż do 25 października, kiedy to Krabbe przekroczył rzekę Gota w sile 3 tys. żołnierzy, kierując się na Goeteborg. Wraz z Duńczykami miał okrążyć miasto, ale tak się nie stało. Powodem byli jak zwykle Duńczycy. Fryderyk III opuścił swa armię i udał się na Fionię, a jego wojsko nie wiedzieć czemu, nadal stacjonowało w Halmstad. Krabbe nie zamierzał wychodzić Duńczykom na przeciw. Był na to za bardzo ostrożny. Ograniczył się do maszerowania przez Vastergotland, rabując po drodze i zdobywając pożywienie. Głód w szeregach norweskich był i tak nie do zniesienia i Krabbe wrócił do Bohuslanu, a Duńczycy zawrócili do Skanii. Lepiej szło Szwedom na półwyspie Jutlandzkim, niż w okolicach Goeteborgu. Siły szwedzkie były na Jutlandii bardzo liczne po części dlatego, że tereny te były zasobne w żywność, co dla żołnierzy i ich dowódców bardzo się liczyło. Wraz jednak z przybywaniem nowych posiłków z Polski, czy nowych oddziałów zaciężnych z Niemiec lub Anglii, znalezienie kwater i pożywienia dla nowego wojska graniczyło z cudem. Komisarze wojskowi szukali nowych, zasobnych terenów dla armii szwedzkiej. Ziemia taka się szybko znalazła, ale za linią duńskiej obrony. Była to wyspa Fionia, broniona przez twierdze Frederiksodde i jej 6 tys. załogę. Był to zarazem jeden z wielu czynników dla których żołnierze szwedzcy, również w podobnej sile 6 tys., wyruszyli nocą 3 listopada 1657 roku pod wodza Wrangla na twierdzę Frederiksodde. Szwedzi szli w trzech, ciasno ustawionych kolumnach. O godzinie piątej rano do szturmu, który dla Duńczyków był wielkim zaskoczeniem. Powodem tego była zmniejszona załoga twierdzy, która wyraźnie się przerzedziła na skutek dezercji.

Obrońcy podchodzili do całej sprawy niezwykle bojaźliwie więżąc w mit � niezdobytej twierdzy �. W zdobyciu twierdzy Szwedzi postanowili wykorzystać błędy w budowie, jak sucha fosa, czy nie do końca wał ziemny dotykający wody. Szwedzi dotarli do pierwszego wału i przechodzili go. W tym momencie obrońcy spostrzegli awangardę szwedzkiego wojska pokonującego glacyz i przystąpili do ostrzału z muszkietów. W fosie, rzeczywiście okazało się, że brak było wody i Szwedzi zwyczajnie po drabinie pokonywali kolejne przeszkody, wspinając się na górę. Lewe skrzydło szwedzkie szybko załamało się, gdyż dostał się pod silny ogień gwardii przybocznej Brille�go. Dowódca oddziału oraz najważniejszy dla całej misji Peterdier, który miał wysadzić bramę twierdzy � Kungaporten, przy pomocy miny, padli zabici. Lepiej radziła sobie kolumna środkowa atakująca bramę Mittlager Port. Artylerzyści na tyle skutecznie rzucali granatami, że część piechoty zdołała dotrzeć pod ścianę twierdzy. Najlepiej jednak z planem przebiegał atak trzeciej kolumny, prawej. Część żołnierzy zrobiła siekierami otwory w drewnianych palisadach, dzięki czemu 40 artylerzystów mogło obrzucać obrońców granatami. Skorzystała z tego jazda, której oddział wjechał do przybrzeżnej wody, która okazała się niezwykle płytka. Przy trzeciej palisadzie Szwedzi zrobili otwory, przez które weszli do środka. Na ich drodze pojawił się oddział piechoty, ale w starciu z jazdą nie miał prawie żadnych szans. Szwedzi przypuścili teraz atak na załogę duńską pod Mittlager Port. Po krótkiej walce Duńczycy zarządzili odwrót w głąb twierdzy, a jazda i środkowa kolumna mogły zdobywać na wpół opuszczone bastiony. Szwedzi wlewali się do Frederiksodde na prawo i lewo. Na końcu dotarli pod Kungaporten, gdzie otworzyli bramę lewej kolumnie. O godzinie 7, obrońcy uciekli do wielkiego szańca Berfodde. Większość z załogi była zabijana na miejscu przez żołnierzy szwedzkich, którzy nie zwracali uwagi na to czy ktoś się poddawał czy trwał w uporze. Wróg słał się gęsto. W między czasie żołnierze Wrangla przystąpili do rabunków. Przypadkowo został zaprószony ogień, który wysadził w powietrze prochownie, a następnie przeniósł się pod prywatne domy. Zginęło 2300 ludzi, a za każdego poległego Szweda, mordowano 40 Duńczyków. Niemców głównie oszczędzano w nadziei na przyłączenie się do oddziałów szwedzkich. Wrangel nazwał to zwycięstwo � wielką wiktorią �. Cały sztab duński wraz z Andersem Bille dostał się w ręce szwedzkie.

Szaniec Berfodde nie długo opierał się, gdyż żołnierze woleli skapitulować niż polec. Feldmarszałek Bille zmarł ponoć z żalu 10 listopada 1657 roku. Duńczycy z Fionii załamali się na wieść o upadku Frederisodde, w której to twierdzy pokładali tak duże nadzieje. Łupy o wymiarze strategicznym były ogromne i nawet Szwedzi się mocno tym zdziwili, bowiem wpadło w ich ręce aż 76 dział różnego kalibru i mnóstwo uzbrojenia. Karol Gustaw nie był tym jednak od razu zachwycony. Wieść o upadku Frederiksodde wywołała w nim uczucia zazdrości. Był to wielki czyn, który rozegrał się bez jego udziału. Po pewnym jednak czasie Król wysłał do Wrangla list z gratulacjami i nadał mu tytuł admirała. Zazdrość ustąpiła chaotycznym decyzjom monarchy, który szukał sobie nowych wyzwań. Rozkaz Karola Gustawa brzmiał: wysłać eskadrę okrętów na Jutlandię. Szybko powstał nowy, szalony plan zdobycia Danii i podzielenia się nią z Anglią, w zamian za jakieś subsydia na czele wojenne. Karolowi Gustawowi marzyła się wspólna granica z Anglią, ale był on realistą Stracił dwóch sojuszników, Brandenburgię, której Fryderyk Wilhelm za suwerenność w Prusach Wschodnich przeszedł na stronę Jana Kazimierza, oraz Siedmiogród, którego Jerzy Rakoczy został doszczętnie pobity, a jego kraj zrabowany przez wojsko hetmana Lubomirskiego. Sytuacja Szwecji robiła się coraz gorsza i Król musiał znaleźć nowych sojuszników. Miał przeciwko sobie już nie tylko Polskę i Danię, ale także Rosję, Austrię, Brandenburgię, a wrogo nastawiona była również Holandia. Gdyby powstał blok tych państw przeciwko Szwecji, to jej pozycja byłaby fatalna. Tak się jednak nie stało. Zbyt dużo je dzieliło i różniło, żeby mogły prowadzić razem, zorganizowane działania. Karol Gustaw próbował więc zawrzeć pokój z Polską, Austrią lub Rosją., ale bez skutecznie. Także poselstwa wysyłane do Francji w sprawie subsydiów z wojny trzydziestoletniej, książąt niemieckich w sprawie wojny przeciwko Habsburgom, czy Anglii w sprawie sojuszu państw, nie dawały rezultatu. Cromwell chciał wojny w przymierzu Szwecji i Danii przeciwko Habsburgom. Nie rozumiał wojny i waśni miedzy protestantami. Miał wizje wielkiej wojny protestantów z katolicką monarchia Habsburgów oraz Papieżem. Sprawy religii i tego typu wizji, Karol Gustawa w ogóle nie interesowały. Potrafił jedynie wykorzystywać innych wyznawców religii. Próbował więc skłonić Anglików do pożyczki pod zastaw jakiejś prowincji szwedzkiej w Niemczech lub duńskiej. Propozycje się zmieniały i na powrót wrócono do sojuszu, którego główne założenia powstały. Sojusz angielsko � szwedzki przeciwko Habsburgom, tym w Austrii i tym na półwyspie Iberyjskim. Anglicy zaangażowali się w mediację pokojową między Danią i Szwecją. Doszło do rozmów, ale z winy Danii zostały one przerwana. Pojawiła się plotka o rzekomej interwencji holenderskiej floty dla Kopenhagi. Niebawem jednak Anglia znowu zawarła sojusz ze Szwedami celem walki z Habsburgami i wspierającą ich Danią. Anglicy zobowiązali się do wypłaty 30 tys. funtów Szwedom i wysłania floty. Zima 1657 roku była wyjątkowa mroźna. Silne mrozy i zwieje spowodowały zamarcie walk. Żołnierze przenieśli się na kwatery. Cromwell nie wywiązał się z obietnic i gdy plotka o interwencji holenderskiej okazała się kłamliwa, żałował tego. W styczniu 1658 roku próbował przekonać parlament do pomocy dla Szwecji.

Wieść o przymierzu Austrii, Polski i Brandenburgii przeciwko Karolowi Gustawowi wywoływała niepokój zarówno Anglii, jak i Francji. Francuzi tak bali się tego sojuszu, że myśleli nawet o wysłaniu do Niemiec wojsk interwencyjnych, którymi miał dowodzić marszałek Gramont, a ich posłowie próbowali Karola Gustawa nakłonić do kompromisu i zainteresować bardziej realnymi celami. Król szwedzki sam w tym czasie nie wiedział co robić. Dla rozwiania wszelkich niepewności zebrał w połowie stycznia 1658 roku radę wojskową. Rozmyślano nad dalszym powodzeniem wojny lub nad jej zakończeniem. Ostatecznie jednak wszystko zostało po staremu. Postanowiono skończyć wojnę z Danią, atakiem na Fionię przez cieśninę Mały Bełt. Rozważano dwie opcje ataku. Jedna na łodziach, ale było na to za mało czasu, gdyż Bałtyk powoli zamarzał, a druga opcja po lodzie, którego jeszcze nie było. Do tej drugiej opcji wielokrotnie namawiał w listach Króla Wrangel. Pomysł drugi się spodobał i wkrótce całe otoczenie oficerskie ze sztabu interesowało się pokrywą lodu i jej grubością, jak również pogodą. W pobliżu cieśniny Mały Bełt rozstawiono posterunki żołnierskie badające grubość pokrywy lodowej. Od 1 lutego informowano codziennie Króla o pokrywie lodowej. Obawiano się czy pokrywa wytrzyma, czy nie przyjdzie odwilż. Karol Gustaw nie mógł się zdecydować. 5 lutego w pobliżu wyspy Brandso oddział 6 ludzi wpadł w zasadzkę wojsk duńskich. Wrócił z patrolu tylko jeden żołnierz, a reszta została uprowadzona. Duńczycy mogli znaleźć się na Brandso tylko przechodząc po lodzie. Tej samej nocy wysłano 150 żołnierzy w stronę wyspy, ale wrócili z niczym. Nie mniej jednak, to wydarzenie zachęciło Karola Gustawa do ataku na Fionię przez Mały Bełt po lodzie. 7 lutego przybył na wybrzeże także Król. Zbierało się tam już coraz więcej żołnierzy. Wrangel wysyłał liczne zwiad, które po lodzie docierały aż 100 metrów od Fionii. Dalej lód był albo pokruszony przez Duńczyków, albo zbyt słaby. Także Karol Gustaw wybrał się na jeden z takich zwiadów, w trakcie którego kilku jeźdźców utopiło się i dostali się pod ostrzał duński. Z niepokojem Król wrócił na Jutlandię, ale wysłał mnóstwo zwiadów, z powodu których nie mógł spać. Po powrocie zwiadowców Erik Jonsson, który przemianował się na Erika Dahlberga, złożył raport o dobrym stanie lodu. W nocy był silny mróz, który ścisnął lód. Po za tym odkryto nienaruszony lód w okolicy Tybrind. Zmieniono więc plan ataku na Fionię. Wyprawa miała przechodzić przez Brandso, a później wprost na Tybrind, obok cypla Ivernas i przez zatokę Tybrind. 9 lutego pierwsza część armii szwedzkiej dostała się na Brandso. Pół godziny czekano na przybycie artylerii i piechoty. Po naradzie, Karol Gustaw włożył za kapelusz wiązkę siana i zawołał hasło: � Jezu pomóż �. Był wczesny ranek, kiedy padł rozkaz Króla do wymarszu. Całe wojsko prowadził porucznik w towarzystwie 24 żołnierzy. Znał drogę, gdyż już wcześniej prowadził rekonesans. Za nim szła straż złożona z 600 ludzi, którzy prowadzili sprzęt do wzmocnienia lodu. Dalej podążało prawe skrzydło. Żołnierze zachowywali niezwykłą ostrożność. Lód mógł w każdym momencie pęknąć, dlatego tez Szwedzi szli we właściwych odstępach, zmniejszając tym samym nacisk na lód. Słońce wschodziło coraz wyżej i można było już zobaczyć brzeg Fionii. Gdy prawe skrzydło Wrangla kroczyło już powoli po lodzie, lewe skrzydło Karola Gustawa jeszcze czekało na piechotę i artylerię.

Karol Gustaw obawiał się natarcia Duńczyków, ale większość z nich bagatelizowała atak szwedzki po lodzie. Sadzili, że lód jest dostateczna przeszkodą dla Karola Gustawa, ale nie był. Jak tylko zauważył ruchy piechoty duńskiej w stronę cypla Ivernsas, rozkazał ogólny wymarsz. Król jechał po lodzie w saniach prowadzonych przez trzy konie. Zaledwie jednak pokonał ze swoim skrzydłem niewielki odcinek, powstał hałas. Słychać było strzały, które docierały do Karola Gustawa z zatoki Tybrind. Prawe skrzydło Wrangla starło się z przeciwnikiem, który na brzegu zatoki zebrał 3 tys. oddział i zajął pozycje obronne. Przednia straż duńska została rozbita przez Wrangla, a dowódca oddziału, jakiś pułkownik wzięty do niewoli. Natychmiast, gdy do Karola Gustawa dotarły te wieści i hałasy, rozkazał Wranglowi zaczekać na siebie. Zazdrosny jak zwykle o sławę władca przesiadł się na koń, aby udać się na przód kolumny i poprowadzić atak. Sanie na których jechał zapadły się pod lodem i utonęły wraz z woźnicą i trzema końmi. Żołnierze zdumieli się tym widokiem, ale Król szybko się uspokoił i popędził do ataku. Zdecydował, że Wrangel zostanie na lodzie wraz z 1500 ludźmi, a on sam poprowadzi w sile 2300 żołnierzy oddział, który obejdzie duńskie pozycje i zaatakuje je od tyłu. Król poprowadził swój oddział przez zarośla, co nie obyło się bez strat, i zdecydowanie natarł na wroga, nie przejmując się działami, które miał w pogotowiu. W tym czasie także Wrangel ruszył do ataku. Duńczycy pod naporem bardziej licznych Szwedów poczęli się wycofywać w stronę niewielkiego wąwozu, a następnie nad zatokę. W tym momencie poddali się, gdyż dalej była już tylko wielka szczelina i nie było szans na ucieczkę. ) 10 rano walka zakończyła się sukcesem wojsk Karola Gustawa, który był nią mocno zmęczony. Adrenalina i strach nie opuszczały go, a w ferworze walki pomylił nawet swoją szpadę z buławą, którą wydawał rozkazy. Wraz z przejściem Szwedów na wyspę, jej upadek był oczywisty. Oddziały chłopskie poddawały się bez walki, albo rozchodziły do domów. Oprócz Nyborga, żadne inne miasto nie było obwarowane i nie mogło stawiać jakiegokolwiek oporu. Naczelny dowódca obrony Fionii, który stacjonował w Odense, Chrystian Ulrik Gyldenlove był bardzo chory i wraz z czterema innymi członkami rady państwa dostał się do niewoli. Po poddaniu się Nyborga, ostatnie trzy oddziały jazdy zostawiły swe konie i przeszły pieszo po lodzie na wyspę Sprogo, położoną w Wielkim Bełcie.

