Najprawdopodobniej na długo owiana tajemnicą pozostanie skala uszkodzeń myśliwców F-22A Raptor, które ucierpiały w wyniku przejścia huraganu Michael nad bazą lotniczą USAF-u Tyndall na Florydzie. Siły powietrzne Stanów Zjednoczonych ujawniają natomiast, że hangary bazy zachowywały się w ekstremalnych warunkach pogodowych nieco inaczej, niż się po nich spodziewano.

– Okazało się, że dane, które posiadaliśmy, nie były zbyt dokładne – mówi szef Air Combat Command, generał Mike Holmes. – Hangary zaprojektowane tak, by wytrzymały najsilniejsze uderzenia wiatru, doznały największych uszkodzeń. A niektóre z małych, płaskich hangarów, które miały zawalić się przy wietrze o prędkości 75 węzłów [140 kilometrów na godzinę], wyszły z huraganu bez szwanku.

Według oficjalnych danych stacji meteorologicznych prędkość wiatru nad Tyndall w trakcie huraganu nie przekroczyła 210 kilometrów na godzinę. Holmes twierdzi jednak, że jego podmuchy dochodziły do blisko 280 kilometrów na godzinę. Ponieważ 10 października baza znalazła się dokładnie w oku Michaela, doświadczała silnych i gwałtownych uderzeń mas powietrza z różnych kierunków.

Władze US Air Force oświadczyły, że lotnisko zostało kompletnie zdewastowane, praktycznie każde z jego zabudowań doznało jakichś uszkodzeń, a część budynków nadaje się już tylko do rozbiórki. Jednocześnie uspokajały, że żaden z pozostawionych w Tyndall AFB na czas huraganu siedemnastu Raptorów nie został zniszczony i wszystkie z nich po naprawie wrócą do stanu pełnej używalności.

Zobacz też: Teksańskie T-45 uciekają przed huraganem Harvey

(aviationweek.com; na fot. F-22A w hangarze bazy Elmendorf-Richardson na Alasce)

US Air Force / Staff Sgt. William Banton