Po wielu miesiącach apeli Ukraina wreszcie dostała zgodę Waszyngtonu na użycie amerykańskiej broni prze­ciwko celom leżącym na tery­torium Federacji Rosyjskiej, a nie tylko na terenach ukraińskich oku­po­wanych przez najeźdźców. Zgoda jest wprawdzie obwarowana ścisłymi zastrzeżeniami, ale jak się nie ma, co się lubi…

Sprawa stała się paląca zwłaszcza w ostatnich tygodniach, kiedy Moskale rozpoczęli ofensywę na kierunku charkowskim i intensywny ostrzał drugiego co do wielkości miasta Ukrainy. Kijów pytał, dlaczego sojusz­nikom bardziej zależy na ochronie rosyjskich żołnierzy niż ukraińskich cywilów. Mając związane ręce, Ukraińcy nie mogli razić ani miejsc koncentracji rosyjskich wojsk kie­ro­wa­nych w stronę Charkowa, ani też ich zaplecza logistycznego.

Oczywiście wartościowe cele istnieją także poza tym odcinkiem frontu. Amerykanie postanowili jednak na razie zaspokoić to jedno bardzo wąskie, ale wybitnie istotne zapo­trze­bo­wanie. Jak informuje serwis Politico, powołując się na pięć osobnych anonimowych źródeł, zgoda wydana po cichu przez Biały Dom dotyczy wyłącznie odcinka char­kow­skiego. Ukraina może zarówno ostrze­liwać lądowe cele wojskowe po rosyj­skiej stronie granicy, jak i zestrze­liwać samoloty i pociski w rosyjskiej przestrzeni powietrznej.

– Prezydent niedawno polecił swojemu zespołowi zadbać o to, aby Ukraina mogła używać amerykańskiej broni do celów kontrbateryjnych w Charkowie, tak żeby Ukraina mogła ostrzeliwać siły rosyjskie, które ją ostrzeliwują lub przygotowują się do ostrzelania – powiedziało jedno ze źródeł Politico, podkreślając także, iż nie nastąpiła żadna zmiana w kwestii zakazu atakowania celów w głębi Rosji. Niemniej zgoda obejmuje więcej niż tylko ogień kontrbateryjny.



To samo źródło twierdzi, że Ukraina oficjalnie wystąpiła do Waszyngtonu z prośbą o taką zgodę dopiero w tym miesiącu, kiedy rosyjskie oddziały zaczęły kierować się na Charków.

Pierwsze oznaki nadchodzącej zmiany kursu zauważyliśmy mniej więcej tydzień temu. Sekretarz stanu Antony Blinken ponoć zaczął wów­czas przekonywać swojego szefa, aby ten zgodził się przynajmniej na wyzna­czenie pewnego pasa po rosyjskiej stronie granicy, w którym Ukraińcy mogliby razić cele o charak­terze wojskowym bez ogra­ni­czeń. Pojawił się także apel wystosowany w tej sprawie do sekretarza obrony Lloyda Austina przez kilkunastu członków Kongresu. Głównym hamul­cowym miał być doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan.

Dwa dni temu Blinken stwierdził podczas wizyty w Mołdawii, że Waszyngton będzie się dostosowywał do zmieniającej się sytuacji na polu walki w Ukrainie. W tamtym momen­cie Amerykanie byli pod presją już nie tylko z Kijowa, ale także ze strony państw członkowskich NATO i samego kierownictwa politycznego sojuszu.

Już na początku maja brytyjski sekretarz spraw zagranicznych David Cameron oświadczył, że żądania ukraińskie są uzasadnione (choć nie przychylił się do nich wprost). Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, który w wywiadzie dla The Economist z 24 maja powiedział, że „nadeszła pora, aby sojusznicy zastanowili się, czy powinni zdjąć niektóre restrykcje nałożone na użycie broni przekazanej Ukrainie. Trzy dni później Zgro­ma­dze­nie Parla­men­tarne NATO przyjęło deklarację wzywającą do zdjęcia ograniczeń dotyczących użycia zachodniej broni.

Wiele państw przyjęło również takie stanowisko, rzec by można, indy­wi­du­alnie. 20 maja Gabrielius Lands­bergis, minister spraw zagra­nicz­nych Litwy, określił ograniczanie prawa do użycia broni przekazywanej Ukrainie jako błąd. 28 maja prezydent Francji Emmanuel Macron oświadczył, że Ukraina ma prawo używać pocisków manewrujących SCALP EG (które są bliźniakami brytyjskich Storm Shado­wów) do atako­wania obiektów wojs­ko­wych w Rosji, które są używane do atakowania Ukrainy.



29 maja szefowa kanadyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych Mélanie Joly powiedziała, że Ottawa nie sprzeciwia się użyciu broni dostarczonej przez Kanadę do atako­wania celów w Rosji. Jej fińska koleżanka po fachu powiedziała zasad­niczo to samo. Także polski resort obrony stwierdził, że „nie zgłasza żadnych zastrzeżeń” w sprawie zakresu użycia zachodniej broni przez Ukrainę.

Cieśnina Kerczeńska

Odnotujmy również kolejny udany atak na rosyjską infrastrukturę naftową.

Po rosyjskiej stronie Cieśniny Kerczeńskiej rozciąga się półwysep Czuszka. „Rozciąga się”, bo przy ponad 16 kilometrach długości ma zaledwie 700 metrów szerokości w najszerszym miejscu. To taki Półwy­sep Helski, tyle że… bardziej. W owym najszerszym miejscu znajduje się port, noszący nazwę Port Kawkaz, będący między innymi wschodnią przy­stanią promów kursujących przez cieśninę.

W porcie znajduje się też niewielka baza paliw, wykorzystywana poza przedsięwzięciami cywilnymi także do zaopatrywania rosyjskich sił oku­pa­cyj­nych w obwodach chersoń­skim i zaporoskim. I to właśnie ona stała się tej nocy celem ataku ukraińskich dronów. Eksplozje rozległy się około godziny 2.00 czasu lokalnego. Na terenie instalacji wybuchł pożar, a co najmniej kilku jej pracowników zostało rannych.

To już drugi atak na cele nad Cieśniną Kerczeńską w ciągu dwóch dni. Wczoraj wieczorem sztab generalny ZSU pochwalił się udanym atakiem na zachodni kraniec przeprawy promo­wej za pomocą pocisków balis­tycz­nych ATACMS. Według danych ukraińskich zniszczono dwa promy kolejowo-samochodowe, a jeden z nich miał osiąść na mieliźnie, co tymczasowo zupełnie zablokowało szlak promowy. Zatonąć miał także kuter pilotowy. Doniesienia z Kercza mówiły aż o dwudziestu eksplozjach.

Późnym wieczorem pojawiły się kolejne zdjęcia, pokazujące skalę uszko­dzeń na jednym z promów. Trudno mówić tu o zniszczeniu jed­nostki, ale są to poważne uszko­dze­nia, których nie można tak po prostu zbyć wzruszeniem ramion. Konieczny będzie remont. Według rosyjskich władz okupacyjnych uszko­dzenia powstały nie wskutek uderzenia ukraińskiego pocisku jako takiego, ale od odłamków pocisku zestrzelonego przez rosyjską obronę przeciw­lot­niczą. Nawet jeśli to prawda – promowi nie robi to dużej różnicy.

US Marine Corps / Cpl. Lauren Whitney