Cieśnina ta prowadziła na samą Zelandię, wyspę na której leżała Kopenhaga, stolica państwa duńskiego. Lód był także możliwy do przejścia i stwarzał podobne szanse na zdobycie Zelandii, w taki sam sposób jak Fionię. Wtedy zdobyto Frederiksodde, które otworzyło drogę przez Mały Bełt . teraz zdobyto bez jednego wystrzału Nyborg, który dał możliwość wzięcia szturmem Zelandii i uderzenia na Kopenhagę. Sytuacja się powtarzała i Karol Gustaw szybko to zauważył. Przecież historia lubi się powtarzać. Król wysłał dwa zwiady na dwie z branych pod uwagę tras przemarszu. Jedną był odcinek od Nyborga na Fionii do Korsor na Zeladii. Trasa ta była najkrótsza. Drugą możliwością było przejście szerokim łukiem od Svendberga przez wyspy Langeland, Lolland i wkroczenie od południowo � zachodniej strony na Zelandię. Piechota przechodziła z Jutlandii na Fionię, a Król założył swą kwaterę pod Odense i oczekiwał na raporty. Pierwsze informacje były w całkowicie ze sobą sprzeczne. Donoszono o braku lodu w Wielkim Bełcie i silnych prądach. Innym razem informowano o mocnym lodzie, który pozwoli na przejście. Lód z Nyborga był słaby i w razie ocieplenia nie nadawałby się do przeprawy, dlatego należało się spieszyć. Wariant południowy sprawdzał Erik Dahlbergh, który aż trzy dni nie wracał z rekonesansu. Król był u kresu wytrzymałości. Pilnie oczekiwał raportów i słał listy do różnych komendantów w sprawie Dahlbergha. W końcu Erik wrócił ze zwiadu i przekazał ważne wiadomości. Lód w Wielkim Bełcie był na tyle solidny, że taki gracz jak Karol Gustaw mógłby drugi raz zaryzykować przeprawę przez lód ze swym wojskiem. Tego samego dnia Karol Gustaw został odwiedzony przez dwóch Duńczyków, którzy przywieźli list Fryderyka III w sprawie zawieszenia broni. List jednak Króla nie interesował, ale to, że obaj dostali się do jego kwatery na Fionii przechodząc przez lód w Wielkim Bełcie. Król ruszył w stronę wybrzeża podjąć ostateczną decyzję. Odbyło się więc spotkanie, na którym miało się rozstrzygnąć czy atakować na Zelandię. W spotkaniu uczestniczył Król, Wrangel, Dahlbergh oraz kilku innych dowódców. Wrangel był przeciwny wyprawie. Obawiał się o pokrywę lodu, który już zaczął pod wpływem odwilży, pękać. Zastanawiano się nad zwycięskim atakiem, który łatwo mógłby się przerodzić w klęskę lub nad odwrotem, oznaczającym porażkę. Postanowiono na razie przeczekać czas odwilży. Król ruszył z jazdą do Svendberga, a Wrangel i Dahlbergh zostali w Nyborgu z piechotą. 15 lutego Karol Gustaw dotarł do celu, gdzie wysłuchał wysłanych znowu zwiadów. Żołnierze dotarli do Lolland, a tam obrabowali jakąś miejscowość. Natomiast z powrotem wrócili goniąc galopem, a co najważniejsze lód wytrzymał. O północy odbyła się krótka ostatnia narada. Wrangel nie był na niej obecny, a zamiast niego pojawił się Corfitz Ulfeldt, który zachęcał do ataku na Zelandię i usunięcie z tronu Fryderyka III. Następnego dnia Ulfeldt napisał list, w którym Karol Gustaw kazał mu raz jeszcze zbadać północny wariant, a jeśli się okaże, że lód jest za słaby, miał wraz z piechotą ruszyć do Svendberga. W tym momencie Karol Gustaw znowu zaryzykował i jego wojsko podążało na Langeland. Marsz był trudny. Kilku żołnierzy utopiło się, gdy zabłądzili. Także kilka sań zapadło się pod wodę ze swymi pasażerami. Temperatura była dodatnia, co jeszcze bardziej wzmogło poczucie strachu. Pierwszą grupą przeprawiającą się dowodził Karol Gustaw. Miał od 2 do 3 tys. żołnierzy. Większe siły miał Wrangel, który czekał jeszcze pod Nyborgiem. Wraz z nocą temperatura znowu spadała, co z pewnością uspokoiło żołnierzy szwedzkich. Pierwsi z nich dotali się do miasteczka Rudkobing na Langeland około 7 rano, 16 lutego 1658 roku. Żołnierski prowiant był przemarznięty, więc większość Szwedów rozproszyła się po wyspie rabując jej mieszkańców. ) 12 godzinie wojsko zebrało się pod kościołem na wysokim wzgórzu na wschodzie wyspy. Żołnierze ustawieni w dwie kolumny zeszli na plażę i ruszyli prosto po lodzie. Karol Gustaw jechał natomiast w saniach. Podróż za dnia była mniej straszna niż nocą, mimo iż do pokonania był dłuższy odcinek. Mniej więcej o trzeciej Szwedziwychodzili na ląd w okolicach twierdzy Naskov, obecnie Tars. Patrole duńskie uciekły na widok licznie kroczących Szwedów. Już około piątej po południu całe wojsko Króla szwedzkiego stało w jednym miejscu na plaży. Nikt nie zginął, więc przeprawę przez Wielki bełt można uznać za wielce szczęśliwą. Także druga część armii pod wodzą Wrangla dotarła bezpiecznie na Lolland wraz z Erikiem Dahlberghiem. Tego samego dnia do dowódcy twierdzy Naskov, zaciężnego Irlandczyka dociera parlamentariusz szwedzki, który wzywał załogę do poddania się. Jednak Irlandczyk nie znał ani szwedzkiego, ani duńskiego i odesłał go, wyzywając i strzelając na koniec. Karol Gustaw nie chciał tracić czasu na zdobywanie równie nowoczesnej twierdzy jak Frederiksodde i postawił pod Naskov regiment jazdy. Sam miał ruszyć następnego ranka, ale mieszczanie zdecydowali się poddać. Dowódca otrzymał klucze do bram od najważniejszych delegatów, którzy zaraz potem wypłacili podatek 20 tys. talarów. Szwedzi ponadto zabrali amunicję, żywność oraz 40 armat. W dobrych humorach wojsko szwedzkie ruszyło dalej, przez Karelby, Halstad i Stokkemarke, które zostało ograbione. Po drodze rozbiło również niewielki oddział piechoty duńskiej, a w niedzielę przeszło przez Maribo i stanęło pod Saskobing. W poniedziałek 18 lutego armia szwedzka osiągnęła wyspę Folster, a przednia straż obsadziła nawet zamek v Vordingborgu na Zelandii. Główne siły nadal stacjonowały pod Vaalse, gdyż Karol Gustaw obawiał się ruszać pod Kopenhagę z tak małym oddziałem, który liczył mniej jak 3 tys., a większość żołnierzy rozproszyła się po wyspie rabując jej mieszkańców. 19 lutego, wieczorem dotarł dopiero do szwedzkiego obozu Wrangel ze swoja piechotą. W środę 19 lutego Szwedzi przystąpili do przeprawy.

Kiedy wojsko zbliżyło się do Vordingborga na horyzoncie pojawili się posłowie duńscy, proszący o pokój.

Karol Gustaw przyjął ich pod gołym niebem, a przewodził im Anglik, Philip Meadowe. Na prośbę o zawieszenie broni, Król szwedzki odpowiedział jednak odmownie. Następnego dnia, w czwartek 20 lutego reszta armii szwedzkiej przeprawiła się na Zelandię, a dowódcy zebrali się na zamku w Vordingborgu. Zastanawiano się co dalej robić. Większość zebranych była za negocjacjami. Ostatecznie zdecydowano się na obie opcje. Do negocjacji przystąpił Ulfeldt, który miał ją prowadzić szybko, gdyż Karol Gustaw postanowił kontynuować marsz na Kopenhagę. Miał wraz z wojskiem Wrangla 7 tys. żołnierzy. Były to siły nie małe, ale dla Karola Gustawa do zdobycia Kopenhagi nie wystarczające. Wysłał tego samego dnia list do dowodzącego wojskiem w południowej Szwecji i nakazał mu ruszyć w stronę Oresundu, a następnie na Zelandię. Natomiast posłem duńskim zaprezentował swa armię, co miało do reszty złamać ich opór i ducha walki. Po południu wojsko podążyło na północ, rabując i grabiąc wszystko po drodze. 21 lutego Szwedzi skierowali się pod Koge, gdzie miał się znajdować oddział duńskiej jazdy. Wysłany 35 � osobowy patrol przepadł bez wieści, a Koge było całkowicie opuszczone o ograbione. Następnego dnia negocjacje zostały zerwane. W tym czasie armia szwedzka była już tylko 4 mile od Kopenhagi. 25 lutego wznowiono marsz aż do zmroku. Zarządzono postój i żołnierze rozproszyli się. Już 26 lutego Szwedzi mieli ruszyć na Kopenhagę, ale rozkazy nie przychodziły. Przez dwa dni toczyły się negocjacje we wsi Tostrup. Mimo to prowadzono przygotowania do ataku, wysyłano patrole. 1 marca ku zdziwieniu wszystkich, wojsko zostało skierowane z powrotem na południe, pod Koge. Tego samego dnia obwieszczono uroczyście, że miedzy Danią i Szwecją zapanował pokój. Traktat w Roskilde został podpisany 7 marca. Jego ostateczna forma nie wyglądała imponująco i brakowało w niej wiele bardziej konkretnych zapisów. Zawierał nawet jakieś błędy, które nie służyły pokojowi na dłużej. Duńczycy byli bombardowani wieściami o Polakach, Brandenburczykach i Austriakach., którzy mieli niedługo śpieszyć im z pomocą. Także ambasador holenderski obiecywał, że jego państwo wciągu 14 dni będzie zbrojnie interweniowało. Duńscy sojusznicy byli jednak jeszcze daleko, wobec czego Fryderyk III uległ presji stacjonujących w części wojsk szwedzkich pod Kopenhagą i przyjął niektóre warunki Karol Gustawa. Dla Króla szwedzkiego traktat w Roskilde był bez wątpienia sukcesem, gdyż w granice swojego państwa włączył takie prowincje jak Blekinge, Skane, bohuslan, Halland, wyspę Bornholm oraz okręg Trondheim. 13 marca odbyło się spotkanie Karola Gustawa i Fryderyka III na zamku w Frederiksborg wraz z wielką ilością gości. Przez kolejne trzy dni dawni wrogowie bawili się i spędzali czas na alkoholowych ucztach, na których zjadano ogromne ilości jedzenia. W ciągu trzech dni wypito 18 beczek piwa i kilka tysięcy litrów wina reńskiego. Sam Karol Gustaw choć nie żałował sobie niczego, to jednak upominał swoich oficerów, że za dużo piją. W tym okresie Król był już tak gruby, że miał trudności z usadowieniem się na koniu. Przez lata obżarstwa, pijaństwa i palenia tytoniu bez ograniczeń, Karol Gustaw doprowadził swoje zdrowie do ruiny. 15 marca, po południu, gdy lody puściły, Król udał się Helsingborga, skąd popłynął jachtem do nowych prowincji Szwecji. Wieść o zawartym traktacie w Roskilde miedzy Danią i Szwecją wywołała szok. Karol Gustaw był na ustach wszystkich. Polska, Austria i Brandenburgia spowolniły przygotowania do wyprawy na zachód z pomocą Danii. Car rosyjski postanowił szybko podpisać traktat ze Szwecją. Nawet Holendrzy się przestraszyli zwycięskiego Króla Szwecji i przerwali przygotowania do interwencji. 15 marca Karol Gustaw dotarł do Skanii, do Helsingborga, gdzie witała go miejscowa szlachta i duchowieństwo, a także szwedzki dowódca, który miał objąć władze nad miastem. Karol Gustaw obejrzał prowincje Skane, Blekinge, Bohuslan. Wszędzie gorąco go witano, proszono o zachowanie przywilejów, biskup Lundu, Peder Winstrup, prosił o założenie w Lundzie uniwersytetu. 26 kwietnia w Malmo, zebrała się cała szlachta z prowincji, przedstawiciele mieszczan i chłopów. Wszyscy złożyli przysięgę wierności nowemu panu tych ziem, Karolowi Gustawowi, w imieniu, którego występował nowy gubernator prowincji, Gustaw Otto Stenbock.

W tym czasie Król znajdował się w Goeteborgu, gdzie myślał nad nowymi planami wojennymi, w wojnie w Niemczech. Natomiast w nowych prowincjach szwedzkich budowano całą administrację. Zmieniano urzędników, burmistrzów i radych. Jedynie w największych miastach wysocy urzędnicy zachowywali swe funkcje. Administracja pozostała ta sama, ale mieszkańcy prowincji musieli zacząć płacić podatki czy cła. Miasta traciły swoje przywileje, miały być przebudowane i obwarowane czym zajmował się Erik Dahlberg. Wywołało to oburzenie, a dopełnieniem był pobór do wojska szwedzkiego. W maju 1658 roku, gdy padły pierwsze strzały, chłopi ze wsi Holje napadli na regiment kawalerii zabijając kilka osób, wybuchło powstanie. Podczas wizyty Króla Szwecji w Goeteborgu, spotkał się on w końcu z młoda królową. Para przebywała w domu Torstenssona, gdzie czule się obejmowali. Król bardzo tęsknił za królową co wyrażał w kilkunastu listach. Głównym powodem przebywania Króla w Goeteborgu było zebranie tzw. komisji stanów, z którego zostali wykluczeni chłopi. Karol Gustaw sam otworzył obrady komisji przemówieniem, w którym przedstawił siebie jako miłośnika pokoju i karzącego wrogów za imperializm. Spraw do omówienia było wiele, jak choćby zaczęta w 1655 roku redukcja dóbr. Zeszły one jednak na drugi plan. Uwaga komisji została obrócona na nową wojnę, którą uświadomił im Karol Gustaw. Problem tkwił w istnieniu armii.

Dopóki walczyła na obcym terytorium wszystko było dobrze, ale gdy wojna się kończyła, powstawał kłopot, co z nią zrobić Wojsko szwedzkie miało opuścić Danię 1 maja. Był to jeden z warunków traktatu w Roskilde. Król na nową siedzibe swej ukochanej armii wybrał Brandenburgię. 1 czerwca zakończył obrady konisji, a 15 czerwca odpłynął na kontynent okrętem Amaranthe, aby połączyć się ze swym wojskiem. Ani miasto Magdeburg, ani tym bardziej Francja, nie chciały poprzeć Karola Gustawa w jego nowych planach wojennych. Cesarz Leopold zawarł z Francuzami klauzulę, tzw. clausula reciproca, która stwierdzała, że cesarz austriacki nie miesza się do sporu Francusko � Hiszpańskiego, a Francja nie popiera wrogów cesarza. Pomysł z wojną w Niemczech szybko upadł. Nadal pozostał problem, z którym Król próbował się uporać. Ciągle myślał o pruskich portach i cłach z tego płynących, ale to równałoby się z wojną w Polsce, a jego oficerowie byli przerażeni taką wizją. Wybrano więc inny wariant, który nie był brany pod uwagę, nowa wojna w Danii!!! Pretekstem miała być nieugiętość posłów duńskich i dyplomatów do zawarcia bardziej drobiazgowych poprawek traktatu w Roskilde. Kolejnym mogło być złamanie przez Szwedów postanowień traktatu w sprawie przez ich wojska Danii. 17 lipca Karol Gustaw odbył naradę ze swoimi 5 doradcami. To właśnie wtedy postanowił o ostatecznym ataku na Danię. Jednym z przeciwników tego projektu był Wrangel, ale Król zbył go w kilku słowach. Już 5 sierpnia 1658 roku, 71 statków transportowych i wojennych stało w porcie kolońskim. Karol Gustaw miał 5200 piechoty i 1200 jazdy. O świcie następnego dnia flota wyruszyła w morze na Danię. Był to drugi raz w karierze Króla. Nasuwa się pytanie, czy znowu uda mu się wyjść bez szwanku? Karol Gustaw był jednak graczem i jak zwykle stawiał va banque. Już na początku maja Erik dahlbergh został wysłany do Danii. Opuścił Goeteborg i jechał do Wrangla z listami oraz z pieniędzmi na werbunek nowych żołnierzy. Miał także wykonać misję szpiegowską, a mianowicie dokonać pomiarów portów, dróg, fortyfikacji i wielu innych. Erik poświęcił czerwiec i lipiec na podróże po Fionii i jej okolicznych wyspach. Pod koniec lipca dowiedział się od Wrangla o nowej wojnie z Danią, którą planował Karol Gustaw. Wysłany do Kopenhagi, miał zawiadomić o planach Króla szwedzkich dyplomatów oraz wykonać plany umocnień. 5 sierpnia zjawił się w Kopenhadze, gdzie poinformował dyplomatów i wykonał szkice fortyfikacji, a następnie spotkał się wraz z Corfitzem Ulfeldtem. Duńczyk choć otrzymał wielkie ziemie od Karola Gustawa, wysuwał nowe żądania. Raziło go, że musiał płacić cła i inne podatki, czego w Danii nie było. Nie otrzymał także gubernatorstwa Skanii, dlatego nie wprowadzono go w plany ataku na Danie. Dahlbergh pokazał Ulfeldtowi szkice fortyfikacji i Duńczyk bez trudu zrozumiał co jest grane. Erik opuścił Kopenhagę i udał się w stronę Korsor. 16 sierpnia, gdy przeprawiał się przez cieśninę Wielki Bełt, z brzegu Duńczycy podnieśli alarm. Flota szwedzka zbliżała się w stronę cieśniny. Miajała wyspy Lolland, Langeland, pokonała duński okręt patrolowy i skierowała się na Korsor na zachodnim brzegu Zelandii. O świcie 18 sierpnia wojsko zeszło na ląd, a pod Kopenhagę wysłano oddział 400 żołnierzy. Po drodze rozbijał małe kupki duńskiego wojska, a gdy dotarł do Hvidovre, z Goeteborgu w tym czasie wyruszyła eskadra 12 okrętów, których celem był południowy � wschód w pobliżu stolicy Danii. W nocy z 20 na 21 sierpnia Szwedzi przeszli przez Roskilde. Karol Gustaw nie zajmował się członkami duńskiej rady, którzy go odwiedzili pytając o przyczynę ponownej wojny. Miał na to pytanie całą masę odpowiedzi, obarczając całą winą, właśnie Duńczyków. 21 sierpnia zbliżający się do Kopenhagi Szwedzi ujrzeli płonące przedmieścia. To Duńczycy podpalili je, decydując się na walkę z najeźdźcami. Było to zaskoczenie dla Szwedów, którzy mocno przeceniali swoje siły i lekceważyli przeciwnika. Szczerze mówiąc, Karol Gustaw i jego świta, sadzili, że miasto się podda, dlatego nikt jakoś nie pomyślał o silnych działach oblężniczych, których armia była pozbawiona. Po południu zebrała się rada wojskowa na której omawiano dwie kwestie, szturmować miasto, czy je oblegać. Za obleganiem opowiadał się Wrangel, co zadecydowało o decyzji Króla, który po raz pierwszy w swoim życiu zawahał się co dalej robić. Już 23 sierpnia Król pisał do Stenbocka, do Malmo, aby ten przysłał mu transport kul dużego kalibru oraz dużo prochu.

