Systemy uzbrojenia opracowywane specjalnie z myślą o bezzałogowych statkach powietrznych zdobyły już trwałą pozycję na rynku. W ich rozwoju i produkcji przodują Turcja i Chiny. Co natomiast z podwodnymi bezzałogowcami? Amerykański Anduril stara się wypełnić tę niszę, natomiast szwedzki startup Nordic Air Defence pracuje nad tanim pociskiem przeciw­lot­ni­czym do zwalczania dronów.

Bezzałogowce chyba na stałe weszły już do myślenia o wojnie morskiej. Rozwiązują problemy braków kadrowych, z którymi borykają się wszystkie marynarki wojenne, są tańsze niż okręty załogowe, można budować je w dużej liczbie. Sukcesy ukraińskich nawodnych i pół­zanu­rzal­nych systemów bezzałogowych jedynie zwiększyły zainteresowanie tym nowym rodzajem uzbrojenia. Osobną kategorią są duże podwodne pojazdy auto­no­miczne (XLUUV), które mają odciążać okręty podwodne i działać w szczególnie niebez­piecz­nych rejonach. Prace nad takimi systemami są prowadzone między innymi w Stanach Zjednoczonych, Chinach i Australii.

XLUUV-y mają wypełniać zadania rozpoznawcze, stawiać miny i je zwalczać czy przewozić zaopatrzenie. W Andurilu zwrócono uwagę, że mimo deklarowanego przez floty dużego zainteresowania podwodnymi bezzałogowcami do tej pory nie pojawiły się zamówienia na przeznaczone dla nich systemy uzbrojenia. Sprawa jest istotna. Zwłaszcza w przypadku torped, głównej broni jednostek podwodnych, na rynku cały czas dominują systemy powstałe w trakcie zimnej wojny, opracowane z myślą o okrętach podwodnych i nawodnych, a nie znacznie mniejszych bezzałogowcach. Do tego, jak zwraca uwagę firma w swoim oświadczeniu rozesłanym do mediów, produkcja torped jest niewielka.

Dwie wersje Copperheada: 100M i 500M.
(Anduril)

Rozwiązaniem tego problemu ma być opracowana przez Andurila rodzina „torpedopodobnej” amunicji Copperhead. Podstawowymi założeniami projektu są możliwość szybkiego urucho­mie­nia masowej produkcji, szerokie wykorzystanie sztucznej inteligencji, umożliwiającej autonomiczną żeglugę podwodną, zastosowanie łączności akustycznej do łączności z innymi pojazdami podwodnymi, a radiowej do komuni­kacji z jednostkami nawodnymi. Można więc spekulować, że Copperhead, jeśli nie teraz, to docelowo będzie mógł działać w roju.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

CZERWIEC BEZ REKLAM GOOGLE 3%

Kolejnym atutem ma być wymienna głowica. Na swojej stronie Anduril informuje o zadaniach dozorowych, poszukiwawczo-ratowniczych i doglądaniu podmorskiej infrastruktury krytycznej. W obliczu kolejnych sabotaży rurociągów i światłowodów przez Rosję i Chiny czyni to z Copperheada atrakcyjne rozwiązania. Oczywiście pod warunkiem, że uda się spełnić obietnice szybkiej masowej produkcji, a system będzie sprzedawany w przystępnej cenie. Wyposażenie wymiennych głowic ma obejmować czujniki aktywne lub pasywne, przekaźnik komunikacji akustycznej, magnetometr, sonar boczny, systemy wykrywania chemikaliów czy lekką głowicę bojową

Rodzina Copperhead ma obecnie dwóch członków. Pierwszy, mniejszy, to Copperhead-100. „Torpedopo­dobny” dron ma średnicę 323 milimetrów i długość 270 centymetrów. Jak wskazuje nazwa, masa ładunku użytecznego wynosi sto funtów, czyli 45 kilogramów. Większy Copperhead-500 ma torpedowy kaliber 533 milimetry i 414 centymetrów długości. Masa głowicy może wynieść 500 funtów, czyli 227 kilogramów. Oba podwodne drony mają osiągać prędkość ponad 30 węzłów. Wersje przewidziane do przenoszenia głowic bojowych są oznaczone odpowiednio Copperhead-100M i Copperhead-500M.

