Gęstnieje atmosfera wokół stałej obec­ności wojsk amery­kańskich na Bliskim Wschodzie. Według kilku urzęd­ni­ków Pentagonu trwają obecnie przygotowania do całkowitego lub częściowego wyco­fania sił amery­kańskich i koali­cyj­nych ze wschodniej Syrii i Iraku. Wpływ na opracowanie takiego planu i gotowość do jego wykonania miała ciągła presja ze strony szyickich milicji wspieranych przez Iran, w tym Kata’ib Hezbollah.

Waszyngton uznał za priorytet zapew­nie­nie żołnierzom amerykańskim „bezpie­czeń­stwa” przed wybuchem jakiej­kol­wiek wojny regionalnej. Według wstępnych szacunków pełne wycofanie może zająć maksymalnie dziewięćdziesiąt dni, ale zależy to od zakresu i pilności operacji. Może więc ulec albo skróceniu, albo wydłużeniu. Decyzja Amerykanów o wycofaniu to krok w kierunku deeska­lacji napięcia spowodo­wanego ostatnimi atakami wymie­rzo­nymi w bojowników szyickich milicji. Nadmieńmy jednak, iż żadnych wiążących decyzji do tej pory nie podjęte.



Czarę goryczy przelała się 7 lutego po ataku amerykańskiego drona w Bagdadzie. Zginął jeden z dowódców bojowników, który według Pentagonu był odpowiedzialny za bezpoś­rednie plano­wanie ataków na siły amerykańskie w regionie. Uderzenie to stworzyło ryzyko dalszego nadwyrężenia stosunków z Bagdadem oraz nasilenia nacisków spo­łecz­nych i politycznych na rząd iracki, aby terminował dyslokację Amerykanów w tym kraju. Irackie ministerstwo spraw zagra­nicz­nych poinformowało, że 11 lutego odbyła się druga tura rozmów między przedstawicielami Iraku i USA w sprawie stopniowego wycofywania sił koalicyjnych pod auspicjami Naczelnego Wspólnego Komitetu Wojskowego.

Irackie śmigłowce UH-1H i Mi-17.
(US Air Force / Airman 1st Class Jason Epley)

Pierwsze spotkanie odbyło się 27 stycznia, dwa dni po osiągnięciu poro­zu­mie­nia w sprawie harmono­gramu zakoń­cze­nia misji wojskowej utworzonej pod amery­kańskim przywództwem w celu zwalczania terro­rystów z tak zwanego Państwa Islam­skiego. W spotkaniu uczestni­czył premier Iraku Muhammad Szija as-Sudani, a także najwyżsi rangą urzędnicy zarówno irackich sił zbrojnych, jak i koalicjantów.

Być może dojdzie do częściowej rejterady Waszyngtonu z Bliskiego Wschodu. Najgłoś­niej mówi się o wycofaniu wojsk znad Tygrysu i Eufratu. Możliwe staje się pozosta­wienie kontyn­gentu wspiera­jącego Syryjskie Siły Demokratyczne. Wszystko wskazuje, że pożegnanie z Irakiem będzie mieć charakter uporząd­ko­wany i nie będzie nosić znamion ucieczki, a o wszystkim zadecyduje „vox populi”. Waszyngton porozumiał się z Bagdadem w sprawie powołania w ramach wspólnej komisji „eksperckich grup roboczych składa­jących się ze specjalistów w dziedzinie wojskowości i obronności”.



Z kolei kancelaria Sudaniego stwierdziła, że zadaniem trzech grup roboczych miałoby być zbadanie poziomu zagro­żenia stwarzanego przez Da’isz, wymogi operacyjne i środowiskowe oraz wzmoc­nie­nie rosnącego potencjału irackich sił bezpieczeństwa. Pentagon podkreśla, że decyzję o omówieniu procesu wycofania się z Iraku podjęto przed 7 października. Państwo Islamskie w Iraku jest jednak innego zdania i twierdzi, że zasługa leży w działaniach bojowników. W oświad­czeniu podkreś­lono, że „Amerykanie rozumieją jedynie język siły”, i obiecano kontynuować ataki.

– Najwyższa iracka komisja wojskowa wznowiła w niedzielę spotkania z międzynarodowymi siłami koalicyjnymi w Bagdadzie – oznajmił w oświadczeniu generał Jehija Rasul, rzecznik wojskowy premiera Iraku. – Dopóki nic nie zakłóca spokoju tych rozmów, spotkania będą odbywać się regularnie, aby prace komisji mogły jak najszybciej się zakończyć.

Kampania nawołująca do wycofania Amery­kanów z Iraku i Syrii zyskała na popularności i intensywności pod koniec stycznia. Szef proirańs­kiego sojuszu Sił Mobilizacji Ludowej (Al‑Haszd asz‑Szabi) już 4 lutego zażądał opuszczenia kraju przez siły koalicji.