Naprędce armia wyposażyła się także w ciężkie działa, sprowadzając je z okolic. Wraz z podjęciem decyzji o oblężeniu Kopenhagi, Wrangel został wysłany z czterema regimentami piechoty, 1 jazdy i kilkoma działami pod Helsingor, aby zająć zamek Kronborg. Już 26 sierpnia Wrangel znalazł się pod zamkiem, z którego wystrzelono w stronę Szwedów artyleryjskie pociski. Kronborg miał załogę liczącą 400 ludzi, a ponadto 90 dział. Zanosiło się, podobnie jak pod Kopenhagą, na dłuższe oblężenie, które nadzorował w obu miejscach, podróżujący między nimi Erik Dahlbergh. Wrangel posłał po ciężkie działa do Malmo i Landskorony, które dostarczono już po tygodniu. Rozpoczął się prowadzony dzień i noc ostrzał artyleryjski. Bombardowanie było tak skuteczne, że niszczono kamień po kamieniu grubych murów i bastionów. 15 września, w końcu zawaliły się wszystkie prawie fortyfikacje i wtedy właśnie obrońcy, których zostało nie więcej niż połowa, poddali się. Szwedzi zdobyli 34 tony prochu, 1000 beczek z żywnością i ciężkie działa, których części Wrangel zawiózł pod Kopenhagę. Oblężenie stolicy Danii wyglądało tradycyjnie. Aż do 22 września prowadzono ostrzały i prace ziemne. Atakowano zachodnie mury Kopenhagi, które były najsłabsze. 1 września Szwedzi zbudowali podkopy tylko 200 metrów od miasta, ale już następnego dnia Duńczycy w sile 3 tys. urządzili wypad, zadając wojsku Karola Gustawa kilka poważniejszych klęsk. Czynności te powtarzali parokrotnie.

Szwedzi po tego typu akcjach zwiększyli ostrzał twierdzy i posyłali listy po następne ciężkie działa, które sprowadzano m.in. z Bremy, Goeteborg, Jonkoping czy Sztokholmu. Prowadzono tak silny ogień, że kul żarowych mogło dziennie spaść nawet 200. 22 września za Zelandię dotarła wieść o maszerujących z pomocą Danii, połączonych wojskach Polski, Austrii i Brandenburgii, a z Holandii wyruszyła z interwencją dla Kopenhagi flota. Na ekspedycję połączonych wojsk składało się wojsko brandenburskie pod dowództwem Fryderyka Wilhelma, który choć był nie tak dawno sojusznikiem Szwecji, wystawił aż 14500 żołnierzy. 4500 Polaków na czele z Czarnieckim i 10600 Austriaków prowadzonych przez włoskiego feldmarszałka, Raimondo Monteccucoliego, znanego jeszcze z wojny trzydziestoletniej. Sojusznicza armia już 25 września przekroczyła Odrę. Gdy dotarła do księstwa Holstein � Gottorp doszło wśród Polaków do demoralizacji i rabunków. W szczególności Polacy kradli bydło i uwodzili Dunki. W listopadzie armia przekroczyła granicę Jutlandii. Szwedzi musieli się wycofać przed o wiele liczniejszym przeciwnikiem. Sprzymierzone armie zamiast wykorzystać to do dalszego ataku, przystąpiły d uzgadniania z Duńczykami kwestii zaopatrzenia w żywność. Szwedzi bowiem, ziemie które opuszczali, zostawiali w zgliszczach i zrabowane. W ten sposób zapobiegano, aby cokolwiek mogło wpaść w ręce wroga. Sojusznicze armie podążały dalej przez Jutlandie, rozbijając po drodze samotne oddziały szwedzkie, które nie zdążyły się wycofać. Marsz jednak prowadzono wyjątkowo wolno w porównaniu z imponującym tempem początkowym całej wyprawy. Im bardziej zbliżano się do Szwedów, tym tempo spadało. W grudniu wojsko brandenburskie przeprawiło się na wyspę Als przy wschodnim brzegu Jutlandii, gdzie koncentrowały się uciekające z Holsztynu oddziały szwedzkie. Przewaga liczebna była zbyt duża i Szwedzi wycofywali się do zamku Sonderborg i Nordborg. Mimo nieustających ataków na zamek Sondenborg przez kolejne dwa dni, załogę twierdzy uratowała eskadra szwedzkich okrętów. Szwedzi uciekli na łodziach przez wyłom w murze. Natomiast dla 600 obrońców Nyborga nie było ratunku i musieli się poddać. Sojusznicze armie maszerowały w dalszym ciągu na północ. 4 stycznia Polacy przystapili do ataku na zamek Kolding, który został stosunkowo łatwo zdobyty. Ostatnia twierdza broniącą przeprawy wojskom sojuszniczym na Fionię, był zamek Frederiksodde. Sprzymierzeńcy nie śpieszyli się, gdyż w tym czasie na pomoc obleganym mieszkańcom Kopenhagi płynęła flota holenderska. Szwedzi na wieść o tym przystąpili do całodobowego ostrzału Kopenhagi. Pociski żarowe spadały na domy, ulice, place, aby wywołać pożar, ale Duńczycy byli nieugięci. Ich artyleria również zadawała Szwedom spore straty. Oprócz pojedynku artyleryjskiego, obie strony prześcigały się także w wypadach nocnych. Pewnego razu Duńczycy zniszczyli dwa szwedzkie statki i mogli dostarczyć dla miasta żywność z okolicznych wysepek. Innym razem, w październiku, odpowiedzieli na to Szwedzi, wdzierając się na wyspę Amager w sile 1500 ludzi. Wypad poprowadził Karol Gustaw i zakończył się on spaleniem wsi położonych na wyspie. Po trzech dniach nastąpił kontratak prowadzony przez Fryderyka III, tylko na czele 500 jeźdźców. Niespodziewany atak był przeprowadzony niezwykle udanie, Szwedzi wycofali się tracąc 300 zabitych i 100 w niewoli. 2 listopada, wczesnym rankiem na wzgórzu Kulleberg rozpalono ognisko. Był to sygnał, że zbliża się flota holenderska, dowodzona przez admirała Jakoba Wassenaara von Obdama. Flota ta liczyła ogółem aż około 71 różnych statków, z czego 35 było jednostkami liniowymi. Wiozła ona 2200 piechoty oraz mnóstwo uzbrojenia, amunicji i żywności dla mieszkańców Kopenhagi. Miała przeciwny wiatr, wobec czego musiała zatrzymać się pod Lappergundet, niedaleko Kronborga. Przeciwny wiatr dla Holendrów, pomógł flocie szwedzkiej znaleźć się w Sundzie w miarę szybko. O 12 w południe 5 listopada na zamku Kronborg odbyła się rada wojskowa szwedzkiego dowództwa. Dowódcą został admirał Wrangel, który przedstawił plan szybkiego ataku, w którym czołowa rolę odegrałby wiatr wiejący w plecy Szwedom. Holendrzy mieliby trudności z manewrowaniem pod wiatr. Ale w tym momencie zdarzyło się cos, czego nikt z dowództwa szwedzkiego nie mógł przewidzieć. Karol Gustaw powiedział nie. Nie chciał po raz kolejny występować jako agresor, zważywszy, że przeciwko Szwecji występowało już wiele państw: Dania, Brandenburgia, Polska, Austria, Rosja, a teraz jeszcze miała być Holandia, wielka potęga morska i przede wszystkim gospodarcza. 8 listopada, w nocy wiatr się zmienił i wiał w kierunku południowym. Teraz to Szwedzi mieli pod wiatr,a Holendrzy z wiatrem. Flota von Obdama postanowiła to wykorzystać, w końcu jednym z celów jej misji było zniszczenie szwedzkiej floty. Tego dnia, na zamku Kronberg gościła Królowa Hedvig Eleonora. Król wraz z małżonką, otoczony dyplomatami zagranicznymi i zwykłymi gapiami, oglądał przebieg bitwy. Szwedzi na widok floty holenderskiej, oddali salwę ze ślepych pocisków. Holendrzy nie posłuchali ostrzeżenia i parli na przód, wprost na Szwedów, którzy za drugim razem oddali salwę z prawdziwych pocisków. Zebrana artyleria wokół Helsingborga i Kronborga po raz drugi wystrzeliła, na co odpowiedzieli Holendrzy. Przeciwnik nie odniósł żadnych obrażeń, podobnie jak Szwedzi. Po chwili wyłoniły się pierwsze okręty Karola Gustawa. Do spotkania obu flot doszło na środku Oresundu. Miejsce to było tak wąskie, że plany bitwy obu stron szybko się załamały. Kolejne okręty wpływały do Oresundu, co doprowadziło do kompletnego chaosu. Zamiast skoordynowanych działań, dochodziło do całej gamy pojedynczych starć. Stracie było wyjątkowo ostre, admirał holenderski Witte de With poszedł na dno wraz ze swoim statkiem, Brederode, a Wrangel został raniony w twarz odłamkiem drewna po wystrzale artyleryjskim. Floty były spychane przez wiatr w stronę duńskiego lądu.

W pewnej chwili, w trakcie bitwy powstała luka, przez którą przedarły się holenderskie statki transportowe. Już około południa wpłynęły do Kopenhagi z żywnością i posiłkami piechoty. W tym momencie była to już porażka Szwedów, ale nikt z walczących w Oresundzie o tym nie wiedział. Dopiero koło 5 popołudniu walki zaczęły ustawać. Okręty holenderskie ruszyły na południe, a na spotkanie wyruszyła im z Kopenhagi flota duńska. W tej sytuacji Szwedzi opuścili miejscowe wody i skierowali się do Landskorony, w ślad za którymi kilka dni później ruszyły obie floty holenderska i duńska, zamykając wyjście z portu. Bitwa przyniosła 2 tys. zabitych i tylko dwa statki poszły na dno. Z powodu chaosu część jednostek w ogóle nie wzięła udziału w walce, ale te co już uczestniczyły w niej, wyglądały w fatalnym stanie. Coc blokada została przełamana i Szwedzi wycofali się z pod Kopenhagi na widok floty holenderskiej, to jednak ich sytuacja była całkiem dobra. Odwrót był wykonany w pośpiechu, przez to nie do końca prawidłowo, ale armia stanęła we względnym spokoju we wsi Bronshaj, którą nazwano Carlstad. Karol Gustaw nadal wierzył w zwycięstwo z Danią, dlatego też do szwedzkiego zaczęto sprowadzać działa, amunicję, proch oraz wszelkie inne urządzenia do lodu lub oblegania twierdz. Zaś piechota uczyła się posługiwać nową bronią, granatami wystrzeliwanymi jedynie z muszkietów. Ściągające do Carlstad nowe wojska, dobrze wiedziały, że szykują się do nowego szturmu na Kopenhagę. Po opuszczeniu przez wojska rosyjskie Inflant i Finlandii, nastąpiła zwyczajna zima, która skuła wszystko lodem i zaprószyła śniegiem. Wprawdzie, zarówno Karol Gustaw, jak i car Aleksy traktowali tereny graniczne Finlandii i Karelii z lekceważeniem, to jednak ludność przeżywała mnóstwo wydarzeń, nie koniecznie dla nich szczęśliwych. Wojska na tych terenach były znikome, podobnie jak zaplecze gospodarcze, ale wojna musiała być prowadzona. Drobne patrole od czasu do czasu wpadały na siebie, prowadząc do starć, bez większych jednak sukcesów.

Gdy zamarzły rzeki i jeziora, ludność Finlandii przystąpiła do silnych przygotowań. Padło przypuszczenie, że wojska rosyjskie po lodzie będą mogły szczęśliwie wkroczyć na ich ziemie. Przygotowania rozpoczęto od budowy wielu posterunków i małych fortów, które zapatrzono w żołnierzy i żywność. W styczniu 1657 roku oddziały fińskie zebrały się przy granicy rosyjskiej. Finowie postanowili stworzyć strefę, w której nie miało nic żyć, ani być po za powietrzem. W ten sposób uniemożliwiono Rosjanom ataki na prowincje Keksholm. Armia fińska zebrała się na północno � wschodnim brzegu jeziora Ładoga pod dowództwem podpułkownika Kruse. Jego podkomendni zniszczyli rosyjskie patrole, ale do celu ich wyprawy, miasteczka Ołońce na wschodnim brzegu Ładogi nie dotarli z powodu silnych mrozów. Przystąpili więc do odwrotu, mordując wszystkich na swojej drodze, paląc 11 cerkwi, 66 wsi, niszcząc 50 łodzi i zarzynając bydło, którego nie mogli ze sobą zabrać. Na początku marca 3 tys. jazdy wykonało podobny manewr, wpadając do dwóch wsi w tym samym regionie, mordując ich ludność i paląc gospodarstwa. Wiosna i lato 1657 roku upłynęły na tego typu wyprawach stosowanych przez obie strony. Z biegiem czasu inicjatywa przechodziła w ręce armii fińskiej, choć potencjał militarny był podobny. Zebrano kilka statków i wysłano je na jezioro Ładoga, gdzie spędziły całe lato atakując parokrotnie łodzie rosyjskie. Pod koniec lipca, 1700 żołnierzy przeprowadziło atak na szaniec rosyjski pod Ławą, małą wsią na południu jeziora Ładoga. Desant wojsk ze statków nie powiódł się, dlatego sam oddział fiński musiał zdobyć szaniec. Gdy zwiadowcy dotarli do szańca, zagrodziła im dalszą drogę armia rosyjska, zmuszając ich do ucieczki. Doszło do walk jazdy fińskiej z rosyjską, która została pokonana, tracąc wielu ludzi do niewoli. W bitwie rozegranej w iglastym lesie i pobliskim wzgórzu, obie strony straciły po kilkudziesięciu żołnierzy. Zarówno Rosjanie, jak i Finowie z braku żywności musieli się wycofać. 17 sierpnia na północ od jeziora Ładoga, oddział rosyjski wkroczył do okręgu Kajana, ale natknął się na oddział Finów i po krwawym starciu zawrócił. Natomiast inny oddział rosyjski wkroczył do Keksholmu, paląc wsie i mosty i także natknął się na Finów, którzy zmusili ich do odwrotu. Zima wpłynęła wyjątkowo spokojnie. Mróz i śnieg nie pozwalały na jakieś wyprawy na stronę wroga. Dopiero wraz z wiosną, 9 kwietnia przystąpił do szturmu na Nyen drobny oddział rosyjski. Obrońcy byli dobrze przygotowani, zabili 40 Rosjan i przeciwnik musiał się wycofać. W środku maja raz jeszcze oddział rosyjskiej jazdy spróbował zdobyć Noteborg, ale działania zostały szybko przerwane, gdyż nastąpił koniec wojny. Od stycznia 1657 roku dowódcą wojsk fińskich został Gustaw Horn. W Inflantach Szwedzi zebrali aż 13 tys. wojska, ale wraz z latem 1657 roku szalejąca wcześniej zaraza doszła do tak wielkiego stanu, że w większości twierdz załogi wymierały mniej więcej do połowy.

W Parnawie 103 żołnierzy na 152 chorowało, a w Neumunde na 261 żołnierzy, 154 zmarło. W Rewalu, w ciągu jednego tygodnia zmarło 300 osób. Te dane pokazują, jak bardzo szalała zaraza, która uniemożliwiała Magnusowi de La Gardie właściwą obronę Inflant. Na początku 1657 roku Szwedzi przedsięwzięli atak na klasztor Pskowskopieczerskij, ale odsiecz wysłana ze Pskowa zmusiła ich do odwrotu. W lecie do Inflant zostali wysłani również Rosjanie na podobną wyprawę jak w roku 1656 w kierunku Rygi. Ale dotarli zaledwie do Kokenhausen, pozostającego nadal w ich rękach. Jeden z rosyjskich oddziałów wojewody pskowskiego w sile 8 tys. ludzi poszedł dalej ze swymi podkomendnymi, aż pod miejscowość Walk. Tam natknął się na jedyny oddział jazdy szwedzkiej w Inflantach liczący 2500 żołnierzy. Szwedzi całkowicie rozbili przeciwnika, a wojewoda pskowski zmarł od postrzału.