Anduril deklaruje możliwość integracji Copperheadów z dowolną bezzałogową platformą nawodną i podwodną, jednak preferuje własne konstrukcje. Chodzi tutaj o podwodne bezzałogowce Dive-LD i Dive-XL. Ten ostatni ma być w stanie przenosić nawet kilkadziesiąt Copper­headów-100 i „wiele” Copper­headów-500.

Czym w drony

Uzbrojenie dla XLUUV-ów pozostaje ciekawostką. Bardziej zaprząta głowy wojskowych kwestia zwalczania niedużych bezzałogowców, tak nad lądem, jak i nad morzem. Zwalczanie tego zagrożenia przy użyciu pocisków przeciwlotniczych krótkiego zasięgu zwyczajnie nie kalkuje się ekonomicznie. Stosunkowo tanie pociski Tamir używane przez izraelską Żelazną Kopułę kosztują około 50 tysięcy dolarów za sztukę. Pocisk AMRAAM (używany między innymi w systemie NASAMS) to około miliona dolarów.

W siłach zbrojnych całego świata ściera się kilka koncepcji. Przykładowo Chińczycy stawiają na małokalibrowe działka systemu Gatlinga, Niemcy – na małokalibrową amunicję programo­walną, Włosi – na amunicję precyzyjną średniego kalibru. Za najbardziej przyszłoś­ciowe rozwiąza­nia uznawane są lasery i systemy walki elektro­nicz­nej. Natomiast skuteczne komplek­sowe systemy mają stosować mieszaninę wielu wymienio­nych rozwiązań.

Wszystkie rozwiązania mają wady i zalety, a samo­napro­wa­dza­jące się pociski przeciw­lot­ni­cze mają swoje niezaprzeczalne atuty. Stąd też kolejne próby skonstruowania „ekonomicznego” systemu jak niemiecki SADM (Small Anti Drone Missile). Jak pokazują doświadczenia z Ukrainy, sposobem na tanie drony FPV mogą być inne drony FPV uzbrojony chociażby w strzelbę myśliwską.

Nadal nie rozwiązuje to jednak problemu zwalczania niedużych bezzałogowców i amunicji krążącej, jak rosyjskie Orłany, Łancety i irańskie Szahedy (w Rosji produkowane pod nazwą Gierań). Nowatorskie podejście do tematu zaprezentował szwedzki startup Nordic Air Defence z pociskiem, a właściwie przeciwdronem, Kreuger 100 z napędem elektrycznym. Założyciel przedsiębiorstwa, Karl Rosander, postanowił wykorzystać rozwiązania z półki, a główny nacisk położyć na oprogramowanie. Tym sposobem udało się zbić cenę jednostkową do około 10 tysięcy euro.

Kreuger 100 jest pomyślany jako system ochrony nie tylko obiektów wojskowych, ale też cywilnych, jak lotniska. W listopadzie ubiegłego roku Nordic Air Defence ogłosił zabez­pie­cze­nie finan­so­wa­nia w wysokości 1,2 miliona euro, które ma pozwolić na przyspie­sze­nie prac rozwojowych i prze­pro­wa­dze­nie testów. Rosander i większość jego zespołu nie mają doświadczenia z projektami wojskowymi, co jest jednocześnie wadą i zaletą. Bardziej niepokojące są doniesienia o dotychczasowych osiągnięciach Szweda, który miał nie doprowadzić do końca żadnego projektu. Z drugiej strony w projekt zaangażowali się ludzie tacy jak były wiceprezes Volvo Jan Gurander. Kluczową kwestią pozostaje oczywiście zainteresowanie rządów i ewentualność prób w warunkach bojowych w Ukrainie.

Anduril