Nie od dzisiaj wiadomo, że Turcy mają na swoim terytorium głowice nuklearne. W położonej na południu kraju, w pobliżu Adany, bazie lotniczej İncirlik – której strategiczne znaczenie wynika przede wszystkim z możliwości operowania z niej nad terytoriami państw Zatoki Perskiej – znajdują się bomby atomowe B61, będące własnością Amerykanów; oni też sprawują nad nimi nadzór. Jest jednak pewien wyjątek. Dwadzieścia z siedemdziesięciu sztuk znajduje się pod opieką turecką, mimo że zgodnie z umowami międzynarodowymi tureckie wojsko nie ma prawa ich użyć.

Coraz częściej pojawiają się plotki, według których turecki przemysł ma czerpać z technologicznych rozwiązań tej broni. Skutkować to może osiągnięciem przez Ankarę zdolności nuklearnych. Niemiecki Die Welt poinformował, że tureccy naukowcy potajemnie prowadzą badania nad stworzeniem broni jądrowej, wzorując się na programie irańskim.

Czy w każdej plotce jest ziarno prawdy? Obecnie Turcja nie posiada własnej broni nuklearnej, według oficjalnych informacji nawet nad nią nie pracuje. Znów jesteśmy świadkami zarzucania tureckim władzom, że dążą do stania się państwem nuklearnym, a tym samym zachwiania równowagi geostrategicznej w tej części świata. Polityczna nagonka na Ankarę wzmogła się, po tym jak urząd prezydenta objął Recep Tayyip Erdoğan, który rzekomo miał wydać polityczne dyspozycje, aby program jądrowy w Turcji zyskał charakter wojskowy.

Tureckie władze bronią się przed, jak to nazywają, bezpodstawnymi oskarżeniami ze strony bliżej nieznanych źródeł. – Turcja nie ma zamiaru rozwijać wojskowego programu nuklearnego, nie ma decyzji politycznej w tej sprawie. Pogłoski o tym, że prezydent polecił wzbogacanie izotopu uranu do poziomu, który umożliwi zastosowanie w głowicach nuklearnych, nie mają pokrycia w rzeczywistości – oświadczył turecki minister energii i zasobów naturalnych Taner Yıldız. Według tureckiego ministra zarzuty „nie są merytoryczne, ale polityczne” i mają na celu międzynarodowe zdyskredytowanie Turcji.

Wydaje się, że decydujące słowo w tej batalii i formułowanie jakichkolwiek oskarżeń pod adresem swojego członka należy do władzy powołanej do czuwania nad reżimem nieproliferacji broni nuklearnej. Obecnie Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej obejmuje Turcję traktatem, porozumieniem zabezpieczającym i protokołem dodatkowym do tego porozumienia. Innymi słowy: tureckie działania w obszarze energii nuklearnej podlegają kontroli ze strony Agencji, a do tej pory jej urzędnicy nie informowali o niczym, co wskazywałoby na prowadzenie tajnych prac w tureckich ośrodkach.

(ria.ru; na zdjęciu bomby B61, fot. United States Department of Defense, SSGT Phil Schmitten)

Department of Defense / SSGT Phil Schmitten via Wikimedia Commons