Zadania armii rosyjskiej nie sprowadzały się do podboju Inflant, ale do ich zrujnowania, do wymordowania ludności protestanckiej i zniszczenia gospodarki. Powstałaby w ten sposób strefa oddzielająca Rosję od groźnych i żądnych władzy Szwedów. Karol Gustaw zachęcał dowódców inflanckich i Magnusa de La Gradie do bardziej śmielszych ataków na wroga. Nakazywał, aby przenieść działania zbrojne na teren Rosji. De La Radie posłuchał nalegań swojego Króla i zorganizował we wrześniu 3 tys. armię, która opuściła Estonię, przechodząc przez Narwę i stanęła niedaleko miasta Gdowa. Żołnierze przystąpili do rabunków, po których palili wszystkie osiedla ludzkie. Kilkakrotnie proszono komendanta Gdowa o poddanie miasta, ale ten odmawiał. Z odsieczą miastu ruszył wojewoda Chowański. Na wieść o tym Szwedzi zarządzili odwrót, na co Rosjanie przeszli do kontrataku, zabijając tylna straż Magnusa de La Gardie. Chowański nie ruszył jednak zdecydowanie ze Szwedami. Obawiał się szalejącej zarazy, toteż podążył na Narwę, a następnie przystąpił do oblegania Rewla. De La Gardie nie dysponując dostatecznymi siłami, nie organizował więcej tego typu wypraw. Po części przyczyniła się do tego, armia litewska, stary nowy wróg, który w październiku najechał na Inflanty. Litwini poruszali się jak zwykle w imponujący sposób, niezwykle szybko przystępowali do oblężeń i zdobywania twierdz. Wiele opuszczonych zamków zostało przez nich zajęte, a do ludności odnosili się wyjątkowo przyjaźnie. Litwini pod wodzą hetmana polnego, Gosiewskiego zdobyli Wenden (Kieś), Wolmar i zamek Kreytz. Odcieli w ten sposób Rygę, którą próbowali wziąć głodem, gdyż nie posiadali specjalistycznego, a po za tym byli zbyt nieliczni. Później Gosiewski wycofał się pod Kircholm, z powodu głodu i chorób. Zimą 1658 roku Rosjanie w dalszym ciągu prowadzili ataki, które po za zniszczeniami nie przynosiły żadnych efektów. W grudniu poddała się twierdza Marienburg, a pod koniec stycznia kilka tysięcy Rosjan wyruszyło do Jamy. Mimo ostrzału miasta, dowódca będący porucznikiem, zamknął się w zamku i dzielnie bronił. W połowie lutego wysłany został z Narwy do Jamy oddział zwiadowczy, który ustalił, że obrońcy nadal się bronią. 4 marca z Narwy wyruszyło na ratunek 800 ludzi. O świcie dotarli na miejsce, uderzając z zaskoczenia na Rosjan, którzy już 6 razy przypuszczali ataki na zamek, jednak za każdym razem załoga szwedzka je odpierała. Dwie noce Szwedzi poświecili na pozorne manewry, które miały przestraszyć Duńczyków, ale ci nie zamierzali się poddawać. Także delegacja Karola Gustawa wysłana do miasta nie przekonała mieszkańców Kopenhagi. Teraz Król szwedzki musiał udowodnić, że nie żartuje. Postanowił, że jego wojsko przystąpi do szturmu. Na wzgórzu Valby, na południe od Kopenhagi paliły się dwie beczki ze smołą. Sygnał był dla Szwedów zrozumiały, zaczynał się szturm, który mieli poprowadzić muszkieterzy, w sile 70 żołnierzy.

Poruszali się na nartach, a za nimi kroczyło 150 marynarzy, którzy nieśli drabiny oblężnicze i bombardierzy niosący granaty i petardy. Po za tym wyposażeni byli w worki z sianem, młoty, łomy, siekiery i wiele innych potrzebnych rzeczy. Dalej szła piechota w dwóch kolumnach, licząca 5800 ludzi. Piechota posiadała specjalistyczny sprzęt, ale nie ciągnęła ze sobą dział. Przebicie przez mury i przystąpienie do szturmu miało być błyskawiczne. Na końcu poruszała się jazda licząca 1900 żołnierzy. Szturm był jedynym wyjściem dla Karola Gustawa. Sytuacja była bowiem bardzo napięta i Szwedzi zaczynali być w odwrocie. Wojska polsko- austriacko- brandenburskie w sile 30 tys. wyparły Szwedów z Jutlandii i szykowały się do ataku na Fionię, a Holandia groziła wraz w poprawą pogody, wysłaniem nowej floty wojennej. Aby złamać ducha Duńczyków Karol Gustaw potrzebował zdobyć ich stolicę. To złamałoby opór mieszkańców tych prowincji, które Szwecja przejęła traktatem w Roskilde, a teraz traciła nad nimi kontrolę. Najgorzej wyglądało to w Skanii. Do buntującego się chłopstwa zaczęli z czasem dołączać duńscy szlachcice. Odpowiedzią króla szwedzkiego na to było polecenie, aby uznawać za wrogów wszystkich, którzy nie złożyli mu jeszcze przysięgi. W ten sposób szwedzkie władze w Skanii rozpoczęły zwalnianie ze stanowisk i konfiskowanie majątków Do powstania przeciwko panowaniu szwedzkiemu doszło również w Bohuslanie i Trondheim. Na wyspie Bornholm 28 grudnia 1658 roku został zabity gubernator, a następnego dnia załoga szwedzka poddała się bez walki. Natomiast 31 grudnia załoga szwedzka poddała się po 11 tygodniach oblężenia w Trondheim. Pierwszym krokiem w szturmie na Kopenhagę, był atak na dwa statki skute lodem i Svintraget i Hojenhald. Svintraget był opuszczony i Szwedzi bez trudu podłożyli pod niego materiały łatwopalne. Gorzej było z Hojenhald, na którym Duńczycy mocno się bronili. Nie pomogły ani działa i ostrzał prowadzony z nich, ani przeręble wokół statku. W końcu Szwedzi przedarli się na okręt i wycieli 18 obrońców. W tym czasie Karol Gustaw pozorował atak swych wojsk na przedmieście Christianshavn, położone obok właściwej części Kopenhagi na wysepce. 100 muszkieterów, kawalerzystów i dwa regimenty zaciężnej kawalerii trzykrotnie uderzały na wysokie mury bastionów. Obrońcy bronili się jednak tak dzielnie, że Szwedzi stracili większość ze swoich oddziałów i musieli się wycofać. Pozorne ataki tylko na pewien czas odwróciły uwagę Duńczyków. Główny bowiem atak Karola Gustawa miał odbyć się na najsłabszą stronę murów Kopenhagi, na południowy wał, miejsce to zwane było Kalvebodstrand. Tam według szkicu Erika Dahlbergha był wyjątkowo słaby punkt, przez który Szwedzi mieli wedrzeć się do środka. Tajemne przejście o którym mowa, leżało w Slotholmem. Powodzenie całej akcji, która musiała być przeprowadzona dokładnie, zależało od zaskoczenia. Aby żołnierze się spisali przekonywano ich argumentem, że Król pozwoli im rozkraść całe miasto, a uczucie strachu łagodzono przed szturmem alkoholem.

Zaskoczenie się jednak nie powiodło, z powodu wystrzelenia gdzieś w oddali przypadkowego działa. Na dźwięk jego echa, odezwały się całymi salwami działa z murów Kopenhagi. Załoga została zaalarmowana i powitała Szwedów strzałami, które wystrzeliwane były nie wiadomo czemu. Duńczycy nie widzieli swoich przeciwników z początku i dopiero, gdy zapaliły się statki, domyślili się, ze zbliżają się Szwedzi. Oddziały Karola Gustawa po mimo silnego ostrzału Duńczyków nie cofnęły się. Dowódcy dali rozkaz aby atakować, na dźwięk którego Szwedzi przystąpili do zmasowanego szturmu. Dotarli do drewnianych palisad wbitych w lód. Zamiast przeszkody, palisady stanowiły dla nich ochronę przed ostrzałem obrońców miasta. Po chwili drewniane palisady zostały zrąbane i w trzech otworach Szwedzi przecisnęli się do środka, a szczeliny, które spotkali dalej na swojej drodze pokonali przy pomocy pomostów, ciągniętych przez konie. Kolejną przeszkodą była ponownie drewniana palisada, ale tak jak z poprzednia oddział szturmowy szybko sobie poradził. Pierwsi, którzy przeszli na druga stronę zostali ostrzelani morderczym ogniem z szańca. Kolejni Szwedzi przedzierając się na drugą stronę biegali do przodu bez celu. Nie było bowiem bramy, w której mieli ulokować petardy aby je wysadzić. Brama została zamurowana. Dowodzący jednym z regimentów dragonów, Rutger von Aschberg, został trafiony w biodro. Wielu jednak nie miało takiego szczęścia. Wielcy weterani, którzy przemierzyli wraz z Karolem Gustawem Europę Wschodnią padali jak muchy, jeden po drugim. Krzyżowy ogień Duńczyków doprowadził do istnej masakry. Dowódca oddziałów szturmowych, generał major, Fabien von Fersen wyprowadził resztki swoich podkomendnych wzdłuż wału na lewo. Po drodze spotkali Erika Dahlbergha, który tego dnia pełnił funkcję adiutanta Karola Gustawa i przekazywał rozkazy swojego Króla. Gdy Dahlbergh powrócił do Króla oznajmiając mu o odwrocie żołnierzy, padł von Fersen z oderwanymi od kuli nogami. Na wiadomość o tym Karol Gustaw wysłał swoje rezerwy na lewo pod półbastion, stanowiący najbardziej na południe wysunięty koniec muru. Tam mieli się spotkać z wracającymi oddziałami szturmowymi. Półbastion nie był prawie przez nikogo broniony, lecz wraz ze Szwedami zjawili się tam i Duńczycy, którzy zrzucali na wchodzących po długich drabinach Szwedów wszystko co mieli pod ręką. Zjawił się tam także Fryderyk III. Oddziały szturmowe schroniły się pod rawelinem, po czym ponownie próbowały opanować półbastion, lecz za każdym razem wracało pod rawelin mniej Szwedów niż pierwotnie atakowało. Zrażony niepowodzeniami Karol Gustaw odwołał swoich żołnierzy, którzy wycofywali się w starannie przygotowanym porządku. Zabrano większość rannych i część zabitych. Około godziny 5 rano ucichł szczęk broni i huk dział na południowych murach miasta, lecz król szwedzki nie zamierzał dąć odpocząć obrońcom Kopenhagi. Jego kolejnym rozkazem był atak na północne mury, tylko, że rozkaz ten miał być wykonany przed atakiem od południa. Miał to być manewr, odwracający uwagę Duńczyków. Oddział liczył 2200 ludzi, ale przeprowadzony został wyjątkowo nie dbale, w dodatku z ogromnym opóźnieniem. Szwedzi mieli tu uderzyć na nie do końca zbudowany kasztel, ale pomylili się i zaatakowali wielki bastion przy Osterport, broniony przez doświadczonych Holendrów. Załoga holenderska nie dała żadnych szans Szwedom i także w tym miejscu trup słał się gęsto. Szturm był wielka klęską Karola Gustawa. Straty w armii szwedzkiej były ogromne, a Duńczyków bardzo niskie, bo około 20 ludzi. N początku lata w 1658 roku Magnus de La Gardie został zastąpiony przez Szkota, feldmarszałka Roberta Douglasa. Zgodnie z nowym planem Karola Gustawa, Douglas miał zdobyć Kurlandię. Była to jeszcze jedyna nie splądrowana, zasobna w pożywienie prowincja nad Bałtykiem, a jak wiadomo Szwecja musiała gdzieś ulokować swoje liczne wojska. Douglas przystąpił do naprawy sytuacji Inflant zaniedbanych za czasów rządów de La Gardie. Zredukował liczbę urzędników, nakazał dowódcom poprawić zaopatrzenie, opiekę medyczną i wprowadzić surowe kary dla niezdyscyplinowanych żołnierzy. Linie komunikacyjne zostały pilnie strzeżone oraz odebrano Litwinom Wolmar i Ronneburg. Feldmarszałek miał teraz przystąpić do opanowania Kurlandii, w czym pomógł mu sam Karol Gustaw. Poddał mu nawet sposób w jaki miał to uczynić, mianowicie Douglas miał porwać księcia Jakuba władającego Kurlandią i jego rodziną. Douglas był takiemu postępowaniu przeciwny, ale Król szwedzki wywierał na niego silna presję. Feldmarszałek przystąpił więc do misji wyjątkowo powoli. Nie chciał popełnić błędu, aby Książe Jakub zwrócił się o pomoc do Rzeczypospolitej. Douglas uzyskał zgodę na przemarsz przez Księstwo od Jakuba, rzekomo w celu ataku na Litwę.

Następnie późnym wieczorem 9 października oddział szturmowy porwał księcia Jakuba wraz z żoną, Luiza Charlottą z pałacu w Mittawie. Wprawdzie część floty Kurlandzkiej uciekła z portu w Mittawie, to i tak sukces był znaczny. Żołnierze rozkradli pałac książęcy i zajęli wiele strategicznych budynków, a szlachta Kurlandzka zbiegła na Litwę lub do Prus Książęcych. Książe Jakub został wysłany do twierdzy Ivangorod, ale po mimo tego sukcesu, z Kurlandii był dla armii szwedzkiej mały pożytek. Księstwo nie nadawało się na bazę zaopatrzeniową. Europa nie podzielała jednak sukcesu Szwecji. Oskarżano Karola Gustawa po raz kolejny o grabież, o burzenie porządku na kontynencie. Protesty nie docierały do świadomości króla szwedzkiego. Na takich właśnie nie chlubnych sukcesach opierała się cała jego sława. Wzburzenie było jednak tak wielkie, że Król musiał wyjść z całej sytuacji obronną ręką. Winę zrzucił na wykonawcę misji, feldmarszałka Douglasa. Po obsadzeniu wszystkich ważniejszych miejsc w Kurlandii, Douglasowi zostało z 3 tys. tylko kilka oddziałów przy pomocy których pilnował granicy z Litwa. Feldmarszałek słał listy prosząc o nowych żołnierzy, ale Karol Gustaw naturalnie odmawiał, a na dodatek wydawał kolejne rozkazy.

Tym razem szkocki dowódca miał zaatakować Memel (obecną Kłajpedę) i wybrzeże Bałtyku. Działanie te odwróciłyby może Polaków od Torunia, który oblegali. Feldmarszałek odpisał, że taka akcja jest niemożliwa, gdyż nie posiada do tego należytych środków. Po opuszczeniu przez Szwedów południowej Polski, skoncentrowali się w kilku twierdzach na wybrzeżu w sile 8 tys. ludzi. Tyle tylko pozostało z wielkiej armii, która zaatakowała Rzeczpospolitą. Reszta sił albo zginęła w starciach z Polakami, albo opuściła wschód udając się na zachodni teatr wojny, tym razem z Danią. Zaporą do ponownego odzyskania wybrzeża przez Polaków był silnie ufortyfikowany Toruń, w którym stacjonowało 4242 żołnierzy pod dowództwem generała majora, von Bullowa. Jako pierwsza pod Toruniem zjawiła się zwycięska armia austriacka z pod Krakowa. Zniszczyła wielki młyn i uszkodziła nieco fortyfikacje, ale na tym zakończyła październikowe walki i rozeszła się na kwatery zimowe. W lecie 1658 roku ponownie pod Toruniem pojawiła się armia austriacka, a następnie polska. We wrześniu stało już ich pod murami miasta 23 300. Austriakami dowodził generał de Suches. Szwedzi bronili się wyjątkowo dzielnie i generał major von Bullow organizował codzienne wypady za miasto. Jednak silne bombardowanie, natarcia i długie oblężenie zrobiły swoje. Sytuacja Szwedów była coraz gorsza. W szczególności brakowało im pożywienia, chociaż jedli już nawet koninę. 16 listopada Szwedzi ujrzeli czerwona flagę, tzw. � krwawą flagę�, która została wywieszona przez oblegających Toruń. Jak się można było spodziewać, tej samej nocy rozpoczął się szturm wojsk sojuszniczych, a fakt, że mieli oni nie brać jeńców, co właśnie oznaczała flaga, wskazywał, że obie strony będą walczyły do upadłego. Oddziały sojusznicze rozpoczęły szturm od bombardowania, a około północy przeszły do natarcia. Choć padło wielu Polaków i Austriaków, jakimś sposobem wdarli się do środka. Od wkroczenia do miasta powstrzymały ich dopiero działa szwedzkie, które skierowali artylerzyści von Bullowa wprost we własne szańca. Powstrzymane natarcie zostało okupione stratę Bastionu Staromiejskiego i dwóch dużych szańców. Kolejny tydzień przyniósł pogorszenie pogody, ale mimo chłodu wojska sojusznicze szykowały się do nowego szturmu. W tej sytuacji, von Bullow musiał ulec i poprosił o kapitulację. Zanim jednak do niej doszło, Szwed dowodzący obroną, pokazał się z dobrej strony, jako wytrawny gracz i strateg. Von Bullow opóźniał rozmowy, podpisanie kapitulacji i wreszcie sama ewakuacje wojska. Dopiero 30 grudnia doszło do opuszczenia przez Szwedów Torunia, w czasie którego stracili ponad 1500 żołnierzy, a wojsko sojusznicze około 1800 ludzi. Sukces Polaków i Austriaków był bardzo duży i nawet spore straty jak na oblężenie nie mogły go zmniejszyć. Po nie udanym szturmie na Kopenhagę Szwedzi zamknęli się w swym obozie pod miastem, gdzie leczyli rannych lub składali ich do masowych grobów. Karol Gustaw nie spodziewał się takich strat w armii. Nie mogąc przesłuchać jęku rannych, opuścił obóz. Sytuacja nie wymagała tego aby sterczał bezczynnie pod Kopenhagą patrząc jak świętują Duńczycy. Zdawać by się mogło, ze tak wielka klęska przyniesie opłakane skutki dla Króla szwedzkiego. Tymczasem nic się nie działo.

