Tygrysy, ciężkie tonowe monstra przemierzające pola bitew drugiej wojny światowej, od lat przyciągają uwagę Czytelników. PzKpfw VI na stałe wszedł do dzisiejszej kultury popularnej jako symbol siły i zniszczenia. Za tą fasadą kryje się jednak wiele wad, tak samo jak za okładką książki mającej opisywać historię oddziału wyposażonego w te pojazdy.

Na samym wstępie wypada zaznaczyć jedną rzecz – to nie jest książka o 2. Dywizji Pancernej SS „Das Reich”. „Tygrysy z Das Reich” opowiadają o historii kompanii czołgów ciężkich przydzielonej do tej dywizji. Pododdział ten z czasem rozrósł się do rozmiarów batalionu i podążył własną wojenną ścieżką, występując jako schwere SS-Panzer-Abteilung 102, a następnie schwere SS-Panzer-Abteilung 502. Ważne jest, by Czytelnik miał tego świadomość. Uczyniwszy to zastrzeżenie, można przejść do analizy książki.

Omawiana publikacja liczy czterysta stron, z czego sama treść zajmuje około trzystu siedemdziesięciu. Na osobnych kredowych stronach umieszczono trzydzieści dwie luźno związane z tematem publikacji ilustracje.

„Tygrysy z Das Reich” to książka, z której powinno się wyodrębnić kilka osobnych wątków. Pierwszym są wspomnienia pancerniaków. Są one nacechowane znacznym ładunkiem emocjonalnym. Można im wybaczyć pewne nieścisłości faktograficzne, bo w końcu podczas walki mieli o wiele ważniejsze zadania niż notowanie godziny i ustalanie co do milimetra swej lokalizacji na mapie. Ich główną troską było przecież przetrwanie.

Ze wspomnień czołgistów wyłania się dość ciekawy obraz walki, służby i pracy. Przede wszystkim – żaden z nich nie traktuje Tygrysa jako niezwyciężonej twierdzy na gąsienicach. Ich wozy to awaryjne monstra zrzucające gąsienice na zakrętach, stające w ogniu przy tankowaniu paliwa i prawie niemożliwe do wyciągnięcia z dołów czy podmokłego terenu. Czołgiści cenią sobie pancerz i działo Tygrysa w starciach z przeciwnikami, są jednak świadomi wrażliwości przekładni, awaryjności silnika i cienkości bocznych płyt. Więcej mówią o remontach czy czekaniu na ewakuację uszkodzonego pojazdu z pobojowiska niż o walce. Często też muszą pozostawiać uszkodzone lub zepsute pojazdy i przebijać się do swoich pod ogniem wroga. Idealnym dopełnieniem opowieści osób walczących na PzKpfw VI byłyby wspomnienia personelu technicznego zajmującego się naprawą i konserwacją postrzelanych pojazdów. Ludzie ci mogliby dużo powiedzieć o tym, jak skomplikowana budowa Tygrysa wpływała na tempo napraw lub też jak te wozy znosiły intensywną frontową eksploatację. Niestety, ich głosów nie uwzględniono w niniejszej publikacji. Wolfgang Schneider skupił się jedynie na ludziach wiodących czołgi w boju, nie zaś na całej strukturze jednostki. To kolejna rzecz, o której powinien wiedzieć potencjalny Czytelnik.

W wielu miejscach opowieści weteranów są bardzo umiejętnie uzupełniane przez Autora, dorzucającego daty, liczby i porządkującego fakty. W takich chwilach wyraźnie widać rolę jednostek czołgów ciężkich. Tygrysy stanowiły szpicę każdego większego natarcia czy kontrataku, lecz bardzo szybko traciły zdolność do walki. Kiedy PzKpfw VI stały unieruchomione na pobojowiskach lub w warsztatach, ciężar walki spadał na „zwykłe” PzKpfw III i IV oraz działa szturmowe. To te pojazdy dźwigały główny ciężar walki z wrogiem zarówno na froncie zachodnim, jak i wschodnim. Dziś znajdują się jednak w cieniu większych kuzynów.

Ostatnim elementem „Tygrysów z Das Reich” są niestety pewne pomyłki czy przeinaczenia Autora. Doniesienia o niszczeniu całych radzieckich brygad pancernych w pojedynczym starciu przez pojedyncze niemieckie kompanie można włożyć między bajki albo opatrzyć stosownym komentarzem. Sam Autor daje się niestety czasem ponieść tendencji do zaniżania strat niemieckich, a zawyżania radzieckich, co czasem prowadzi do wyżej wymienionych osobliwych fragmentów narracji. Sytuację mogłyby wyjaśnić odpowiednie dokumenty źródłowe, Schneider jednak nie zamieścił żadnego przypisu ani nie sporządził bibliografii. Oczywistym błędem jest za to wyposażanie radzieckiej artylerii przeciwpancernej w działa kalibru 90 milimetrów dostarczane w ramach Lend&Lease, bo taki sprzęt po prostu nie znajdował się ani na tym froncie, ani na żadnym innym z bardzo prostej przyczyny – nie istniał. Równie ciekawie brzmi stwierdzenie o umieszczaniu na niemieckich czołgach „Krzyża Bałkańskiego” (Balkankreuz). Jest to dość zabawne przekręcenie terminu „Krzyż Belkowy” (Balkenkreuz).

„Tygrysy z Das Reich” to książka, z którą powinien się zapoznać każdy miłośnik niemieckiej broni pancernej z okresu drugiej wojny światowej. Pamiętając o usterkach publikacji, można ją traktować jako ciekawą opowieść o niektórych aspektach życia batalionu czołgów ciężkich.