– Zaatakowali biura administracyjne, szpital, uderzyli w siły, których zadaniem była ochrona granic – powiedział Faleh al‑Fajjad podczas ceremonii pogrzebowej członków grupy zabitych wskutek amery­kańskich nalotów. – Celowanie w Al‑Haszd asz‑Szabi to igranie z ogniem.



Fajjad wezwał premiera, aby zrobił wszystko, co w jego mocy, żeby bronić suwerenności i godności Iraku. Innymi słowy, szef irackiego rządu powinien podjąć jedną słuszną decyzję: dopro­wa­dzić do wycofania wszystkich sił koalicyjnych z Iraku. A geopolityka nie akceptuje próżni. Już niemal rok temu pisaliśmy o ambicjach dowódcy Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej Hosejna Salamiego, który miał wizję stopniowego rozszerzenia irańskich wpływów w Iraku. Podstawową formą współpracy miało być szkolenie irackich sił zbrojnych i innych służb bezpieczeństwa, współpraca w zakresie wojskowości, obronności i bezpieczeństwa.

Poprawa relacji na linii Bagdad–Teheran była niejako efektem wymuszenia przez Iran. W listo­padzie do Bagdadu z nieza­po­wie­dzianą dwudniową wizytą udał się szef Sił Ghods Esmail Ghaani, który ostrzegł władze centralne, że jeśli nie zapanują nad Kurdami, może dojść do eskalacji ataków rakie­towych z Iranu, a nawet interwencji.

Teheran działania praktyczne wspierał retoryką, zgodnie z którą największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa i źródłem podziałów w regionie są amery­kań­skie wojska i wpływy Waszyngtonu. Od przełomu 2022 i 2023 roku Iran podejmuje stałe działania zmierzające do podporządkowania sobie sąsiada, a co najmniej do wywierania wpływu na jego politykę wewnętrzną i zewnętrzną. Irak od dłuższego czasu stoi w rozkroku między Waszyngtonem a Teheranem.

Świadczą o tym częste spotkania przed­sta­wi­cieli państwowych na najwyż­szym szczeblu w ważnych dla Iraku momentach. W obliczu napięć podsy­canych przez irańskich popleczników w Bagdadzie spotkali się Ali Akbar Ahmadian, sekretarz Najwyż­szej Rady Bezpie­czeń­stwa Narodowego Iranu, i premier Iraku, któremu towarzyszył szef Rady Bezpie­czeń­stwa Narodowego Ghassem al‑Aradżi.



Natomiast jeszcze wcześniej irański szef sztabu generalnego Mohammad Bagheri i jego iracki odpowiednik Abd al‑Amir Jarallah 3 grudnia w Bagdadzie omawiali współpracę wojskową i wysiłki anty­ter­ro­rys­tyczne. Pojawił się także temat wspólnych ćwiczeń wojskowych, które miałyby „przyczynić się do zapewnienia bezpieczeństwa granic”. Bagheri spotkał się też z irackim ministrem obrony Sabetem al‑Abbasim, z którym omawiał współpracę wojskową i kwestie regionalne.

W atmosferze zacieśnienia relacji iracko-irańskich nie ustają uderzenia w amerykańskich żołnierzy. Amerykanie nie pozostają dłużni. Według Washington Institute for Near East Policy, zamordowanym 7 lutego dowódcą milicji, którego nazwiska Pentagon nie podał, był Abu Bakr as-Saadi, niegdyś ochroniarz Abu Muhandisa, często towarzyszący mu w spotkaniach z generałem Ghasemem Solejmanim. Amerykanie uderzają więc w osoby na wyższych szczeblach hierarchii. Toczą wojnę głównie z Kata’ib Hezbollah, z którą przez okres największej aktywności Da’isz mieli zawieszenie broni. Do jego zerwania przyczynił się sławny atak na lotnisku w Badgadzie w styczniu 2020 roku.

Wszystko to sprawia, że hybrydowa strategia ajatollahów zaczyna przynosić coraz bardziej wymierne efekty. Z jednej strony Teheran bombar­duje Amery­ka­nów ołowiem, z drugiej – zmierza do zawładnięcia umysłami i sercami Irakij­czy­ków, w tym rządzących państwem. A cel jest jeden: stworzenie obrazu Iranu jako jedynego gwaranta bezpieczeństwa i siły mogącej obronić Irak przed terrorystami z Państwa Islamskiego.

Zobacz też: Tajna zimna wojna 2.0 – czy Rosjanie wystawili na odstrzał chińskiego ministra?

Tasnim News Agency