Duńczycy ograniczyli się do odparcia szturmu, ale na przeciwnatarcie się nie zdecydowali. Przygotowania do dalszego ataku wojsk polsko � austriacko � brandenburskich zamarły już pod Frederiksodde i do inwazji na Fionię czy Zelandie się nie szykowały. Natomiast flota holenderska tkwiła bezczynnie niedaleko portu w Kopenhadze, prowadząc od czasu do czasu wymianę ogniową miedzy wyspami z przypadkowo napotkanymi okrętami szwedzkimi. W kwietniu 1659 roku nie oczekiwanie do Oresundu wpłynęła flota angielska w liczbie 44 statków. Anglicy narzekali na utrudnienia w handlu z powodu wojny i nawoływali do pokoju, a raczej do powrotu do postanowień traktatu w Roskilde. Po nie udanym szturmie Szwedzi ugrzęźli na Zelandii. Braki w zaopatrzeniu coraz bardziej im doskwierały i należało przerzucić część wojska na inny teren. Wprawdzie Fionia nadal była w rękach szwedzkich, ale sytuacja nie wyglądała tam, wcale lepiej. Wobec tego Karol Gustaw ponownie zwrócił uwagę na mniejsze wysepki duńskie na południu, Langeland, Lolland i Felster. Już kiedyś, podczas przeprawy przez Bełt okazały się niezwykle pomocne. Tym razem miało być podobnie. 30 marca nastąpiło uderzenie Szwedów na Langeland. Desant musiał zawrócić, przywitany ogniem artyleryjskim. Następnego jednak dnia wojsko wyładowało w innym miejscu i rozbiło obrońców wyprawy. Żołdacy Duńscy uciekli na Lolland, a chłopi schronili się w swoich domach. Na początku kwietnia Szwedzi przystąpili do ataku na wsypę Als. Nie udany szturm na zamek położony na wyspie, sprawił, że pozostała ona w rękach Duńskich, choć całkowicie ograbiona. Szwedzi wycofali się 25 kwietnia. Kolejnym celem ataku była wyspa Falster. Karol Gustaw osobiście poprowadził 7 maja natarcie. Kilka okrętów ściągnęło na siebie uwagę chłopów broniących wyspy, podczas, gdy desant wyładował w innym bezpiecznym miejscu. Obrońcy po krótkiej walce ulegli oddając wyspę Szwedom. 9 maja Karol Gustaw uderzył na następną wyspę Lolland. Tym razem pragnął oszczędzić sobie zbędnej walki wręcz i wysłał 5 okrętów do cieśniny Guldborg, gdzie bardzo mocno zbombardowały pozycje Duńczyków, skrytych za przygotowanymi szańcami. Wraz ze Szwedami, którzy pojawili się na brzegu, Duńczycy uciekli do twierdzy Naskov. Załoga twierdzy chciała się bronić, toteż rozpoczęło się na początku czerwca regularne oblężenie. Ostatni atak nastąpił na wyspę Mon, którą Szwedzi zdobyli bez większych problemów nocą 8 czerwca. Mimo opanowania przez Szwedów duńskich wysepek, Duńczycy nie przeszli do jakichś wielkich kontrofensyw. Nie zgadzali się także na dalszy pochód wojsk sojuszniczych, w szczególności Polaków. Miejscowa ludność niekiedy więcej wycierpiała z rąk żołnierzy wojsk sojuszniczych niż ze Szwedzkich.

Przeszkodą w przejściu na Fionię była twierdza Frederiksodde, której załoga szwedzka była w bardzo złym stanie. Głównym problemem była zbyt duża przewaga liczebna wroga nad załogą, toteż w połowie czerwca Szwedzi przeprawili się na Fionię. W ślad za nimi ruszyły wojska sojusznicze, które już 11 czerwca wylądowały na wyspie Faeno, leżącej w środku Małego Bełtu na północ od Fionii. Obie strony walczyły zaciekle o wyspę, co przyniosło duże straty. Teraz wojska sojusznicze przystąpiły do lądowania na Fionii, jednak Szwedzi zdążyli się już przygotować, okopali się i sprowadzili wiele artylerii. To zadecydowało o zwycięstwie Szwedów, którzy kilkakrotnie odpierali ataki wroga i jego desanty. 6 lipca kolejny raz wojska sojusznicze spróbowały przeprowadzić lądowanie na wyspie. Ale ani pomoc floty holenderskiej, ani działa z Frederiksodde nie pozwoliły wylądować na Fionii, świetnie bronionej przez Szwedów, którzy prowadzili ostrzał o wiele skuteczniej. Ranny został nawet naczelny dowódca, Raimondo di Montecuccoli. Sojusznicy nie zrażali się jednak niepowodzeniami. Zaplanowali następną próbę lądowania na Fionii, ale za nim do niej doszło 9 okrętów szwedzkich, Anglika Owena Cox�a 2 sierpnia zaatakowały flotę transportową, niszcząc ochraniające je okręty wojenne i paląc transportowce. Po tym spektakularnym sukcesie w którym 40 statków holenderskich poszło na dno, mała eskadra szwedzka dotarła do miasta Arhus położonego na wschodnim brzegu Jutlandii i zbombardowała je. Po tych wydarzeniach wojska sojusznicze postanowiły zawrócić i opuścić Danię, gdzie coraz mniej były mile widziane. Kierunek był prosty, Pomorze szwedzkie. Większość Polaków nie mogła sobie pozwolić na dalszą walkę z wojskami Karola Gustawa, gdyż po raz kolejny wystąpiła zbrojnie Rosja. Car Aleksy domagał się ziem, które objął w postanowieniach ugody Perejesławskiej z Kozakami w 1654 roku m.in. wschodniej Ukrainy. Wojska sojusznicze musiały również wracać na wschód z innego powodu. Karol Gustaw aby odciągnąć wroga od wysp duńskich zorganizował śmiały plan kontrofensywy w Prusach Królewskich. Pod koniec stycznia 1659 roku doszło do połączenia pod Hammerstein dwóch oddziałów szwedzkich. W sile 4300 żołnierzy zdobyły one Kwidzyn, Zalewo, Miłkowo, Mrąg, Tczew, a w maju Starogard.

W 1659 roku w Hadze odbyło się spotkanie angielskiego i francuskiego dyplomaty z delegatem Stanów Generalnych Holandii, Janem de Wittem. Mieli oni doprowadzić do zakończenia wojny miedzy Szwecją i Danią. Powodów było bardzo dużo. Interesy angielskie i holenderskie były mocno zagrożone, gdyż handel bałtycki praktycznie nie istniał. Wojna wciągała także po części inne państwa. Wiązała je po jednej ze stron, co groziło eskalacją konfliktu podobnego do wojny trzydziestoletniej. Francja natomiast obawiała się wojny miedzy sojusznikiem Szwecji, Anglią, a sojusznikiem Danii, Holandią. Francja była bowiem związana przymierzem z Anglią, w myśl którego winna jej pomóc w razie wojny. Władający Francją w zastępstwie małoletniego Ludwika XIV, kardynał Mazrarini nie kwapił się do nowej wojny. Nie tak dawno zakończyli przecież toczącą się 24 lata wojnę z Hiszpanią. Konferencja haska jak nazywano spotkanie dyplomatów trzech państw: Anglii, Francji i Holandii ustanowiła dokument o dziewięciu paragrafach. Powstał on 19 maja w myśl pokoju, który miał zagościć na północy Europy. Uzgodniono, że pokój będzie się opierał na traktacie z Roskilde z drobnymi zmianami, a ta ze stron, która go nie zaakceptuje straci poparcie innych państw. Karol Gustaw był początkowo przeciwny takiemu obrotowi sprawy. Nie zamierzał podporządkować się pod ustalenia państw nie biorących czynnie udziału w walkach, po za Holandią. Po dłuższym namyśle uznał, że w ten sposób może zyskać na czasie, a gdyby Duńczycy nie zaakceptowali układu z Hagi, sytuacja Szwecji wyglądałaby o wiele lepiej. Flota holenderska admirała Obdama szykowała się więc do walk z flota angielską, za którą podążała inna flota holenderska admirała Reytera. Negocjacje w Holandii układały się wyjątkowo wolno. Dyplomaci szwedzcy przedłużali czas jak tylko mogli, a Duńczycy na wszystko odpowiadali � nie�. Na początku czerwca flota holenderska ponownie zebrała się w całość, szykując się do walk z flota angielską. Postanowiły wraz z Duńczykami przedsięwziąć kontrofensywę. Celem miało być Naskov, twierdza, która nadal się broniła. W ostatnim momencie, 3 sierpnia przybył z Holandii kurier z rozkazem zakończenia wyprawy na Lolland z odsieczą twierdzy Naskov i przestanie przyjmowania rozkazów Króla Danii. Powodem tego było nowe zawarcie zmienionego układu w Hadze miedzy Anglią, Francją i Holandią. Rozmowy były prowadzone w prywatnej rezydencji ambasadora Francji. Holendrzy zmienili treści umowy i przekonali do tego Anglików. Nowy układ określał zwrot Danii takich prowincji jak wyspa Van, Bornholm oraz okręg Trondheim. Układ ten podpisano 4 sierpnia i wciągu 15 dni miał być zaakceptowany przez Danię i Szwecję, a gdyby nie był, to miały interweniować flota holenderska i angielska. 23 sierpnia, co ciekawe Król Danii Fryderyk III zgodził się na powyższe warunki i dalsze rozmowy zmierzające do pokoju. Karol Gustaw musiał przełknąć gorzka pigułkę, jaką był układ, a wraz z nim pokój tak upragniony przez inne państwa. 28 sierpnia w spotkaniu z dyplomatami holenderskimi i angielskimi był w wyjątkowo złym humorze, wrzeszczał i groził. W końcu jednak opamiętał się i wysłał swych dyplomatów z pełnomocnictwami na konkretną rozmowę z wszystkimi, innymi delegacjami 3 września. Do spotkania doszło w połowie drogi między Kopenhagą, a obozem szwedzkim. Karol Gustaw musiał się na nie zgodzić. Obawiał się wspólnej interwencji Holandii i Anglii. Także wypadki na Pomorzu wyglądały niezbyt dobrze dla Szwecji.

Gdy w sierpniu 1659 roku armia sojusznicza składająca się z Polaków, Austriaków i Brandenburczyków zawróciła z Jutlandii w stronę pomorze, inna armia austriacka pod dowództwem de Souches�a już penetrowała miasteczka i twierdze pomorskie. Wobec 14 tys. żołnierzy jakimi dysponował de Souches, mniejsze twierdze poddawały się bez walki. Już w połowie sierpnia Austriacy dotarli do twierdzy Damm i przystąpili do oblężenia. W tym czasie niewielki oddział 1400 ludzi dotarł do wybrzeża Bałtyku, nocą 30 sierpnia przedarł się na Wolin gdzie zdobył wielki szaniec, a po otrzymaniu posiłków miasto Wolin. 17 września padła twierdza Damm. Główne siły austriackie ruszyły na Szczecin, a mniejszy oddział na wybrzeże. Szwedzi coraz bardziej tracili Pomorze. Kolejne wojska wkraczały w granice tej nadbałtyckiej prowincji. 26 września wojska sojusznicze wkroczyły na Pomorze przechodząc przez Triboees, Loitz i kierując się na Greifsweld. 1 października stojące od trzech dni posiłki szwedzkie na okrętach zeszły na ląd.

Siły te były dosyć małe, bo tylko 2 tys. ale dowodzone przez wielkiego wodza Carla Gustawa Wrangla. Miał stosunkowo mało czasu, gdyż wojska wroga kroczyły coraz głębiej w stronę wybrzeża. Od 29 września było prowadzone oblężenie Szczecina. Wrangel rozpoczął misję na Pomorzu od oczyszczenia wyspy Uznam z wojsk przeciwnika. Wysłał posiłki dla oblężonego Wolgastu, a z resztą wojska podążył na Greifswald, co zmusiło wojska sojusznicze do wycofania się pod Demmin, gdzie również przystąpiono do oblężenia. Teraz Wrangel mając wolny zachód prowincji, zajął się pomocą dla obleganego szczecina. Załoga miasta liczyła 2 tys. żołnierzy. Pod koniec października, gdy Austriacy sprowadzili wyjątkowo ciężkie działa, bombardowanie było do tego stopnia zmasowane, że mieszkańcy myśleli nad kapitulacją. Wrangel zdawał sobie z tego sprawę i 6 listopada wysłał pierwsza pomoc w postaci 46 żołnierzy, a kilka dni później następnych 160. Pokrzepieni tym faktem obrońcy dokonali 11 listopada silnego wypadu. Był on przeprowadzony prawidłowo i przyniósł śmierć aż 200 Austriaków, a 100 trafiło do niewoli. Przestraszeni Austriacy 16 listopada wycofali się z pod murów miasta, pozwalając Szwedom zachować panowanie na Pomorzu. W lutym 1659 roku Książe Adolf Jan z rozkazu Karola Gustawa uderzył na Prusy, zdobywając, tak ważne dla armii pożywienie. Wraz z nastaniem sierpnia nastąpiła ofensywa wojsk sprzymierzonych, które pozbawiła Szwedów Starogardu Gdańskiego, Grudziądza, Tczewa, Montowskiej Szpicy, Sztumu, Gdańskiej Głowy. Szwedzi zatrzymali już tylko Malbork, Elbląg, gdyż tylko tam mogli się jeszcze wyżywić. Głód był nie do zniesienia, dlatego wojska sojusznicze zamiast atakować, przewidywały, że Szwedzi niedługo się poddadzą. Podobna sytuacja wyglądała w Kurlandii i Inflantach. Także i tam fala głodu była ogromna. W kwietniu 1659 roku generał Douglas otrzymał posiłki i przy ich pomocy zdobył dwa porty, Libawę i Windawę. To jednak nie zmieniło fatalnego położenia Szwedów. Pod koniec lata, gdy ruszyła z południa ofensywa Litwinów, Brandenburczyków i mieszkańców Kurlandii, Szwedzi stracili wiele twierdz w Kurlandii jak Doblen, Goldingen, Neuenburg, Windawa, Schrunden, Grobin i Libawa. W październiku zdazryło się to co od dawna było oczekiwane. Resztki armii szwedzkiej, wygłodniałe, bez uzbrojenia i słabe liczebnie wojsko, opuściło Kurlandię i udało się z powrotem do Inflant. Karol Gustaw nie zgodził się na dalsze negocjacje. Teraz miał oczekiwać jednoczesnego uderzenia Anglików i Holendrów. Ale jak to zwykle bywało w historii wielkich wojen, jeden z sojuszników wycofał się z wcześniejszych deklaracji i podpisanego układu, uznając, że nie warto atakować przeciwnika. Tym przeciwnikiem była Szwecja, a nie pewnym sojusznikiem, Anglia. Admirał Montegu postanowił wrócić ze swoją flotą na wyspy, zostawiając wojnę samej sobie. W dalszym ciągu z ataku na wojsko Karola Gustawa nie zrezygnowali Holendrzy i Duńczycy. Ich celem była wyspa Fionia. Zebrali 11200 ludzi i 42 działa i podzielili tę armię na dwie części. Jedna dowodził duński feldmarszałek Scheck, który miał okrętami przewieść swoich ludzi na wschodnie wybrzeże Fionii. Druga pod wodza feldmarszałka von Ebersteina, z Jutlandii miała wylądować na zachodnim wybrzeżu Fionii przechodząc przez Mały Bełt. Król szwedzki zamiast zająć się na poważne sprawą desantu wojsk holendersko � duńskich na Fionii, zbagatelizował całe groźne przedsięwzięcie. Osłabił obronę Zelandii, wysyłając część armii na Pomorze. Jeszcze poważniejszym błędem było udanie się z małżonką, Hedvig Eleonorą na wyspę Falster, gdzie spędzali czas na zabawach. Pewnego dnia, podczas uczty, do Karola Gustawa dotarła wieść o zbliżającej się flocie duńsko � holenderskiej. Nie wpłynęło to zbytnio na jego usposobienie. Dopiero następnego dnia zainteresował się poczynaniami przeciwników i wrócił na Zelandię, do Korsor. Do końca był pewny, że wróg zaatakuje Zelandię. O tym, że się pomylił, dowiedział się dopiero 8 listopada, gdy połączone wojsko duńsko � holenderskie spróbowały wysadzić desant pod Nyborgiem . Z powodu silnego wiatru, który opóźnił ten manewr, Szwedzi zdążyli zgromadzić pod Nyborgiem duże siły. To zdecydowało, ze Schock popłynął na czele swej floty na północny zachód do Kerteminde. Dotarł tam 10 listopada i od razu przystąpił do silnego ostrzału miasta.

Artyleria stanowiła swego rodzaju dobrą osłonę dla schodzącej na ląd piechoty holenderskiej. Nawet największy ostrzał Szwedów czekających na plaży nie mógł wyrządzić w szeregach holenderskich zbyt dużych strat w porównaniu z silnym ostrzałem artylerii wroga. Uciekający Szwedzi stoczyli jeszcze walkę z Holendrami w Kerteminde, ale i tu musieli się wycofać. Oddziały Schocka mogły zejść bezpiecznie na ląd. Główne siły szwedzkie stacjonujące na Fionii zgrupowały się pod Ulriksholm oczekując w pełnej gotowości bojowej na nieprzyjaciół.

5500 sprawdzonych w bojach zuchów pod dowództwem niedoświadczonego, 29 � letniego palatyna, Filipa von Sulzbacha. Jakby mało było problemów i wrogów, inny oddział, pod wodza Ebersteina przeprawił się w dniach od 14 do 19 listopada na Fionię w okolicach Middelfort. Niewielki oddział szwedzkiej jazdy liczący 130 ludzi i próbujący przeszkodzić w lądowaniu desantu, został odparty duńskimi działami. 19 listopada ostatni oddział Ebersteina pojawił się na wyspie i całe wojsko wyruszyło do Odense, gdzie 20 listopada zjawił się Schock. Następnego dnia odbyło się połączenie obu armii, bardzo groźne dla palatyna von Sulzbacha. Karol Gustaw w tym momencie dopuścił się trzeciego błędu. Najwyraźniej starzał się i coraz bardziej był niezdecydowany. Rozmyślał o wielkiej ofensywie na Jutlandię lub Holsztyn, ale do tego potrzebował statków, a te póki co stały w porcie w Szczecinie. Także rozmyślał nad objęciem dowodzenia armią szwedzką na Fionii. Z braku okrętu nie mógł się tam jednak dostać, a po za tym Wielki Bełt był naszpikowany statkami holenderskimi. Pozostało mu tylko jedno, wyprawił na Fionię doświadczonego Gustawa Otto Stenbocka, który już 21 listopada donosił, że wojsko wytrzyma obronę na wyspie nie dłużej niż kilka dni. 22 listopada połączone wojska holendersko � duńskie pod Odense ruszyły na Nyborg, gdzie armia von Sulzbacha próbowała się schronić za murami twierdzy. Natomiast następnego dnia, 23 listopada połączona flota duńsko � holenderska ustawiła się u wylotu portu w Nyborgu. Karol Gustaw mógł już tylko marzyć o cudzie, który uratowałby jego ukochana armię z Fionii. Twierdzy nie dało się utrzymać i Szwedzi musieli podjąć walkę w otwartym polu. Fortyfikacje były zniszczone, czasu na ich naprawę zbyt mało, a żołnierze zbyt wyczerpani. Wczesnym rankiem 24 listopada Szwedzi przeszli pobliski las i rozłożyli się na łąkach przylegających do starej drogi. Stojąc, oczekiwali na wroga lub swoich do godziny 11. Dokładnie nie wiedzieli na kogo, ale o godzinie 11 się dowiedzieli, że naprzeciwko nich ustawił się wróg. Doszło do walki, jazdy trzykrotnie atakowały, ale ataki te załamywały się. Nie sposób było dojrzeć przeciwnika w gęstej plamie dymu, która uniosła się nad terenem bitwy. W odpowiedzi jazda szwedzka rzuciła się na przeciwnika, ale została zatrzymana artylerią i muszkietami. Przez następne dwie godziny bitwa została przerwana i żołnierze mieli czas, aby odpocząć. O pierwszej w południe nastąpiło główne natarcie wojsk sprzymierzonych. Jako pierwsi zaatakowali Szwedów Polacy pod wodza pułkownika Kazimierza Piaseczyńskiego, ale załamało się ono i Szwedzi przeszli do kontrataku. Polacy wywołali jednak sporo zamieszania w szeregach wojska von Sulzbacha, a teraz schronili się za piechotą duńską i jej artylerią. W czasie walki pułkownik Piaseczyński otrzymał postrzał w piersi i zmarł na miejscu. Polacy ponownie zaatakowali Szwedów, wdzierając się w nieuporządkowane do końca wojsko von Sulzbacha. Wielu zginęło, a ci co przeżyli, schronili się na wąskim cyplu, wcinającym się w morze. Połączone wojsko Schacka i Ebersteina zamknęły wyjście z cyplu, a holenderskie statki przystąpiły do ostrzału Szwedów. Oddziałom palatyna, von Sulzbacha nie zostało nic innego niż się poddać, co też zrobiły następnego dnia. W sumie do niewoli dostało się 3500 żołnierzy, a 2 tys. zginęło w walce. Karol Gustaw już w trakcie walk na Fionii, próbował w jakiś sposób dogadać się z władzami duńskimi. Chciał uratować resztki armii, która przebywała na wyspie. W zamian za oddanie Fionii Duńczykom, mieli się zgodzić na ewakuację wojska szwedzkiego na Pomorze. Fryderyk III po raz kolejny odmówił, co doprowadziło Karola Gustawa do załamania, a gdy się dowiedział o kapitulacji armii popadł w depresję. �Żal z powodu straty dzielnych wojaków był najdotkliwszą porażką Króla� � mówił w ten sposób jeden z angielskich dyplomatów.

Karol Gustaw wyładował się na Stenbocku i von Sulzbachu, którzy na łódce przedarli się nocą z Nyborga na Zelandię, ale szybko musiał zapomnieć o starcie żołnierzy z Fionii. Jak zwykle w pośpiechu przystąpił do ratowania tego co zawarte w traktacie w Roskilde, przynajmniej częściowo. Zgodził się na dalsze negocjacje pokojowe z Duńczykami, ale głównie nawiązał kontakty z Holandią. W efekcie flota holenderska wróciła do Lubeki aby uzupełnić zapasy. Duńczycy protestowali przeciwko wycofywaniu się floty i nalegali na atak na Zelandię lub Skanię. Gdy 9 grudnia miedzy Szwecją, a Holandią zawarto umowę wstępną traktatu handlowego i pokojowego, wiadomo już było, że flota holenderska nie wróci na wyspy duńskie aby w dalszym ciągu walczyć. Negocjując nowe warunki pokojowe, Karol Gustaw zyskiwał na tak potrzebnym mu czasie, gdyż mógł przyszykować nowąinwazję, tym razem na południową Norwegię. Zamierzał zwrócić Trondheim Duńczykom, z którego wyparli jego wojska Norwegowie, a przejąć terytorium na południe Norwegii. 12 grudnia wydał rozkazy co do inwazji, a von Sulzbacha mianował dowódcą wojsk szwedzkich na Zelandii i polecił odzyskać Fionię przechodząc właśnie po lodzie. 14 stycznia w Goeteborgu zebrał się riksdag, a 15 stycznia 1660 roku armia szwedzka już kierowała się na Norwegię i liczyła 4500 żołnierzy. Twierdzę którą koniecznie należało opanować, aby przebić się dalej na południe, było Halden. Załoga w sile 2 tys. poprawiła stan fortyfikacji, które teraz można było zdobyć tylko poprzez regularne oblężenie. Gdy część Szwedów kopała pod murami okopy i szańce, inni walczyli z oddziałami norweskimi, snapphaner. Po zdobyciu przez Szwedów szczytu Rodsbejerget, przystąpili do silnego ostrzału miasta Halden, ale jego obrońcy nie chcieli się poddać. Już 19 stycznia dowódca donosił Karolowi Gustawowi, że głód pojawił się w jego oddziałach szybciej niż u mieszkańców Halden. Głód, słabe zaopatrzenie, brak dobrych ubrań na zimę, to były przeszkody, które uniemożliwiały dłuższą walkę Szwedom w Norwegii.

Nie pomógł także ostrzał miasta, dlatego 5 marca dowódcy wydali rozkaz, aby zawrócić do ojczyzny. Karol Gustaw po raz pierwszy ujrzał swego syna 24 grudnia 1659 roku. Miał w tym momencie 4 lata, był chorowity, często bolała go głowa i powoli się rozwijał. Wraz z synem, czekała Królowa, Hedvig Eleonora. Od podpisania traktatu w Roskilde praktycznie nie opuszczała Karola Gustawa. W wolnych chwilach spędzali czas oboje na spacerach i łowieniu ryb, czego Król nie lubił, ale zbytnio nie protestował. Choć Król nigdy nie pytał się w listach o swojego następcę, to jednak gdy otwierał obrady riksdagu 14 stycznia o godzinie 9, syn siedział obok niego po prawej stronie. Riksdag wyglądał podobnie jak inne, wcześniejsze obrady wszystkich stanów. Karol Gustaw kreował się na przyjaciela pokoju, obrońcę Szwecji, otoczony przez wrogów, którzy chcą ją ograbić z prowincji. Jak zwykle prosił o nowe pieniądze i poborowych, ale tym razem nawet chłopi, którzy mu zawsze sprzyjali, nie chcieli się zgodzić. Prawdopodobnie, także i ten riksdag skończyłby się sukcesem Karola Gustawa, gdyby nie zachorował. Król złapał nieduże przeziębienie, pojawił się katar, kaszel, ale dalej ciężko pracował. Zawitał do Nya Alvsborg, następnie na inspekcję do Bohuslanu, był długo na jakimś pogrzebie, aż w końcu złapał go atak dreszczy, silna gorączka, trudności z oddychaniem, ból głowy, pragnienie. 25 stycznia odwiedził go osobisty lekarz, Koster, który pomylił się oznajmiając diagnozę. Stwierdził, że Król miał chorobę układu pokarmowego i powikłania po szkorbucie. Był to tragiczny błąd, gdyż Karol Gustaw miał zapalenie płuc. Koster w leczeniu Króla stosował lewatywy i środki na przeczyszczenie, czego efektem było wypróżnienie się Karola Gustawa aż osiem razy. Było to o tyle dobre, gdyż Król był bardzo gruby i często męczyły go gazy. Po trzech tygodniach jego stan się poprawił, gorączka spadła, a kaszel się zmniejszył o Król mógł z powrotem kilka godzin dziennie pracować. Nocą 18 lutego zdarzyło się coś bardzo niespodziewanego, Karol Gustaw dostał silnego ataku. Przez cztery godziny trapiły go dreszcze, trudności z oddychaniem. Karol Gustaw mógł dobrze oddychać tylko w pozycji siedzącej. Przez następne dni z fotela, ustawionego obok kominka, wydawał rozkazy i słuchał raportów. Dzień 23 lutego 1660 roku – około trzeciej po południu król zaczął się pocić, co doprowadziło do radykalnego pogorszenia zdrowia. O północy Karol Gustaw dowiedział się, że niewiele pożyje. Na atlasie z mapami, który mu położono na kolanach, podpisał 7 dokumentów, w tym testament sporządzony przez Edwarda Eherensteena. W przygotowanym testamencie, jego syn Karol miał rządzić jako dziedziczny władca. Testament był odczytywany, a jego treść komentował sam Król. Z każdą chwilą mocniej słabnął głos Króla, do czasu aż całkiem ucichł. Zebrani w komnacie nakłonili go aby się położył w łóżku. Karol Gustaw wzbraniał się przed tym, gdyż twierdził, że wraz z położeniem się do łóżka umrze. Większość zebranych wyszła z komnaty, w której pozostało najbliższe grono monarchy. Król aby móc spokojnie oddychać musiał siedzieć, ale mimo to, o drugiej zmarł przeżywszy 37 lat i trzy miesiące. Północ Europy była tak wyczerpana długoletnią wojną, że większość państw pragnęła pokoju i to szybko. Już od jesieni 1659 roku prowadzone były rozmowy między Szwecją, a Rzeczpospolitą. Wprawdzie trzy miesiące poświęcono na formalności w dworskiej etykiecie, ale nie było to tak całkiem długo w porównaniu z wojną trzydziestoletnią i pokojem westfalskim, gdzie były one prowadzone przeszło trzy lata. Karol Gustaw niechętnie podchodził do zawarcia pokoju z jakimkolwiek państwem. Często się wtrącał w ustalenia i odmawiał na różne kwestie, nawet te już ustalone. Cały czas nie zrezygnował z kosztownych wojen i podbojów. Od stycznia 1660 roku prowadził werbunek w północno � zachodnich Niemczech do armii szwedzkiej za uzyskane francuskie subsydia. W zastoju dyplomatycznym miedzy Szwecją, a Rzeczpospolitą pomogła śmierć wielkiego wodza jakim był Karol Gustaw, a także królowa Polski, Ludwika Maria Gonzaga, która musiała interweniować. Przecież także Polska potrzebowała pokoju, bowiem od wschodu Rosjanie upominali się o Ukrainę, wysyłając swe wojska. Ostatecznie zarówno Szwecja, jak i Rzeczpospolita zrezygnowały z nowych terytoriów. Nastąpił swego rodzaju kompromis. 3 maja 1660 roku podpisano traktat pokojowy w Oliwie w którym postanowiono, że: – Rzeczpospolita wyrzeka się roszczeń do Inflant – Szwedzi zwrócili Kurlandię Księciu Jakobowi – Jak Kazimierz zrezygnuje z roszczeń do tronu szwedzkiego – Szwedzi pozwolili Janowi Kazimierzowi dożywotnio używać tytułu Króla Szwecji i herbu państwowego – Polacy ogłosili amnestię dla wszystkich, którzy walczyli po stronie Szwedów – Szwedzi zagwarantowali swobodę wyznania dla katolików w Inflantach – Polacy zapłacili Szwecji 120 tys. florenów jako ułatwienie dla wycofania przez wojska Wiadomość o zawartym przez Szwecję pokoju oliwskim, postawiła Duńczyków pod murem. Fryderyk III nadal domagał się dalszej wojny, ale poparcie Holendrów się skończyło, ich flota została wycofana, a wojska przestały krążyć po państwie duńskim w poszukiwaniu Szwedów. Jednocześnie Król Duński był naciskany przez Anglię i Francję. Powód był prosty, handel bałtycki wrócił do pierwotnego stanu, nie wprowadzono wielkich ceł w Oresundzie. Innym powodem były groźby Szwecji, dotyczące zrównania z ziemią wysp duńskich, jeśli Fryderyk III nie zgodzi się na pokój, a potwierdzeniem chęci zawarcie układu, było oddanie Duńczykom okręgu Trondheim, nie żądając nic w zamian. Wszystkie strony wróciły więc do napiętych rozmów o pokoju do przygotowanego w tym celu obozu między Carlstad, a Kopenhagą na Zelandii. Traktat, który zawarto 6 czerwca 1660 roku był w dużej mierze wierną kopią traktatu w Roskilde, z małymi zmianami. Do Danii wracał Bornholm, okręg Trondheim, w zamian za finansowa rekompensatą.

Po zawarciu traktatu, władze Szwecji, wciągu miesiąca ewakuowały z wysp swoich żołnierzy, wypłacono im pieniądze za rozwiązanie oddziałów. Oddziały zaciężne w części pozostawiono na służbie, rozlokowując je w twierdzach nadgranicznych. Oddziały rodzimych Szwedów zaraz po zejściu na ląd w Szwecji, były rozwiązywane. Weterani wracali do domów, jeśli mieli w ogóle do czego wracać. Jednak większość żołnierzy nie otrzymała żadnego wynagrodzenia za swój pięcioletni trud i dołączyli do grona okolicznych żebraków. Szwecja po zakończeniu wojny, nie różniła się zbytnio od innych państw, w niej uczestniczących. Dług państwowy wynosił około 10,5 miliona talarów w srebrze i Szwecja stanęła na skraju bankructwa. Choć w testamencie Karol Gustaw wyznaczył na ważne stanowiska ludzi z rodziny, dynastii i zaufanych sekretarzy, władzę przejmowała rada państwa, podobnie jak w przeszłości, gdy zmarł Gustaw II Adolf. Zyskiem z tej bitwy było zdobycie przez chłopów 250 muszkietów rosyjskich. Oblężenie Noteborga z braku ciężkiej artylerii wyglądało w wykonaniu rosyjskim żałośnie. Bez ciężkiego sprzętu nie mogli zrobić wyłomów w miarę porządnych murach twierdzy. Dowódca Piotr Potiomkin czekał nie wiadomo czy na kapitulację twierdzy z powodu głodu, czy na posiłki. Miał dużo problemów bardziej z własnym wojskiem niż ze Szwedami. Jego ludzie dezerterowali coraz mocniej, gdy zrobiło się zimno. Późną jesienią ziemia skuła się lodem, a 27 listopada 1656 roku w końcu Rosjanie zwinęli pięciomiesięczne oblężenie. Inaczej wyglądało oblężenie Keksholmu. I tutaj Rosjanie nie mieli ciężkiego sprzętu, ale próbowali ostrzeliwać budynki twierdzy, w nadziei, ze wywołają pożar. Dowódca twierdzy Olaf Bengtsson skutecznie odpierał te akcje i szturmy. Wypuścił nawet więźniów przeznaczając ich także do obrony. We wrześniu z odsieczą ruszył głównodowodzący armią w Finlandii, Gustaw Adolf Levenhaupt. Dzielnie walczył z Rosjanami, lecz po starcie dwóch ciężkich armat, ograniczył się do ewakuacji z twierdzy kobiet i dzieci oraz dostarczył nowych rekrutów i stado bydła. Levenhaupt był bardzo srogim dowódcą i nie oszczędzał zdrowia swoich podkomendnych. Charakteryzował się tym, że nie brał do niewoli jeńców, lecz kazał ich od razu zabijać. Kilka tygodni po tych wydarzeniach Levenhaupt zawitał do spalonego Nyen, które zaraz potem opuścił, a Rosjanie przerwali oblężenie Keksholmu wycofując się z prawosławnymi rodzinami z Ingrii i Karelii. Karol Gustaw nie interesował się zbytnio wydarzeniami w Finlandii. Odsuwał je na dalszy plan. O wiele bardziej pochłaniały go inne fronty na których występowała jego ukochana armia. Nie ciekawiła go wojna na dwie strony, nie chciał walczyć z Rosją, podobnie jak głównodowodzący w Inflantach Magnus de La Gardie. Był on nie tylko powolny w czynach, ale i w myśleniu. Chociaż docierały do niego wieści o ruchach wojsk rosyjskich w Estonii, nie przedsięwziął niczego, co mogło by poprawić fatalny stan obrony Inflant i ich twierdz królewskich. Liczył, że może jakimś sposobem nie dojdzie do walk, ale stało się inaczej. Front fiński był nic nie znaczącym w porównaniu z Inflantami. Na nie to właśnie car rzucił wszystkie siły jakimi dysponował. Armia została podzielona na dwie części, z których każda miała zadanie do wypełnienia. 1 armia miała ruszyć na Rygę, a druga na Dorpat. De La Gardie w ostatnim momencie przystąpił do prac wzmacniających obronę. Najwięcej uwagi poświęcono Rydze, ale nawet najbardziej owocne prace nie mogły poprawić w znaczny sposób zaniedbanych przez lata fortyfikacji. Oddział rosyjski już w lipcu przekroczył granicę, a pod Neuhausen pojawili się kozacy, których przegonił jedyny oddział jazdy szwedzkiej w Inflantach, generała majora Heinricha Streiffa von Leuensteina liczący 400 ludzi.

Kilka dni później nadciągnęły główne siły carskie, ok. 15 tys. i Streiff musiał się wycofać. Kilkakrotnie jego oddział uczestniczył w nierównych walkach, ale bez szans na zwycięstwo. Zdziesiątkowany oddział szwedzki znalazł schronienie w sierpniu w twierdzy Wolmar. Neuhausen skapitulowało bez walki, a żołnierze przeszli na służbę carską. Wojska rosyjskie pustoszyły bezbronny kraj docierając w sierpniu do Dorpatu i paląc nocą z 6 na 7 sierpnia zabudowania wokół miasta. Na południu Inflant stu tysięczna armia pod wodza cara napierała na kolejne twierdze jak Dyneburg, Kokenhausen. Jedyny oddział szwedzki pod wodzą generała majora Henrika von Thurna w sile 2 tys. ludzi unikał walk, staczając jedynie drobne potyczki i zawracając na Rygę. Jedyną strategią jaka wymyślił De La Gardie było palenie wszystkiego na drodze von Thurna, aby Rosjanie nie mieli żywności. W ten sposób obie strony pustoszyły Inflanty nie zważając na okoliczną ludność. W połowie sierpnia Rosjanie zdobyli po silnym szturmie Dyneburg, zabijając w odwecie wszystkich mężczyzn. Podobnie uczyniono w Kokenhausen, którego załogę wybito do nogi. Armia rosyjska ruszyła teraz na Rygę, pod którą dotarła 29 sierpnia 1656 roku. Od razu doszło do potyczki, w której na pomoc zaatakowanym Szwedom pospieszył hrabia von Thurn z 30 żołnierzami. Wynik starcia był oczywisty. Przeżyło tylko trzech Szwedów. Ciało von Thurna znaleziono nocą, brakowało mu głowy. 1 września, gdy rosyjskie oddziały znalazły się w całości pod Rygą przystąpiono do silnego oblężenia. De La Gardie już na początku popełnił błąd, gdyż pod wpływem szturmu jego wojska musiały się wycofać z przedmieść, w których pozostawiono wiele żywności i kilka armat. Rosjanie zajęli nie do końca spalone przedmieścia, gdzie sprowadzili artylerię i rozpoczęli silny ostrzał. Używali dział ciężkich i lekkich, dział typu perrier, które wyrzucały kamienie na odległość 300 metrów, moździerze i granaty. Tylko 13 października na miasto spadło 1700 pocisków, co świadczy o niezwykłej determinacji Rosjan. Wiele pocisków spadło na ulice, w wyniku czego śmierć poniosło około 100 osób. Ogień wojsk carskich nie był jednak planowany. Atakowano całe miasto, nie wyrządzając konkretnie wielkich skutków.

Obrońcy także prowadzili silny ostrzał ze swoich pozycji. Do połowy października wystrzelili około 23 tys. pocisków. Nie brakowało im ani amunicji, ani żywności, gdyż miasto nie zostało odcięte od strony morza. Korzystali z tego najważniejsi mieszkańcy Rygi i de La Gardie, którzy odsyłali swoje żony do Szwecji lub Lubeki. Na takie poczynania mogli sobie obrońcy pozwolić. Oblężenie wcale nie wyglądało strasznie, choć dźwięki kanonady stały się codziennością. Armia rosyjska stale zmniejszała się. Na początku liczyła 35 tys., ale po dezercjach i epidemii dżumy do jakiej doszło w jej obozie, uległa pomniejszeniu. Ciągłe wypady obrońców za miasto i przeszkadzanie w oblężeniu przeciwnikom doprowadziło do osłabienia ataków Rosjan. W końcu, pewnego dnia przysłali parlamentariusza, pułkownika von Wissena, który nakazywał obrońcom poddanie się oraz podarował im w darze dla potwierdzenia swoich gróźb czerwone pudełko z głową von Thurna. Gdy zaczęły się choroby w obozie rosyjskim, a następnie pojawił się głód, car Aleksy miał trudności podobnie jak jego dowódcy w znalezieniu pożywienia na spustoszonych terenach w pobliżu miasta. Wojsko zaczęło umierać w efekcie czego zmarło aż 14 tys. żołnierzy. Już pod koniec września oblężenie stało się mniej intensywne. 12 października Szwedzi widząc powolną ewakuację przeciwnika zaatakowali jego szańce. Wyprawa jak najbardziej się powiodła. Zniszczono okopy, wysadzono amunicję i wzięto jeńców do niewoli. Do 15 października Ryga uginała się pod bardzo silnym ostrzałem po czym Rosjanie spalili swój obóz i zarządzili odwrót. Inwazja rosyjska na Inflanty skończyła się porażką cara, a szczęściem Szwedów, którzy tylko dzięki błędom przeciwnika zdołali się utrzymać. Karol Gustaw w sprawie walk w Inflantach z Rosjanami ograniczył się jedynie do kilku rad dla Magnusa de La Gardie. Nie przybył mu z odsieczą, nie przysłał posiłków, ani też sprzętu. Miał polegać na tym czym dysponował na miejscu. Gdy jednak szwagier posunął się do skrytykowania polityki królewskiej, Karol Gustaw oskarżył właśnie Magnusa o zły stan twierdz inflanckich, a następnie odsunął go od pełnionej funkcji. Król szwedzki w tym czasie poświęcał się całkowicie wydarzeniom w Polsce, a ściślej Warszawie. Gdy Wittenberg i jego garnizon poddali się, wojsko szwedzkie zaczęło się gromadzić pod Nowym Dworem. Później dotarł tam sprzymierzeniec brandenburski, Fryderyk Wilhelm ze swoją stworzoną z wielkim trudem armią w sile 9 tys. Pod Warszawą natomiast dalej stały wojska pod wodzą Jana Kazimierza. Główne siły szwedzko � brandenburskie dotarły do wsi Jabłonna, gdzie żołnierze rozłożyli się jedząc posiłek. W pobliżu wioski kilkakrotnie dochodziło do małych potyczek z litewskimi patrolami, których efektem było pojmanie paru jeńców. Również król szwedzki przystąpił do posiłku. Jedząc, doszedł do wniosku, żeby wysłać w okolicę 600 � osobowy oddział kawalerii, a wojsko ustawiło się w szyku bojowym. Żołnierze dla odróżnienia obwiązywali sobie ramiona sianem lub zatykali za kapelusze. Hasłem było � Wspomóż nas Jezu �. Po południu wojsko ruszyło dalej, a jego awangarda natknęła się na nieprzyjaciela, z którym doszło do pierwszych starć. Wysłany oddział popędził za umykającymi Polakami i ani Szwedzi się nie obejrzeli jak wpadli w sam obóz polskiej armii. Otworzono do nich ogień ze wszystkiego czym dysponowano. Szwedzi szybko się wycofali, do swoich oddziałów, które już ustawiały się jeden za drugim naprzeciwko polskich umocnień. Wojsko Karola Gustawa z tyłu przylegało do Wisły, po bokach miało lasy, a z przodu przeciwnika. Miejsca było tak mało, że kawaleria była ustawiona pod samym nosem wojsk polskich. Jeden z oddziałów Jana Kazimierza ruszył przez las, chcąc uderzyć na Szwedów, ale naprzeciw wyjechały mu cztery oddziały, które starły w proch Polaków. Wojsko szwedzko � brandenburskie powolnym krokiem zbliżało się do umocnień wroga, który całą jazda ruszył naprzeciw, w ostatnim momencie zatrzymując się pod wpływem celnego ostrzału z muszkietów.

Siły sprzymierzone Karola Gustawa sprowadziły do przodu piechotę i artylerię i rozpoczął się ostrzał. Piątek 28 lipca dobiegał końca. Polacy mieli lepsze pozycje i częściej trafiali w stłoczone razem oddziały wojsk sprzymierzonych. Wojska Jana Kazimierza były rozdzielone na dwie części, na wschodnim brzegu stali Litwini, a na zachodnim Polacy. W ten sposób armia sprzymierzonych miała zostać wzięta w kleszcze, ale król szwedzki nie zamierzał na to czekać i przystąpił do realizacji swojego planu. Zakładał on zniszczenie każdej z armii przeciwnika oddzielnie. Gdy jednak most się zawalił, powstał problem z transportem wojsk na drugą stronę pod pozycje litewskie. Polacy niebawem spostrzegli ruchy wojsk sojuszniczych. Litwini okopywali swoje pozycje, a śpieszący im z pomocą Tatarzy rozbili kilka mil dalej obóz , oczekując na rozwój wypadków. Zadaniem dowódcy tatarskiego, Kazi Agi było uderzenie na przeciwnika od tyłu. Rada wojenna sił sprzymierzonych nie przekonała Karola Gustawa do ucieczki przed, jak głosiła plotka, 170 tys. wojsk polskich. Monarcha postawił wszystko na jedną kartę jak podczas przeprawy przez San. Z rana zjadł śniadanie w postaci zwykłej bułki i popił hiszpańskim winem. Następnie doszło do pierwszych strzałów z dział na które odpowiedzieli Polacy. Lewe skrzydło wojsk sojuszniczych ruszyło w lewo na wzniesienie przez białołęcki las, pola i łąki. Gdy już się tam znalazło rozpoczęło silny ostrzał ubezpieczający przeprawę prawego skrzydła. Zanim jednak i ono mogło uczynić podobny manewr, odparło atak tatarski silnymi salwami z broni palnej. Tatarzy cofnęli się i zawrócili w stronę lasu. W sukurs pospieszyła im część jazdy polskiej, ale i ta uznała wyższość umiejętności strzeleckich przeciwnika. Zapadła cisza, którą wykorzystało prawe skrzydło sprzymierzonych dołączając do lewego, a później ustawiając się w jej sąsiedztwie. Polacy nie przewidzieli takiego obrotu sprawy.

Ich umocnienia były teraz bezużyteczne, wobec czego dokonali zwrotu o 90 stopni, stając na wprost wroga, na piaszczystych wzgórzach w odległości kilometra. Jan Kazimierz zbierał wszystkie siły w zwartą kupę. Było to 40 tys. żołnierzy, Polaków, Litwinów i półdzikich Tatarów. Bitwa rozpoczęła się atakiem dzielnej i powoli przestarzałej husarii, którą dowodził Hilary Połubiński. Tysiąc huzarów ruszyło do boju o czwartej po południu kłusem, na lewe skrzydło sojuszników. 150 metrów przed celem husaria przeszła w galop, a 80 metrów w cwał. Kolejne salwy z dział, kartaczy czy muszkietów załamały w niektórych miejscach atak tej dzielnej jazdy, ale w innych już nie. Pierwsze uderzenie było dobre. Załamało szereg szwedzki, ale zatrzymało się na drugim szeregu niemieckim, który skutecznie się bronił. Wojsko kwarciane nie zdążyło przyjść huzarom z pomocą. Gdyż doszło do kontrataku Szwedów. Wobec tego dzielna jazda polska wycofała się zostawiając na placu boju 150 ludzi. Jazda polska powtarzała takie manewry kilkakrotnie, za każdym jednak razem były one nieskuteczne. W czasie jednej z takich potyczek, huzar Jakub Kowalski dostrzegł Karola Gustawa i rzucił się przeciwko niemu. Wbił ostrze lancy w zbroję królewską. Z pomocą królowi przyszedł jeden z gwardzistów, Bengt Travare, który zastrzelił Polaka. Po bitwie w nagrodę za bohaterstwo otrzymał cztery gospodarstwa, a Polakowi urządzono godny pochówek. Wojsko Jana Kazimierza wycofało się w kierunku Bródna. W obozie armii sojuszniczych odbyła się narada wojenna. Karol Gustaw był w dobrym humorze, podobnie jak jego dowódcy oraz Książe brandenburski. Król spożył kolację ze swoim bratem, Adolfem Johanem, a następnie przespał się w wozie. Tatarzy przeszkadzali w wypoczynku armii sojuszniczej, która już trzecią noc spędziła pod gołym niebem. Trzeci dzień przywitał obie armie gęstą jak mleko mgłą. Patrole wpadały na siebie, powodując całą masę starć i potyczek. Bitwa tego dnia została zaczęta tym razem przez króla szwedzkiego, który wpadł na śmiały pomysł. Pod wodzą Otto Christopha von Sparra, 50 � letniego Niemca, oddział muszkieterów, jazdy i artylerii miał zająć szańce polskie w pobliżu lasku praskiego. Polacy kontynuowali prace ziemne, budując kolejne okopy i powiększając stare. Ostrzelany oddział Sparra, odpowiedział tym samym, a po godzinie zdobył szańce polskie, zmuszając piechotę do ucieczki, ścigana przez kawalerię. Po chwili przystąpił pułkownik Jakob Johan Taube do ataku na wzniesienie. Prawe skrzydło widząc co się dzieje, zostało pchnięte do przodu przez swoich dowódców, myślących, że to główne natarcie. Najwyraźniej Szwedów nie opuszczało szczęście, bo Polacy pod naporem wroga wycofali się do tyłu, oddając swoje pozycje przeciwnikowi. Jan Kazimierz uznał, że bitwa jest przegrana i przerzucił na zachodni brzeg Wisły wojska najemne i działa. Prowadzony był odwrót, który był osłaniany ze wzniesień. Powstała dezorientacja, która przerodziła się w chaos. Polacy mieli jeden most, przez który prowadzono ewakuację. Gdy duża część wojska zebrała się przy nim, wojska sojusznicze rozpoczęły natarcie. Żołnierze parli w kierunku mostu, wiec Polacy rozpierzchli się. Lewe skrzydło pod wodza Połubińskiego ruszyło na północny wschód, na Białołękę. Drogę tą zagrodzili jednak sprzymierzeni, którzy prowadzili tak skuteczny ostrzał, ze Polacy zostali zepchnięci na bagna, z których mało kto wyszedł żywy. Prawe skrzydło polskie uciekało wzdłuż wschodniego brzegu Wisły. Na placu boju pozostały jeszcze duże siły polskiej piechoty zaciężnej, w większości byli to Niemcy. Szwedzi zdobyte na wzgórzu 7 dział skierowali na owe pułki piechoty, które rzuciły broń, krzycząc: � Kwatera !�. Miało to oznaczać chęć poddania się przez nie. Doszło jednak do wydawania sprzecznych rozkazów między Ks. Adolfem Janem i Ks. Fryderykiem Wilhelmem. Ten pierwszy chciał przerwać natarcie, a ten drugi dalej je kontynuować. Finał był taki, że piechota wycofała się w porządku razem z pięcioma armatami. Tymczasem na moście rozgrywała się prawdziwa panika. Most był tak napełniony ludźmi, że musiał się zawalić. Nagle stało się. Most wpadł do wody. Jan Kazimierz z trudem przedarł się na drugą stronę eskortowany przez piechotę. Reszta Polaków dostała się pod ostrzał wojsk sojuszniczych, które zdobyły obóz polski, a następnie szańce nad Wisłą. Resztki mostu zostały podpalone i ci co nie zdążyli przejść, zostali odcięci. Po drugiej stronie stały w gotowości bojowej wojska polskie, patrzące jak ich rodacy giną pod ostrzałem z muszkietów. Bitwa pod Warszawą zakończyła się zwycięstwem wojsk szwedzko � brandenburskich. Ich dowódcy doliczyli się straty jedynie 700 żołnierzy, co zdumiało wszystkich. Straty Polaków wynosiły około 2 tys. Wojsko Jana Kazimierza opuściło w pośpiechu Warszawę, zostawiając cały sprzęt. 5 sierpnia wojsko sojusznicze opuściło brzeg na którym rozegrała się bitwa. Smród ciał Polaków był już nie do wytrzymania. Zwycięstwo Karola Gustawa oddaliło udział innych państw w konflikcie w Rzeczypospolitej. Jednym z nich była Dania. Armia Jana Kazimierza kilka dni po bitwie ustawiła się niedaleko Warszawy. Wojska sojusznicze ruszyły na nią, ale po przekroczeniu rzeki Pilicy, elektor oświadczył w Radomiu 12 sierpnia, że jego wojsko dalej nie pójdzie. Była to bowiem sprzeczność interesów, gdyż elektor obsadził swoimi wojskami te tereny, które miały mu przypaść w zawartym traktacie. Chociaż siły polskie zbierały się opodal Lublina, Karol Gustaw nie zdołał przekonać księcia Fryderyka Wilhelma do ataku na Polaków. Wobec tego Król szwedzki przystąpił do ewakuacji swoich sił z wielu miast w Polsce wysyłając je na północ, na Pomorze. Także Warszawa została uwolniona z garnizonu szwedzkiego, ale zanim do tego doszło została ogołocona ze wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość i wysłane na północ Wisłą, na 17 barkach. Szwedzi zniszczyli także fortyfikacje oraz most na Wiśle. Gdy Szwedzi podążyli na północ, w ślad za nimi ruszyła jazda polska.

Jan Kazimierz zwątpił w walkę w otwartym polu i nakazał powrót do sprawdzonej partyzantki, tzw. wojny podjazdowej, która szubko zaczęła przynosić efekty.

Oddział kawalerii szwedzkiej dostał się w pułapkę pod Łowiczem, a 25 sierpnia 1656 roku pod Rawą 1200 żołnierzy szwedzkich zostało wyciętych przez Polaków i Tatarów. Wraz z nastaniem deszczy i co za tym idzie, jesieni, walki chwilowo ustały. W tym czasie Europa zajęła się dyplomacją. Wrodzy Szwecji czynnie paktowali ze sobą w sprawie jakiejś interwencji. Europa miała dosyć Szwedów, którzy wykorzystywali sytuację i uderzali na osłabionych sąsiadów. W kolejce do pokonania monarchii Karola Gustawa ustawiał się cesarz austriacki, Dania, a najgroźniejsza była Holandia. Z tą potęgą morską mogącą w każdym zakamarku Szwecji wysadzić desanty swoich wojsk, nawet Karol Gustaw nie chciał walczyć. Polecił więc kanclerzowi Erikowi Oxenstiernie zawrzeć porozumienie, które zostało zawarte we wrześniu 1656 roku w Elblągu. Holandia obiecała neutralność, a Szwedzi musieli zwinąć oblężenie Gdańska, co było porażką szwedzkiej dyplomacji. Oliwy do ognia dolewali Francuzi, którzy wścibiali swój nos wszędzie i każdemu proponowali pośrednictwo w układach. Także Karol Gustaw ze swej strony zajmował się czynnie dyplomacją. Szukał ewentualnych sojuszników. Z planów francuskich szybko zrezygnował, gdyż w tym czasie Szwecji nie stać było na nową wojnę na zachodzie, zapewne jeszcze trudniejszą niż na wschodzie. Król szwedzki szukał sprzymierzeńca w Anglii Cromwella, a raczej szukał subsydiów, dzięki którym mógłby wystawić nowa armię w Niemczech. Cały czas negocjował z Rakoczym i Chmielnickim. Słał nawet poselstwo do Stambułu. Niepokojący byli także Brandenburczycy. Fryderyk Wilhelm za cenę dalszego popierania Szwedów chciał bardziej korzystny układ. Do porozumienia doszło 20listopada 1656 roku. Prusy Wschodnie miały być suwerenną prowincją elektora. To zdumiało wszystkich. Upadł sens walki Szwedów w Polsce w opinii Europy. A dlaczego do tego doszło ? Otóż Karol Gustaw znudził się wojna w Polsce. Doszedł do wniosku, że zdobycze są niepewne. Dostrzegł inną szansę dla siebie i swojego państwa. Szansą ta była �� Dania. Do takich wniosków Karol Gustaw doszedł we Fromborku, gdzie był chory, a jego armia broniła się przed zarazą. Od 11 września spędzał tam dużo czasu wraz żoną. Zaraz po bitwie ponownie zjednoczone wojska Jana Kazimierza zostały rozdzielone na dwie części z konkretnymi zadaniami. Miały one jednocześnie uderzyć na wrogów. Na wschodzie armia litewsko � tatarska w sile 11 tys. na Prusy Wschodnie i na zachodzie, Jan Kazimierz osobiście prowadził oddziały do Prus Królewskich i Gdańska. Również szlachta wielkopolska miała wkroczyć przez Niemcy na Pomorze Brandenburskie. Na pierwsze wydarzenia nie trzeba było długo czekać. Już 8 października hetman Wincenty Korwin Gosiewski dopadł oddział wojsk szwedzko � brandenburskich pod wsią Prostki. Słaby opór wojsk sprzymierzonych przyniósł im 3 tys. zabitych lub rannych, a 2 tys. dostało się do niewoli. Wśród jeńców był Bogusław Radziwiłł oraz generał Ridderhielm. Sztab szwedzki mający swoją siedzibę we Fromborku szybko się dowiedział o zaistniałej bitwie. Karol Gustaw z troski o własną żonę, kazał jej przez kilka dni nocować na statku zakotwiczonym na morzu. Idący na północ do Inflant z pomocą generał Stenbock, akurat przechodził przez Prusy Książęce. Dysponował 8 tys. ludzi, a wojsko swoje powiększył rozproszonymi Szwedami z pod Prostek. Porzucił następnie tabory i ruszył pospiesznie na przeciwnika, którego dopadł pod Filipowem. O zwycięstwie Stenbocka zadecydowała artyleria, która powstrzymała atak jazdy litewskiej oraz większa liczebność szwedzkiego oddziału. Hetman Gosiewski stracił tylko 500 żołnierzy, choć Tatarzy opuścili go kilka dni wcześniej. Na chwile działania zbrojne zatrzymały się. Czas ten wykorzystali Polacy i przystąpili do ofensywy na północ. Pierwszym ich łupem padła Łęczyca, której załoga poddała się już po 3 dniach wojskom Jana Kazimierza. Następnie Polacy zajęli Kalisz, Chojnice oraz Bydgoszcz, ma pomoc któremu został wysłany nie kto inny, jak hrabia czeski, Wrzesowicz. Jego oddział w sile 15 tys. żołnierzy został jednak złapany w pułapkę, a samego hrabiego brutalnie zamordowali chłopi kijami. Wojsko polskie nabrało �wiatru w żagle� i przeszło granicę z Cesarstwem, docierając do ziem brandenburskich i Pomorza Szczecińskiego. Łupem Polaków padł Kulmesberg oraz 4 tys. bydła. Tysiące Niemców uciekało za Odrę. Jazda polska podeszła nawet pod szczecin, ale nie zdobywała miasta. Zajęta była paleniem i rabowaniem, w czym mogła czuć się bezkarnie, bowiem na wymienionych terytoriach nie było żadnych sił zbrojnych przeciwników. Główne jednak siły polskie podążały na Gdańsk, nie niepokojone przez Karola Gustawa, który mógł w tym czasie wystawić nie więcej niż 4 tys. żołnierze. Armia szwedzka była zdziesiątkowana i w większości rozlokowana w zajętych twierdzach i miastach. Niebawem doszły do króla szwedzkiego złe wieści, które przeraziły wszystkich z jego otoczenia, byle nie samego Karola Gustawa. Cesarz austriacki podpisał układ z Polską, w którym popierał ją w wojnie ze Szwecją i oddawał na jej żołd 4 tys. swoich żołnierzy. Szwecji przybył groźny, nowy wróg, ale dla Karola Gustawa Habsburgowie nie byli straszni, a sam ich układ z Polską okazał się jak na razie nie wiele warty. O wiele lepszy wykazał się król szwedzki w dyplomacji, który 6 grudnia 1656 roku zadziwił po raz kolejny Europę. Zawarty układ w Radnot dotyczył rozbioru Rzeczypospolitej miedzy kilka stron. Szwecja miała otrzymać Kujawy, Prusy Królewskie, Podlasie, Żmudź i Kurlandię, Fryderyk Wilhelm Wielkopolskę, Chmielnicki i jego Kozacy Ukrainę, Jerzy Rakoczy, władca Siedmiogrodu Małopolskę, Mazowsze, Wołyń, Podole i część Litwy z tytułem króla polskiego oraz Bogusław Radziwiłł województwo nowogrodzkie.

Niezmordowany wojna Karol Gustaw postanowił zorganizować ostatnią wyprawę, już czwarta w głąb polski. Tym razem zwycięstwo miało być ostateczne, chociaż dowodził jedynie 7 tys. żołnierzy podczas, gdy na początku kampanii miał 40 tys. i także nie udało mu się podbić Polski.

Ta wyprawa miała się jednak różnic od poprzednich, tym, że wojsko szwedzkie zmierzało na spotkanie z nowym sojusznikiem, księciem Siedmiogrodu, Jerzym Rakoczym. Kontrofensywa szwedzka miała się rozpocząć od ponownego zajęcia Chojnic. Karol Gustaw mógł pozwolić sobie na nią, gdyż otrzymał wsparcie w postaci nowych rekrutów z Pomorza oraz zgodnie z zawartym układem do Polski w Boże Narodzenie wkroczył Rakoczy. Z powrotem w kierunku delty Wisły zawrócił gen. Stenbock. Pod Łągowem Karol Gustaw natknął się na obóz polski, ale Polacy nie chcieli walki i następnego dnia uciekli. Piechota weszła do Gdańska, gdzie był Jan Kazimierz, a jazda ruszyła na południe. Król szwedzki wyruszył za uciekającą polską jazdą. Pułkownik Rutger von Aschenberg ze swoimi 950 � osobowym oddziałem natknął się na obóz polski. Szwedzi podpalili część domów i uderzyli na przeciwników w środku nocy z 2 na 3 stycznia 1657 roku. Poległo 3 tys. Polaków, co było bez wątpienia dużym sukcesem Szwedów, gdyż odcięli Jana Kazimierza w Gdańsku od pomocy z południa Rzeczypospolitej. Przez pewien czas zwycięski Karol Gustaw krążył po Polsce, kreśląc zwykłą ósemkę. Ruszył nawet z odsieczą obleganemu Januszowi Radziwiłłowi w Tykocinie przez armię litewską pokonaną pod Filipowem, ale nie zdążył. Twierdza padła, Radziwiłł zmarł w gorączce, a załoga wysadziła się. W tym czasie z pułapki wymknął się Jan Kazimierz, którego uwolnił na czele 2 tys. jazdy Czarniecki. Była to ekspedycja ratunkowa zorganizowana za pieniądze królowej w której Czarniecki odznaczył się, m.in. tym, że w ciągu 4 dni przebył 28 mil. Tymczasem armia szwedzka zmierzała na południe, na Kraków. Po drodze mijała okolice niektóre całkowicie ogołocone z gospodarstw czy żywności. Istne pustkowia, na których ciężko było spotkać żywego człowieka . Rzeczpospolita została ograbiona ze wszystkiego co posiadało jakakolwiek wartość materialną. Brakowało żywności, zwierząt pociągowych, zmalała ilość zabudowań. Taki był żałosny stan Polski po niecałych dwóch latach ciągłej okupacji przez Szwedów. Już 7 kwietnia armia szwedzka dotarła nad Nidę, niedaleko Krakowa, gdzie połączyła się z trzema regimentami kawalerii i ruszyła w ślad za księciem Siedmiogrodu, na północ, wzdłuż Wisły. 12 kwietnia nastąpiło upragnione przez obu władców spotkanie pod Ćmilowem. Armia szwedzko � siedmiogrodzka połączyła się. Dopiero teraz Szwedzi dowiedzieli się o szlaku Jerzego Rakoczego w Polsce. Dotarł on pod Lwów, którego nie potrafił zdobyć. Następnie armia siedmiogrodzka skierowała się na Kraków, później wzdłuż Wisły przez Sandomierz i koło Lublina. W żadnym z miast przez które armia ta przeszła, Jerzy Rakoczy nie zostawił garnizonów. Tym samym nie odciął terenów, skąd Jan Kazimierz pobierał główne zaopatrzenie dla swojej armii. Był to podstawowy błąd nowego sojusznika Karola Gustawa. Drugim błędem była niekarna, niezdyscyplinowana i bez doświadczenia banda różnych narodowości. Tę bandę Rakoczy zwał swoim wojskiem, w którym było 20 tys. Kozaków Chmielnickiego, dowodzonych przez Antana Żdanowicza, wielu Mołdawian, Wołochów, Węgrów oraz 3 tys. wojsk zaciężnych. Razem nieco ponad 50 tys. Chociaż wszystko to było prawie na koniach, to jednak tempo było fatalne z powodu ogromnych taborów. W trakcie przeprawy połączonych wojsk przez Wisłę, na północny zachód doszło do dziwnego wydarzenia, odnotowanego w wielu źródłach historycznych. Gdy Szwedzi budowali most pontonowy na rzece, na inspekcję wybrał się sam Karol Gustaw, któremu nie straszne były strzały oddziału polskiego z drugiego brzegu. Jeden z Polaków w służbie szwedzkiej zbliżył się do brzegu i krzyknął: � Jest tu Król Szwecji �. Następnie prosił: � żeby nie zrobili mu krzywdy �, a dla pewności wskazał go ręką. Polscy oficerowie przerwali ogień, pokłonili się i odjechali wraz z całym oddziałem. 19 kwietnia Szwedzi przeszli przez Wisłę, a armii Rakoczego zajęło to aż trzy dni. 2 maja oba wojska dotarły nad Bug, a po przekroczeniu zarządzono postój. Karol Gustaw był rozczarowany nowym sojusznikiem, który opóźniał marsz, a jego tabory wlokły się bardzo daleko. Po za tym Jerzy Rakoczy nie zgadzał się na żadne rozdzielenie obu armii. Każdą planowaną akcję, czy wyprawę, wojska sojusznicze miały zrealizować razem, co prowadziło w konsekwencji do zamarcia działań zbrojnych w Polsce. Aby zmusić Polaków do bitwy lub rozszerzenia działań, Karol Gustaw wpadł na pomysł, aby zdobyć Brześć. To było jedyne wyjście, gdyż Książe Siedmiogrodzki odmawiał dalszego marszu na północ. W połowie maja obie armie znalazły się niedaleko Brześcia, po czym wysłały do przodu oddział zwiadowczy, na czele którego stał Erik Jonsson.

Erik sporządził raport dla Króla, stwierdzając, że miasto jest bogate i dobrze bronione, ale armia nie mogła już z oblężenia zrezygnować. Karol Gustaw straciłby swoją reputację, zdobytą w ciężkich bojach w Polsce. 21 maja rozpoczęło się oblężenie. Na miasto spadł grad pocisków artyleryjskich i już tego samego dnia przybył z Brześcia parlamentariusz. Miasto nie poddało się jednak, toteż Szwedzi przystąpili do budowy koszów szańcowych, mających na celu osłonięcie dział.

Bibliografia:

Lata wojen – Peter Englund Niezwyciężony
1 i 2 – Peter Englund Wazowie – Leszek Podhorodecki
Potop szwedzki na Podlasiu 1655-1657 – Jacek Płosiński
Przemyśl 1656 -1657 – Andrzej Borcz
Wikipedia